Rozdział 12

Po warcie Billi wróciła do domu i zasnęła w momencie, kiedy jej głowa dotknęła poduszki. Przeżyła kolejny dzień tylko dlatego, że była to sobota. Myślała o tym, żeby zadzwonić do Mike'a, ale chyba zostawiła komórkę w samochodzie Berranta. Zresztą, co by to dało? Im więcej myślała o tym, jak ojciec kieruje każdą cząstką, jej życia, tym częściej wspominała słowa Mike'a.

Wieczór nadszedł za szybko. Billi przeszła przez pusty, ciemny dziedziniec i ruszyła do katakumb.

Zbrojownia wypełniona była szczękiem broni i odgłosami mierzeń i kopnięć. Billi zostawiła torbę w kącie i znalazła wolne miejsce, aby się rozgrzać. Nawet Kay przyszedł na trening. Był cały czerwony i ociekał potem, ćwiczył walkę wręcz z ciężkim Borsem. W prawdziwej walce nigdy nie przestrzegano kategorii wagowych, więc Arthur kazał walczyć każdemu z każdym. Billi zauważyła, jak Bors uderzył ramieniem w klatkę piersiową Kaya, katapultując go poza matę do ćwiczeń.

– Nie będzie specjalnie użyteczny jako Wyrocznia, jeśli rozwalisz mu mózg – zauważyła.

Bors tylko chrząknął. Jeśli chodzi o Wyrocznię, miał o niej takie samo zdanie jak Gwaine. Kay podniósł się z podłogi i pomachał do niej. Zignorowała jego powitanie.

Rozejrzała się po katakumbach. Nadal nie było Arthura. Percy walczył z Pelleasem, machając ciężkim toporem z taką lekkością, jakby ten zrobiony był z balsy. Pelleas, już bez bandaży, robił uniki, machając swym rapierem i lewakiem. Gareth siedział na stołku, cierpliwie dowiązując pióra do strzał. Przed nim na stole leżała kolekcja grotów, przecinające zbroję sztylety, szpikulce z zadziorami, a nawet ostrze do cięcia lin. Wszystko wypolerowane na błysk i ostre jak brzytwa.

Pelleas przerwał i odszedł na bok. Billi weszła na matę z okutym drągiem. Miał dwa metry długości, zrobiony był z ciężkiego drewna dębowego i gruby jak jej nadgarstek. Jego powierzchnia była gładka i wypolerowana przez lata użytkowania. Billi uniosła go nad głową i usłyszała lekki trzask swoich łopatek.

– Na twój znak – powiedziała. Prześliznęła drąg przez rozluźnioną dłoń i czekała. Percy zostawił swój topór i sięgnął po jeden z bokkenów. W jego dłoni wyglądał, jakby był niepełnowymiarowy.

Stanęła w pozycji obronnej, trzymając broń na wysokości bioder, jednym końcem skierowaną w klatkę piersiową Percy'ego.

– Gdzie ojciec?

Percy zaczął krążyć wokół niej. Trzymał swój miecz jedną dłonią, lekko uderzając nim o drąg Billi.

– Wyjechał. Co innego mógłby robić?

– Miło, że mi powiedział.

Percy parsknął.

– Dlaczego miałby ci się tłumaczyć? Przecież wiesz, jaki jest.

No tak, dlaczego miałby to robić? Ona musiała rezygnować ze wszystkiego, żeby pełnić te durne warty i chodzić na treningi, a ojciec robił, co mu się tylko podobało.

– Czy zawsze taki był?

Percy znał ojca, odkąd razem służyli w Królewskiej Piechocie Morskiej. Był drużbą na jego ślubie i został również wybrany na jej ojca chrzestnego. Jeśli ojciec miał jakiegoś przyjaciela, to był nim Percy. Afrykanin powoli wziął swój miecz w obie ręce. Billi obserwowała, jak jego palce zaciskają się wokół rękojeści.

– Jaki, kochana?

– Samolubny i bez serca.

Percy'ego zamurowało. Jeszcze bardziej wzmocnił uścisk i Billi zauważyła, że zacisnął zęby. Następnie wziął głęboki oddech, zrobił krok w tył i skoncentrował się na broni.

