W zenicie portal Złącza przypominał maleńki, rozwijający się kwiat elektrycznego błękitu. Splin znajdował się już wewnątrz szerokiego na tysiąc mil rejonu przestrzeni egzotycznej, sprężonej próżni otaczającej wylot tunelu czasoprzestrzennego.
Jasoft Parz spłynął na podłogę niczym ptak pod wpływem nowej, sztucznej grawitacji splina. Zaraz jednak usiadł i spojrzał uważnie na Michaela swymi skupionymi, przepełnionymi fascynacją zielonymi oczami.
Shira podniosła się z fotela i niepewnie przeszła przez pokład. Jej wielkie oczy nabiegły krwią, kształt jej czaszki prześwitywał przez cienką warstwę ciała.
— Nie wolno ci Lego zrobić — powiedziała.
— Moja droga… — zaczął Michach lecz Harry zaraz mu przerwał.
— Michael, znaleźliśmy się w środku burzy informacyjnej. Dziwne, że pancerz kopuły nie zapalił się pod ogniem laserów komunikacyjnych… Myślę, że powinieneś się tym zając. Wszystkie statki w promieniu tysiąca mil odnotowały nasze poruszenie i tuzin różnych ośrodków władzy chciałby wiedzieć, co, do jasnej cholery, zamierzamy.
— Czy ktoś może nas powstrzymać, zanim dotrzemy do Złącza? Harry zastanowił się przez chwilę.
— Raczej nic. Splin, nawet tak uszkodzony jak nasz, jest tak wielki, że zatrzymałoby go wyłącznie rozbicie na drobne kawałki. A w okolicy nie ma nikogo dysponującego taką siłą ognia.
— W porządku. Zignoruj ich.
— Odbieramy też przekazy z ziemiostatku — zameldował Harry — Również pytając uprzejmie, co też mamy zamiar uczynić.
Shira splotła dłonie.
— Musisz ich wysłuchać, Michael.
— Odpowiedz mi uczciwie, Shira. Czy Przyjaciele są zdolni nas powstrzymać w jakikolwiek sposób?
Jej usta poruszyły się, oczy nabrzmiały, jak gdyby ledwie powstrzymywała się przed histerycznym płaczem. Michael poczuł irracjonalną potrzebę pocieszenia jej.
— Nie — odparła w końcu cichym głosem. — Nie, fizycznie nie. Ale…
— W takim razie ich również zignoruj. — Michael zastanowił się głęboko. — Właściwie. Harry. wyłącz cały ten cholerny moduł łączności… I cały sprzęt splina. Nieodwracalnie. Masz zamienić wszystko w kupę złomu. Potrafisz to zrobić?
Krótkie zawahanie.
— Owszem, Michael — odparł niepewnie Harry. — Ale… jesteś pewien, że to taki dobry pomysł?
— Tam, gdzie się udajemy, nie będzie nam potrzebny — powiedział Michael. — Tylko nas rozprasza. Za ile… — spojrzał w kierunku zenitu. — Czterdzieści minut… ?
— Trzydzieści osiem — skorygował posępnie Harry.
— …znajdziemy się we wnętrzu Złącza. Po czym zamkniemy je za sobą. I nikt nie potrafi powiedzieć niczego, co zmieniłoby choćby o jotę moją decyzję.
— Nie zamierzam się kłócić — nalegał Harry. — Ale… Michael, co z Miriam?
— Miriam też będzie nas tylko rozpraszać — odparł zdecydowanym tonem Michael. — Dalej Harry. zrób to. Potrzebuję twojego wsparcia.
Na parę sekund zapanowała cisza.
— Zrobione — powiedział Harry. — Zostaliśmy sami, Michael.
— Jesteś głupcem — rzuciła Shira w stronę Michaela.
Michael westchnął, usiłując ponownie ułożyć się wygodnie na kanapie.
— Nie pierwszy raz tak mnie nazwano.
— Ale być może ostatni — odparł kwaśno Parz.
— Uważasz, że jednym zuchwałym posunięciem rozwiązujesz cały problem — powiedziała Shira, nie odrywając wodnistego spojrzenia od twarzy Michaela. — Uważasz się za nieustraszonego w obliczu nieznanych niebezpieczeństw spotkania z przyszłością, być może nawet ze śmiercią. Ale wcale nie jesteś nieustraszony. Boisz się. Boisz się nawet słów. Boisz się słów swoich rodaków ileż to kazań wysłuchałam, jakie to ważne, byśmy ci zaufali… podzielili się z tobą olbrzymimi problemami, z jakimi się zmagaliśmy? A teraz — równie głupio co arogancko — odwracasz się nawet i od swoich współbraci. Obawiasz się słów samych Przyjaciół — także i moich — obawiasz się logiki, prawdy kryjącej się w naszych przekonaniach.
