14

Dwie godziny później Max ponownie wspinał się po drabince do sterowni. Był przytłoczony ciężarem ostatnich wydarzeń. Nawet kapitan Blaine, choć gotów był obciążyć winą każdego, kto nawinął mu się pod rękę, byleby nie siebie samego, sprawiał wrażenie człowieka przygnębionego. Tylko mr. Simes był pewny siebie. Ponieważ jego żelazna, acz nieco grubiańska logika nie dopuszczała, aby on sam był czegokolwiek winny, zaś kapitan był poza wszelkimi podejrzeniami, zatem cały ciężar zbrodni spoczywał na Jonesie.

Co prawda Max nie brał bezpośredniego udziału w całej operacji, gdyż kilka minut przed tranzycją został wyłączony, logika nakazywała doszukiwać się jakichś uchybień Jonesa tuż przed nadejściem krytycznego momentu.

Wprawdzie i mr. Walthers był obecny w sterowni, lecz jedynie jako niemy świadek wydarzeń — te sprawy nie leżały w jego gestii. O nic nie pytał, nic nie mówił — wystarczy, że czytał z ich twarzy. Max postanowił bronić swych racji.

Znalazł Kelly’eya jeszcze na służbie. Kovak i Smyth badali właśnie spektrogramy. Noguchi i Lundy zagrzebali się w jakichś swoich papierach — nic nie było w stanie oderwać ich od pracy.

— Chcę pana zastąpić … — odezwał się do Kelly’eya — Zmiana wachty. Rachmistrz miał zatroskaną twarz.

— Przykro mi, ale to niemożliwe!

— Co takiego?

— Właśnie przed chwilą zadzwonił Simes i powiadomił mnie, że został pan wyłączony z ekipy dyżurnej.

— Nic dziwnego.

— Dodał jeszcze, że od dzisiaj nie ma pan prawa wstępu do sterowni.

Max nie mógł się powstrzymać od cierpkiej uwagi. Ha zakończenie dodał jeszcze.

— Cóż, i tak trwała ta przyjemność zbyt długo. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Już zmierzał do wyjścia, gdy Kelly go powstrzymał.

— Niech się pan tak nie spieszy, Max. Simes nie prędko tu wróci, ja natomiast chętnie bym się dowiedział, o co właściwie chodzi. Niestety, maszyna licząca nigdy nie mówi o niczym, poza cyframi. Max wyrzucił z pamięci wszystkie obliczenia i zdał szczegółową relację z przebiegu całej operacji. Gdy skończył, Kelly pokiwał głową.

— To, co mówisz, potwierdza informacje, jakie udało mi się wygrzebać. Kapitan pomylił się w dwóch miejscach … To nie nowina … każdemu może się przydarzyć. Ale Simes popełnił zbrodnię z premedytacją, nie dopuszczając do korektury lotu. Cóż … jest tu jeszcze cos, o czym ani jeden, ani drugi nie wiedzą do tej pory.

— Co?

— Zapis wszystkich wydarzeń, dokonany przez maszynownię. Mam go przy sobie … Gunther był tak łaskawy, że powierzył go mojej pieczy … Oczywiście, nie wspomniałem mu o tym, co się stało. Czy pasażerowie coś zauważyli?

— Do tej pory wszystko po staremu …

— Chyba nie na długo. Nie sposób skrywać tego wiecznie. Ale wróćmy do tej historii z zapisem maszynowni. Otóż sytuacja nie była jeszcze beznadziejna … kapitan zamierzał dokonać korekty, lecz Simes świadomie wprowadził go w błąd. Nawet najcięższe słowo było tu zbyt słabe.

— Ma pan jakieś nikłe wyobrażenie, gdzie jesteśmy? — Kelly wskazał na spektrogramy.

— Kovak i Smyth pracują, jak mogą, ale na razie bez rezultatów. Za cholerę nie mogą niczego się uczepić. Wiemy tylko, że przed nami gwiaździste niebo … Jasne gwiazdy typu -B i -O, nie umieszczone w żadnym z dostępnych katalogów. Noguchi oraz Lundy pracowali z aparatem fotograficznym.

