Mikael postanowił kontynuować studia na uniwersytecie w Uppsali. Do miasta nie było daleko, skorzystał więc z możliwości łączenia studiów z życiem rodzinnym. Wkrótce jednak musiał zrezygnować. Ataki pojawiały się coraz częściej, nie mógł nad nimi zapanować i to wyczerpywało go psychicznie. Mur oddzielający Mikaela od świata zewnętrznego istniał nadal, chociaż Dominikowi i Trollowi udawało się czasami go pokonać.
Anette sprowadziła medyka, by zbadał Mikaela, ale ten naturalnie niczego nie stwierdził. Stawiał niewłaściwe pytania i dlatego nie wykrył żadnej choroby. Zaproponował puszczenie krwi. Mikael wpadł w gniew. Ze złością orzekł, że nauki medyczne niewiele rozumieją się na ludzkim ciele, a o umyśle nie wiedzą nic.
Z armii bezustannie nadchodziły pytania, czy Mikael wkrótce będzie mógł wrócić na służbę, a on konsekwentnie odpowiadał „nie”. Wygodnie mu było wymawiać się chorobą. Nie uczyniwszy nic, czym mógłby na to zasłużyć, został awansowany na kapitana. Anette była z niego ogromnie dumna, ale Mikaela awans tylko rozgniewał.
Dziwne małżeństwo Anette i Mikaela jakoś funkcjonowało. Łączyło ich uczucie do syna, psa, doglądanie domu i służby. Ale gdy tylko zaczynali mówić o sprawach bardziej skomplikowanych, dyskutować na bardziej zawiłe tematy, napotykali trudności. Ich poglądy na życie istotnie się różniły, nie umieli się porozumieć, mimo że Mikael wytrwale podejmował próby, by wczuć się w sposób myślenia żony.
Żadne z nich nie potrafiło zdobyć się na pierwszy krok do zbliżenia fizycznego.
Mikael starał się być życzliwy i pełen nadziei. Jedynie kiedy zostawał sam w swoim pokoju lub kiedy doznawał ataków, załamywał się. Siedział wówczas przez długie chwile z twarzą ukrytą w dłoniach, skupiając się całym jestestwem na mrocznym punkcie swej duszy, który zdawał się coraz bardziej rozrastać i wciągać go w bezkresną ciemność. Rozpaczą napełniała Mikaela także własna życiowa bezradność: niczego nie osiągnął, nie wiedział, czego chce, nie był w stanie nawiązać kontaktu z innymi ludźmi.
Wieczorami zaciągał na okno zasłony – tak dokładnie, by nie zostawała najmniejsza nawet szparka.
Wielką pociechą był mu Dominik. Niespełna pięcioletnie dziecko okazywało mu nadzwyczajne zrozumienie i współczucie. Kiedy Mikael czuł się najgorzej, a zawsze starał się ukryć swój podły nastrój przed Anette, synek potrafił usiąść obok, włożyć swoją małą rączkę w jego dłoń i spokojnie czekać. Po prostu trwać przy ojcu. Wielokrotnie Mikael tulił go do siebie, gorąco mu dziękując. Wypełnione łzami oczy ojca wcale nie przerażały chłopca.
Zmienił się stosunek Mikaela do Anette. Często, zasmucony, obserwował jej zachowanie, usiłując odnaleźć drogę do porozumienia. Zastanawiał się, jaka naprawdę jest jego żona, co rzeczywiście kryje jej wnętrze pod fasadą żelaznej dyscypliny narzuconej przez matkę.
Zdawał sobie jednak sprawę z własnej bezsilności. Uznał, że chyba nigdy nie dojdą ze sobą do ładu.
W Polsce wojna szła swoim torem. Co prawda Karol Gustaw odniósł wielkie zwycięstwa i zajął dużą część tego kraju, ale triumf okazał się gorzki. W Polsce narastał bunt i Szwedzi tylko nadludzkim wysiłkiem utrzymywali się na zdobytych pozycjach. Cierpliwość króla była na wyczerpaniu i coraz częściej miał dość tego wszystkiego.
Marka Christiana urodziła chłopca, któremu dała na imię Gabriel, i już znajdowała się w drodze do domu. Spieszyła do najstarszego syna, Gustawa Adolfa, jedynego, który przetrwał epidemię. Chora była z tęsknoty do syna, tak bardzo chciała przytulić go znów do siebie i razem płakać nad jego dwoma zmarłymi braćmi. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że nie była przy dzieciach w ich ostatniej godzinie. Cierpiała ogromnie. Nieutulona w żalu uważała, że żaden, nawet błyskawiczny, powrót do domu nie będzie wystarczająco szybki, by wynagrodzić najstarszemu, dziewięciolatkowi, wszystkie bolesne przeżycia.
Gabriel Oxenstierna odwiózł żonę do domu. Lepiej niż Marka Christiana skrywał ból po stracie synów, ale tkwił on w nim nieustannie i być może był równie głęboki.
Hrabia został mianowany marszałkiem koronnym i pragnął na stałe wrócić do kraju, by sprawować zaszczytne obowiązki zamiast uczestniczyć w bezsensownym zamieszaniu w Polsce. Wiele myślał o swym przybranym synu Mikaelu. Nie podobały mu się listy otrzymywane z domu, nie mógł ich zrozumieć. Czy chłopak okazał się tchórzem? Czy chodzi o dezercję? Czy naprawdę był tak chory, jak Anette pisała Marce Christianie? Pragnął jak najszybciej dotrzeć do Szwecji i przekonać się na własne oczy…
Trudno stwierdzić, jak potoczyłyby się losy małżeństwa Mikaela i Anette, gdyby Gabriel Oxenstierna nie wrócił do domu. Czy nadal byliby wobec siebie tak delikatni i ostrożni? Jak długo jeszcze nic by o sobie nie wiedzieli?
