Machina liberata

— Zdumiewająca lekkomyślność — do rozmowy włączyła się Tereza. — Dowódca powiedział: „Za godzinę pięciuset kosmonautów wyląduje na księżycu Hor”, a ty — zwróciła się do Tytusa — zapytałeś, czy to będzie karna ekspedycja. Paweł zaprzeczył i uznaliście sprawę za załatwioną. Nie mogę tego zrozumieć. Zaledwie zdołaliśmy szczęśliwie opuścić ten przeklęty księżyc, „opuścić” to niewłaściwe słowo, zaledwie zdołaliśmy uciec, tak, po prostu uciec, chyba nikt nie wątpi, że to była ucieczka, Paweł Do zamiast pięćdziesięciu ludzi wysyła dziesięć razy liczniejszy desant. Reprodukcja Dowódcy szczęśliwie została unieszkodliwiona, a oryginał podejmuje te same decyzje. Czy nie rozumiecie, że to nowa prowokacja?

Milczeliśmy, oszołomieni nieco tyradą Terezy, mówiła więc dalej:

— Kogo zamierzacie bronić? Trzech cieni ukazanych w magicznym zwierciadle? Rozumniejsi są rzeczywiście mądrzejsi od nas, umiejętnie grają na ludzkich uczuciach. Dobrze znają wspaniałych ludzi, tak łatwo, tak spontanicznie narażających swoje życie. Pragniecie zbadać księżyc. Słusznie. Należy to uczynić, ale przy pomocy automatów. Czy nie mamy pojazdów bezzałogowych? Wyślijcie maszyny. Niech pokroją księżyc na plastry, a eksperci, nie opuszczając swoich pracowni w gwiazdolotach, przeanalizują przekazane materiały. Porozmawiajmy z Dowódcą w obecności wszystkich kosmonautów.

Spełniając życzenie Terezy, włączono dwa tysiące głównych ekranów. Paweł Do zaprotestował:

— Cóż to za nowe zwyczaje? Nie wyraziłem zgody na publiczną dyskusję.

— Znajdujemy się w wyjątkowej sytuacji — tłumaczył spokojnie Hesker. — Stan zagrożenia trwa. W dalszym ciągu nie możemy wyzwolić się spod wpływu Rozumniejszych. Najlepszym tego dowodem są nasze reakcje, a raczej brak reakcji na twoją decyzję o zrzuceniu desantu na księżyc Hor. Nie wolno bagatelizować ostrzeżenia Terezy.

— Jedynie ona zachowała zdolność samodzielnego myślenia — mówił Dowódca. — Jedynie ona dostrzega niebezpieczeństwo.

— Nie — odezwał się Tytus. — Ja również, a także Hesker, Soke, Laurin i wielu innych.

— Załóżmy przez chwilę, że mój umysł opanowała idea narzucona przez Rozumniejszych. Jeżeli tak jest w istocie, powinienem natychmiast zrezygnować ze stanowiska Dowódcy eskadry.

— To ostateczność — oświadczył Hesker. — Spróbuj przedtem wytłumaczyć nam, dlaczego nie obawiasz się o życie pięciuset kosmonautów, skąd wiesz, że będą bezpieczni na księżycu Hor?

— Moje słowa wywołują nowy sprzeciw, może nawet oburzenie. Skoro jednak muszę być szczery, będę mówił prawdę, chociaż wolałbym milczeć.

— Mów — rzekł Tytus. — Ta rozmowa nie należy do najprzyjemniejszych. — Prawdopodobnie oni stworzyli tę sytuację, a teraz czekają na rezultaty.

— Nie przestałem wierzyć w dobre intencje Rozumniejszych. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, co mówię. Minione wydarzenia świadczą o ich nieporadności w bezpośrednim współdziałaniu z ludźmi. Za wszelką cenę pragnęli wzbudzić zaufanie kosmonautów.

— I dlatego zamienili Dowódcę na posłuszną reprodukcję? — zapytał Hesker.

— Sądzę, że chcieli postawić kierownictwo eskadry wobec faktu dokonanego — odparł Paweł. — Powiedziałem przecież: „Nigdy nie wyrazimy z,gody na lądowanie dwustu tysięcy ludzi”. Pozornie zadowolili się kompromisem, lecz w rzeczywistości postanowili zrealizować swój plan w stu procentach. Wzrastająca nieufność kosmonautów upewniła Rozumnie jszych, że metodą łagodnej perswazji niewiele osiągną.

