15

Kopuła mieszkalna „Kraba” pochłonięta została przez rozszerzające się mroki portalu Złącza. Michael, wpatrzony w przestrzeń poza kopułą, skulił się mimowolnie.

Błękitnofioletowy ogień wystrzelił zza krawędzi kopuły. Sto świtów jednocześnie wzeszło nad ograniczonym horyzontem obejmowanym spojrzeniem Michaela. Usadowiony obok niego Harry rozejrzał się wystraszony na boki.

— To pewnie kadłub splina ociera się o strukturę z materii egzotycznej — powiedział Michael. — Powiedziałbym, że solidnie się nam dostaje. Harry, jak tam u…

Wirtual Harry'ego Poole'a rozwarł szeroko usta — szerzej, niż, pozwalała na to ludzka anatomia — i krzyknął. Krzyk przeszedł w nieludzki pisk o rosnącej wysokości, tak, że po kilku sekundach stał się niesłyszalny dla Michaela.

Wirtual rozsypał się w chmurę pikseli i rozpadł, siejąc dookoła iskrami.

Splin zadygotał, zagłębiając się w sarn tunel czasoprzestrzenny. Michael bezradnie ściskając pasy przytrzymujące go na kanapie, nie potrafił zapomnieć o tym, że statek, który niósł go w przyszłość, nie był wytworem technologii, lecz delikatną, czującą, żywą istotą.

Głowa Harry'ego powróciła z niebytu tuż przed twarzą Michaela. Harry był świeżo ogolony i gładko uczesany.

— Przepraszam za tamto — powiedział potulnie. — Powinienem był przewidzieć szok towarzyszący uderzeniu w materię egzotyczną. Myślę, że teraz już będzie lżej. Poodcinałem wiele włókien nerwowych i sensorycznych łączących centralny procesor z resztą statku. Oczywiście, wiąże się to ze znacznym ograniczeniem mojej funkcjonalności.

Wstrząsające uczucie straty i osamotnienia ogarnęło Michaela. Twarz Harry'ego stanowiła niedorzecznie pogodną plamę ożywienia na tle pustki zaburzenia czasoprzestrzennego. Zmusił się do odpowiedzi.

— Myślę… że teraz to już chyba bez znaczenia. Tak długo jak potrafimy uruchomić silnik superprzestrzenny.

— Nie ma sprawy. A moje oddziały lojalnych limfobotów ochraniają ocalałe kluczowe części statku. Powinny wytrzymać do czasu, kiedy rezultat walki nie będzie się już liczył. — Głowa wirtuala niepokojąco zanurkowała ku Michaelowi, zatrzymując się jakąś stopę przed jego nosem. Spoglądała na niego z przesadnym niepokojem. — Wszystko w porządku, Michael?

Michael usiłował się uśmiechnąć i znaleźć zgrabną odpowiedź, lecz uczucie opuszczenia stanowiło powiększające się jezioro czerni w jego głowie.

— Nie — odparł. — Nic nie jest, cholera, w porządku.

Harry pokiwał głową z mądrą miną i wzbił się wyżej.

— Powinieneś zrozumieć, co się z tobą dzieje, Michael, Przenosimy się z jednego czasu w drugi. Pamiętasz, jak Jasoft Parz opisywał to przeżycie? Funkcje kwantowe łączące cię z twoim światem — nielokalne związki między tobą a wszystkim i wszystkimi, których kiedykolwiek dotykałeś, słyszałeś, widziałeś — rozciągają się i pękają… Zostajesz odizolowany tak, jakbyś dopiero co się urodził.

— Owszem — Michael zazgrzytał zębami, walcząc z uczuciem potwornego, psychicznego bólu. — To wszystko rozumiem. Ale to nic pomaga. Jak i nie pomaga to. że właśnie pozostawiłem za sobą Miriam. wszystkich i wszystko, co kiedykolwiek znałem, i to bez jednego słowa pożegnania. I nie pomaga to, że czeka mnie jedynie śmierć, a do ustalenia pozostaje tylko poziom bólu… Jestem przerażony, Harry.

