ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziłem się o zmierzchu. Pokój, który wynająłem miał olbrzymie okno. Wyjrzałem, żeby popatrzeć na nocne życie wielkiego miasta. Widać było stąd rzekę, która błyszczała od świateł neonów. Małe łódki, wożące nocą zakochanych wyglądały jak świetliki. Całe miasto, kolorowe i pełne świateł, sprawiało wrażenie krainy czarów. Znałem ten widok bardzo dobrze. W związku z moją pracą bywałem tu często, także o tej porze. Ale dzisiaj jego nastrój robił na mnie zupełnie inne wrażenie niż zwykle. Jego piękno nie pozwalało mi zapomnieć o tym, co się stało. Wręcz czułem ból, kiedy pomyślałem o wszystkich ludziach nieświado-mych zbliżającej się tragedii. Współczułem tym, którzy zostali już opanowani przez pasożyty i jak marionetki wypełniają wolę swoich władców. Obiecałem sobie, że jeśli uda się tym potworom opanować świat, nie będę czekał, aż któryś z nich zajmie się mną osobiście. Dla agenta to nie jest trudne. Starzec jest mistrzem od wymyślania ekstremalnych sytuacji. Chociaż wiedziałem, że moim zadaniem jest chronić ludzi, a nie uciekać, kiedy będą w kłopotach.

Odwróciłem się od okna. Byłem przytłoczony własną bezradnością. Zdecydowałem, że jedynym lekarstwem na mój stan może być jakieś towarzystwo. Na stoliku leżały katalogi biur towarzyskich i agencji modelek, ale była tylko jedna dziewczyna, którą naprawdę chciałbym wziąć w ramiona tej nocy. Tylko zupełnie nie wiedziałem, gdzie ona może być.

Zawsze noszę przy sobie pigułki czasowe, większość agentów to robi. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się stać jedynym ratunkiem przed kompletnym załamaniem. Zresztą, wbrew propagandzie, nie uzależniają one nawet w takim stopniu, co oryginalny haszysz. Chociaż purytanie i tak powiedzieliby, że jestem narkomanem, bo przyzwyczaiłem się brać je od czasu do czasu. Przyznam też, że lubię tę subtelną euforię, która jest efektem ubocznym. Przede wszystkim jednak wydłużają one subiektywny czas przynajmniej dziesięć razy. W efekcie żyje się dłużej, niż według zegarka i kalendarza. Nie można z nimi przesadzać. Znam historię faceta, który umarł w ciągu miesiąca przez częste branie pigułek. Ale ja używam ich bardzo rzadko. Może to niezły pomysł? Żył długo i można być pewnym, iż był szczęśliwy. A jakie to ma znaczenie, że przez ten cały czas słońce wzeszło tylko trzydzieści razy? Kto powiedział, że to gorsze?

Siedziałem przy stole, gapiąc się na pudełko z pigułkami. Miałem ich wystarczająco dużo, żeby cieszyć się chwilą obecną przez dwa lata. Mógłbym zamknąć się w tej dziurze i zapomnieć o wszystkim. Wyjąłem dwie pigułki i nalałem sobie szklankę wody. Wziąłem spluwę i wyszedłem z hotelu. Udałem się do Biblioteki Kongresowej.

Po drodze wstąpiłem do baru na jednego drinka i obejrzałem wiadomości. Żadnych informacji o Iowa. Ale czy przekazywane są stamtąd jakieś wiadomości?

W bibliotece poszedłem prosto do głównego katalogu. Założyłem okulary i zacząłem szukać. „Latające talerze”, „Latające dyski”, „Błyski na niebie”, „Ogniste kule”, „Teorie kosmicznego rozprzestrzeniania się źródeł życia” i dwa tuziny innych ślepych uliczek i szalonych pomysłów literackich. Potrzebowałbym miernika Geigera, żeby zorientować się, co z tego wszystkiego ma jakiś sens. Tym bardziej, że to czego potrzebowałem, według semantycznego klucza klasyfikacji, powinno się znajdować gdzieś między bajkami Ezopa, a mitem o zagubionym kontynencie. Pomimo to, po godzinie miałem ręce pełne rewersów. Podałem je dziewiczej westalce siedzącej za biurkiem. Długo czekałem, aż sprawdzi, czy będę mógł je otrzymać.

— Większość filmów o jakie panu chodzi jest właśnie w użyciu — powiedziała w końcu — ale część zostanie dostarczona do pokoju 9-A. Może pan pojechać tam windą.

Pokój 9-A był zajęty. Nie posiadałem się ze szczęścia, kiedy ujrzałem Mary.

— No proszę. To się nazywa wilcza natura. Jak zdołałeś mnie tu odnaleźć? Mogłabym przysiąc, że postawiłam sprawę jasno.