— A niebezpieczne przeciążenie? — przypomniał Laurin. — A próba zamknięcia tunelu, gdyby nie błyskawiczny refleks Borcy…

— Podejrzewam, że księżyc Hor — przerwał Dowódca — to nie tylko dawny satelita nieznanej planety, przekształcony w statek kosmiczny przez wysoko rozwiniętą cywilizację naukowo-techniczną. Sondy, które pozostawiliśmy w głębi tego obiektu, stale przekazują informacje o zakłóceniach elektromagnetycznych, słabnących i wzmagających się. Eksperci sądzą, że wnętrze księżyca wypełnia aparatura gigantycznej stacji odbiorczo-nadawczej. Całą powierzchnię Hor otacza misterna sieć anten. Jak dotąd nie zauważono obecności istot myślących. Kto steruje tym mechanizmem?

— Czyżby nie Rozumniejsi? — zapytał Tytus.

— Czynią to pośrednio, ale brakuje tu jednego ogniwa, jak najbardziej materialnego.

— Kogoś w rodzaju Efera? — próbowała odgadnąć Tereza.

— Ekspert Almais z Grupy Wschodniej wysunął inną hipotezę. Jego zdaniem mamy do czynienia z mniej czy więcej udaną próbą skonstruowania układu zwanego machina liberata. Przypuszczam, że układ ten nadmiernie się usamodzielnił i komplikuje współdziałanie Rozumnie jszych z ludźmi.

— A może celowo utrudnia? — powiedział Laurin. — Nie przeceniajmy inteligencji najsprawniejszych nawet maszyn — rzekł Dowódca. — Znamy granice ich samodzielności. Przeciążenie, próba zamknięcia tunelu to efekty zakłóceń w działaniu aparatury zainstalowanej w głębi księżyca, zakłóceń przypadkowych. Widocznie Hor odmawia niekiedy posłuszeństwa.

— A zatem wszystkiemu jest winna machina liberata — ironizowała Tereza. — Znaleźliśmy głównego winowajcę. Swawolna maszyna popełnia błędy, działa wbrew instrukcjom Rozumniejszych, powoduje konsternację genialnych inżynierów. A jak wytłumaczyć zamach na ciebie, próbę wprowadzenia na twoje miejsce bezwolnej reprodukcji? Czy możesz wyjaśnić milczenie Efera?

— By odpowiedzieć na te pytania, a także na wiele innych, postanowiłem wysłać na księżyc ekspedycję. Nasze maszyny nie zdołają zastąpić ludzi. Czterystu osiemdziesięciu kosmonautów będzie czuwało nad bezpieczeństwem dwudziestu uczonych, którzy spóbują rozwiązać zagadkę księżyca Hor. Musimy bronić się przed niebezpieczeństwem, ale nie powinniśmy go unikać. Na powierzchni księżyca wylądują rakiety desantowe asekurowane przez dwa tysiące gwiazdolotów. Nie zapominam ani na chwilę o bezpieczeństwie ludzi, ale pamiętam również o celu tej wyprawy. Ekspert Almais przypuszcza, że przed wiekami przedstawiciele wysoko rozwiniętej cywilizacji naukowo-technicznej skonstruowali według wskazówek Rozumniejszych aparaturę, którą umieszczono w głębi naturalnego satelity jednej z planet zamierającego układu słonecznego. Już wtedy wiedziano, że ludzie zorganizują wyprawę kosmiczną i postanowiono nam pomóc. Powtarzam raz jeszcze, wierzę w dobre intencje Rozumniejszych. To oni są faktycznymi autorami projektu ekspedycji. Być może, iż machina liberata została zbudowana po to, by ułatwić ludziom odnalezienie klucza do strefy ponadczasowej. Almais uważa, że księżyc Hor ma spełnić rolę pomostu, umożliwiającego przejście na drugą stronę. No, cóż — Paweł Do uśmiechnął się do Terezy — niech twoja intuicja odpowie na pytanie, czy warto podjąć próbę odnalezienia tego pomostu?

— Przytoczyłeś sporo przekonywających argumentów — odpowiedziała Tereza. — W dalszym ciągu jednak nie mogę pozbyć się uczucia niepokoju. O tym, czy powtórnie lądować na księżycu, powinni zadecydować kosmonauci.

— Zgoda — rzekł Dowódca — komendanci gwiazdolotów zbiorą głosy swoich załóg. Sami zdecydujcie, czy kontynuować badania księżyca Hor i ponownie nawiązać kontakt z Rozumniejszymi, czy też ruszyć w dalszą drogę?

Księżyc podzielił kosmonautów na dwa obozy. Było to wydarzenie godne ubolewania. Od tysiąca lat rodzina człowiecza nie przeżywała podobnego konfliktu.

— Lądować, lądować! — wołali zwolennicy decyzji Pawła.

— Nie bądźcie naiwni — przestrzegali ostrożni. — To pułapka.