Z początku hrabia Oxenstierna w milczeniu obserwował swego wychowanka i dopiero po dwóch miesiącach zaprosił go na rozmowę w cztery oczy.
– Kiedy właściwie masz zamiar wrócić na służbę?
Mikael spuścił wzrok.
– Nie wiem. Najchętniej chciałbym jej uniknąć.
Wysoki dostojnik państwowy i oficer w jednej osobie poczerwieniał.
– Uniknąć? Czego uniknąć? Czy stać cię jedynie na takie wyjście z sytuacji? Czy jesteś tchórzem?
Tchórzem, pomyślał z goryczą Mikael. Czy jest się tchórzem, jeśli ze względu na innych wytrzymuje się w piekle przez cztery lata? No cóż, może to i tchórzostwo?
– Nie, wuju Gabrielu. Jestem chory. Poważnie chory.
– Lekarz twierdzi co innego.
– Nie wiem, co mi dolega. Chyba nie potrafię żyć wśród ludzi. Nigdy nie umiałem, a teraz jest gorzej niż kiedykolwiek. Wkraczam w groźną pustkę, która mnie pochłania.
Przez chwilę hrabia Oxenstierna wpatrywał się w niego badawczo.
– Głupstwa! Nie chcę słuchać tych bredni. Jesteś kapitanem, w dużej mierze dzięki moim wpływom, i obijasz się, nic nie robisz… Tak, tak, widzę, że utrzymujesz majątek w świetnym stanie, ale to nie jest wystarczające zajęcie dla wyższego oficera w armii Jego Wysokości. Król Karol Gustaw znów przysłał po mnie. Musi obrócić się przeciwko Duńczykom. Oni boją się, że zajmiemy Cesarstwo Niemieckie, a później ruszymy na podbój Danii. Dlatego Fryderyk III wypowiedział Szwecji wojnę.
W rzeczywistości Karol X Gustaw był uradowany, że może wycofać się z Polski, nie tracąc przy tym twarzy. Polska stawała się coraz bardziej kłopotliwa. Wyraził się kiedyś nawet w ten sposób: „Ten nędzny kraj jest tak wyniszczony wojną, że moje biedne oddziały nie znajdują tu już pożywienia”.
Gabriel Oxenstierna kontynuował:
– Jego Królewska Mość pragnie mieć mnie u swego boku. A kiedy król wzywa, nie wolno mi odmawiać. I teraz życzę sobie, byś mi towarzyszył. Przez cały czas będziesz ze mną, będę więc miał cię na oku. My, żołnierze Jego Królewskiej Mości, na pewno pokonamy twoją melancholię!
Melancholia? To słowo wywołało nieprzyjemny dreszcz u Mikaela. Gdzie słyszał je ostatnio? Od staruszka na równinach Inflant. Śnieg. Zmarznięte stopy w żołnierskich butach. Dym, pionowo unoszący się z komina. Płyta nagrobna w opuszczonym kościele…
Zmarli nie są dobrzy…
– Zobaczysz, działanie cię ożywi – orzekł Gabriel Oxenstierna. – Wojaczka już z wielu słabeuszy uczyniła prawdziwych mężczyzn.
Hrabia chciał dobrze, ale wychodził z błędnego założenia. W rodzie Oxenstiernów wszyscy byli wojakami i oficerami. Jego podopieczny nie odziedziczył podobnych tradycji.
Mikael od razu zrozumiał, że będzie musiał iść wskazaną drogą. Na cóż zda się sprzeciw? Został wtłoczony w wojskowe tryby i czuł się jak w wirującym młynku, wciągany coraz głębiej i głębiej, bezsensowne więc było kurczowe trzymanie się krawędzi. Prędzej czy później i tak będzie musiał ją puścić.
Z gorzką rezygnacją przytaknął ruchem głowy i obiecał, że pojedzie z wujem. Jakie to właściwie miało znaczenie? Spędził w domu półtora roku i nic się nie zmieniło, nie znalazł swego miejsca w życiu.
Ostatniego wieczoru przed wyjazdem wydarzyło się to, czego obawiał się od dawna. Anette była świadkiem jego słabości.
Wieczór zaczął się niezwykle przyjemnie i nic nie zapowiadało nieszczęścia. W atmosferze podniecenia, jaka panowała przed jego wyjazdem, zasiedzieli się dłużej niż zwykle. Nagle Mikael wykrzyknął:
– Jestem głodny!
– O tej porze? Kiedy wszyscy już śpią?
– Chodźmy do kuchni. Sami przygotujemy sobie coś do jedzenia!
– My? To niemożliwe!
– Dlaczego?
– No, wiesz! Istnieją pewne zasady…
Pochylił się ku niej nad stołem.
– Anette! Istnieją pewne zasady, których łamanie wychodzi człowiekowi tylko na dobre. Ale ty, oczywiście, nie potrafisz przyrządzić posiłku. Co ty właściwie umiesz?
Celowo ją prowokował, zaczynał bowiem już poznawać słabostki żony. Na policzkach Anette wystąpiły czerwone plamy, ale on mówił dalej:
– No cóż, sam się tym zajmę. Niejedno już w życiu robiłem.