— Witaj agencie — powiedziałem.

— Witaj — odrzekła — a teraz żegnaj. Myślę, że powiedzieliśmy sobie wszystko, a teraz pracuję.

— Słuchaj, ty mała, próżna idiotko, może to dla ciebie dziwne, ale ja także czasami pracuję. Na pewno nie przyszedłem tu szukać, twojego niewątpliwie powabnego ciała. Mam nadzieję, że zniesiesz moją niepożądaną obecność, aż przyniosą mi filmy. Potem postaram się znaleźć inne miejsce pracy — wrzeszczałem, nie panując nad sobą.

Zamiast wybuchnąć. Mary nagle zmiękła. Zresztą dowiodła tym, iż jest lepiej wychowana ode mnie.

— Przepraszam Sam. Kobiety tak często spotykają się z wypadkami natręctwa. Usiądź proszę.

— Nie, dziękuję — odpowiedziałem. — Poczekam tylko aż dostarczą moje materiały. Naprawdę mam zamiar popracować.

— Zostań tutaj — upierała się. — Przeczytaj sobie tę informację na ścianie. Jeżeli wyniesiesz filmy z pokoju, do którego zostały przyniesione, to postawisz na nogi cały personel i przyprawisz szefa biblioteki o załamanie nerwowe.

— Przyniosę je, jak tylko skończę. Mary podeszła do mnie i dotknęła mojego ramienia. Poczułem ciepło rozchodzące się po całym ciele.

— Proszę Sam. Jest mi przykro. Usiadłem i uśmiechnąłem się.

— Za nic stąd nie wyjdę. Nie oczekiwałem, że cię tu spotkam, ale jeśli tak się stało, to nie pozwolę ci stąd wyjść zanim nie podasz mi swojego adresu, numeru telefonu i prawdziwego koloru włosów.

— Nigdy się tego nie dowiesz — powiedziała łagodnie i zabawnie zmarszczyła nos.

Ostentacyjnie wróciła do pracy, udając że mnie ignoruje. Była jednak zadowolona z mojej obecności.

Tymczasem winda transportowa otworzyła się, a szpule z moimi filmami wysypały się do koszyka. Pozbierałem je i poukładałem na wolnym stole. Jedna ze szpul wypadła mi z rąk, potoczyła się w kierunku materiałów Mary. Moja współpracowniczka podniosła wzrok. Sięgnąłem po szpulę, którą zamówiłemi położyłem obok siebie.

— Hej — zawołała — to moje.

— Tak, na pewno — mruknąłem uprzejmie.

— Naprawdę. Zaraz będę je potrzebowała. Szybko zrozumiałem powód nieporozumienia. Mary przyszła tutaj w tym samym celu, co ja.

— To dlatego nie mogłem prawie nic dostać — powiedziałem — ale nie byłaś dokładna, znalazłem to, co ty przeoczyłaś.

Mary popatrzyła na moje zbiory i ułożyła wszystkie szpule na jedną stertę.

— Podzielimy się tym po połowie, czy obydwoje przejrzymy wszystko?

— Każde z nas wyrzuci ze swojej połowy niepotrzebne taśmy, a potem oboje przejrzymy to, co zostanie — zdecydowałem.

— Zabierzmy się więc do pracy.

Nawet po zobaczeniu pasożyta na plecach nieszczęsnego Barnesa i po przekonywaniach Starca, że latający talerz jednak wylądował, nie byłem przygotowany na tak ogromną ilość dowodów zgromadzonych w bibliotece. Trzeba być absolutnym niedowiarkiem albo głupcem, żeby przy tak niezbitych dowodach stworzyć taką formułę jak Digby. Ziemia była bowiem nawiedzana przez pojazdy kosmiczne od bardzo dawna i wiele razy. Niektóre raporty pochodziły z XVII wieku, zdarzały się i wcześniejsze. Ale tych nie warto chyba traktować jako dowodów. Pierwsze systematyczne dane pochodzą ze Stanów Zjednoczonych z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. W latach osiemdziesiątych, najwięcej przypadków zdarzyło się na Syberii.

W pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło i gorączkowo zacząłem sprawdzać dane. Dziwne obiekty na niebie ukazywały się bowiem dość regularnie w trzydziestoletnich odstępach. Zanotowałem to, żeby przekazać informację facetom od analizy statystycznej. Chociaż bardziej prawdopodobne, że więcej będzie mógł powiedzieć na ten temat Starzec, kiedy zapozna się z tym materiałem.