Harry otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz je zamknął. Przekonywująco odwzorowane łzy wezbrały w jego oczach.

Bezrozumny gniew ogarnął Michaela.

— Przestańże znowu odgrywać tę sentymentalną scenę, ty cholerna… kopio!

Harry uśmiechnął się samymi kącikami ust.

— Może uruchomimy silnik superprzestrzenny? — zaproponował cicho. — Skończymy z tym raz na zawsze?

Michael zamknął oczy i potrząsnął przecząco głową, czując sztywność boleśnie napiętych mięśni karku.

— Jeszcze nie. Poczekaj, dopóki nie znajdziemy się głębiej w tunelu.

Harry zawahał się.

— Michael, jaki właściwie wpływ na tunel będzie miało uruchomienie napędu superprzestrzennego?

— Całkowitej pewności nie mam — odparł Michael. — Skąd miałbym ją mieć? Nikt dotąd nie próbował czegoś tak głupiego. Posłuchaj, tunel to zaburzenie czasoprzestrzeni, utrzymywane w pozycji otwartej dzięki włóknom materii egzotycznej. I jest to zaburzenie niestabilne. Kiedy uruchamia się napęd superprzestrzenny, wymiarowość czasoprzestrzeni ulega lokalnym zmianom. Jeśli zrobimy coś takiego wewnątrz samego tunelu bardzo głęboko, w okolicy połowy jego długości, gdzie napięcia w zaburzonej czasoprzestrzeni muszą być największe nie przypuszczam, hy system sprzężeń zwrotnych tunelu zdołał utrzymać jego stabilność.

— I co wtedy?

Michael wzruszył ramionami.

— Nie mam pojęcia. Ale jestem pewien jak cholera, że Złącze stanie się nie do przebycia. I mam nadzieję, że zapoczątkowany przez nas kolaps rozwijać się będzie dalej, Harry. Nie zapominaj, że zbudowane zostały dalsze tunele czasoprzestrzenne, połączenia, wiodące w przyszłość późniejszą niż epoka Jima Boldera i jego heroicznych wyczynów. Nie zamierzam pozwolić na to, by kolejni qaxowie z tamtych czasów mogli cofnąć się w przeszłość, by raz jeszcze spróbować zmienić bieg historii.

— Czy potrafimy zamknąć tamte tunele?

— Może — Poole wzruszył ramionami. — Tunele wywołują wielkie naprężenia w strukturze czasoprzestrzeni, Harry…

— A my? — zapytał cicho Harry. Michael wytrzymał spojrzenie wirtuala.

— A jak sądzisz? Posłuchaj, Harry, przykro mi — zmarszczył czoło. — No więc, co chciałeś mi powiedzieć?

— Kiedy?

— Ten twój wielki sekret. Tuż przed zderzeniem z materią egzotyczną.

Głowa Harry’ego cofnęła się odrobinę dziwnym, nieśmiałym gestem.

— Och, miałem cichą nadzieję, że o tym zapomniałeś.

Michael zacmokał rozpaczliwie.

— Mój Boże. Harry, pozostało nam zaledwie kilka minut życia, a ty wciąż jesteś upierdliwy jak kij w dupie.

— Nie żyję.

— Co takiego?

— Nie żyję. To znaczy, prawdziwy Harry Poole. Oryginał. — Harry spojrzał Michaelowi prosto w oczy. mówiąc miarowym, rzeczowym tonem. — Nie żyję od trzydziestu lat, Michael. Właściwie jeszcze dłużej.

Michael, zagubiony w izolacji kwantowej, usiłował zrozumieć znaczenie tej wstrząsającej nowiny.

— Jak ty… on…

— Reakcja alergiczna na jeden z etapów kuracji desenektyzacyjnej. Nastąpił odrzut, moje ciało nie mogło dłużej tego znosić. Powiedzieli mi, że jeden pacjent na tysiąc reaguje w ten sposób. Zacząłem się gwałtownie starzeć. Ja, hmm… utrwaliłem tego wirtuala, gdy tylko zrozumiałem, co się ma wydarzyć. Nie miałem szczególnego pomysłu na jego spożytkowanie. Nie zamierzałem ci go posłać. Po prostu pomyślałem, że może kiedyś ci się przyda. Może nawet i pocieszy.