Michael masował sobie bok nosa, żałując, że czuje się tak cholernie zmęczony.
— Piękna mowa — stwierdził. Shira wyprostowała się.
— I obawiasz się samego siebie. Ze strachu przed brakiem zdecydowania nie śmiesz nawet rozważyć ewentualności skonsultowania się z najbliższą ci osobą, Miriam, odległą od ciebie o zaledwie jedną sekundę świetlną. Wolisz raczej, jak to ująłeś, „obrócić w złom” wasz sprzęt łącznościowy niż…
— Dosyć — warknął Michael.
Shira cofnęła się odrobinę zaskoczona ostrością jego tonu, lecz nie ustępowała. Blade oczy lśniły w jej kościstej twarzy.
— Niech szlag trafi to wszystko — powiedział Michael. — To czysto akademicka dyskusja, Shira. Zasady się zmieniły. Zewnętrzny świat równie dobrze może nie istnieć, jeśli chodzi o to, co odtąd stanie się z tyin statkiem. To już ustaliliśmy. Pozostało nas jedynie czworo-tyją, Parz i Harry…
— …oraz kilkaset limfobotów — wtrącił Harry — z których opanowaniem mam niejakie problemy.
Michael zignorował go.
— Jedynie nas czworo, Shira, w tym pęcherzyku ciepła i powietrza. I istnieje tylko jedna możliwość zawrócenia tego statku: jeśli ty — ty — przekonasz mnie i pozostałych, że wasz projekt wart jest niewyobrażalnego ryzyka, jakieże sobą niesie. — Przyglądał się jej, usiłując ocenić jej reakcję. — No i ? Masz trzydzieści osiem minut.
— Trzydzieści sześć — poprawił go Harry.
Shira zamknęła oczy i wzięła głęboki, rozdygotany oddech.
— Dobrze — powiedziała. Przeszła przez pokład z powrotem na swój fotel, sztywnym i niezgrabnym krokiem, poczym usiadła.
Obserwujący ją Michael poczuł nagły przypływ energii, zupełnie jakby nieoczekiwanie odmłodniał, nareszcie mając przed sobą perspektywę otrzymania odpowiedzi na wszystkie drążące go pytania.
Shira opowiedziała im o Eugene Wignerze i o katastrofie von Neumanna.
Niczym żywy i zarazem martwy kot Schrödingera wydarzenia pozostawały w stanie nierealności, dopóki nie zostały zaobserwowane przez świadomego swego istnieniaobserwatora. Lecz każdy akt obserwacji jedynie dodawał kolejną warstwę potencjalności przykry wającą jądro wydarzeń, samą w sobie niezrealizowaną do momentu obserwacji.
Ciągi funkcji kwantowych według Wignera biegły ku nieskończoności nie kończącym się ciągiem, nieskończonym kolapsem.
— Stąd bierze się paradoks przyjaciela Wignera — wyjaśniła Shira.
Michael niecierpliwie potrząsnął głową.
— Na razie to czysto filozoficzna dyskusja — powiedział. — Sam Wigner sądził, że kolaps nie postępuje w nieskończoność… że ciąg funkcji falowych kończy się, gdy tylko świadomy umysł dokona obserwacji.
— To jeden pogląd — odparła cicho Shira. — Są i inne…
Shira opisała teorię „wszechświata współuczestniczącego”.
Życie — rozumne życie — według tej hipotezy miało kluczowe znaczenie dla samego istnienia wszechświata.
— Wyobraźcie sobie miriadę łańcuchów funkcji kwantowych złożonych z pudła, kota i przyjaciela, ciągnącą się bez końca przez czas. Życie — świadomość — nieustannie wywołuje wszechświat z niebytu samym aktem obserwacji, wyjaśniała Shira.
Świadomość była niczym olbrzymie skierowane na siebie oko, rekursywny plan stworzony przez wszechświat dla wywołania swego istnienia.
Gdyby to było prawdą, według Shiry, celem świadomości wszystkich żywych istot było gromadzenie i porządkowanie danych — wszystkich danych, wszędzie — obserwacja i realizacja wszystkich zjawisk. Ponieważ bez ich realizacji nie mogło być rzeczywistości.
Powstając z miliona przypadkowych początków, takich jak bełtanie chemicznej zupy wypełniającej pradawne ziemskie morza, życie rozprzestrzeniło się rozprzestrzeniało obserwując, gromadząc i utrwalając dane wszelkimi możliwymi sposobami.
— Żyjemy w epoce początków kontaktów między gatunkami na skalę międzygwiezdną mówiła Shira. Dochodzi do wojen, śmierci, zniszczenia, ludobójstwa. Jednak z niby-boskiej perspektywy można traktować to wszystko jako wzajemne oddziaływanie — wymianę i gromadzenie informacji.