I wtedy doszło do żenującej kłótni między dowódcą a podekscytowanym Tytusem.

Z obowiązku Kronikarza Wyprawy powinienem utrwalić sprzeczkę kosmonautów. Z obu stron padały przykre, złe słowa. Nie poznawałem moich przyjaciół. Chodziło oczywiście o Terezę. Paweł Do oświadczył, że troszcząc się o bezpieczeństwo pięciuset ludzi, stworzyła niebezpieczną sytuacją dla całej eskadry.

Tytus był innego zdania.

I na tym poprzestanę. Moja wstrzemięźliwość w relacjonowaniu kłótni nie powinna wzbudzać sprzeciwu. Uciekając przed wspomnieniem rozgniewanych kosmonautów, odwiedziłem Akona w jego zacisznym gabinecie.

— Czyżby nam groziła domowa wojna kosmiczna? — powitał mnie pytaniem. — Zastanawiam się, komu zależy na skłóceniu ludzi.

Gawędziliśmy do późnego wieczora, a konflikt z każdą godziną przybierał na sile. Krążące wokół księżyca gwiazdoloty podzieliły się na dwie grupy. Poważnie zaniepokojony Egin zwrócił się z prośbą o pomoc do rezerwowego zespołu wschodniego, który nie uczestniczył w sporze, zajmując neutralne stanowisko.

— Na czyją stronę mamy przechylić szalę tej dziwnej batalii? — zapytał komendant Sue. — Czy jeszcze bardziej nie skomplikujemy sytuacji?

— Mam pewien pomysł — oświadczył Egin. — Stare przysłowie powiada, gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta.

— Wdzięczny ci będę za przykład — rzekł Sue.

— Ile gwiazdolotów liczy twój zespół?

— Pięćset.

— Dla przeprowadzenia badań księżyca potrzeba pięciu statków.

— Rozumiem, gdy oni będą się spierać o to, czy wylądować powtórnie na księżycu, czy też nie, my zrzucimy desant.

— Który ja poprowadzę — zakończył Egin.

— Paweł Do nie zrezygnował ze stanowiska Dowódcy — przypomniał Sue. — To on wydaje polecenia, a nie ty.

— Ja proszę o pomoc. Metoda faktów dokonanych przynosi niekiedy dobre rezultaty. Twoja interwencja pogodzi zwaśnione strony.

— Ty również wierzysz w dobre intencje Rozumnie jszych?

— Reprezentują przecież najwyższy szczebel intelektu tej strefy Kosmosu, a więc także odpowiednio wysoką etykę.

— Etyczny abstrakt.

— Abstrakt w ludzkim pojęciu. Są po prostu inni, ale istnieją w rzeczywistości.

— Jeżeli nasz zespół wyrazi zgodę na lądowanie, natychmiast wejdziemy na orbitę parkingową księżyca i rozpoczniemy akcję.

Po upływie godziny Sue przekazał Eginowi wiadomość:

— Jednomyślnie aprobowano twoją propozycję. O piątej według czasu eskadry rakiety desantowe wylądują na księżycu Hor.

— Do zobaczenia na księżycowym kosmodromie. — Egin pozdrowił komendanta Grupy Wschodniej i zgasił ekran.

— Co powiesz Dowódcy? — zapytałem.

— Nic. Tak będzie lepiej.

— Jak wytłumaczysz pojawienie się na orbicie gwiaźdolotów Grupy Wschodniej?

— Powiem, że Sue pragnie wystąpić w roli rozjemcy. Uwaga, Paweł wzywa mnie do wieży obserwacyjnej.

— Pójdę z tobą.

— Powinieneś. Pracujesz przecież nad kroniką wyprawy. Paweł Do zobaczywszy mnie, powiedział: — Cieszę się, że i ty pragniesz pogawędzić ze mną. Maszyny informują, że Grupa Wschodnia eskadry zbliża się do księżyca. Nie zapomnij o tym wydarzeniu, Narbukil. Nie uzgodniono tego manewru ze mną. Co się dzieje, Egin?

— Nic szczególnego. Pragną wystąpić w roli mediatorów.

— Mediatorów — powtórzył Dowódca, przyglądając się uważnie Eginowi. — To twój pomysł?

— Mój.

Paweł Do uśmiechnął się. Czyżby odgadł prawdę?

— Komendant Sue do Dowódcy eskadry — zabrzmiał głos kierownika Grupy Wschodniej. — Proszę o pozwolenie wystąpienia w roli rozjemcy.

— Chętnie skorzystamy z twojej pomocy — odparł Paweł Do. — Co proponujesz?

— Spotkanie u ciebie, jeżeli zechcesz zaprosić przyjaciół neutralnych i przyjacielskich antagonistów.