Michael zmarszczył brwi.

— Nie wiem. co mam powiedzieć. Przepraszam. Ja… wiem, jak bardzo twoja młodość, twoja…

— Moja prezencja, zdrowie i jurność — zachichotał Harry. — Nie bój się tego powiedzieć, Michael. Etap skromności mam już za sobą. Wszystko to, co pragnąłem zachować, a co ciebie tak bardzo wkurzało.

— Wiem, ile dla ciebie znaczyło życie.

— Dzięki — Harry pokiwał głową. — Dziękuję ci w jego imieniu. On — Harry — umarł, zanim ja, wirtual, zostałem ożywiony. Mam jego wspomnienia do chwili, w której sporządził swą kopię wirtualną. Później mam lukę w pamięci. Przed śmiercią zostawił mi wszakże wiadomość.

Michael potrząsnął głową.

— Zostawił wiadomość dla swojego wirtuala. Cały ojciec.

— Michael, on powiedział,-że nie boi się śmierci Harry sprawiał wrażenie zamyślonego. — On się zmienił, Michael. Nie był już tą samą osobą, którą ja byłem, albo i wciąż jestem. Chyba chciał, żebym ci to powiedział, na wypadek gdybyś kiedykolwiek się ze mną zetknął. Może sądził, że będzie to dla ciebie pociechą.

Splin ponownie zadrżał, tym razem gwałtowniej, i Michael, wciąż zapatrzony w nicość poza kopułą, zaczął dostrzegać szczegóły tam, gdzie dotąd była jedynie bezkształtna czerń. Błękitnobiałe światło tryskające z umęczonego kadłuba wciąż płonęło wokół krawędzi jego pola percepcji. Okruchy światła spływały z niewidocznego punktu gdzieś bezpośrednio nad nim po ścianach czasoprzestrzeni i gasnąc, znikały za jego horyzontem. Były tam błyski, płaszczyzny bezbarwnego światła. Zupełnie jakby oglądał błyskawice przez chmury. Wiedział, że widzi promieniowanie produkowane w procesie rozpadu umęczonej czasoprzestrzeni, głęboko w otchłani zaburzenia. Chwycił się mocniej kanapy. Pierwszy raz naprawdę poczuł potęgę ich pędu, nieograniczonej, nie dającej nad sobą zapanować prędkości. Kopuła mieszkalna stanowiła kruchą, delikatną konstrukcję nad jego głową. Była nie lepszym zabezpieczeniem w locie na złamanie karku przez zaburzenie czasoprzestrzenne niż płócienny namiot. Walczył z pokusą zwinięcia się w kłębek i osłonięcia głowy przed rozciągającym się nad nim niebem.

— Dlaczego mi nie powiedział?

Twarz Harry'ego stwardniała.

— Nie wiedział, jak to zrobić. Szczerze martwił się tym, że mógłby zadać ci ból mam nadzieję, że mi wierzysz. Lecz głównym powodem było lo, że odkąd skończyłeś dziesięć lat, wy dwaj nie spędziliście ani jednej… intymnej chwili, naprawdę… blisko siebie. Oto dlaczego — spiorunował Michaela wzrokiem. — Czego się spodziewałeś? Zwrócił się do swoich przyjaciół, Michael.

— Przykro mi.

— Mnie również — odparł z przejęciem Harry. I jemu także. Ale tak wyglądały wtedy wasze stosunki.

— Oto, do czego prowadzi takie cholernie długie życie — oznajmił Michael. — Zgorzkniałe związki trwają bez końca — potrząsnął głową. Niemniej jednak… nawet bym o tym nie usłyszał, gdyby nie przysłano cię z zadaniem przekonania mnie, bym wystawił nos z chmury Oorta.

— Oni — ponadrządowa komisja powołana w celu zajęcia się tym incydentem — uznali, że łatwiej przyjdzie mi przekonanie ciebie, jeżeli nie będziesz wiedział, jeżeli nie powiem ci o jego śmierci.