„Latające talerze” połączono razem z „niewytłumaczonymi zniknięciami” nie dlatego, że traktowano je jak węże morskie, krwawe deszcze czy inne szalone pomysły, ale dlatego, że bardzo często pojawienie się niezidentyfikowanego obiektu wiązało się z pościgiem i niewyjaśnionymi zaginięciami pilotów. Oficjalnie stwierdzano, że samolot się rozbił, pilot prawdopodobnie zginął, choć wszędzie znajdowało się zastrzeżenie, że nigdy ich nie odnaleziono. Wydawało mi się to niezbyt przekonujące.

Nagle pomyślałem o czymś zupełnie szalonym. Próbowałem sprawdzić czy nie wyjaśnione zniknięcia również następują w trzydziestoletnich cyklach i czy zjawiska te nakładają się. Wydawało mi się, że tak jest, ale nie byłem pewien. Zbyt dużo danych i za mała fluktuacja. A poza tym, tak wielu ludzi znika każdego roku w niewyjaśnionych okolicznościach. Zanotowałem najważniejsze wydarzenia, żeby przekazać je specjalistom od analizy.

Fakt, że większość doniesień pochodziła właściwie z jednego obszaru geograficznego, nie dziwił mnie specjalnie.

Wydawało się oczywiste, że istoty najpierw próbowały zająć się tym obszarem, który wyglądał najbardziej interesująco. Było to tylko moje przypuszczenie.

Mary i ja, przez całą noc nie zamieniliśmy słowa. Co jakiś czas któreś z nas wstawało, żeby rozprostować kości. Potem musiałem pożyczyć Mary żetony na opłacenie wypożyczonych filmów.

— Co o tym wszystkim myślisz? — zapytałem wyczerpany. — Nie wiem, ale czuję, że znalazłam się na niezbyt pewnym gruncie.

— Więc czujemy się podobnie.

— Musimy coś zrobić Sam. Trzeba przekonać Prezydenta. Tutaj jest tyle dowodów, świadectw. A jeżeli tym razem przybyli tu, aby zostać.

— To całkiem możliwe.

— Więc co zrobimy?

— Może przekonamy się na własnej skórze, że w tym kraju ślepców, jeden widzący może mieć ogromne kłopoty.

— Nie bądź cyniczny! Nie ma na to czasu.

— Więc zabierajmy się stąd.

Światło zgasło, kiedy wychodziliśmy. Biblioteka już opustoszała.

— Myślę, że możemy kupić coś do picia i wybrać się domo jego pokoju w hotelu, żeby to wszystko spokojnie przedyskutować — zaproponowałem.

— Nie do hotelu — sprzeciwiła się Mary.

— Daj spokój — zniecierpliwiłem się — przecież to sprawy służbowe.

— Chodźmy do mojego mieszkania. Zrobimy sobie dłuższy spacer. Dotrzemy akurat na śniadanie.

— To najlepsza propozycja tej nocy. Ale poważnie mówiąc, dlaczego nie do hotelu? Tam także możemy dostać śniadanie. Zaoszczędzilibyśmy sobie półgodzinnej podróży.

— Nie chcesz odwiedzić mojego mieszkania?

— Marzę o tym. Zastanawiam się tylko, skąd ta zmiana?

— Może chcę tobie pokazać pułapki na niedźwiedzie, które poustawiałam dookoła łóżka. Albo chcę ci udowodnić, że umiem gotować — uśmiechnęła się radośnie.

Zawołałem taksówkę i pojechaliśmy do niej. Kiedy dotarliśmy, zostawiła mnie przed drzwiami, a sama sprawdziła czy mieszkanie jest bezpieczne.

— Odwróć się, chcę sprawdzić twoje plecy — odezwała się.

— Dlaczego?

— Odwróć się!

Dłużej nie dyskutowałem. Sprawdziła mnie dokładnie.

— Teraz możesz mnie sprawdzić.

— Z przyjemnością! — również zrobiłem to dość dokładnie.

Pod jej ubraniem nie było nic. Wyczułem tylko kobiece kształty i śmiercionośne żelastwo.

Odwróciła się i odetchnęła z ulgą.

— To dlatego nie chciałam iść do hotelu. Tutaj jesteśmy naprawdę bezpieczni. Może pierwszy raz od długiego czasu. To mieszkanie jest czyste. Uszczelniłam nawet kanalizację, kiedy wyjeżdżałam.

— Na pewno nie ma żadnego sposobu, by mogły się tu dostać?

— Nie. Wymontowałam także klimatyzację. Zamiast tego jest butla z tlenem. Nie martw się. Co chcesz zjeść?

Miałem ochotę na nią. Byłem również bardzo głodny.

— Czy jest jakaś szansa na dwufuntowy, wypieczony stek? — zapytałem z nadzieją.

Podzieliliśmy się pięciofuntowym stekiem i mogę przysiąc, że zjadłem mniejszą część. Jedząc oglądaliśmy wiadomości. Wciąż żadnych wieści z Iowa.

Загрузка...