Pomyślałem z uznaniem o dyplomatycznym talencie Sue. Dobrze zabrał się do rzeczy.

— Zapraszam do Domu Rodzinnego — powiedział Dowódca. — Czy wysłać prom?

— Bądź uprzejmy.

Dom Rodzinny. Dobrze wybrano miejsce spotkania. Tutaj nie było ekranów. Słuchaliśmy cykania świerszczy, patrząc na wspaniałe łąki i fioletową linię lasu na horyzoncie. Sue recytował półgłosem wiersz. Twarze kosmonautów rozpogodziły się. Paweł Do przymknął oczy, Tytus oglądał dzban majolikowy ozdobiony płaskorzeźbą. Wyobrażała scenę z życia na wsi w bardzo dawnych czasach.

Tereza bawiła się frędzlami lnianej serwety, unikając mojego wzroku. Od czasu do czasu docierały do naszej świadomości pojedyncze słowa recytowanego utworu. Myślami byliśmy daleko poza Domem Rodzinnym.

— Zachęcający prolog — powiedział Tytus, korzystając z chwili przerwy. — Pragniesz wprowadzić nas w dobry nastrój.

— Czy Egin weźmie udział w tej rozmowie? — zapytała Tereza — czy manifestuje niechęć do ludzi, którzy przeciwstawili się Dowódcy?

— Wkrótce da znać o sobie — odrzekł Sue. — Spotkałem go, gdy schodził do wyrzutni rakiet awaryjnych.

— Egin zszedł do wyrzutni rakiet? — powtórzył zdumiony Dowódca. — W jakim celu?

— Przed kilkoma minutami na powierzchni księżyca Hor wylądowało pięciuset kosmonautów — odparł Sue. — Postanowiłem wystąpić w roli rozjemcy. To moi ludzie, Egin objął dowództwo nad desantem. Przejdźmy do wieży obserwacyjnej. Zapomnijcie o sporze. Wkrótce rozwikłamy tajemnicę księżyca Hor i rozszyfrujemy układ machiny liberata. Ja również wierzę w dobre intencje Rozumniejszych.

Paweł Do wprowadził na orbitę okołoksiężycową tysiąc pięćset gwiazdolotów. Statki kosmiczne Grupy Wschodniej krążyły tuż nad kosmodromem. Egin przekazał pierwszy meldunek:

— Pięciuset ludzi rozpoczyna penetrację księżyca Hor. Wyodrębniłem zespół specjalistów, osiemnastu ekspertów, asekurowanych przez pozostałych kosmonautów. Za chwilę wkroczymy na pochylnie, które prowadzą do wnętrza satelity… Chętnie skorzystam z rad Tytusa. Był tutaj.

— I znowu będę — odparł Tytus, a zwracając się do Pawła, powiedział: — Pragnę wziąć udział w desancie prowadzonym przez Egina.

Dowódca zauważył moje wzruszenie.

— Narbukila zaskoczyła twoja decyzja — powiedział do Tytusa — mile zaskoczyła, aż poczerwieniał z emocji. To bardzo wrażliwy człowiek.

— Nie odpowiedziałeś na moją prośbę.” — Bierz pojazd — rzekł Dowódca. — Na co czekasz?

— Konflikt został szczęśliwie zażegnany — powiedziałem do Laurina.

— Po prostu przestał istnieć — stwierdził z zadowoleniem kosmolog.

Egin serdecznie powitał Tytusa na kosmodromie księżycowym i zaproponował, by objął dowództwo nad kosmonautami.

— Nie bawię się w uprzejmości — oświadczył. — Znasz teren, oto przyczyna mojej propozycji.

— Pozwól mi wystąpić w roli twojego zastępcy do spraw intuicji.

— Dobrze, bardzo nam będzie potrzebna intuicja. Rozejrzyj się uważnie i powiedz, co widzisz.

— Pojazdy, ludzi czekających na twoje polecenia — mówił Tytus. — Pasy startowe, w oddali konstrukcja dwupoziomego mostu. Łączy dwa kratery.

— Nie dostrzegasz żadnych różnic? — dopytywał Egin. — To wszystko tak samo wyglądało w czasie pierwszego pobytu?

— Było jaśniej — odrzekł Tytus. — O wiele jaśniej. Odniosłem wrażenie, że cała powierzchnia kosmodromu emanuje światłem.

— A pod powierzchnią? — Jasno, ciepło, niemal przytulnie, słyszeliśmy dźwięki muzyki.