Anette wstała.
– Właśnie, że umiem. Nie w tym rzecz. Wiele nauczyłam się w domu, we Francji. Dobrze więc, chodźmy, na pewno coś mi się uda przyrządzić. Przynajmniej mam taką nadzieję – dokończyła z chichotem.
Uśmiechnął się.
– Z przyjemnością sobie popatrzę. Już idę.
Kuchnia była domeną służby. Rodzina rzadko tam zaglądała, a jeżeli już, to tylko po to, by wydać polecenia dotyczące menu na następny dzień.
Anette śmiała się, wchodząc do wielkiej kuchni, w której stał ogromny piec, a na ścianach wisiały rzędy garnków i rondli. Bezradnie rozejrzała się dokoła.
– Nie wiem, gdzie czego szukać – przyznała z niejakim zawstydzeniem. – W każdym razie to są drzwi, które prowadzą do spiżarki.
Razem weszli do środka i w ciasnym pomieszczeniu znaleźli się wyjątkowo blisko siebie.
W spiżarce unosił się przyjemny zapach. Mikael przyniósł ze sobą kaganek.
– Jadła w każdym razie nie brakuje – orzekł. – Jest kosz z jajkami…
– Dobrze, a ja odetnę kilka plastrów szynki, która tu wisi. Mogę zrobić francuski omlet.
– Wspaniale! Chleb i masło… i ser, to też weźmiemy.
– Wiem, gdzie jest piwo. Ale ogień w piecu chyba już zgasł!
– Nie sądzę. Pod popiołem na pewno jest trochę żaru. Pozwól mi się tym zająć.
W chwilę później kuchenny stół został zastawiony smakołykami. Anette z wątpliwym powodzeniem usiłowała przyrządzić coś, co przypominałoby omlet zapamiętany z dzieciństwa. Miała zaróżowione policzki, była przejęta jak nigdy dotąd.
Kiedy zaczęli jeść, Mikael powiedział zamyślony:
– Bardzo jest przyjemnie, Anette. Dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej?
Zrazu sztywna i przestraszona, zaczęła mówić swoje:
– Państwu nie wypada… Och, przepraszam, oczywiście, że jest miło.
– Nigdy nie czułem się tu jak pan!
– Ale nim jesteś! Nie wolno ci o tym zapominać!
– Tak uważasz? A może w tym tkwi cały błąd?
– Jaki błąd?
– Nieważne. Czy mogę dostać jeszcze piwa?
Świadoma popełnionej gafy nalała mu do pełna.
– Jak myślisz, co powie jutro służba, gdy zobaczy, co się tu działo?
– Przecież po sobie posprzątamy!
– Posprzątamy? Oszalałeś, przecież nie musimy…
Ujął jej dłoń w swoją i uścisnął, może zbyt mocno, jakby z odrobiną groźby.
– Posprzątamy teraz i nie chcę więcej słyszeć takich głupstw, zrozumiałaś?
– Głupstw? – szepnęła, ale pobladły jej wargi i już nie protestowała.
W milczeniu, z zaciśniętymi ustami, pozbierała ze stołu naczynia i opłukała je. Mikael i tak musiał wykonać większość pracy.
Kiedy już prawie kończyli, popatrzyła na niego zdziwiona. Całkiem zamilkł i zgasłymi oczyma wpatrywał się przed siebie w pusty stół.
Mikael nie zauważał Anette. Ponownie znalazł się tam, w opustoszałej przestrzeni, w której rozbrzmiewały jęki niemych skarg. Znów zawładnął nim strach nie do przezwyciężenia. Zapomniał o wszystkim wokół siebie, o całym świecie. Od tamtego momentu, gdy po raz pierwszy ujrzał owo nieznane, majaczące gdzieś w oddali we mgle, z każdym nawrotem wizji stawało się ono coraz większe i straszliwsze w swej głębokiej czerni. Rozpościerało się na dużej części ogromnej przestrzeni.
– Mikaelu! – jak przez mgłę usłyszał przerażony głos w pobliżu. – Mikaelu, co się z tobą dzieje? Odpowiadaj!
Czoło miał mokre od potu, koszula lepiła się do ciała.
Pewnego dnia mnie pochłonie. Wszystko się skończy. Czy boję się, czy też tęsknię za tym? Chyba jedno i drugie.
– Mikaelu!
Taki jestem zmęczony, taki zmęczony…
Tęsknię. Mam już dosyć. Pragnę zapaść w wielki sen.
– Mikaelu, odpowiedz mi! Sprowadzę pomoc!
Zamknął oczy i odetchnął. Bezwładnie osunął się na kolana i objął Anette, która stała bez ruchu.
– Pomóż mi, Anette! Dobry Boże, pomóż mi!
– Mikaelu, czy ty oszalałeś?
– Nie mam już sił, Anette. Zapadam się. To nachodzi mnie coraz częściej.
– Częściej? Coś takiego?
– Tak. Dominik o tym wie. Rozumie, co się we mnie dzieje.
– Ale…
Była rozdarta między potrzebą pocieszania go i okazania niechęci. Nieśmiało dotknęła jego włosów.
– Mikaelu… Nie jestem dość silna. Nie nadaję się. Boję się! – Wybuchnęła płaczem. – Tak bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie potrafię. Nie wiem, co mam zrobić. To jest… to jest straszne!
Rozumiał ją. Szaleńcy, chorzy na umyśle, byli wyrzutkami społeczeństwa. Nie było dla nich miejsca, a już na pewno nie w wyższych sferach.
