Państwo Niebieskiego Środka

Upływ krwi nadwątlił moje siły, lecz bezczynność nie sprzyja szybkiemu powrotowi do zdrowia. Dlatego na pytanie Dowódcy, czy zechciałbym się zająć utrwaleniem informacji wodza Ore o Jedynym Państwie Niebieskiego Środka, odparłem, nie kryjąc radości, że od wielu godzin czekam na takie właśnie polecenie, na co Paweł odrzekł z właściwą sobie delikatnością, iż nie ma mowy o poleceniu.

— Tylko od ciebie zależy — mówił — od twojego samopoczucia, czy zechcesz uczestniczyć w męczącej i irytującej rozmowie. Poprowadzi ją Akon, a w tym czasie Egin przy pomocy maszyn rozbroi te pocieszne istotki i wyekspediuje na rodzimą planetę. Jeżeli jednak czujesz się osłabiony, poproszę innych o pomoc.

Podziękowałem za wzruszającą troskliwość, oświadczając raz jeszcze, że natychmiast przystępuję do przygotowania aparatury, która wiernie utrwali rozmowę filozofa Akona z tym zarozumialcem i gburem Ore.

A oto rezultat moich poczynań:

— Nazywają ciebie, Ore, wielkim wodzem — rozpoczął rozmowę filozof Akon. — Czy to oznacza, że ty wszystkim wydajesz rozkazy, czy tobie nikt nie rozkazuje?

— Rozkazuje, rozkazuje — Ore zagulgotał, tak bardzo rozbawiło go to pytanie. — Mnie wydaje rozkazy Wielki Ster, który nosi piękny, biały strój w zielone pasy i sprawuje władzę nad Klanem Wielkich Wodzów. Wielkim Sterem steruje Wielki Sternik, ten słucha rozkazów Wielkiego Terbera, Terber podlega Wielkiemu Rządcy Terytorium Planety, który wykonuje polecenia Wielkiego Rządcy Obszarów Niebieskich. Ten z kolei zależy od Wielkiego Rządcy Niebieskiego Środka i podległych prowincji kosmicznych.

— Doskonale pomyślane — pochwalił Akon, prowokując Ore do dalszych wynurzeń.

— Cokolwiek czynimy, jest doskonałe — stwierdził „skromnie” wódz. — I nie może być inaczej, bo na początku z ekstraktu Doskonałości powstało Praźródło Wszelkiego Życia. Z tego Praźródła wytrysnął ogień i woda, a gdy złączyły się ze sobą, utwoszył się obłok pary. Z chmury tej spadł deszcz i wrócił do źródła, woda wzbogacona pierwiastkami niebieskimi przemieniła się w życiodajny bulion.

Filozof Akon coś mamrotał pod nosem, lecz mimo najlepszych chęci, nie zdołałem uchwycić sensu nie1 wątpliwie interesującego komentarza do słów Ore.

— Dajmy pokój tak odległym czasom — rzekł Akon. — Interesuje nas bardziej współczesność Państwa Niebieskiego Środka.

— Jedynego — poprawił Wódz. — Współczesność jest równie doskonała jak przeszłość.

— I zapewne przyszłość — domyślił się filozof.

— Zapewne?! — oburzył się Ore. — Nikt nie wątpi, że także przyszłość Jedynego Państwa Niebieskiego Środka będzie doskonała!

— A może nawet doskonalsza od doskonałej — poddał Akon.

— Na pewno doskonalsza od doskonałej — przystał Ore — chociaż w niewielkim stopniu.

— Dlaczego w niewielkim?

— Bo niewiele brakuje nam do doskonałości absolutnej.

— W jaki sposób osiągnęliście doskonałość?

— Wyrzekając się wszystkiego, co niedoskonałe.

— A jak można rozróżnić, co doskonałe, a co dalekie od doskonałości? — pytał Akon.

— Oddzielając ziarna od plew.

— Co plewy, a co ziarna?

— Ziarna to doskonałość, plewy wprost przeciwnie.