— Co oni robią?

— Fotografują wszystkie zapisy, formularze, spisy danych i taśmy maszynowe, wszystko …

— Po co?

— Być może bez celu, ale niekiedy zdarza się, że dokumentacja lotu gdzieś ginie … Niekiedy ktoś wprowadza jakieś dziwne zmiany … Tym razem nic takiego nie przejdzie. Wszystko trzymam we własnych rękach.

Max zatopił się w myślach nad tym, co przed chwilą usłyszał, gdy podszedł Noguchi.

— Skończyliśmy już, szefie.

— Świetnie. — Kelly zwrócił się do Jonesa. — Zechce mi pan wyświadczyć niewielką przysługę? … Niech pan weźmie ze sobą te filmy. Nie chciałbym, żeby wpadły w niepowołane ręce. Później zabiorę je do siebie.

— Oczywiście. Skoro tak pan sobie życzy … Podczas gdy Noguchi wyjmował filmy z aparatu, Max zadał jeszcze jedno pytanie.

— Jak pan myśli … Ile czasu upłynie, zanim się dowiemy, gdzie jesteśmy?

Kelly spojrzał nań miną człowieka, który stanął na granicy zwątpienia i dalej już nie może.

— A co skłania pana do zakładania z góry, że w ogóle możemy się stąd wydostać … przynajmniej to pytanie świadczy o nadmiarze optymizmu …

— Nie rozumiem …

— A czy musimy znaleźć jakąkolwiek odpowiedź? Max był nieco zbity z tropu.

— Czy pan przypuszcza, że zboczyliśmy z Drogi Mlecznej?

— Całkiem możliwe. Ale to jeszcze nie wszystko. Jak panu wiadomo, nie jestem fizykiem, lecz na tyle mnie wyuczono, żebym wiedział:, iż przekroczenie prędkości światła może pociągnąć za sobą konsekwencje wprost nie do przewidzenia. Ten, kto waży się na coś podobnego, zawsze musi liczyć się z ryzykiem długiej wycieczki dokądkolwiek, a nawet poza własną przestrzeń. Teoria nic nie mówi, ani dokąd, ani jak wrócić. Czy się mylę? …

— Hm … chyba nie.

— Też tak sądzę. Możemy więc być „gdziekolwiek indziej”, co należy rozumieć także jako obcą czasoprzestrzeń, w niczym nieporównywalną do tej, którą znamy.

Kiedy Max schodził do kabiny na dół, czuł się tak marnie, jak nigdy dotychczas. Po drodze spotkał mr. Simes’a, który rzucił mu krzywe spojrzenie, lecz nic nie powiedział.

Filmy zagrzebał w jakiejś skrzynce, jednak po chwili wyciągnął je i ulokował w załomie za szufladą.

Siedział w kabinie, pochłonięty własnymi dociekaniami. Był wściekły że zamiast wyszukiwać na nieznanym firnamencie swojsko wyglądających konstelacji, musi tkwić w ciemnej klitce, marnotrawiąc cenny czas. Owszem, gwiazdy typu -O i -B … to brzmiało całkiem nieźle, wiarygodnie, kto wie, może nawet tak było w rzeczywistości, lecz poza tym istniał przecież cały tuzin innych ewentualności.

Na przykład gromady gwiazd kulistych, niezwykle łatwych do zidentyfikowania — wystarczyło wziąć zaledwie cztery spośród nich i już się wiedziało, gdzie się stoi. Zupełnie tak samo, jak ze znakami drogowymi.

To jednak była tylko czysto formalna możliwość — żeby móc coś podobne-go zrobić, trzeba było wiedzieć, czego i gdzie chce się szukać … I tak dalej, aż do konieczności wyszukiwania skupisk przystających…


Bóg jeden wie, ile wymagało to czasu. W każdym razie statek nie mógł ot, tak sobie przepaść w morzu gwiazd. Załóżmy, że naprawdę opuścili Drogę Mleczną? … Ta myśl wprawiła go w stan nieomal podgorączkowy. Jeśli to prawda, wówczas nie wrócą do domu.