Z westchnieniem stanął na nogi.
– Wybacz mi, moja droga. Dobrze, że już jutro wyjeżdżam.
Długo spoglądała za nim, gdy opuszczał kuchnię, jak gdyby przytłoczony do ziemi smutkiem i samotnością. Anette w myślach pytała z rozpaczą: Matko, nigdy nie mówiłaś mi, że mężczyźni mają duszę. Jak to jest: mają czy nie?
We wpojonych przez matkę zasadach zaczynały tworzyć się szczeliny. Przecież Dominik, gdy dorośnie, również stanie się mężczyzną. Czy wtedy straci swoją piękną duszyczkę? Zamieni się w wieprza?
Kiedy w jakiś czas później Mikael przechodził obok drzwi do pokoju Anette, ujrzał ją na klęczkach, zatopioną w modlitwie przed obrazem Madonny. Wykrzywił usta w gorzkim grymasie.
Anette wydawała się bardzo zasmucona jego wyjazdem, ale wychowana została w innym niż mąż duchu. Służba żołnierska oznaczała chwałę. Walka za ojczyznę to zaszczytny obowiązek! Nawet gdy własny kraj jest stroną atakującą.
Tak będzie najlepiej – Mikael usiłował przekonać samego siebie. – Nawet jeśli nie żyjemy jak mąż i żona, to jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
– O, tak – szepnęła z błyszczącymi oczami.
– Czy zaopiekujesz się Trollem?
Potwierdziła energicznym ruchem głowy.
– Wiem, że Dominikiem zajmiesz się jak należy. Będzie mi ich brakowało. Was wszystkich.
– Pisz listy – powiedziała nagle. – Przyrzeknij, że będziesz pisał!
Zawahał się, a ona dodała prędko:
– Obiecuję, że będę je traktować z należytym szacunkiem, nigdy nie będziesz musiał żałować, że mi je przysłałeś. Będą u mnie bezpieczne.
– No, cóż – powiedział z namysłem. – Chyba mogę pisać…
– Och, tak, dziękuję!
– Czy mogę… być w nich szczery? Opisywać ci moje myśli?
– Bardzo, bardzo cię o to proszę!
Nigdy jeszcze nie wydał jej się tak pociągający jak teraz, gdy stał gotowy da odjazdu w swym strojnym mundurze, w wysokich butach, w kapeluszu z chwiejącym się piórem i pelerynie luźno zwisającej z szerokich barów. Anette zakręciło się w głowie.
– Bo wiesz, mam w sobie potrzebę opowiadania – wyznał. – Ale to wymaga odpowiedniego odbiorcy.
– Przyrzekam, że okażę się godna twojego zaufania, Mikaelu.
Pochylił głowę uspokojony.
– A czy obiecujesz, że mi odpiszesz, jeśli tylko będziesz pewna, że listy do mnie dochodzą?
– Chętnie. Czy chcesz, bym ja także… była w nich szczera?
Mikael ujął ją za ręce. Dobry Boże, spraw, by rzeczywiście tak się stało!
– A więc będę – powiedziała tak wzruszona, że jej słowa przemieniły się niemal w szloch. – Żegnaj, Mikaelu! I… i niech Bóg ma cię w swej opiece!
Ów straszliwy moment, kiedy odkryła, że pragnie jego śmierci na polu walki, nadal tkwił w jej pamięci w całej swej potworności i ohydzie. Teraz już tak nie myślała. Całym sercem pragnęła, by Mikael wrócił do domu.
Przygarnął ją do siebie i ucałował w policzek. Uśmiechnął się ze smutkiem, czując, jak drgnęła. Później nastąpiło bardzo bolesne pożegnanie z synem. Chłopczyk płakał, ogromnie nieszczęśliwy. Pies natomiast niczego nie mógł pojąć, kiedy i on został wyściskany.
I tak Mikael opuścił dom, w którym – mniej lub bardziej z własnej winy – czuł się tak obco.
Pierwszy list dotarł do Anette późną jesienią 1657 roku.
Moja droga żono!
Jak z pewnością pamiętasz, obiecałem, że będę w moich listach szczery, zechciej więc zaakceptować to, co za chwilę nastąpi. Zauważyłem już, że o wiele łatwiej wyrażać mi moje myśli w listach. Kiedy stoję twarzą w twarz z jakimś człowiekiem, odbiera mi mowę, sam nie wiem dlaczego.
Dogoniliśmy armię Jego Królewskiej Mości na Pomorzu. Wojska gnały na złamanie karku z Polski, okazując absolutną bezwzględność w stosunku do koni. Mój Boże, jak ja nienawidzę takiego traktowania niewinnych stworzeń.
Cały Mikael, pomyślała Anette z czułością.
Ponieważ Duńczycy w żaden sposób nie mogą się równać ze Szwedami, jeśli chodzi o rzemiosło wojenne, zajęcie południowej Jutlandii nie stanowiło dla naszej armii trudnego przedsięwzięcia. Stoimy teraz na Jutlandii, a król z całych sił wytęża umysł, opracowując plan dotarcia na Zelandię i wzięcia stolicy.