– No dobrze, zaczniemy od lekkiego sparingu. Na początek cięcia na korpus – zakomenderował. Zmienił pozycję i wziął zasłonę.

– Percy, nie słyszałeś, o co pytałam?

– Lewa uderza w głowę.

Jego okrzyk kiai obudziłby kamień. Billi zasłoniła się drągiem i zdołała zablokować atak, ale uderzenie było tak silne, że zwaliło ją na podłogę. Ręce ją paliły. Percy stanął nad nią, końcem ostrza dotykał jej gardła.

– Musisz bardziej rozluźnić ramiona, wtedy lepiej zamortyzujesz siłę uderzenia – poradził.

Billi nie podnosiła się.

Percy czekał. Włożył swój bokken pod ramię i pomógł jej wstać. Sam stanął naprzeciwko, a jego brązowe oczy złagodniały.

– Billi, naprawdę bym chciał, żeby wiele rzeczy ułożyło się inaczej, ale Arthur nie ma wyboru. – Rozejrzał się wokół, sprawdzając, czy nikt ich nie słyszy. – Nigdy nie wątp w to, że cię kocha. Jesteś dla niego wszystkim.

Potem odłożył swój drewniany miecz i wyszedł.


Dwie godziny później, kiedy Billi sprzątała po obiedzie, Arthur wrócił do domu. Rzucił swój plecak koło pralki i podszedł do lodówki.

– Spóźniłaś się na swoją wartę – powiedział.

„O, ja też się cieszę, że cię widzę, tato".

– Tak, przepraszam.

– Sądziłem, że wyraziłem się jasno, tu, w tej kuchni – pokazał palcem przed siebie – na temat marnowania czasu na…

życie towarzyskie.

Aha, więc Kay doniósł na nią. Niezły z niego kumpel.

– Nie marnowałam czasu.

Jego oczy zwęziły się, a dłoń mocniej objęła uchwyt lodówki. Spojrzał na nią, Billi zauważyła, jak bardzo jest blady.

– Myślisz, że co to jest? – zapytał. – Jakaś gra? Którą możesz w każdej chwili przerwać, jeśli najdzie cię ochota na trzymanie kogoś za rączkę? – Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż stół podskoczył. – Tak, treningi są ciężkie, ale to dla twojego dobra.

– Dla mojego dobra? To ze mną nie ma nic wspólnego! Templariusze – tylko na tym ci zależy. Wszystko kręci się wokół Zakonu. Ja w ogóle nie jestem dla ciebie ważna!

Spojrzał na nią ciężko, ale nie zaprzeczył.

– Jesteś templariuszką, Billi. Nigdy o tym nie zapominaj. A templariusze nie mają wyboru. Musisz się z tym pogodzić.

I odwrócił się do niej plecami.


Percy tak bardzo się mylił. Billi trzasnęła drzwiami wejściowymi i wytarła twarz. Musiała wyjść. Nieważne dokąd, po prostu wyjść.

– Cześć, SanGreal.

Billi odwróciła się gwałtownie. Mike stał w cieniu drzwi, tuż za nią. Jego oczy błyszczały ciepło w świetle latarni.

– Na litość boską, Mike, prawie dostałam zawału!

Co on tu robił, o tej porze?

Wyjął komórkę.

– Próbowałem się dodzwonić.

Cholera, jej komórka wciąż była gdzieś w samochodzie Berranta.

– Przepraszam, zgubiłam telefon.

Mike zbliżył się do niej.

– Więc to nie z powodu naszej rozmowy? Bałem się, że uznałaś ją za zbyt osobistą. To przecież nie mój interes.

– Nie, to nie ma nic wspólnego z tobą, Mike. To… Wiesz, sprawy między mną a ojcem nie wyglądają najlepiej.

Delikatnie mówiąc.

Mike spojrzał na jej mokrą od łez twarz. Przygryzł wargi i Billi zauważyła, że walczy ze sobą, aby czegoś nie powiedzieć. Powoli pokiwał głową.

– Nic ci nie jest?

Billi patrzyła na drzwi. Stara farba łuszczyła się na ich powierzchni. Odwróciła się w stronę Mike'a. Boże, tak bardzo pragnęła uciec od tego wszystkiego.

– Chodźmy stąd – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – Pokażę ci coś niesamowitego.

Загрузка...