Wkrótce potem powstał nowy pomysł: a jeśli da się dowieść, że Kelly ma rację, że utknęli w innej czasoprzestrzeni … co wtedy?

Inny wszechświat mógł rządzić się innymi prawami, mógł posiadać inną prędkość światła, inną grawitację, inne uwarstwienie czasu … Mogli wrócić dopiero po milionach lat tylko po to, by się przekonać, że z Ziemi pozostała zaledwie garstka popiołu.

Ktoś zapukał do drzwi.

Otwarł.

W progu stał Kelly.

Wskazał na krzesło — jedyne, jakie miał — sam zaś usiadł na łóżku.

— Coś nowego?

— Nie. Tylko jestem cholernie zmęczony. Ma pan filmy?

Max wydobył paczkę z kryjówki i podał ją rachmistrzowi.

— Mam pewien pomysł …

— Wal, chłopcze.

— Załóżmy, że jesteśmy na Drodze Mlecznej, ponieważ…

— … Ponieważ gdyby tak nie było, wszystkie nasze starania można by posłać do kata …

— Właśnie. A zatem jesteśmy gdzieś na Drodze Mlecznej. Teraz musimy się tylko rozejrzeć, zrobić zdjęcia gwiazd i znaleźć centrum tego skupiska. Później, na podstawie analizy spektralnej, zidentyfikować otaczające nas obiekty, a na podstawie wielkości gwiazd centralnych ocenić odległość od środka galaktyki. W ten sposób …

— W ten sposób oszczędzilibyśmy sobie mnóstwo czasu — dokończył kąśliwie Kelly — Niech pan lepiej nie próbuje opowiadać dziadkowi, jak pije się wprost z butelki. Czy pan przypuszcza, że ja cały czas próżnowałem? A co, do diabła, miałem robić?

— Oh, przepraszam.

— W porządku. Kelly wydobył filmy z kieszeni i zaczął je oglądać.

— Kazałem wykonać po dwa zdjęcia każdego obiektu … całkiem niezłe zawiniątko. Z pewnością ma ciężar gatunkowy porządnego ładunku trotylu. Co pan powie, jeśli zostawię tu jeden komplet tej dokumentacji? … Człowiek nigdy nie wie, co się może zdarzyć …

— Czy pan naprawdę myśli, że ktoś się tym jeszcze przejmuje?

Przecież mamy ważniejsze sprawy na głowie.

— Max … — skrzywił się rachmistrz — Niewątpliwie pewnego dnia zostaniesz oficerem … i to bardzo dobrym oficerem. Masz znakomite zadatki, poza jednym: nie znasz się na ludziach. A to z kolei jest już moja specjalność. Zechciej mi zawierzyć. Doktor Hendrix … niech Łaska świeci jego duszy … był bardzo do ciebie podobny. Kelly poczekał, aż Max schowa filmy, po czym się pożegnali. Już miał wychodzić, gdy jeszcze coś sobie przypomniał.

— O mały włos wyleciałoby mi zupełnie z pamięci … Przechodziliśmy w dość bliskiej odległości jakiejś gwiazdy … typu G.

— Żadnej z tych, które znamy?

— Oczywiście, że tak, w przeciwnym razie wszyscy roztrąbiliby to na cztery strony świata. Nie znam zbyt dokładnie jej wielkości, ale jeśli założymy najbardziej przeciętny wariant rozwoju sytuacji, przypuszczam, że moglibyśmy do niej dotrzeć mniej więcej za rok. Pomyślałem sobie, iż to interesująca wiadomość … specjalnie dla pana.

— Oczywiście. Raz jeszcze dziękuję, ale nie sądzę, żeby to w jakikolwiek sposób zmieniło naszą sytuację.