Znowu Akon począł mruczeć, deformując słowa. Cóż to za zwyczaj? „Mów wyraźnie” — szepnąłem. Usłyszał, bo w odpowiedzi wzruszył ramionami, co miało oznaczać: nie zawracaj głowy. Ore był zadowolony z siebie. Fajtał krótkimi nogami i opychał się słodyczami, które gościnny filozof postawił na stole, by osładzały niefortunnemu wodzowi gorycz chwilowej niewoli. Widocznie to fajtanie rozpraszało uwagę Akona, bo rozejrzał się po kabinie, wyciągnął z kąta jakieś pudło i wsunął je pod nogi Ore. — Dbasz o moją wygodę — rzekł wódz i łaskawie skinął głową. — Dobrze czynisz. Chętnie odpowiem na dalsze pytania.

Filozof doszedł do przekonania, że Ore sam nie wie, co to jest doskonałość, i trzeba poprowadzić rozmowę w innym kierunku.

— Czy Wielki Rządca Państwa Niebieskiego Środka to władca absolutny, czy jest cesarzem, królem, naczelnikiem? Kto rządzi Planetą?

— Planetą rządzi Szara Istota — odparł Ore.

— To znaczy każdy?

— To znaczy jedna szara istota.

— A ilu mieszkańców liczy terytorium, z którego pochodzisz?

— Tyle ile gwiazd na niebie. Ongiś było tak: terytorium Planety zarządzał król. Raz rządził dobrze, a raz nieco gorzej i każdy mówił, gdybym ja był królem, nigdy nie byłoby nieco gorzej, a zawsze nieco lepiej. Ciągle to powtarzano, jakkolwiek Wielki Rządca często zmieniał królów, to żaden nie mógł wszystkim dogodzić.

— Byli to królowie niedoskonali.

— Powiedziałem „ongiś”, a więc dawno, dawno temu, kiedy dalecy byliśmy od doskonałości. Kłopot z królami Wielki Rządca Terytorium Planety rozwiązał w ten sposób: ogłosił, że mianuje wszystkich królami. Od tej pory w Jedynym Państwie Niebieskiego Środka każdy był królem, natomiast rządy sprawowała jedna Szara Istota.

— I to zmieniło sytuację?

— Radykalnie, bo od Szarej Istoty nie można wymagać tego, co od króla. Natomiast od siebie, a więc od każdego, trzeba wymagać jak najwięcej, a ponieważ każdy był królem, wymagał od siebie tyle, ile dawniej od jednego króla, a zatem bardzo dużo.

Akon chrząknął i przychylniej spojrzał na Ore.

— Ta droga zawiodła wszystkich do doskonałości?

— Ta i inne.

— Czy badacie Kosmos?

— Nie.

— Uważacie nas za głupców, a my prowadzimy badania Wszechświata.

— Znajdujemy się w samym środku Nieba, niczego nie potrzebujemy badać.

— Rozwiązaliście najtrudniejsze problemy?

— Dawno.

— Poznaliście budowę Kosmosu?

— Doskonale.

— Jaki więc jest ten Kosmos?

— Doskonały — odparł Ore.

— I jaki jeszcze?

— Cykloidalny, hiperboliczny i paraboliczny.

— Jednocześnie?

— Wszechświat był, jest i będzie, istnieje w trzech strefach czasu i w każdej jest inny. Nie pytaj o szczegóły, powtarzam lekcję wyuczoną w młodości. Moja specjalność: bronić granic tego Wszechświata przed obcymi z dalekich prowincji.

— Oglądaliśmy uważnie twoje rakiety, zdaniem naszych konstruktorów pojazdy te nie mogą opuścić granic lokalnego systemu słonecznego.

— A po co miałyby opuszczać? — zdziwił się Ore.

— Jakże można bronić granic Wszechświata, nie opuszczając własnego układu?

— Broniąc najbliższych okolic centrum Kosmosu, bronimy całości.

— Skąd to przekonanie?

— To prawda dawno odkryta i udowodniona.

— Nie zamierzacie jej sprawdzić? — Sprawdzać prawdę? — zdumienie wodza było szczere.

— Najmądrzejszy człowiek może się mylić.

— Człowiek to ty — przypomniał Ore. — Ty ciągle się mylisz.

— Najmądrzejsza istota również może popełnić błąd.

— W jaki sposób istota mniej mądra może dostrzec błędy istoty mądrzejszej?

Akon znowu począł mamrotać, ale wódz nie zważając na to, mówił dalej:

— Ongiś poznano zasadnicze prawdy. Stało to się możliwe dzięki współpracy Rządców Terytorium Planet z Rządcami Przestrzeni Niebieskiej. Od tej pory wiemy, co wiemy, i uważamy naszą wiedzę za jedyną i wystarczającą.