Kilka dni temu dowiedziałem się, że Rosjanie opanowali Ingermanlandię i Inflanty. Ach, myślę teraz o straszliwej wiosce na równinach Inflant. Nigdy Ci nie opowiadałem o mych okropnych przeżyciach. W ogóle opowiadałem Ci raczej niewiele, prawda? Zastanawiam się teraz, co się stało z Birgitte, tą, która, jak z pewnością pamiętasz, podobała mi się przez chwilę. Ale ona na pewno wyszła cało z opresji, bo zawsze potrafiła płynąć z prądem. Ale raduję się, że zabrałem stamtąd małego Trolla. Dobrze mu z Tobą i ta myśl mnie uspokaja.
Mój przedziwny stan ducha wcale się nie poprawił. Nawet wuj Gabriel musiał przyznać, że wojaczka nie wpływa na mnie korzystnie. Bardzo tęsknię do domu, Anette. Do pałacyku, który poznałem tak dobrze, że śmiem teraz traktować go jak swój własny. Chwilami chory jestem z tęsknoty za Dominikiem. Jak się wiedzie naszemu malcowi? Widzisz, kiedy jest się daleko od domu, człowiek od razu staje się sentymentalny. Brakuje mi Trolla. I tęsknię za Tobą, Anette. Możesz mi wierzyć lub nie, lecz tak jest naprawdę! Uważam, że w pewnym sensie dorośliśmy już do siebie, choć wciąż bardzo wiele nas dzieli.
Przyznaję teraz, że źle postąpiłem nie wyznając Ci, co dzieje się w mojej duszy. Może byś mnie zrozumiała lub przynajmniej starała się zrozumieć. Tylko mały Dominik wiedział, jak bardzo trudno było mi chwilami. Mały chłopczyk, a taki dojrzały i pełen wyrozumiałości! Boże, jakże ja go kocham!
Teraz mam już odwagę napisać, że wielokrotnie chciałem Cię prosić, byś dzieliła ze mną łoże. Nie śmiałem jednak, sądziłem, że mnie odtrącisz, że boisz się, bym się zanadto do Ciebie nie zbliżył. Czasami miałem wrażenie, że traktujesz mnie jak coś wielkiego, niezgrabnego, brudnego i ohydnie męskiego, co wdarło się do Twojego domu. Teraz mogę wyznać, iż w swej samotności śnię o Tobie. To sny na jawie. Wyobrażam sobie, jak trzymam Cię w ramionach. Ten pierwszy raz, wiele lat temu, jest nieważny. Było tak, jakby żadne z nas naprawdę nie brało w tym udziału, czy nie sądzisz?
Wybacz mi, że ośmielam się pisać tak otwarcie, ale sama przecież o to prosiłaś. Nie musisz się bać. Jeśli wrócę do domu, będę równie onieśmielony jak przedtem. A najprawdopodobniej jeszcze bardziej. Czuję bowiem, jak ciemność coraz mocniej spotyka moją duszę.
Módl się do swej Madonny, by opiekowała się nami wszystkimi!
Twój oddany Mikael
Anette, przeczytawszy list, złożyła go drżącymi dłońmi.
– O Boże – szepnęła. – Litościwy Ojcze w niebie, co mam zrobić? Czy mogę do niego napisać?
Tak, musiała to uczynić. Wiedziała, że ordynans wyrusza za kilka dni.
Poruszona do głębi pisała:
Mój drogi mężu!
Dziękuję Ci za ciepłe słowa, które sprawiły mi wiele radości!
Czy naprawdę wypada tak napisać? Czy to nie zbyt bezpośrednie? No cóż, nie mogę inaczej!
Wszystkim nam powodzi się dobrze. Dominik często pyta o Ciebie, a Troll wyraźnie tęskni. Szukał Cię we wszystkich pokojach, kiedy wyjechałeś.
Mnie także jest przykro, iż nie uważałeś za stosowne zwierzyć mi się ze swych duchowych kłopotów. Wiem, że zachowałam się okropnie, że to spadło na mnie tak nieoczekiwanie, nic wcześniej nie wiedziałam. Czy nie sądzisz, że najlepiej byłoby, gdybyś zaufał Bogu? Złożył wszystko w Jego ręce? Wiem, że nie należysz do szczególnie bogobojnych, i bardzo mnie to martwi. Ale błagam Cię, wyznaj mi, co Cię dręczy! Może przyjdzie Ci to łatwiej, kiedy jesteśmy daleko od siebie?
Dalsza część listu zawierała nowiny o domu i ogrodzie. Ani jednym słowem nie śmiała nawiązać do tego, co napisał o ich związku.
Mikael przyjął list z mieszanymi uczuciami. Nazwała jego kłopoty duchowymi. To słowo kojarzyło mu się z religią, z którą w żaden sposób nie mógł pogodzić swych przerażających wizji wielkiej pustki. A może był to raczej wielki sen? Coraz bardziej pociągała go perspektywa głębokiego, niezmąconego snu, który stałby się kresem jego pełnej cierpień tułaczki i na wieki zapewnił błogosławiony spokój.
Poczta nie kursowała najlepiej. Musieli pilnować, by trafić na posłańca, który akurat wybierał się w drogę i miał bezpośrednie połączenie ze statkiem królewskim.
Następny list, jaki otrzymała Anette, był długo w drodze. Ku swemu zdumieniu stwierdziła, że czekała nań z niecierpliwością.
Najdroższa Anette!
Zgadnij, gdzie teraz jestem? Na Zelandii! Jego Wysokość dokonał rzeczy niemożliwej: 30 stycznia tego 1658 roku podjął przeprawę po lodzie! Przez Mały Belt na Fionię, a stamtąd na Langeland i Lolland, więc teraz, w dwa tygodnie później, jesteśmy już na Zelandii! 6000 konnych i 2500 piechoty. Możesz mi wierzyć, to był dopiero wspaniały widok, długi pochód na lodzie.