— Ostatecznie, kłótliwe gatunki naszej epoki na pewno rozwiążą swe dziecinne konflikty konflikty uprzedzeń, wąsko pojmowanych interesów, niedokładnego postrzegania — i wspólnie, może pod przewodnictwem xeelee, zajmą się najwyższym celem życia: gromadzeniem i zapisywaniem wszystkich danych, obserwacją i wywoływaniem z niebytu samego wszechświata.
Coraz większe zasoby poświęcane będą na ten cel — liczyć się będzie nie tylko ich wielkość, gdy życie rozprzestrzeniać się będzie z niezliczonych miejsc początku, lecz i dogłębność oraz rozmach. W końcu wszystkie źródła energii zdatne do wykorzystania, od potencjału grawitacyjnego galaktycznych supergromad po energię drgań zerowych zawartą w samej naturze przestrzeni, zaprzęgnięte zostaną w służbie wielkiego dzieła świadomości.
Shira opisała przyszłość wszechświata.
Za kilka miliardów lat — mgnienie oka w skali kosmicznej — słońce Ziemi zejdzie z głównego ciągu gwiazdowego, jego zewnętrzne warstwy rozszerzą się, pochłaniając pozostałości planet. Ludzkość, oczywiście, powędruje dalej, porzucając stary świat dla nowego. Zrodzą się kolejne gwiazdy, zastępujące te, które postarzały się i umarły… lecz szybkość formowania się nowych gwiazd już teraz zmniejszała się w tempie geometrycznym, o połowicznym czasie trwania mierzącym pół miliarda lat.
Po około tysiącu miliardów lat nie będzie już nowych gwiazd. Ciemniejące galaktyki wciąż będą się obracać, lecz przypadkowe zderzenia i bliskie przejścia zbierać będą skumulowane żniwo. Planety wyparowywać będą z orbit swych macierzystych słońc, słońca ze swych galaktyk. Gwiazdy pozostające w spustoszonych przez czas układach gwiezdnych nieprzerwanie tracić będą energię wskutek promieniowania grawitacyjnego i ostatecznie zleją się w olbrzymie czarne dziury wielkości galaktyki.
Potem i czarne dziury zaczną się zlewać, tworząc nowe. wielkością dorównujące galaktycznym gromadom i supergromadom. Historie z całego wszechświata będą się zbiegać, stapiając się ostatecznie w olbrzymie osobliwości.
Lecz według Shiry życie trwać będzie dalej, z coraz większą wydajnością wykorzystując szczątkowe źródła energii wszechświata. Takie jak blada poświata gwiezdnych resztek, utrzymujących temperaturę o parę stopni wyższą od zera absolutnego dzięki powolnemu rozpadowi protonów.
I wciąż pozostanie wiele do zrobienia.
Wyparowywanie czarnych dziur trwać będzie dalej, prowadząc ostatecznie do kurczenia się i zniknięcia horyzontów zdarzeń wielkości galaktyk i gromad galaktyk. Nagie osobliwości pojawią się we wciąż rozszerzającym się bezmiarze czasoprzestrzeni.
Być może wszechświat nie przetrwa powstania nagiej osobliwości. Być może utworzenie się takiego zaburzenia doprowadzi do zaniku czasu i przestrzeni, końca wszelkiego istnienia.
— A może — powiedziała Shira — zadaniem życia w schyłkowym okresie ewolucji wszechświata jest manipulowanie horyzontami zdarzeń w celu niedopuszczenia do powstania nagiej osobliwości.
— Ach — uśmiechnął się Parz. Kolejna elegancka idea. A więc nasi potomkowie być może zostaną przysposobieni do zawodu Cenzorów Kosmicznych.
— Albo Zbawców Kosmicznych — uzupełnił sucho Michael.
— A jak można manipulować horyzontami zdarzeń? — zapytał Harry, wyraźnie pod wrażeniem słów Shiry.
— Bez wątpienia istnieje wiele sposobów — odparł Michael. — Nawet dziś potrafimy wyobrazić sobie parę prymitywnych metod. Na przykład wywoływania połączeń czarnych dziur, zanim zdążą wyparować.
