Rozdział 27

– Nie!

Cóż innego mogła powiedzieć?

– Czy jesteś pewna? Nie chcesz uratować pierworodnych przed śmiercią.? – Diabeł uniósł brwi. – Albo Kaya? Czy nie zasługuje na to, aby go ocalić? – Objął jej dłonie swoimi i mocno zacisnął na rękojeści miecza. – Gdyby Arthur znalazł się na twoim miejscu, myślisz, że by się wahał?

Chciała powiedzieć, że tak, że ojciec nie przedłożyłby obowiązku ponad córkę, ale te słowa po prostu nie mogły jej przejść przez gardło. Pamiętała, co się stało, kiedy Michael trzymał Miecz Templariuszy nad jej dłonią – Arthur nie zareagował. Jej życie albo życie pierworodnych. To nie byłby trudny wybór, nie dla niego.

– Właśnie – rzekł diabeł, unosząc jej dłonie i wznosząc ostrze. Billi próbowała się uwolnić, ale nie była w stanie. Krawędź miecza ocierała się o jej szyję. Najmniejszy opór i rozpłata jej gardło. – Arthur nawet przez moment by się nie wahał, prawda? – Diabeł puścił jej ręce.

Billi stała w drzwiach, wpatrując się w żarówkę wiszącą nad schodami. Mgła zaczęła się kłębić pod jej stopami.

– Nie! – Nie zrobi tego. Może ojciec wybrałby obowiązek. Ale ona nie była taka. Może go nienawidzić, ale jeśli nie była templariuszką, to z pewnością nie była też morderczynią. – Dlaczego chcesz jego śmierci?

– Mówią, że boję się Arthura SanGreal. Mają rację. – Diabeł zdjął okulary. Jego oczy…

Nie miał oczu. Krew pokrywała krawędzie pustych oczodołów, powieki, pomarszczone i odwinięte, ukazywały dwie puste czarne dziury. Chwycił ją za policzki i przyciągnął ku sobie, tak że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.

– A to dlatego, że spotkałem śmiertelnika bardziej bezlitosnego niż ja. – Wskazał na czarne jamy na swej twarzy. – To robota twego ojca.

Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Po prostu patrzyła w nie i widziała bezkresną ciemność, otchłań. Im bardziej się wpatrywała, tym silniej czuła, że mogłaby w nią wpaść, na zawsze.

– Wiele lat temu zostałem przywołany przez pewnego biskupa, który sądził, że mną zawładnie za pomocą księgi Salomona. Kiedy tylko się pojawiłem, do akcji wkroczyli templariusze. – Włożył palce do swoich czarnych oczodołów. – Przejście z Nieziemskiego Królestwa do tego świata z gliny nie jest łatwe ani bezbolesne. Przedarcie się przez membranę realności wymaga wielkiego wysiłku. Przybywamy więc osłabieni, zdezorientowani. Dlatego twój ojciec zdołał mi to zrobić.

To w taki sposób templariusze zdobyli egzemplarz Goecji. Od biskupa.

– Zabiłeś tego księdza?

– Ja? Nie. Zrobił to SanGreal. – Szatan założył okulary. – To Arthur ukarał nieszczęśnika. – W jego ciemnych szkłach Billi widziała swe odbicie. – Jego odejście nie należało do przyjemnych.

Billi wypuściła z rąk Srebrny Miecz, który zabrzęczał na kamiennej posadzce.

– Zabij go sam – powiedziała.

Szatan przygniótł ją do ściany. Po chwili oswobodził, pozostawiając na jej policzkach rząd krwistych zadrapań. Włożył palec do ust.

– Wiesz, o czym myślała twoja matka, kiedy leżała, wykrwawiając się w holu? Samotna i porzucona? Zdała sobie sprawę, że prędzej czy później i ciebie spotka to samo. – Uśmiechnął się okrutnie. – „Zasłużycie na obcowanie z męczennikami”. Czy nie jest to los wszystkich templariuszy?