Wuj Gabriel sam powoził królewskimi saniami. Traf chciał, że nagle chwycił taki mróz, inaczej na pewno nie dotarlibyśmy aż tutaj.
Miotają mną bardzo sprzeczne uczucia, Anette. Mam tu krewnych. Prawdopodobnie w którymś z oddziałów rozgromionych przez nas na Jutlandii był młody Tancred Paladin. To tak bardzo boli. Gdybym tylko mógł, pojechałbym do ich dworu Gabrielshus. To moje jedyne pragnienie w chwili, gdy tak siedzę w lodowato zimnym domu, kreśląc do Ciebie te słowa. Nie mogę jednak tego uczynić. Nie jestem, co prawda, wzorem żołnierza, ale mam poczucie honoru. Nie chciałbym pozyskać sobie opinii podobnej do tej, jaką „cieszy się” pewien wysoko urodzony Duńczyk z kręgów zbliżonych do królewskich. Nazywa się Corfitz Ulfeldt i naturalnie jest osobą niezwykle cenną dla króla Karola Gustawa, wie bowiem wszystko o swej dawnej ojczyźnie. Że też może tak postępować! Sprawia wrażenie, jakby rządziły nim nienawiść i żądza zemsty na królu duńskim. W chęci odwetu dorównuje mu jego żona Leonora Christina – pragnie zemścić się na królowej.
Moja sytuacja jest co prawda inna, jako że jestem pół-Norwegiem, pól-Niemcem, wychowanym w Szwecji. Uważam jednak, że nie wolno mi zdradzić Szwecji, która uczyniła dla mnie wiele. To, co najbliższe jest memu sercu, pozwolę sobie zachować dla siebie.
Nie, to nieprawda, że mam tylko jedno jedynie pragnienie. Tęsknię za wami, moją rodziną. Czuję ogromny ciężar odpowiedzialności za Was i cudownie jest mieć pewność, że jesteście bezpieczni w Szwecji. Jak miło z Twojej strony, że chciałaś dzielić ze mną moje zmartwienia. Im bliżej siebie jesteśmy, tym trudniej nam rozmawiać, ale teraz wyobrażam sobie, że zgodziłabyś się mnie wysłuchać i zrozumieć. Jesteś mi bliższa niż kiedykolwiek przedtem. Na pewno nie my jedni tak czujemy. Odległość potrafi zbliżać ludzi do siebie.
Droga, mała żonko! Skąd wzięła się śmiałość, by wyznać to, co teraz napiszę! Może zdobędę się na to właśnie z powodu odległości. Nie musimy patrzeć sobie w oczy i widzieć swoich spłoszonych spojrzeń. A więc kilka tygodni temu przypadkiem, w pędzie, usłyszałem jakiś głos, prawdopodobnie był to najemny żołnierz – Francuz. Mówił dokładnie z takim samym akcentem jak Ty. I w tym momencie coś mną wstrząsnęło, ogarnęła mnie gorączka i tęsknota, i uczucie szczęścia. Tak, tak właśnie ze mną jest, Anette. Możesz o tym zapomnieć, ale po prostu musiałem Ci to wyznać.
Pamiętasz, jak mówiłem, że słowa zawarte w liście mogą zwrócić się przeciw piszącemu? Nie wiem, czy będę żałował, ale błagam Cię, uszanuj powierzone Ci sekrety mojego serca! Spal ten list, zapomnij albo ukryj!
Cóż mogę powiedzieć o udrękach mojego ducha? Sam przecież ich nie rozumiem. Zawsze byłem samotny, zamknięty w sobie, z trudem przychodziło mi zwierzanie się bliskim. Nie potrafię odnaleźć swego miejsca; mam wrażenie, jakby świat usuwał mi się spod stóp. Jeśli chodzi o sprawy materialne, nie mam na co narzekać, wszyscy byli dla mnie nadzwyczaj życzliwi już od czasu mego samotnego dzieciństwa. Zawsze jednak dręczyła mnie świadomość, że nie jestem na właściwym miejscu. Nie robię nic pożytecznego, nie sprawiam nikomu radości. Jestem zbłąkany, Anette, tak zbłąkany, że sprawia mi to fizyczny ból. Gdybym tylko mógł odczuć z kimś bliskość, wspólnotę!
Anette, przeczytawszy te słowa, jęknęła cicho.
– Och, Mikaelu – szepnęła.
Doznałem poczucia takiej więzi jeden jedyny raz, podczas spotkania z moim kuzynem Tancredem. Choć usposobieniem bardzo się od siebie różnimy – on jest żywy i wesoły, a ja, jak zwykle, przygnębiony i ponury – poczułem łączące nas więzy krwi. Czy to rozumiesz?
