Rozdział 32

Billi z trudem dowlokła się do krużganka i drżące, oparła się o jedną z kolumn. Otarła parzące łzy i spojrzała na Kaya, bojąc się zbliżyć, aby nie okazał się snem i nie zniknął.

– Jak?! – Podeszła bliżej, ale Kay się cofnął.

– Zostałem… uratowany. Ogień. Budynek się rozpadł.

– Strażacy cię ocalili?

Wyciągnęła rękę. Palce jej się trzęsły, ale tak bardzo chciała go dotknąć, sprawdzić, czy naprawdę jest żywy.

– Nie, nie strażacy. – Zbliżył się nagle, chwycił Billi za rękę i popatrzył na nią. – Wróciłem po ciebie, Billi, nie mogłem cię zostawić.

Był prawdziwy.

Billi przytuliła się do niego. Nie pozwoli mu odejść – nie tym razem.

– Myślałam, że zginąłeś, Kay. – Było jej zimno i dygotała, Kay przyciskał ją mocno do siebie. – Gdzie byłeś? – zapytała, choć nie miało to znaczenia teraz, kiedy był tuż przy niej.

– Zrobiłem to dla ciebie – szeptał desperacko.

Poczuła, że Kay zaczyna szlochać. Odsunęła go delikatnie i spojrzała na niego.

– W porządku, Kay. Wszystko będzie dobrze. – Ale lęk, który dostrzegła w jego oczach, sprawił, że się zawahała. Kay przesunął dłonią po swojej twarzy.

– Zrobiłem to dla ciebie – powtórzył.

O co mu chodzi? Spojrzał w bok i Billi podążyła za jego wzrokiem.

Leżał tuż przy ścianie, śmiercionośny i srebrny. Krew zakrzepła jej w żyłach.

Srebrny Miecz.

Billi podeszła i jeszcze zanim wzięła go do ręki, poczuła emanującą od niego potęgę. Jej palce powoli dotknęły miecza, dłoń zacisnęła się na rękojeści.

Uderzenie energii było silniejsze niż poprzednio. Nieziemska moc trafiła wprost do jej serca. Teraz każda jej cząstka buchała nadnaturalną siłą, a dziesiąta plaga zniknęła z jej ciała bezpowrotnie, wypalona jasnością Srebrnego Miecza. Szatan powiedział prawdę: ten, kto ma miecz, jest niepokonany, nawet wobec potęgi Michaela.

Odwróciła się do Kaya.

– Jak go zdobyłeś?

Strach znowu ją przeszył i Billi wzmocniła uścisk na rękojeści.

– A jak myślisz? – Kay błagalnie wyciągnął dłonie. – Zrobiłem to dla ciebie.

– Jak, Kay?

– To ja, Billi.

Stał kilka metrów od niej, ale Billi dostrzegała w jego ruchach niepokojącą ostrożność. Nie chciał podejść zbyt blisko. Bał się.

„O Boże!”. Billi dotknęła szyi, zerwała z niej swój mały krzyżyk i rzuciła go na kamienną posadzkę.

– Podnieś to, Kay. Proszę.

Kay ukląkł i patrzył na srebrny krzyż. Billi obserwowała go, niepokój rozrywał jej serce.

– Tylko podnieś. – Jeśli to zrobi, wszystko będzie dobrze. Jeśli to zrobi…

Wyciągnął dłoń, ale kiedy zbliżył ją do krzyżyka, zaczęła się trząść. Palce zacisnęły się w pięść. Cofnął rękę i przytulił do piersi.

– Coś ty zrobił?!

Wiedziała. Oddał duszę diabłu. Dla niej.

– To wciąż ja, Billi. – Wstał i nagle się zmienił. Światło zniknęło. Billi nie dostrzegała już w jego oczach niczego prócz pustki. Uśmiech, który kiedyś wyrażał wielką miłość do świata, był teraz efektem napięcia kilku mięśni. Kay kopnął krucyfiks. – To wciąż ja. – Powtarzał to bez przerwy, jakby chciał jej to wmówić. Jakby chciał przekonać samego siebie.

Złapał ją za nadgarstek, drugą ręką mocno objął w pasie. Jego twarz była tuż nad jej twarzą. Głód właśnie w nim wzrastał i dopominał się o swoje. Jego ciało zesztywniało, usta się rozchyliły, ukazując błyszczące w mroku zęby, już lekko wydłużone.

– To wciąż ja. – Ale jego ciało mówiło co innego. – Zrobiłem to dla ciebie, Billi – powtórzył i wbił zęby w jej szyję, pokazując, co się wydarzyło.

PRZERAŻENIE,

kiedy podłoga zapada się, a Kay spada dwa piętra niżej, oślepiony kurzem i płomieniami. Koncentruje się i sprawia, że drewniane deski uderzają w Michaela jak płonące strzały. Michael rozrywa ścianę i Kay zakleszcza się pomiędzy dwiema belkami. Zakrywa twarz, dym otula go, a on zwija się, pokonany przez szalejące wokół niego piekło.