— Gospodarze pragnęli stworzyć przyjemny nastrój — Egin podszedł do kosmonautów, stojących przy wejściu do tunelu. — Pierwsze zejdą po pochylni maszyny z silnymi reflektorami, potem oddział szperaczy, potem stu ludzi, jeden za drugim, za nimi małe pojazdy z ekspertami, następnie dwa szeregi łączników, utrzymujących kontakt z kosmonautami, którzy pozostaną na płycie kosmodromu w pobliżu rakiet desantowych. To wszystko — zakończył Egin. — Czy są pytania?

— Tak — odezwał się Tytus. — Gdzie będzie Dowódca?

— Przy ekspertach, razem z tobą. Co jeszcze? Żadnych wątpliwości? Dziękuję. Włączyć światła, otworzyć kamery, nawiązać łączność z gwiazdolotem Dowódcy. Rozpoczynamy akcję.

Na ekranach ukazała się postać Egina, w chwilę później skupiona twarz Tytusa, po kilku sekundach portret głównego bohatera zniknął, ustępując miejsca panoramie księżyca Hor.

— Dziesiątki kraterów — komentował Laurin. — Między nimi szerokie, lśniące kosmostrady. Nad kraterami ażurowe łuki mostów. Na pierwszym planie olbrzymie silniki rakietowe zwrócone cylindrycznymi dyszami ku niebu. Z ich pomocą kierowano lotem statku kosmicznego „Księżyc Hor”.

Zmieniono obraz. Załogi gwiazdolotów zobaczyły oddziały kosmonautów wolno wkraczających do tunelu.

— Droga szeroka i dosyć wygodna — informował Egin — co pewien czas tunel rozwidla się, omijamy korytarze z prawej strony, są ciasne i mroczne. Po upływie kwadransa przemówił Tytus:

— Stoimy na progu monstrualnie wielkiej groty. Nie widać sklepienia. Wzdłuż ścian rusztowania, podtrzymujące setki skrzyń z przeźroczystego tworzywa. Widać gmatwaninę przewodów i słabo żarzące się pręty. W środku groty okrągły basen wypełniony krystaliczną substancją.

Na ekranach ukazał się Egin otoczony kosmonautami.

— Zbadamy sąsiednie pomieszczenia — powiedział — zapalcie dodatkowe reflektory!

Jasne smugi wędrowały po ścianach, usiłując rozproszyć ciemności gęstniejące w górze, pod ciągle jeszcze niewidocznym sklepieniem.

— Nie mogę tego zrozumieć — powiedział Tytus. — Stoimy chyba na dnie bardzo głębokiej studni, ale piętnastominutowa wędrówka po pochylni zaprzecza temu. W tak krótkim czasie nie mogliśmy osiągnąć tak wielkiej głębokości.

— A może tunel spełnia jednocześnie rolę wolno opadającej windy — zastanawiał się Egin.

— Wówczas pochylnia straciłaby kontakt z kosmodromem — odezwał się ekspert Locni… — Prawdopodobnie, gdy ludzie wchodzą do tunelu, opada część powierzchni kosmodromu, co ułatwia szybsze dotarcie do groty. Sądzę, że znajdujemy się wewnątrz ogromnego krateru.

Dalsze badania potwierdziły przypuszczenia uczonych, że księżyc Hor spełniał rolę stacji przekaźnikowej, ułatwiającej Rozumniejszym porozumienie się z Mniej Rozumnymi Istotami. W skałach księżycowych wydrążono setki szybów, tuneli, korytarzy, które łączyły naturalne groty. Wnętrze księżyca zabudowano aparaturą o różnorodnym przeznaczeniu. Kosmonauci odnaleźli dwie elektrownie, czerpiące energię z czynnych wulkanów. Rozpoznano plazmotrony, elektroniczne maszyny cyfrowe, ustawione w korytarzach długości wielu kilometrów.

— Nie potrafimy jednak — mówił Tytus — rozszyfrować przeznaczenia wielu urządzeń. Jak dotąd rozróżniamy dwa rodzaje maszyn i aparatur: o konstrukcji podobnej do znanych nam na Ziemi mechanizmów, i o krańcowo odmiennej budowie, stanowiącej, jak przypuszczamy, wyższy stopień wtajemniczenia przedstawicieli cywilizacji, która przekształcała księżyce w gwiazdoloty. Poznaliśmy zaledwie fragment wnętrza Hor, ale już teraz na podstawie dotychczasowych obserwacji i pierwszych prowizorycznych badań eksperci zapewniają, że nastąpiła poważna awaria układu machiny liberata sterującego tą niesłychanie złożoną aparaturą.