W późniejszych latach w moich rozmyślaniach znalazł się jeszcze jeden element, który napawa mnie strachem. Tonę w czymś, czego nie pojmuję. Nawiedzają mnie pewne ataki, tak, sama byłaś świadkiem jednego. Było to ostatniego wieczora, który spędziłem w domu. Jest coś, co mnie pochłania. Mrok, który mnie przyciąga. Zgubne zło, któremu nie mogę się oprzeć. Trudno mi uwierzyć, by tak było naprawdę, Anette, ale niczego nie jestem pewien. Och, jakże rozpaczliwie szukam kogoś, kto mógłby to zrozumieć! Kto nie wystraszy się tej mrocznej strony mojej duszy. Wiem jednak, że nigdy nikogo takiego nie znajdę. Ty mówisz o Bogu. Nie wiem, podjąłem próbę, modliłem się o pomoc, ale musi być chyba jakiś tajemniczy kod, który umożliwia dotarcie do Boga, a tego kodu ja nie znam. Może on wysłuchuje jednych, a innymi się nie przejmuje? Rozmawiałem o tym z pewnym sługą Kościoła, ale on stwierdził tylko, że moja wiara nie jest dość silna. Uważam, że to zabrzmiało cynicznie. Nie chodzi mi tu wyłącznie o siebie, spotkałem jednak pewną kobiecinę gorąco modlącą się o swych najbliższych, podczas gdy wokół szalała wojna. Ale Bóg musiał wtedy spać, gdyż wszystkie dzieci, wszyscy młodzi ludzie w jej rodzinie zginęli, zostali tylko starcy, by dokończyć swego żywota w żałobie i niepojętym cierpieniu.
Najdroższa mała Anette, jeśli Wszechmocny nie jest w stanie mi pomóc, jak Ty możesz zrozumieć to, co jest we mnie takie zawikłane? Mimo wszystko pokładam w Tobie mą ufność. Myślę o Tobie jak o moim jedynym przyjacielu, rozumiesz? Teraz, kiedy jesteśmy od siebie już tak daleko, że nic złego między nami nie może się wydarzyć, śnię o tym, by, u Ciebie móc szukać zapomnienia, czuć bliskość drugiego człowieka, wiedzieć, że ktoś się o mnie troszczy.
I choć wstydzę się tej myśli, to wówczas chciałbym uczynić Cię moją. Nie jestem lepszy od innych. Mnisi, być może, potrafią być w celibacie, chociaż ja temu nie dowierzam, mając w pamięci niezliczone historie o sekretnych przejściach do żeńskich klasztorów i znalezionych tam zwłokach noworodków. Dla mnie jednak celibat jest ciężki do zniesienia. Na razie sobie z tym radzę i wytrwam jeszcze dłużej, ale marzę o tym, by móc Cię objąć, czule, z miłością, tak byś nie upatrywała w tym niczego zdrożnego. Nie mogę zaprzeczyć, że przeraża mnie dystans, jaki wobec mnie utrzymujesz. Zawsze bałem się, że będę odrzucony, prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie miałem własnego domu z ojcem i matką. Nawet najdrobniejszy gest niechęci z Twojej strony odsuwał mnie od Ciebie na bezpieczną odległość. A bogowie jedni widzą, jak wiele w Tobie takich gestów! Czy może powoduje Tobą wyłącznie strach? Może także dostrzegasz we mnie podobne oznaki niechęci? Czy obydwoje nosimy w sobie podświadomy lęk przed tym, by nie być drugiemu ciężarem? A może między nami stoi Twoja Święta Maria, która nie powinna zobaczyć ani usłyszeć żadnych brzydkich rzeczy?
Pragnę, byś odpowiedziała na ten list. Tak bardzo chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o Tobie, kobiecie, która jest moją żoną od sześciu już lat, a której dotknąłem jeden jedyny raz.
Przygotuj się na to, że wojna i życie w wojsku znów dokonały we mnie zniszczeń. Wszystko to, co Tobie i Dominikowi udało się zbudować, teraz legło w gruzach. Tym razem jest ze mną gorzej niż wówczas, gdy wróciłem do domu, do Ciebie, jako wrak człowieka.
Dłużej tak już nie wytrzymam, Anette. Co mam robić?
Twój wierny Mikael
Anette zakręciło się w głowie.
On zbyt wiele ode mnie wymaga, myślała. Jakże mam na to odpowiedzieć?
Po trzech dniach rozpaczliwych skarg i użalania się nad sobą zasiadła wreszcie do pisania.
Mój drogi mężu!
Dziękuję za list, na który wszyscy od dawna czekaliśmy! Uradowaliśmy się, że cieszysz się dobrym zdrowiem.
Dalszy fragment był pracowicie zamazany, ale Mikaelowi udało się odczytać słowa: i dobry nastrój Cię nie opuszcza. Uśmiechnął się z goryczą.
Słyszałam już o wspaniałych zwycięstwach naszego króla i o rokowaniach pokojowych, jakie toczą się na zamku w Kopenhadze. Oby szczęście nadal sprzyjało jemu i Szwecji!
A co z Danią? pomyślał Mikael.
Piszesz tak pięknie, że jestem Twoim jedynym przyjacielem. Dziękuję Ci, mój drogi, tak bardzo chciałabym okazać się godna Twojego zaufania. Uważam jednak, że bluźnisz, mówiąc, że Bóg śpi! Wszak kobieta, o której wspomniałeś, ocalała! Uważam to za bardzo logiczne. Bóg ma swój cel we wszystkim, co czyni. Być może pozwalając na śmierć innych wystawił ją samą na próbę?
Przeczytawszy to Mikael poczuł, jak ogarnia go bezsilność i rozpacz. W jaki sposób jego żona będzie w stanie kiedykolwiek to zrozumieć? A jak on będzie mógł zrozumieć ją?
Z całego serca pragnę stać u Twego boku wtedy, kiedy z takim trudem zmagasz się ze sobą. Wzruszona jestem, iż zdradziłeś mi swe duchowe udręki, i jeśli tylko mogę je ukoić, zrobię to z całym oddaniem i gotowością.