— Naprawdę? Jest pan skłonny zbagatelizować wiadomość o bliskiej odległości gwiazdy dość podobnej do naszego Słońca i być może okrążonej wianuszkiem planet, przypominających rodzimy układ?

— Hm …

— W każdym razie ja osobiście przykładam do tej nowiny niezwykłą wagę, gdyż życie w tej arce Noego nie jest w stanie mnie usatysfakcjonować. Po czym wyszedł.

Żaden ze stewardów nie pojawił się z informacją, że czas już na kolację. Gdy minęła wyznaczona pora, Max sam ruszył w stronę jadalni, nie czekając już dłużej na zaproszenie.

W salonie była obecna większość pasażerów — część z nich konferowała o czymś z ożywieniem, stojąc w niewielkich grupkach pod ścianami. Było niemożliwe, aby nie wyczuć niepokoju, zakłócającego normalną, codzienną atmosferę wieczornego posiłku.

Kapitana nie było na jego miejscu, także pierwszy oficer jeszcze nią przybył.

Gdy Jones ruszył w stronę własnego krzesła, mr. Hornshy usiłował go zatrzymać, lecz Max zdecydowanie przeciwstawił się tej próbie.

— Przykro mi, mr. Hornshy, ale się spieszę.

— Tylko momencik … Chciałbym zapytać …

— Przykro mi — powtórzył i podszedł do stołu.

Brakowało głównego inżyniera — poza nim wszyscy goście siedzieli już na swoich miejscach…

Przywitał się i sięgnął po łyżkę, byleby tylko sprawiać wrażenie, że jest czymś zajęty.

Minuty mijały jedna za drugą, w końcu minęło minut dziesięć, a nikt nie pojawił się z wazą zupy. Na stole nie było w ogóle nic do jedzenia: ani bułek, ani masła. Pusto. Tylko nakrycia.

Nigdy by nie pomyślał, że coś podobnego mogło się zdarzyć pod czujnym okiem Dumonta. Tymczasem nie widział ani kolacji, ani samego stewarda, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń … Mrs. Daigler.

— Max, kochany, zechciej mi powiedzieć, co znaczą te głupie pogłoski, roznoszone wśród pasażerów?

Max przybrał minę sfinksa.

— Cóż za pogłoski, łaskawa pani?

— Przecież musiał pan coś słyszeć! W końcu to pan jest astronautą, nie ja … Mówi się, że kapitan zabłądził i spadliśmy na jakąś gwiazdę … Max próbował przywołać na twarz jakiś przekonywający uśmieszek.

— A kto rozpowiada podobne nowiny? Chyba nie pochodzą ze źródeł wiarodajnych…

— Skoro tak, niech pan powie, jak jest naprawdę.

— Mogę panią zapewnić, że „Asgard” nie spadł na żadną gwiazdę, nawet na najmniejszą … Powiercił się na krześle.

— Ale wszystko wskazuje na to, że coś spadło na kuchnię. Kolacja coraz bardziej się opóźnia. Ciągle patrzył za siebie, chcąc wyłowić jak najwięcej plotek. Niestety, była to błędna taktyka. Spostrzegł go mr. Arthur i natychmiast pospieszył z pytaniem.

— Mr. Jones! — ryknął ze swego miejsca.

— Słucham pana.

— Dlaczego nas tu trzymacie? Oficjalnie powiadomiono mnie, że sta-

tek jest zgubiony.

Max sprawiał wrażenie, jakby nie zrozumiał.

— Co proszę? Przecież jesteśmy w statku.

— Dobrze pan wie, o czym mówię — łypnął mr. Arthur — Coś żeście spartaczyli i tę całą „tranzycję” diabli wzięli. Jesteśmy straceni.

Max rozpoczął sztubacką grę, zachowując się jak uczniak, odliczający na palcach, kolejne punkty dowodu, przeprowadzanego na tablicy.

