Po warcie Billi wróciła do domu i zasnęła w momencie, kiedy jej głowa dotknęła poduszki. Przeżyła kolejny dzień tylko dlatego, że była to sobota. Myślała o tym, żeby zadzwonić do Mike'a, ale chyba zostawiła komórkę w samochodzie Berranta. Zresztą, co by to dało? Im więcej myślała o tym, jak ojciec kieruje każdą cząstką, jej życia, tym częściej wspominała słowa Mike'a.
Wieczór nadszedł za szybko. Billi przeszła przez pusty, ciemny dziedziniec i ruszyła do katakumb.
Zbrojownia wypełniona była szczękiem broni i odgłosami mierzeń i kopnięć. Billi zostawiła torbę w kącie i znalazła wolne miejsce, aby się rozgrzać. Nawet Kay przyszedł na trening. Był cały czerwony i ociekał potem, ćwiczył walkę wręcz z ciężkim Borsem. W prawdziwej walce nigdy nie przestrzegano kategorii wagowych, więc Arthur kazał walczyć każdemu z każdym. Billi zauważyła, jak Bors uderzył ramieniem w klatkę piersiową Kaya, katapultując go poza matę do ćwiczeń.
– Nie będzie specjalnie użyteczny jako Wyrocznia, jeśli rozwalisz mu mózg – zauważyła.
Bors tylko chrząknął. Jeśli chodzi o Wyrocznię, miał o niej takie samo zdanie jak Gwaine. Kay podniósł się z podłogi i pomachał do niej. Zignorowała jego powitanie.
Rozejrzała się po katakumbach. Nadal nie było Arthura. Percy walczył z Pelleasem, machając ciężkim toporem z taką lekkością, jakby ten zrobiony był z balsy. Pelleas, już bez bandaży, robił uniki, machając swym rapierem i lewakiem. Gareth siedział na stołku, cierpliwie dowiązując pióra do strzał. Przed nim na stole leżała kolekcja grotów, przecinające zbroję sztylety, szpikulce z zadziorami, a nawet ostrze do cięcia lin. Wszystko wypolerowane na błysk i ostre jak brzytwa.
Pelleas przerwał i odszedł na bok. Billi weszła na matę z okutym drągiem. Miał dwa metry długości, zrobiony był z ciężkiego drewna dębowego i gruby jak jej nadgarstek. Jego powierzchnia była gładka i wypolerowana przez lata użytkowania. Billi uniosła go nad głową i usłyszała lekki trzask swoich łopatek.
– Na twój znak – powiedziała. Prześliznęła drąg przez rozluźnioną dłoń i czekała. Percy zostawił swój topór i sięgnął po jeden z bokkenów. W jego dłoni wyglądał, jakby był niepełnowymiarowy.
Stanęła w pozycji obronnej, trzymając broń na wysokości bioder, jednym końcem skierowaną w klatkę piersiową Percy'ego.
– Gdzie ojciec?
Percy zaczął krążyć wokół niej. Trzymał swój miecz jedną dłonią, lekko uderzając nim o drąg Billi.
– Wyjechał. Co innego mógłby robić?
– Miło, że mi powiedział.
Percy parsknął.
– Dlaczego miałby ci się tłumaczyć? Przecież wiesz, jaki jest.
No tak, dlaczego miałby to robić? Ona musiała rezygnować ze wszystkiego, żeby pełnić te durne warty i chodzić na treningi, a ojciec robił, co mu się tylko podobało.
– Czy zawsze taki był?
Percy znał ojca, odkąd razem służyli w Królewskiej Piechocie Morskiej. Był drużbą na jego ślubie i został również wybrany na jej ojca chrzestnego. Jeśli ojciec miał jakiegoś przyjaciela, to był nim Percy. Afrykanin powoli wziął swój miecz w obie ręce. Billi obserwowała, jak jego palce zaciskają się wokół rękojeści.
– Jaki, kochana?
– Samolubny i bez serca.
Percy'ego zamurowało. Jeszcze bardziej wzmocnił uścisk i Billi zauważyła, że zacisnął zęby. Następnie wziął głęboki oddech, zrobił krok w tył i skoncentrował się na broni.
– No dobrze, zaczniemy od lekkiego sparingu. Na początek cięcia na korpus – zakomenderował. Zmienił pozycję i wziął zasłonę.