— Wymień niektóre z tych prawd.

— Pierwsza prawda brzmi: jesteśmy środkiem Wszechświata. Druga prawda: cały Wszechświat jest naszą własnością. Trzecia prawda: jesteśmy najlepszymi i najmądrzejszymi istotami Kosmosu. Prawda czwarta: musimy bronić granic naszego Wszechświata przed obcymi. Prawda piąta: ten, któremu służymy, rządzi niebieską sferą. Ten, którego słuchamy, rządzi sferą lądów i oceanów. Gdziekolwiek jesteśmy, Tu czy Tam, Oni czuwają nad nami, bo my czuwamy nad Nimi. Wzajemnie jesteśmy sobie potrzebni. Nie możemy bez siebie istnieć.

— No, no — wymruczał Akon i na tym poprzestał.

— Przyjemnie rozmawia się z tobą — Ore zdobył się na komplement. — Zadałem sobie wiele trudu, na pewno i tak niewiele zrozumiałeś.

— Odrobinę — powiedział filozof, zachowując godną uznania zimną krew.

— Lubię słodycze — wyznał wódz — dlatego nie zważając na twoje ograniczone możliwości, starałem się nieco rozjaśnić mroki twego umysłu.

— Nigdy nie wątpiłeś w swoją mądrość?

— Nigdy.

— Nigdy nie wątpiłeś, że środek Kosmosu znajduje się tutaj, a nie gdzie indziej?

— Nigdy.

— I nikt nigdy w nic nie wątpił?

— Nikt nigdy. Czy można wątpić w blask gwiazd, w ciemność nocy, w mądrość, w nieomylność?

— Warto przecież czasem sprawdzić, czy zimne jest zimne, czy słuszne jest słuszne. Czy kwiat pachnie, a kobieta rzeczywiście kocha.

— Wiele rzeczy dawno sprawdzono.

— Wiele, więc nie wszystkie.

— Innych nie potrzeba sprawdzać.

— Wystarczy wierzyć?

— Tak, wierzę w swoją mądrość, bo co dzień korzystam z owoców mego rozumu. Wierzę w mądrość mądrzejszych ode mnie, bo doświadczam łask, których źródłem jest moja gorąca wiara.

— Żyjesz więc bez konfliktów, bez kłopotów, bez rozterek, bez bólów?

— Czasem rżnie mnie w brzuchu od nadmiernego myślenia.

— I słodyczy…

— Gdy myślę, jem, gdy przestaję jeść, nie myślę. Na głodnego nic mądrego nie wymyślę.

— Nie chorujesz, nie cierpisz?

— Choruję i cierpię.

— Więc narzekasz?

— Wzywam medyka.

— Medykowi wierzysz? — Jieśli go wzywam, wierzę. Mamy dobrych medyków.

— Nie dokuczają wam epidemie?

— Dokuczają.

— Najmądrzejsi nie potrafią ich zwalczyć?

— Nie żądajmy zbyt wiele.

— Choroby skracają życie.

— Niczego nie skracają — rzekł Ore. — Mówiłem: nie istniejemy Tu, istniejemy Tam.

— Tam jest lepiej?

— To jedna z zasadniczych prawd, bo wszystkich nie wymieniłem. Za specjalnym zezwoleniem obu Rządców można dobrowolnie i przed czasem przejść do Drugiej Strefy Jedynego Państwa Niebieskiego Środka.

— Czy ktokolwiek wrócił Stamtąd, czy opowiadał, jak Tam jest?

— Dlaczego mieliby tak postępować? Rządca Terytorium Planet często odwiedza Rządcę Przestrzeni Międzygwiezdnej, a wróciwszy opowiada, co widział.

— I to wystarcza!

— W zupełności!

Filozof Akon przymknął oczy. Cierpliwość tego człowieka wystawiona była na ciężką próbę.

— Wkrótce zakończymy rozmowę — pocieszył Wodza. — Jeszcze dwa, trzy pytania.

— Chętnie odpowiem.

— Czy prowadzicie wojny?

— Wojna? Co to jest wojna?