— Paradoks Wignera jest nieunikniony — stwierdziła Shira. — Ciągi niezredukowanych stanów kwantowych będą się nieustannie rozwijać, rosnąc niczym kwiaty, zagłębiając się w przyszłość, dopóki obserwacje przeprowadzane przez obejmujące cały kosmos umysły nie będą opierać się na warstwach historii grubych na eony, naszpikowanych skamielinami dawnych wydarzeń. Ostatecznie — powiedziała Shira głosem miarowym i dziwnie bezbarwnym — życie wypełni cały kosmos, nieustannie obserwując, tworząc zapadające się ciągi funkcji kwantowych. Życie wpływać będzie na dynamiczną ewolucję kosmosu jako całości. Można oczekiwać, że połączona moc życia wykorzysta nawet i ostatnie źródło energii, czystą energię ekspansji czasoprzestrzeni…
— Świadomość istnieć będzie tak długo, jak istnieć będzie sam kosmos — gdyż bez obserwacji nie może być mowy o realizacji, o istnieniu — a ponadto życie musi dorównywać kosmosowi zasięgiem, by wszystkie wydarzenia mogły zostać zaobserwowane.
Parz roześmiał się cicho, zadziwiony.
— Co za wizja. Dziewczyno, ile ty masz lat? Mówisz tak, jakbyś miała ich z tysiąc.
Lecz Shira ciągnęła dalej. Ciągi funkcji kwantowych musiały wreszcie ulec ostatecznemu połączeniu, skulminowaniu w ostatnim brzegu wszechświata, w czasopodobnej nieskończoności.
— Zaś w czasopodobnej nieskończoności rezyduje Ostateczny Obserwator — powiedziała cicho Shira. I tam dokonana zostanie Ostateczna Obserwacja…
— Dokładnie — przyznał Parz — doprowadzając do kolapsu wszystkich ciągów funkcji kwantowych pod prąd czasu — przez ruiny galaktyk do dnia dzisiejszego i jeszcze dalej w przeszłość, po drodze mijając Wignera, jego przyjaciela, kota i jego pudło — co za urocza koncepcja.
— Retrospektywnie patrząc, zrealizowana zostanie historia wszechświata — powiedziała Shira. — Ale dopiero po dokonaniu Ostatecznej Obserwacji. Pierwszy raz od powrotu na fotel odwróciła się do Michaela. — Pojmujesz implikacje tego wydarzenia. Michaelu Poole?
Michael zmarszczył czoło.
— Te pomysły są wstrząsające, to oczywiste. Ale wy poszliście o jeden krok dalej, prawda? Wysunęliście jeszcze jedną hipotezę.
— Ja… tak. — Pochyliła głowę w dziwnym, niemalże modlitewnym geście szacunku. — Nie potrafimy zaakceptować tego, że Ostateczny Obserwator będzie jedynie pasywnym okiem. Kamerą obejmującą całokształt historii.
— Nie — powiedział Michael. — Myślę, że według was Ostateczny Obserwator będzie mógł wpłynąć na proces urzeczywistniania. Mam rację? Wierzycie, że Ostateczny Obserwator będzie miał moc przejrzenia wszystkich nieskończonych potencjalnych historii wszechświata, zmagazynowanych w zapadających się ciągach funkcji kwantowych. I że Ostateczny Obserwator wybierze, urzeczywistni tę historię, która jest… jaka?
— Może po prostu najelegantsza z estetyczynego punktu widzenia? — podsunął Parz na swój starczy, suchy sposób.
— Która zmaksymalizuje potencjał istnienia — powiedziała Shira. — Tak przynajmniej wierzymy. Która zamieni kosmos na przestrzeni całego czasu w lśniące miejsce, ogród wolny od brudu, bólu i śmierci. — Uniosła głowę raptownym gestem. Michael był poruszony kontrastem między krańcowym wychudzeniem napiętej twarzy dziewczyny a pięknem — mocą, tęsknotą — jej koncepcji.
Harry odezwał się głosem nabrzmiałym podziwem:
— Bóg u kresu czasu. Czy to możliwe?
Michael poczuł, że pragnie dotrzeć do tej dziewczyny, i postarał się, by jego głos zabrzmiał łagodnie.
— Teraz chyba was rozumiem — powiedział. — Wierzycie, że nic z tego — nasze położenie na pokładzie martwego splina, qaxańska okupacja Ziemi, qaxańska inwazja z przyszłości — nie jest rzeczywiste. Wszystko to jest w pewnym sensie chwilowe, przemijające. Po prostu zmuszeni jesteśmy do znoszenia ruchu naszej świadomości wzdłuż jednego z ciągów funkcji kwantowych, który według was zostanie zwinięty, odrzucony przez waszego Ostatecznego Obserwatora na korzyść…
— Nieba — podsunął Harry.
— Nie, nic tak prostackiego — odparł Michael. Spróbował to sobie wyobrazić. — Harry, jeśli ona ma rację, ów ostateczny stan — końcowa forma istnienia kosmosu — zakładać się będzie na globalnej i lokalnej optymalizacji, maksymalizacji potencjału, wszędzie i w każdej chwili, od początku czasu. — Lśnienie, powiedziała wcześniej Shira. Tak, lśnienie stanowiłoby dobre słowo na określenie takiego istnienia… Michael zamknął oczy, starając się przywołać obraz takiego stanu. Wyobraził sobie, jak obskurna rzeczywistość wypala się, odsłaniając szare światło ukrytego optymalnego stanu.