Michael uśmiechnął się.

— A skąd im to, cholera, przyszło do głowy?

— A co ponadrządowe komisje wiedzą o związku między ojcem a synem?

Ściany tunelu czasoprzestrzennego zdawały się zwężać niczym gardziel. Podobne błyskawicom plamy światła wciąż przeświecały przez ściany.

— Myślę, że już pora — stwierdził Michael. — Dasz sobie radę z napędem superprzestrzennym?

— Pewnie. Domyślam się, że nie potrzebujesz odliczania… Michael, dostałeś wiadomość.

— O czym ty mówisz? Kto do cholery mógłby się teraz ze mną skontaktować?

— Przedstawiciel zbuntowanych limfobotów — odparł Harry z poważną twarzą. One nie są pozbawione inteligencji, Michael. Jakimś sposobem wprowadziły swój komunikat do obwodów tłumaczących. Chcą, żebym pozwolił im z tobą porozmawiać.

— Czego chcą?

— Otoczyły silnik superprzestrzenny. Limfoboty uważają go za… hmm, za zakładnika.

— I?

— Są skłonne rozmawiać o pokoju. W duchu porozumienia między gatunkami. Tyle, że wysuwają długą listę warunków — Harry zmarszczył brwi. — Chcesz je usłyszeć? Po pierwsze…

— Nie. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Nadal kontrolujesz silnik superprzestrzenny?

— Tak.

Michael poczuł, jak pierwszy raz od kilku dni ustępuje męczące go napięcie mięśni karku. Ogarnął go wewnętrzny spokój. Wybuchnął śmiechem.

— Powiedz im, gdzie mogą sobie wsadzić tę ich listę.

Głowa Harry'ego rozdęła się monstrualnie. Harry uśmiechnął się, młody i pewien siebie.

— Myślę, że już czas. Żegnaj, Michael.

Silnik superprzestrzenny zbudził się do życia. Splinem targnęły konwulsje.

Wstęgi błękitnobiałego światła trysnęły przez pękające ściany czasoprzestrzeni. Michael miał wrażenie, że czuje falę fotonów przedzierającą się przez kruchą kopułę mieszkalną.

Odległy zakątek świadomości Michaela nadal analizował i znajdował nawet czas na zadziwienie. Na jego oczach niewyobrażalne naprężenia styczne w skręconej czasoprzestrzeni przemieniały się w energię promienistą towarzyszącą rozpadowi tunelu. W każdej chwili szczątkowa osłona antyradiacyjna kopuły mogła zawieść. Już teraz powierzchnia trupa splina zapewne wyparowywała powoli. Świadomość tego, co się wokół niego działo, nie była oczywiście szczególnie pomocna — i Michael uznał, że akurat to odkrycie przyszło odrobinę za późno.

Wirtual Harry’ego implodował pod ciśnieniem boskiego blasku spoza kopuły.

Fragmenty tunelu wydawały się dosłownie rozsypywać na kursie „Kraba”. Szczeliny w czasoprzestrzeni otwierały się niczym rozgałęziające się tunele, biegnąc ku nieskończoności.

Michael nie był pewien, czy tak właśnie miało się stać. Być może sytuacja nie rozwinie się dokładnie według planu.

Czasoprzestrzeń ulegała rozpadowi. Michael krzyknął rozpaczliwie, zasłaniając oczy zaciśniętymi kurczowo dłońmi.


Na powierzchni ziemiostatku obraz portalu Złącza migotał na wszystkich minikompach.

Miriam Berg siedziała na spalonej trawie, wystarczająco blisko centrum ziemiostatku, by poza zrujnowanymi budynkami Przyjaciół Wignera widzieć brązowawe okruchy piaskowca znaczące miejsce starożytnego kręgu.

Jasoft Parz odziany w czysty choć niedopasowany wigneriański kombinezon siedział przy niej, wyciągając na trawie swe krótkie nogi. Jedyna szalupa „Narlikara” stała na sczerniałej ziemi niedaleko niej. Bracia d'Arcy przywieźli ją tutaj z powrotem po przejęciu na pokład Shiry i Jasofta Parza.