– Nie jestem templariuszką. – Ale wypowiadając te słowa, czuła smak popiołu.

Diabeł się roześmiał.

– Naprawdę wierzysz, że masz wybór?

Czy miał rację? Jak inaczej mogła powstrzymać Michaela? Pomyślała o tym, co niedawno powiedział jej ojciec – że pewnego dnia będzie musiała dokonać trudnego wyboru i być bezlitosna. Ta chwila właśnie nadeszła.

Sięgnęła po miecz.

– Nie, nie tym. Musisz zrobić to inaczej. Wróć tu, kiedy skończysz.

Billi weszła na górę.

Otworzyła drzwi do salonu. Myślała, że wszyscy będą już na nogach, ale Elaine chrapała na kanapie. Lampka nocna wciąż się paliła, obok leżała książka zatytułowana Talizmany. Billi prześliznęła się obok Elaine i z kuchennej szuflady wyjęła nóż. Miał wąskie, sztywne i delikatnie zakręcone ostrze. Łatwo go będzie wsunąć między żebra.


Broń mordercy, powiedziałby Percy. Nie znosił noży. Mówił, że zabójca morduje, obejmując swe ofiary.

Billi weszła do sypialni.

Zasłony poruszały się na wietrze. Ojciec nigdy nie zamykał okien, nawet kiedy padał śnieg. Przez szparę wpadało wystarczająco dużo światła, żeby mogła dostrzec, że śpi. Leżał na plecach, koce spadły z łóżka i widać było jego tors owinięty świeżym bandażem. Klatkę piersiową pokrywało wiele starych blizn. Całe swoje życie walczył. Najpierw w Marynarce Królewskiej, potem jako templariusz. Przeżył tyle walk, spotkania z ghulami, wilkołakami, duchami i demonami.

Wszystko, co bezbożne, obawiało się Arthura SanGreal.

Światło księżyca odbijało się na ostrzu noża. Billi wiedziała, że każda rana klatki piersiowej głębsza niż siedem centymetrów jest śmiertelna. Ostrze, które trzymała w dłoni, miało dziesięć.

– Jamila?

Billi zesztywniała, słysząc imię matki. Arthur odwrócił głowę, uniósł się na łóżku i oparł o drewniany zagłówek. Na jego twarz padło światło księżyca. Miał zaczerwienione oczy, wciąż rozszerzone po morfinie, ale jego spojrzenie szybko nabrało ostrości.

– Billi – wychrypiał. – Myślałem, że… Nieważne.

Zobaczył nóż.

Wpatrywał się w ostrze, tak jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

Zabójca.

Najlepsi zabójcy byli kochani przez swe ofiary. Jak można by podejść tak blisko do obiektu, jeśli on ci nie ufa?

Jak inaczej można by zabić Arthura SanGreal?

Jedno życie za tysiące. Za setki tysięcy. Diabeł miał rację. Gdyby ojciec był na jej miejscu, nie wahałby się.

Arthur powoli podniósł wzrok i spojrzał w czarne oczy swej córki. Czy wiedział, dlaczego tu była? Dlaczego zamierzała go zabić? Nie próbował jej powstrzymać, nie wzywał pomocy. Po prostu tam siedział, z policzkami pokrytymi bruzdami i zmarszczkami otaczającymi oczy. Uśmiechnął się do Billi.

– Rozumiem – powiedział. Spojrzał na swoją klatkę piersiową, a potem odwrócił twarz do okna. Czekał.

Billi stała tuż obok łóżka, jej serce biło tak głośno, że je słyszała. Pot zalewał jej plecy, nogi się trzęsły. Tylko jej dłoń była nieruchoma. Zamknęła oczy. Pomyślała o tym, jak Rebeka Williamson umierała w samotności i strachu. Jak jej matka. Jak ona pewnego dnia, kiedy on na to pozwoli.

Jedno życie za życia wszystkich pierworodnych.

Życie jej ojca.

Zadała cios.

Загрузка...