Łzy powoli napłynęły do jego zaciśniętych oczu. Gdyby komuś umożliwiono ujrzenie, choćby na moment, takiego stanu, po powrocie do bagniska tego niezrealizowanego ciągu oszalałby bez wątpienia.
Jeśli na tym opierała się wiara Przyjaciół, nic dziwnego że wydawali się tak oderwani od rzeczywistości, tak zawzięci — że tak lekceważyli sobie własne życie, ból i śmierć innych. Ich historia stanowiła jedynie żałosny prototyp przyszłej globalnej optymalizacji, kiedy to Ostateczny Obserwator odrzuci wszystkie niedoskonałe historie.
I nic dziwnego też, że Przyjaciele byli tak bardzo odseparowani od ludzkości. Ich mistyczna wizja pozbawiła jakiegokolwiek znaczenia ich życie — jedyne, jakiego było im dane doświadczyć, niezależnie od prawdziwości ich filozofii — i napiętnowała ich głęboko, wyjałowiła z jakiejś cząstki człowieczeństwa. Otworzył oczy i uważnie przyjrzał się Shirze. Raz jeszcze dostrzegł cierpliwą zawziętość kryjącą się w tej delikatnej dziewczynie — pojął teraz, jak wielkie szkody w jej psychice poczyniła jej filozofia.
Jakaś jej część była martwa, być może zawsze już miała taka pozostać. Teraz zrozumiał, że jej współczuje.
— W porządku, Shira — powiedział łagodnie. — Dziękuję, że aż tyle mi powiedziałaś.
Parz westchnął niemalże ze smutkiem. Na jego drobnej, zamkniętej twarzy pojawił się wysublimowany niepokój.
— Ale wszystkiego to nam jeszcze nie powiedziała. Zgadza się, dziewczyno? — Ciągnął dalej zjadliwym tonem. — To znaczy, jeżeli naprawdę wierzycie w tak cudowną wizję — jak to historia, jaką przeżyliśmy, teraźniejszość i przyszłość, jaka nas czeka, są jedynie prototypami jakiejś olbrzymiej, idealnej wersji, która pewnego dnia zostanie nam narzucona z kresu czasu — o co chodzi w waszym projekcie? Dlaczego dążycie do zmiany swego położenia tu i teraz? Dlaczego po prostu nie zaciśnięcie zębów, pokornie znosząc ból, i nie pozwolicie, by wszystko dobiegło końca, oczekując na naprawienie niesprawiedliwości u kresu wszechrzeczy?
Shira pokręciła głową.
— W moich czasach ludzkość jest bezradna i całkowicie podporządkowana qaxom. Udało nam się zgromadzić środki niezbędne do przeprowadzenia aktu buntu, lecz jedynie przypadkowe pojawienie się waszego statku z przeszłości umożliwiło nam jego realizację.
— Taka rebelia być może już nigdy się nie powtórzy.
— Michaelu Poole. wierzymy, że qaxańska okupacja doprowadzi w końcu do upadku człowieka. Qaxowie być może mimowolnie zniszczą ludzkość. I tym sposobem zakończą wszystkie możliwe historie, w których ludzkość przetrwa erę okupacji, dołączy do większej, dojrzewającej społeczności gatunków, ku jakiej nieuchronnie zmierza wszechświat, i wniesie swój wkład do ich mądrości i wiedzy u kresu czasu. Qaxowie zatrzymają proces przekazu w przyszłość informacji o tym, czym ludzie byli i być mogli. To zbrodnia na skalę największą z możliwych — i warta sprzeciwu, nawet gdybyśmy nie byli zagrożonym nią gatunkiem… Lecz nim jesteśmy. I wierzymy, że musimy pokrzyżować plany qaxów, by uratować miejsce ludzkości w czasie przyszłym.
Poole skubnął dolną wargę.
— Jasoft, co powiesz o tej diagnozie?
Parz rozłożył szeroko ramiona.
— Ona może mieć rację. Qaxowie z mojej ery nie planowali naszej zagłady przed rozpoczęciem się tego katastrofalnego ciągu wydarzeń, o ironio, zapoczątkowanych przez samych Przyjaciół — byliśmy zbyt użyteczni gospodarczo. Być może jednak nie potrafilibyśmy przetrwać długiego okresu podporządkowania…
— Zaś spoglądając w przyszłość wiemy, że przewidywania Shiry spełnią się. choć nie tak, jak tego oczekuje. Człowiek nazwiskiem Jim Bolder spowoduje zniszczenie ojczystej planety qaxów, wywoła ich diasporę. Wygląda na to, że potem zagłada ludzkości stanie się wspólnym celem wszystkich qaxów.