— Awaria ta — mówił kierownik zespołu ekspertów, Locni — spowodowała przerwanie kontaktu z Rozumniejszymi. Dlatego Efer milczy. Zabrakło energii do przetwarzania impulsów substancji reprezentującej najwyższe szczeble refleksyjnej świadomości Tej Strefy Kosmosu. Zerwał się pomost łączący dwa różne wymiary Wszechświata, umilkł tłumacz i pośrednik. Sądzimy, że po to właśnie skonstruowano we wnętrzu księżyca Hor te maszyny, by przemówić z ich pomocą do ludzi zrozumiałym językiem…

— Przerwij na chwilę! — zawołał Egin — słyszymy delikatne brzęczenie, przypominające sygnał drogowskazu.

— Tak, Rozumniejsi znowu wskazują nam drogę — wyszeptał Tytus — machina liberata poczyna funkcjonować. Ściany korytarza jaśnieją.

— Obecność ludzi sprawiła, że księżyc Hor poczyna wracać do życia — powiedział ekspert Locni. — Bioprądy uzdrowiły subtelny mechanizm.

— Albo światła reflektorów, ruch, ciepło — rzekł Egin. — Coraz głośniejszy sygnał zachęca nas do kontynuowania badań. Przejdźmy do sąsiedniej groty.

Pierwsze wjechały pojazdy z reflektorami. Na ekranach gwiazdolotów pojawił się obraz bajkowego jeziora, nad którym natchnieni architekci rozpięli sklepienie w kształcie kopuły o ścianach pokrytych wspaniałymi freskami. Wyobrażały konstelacje gwiazd, kolorowe planety wirujące wokół złocistych słońc, komety i księżyce. Sztuczne niebo przeglądało się w lustrze wody i można było podziwiać freski na kopule, nie podnosząc głowy. Na przeciwległym brzegu widniała smukła sylwetka latarni morskiej. Gdy kosmonauci stanęli nad jeziorem, latarnia zapłonęła. Jasna smuga spłynęła na wodę, oświetlając most łączący oba brzegi.

— Przejdźmy na tamtą stronę — powiedział Tytus — sygnał nie milknie, wskazuje dalszą drogę, mostem dotrzemy do latarni. Poprowadzę oddział zwiadowców.

Egin wyraził zgodę. Kosmonautów podzielono na trzy grupy.

„To niedaleko, dwa tysiące metrów — myślał Tytus. — Najwyżej dwa i pół. Z mostu widać całe jezioro. W górze kopuła nieba, pod stopami drugie niebo. Między niebem i niebem ludzie.” W głębi Hor ustało przemijanie czasu. Nic sią nie dzieje, nic nie nadchodzi, nic nie odchodzi.

Gdzie jestem?

Jesteś.

Słyszę monotonny, daleki rytm, czuje falowanie jeziora. Tyl,e tu światła i powietrza. Widzę swoje ramiona, nogi, stopy. Przybliżam do oczu dłonie w rękawicach. Słyszę głos Efera:

„Trwasz, ustało przemijanie. Tu czas nie ma żadnego znaczenia. To strefa ponadczasowa, najdogodniejsza dla bytu. Tutaj wymiary nie mają najmniejszego sensu.”

A ruch? Mogę poruszać palcami rąk, otwieram i zamykam oczy.

„Te ruchy nie poruszą Czasu. Wstań.”

Wstałem.

„Idź!”

Idę, Tu nie ma żadnej drogi, płynę w ciepłej mgławicy. Z łatwością oddycham aromatycznym powietrzem. Idę czy stoję zawieszony na samej granicy pustki i czegoś jeszcze. Nie umiem tego nazwać.

„Trwasz. To najwłaściwsze określenie. Pustka nie istnieje. Tutaj nie ma czasu, tu ustało przemijanie, zapomnij o czasie przeszłym.”

Zapomniałem o wielu rzeczach, zapomniałem czym są rzeczy, zapomniałem o wszystkim. Co oznacza niepamięć?

„Spokój, ekscytację trwaniem.”

Byłem…

„Bo jesteś.”

„Tutaj nie istnieje czas przyszły, a trwanie nie symbolizuje teraźniejszości. Trzeba stłumić dalekie odgłosy. Echo umilknie.”

1 Tak wolno poruszam się.

„Możesz biec, pędzić.”

Jak odczuję szybkość? Co zobaczę? Co usłyszę?

„Odczujesz rozkosz pędu, upojenie wzrastającą szybkością. Zobaczysz komety. Będą ci towarzyszyć przez mgnienie oka, ale je wyprzedzisz. Usłyszysz odgłos biegnących kroków, swoich kroków.

Biegnę szeroką aleją, po obu stronach drzewa, słońce przenika przez liście, zielona jasność, zielony mrok. Bosą stopą uderzyłem o kamień. Co zaból!

— Uważaj! — zawołał Locni. — Potknąłeś się.