Uważam jednak, że jesteś ogromnie nierozważny, tak otwarcie pisząc w liście o Twym pragnieniu złożenia wizyty Duńczykom i o tym Uldfeldcie. List to materia niepewna, a jeśli wpadnie w niepowołane ręce, może oznaczać hańbę i upadek. Dlatego też musisz zrozumieć, że nie mogę odpowiedzieć na Twe drugie pytanie. Nie w liście! Porozmawiamy, gdy wrócisz do domu.
Mogę Ci tylko wyznać, że nie lubię, kiedy mówisz o kobiecie, którą spotkałeś w Inflantach, tej Birgitte, i pragnę, byś więcej już jej nie wspominał.
Nareszcie, nareszcie jakiś przejaw życia w tej porcelanowej figurce, która jest jego żoną!
Prosisz mnie o trudne rzeczy, Mikaelu. Piszesz o wielu sprawach, które mi się nie podobają. O zwątpieniu w świętobliwe życie mnichów i zakonnic, o Twych marzeniach, Twych rozmyślaniach o naszych uczuciach. To do Ciebie niepodobne, zawsze przecież postępujesz jak przystało dwornemu mężczyźnie.
Na tym właśnie, być może, polega błąd, pomyślał.
U nas, poza tym, wszystko w porządku. Dominik każdego dnia wygląda Twojego powrotu. Urósł, z dnia na dzień staje się coraz mądrzejszy i doskonale wyczuwa zmiany mego nastroju. Gdy jestem smutna, pociesza mnie, kiedy się boję, pyta dlaczego. Jest bardzo wrażliwym chłopcem, zawsze takim dobrym.
Henri powrócił z Francji i jest mi wielką pociechą w mej samotności. Tak wiele mamy sobie do powiedzenia.
Nie będę już więcej pisała listów, słyszałam bowiem, że wkrótce wracacie do domu. Bardzo się z tego cieszymy.
Twoja oddana żona Anette
Zniechęcony Mikael odłożył list. Jak bardzo spętana konwenansami jest ta kobieta! A on, czy on sam jest choć krztynę lepszy?
Wcale nie.
W jednym Anette miała rację. Rozpoczęły się rokowania pokojowe i wielkie oddziały armii szwedzkiej zostały wysłane do domu. Jednakże, ku rozczarowaniu obojga, Mikaela zatrzymano wraz z przybranym ojcem, by towarzyszył królowi. Mikael pragnął odwiedzić Gabrielshus, ale jako że nie podpisano jeszcze traktatu pokojowego, zostałoby to potraktowane jak zdrada.
Czekał więc, zrezygnowany, podczas gdy dwaj królowie prowadzili rokowania, w, zdawałoby się, przyjacielskim tonie. Na mocy traktatu pokojowego, zawartego późną zimą 1658 roku w Roskilde, Dania na zawsze utraciła Skanię, Blekinge i Halland. Norwegia oddała Bohuslan, a ponieważ pod panowanie Szwecji przeszły również Trondelag, Nordmore i Romsdal, kraj został podzielony na dwie części.
Był to bardzo gorzki dzień w historii Danii.
Mikael jednak nie wrócił do domu. Znów wysłano go wraz z główną częścią oddziału dalej, do Bremy. Wyniszczony przeżyciami i przerażony tym, co przyszło mu oglądać, oraz żołnierską poniewierką, której nienawidził, żył w świecie cieni, nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi i czyni. Spełniał tylko swe obowiązki, nic więcej.
Karol X Gustaw nadal nie był usatysfakcjonowany. W sierpniu tegoż roku ponownie uderzył na Danię i Mikael został wciągnięty w nową wojnę. Jego stan psychiczny pogarszał się z dnia na dzień. Gabriel Oxenstierna chciał mieć wychowanka przy sobie, nie zadawał sobie jednak trudu, by zrozumieć przyczyny jego widocznych już dla otoczenia udręk.
Mikaelowi trudno było pojąć, jak toczą się koleje wojny i kto odnosi zwycięstwa. Ale w lutym 1660 roku wojna się zakończyła. Król Karol X Gustaw po krótkiej chorobie zmarł w Goiteborgu w ramionach Gabriela Oxenstierny. Odszedł król – wojownik. Mogły rozpocząć się kolejne rokowania pokojowe.
Mikael był już wtedy daleko w Szwecji. Umęczony, zrezygnowany, jechał konno, nękany ciągle towarzyszącymi mu straszliwymi wizjami. Tylko myśl, że znów ujrzy swego ukochanego syna Dominika, podtrzymywała w nim resztki chęci życia. Dominik i Troll, i do pewnego stopnia Anette, choć myśl o niej napełniała go bardziej strachem przed kolejnym niepowodzeniem niż budziła nadzieję. Jej ostatni list, który przyszedł już tak dawno temu, nie dodał mu odwagi.
Później nie mogli już do siebie pisać. Danię zniszczyła wojna, głód i zaraza. Poczta przestała kursować.
Jadąc przez lasy Tiveden w siąpiącym lodowatym wiosennym deszczu żołnierze w zamyśleniu obserwowali zamkniętego w sobie kapitana. W czasie wyprawy do Danii każdego dnia, kiedy uczestniczyli w bitwie, kapitan Mikael Lind z Ludzi Lodu był wieczorem chory. Twierdził, że odzywa się stara rana głowy.
No, cóż, być może. Pewnie tak było. Ale wszyscy myśleli to samo: niewiele życia zostało naszemu kapitanowi.