Poole skinął głową. W trakcie rozmowy przyglądał się reakcjom Shiry, lecz jej twarz była pusta, nieruchoma, bezmyślnie ładna. Wcale nas nie słucha, uświadomił sobie. Może nie potrafi.
— Doskonale. W takim razie, Shiro, powiedz nam, w jaki sposób przekształcenie Jowisza w czarną dziurę ma pomóc wam w realizacji waszego zamierzenia. Pragniecie wykorzystać tę osobliwość przy konstrukcji superbroni?
— Nie — odparła spokojnie Shira. — Nie jest to naszym zamiarem. Nie bezpośrednio.
— Nie — przyznał Michael, nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. — Nie jesteście wytwórcami broni ani nawet wojownikami. Zgadza się? Myślę, że postrzegacie siebie jako część owego strumienia życia, prącego ku opisywanej przez ciebie wspaniałej, kosmicznej przyszłości. Sądzę, że zamierzacie coś utrwalić. Jakąś informację. I przesłać ją poza obecną niebezpieczną erę w ową odległą, wspaniałą przyszłość, kiedy to mądrzy obserwatorzy wszechświata odbiorą wasze przesłanie i pojmą jego prawdziwe znaczenie.
Parz spoglądał na niego, całkowicie zbity z tropu.
— Jasoft odezwał się Michael sądzę, że Przyjaciele zamierzają zamienić Jowisza w gigantyczną kapsułę czasu. Konstruują czarną dziurę. Czarną dziurę, która wyparuje… kiedy? Za dziesięć do czterdziestej, pięćdziesiątej potęgi lat od dzisiaj? Jowisz będzie olbrzymim grobowcem o dokładnie wyznaczonej chwili otwarcia. Odsłonięta zostanie naga osobliwość. Ci kosmiczni inżynierowie, majsterkowicze bawiący się dynamiczną ewolucją wszechświata, przybędą, by zorientować się w sytuacji, by zlikwidować niebezpieczeństwo grożące wszechświatowi i jego przyszłości/przeszłości.
— Ach — uśmiechnął się Parz. — A gdy się zjawią, znajdą posłanie. Wiadomość pozostawioną dla nich przez Przyjaciół.
— Ta rozmowa staje się coraz dziwaczniejsza — roześmiał się Harry. — A co będzie zawierała ta wiadomość? Jak zacząć rozmowę z podobnymi bogom kosmicznymi planistami dziesięć do czterdziestej potęgi lat w przyszłości? „Hej. Byliśmy tutaj i mieliśmy kupę kłopotów. A wy?”
Michael uśmiechnął się.
— Och, mógłbyś trochę bardziej ruszyć wyobraźnią. A gdyby lak przechować tam na przykład ludzki genotyp? Przyszła świadomość mogłaby odtworzyć z niego najlepszych przedstawicieli naszej rasy. A przy odrobinie wysiłku w świadomości owych zrekonstruowanych ludzi można by zakodować „przesłanie”. Wyobraź to sobie, Harry. Wyobraź sobie, że wyłaniasz się ze sztucznego łona z głową pełną wspomnień o tej krótkotrwałej, wspaniałej młodości wszechświata — w kosmos, w którym powstanie, życie i śmierć: najmłodszej nawet, pomarszczonej gwiazdy jest logarytmicznie odległym wspomnieniem…
Teraz Shira również się uśmiechnęła.
— Przy odpowiedniej technologii wszystko jest możliwe — powiedziała. Można by wyobrazić sobie konwersję masy ziemskiej w dane, załadowane za horyzont zdarzeń. Mielibyśmy do dyspozycji dziesięć do sześćdziesiątej czwartej potęgi bitów — co odpowiada zapisowi dziesięciu do trzydziestej ósmej potęgi ludzkich osobowości. Michael, można wyobrazić sobie zakodowanie wszystkich kiedykolwiek żyjących ludzi poza zasięgiem qaxów i wszystkich innych drapieżców.
— Ale jak przechowałabyś te dane? Wiemy już, że czarna dziura stanowi olbrzymie źródło entropii. Gdy obiekt o dowolnej złożoności zapada się w czarną dziurę, wszystkie dane na jego temat są dla wszechświata utracone z wyjątkiem jedynie jego ładunku, masy i momentu pędu…
— Same osobliwości to złożone obiekty odparła Shira. — I to niewyobrażalnie złożone. Poczyniliśmy wielkie postępy w zrozumieniu ich natury od twoich czasów. Jest możliwe przechowywanie danych w strukturze samego zaburzenia czasoprzestrzennego…
— Ale przerwał jej Parz, a na jego miękkiej, okrągłej twarzy zagościł przebiegły uśmieszek z całym szacunkiem, moja droga, wciąż nie powiedziałaś nam dokładnie, jaką to wiadomość zamierzacie pozostawić dla owych superistot z przyszłości. Nawet jeśli powiedzie się wam jej przesłanie.