— Zapewniam pana, mr. Arthur, że statek nie znajduje się w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Byłem obecny w sterowni podczas tranzytu i dlatego mogę oświadczyć, iż kapitan sprawiał wrażenie człowieka bardzo zadowolonego z przebiegu całej operacji. Gdyby zechciał mi pan powiedzieć, skąd czerpie pan te „wiarygodne” wiadomości … Człowiek, który rozsiewa te plotki, z pewnością nie grzeszy pocsuciem odpowiedzialności …

— Hm … Mówił mi to ktoś z załogi. Nie znam nazwiska.

— Tak właśnie myślałem — pokiwał głową — … Doświadczenie każe mi przypuszczać, że plotki rozchodzą się z szybkością przewyższającą szybkość światła. Nieważne, czy tkwi w nich bodaj ziarno prawdy, czy są wyssane z palca. Tempo pozostaje takie samo. Ponownie rozejrzał się wokół.

— W tej chwili chętnie bym się dowiedział, czy będzie dzisiaj kolacja. Nie chciałbym iść na służbę o pustym żołądku. Mrs. Weberbaner włączyła się do rozmowy, nadzwyczaj zdenerwowana.

— A zatem wszystko w porządku, Maxie? …

— Tak jest, oczywiście, łaskawa pani. Hrs. Daigler znowu nachyliła się i wyszeptała:

— Proszę więc powiedzieć, dlaczego jest panu tak gorąco? Na szczęście w tej samej chwili zaczęto roznosić zupę. Kiedy steward podszedł do Jonesa, ten zatrzymał go na moment.

— Jim … Gdzie się podział Dumont?

Nie otwierając ust Jim odparł słabym szeptem:

— Przecież gotuje.

— Go? Gdzie? … Teraz z kolei steward schylił się i zaczął mówić mu wprost do ucha.

— Prenchy się kończy. Sądzę, że w tej chwili ważą się jego losy. Pan dobrze wie, co mam na myśli … Odszedł.

Jednocześnie mr. Arthur odezwał się podniesionym głosem.

— Go on panu powiedział?

— Chciałem się dowiedzieć, dlaczego tak późno zaczęto kolację odparł Max — Najwidoczniej szef kuchni się skaleczył. Sądząc po smaku tej zupy musiał zanurzyć palec we wrzątku.

Przybycie pierwszego oficera wybroniło go przed natarczywością pasażerów. Mr. Walther stanął przy stole kapitańskim i postukał łyżką w szklankę.

— Proszę państwa o uwagę.


Poczekał, aż wrzawa umilknie, po czym wyjął z kieszeni jakąś kartkę.

— W imieniu kapitana chciałbym złożyć oświadczenie … Ci z państwa, którzy orientują się w zawiłościach astronautyki, wiedzą zapewne, że z powodu ruchu gwiazd KOSMOS nieustannie się zmienia, dlatego nie sposób ściśle ustalić mapy nieba i stałych pozycji poszczególnych gwiazdozbiorów. Dlatego niekiedy trzeba się pogodzić z nieuniknionymi zmianami planu podróży. Człowiek nie jest w stanie podważyć praw natury, toteż i my nie będziemy usiłowali dokonać tego, co niemożliwe. Proszę państwa, abyście w całkowitym spokoju przyjęli wiadomość o niewielkim opóźnieniu naszego lotu. Musimy mieć nieco czasu, aby dokładnie wyznaczyć pozycję, jaką zajmuje „Asgard”. Mamy nadzieje, że miła atmosfera panująca na statku, zrekompensuje państwu tę drobną uciążliwość. Proszę się czuć, jak na nieco dłuższym urlopie. Wszelkie straty, jakie będą związane z tym postojem, pokryją towarzystwa ubezpieczeniowe. Złożył kartkę i wsunął ją do kieszeni.

Max miał wrażenie, że był to tylko rekwizyt — mr. Walthere mówił po prostu z pamięci.

— To wszystko, co miałem państwu do przekazania w imieniu kapitana. Smacznego.

Загрузка...