Zdawała sobie sprawę z tego, że zielone oczy Parza skierowane są na nią, że cały aż tryska współczuciem.

I co z tego, w cholerę z nim. W cholerę z nimi wszystkimi.

Miriam klęcząc, wpatrywała się w trzymany na kolanach minikomp, w widniejący na nim delikatny ścieg Portalu, jak gdyby pragnąc siłą woli zagłębić się weń, skurczyć się tak bardzo, by mogła podążyć w ślad za Michaelem Poole'em w głąb tunelu czasoprzestrzennego. Gdyby tylko mogła wystarczająco się skoncentrować, udało by się jej zapomnieć o całej reszcie: o dziwnym, raczej niepokojącym mężczyźnie z przyszłości siedzącym u jej boku, o krzątaninie Przyjaciół w oddali, i nawet o cholernym, rzednącym powietrzu i nieregularnej grawitacji zniszczonego ziemiostatku.

Ta chwila przeciągała się w nieskończoność. Portal lśnił niczym diament na jej minikompie.

Wtedy, z wstrząsającą nagłością, błękitnobiałe światło wybuchnęło bezgłośnie wewnątrz portalu, tryskając ze wszystkich faset tetraedralnej konstrukcji. Wyglądało to tak, jakby miniaturowa gwiazda przeszła w nową w jej wnętrzu. Blask kolapsu tunelu bił z minikompów w dłoniach Parza, Przyjaciół, jak daleko mogła sięgnąć wzrokiem, zupełnie jakby każdy z nich trzymał przed sobą świecę. Światło emitowane przez rozpadające się zaburzenie czasoprzestrzenne rozjaśniało ich młode, szczupłe twarze.

Światło zgasło. Kiedy ponownie spojrzała na minikomp, portal zniknął. Oderwane kawałki konstrukcji z materii egzotycznej iskrząc, koziołkowały przez kosmos, oddalając się od rejonu czasoprzestrzeni, który ponownie stał się zwykłym, skończonym miejscem.

Cisnęła minikomp w trawę, ekranem do spodu.

Jasoft Parz znacznie delikatniej odłożył swój minikomp na ziemię.

— Już po wszystkim — powiedział. — Michaelowi Poole'owi powiodła się próba zamknięcia tunelu czasoprzestrzennego. Nie można mieć już co do tego żadnych wątpliwości.

Berg wbiła gwałtownie palce w umęczoną ziemię, z radością witając ból wygiętych paznokci.

— Te cholerne egzotyczne zastrzały będą musiały zostać usunięte. Zagrożenie dla żeglugi.

— Naprawdę jest już po wszystkim — odparł Parz. — Będziesz musiała znaleźć sposób, by to pogrzebać.

— Niby co?

— Przeszłość — westchnął. — A w moim przypadku przyszłość.

Uniosła głowę, utkwiła wzrok w masywnej, posępnej bryle Jowisza.

— Przyszłość wciąż należy do ciebie… twoja własna przyszłość. Czeka tu na ciebie wiele nowych doznań. Na Przyjaciół, ma się rozumieć, również.

— Na przykład? — uśmiechnął się.

— Na początek kuracja desenektyzacyjna. A także, pierwszy raz w waszym życiu, nowoczesne — przepraszam, starożytne — badania lekarskie.

Jasoft uśmiechnął się, z jego postaci emanował wyciszony smutek.

— Lecz nadal jesteśmy obcymi na naszej ojczystej planecie. Ciśnięci tak daleko od naszych czasów…

— Jest was wielu, wliczając w to i Przyjaciół — wzruszyła ramionami. Wszyscy są młodzi, w nienajgorszej formie fizycznej. Moglibyście założyć kolonię. Miejsca jest aż za dużo. Albo też udać się do gwiazd. — Uśmiechnęła się, przypominając sobie niesamowitą podróż „Cauchy”. — Oczywiście nie możemy wam jeszcze zaoferować napędu superprzestrzennego. Wszystko porusza się jedynie z prędkościami podświetlnymi… Lecz nie umniejsza to cudu samej podróży, możesz być tego pewien.