— O kamień.

— Kamień na moście?

— Biegłem aleją. Słyszałem głos Efera.

— Rozumniejsi nawiązali kontakt z Głównym Bohaterem.

Za chwilę zejdziemy z mostu. Brzeg po tej stronie inny — informował Tytus. — Ugina się lekko pod stopami, a każdy krok wywołuje inny dźwięk, jak gdyby kot spacerował po klawiaturze fortepianu. Co mówicie?

— Latarnia zgasła — odrzekł kosmonauta.

Wskazywała drogę przez most. Przeszliśmy na drugą stronę, tyle tu światła, dlatego zgaszono latarnię.

— Stoimy na krańcu drogi — powiedział kosmonauta.

Tytus odwrócił się. Człowiek w skafandrze podszedł bliżej.

— Jesteś bardzo podobny do Efera.

— Stoimy na krańcu świata. — Przeszliśmy przez księżyc, przez most i stoimy na samej krawędzi.

— Hor przesuwa się wzdłuż granicy dzielącej dwa światy. Stoimy na krańcu twojego świata. Stąd widać krajobraz przestrzeni bezgranicznej.

— Stoimy na szczycie wysokiej góry. Widzę miasto odbijające się w tafli jeziora…

— Niezliczoną ilość razy.

— Tak… widzę zielone wzgórza, lasy i samotne drzewa. Wiatr pochyla źdźbła trawy. Na łąkę wbiegają dzieci, podskakują, śmieją się, ale nie słyszę śmiechu, przez łąkę przechodzą młodzi ludzie, spieszą się. Za nimi drepcą starcy, gęsiego, tłumy ludzi gęstnieją, wdrapują się na zielone wzgórza, i zieleń szarzeje. Tłumy wchodzą do jeziora. Płyną, przebierając niezgrabnie rękami i nogami. Pozostawili za sobą miasta, w miastach domy, w domach maszyny. Na wielkich placach porzucili pojazdy, na lotniskach samoloty, na kosmodromach gwiazdoloty. Ktoś zachłysnął się wodą. Kobieta zabrała ciężkie żelazko, trzyma je w prawej dłoni, lewą rozgarnia fale. Wkrótce pozbędzie się ciężaru. Dokąd oni płyną? Jezioro przemienia się w morze, morze w ocean. Bezkresna przestrzeń pokryta szczelnie ciałami płynących ludzi. Z trudem rozróżniam szczegóły, na powierzchni morza tłumy przeobrażają się w nieliczne grupy, w końcu pozostanie jedna istota. Wyszła z morza i usiadła na pniu zwalonego drzewa, lewa dłoń spoczywa na kolanie, prawa wspiera pochyloną głowę. Kto to jest?

„Świadomość stworzona na obraz i podobieństwo człowieka.”

Wstaje, przeciąga się.

„Spójrz na jej kręgosłup. Co ci przypomina?”

Może Mleczną Drogę…

Stoję przed lustrem. Przed chwilą wyskoczyłem z morza. Poranna kąpiel orzeźwia. Na ramionach, na piersiach krople wody. Otwieram usta, wysuwam język. Ani śladu białego nalotu, sygnalizującego zakłócenia układu trawienia. Morze maleje i maleje, pozostała kałuża, obmyję stopy z piasku.

Co mówisz? To nie kałuża?

„Morze pozostało morzem. Zrozumiałeś?”

Zrozumiałem.

Tyle światła, że oślepia. Już nic nie widać.

— Pora wracać — powiedział Tytus do kosmonautów. — Zamyśliłem się. Czy to długo trwało?

— Sekundę — odparł ekspert Locni. Powrót przez most trwał kilkanaście minut. Cały czas słyszeli głos Efera, który tłumaczył:

— Rozumniejsi nadmiernie zwiększyli szybkość księżyca, stąd to przeciążenie. Spowodowało zakłócenia w funkcjonowaniu organizmów ludzi na powierzchni Hor, obecność pięciuset kosmonautów przywróciła utraconą równowagę konstrukcji wewnętrznej, nazwanej przez was machina liberata. To rzeczywiście zespół maszyn do pewnego stopnia wyzwolonych. Oglądaliście liczne mechanizmy wypełniające wydrążone wnętrza Hor. Zawierają pamięć czasu przeszłego, posiadają umiejętność rozumowania, wybiegającą w przyszłość oraz instynkt przekazany przez konstruktorów. To właśnie ta machina dopomagała Rozumnie j szy m w programowaniu współdziałań z ludźmi, w dwustronnym przekazywaniu informacji. Jednak tylko częściowo wywiązała się ze swoich zadań. Analiza teraźniejszości i przeszłości zawierała błędy. Brak precyzji uniemożliwiał prawidłowe przewidywanie przyszłości. Cały mechanizm skonstruowały Rozumne Istoty, sterowane przez Rozumniejszych. Istoty — powtórzył Efer — lecz nie ludzie. Dlatego nie zdołaliśmy przewidzieć ludzkich reakcji, niepotrzebnie wzbudziliśmy nieufność do własnych poczynań i zamiarów. Jesteście doprawdy unikalną cywilizacją w Tej Strefie Kosmosu. O wiele mądrzejsi od was konstruktorzy mechanizmów, zainstalowanych na księżycu Hor, nie posiadali tyle zalet ani tak pięknie kontrastujących z nimi przywar. Zresztą nieodzownych — pośpiesznie dodał Efer. — Na tle wad wyraziściej rysują się cnoty. Tego oczywiście nie może pojąć najdoskonalsza maszyna. Uroczym, lecz kłopotliwym zjawiskiem dla Rozumniejszych jest przywiązanie kosmonautów do Rodzinnego Domu Ziemi, którego symboliczne miniatury zabraliście ze sobą w Kosmos. Tych nici nie zerwały najodleglejsze wędrówki w czasie i przestrzeni. W najbardziej nieoczekiwanym momencie wraca wspomnienie rodzimej planety. By te wspomnienia nie zatarły się w pamięci, zbudowano na pokładach gwiazdolotów domy, wprowadzając do nich Ojców i Matki. To oni stworzyli atmosferę autentycznego rodzinnego domu. Trudno kosmonautów nazwać domatorami, lecz nie ulega wątpliwości, że kontemplacja fragmentów krajobrazu Ziemi, gałęzi, drzew, że smak potraw przyrządzanych w domu, że zapach drewna, że,widok stołu, prostych ław, że pogodne twarze gospodarzy, troszczących się o gości, że to wszystko dodaje sił kosmicznym podróżnikom, pozwalając przetrwać najtrudniejsze chwile. Ludzie stają się coraz silniejsi i coraz bardziej odporni na trudności. Nie unikanie przeszkód, a pokonywanie ich przynosi zadowolenie i wyzwala nowe zasoby energii. W czasie przygotowywania się do roli pośrednika poznałem wiele baśni i legend, skrzętnie zbieranych i przechowywanych w bibliotekach. Było tam opowiadanie o mitycznych olbrzymach, synach Ziemi, którzy padając w walce, natychmiast podnosili się, wskrzeszani przez swoją matkę.

Staliśmy na płycie startowej księżycowego kosmodromu, przysłuchując się słowom Efera. Docierały do świadomości wszystkich kosmonautów. Nad księżycem unosiła się cała eskadra, dwa tysiące gwiazdolotów gotowych w każdej chwili do udzielenia pomocy pięciuset ludziom, którzy z własnej woli podjęli przerwane badania mechanizmu Hor.

— Rozumniejsi — mówił dalej Efer — zrezygnowali z reprodukcji istot ludzkich. Nie umiemy zerwać nici łączących ludzi z przeszłością, nie potrafimy również tych więzów odtworzyć. W waszym systemie słonecznym najdelikatniejsza roślina posiada korzenie czerpiące soki z ziemi. Reprodukcje ludzi stworzone przez nas byłyby podobne do latających kwiatów. Nie chcemy tworzyć efemeryd tułających się po bezdrożach kosmicznych. Księżyc Hor mknie niczym kometa po elipsie, wyznaczającej granice Tej Strefy Galaktyki. Towarzyszy mu eskadra statków kosmicznych, które weszły na orbitę okołoksiężycową. Nazwiecie to zapewne porwaniem. Mógłbym powiedzieć: to prąd kosmiczny porwał machinę liberata i gwiazdoloty, ale zasługujecie na prawdę. Rozumniejsi postanowili przyspieszyć lot eskadry. Spróbujemy wprowadzić statki kosmiczne do strefy ponadczasowej.

— Nie pytasz, czy wyrażamy zgodę — przemówił Paweł Do. — Czyżby ostrzeżenia Terezy były słuszne? Stworzyliście łańcuch przyczyn i skutków, by wprowadzić wszystkie statki do pułapki.

— Pomyśl o sensie tej wyprawy — odrzekł Efer — wielokrotnie powtarzałeś, że wierzysz w dobre intencje Rozumniejszych. Niech uczeni i filozofowie podtrzymują tę wiarę.

— Czy grupa desantowa ma pozostać na księżycu? — zapytał Egin. Efer uprzedził odpowiedź dowódcy:

— Mogą wrócić do gwiazdolotów, lepiej tam odpoczną.

Загрузка...