BÓL…

Włosy na jego głowie zaczynają się tlić, na skórze pojawiają się pęcherze i już wie, że umrze, spalony żywcem. Kaszle, bo dym wdziera się do jego pluć, a on się boi. Jego koszula zajmuje się ogniem. Kay myśli o agonii, budynek się wali, a on tkwi uwięziony pomiędzy belkami. Płomienie zżerają jego ramię.

TRWOGA

wywołana Jego obecnością. Diabeł kuca na płonącej belce, nie zważając na szalejący żywioł. Zamiast oczu ma puste oczodoły i Kay wie, że przybył tu, aby być świadkiem jego śmierci. Musi być odważny i umrzeć jak męczennik. Ale czuje swoje palące się ramię, odór tłuszczu i pieczonego mięsa.

ZŁOŚĆ,

kiedy diabeł mówi, że podziwia jego odwagę. Kay jest prawdziwym templariuszem i zostanie zapamiętany jako męczennik. Szatan wcale nie zamierza odmawiać mu tej chwalebnej śmierci.

OGIEŃ

zżera mu ramiona i Kay odczuwa kolejne fale agonii. Jego oddech staje się coraz płytszy, zaciska zęby. Musi wytrzymać jeszcze chwilę i potem wszystko się skończy, na zawsze…

SPOKÓJ…

Ale co stanie się z Billi? – pyta diabeł. Kay wybrał swoje męczeństwo, a biedna Billi umrze jak wszystkie pierworodne, w bólu do ostatniej minuty życia. Będą tysiące zmarłych i Billi nie dostanie pomnika na cześć swej męczeńskiej śmierci. Zostanie pogrzebana w zbiorowej mogile, rzucona w zimną ziemię, z tysiącami innych ciał, bezimienna, zapomniana. Czysta statystyka. Będzie umierać długo, w czasie jednej nocy, której każda sekunda będzie przeżarta bólem szalejącej plagi.

WĄTPLIWOŚCI

zakradają się do jego umysłu. Rzeczywiście, co z Billi? Diabeł wyciąga rękę. Chwyć ją. Jeśli nie dla siebie, to dla Billi.

BILLI.

Kay chwyta wyciągniętą dłoń.

– Nie! – krzyczy Billi, wyrywając się z jego objęć. Dotyka szyi, nisko, przy obojczyku, i jej dłoń pokrywa się mokrą czerwienią.

Patrzy na Kaya.

– O, Boże, Kay. Coś ty zrobił?

– Zrobiłem to dla ciebie, Billi. – Jego oczy wypełniły się łzami, gęstymi i czerwonymi. Dostrzegł przerażenie na jej twarzy i nagle się ocknął, jakby dotarło do niego, gdzie chciał ją zabrać.

– Boże, Billi, nie chciałem tego. Nie chciałem. – Zrobił krok do przodu. – Nigdy bym cię nie skrzywdził. Nigdy!

– Odejdź ode mnie. – Srebrny Miecz tkwił w jej dłoniach, koniec jego ostrza skierowany wprost w jego serce.

– Dlaczego?

Cofnął się.

– Sądziłaś, że tak po prostu mi go dał? Myślisz, że bym to zrobił, gdyby nie chodziło o ciebie? Zrobiłem to dla ciebie! – Jego oczy błyszczały jak dwa szlachetne kamienie rzucone w płomień. Obserwował dzielące ich śmiertelne ostrze.

– Teraz mnie zabijesz?

Chciała zaprzeczyć, ale słowa uwięzły jej w gardle. Cień – strachu, nadziei, wątpliwości, smutku? – pojawił się na jego twarzy.

– Ocalił mnie, Billi. Ocalił mnie. Zostawiłaś mnie tam ginącego w płomieniach. Widziałem, jak uciekasz, ty, twój ojciec, Elaine. Zostawiliście mnie. – Kay wyciągnął ręce. – Ale wybaczam ci. Tak, wybaczam. Spójrz, Billi, to ja, Kay. – Ale wszystko, co Billi widziała, to krew na jego ustach i głód w jego oczach.

To nie był Kay. Już nie.

– Pozwól sobie pomóc – powiedziała, zbliżając się.

– Jak? Ulżysz moim cierpieniom? – zapytał, wskazując palcem Srebrny Miecz. – Tym? Dałem ci wszystko, Billi. Wszystko.

Zaczął się cofać, rozpływając w ciemnościach, które go wciągały. Zatrzymał się, gdy jego ciało stopiło się z cieniem. Wyciągnął rękę, ale Billi się nie poruszyła. Patrzył na nią, jego biała twarz wykrzywiona bestialskim grymasem.

– Ty zdradziecka suko!

Uciekł w ciemność. Jego krzyk umilkł dopiero po długiej chwili.

Загрузка...