Michael rozłożył się wygodniej na kanapie.
— Cóż, to wydaje się dosyć oczywiste — powiedział.
Shira spoglądała na niego sztywno wyprostowana i spięta.
— Doprawdy?
— Próbujecie przesłać wiadomość Ostatecznemu Obserwatorowi. — Usłyszał nieartykułowany okrzyk Parza, lecz nie przerywał. — Chcecie wywrzeć wpływ na dokonywany przez niego wybór optymalnej historii kosmosu. Chcecie dopilnować tego, by dane opisujące ludzkość przedostały się w przyszłość po odejściu qaxów i by Ostateczny Obserwator wybrał historie korzystne dla człowieka. — Michael uśmiechnął się. — Mam rację, prawda? Muszę przyznać, że wasza umiejętność myślenia wielkimi kategoriami budzi we mnie podziw, Shira.
Shira sztywno skinęła głową.
— Nasz cel jest słuszny z rasowego punktu widzenia.
W odpowiedzi pochylił nieco głowę.
— Och, bez wątpienia. Nic nie może być słuszniejsze. A kiedy Ostateczna Obserwacja zostanie już przeprowadzona, wydarzenia, jakich byliśmy świadkami, nie nastąpią, zaś środki, do jakich się uciekacie, są usprawiedliwione… gdyż jeżeli osiągniecie swój cel, środki owe w ogóle nie zaistnieją.
— To dogłębnie oburzające — stwierdził Parz, a w jego zielonych oczach zamigotały iskry. — Ale zarazem wspaniałe! Jestem zachwycony.
Shira siedziała w milczeniu, wciąż w denerwujący sposób mierząc Michaela spojrzeniem.
— Cóż, przynajmniej wiemy już, co się wokół nas dzieje — powiedział wesoło Harry. — Ale teraz pora na najtrudniejszą część. Pomagamy im… czy próbujemy ich powstrzymać?
Kropka błękitnego światła w zenicie urosła w międzyczasie do wielkości pięści.
Shira wzruszyła ramionami, niemalże od niechcenia.
— Nie pozostało mi już nic, co mogłoby na ciebie wpłynąć. Mogę jedynie pokładać nadzieję w twej mądrości.
— Dokładnie tak. Ale wcześniej nie spieszyło się wam szczególnie z ufaniem w moją mądrość, co? — zapytał Michael.
— Nie wierzyliśmy, byś mógł to zrozumieć — odparła bez ogródek. — Wyliczyliśmy, że większe szansę powodzenia będziemy mieć, opierając się wyłącznie na własnych siłach.
— Tak — mruknął Parz. — Być może dokonaliście mądrego wyboru, podejmując taką decyzję, moja droga. Przekonałem się, że ci ludzie, piętnaście stuleci młodsi od naszej wspólnej ery, są ubożsi w wiedzę i pewne doświadczenia. lecz dorównują nam — więcej niż dorównują — mądrością. Podejrzewam, że wiedzieliście, jak mogliby zareagować na wasze knowania. Wiedzieliście, że sprzeciwiliby się wam.
Shira spojrzała niepewnie na Michaela.
Poole odezwał się niechętnie, nie chcąc być okrutnym wobec tej młodej, szczerej dziewczyny.
— On mówi o zadufaniu, Shira. O arogancji.
— Usiłujemy zapobiec wyginięciu naszego gatunku — odparła Shira drżącym głosem.
— Być może. Shira, po kres moich dni szanować będę odwagę i pomysłowość Przyjaciół. Zbudować ziemiostatek pod nosem qaxów, rzucić się bez wahania w niepewną przeszłość… Tak, macie śmiałość i wizję. Ale — kto dał wam prawo do grzebania w historii wszechświata? Kto dał wam mądrość, jakajest niezbędna przy takich operacjach? Posłuchaj, śmiertelnie wystraszyliście nas wszystkich, gdy myśleliśmy, że waszym zamiarem jest jedynie stworzenie nagiej osobliwości. To wywołałoby nieprzewidywalną eksplozję nieprzyczynowości. Lecz w rzeczywistości zamierzacie rozmyślnie zakłócić przyczynowość — i to na największą możliwą skalę.
— Nie masz prawa się nam sprzeciwiać odpowiedziała Shira. Jej twarz wykrzywił grymas gniewu, dziecięcej wręcz odrazy.
Michael zamknął oczy.