— Dwie armie walczą ze sobą, zabijają swoich żołnierzy — filozof pomyślał, że zdefiniowanie wojny sprawia mu pewien kłopot. — Dwie armie toczą bitwy, wiele bitew to wojna.

— Dwie armie? — nie mógł zrozumieć Ore. — Komu są potrzebne dwie armie? Lepiej dowodzić jedną wielką armią.

— Nigdy nie walczyliście z sobą?

— Z sobą — Wódz o mało nie zakrztusił się cukierkiem. — O czym ty mówisz? Czy rozsądna istota sama sobie ucina nos albo ucho? Czy istota rozumna i zdrowa niszczy swoje ciało?

— Miałem na myśli walki prowadzone między różnymi plemionami i grupami? Czy nie biliście się z sąsiadami? Z mieszkańcami innych planet?

— Nie, tylko z Obcymi z dalekich prowincji Wszechświata.

— Jak wiele toczyliście takich walk?

— Niewiele. Droga do Środka Niebieskiego daleka i niebezpieczna.

— Zdołaliśmy ją jednak pokonać,

— Dlatego musieliśmy interweniować. Najpierw skryliśmy nasz system słoneczny za sztucznie wytworzonym obłokiem.

— Sądziliśmy, że nastąpiła eksplozja supernowej, a potem, że eksplodował nowy Wszechświat.

— Otrzymałem rozkaz: odstraszyć obcych.

— Spłonęło dwieście rakiet sterowanych przez maszyny.

— Bo przekroczyliście granice.

— Co zniszczyło nasze sondy?

— Wysokie temperatury.

— Wiele nie brakowało, by kosmonauci opuścili gwiazdoloty.

— Myśliwy często wypłasza zwierzynę z kryjówki.

— Tym razem było to polowanie na istoty myślące.

— Słusznie — zgodził się Ore. — Potraficie myśleć. Przekonała nas o tym decyzja pozostania w gwiazdolotach. Wasze statki posiadają skuteczne osłony przeciwżarowe. Zniosą bardzo wysokie temperatury. W statkach byliście bezpieczni.

— Początkowo rozmiary obserwowanych planet i słońca wydały nam się niesłychanie małe!

— Ulegliście złudzeniu, które wywołała termiczna bariera. Doskonale potrafimy bronić granic Jedynego Państwa Niebieskiego Środka.

— I mimo tej doskonałości przegraliście

— Co zamierzacie? — zapytał Ore, wkładając do ust kawałek czekolady.

— Za chwilę usiądziesz w wielkim fotelu w największej rakiecie i wrócisz na rodzimą planetę, dokąd już odesłaliśmy twoich podkomendnych.

— A wy, co wy uczynicie?

— Pomkniemy w Kosmos, kontynuując wyprawę. Wódz Ore radośnie zagulgotał.

— Nie przegraliśmy! — wołał uradowany. — I tym razem odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo, zniechęcając Obcych do lądowania na planetach Niebieskiego Środka. Zwyciężyliśmy! Zwyciężyliśmy!

— Odpowiedz jeszcze na jedno pytanie, dlaczego uszkodziliście Gwiazdolot Numer 2000?

— Żeby go opanować.

— Zamierzaliście coś zostawić na pamiątkę?

— Istotnie, materiały o dużej sile niszczenia.

— Chodziło o spowodowanie wybuchu?

— Nie, o niedostrzegalne promieniowanie stopniowo likwidujące istoty.

— Byłoby to bezmyślne, okrutne morderstwo! — zawołał oburzony Akon. — Po co mordować ludzi, którzy nie są waszymi wrogami?

Ore odsunął talerz ze słodyczami. — Mówiłem z tobą bardzo długo, co dobrze świadczy o mojej cierpliwej mądrości, lecz nigdy nie zdołam zniżyć się do twojego poziomu, a ty nigdy nie dorównasz memu rozumowi, bo istoty z prowincji Jedynego Państwa Niebieskiego Środka są niesłychanie prymitywne. Zgodnie z rozkazem nieomylnych Rządców odpędzamy i zabijamy Obcych.

Akon włączył ekrany i Ore zobaczył załogi gwiazdolotów. Kosmonauci przysłuchiwali się tej niecodziennej rozmowie. Pochmurne twarze ludzi zaniepokoiły herszta kosmicznych rozbójników.