— Tak. Cóż, takie projekty być może zainteresują tych młodych ludzi, ale nie mnie…

Teraz spojrzała wreszcie na niego.

— Co chcesz przez to powiedzieć? Co zamierzasz, Jasoft?

Uśmiechnął się i rozczapierzył swe długie, pomarszczone od starości palce.

— Och, sądzę po prostu, że moja opowieść dobiega już końca. Widziałem, zrobiłem, poznałem więcej niż kiedykolwiek śmiałem zamarzyć. Ani też zasługiwałem. Zmrużyła oczy.

— Chcesz zrezygnować z dalszej kuracji desenektyzacyjnej? Posłuchaj, jeżeli czujesz się w jakikolwiek sposób winny z powodu funkcji, jaką pełniłeś pod qaxańską okupacją, w naszych czasach nikt nie…

— Nie o to chodzi — odparł łagodnym tonem. — Nie planuję wyrafinowanego samobójstwa, moja droga. I nie targa mną szczególne poczucie winy mimo moralnej dwuznaczności mego życia. Zdecydowanie uważam, że opuściłem moją epokę na pokładzie tego przeklętego splina, zrobiwszy więcej dobrego niż złego… Po prostu myślę, że widziałem już wystarczająco wiele. Wiem wszystko, co kiedykolwiek pragnąłbym wiedzieć. Wiem, że mimo fiaska projektu tych buntowników — Przyjaciół Wignera — Ziemia zostanie ostatecznie wyzwolona spod ucisku qaxów. Niczego więcej nie muszę wiedzieć. A już z całą pewnością nie chcę spoglądać na mozolne wyłanianie się przyszłości. Potrafisz to zrozumieć?

— Chyba tak — uśmiechnęła się Berg. — Choć powinnam skarcić cię za miałkość twych zamiarów. Przyjaciele Wignera snują plany sięgające po kres czasu.

— Owszem, a co się tyczy ich przyszłości, podejrzewam, że mają już własne pomysły względem niej.

Berg skinęła głową.

— Powtórzyłeś mi słowa Shiry. Powrócić do domu dłuższą drogą, żyjąc przez całe stulecia aż do momentu ponownych narodzin ich epoki… a wtedy co? Zacząć całą tę cholerną imprezę od początku?

— Być może. Choć słyszałem, że od chwili mojej rozmowy z Shirą zdążyli jeszcze trochę poobracać szarymi komórkami. Wspomniałaś o podróży kosmicznej z prędkościami podświetlnymi. Sądzę, że to przypadłoby Przyjaciołom do gustu, choćby ze względu na możność wykorzystania relatywistycznych zjawisk dylatacji czasu…

— …i powrotu do domu w ciągu stulecia, a nie piętnastu. — Uśmiechnęła się. — Cóż, to też jakiś sposób na zmarnowanie swojego życia.

— A ty, Miriam? Sama odbyłaś podróż trwającą stulecie. Dla ciebie musi to być równie wielki szok co dla mnie. Co ty zamierzasz począć?

Wzruszyła ramionami, burząc palcami włosy.

— Może zabiorę się z Przyjaciółmi? — mruknęła. — Może zawiozę ich do gwiazd i z powrotem, raz jeszcze przekroczę piętnaście stuleci…

— …i przekonam się, czy Michael Poole wyłoni się w przyszłości qaxańskiej okupacji, czy wynurzy się bohatersko z implodującego tunelu czasoprzestrzennego? — uśmiechnął się.

Spojrzała na zwieńczony tarczą Jowisza zenit, wyszukując spojrzeniem szczątki rozbitego portalu.

— Może dzięki temu poczułabym się lepiej — powiedziała. — Ale wiem, że utraciłam Michaela, Jasoft. Gdziekolwiek teraz jest, nigdy go już nie odnajdę.