– Percy, nie słyszałeś, o co pytałam?
– Lewa uderza w głowę.
Jego okrzyk kiai obudziłby kamień. Billi zasłoniła się drągiem i zdołała zablokować atak, ale uderzenie było tak silne, że zwaliło ją na podłogę. Ręce ją paliły. Percy stanął nad nią, końcem ostrza dotykał jej gardła.
– Musisz bardziej rozluźnić ramiona, wtedy lepiej zamortyzujesz siłę uderzenia – poradził.
Billi nie podnosiła się.
Percy czekał. Włożył swój bokken pod ramię i pomógł jej wstać. Sam stanął naprzeciwko, a jego brązowe oczy złagodniały.
– Billi, naprawdę bym chciał, żeby wiele rzeczy ułożyło się inaczej, ale Arthur nie ma wyboru. – Rozejrzał się wokół, sprawdzając, czy nikt ich nie słyszy. – Nigdy nie wątp w to, że cię kocha. Jesteś dla niego wszystkim.
Potem odłożył swój drewniany miecz i wyszedł.
Dwie godziny później, kiedy Billi sprzątała po obiedzie, Arthur wrócił do domu. Rzucił swój plecak koło pralki i podszedł do lodówki.
– Spóźniłaś się na swoją wartę – powiedział.
„O, ja też się cieszę, że cię widzę, tato".
– Tak, przepraszam.
– Sądziłem, że wyraziłem się jasno, tu, w tej kuchni – pokazał palcem przed siebie – na temat marnowania czasu na…
życie towarzyskie.
Aha, więc Kay doniósł na nią. Niezły z niego kumpel.
– Nie marnowałam czasu.
Jego oczy zwęziły się, a dłoń mocniej objęła uchwyt lodówki. Spojrzał na nią, Billi zauważyła, jak bardzo jest blady.
– Myślisz, że co to jest? – zapytał. – Jakaś gra? Którą możesz w każdej chwili przerwać, jeśli najdzie cię ochota na trzymanie kogoś za rączkę? – Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż stół podskoczył. – Tak, treningi są ciężkie, ale to dla twojego dobra.
– Dla mojego dobra? To ze mną nie ma nic wspólnego! Templariusze – tylko na tym ci zależy. Wszystko kręci się wokół Zakonu. Ja w ogóle nie jestem dla ciebie ważna!
Spojrzał na nią ciężko, ale nie zaprzeczył.
– Jesteś templariuszką, Billi. Nigdy o tym nie zapominaj. A templariusze nie mają wyboru. Musisz się z tym pogodzić.
I odwrócił się do niej plecami.
Percy tak bardzo się mylił. Billi trzasnęła drzwiami wejściowymi i wytarła twarz. Musiała wyjść. Nieważne dokąd, po prostu wyjść.
– Cześć, SanGreal.
Billi odwróciła się gwałtownie. Mike stał w cieniu drzwi, tuż za nią. Jego oczy błyszczały ciepło w świetle latarni.
– Na litość boską, Mike, prawie dostałam zawału!
Co on tu robił, o tej porze?
Wyjął komórkę.
– Próbowałem się dodzwonić.
Cholera, jej komórka wciąż była gdzieś w samochodzie Berranta.
– Przepraszam, zgubiłam telefon.
Mike zbliżył się do niej.
– Więc to nie z powodu naszej rozmowy? Bałem się, że uznałaś ją za zbyt osobistą. To przecież nie mój interes.
– Nie, to nie ma nic wspólnego z tobą, Mike. To… Wiesz, sprawy między mną a ojcem nie wyglądają najlepiej.
Delikatnie mówiąc.
Mike spojrzał na jej mokrą od łez twarz. Przygryzł wargi i Billi zauważyła, że walczy ze sobą, aby czegoś nie powiedzieć. Powoli pokiwał głową.
– Nic ci nie jest?
Billi patrzyła na drzwi. Stara farba łuszczyła się na ich powierzchni. Odwróciła się w stronę Mike'a. Boże, tak bardzo pragnęła uciec od tego wszystkiego.
– Chodźmy stąd – powiedział, jakby czytając w jej myślach. – Pokażę ci coś niesamowitego.