— Ale… ale — jąkał — nie zabiliśmy nikogo.

— Pogawędka skończona — rzekł Akon i zwrócił się do Dowódcy. — Co zrobimy z tym zuchwałym indorem?j

— Niech wraca, skąd przybył — powiedział Paweł Do. — Sondy obserwacyjne zebrały bogaty materiał, utrwaliły tysiące obrazów z życia mieszkańców Państwa Niebieskiego Środka. Porównamy je z relacjami Ore.

Spełniwszy polecenie Pawła Do, które nazwał prośbą, utrwaliłem rozmowę filozofa Akona z Wielkim Wodzem, a raczej Wielkim Pyszałkiem Ore, sprawiedliwie nazwanym hersztem zbójców. Maszyny usunęły wszystkie uszkodzenia gwiazdolotu Dowódcy, wymieniono osłony zewnętrzne, ściany, sufity a także firmament nad od nowa wybudowanym Domem Rodzinnym. Grupa Północna i Zachodnia coraz szybciej zbliżały się do Grupy Południowej. Ta zmniejszyła nieco swoją szybkość, by ułatwić spotkanie. Coraz wyraźniej odbierany sygnał-drogowskaz wzbudził czujność całej eskadry.

Co jeszcze warto powiedzieć o dniach minionych? Że wiele dyskutowano o butnych „indorach”. Że niektórzy żałowali, iż tak przyjaźnie rozstaliśmy się z nieprzyjaznymi dla nas istotami. Niektórzy mówili: „Warto ich było nauczyć rozumu.” A inni powiadali: „Należało przekonać te istoty, że świat, w którym żyją, nie stanowi centrum Kosmosu.” Dowódca milczał i słuchał, więc dalej debatowano nad tym, co należało uczynić, a czego nie. Sam odczuwałem pewien niedosyt, nie wiedząc, czy to brak deseru po obiedzie, czy nie zaspokojony głód spowodowany przyspieszoną przemianą materii.

Tu, w Kosmosie, materia niekiedy odmawiała posłuszeństwa człowiekowi, który jest materią. Astromedyk Julis i inni lekarze byli nieco zaniepokojeni stanem zdrowia kosmonautów. Rysy twarzy jakby się wyostrzyły. Na Ziemi minęło podobno jedenaście lat, według zegarów gwiazdolotów — cztery lata. Ale wracając jeszcze do tych rozmów o „indorach”, chciałbym przytoczyć słowa nieludzko wyrozumiałego Tytusa:

— Przekonani są o swojej mądrości i nieomylności. Jeżeli to szczere i silne przekonanie, byłoby wielką niepoczciwością zburzyć to mniemanie. Uważają, że żyją w samym środku Kosmosu. To przecież często powtarzana hipoteza, a dla niektórych pewność. Podobno każdy punkt Wszechświata może być jego środkiem. Wierzą, że wszystkie gwiazdy i planety należą do nich. Może dlatego zawsze czuli się bogaczami. Nie powinni mordować. Przeczuwam, że lubią przechwałki, a w rzeczywistości nie zabijają, poprzestając na straszeniu. Jeżeli mylę się, to tym gorzej dla tych istot. Skłonność do unicestwiania życia może przekształcić się w manię prześladowczą, a to prowadzi, jak twierdzą eksperci, do samozniszczenia.

Jeszcze Laurin dodał jedno zdanie, mówiąc: — Najsłuszniejsze wydaje mi się to, co Tytus powiedział o teorii Środka. Jakże często jeszcze sami jesteśmy środkiem wszystkiego.

Czytali potem wspólnie, Paweł Do, Tytus, Laurin a także Tereza, do której nie czuję już najmniejszej nawet urazy, fragmenty starego poematu. Zaczynał się od słów: „Świat jest dookoła mnie, ja jestem światem, wokół którego toczy się życie”. Filozof Akon powiedział w czasie porannego spaceru po galerii statku kosmicznego: „Czy miłując wszystkich ludzi, można być nieludzkim dla siebie?”

Patrzę przez okno gwiazdolotu w Kosmos. Wszechświat toczy się po gigantycznym kole, w samym środku dwa tysiące pojazdów, a w ich centrum znajduje się gwiazdolot Dowódcy, w samym środku statku stoję ja, Narbukil, Kronikarz Wyprawy.

Загрузка...