— Nie sądzę, bym miał prawo pozwolić wam na kontynuowanie waszych prac. Posłuchaj, Shira, a jeśli cała logika waszego wywodu jest błędna. Na początek, filozoficzne założenia całej koncepcji — to szczególne rozwiązanie paradoksu Wignera — są czystą spekulacją, jedną z wielu.
Parz pokiwał głową.
— A skąd bierzecie dowody na postępowy rozwój form żywych, w którym pokładacie swe nadzieje? Najbardziej rozwiniętą ze znanych nam ras są xeelee. Lecz xeelee nie pasują do tego opisu, nic nie wskazuje na to, by przyświecały im zarysowane przez ciebie cele. Nie wygląda na to, by głównym zadaniem ich rasy było gromadzenie i zapisywanie danych. W rzeczy samej ich motywacja wydaje się z gruntu odmienna skonstruowanie opartej na metryce Kerra bramy do innego wszechświata — i dla jej urzeczywistnienia gotowi są do zniszczenia danych w postaci struktur na skalę międzygalaktyczną. A więc skąd weźmie się to kosmiczne oko, ten wasz Ostateczny Obserwator, skoro nawet xeelee nie zamierzają poprowadzić nas ku jego stworzeniu?
Shira rozdęła nozdrza.
— Nie zamierzasz nam pomóc. Chcesz spróbować nas powstrzymać. Michaelu Poole, jesteś…
— Posłuchaj — Poole uniósł obie ręce ku górze — nie trudź się obrzucaniem mnie raz jeszcze wyzwiskami. Mam pewność, że jestem głupcem, lecz takim głupcem, który nie ufa samemu sobie, gdy w grę wchodzi ostateczne rozstrzygnięcie historii wszechświata. Myślę, że uciekłbym się do wszystkiego, byle tylko powstrzymać narzucenie z góry takiego rozstrzygnięcia.
— Może projekt się nie powiedzie, albo też nie może się powieść powiedziała Shira. Lecz pozostaje największą i jedyną szansą ludzkości na zrzucenie qaxańskiego jarzma…
— Nie — uciął. Uśmiechnął się, czując, jak ogarnia go głęboki smutek. Odczuwał irracjonalny wstyd wywołany systematycznym niszczeniem ideałów tej młodej osoby. — Obawiam się, Shira. że to był rozstrzygający argument. Tak naprawdę nie potrzebujemy waszego projektu skinął głową w kierunku Parza. Jasoft opowiedział nam o tym. Ludzie wyzwolą się spod władzy qaxów. Potrwa to długo i doprowadzi do niemal całkowitej zagłady qaxów — lecz zostanie dokonane, teraz już o tym wiemy, a doprowadzi do tego proste, zaskakujące działanie pojedynczego człowieka. Zawdzięczać to będziemy ludzkiej nieprzewidywalności. Przyjrzał się jej beznamiętnej twarzy, maskującej, jak teraz już wiedział, niekompletną osobowość. — Ostatecznie to zwykli ludzie pokonają qaxów, Shiro. Jednak to przerasta twoją wyobraźnię, prawda? Nie będziemy potrzebować waszych majestatycznych planów, by odzyskać wolność, sabotując historię.
— Ale…
— I jedynym sposobem na niedopuszczenie do tego rozwiązania, jaki dostrzegam — ciągnął nieubłaganie Michael — jest zachowanie otwartego portalu. Dostarczenie qaxom sposobności odmienienia biegu historii — na swoją korzyść. Żałuję, że przyłożyłem rękę do skonstruowania tego cholerstwa, zapoczątkowując tym samym wszystkie nasze kłopoty. Teraz pragnę jedynie to naprawić…
— Zginiesz — wyrzuciła z siebie Shira, rozpaczliwie poszukując argumentów.
Michael roześmiał się pogodnie.
— To śmieszne, ale nie ma to już dla mnie większego znaczenia… Tylko że nie chcę zabierać was wszystkich ze sobą, jeżeli nie muszę tego robić. Harry, znajdź sposób na wysadzenie ich ze statku, zanim przekroczymy portal.
— Pracuję nad tym — odparł spokojnie Harry. — Trzynaście minut do portalu.
Parz poruszył się niepewnie w swym fotelu.
— Nie jestem pewien, czy zasługuję na to ułaskawienie — wykrztusił.
— W takim razie potraktuj to jako zadanie — odparł szybko Michael. — Jesteś mi potrzebny, by pozbyć się z pokładu tej dziewczyny. Jak myślisz, czy odejdzie dobrowolnie?
Parz, przez krótką chwilę przyjrzał się Shirze, wciąż stojącej przed Michaelem, zaciskającej i rozluźniającej swe drobne pięści.
— Chyba nie — stwierdził ze smutkiem.
— Dwanaście minut — oznajmił Harry.