Przez moment oglądali na leżących w trawie minikompach obrazy rozproszonej, koziołkującej materii egzotycznej. W końcu Parz powiedział:

— Chodźmy. Jest zimno, a powietrze jest rzadkie. Wracajmy na szalupę „Narlikara”. Nie pogardziłbym odrobiną ciepła. I jedzeniem.

Berg oderwała wzrok od nieba. — Jasne. To dobry pomysł, Jasoft.

Podniosła się na nogach zesztywniałych od długiego siedzenia. Jasoft czule chwycił ją pod ramię i razem ruszyli w stronę czekającej na nich szalupy.


Czasoprzestrzeń jest jak piana.

Strukturaczasoprzestrzeni podziurawiona jest kanalikami najprzeróżniejszych rozmiarów. Przy wielkościach mieszczących się w obrębie skali Plancka tunele powstałe na skutek zjawisk nieoznaczoności kwantowej rozmazują eleganckie Einsteinowskie linie czasoprzestrzeni. Niektóre z nich osiągają rozmiary wyrażalne w ludzkich jednostkach miary albo i większe — niekiedy spontanicznie, a niekiedy wskutek działania inteligencji.

Czasoprzestrzeń przypomina płytę lodu, poznaczoną zaburzeniami i cienkimi na włos szczelinami.

Gdy napęd superprzestrzenny Michaela Poole'a został uruchomiony wewnątrz zbudowanego przez ludzi złącza tunelowego, rezultat tego posunięcia porównywalny był do uderzenia drewnianym młotem w lodową krę. Pęknięcia rozbiegły się od miejsca uderzenia, rozprzestrzeniając się. Łączyły się z innymi w skomplikowanej, wciąż powiększającej się sieci, skupisku wzajemnie zasilających się dopływów, nieustannie powstających i przekształcających się, w miarę jak czasoprzestrzeń goiła się i ponownie rozpadała.

Zmasakrowany, zwęglony trup splina niosący kopułę mieszkalną „Kraba”, Michaela Poole'a i chmarę zbuntowanych limfobotów wyłonił się z zapadającego się tunelu w erze qaxańskiej okupacji z prędkością zbliżoną do szybkości światła. Energia rozdarcia tryskająca z umęczonej czasoprzestrzeni tunelu przekształciła się w promieniowanie wielkiej częstotliwości, w strumienie krótkotrwałych cząsteczek egzotycznych, bijące od koziołkującego przez kosmos splina.

Dla zewnętrznego obserwatora przypominało to eksplozję niewielkiego słońca wśród księżyców Jowisza. Potężne burze zrodziły się w gazowej atmosferze giganta. Jeden z księżyców uległ zniszczeniu. Ludzie ginęli, tracili wzrok.

Pęknięcia w rozpadającej się czasoprzestrzeni rozbiegały się z szybkością światła.

W systemie Jowisza znajdował się jeszcze jeden makroskopijny tunel czasoprzestrzenny: kanał skierowany ku przyszłości po zniszczeniu słońca qaxów, kanał, przez który qaxowie podróżowali w przeszłość z zamiarem zniszczenia ludzkości.

Pod wpływem piorunującego przybycia Poole'a — tak jak sam Poole tego oczekiwał to drugie zaburzenie czasoprzestrzenne nie zdołało utrzymać swej stabilności.

Jego wylot rozwarł się szerzej, obejmując tysiące mil i pochłaniając masę/energię niecodziennego statku Michaela Poole'a. Ikosaedralna, egzotyczna struktura oplatająca otwór tunelu eksplodowała zwierciadlanym odbiciem eksplozji, jakiej świadkiem piętnaście stuleci wcześniej była Miriam Berg. Potem portal implodował z szybkością światła. Grawitacyjne fale uderzeniowe pulsami popłynęły z zanikającego wylotu niczym promienie gwiazdołamaczy xeelee, rozbijając statki i księżyce.

Przez krótkotrwałą plątaninę kanalików zapadających się po jego przejściu w burzy fal grawitacyjnych i cząstek wysokoenergetycznych Michael Poole pokoziołkował bezradnie w przyszłość.

Загрузка...