ROZDZIAŁ XIII

Znaleziono ich następnego ranka. Pogrążeni we śnie leżeli spokojnie, trzymając się ze ręce. Sędziwy patriarcha i jego wytęskniony wnuk, Mikael syn Tarjeia.

Andreas usadził Dominika na koniu i pocwałowali do Grastensholm. Tam zostawił wstrząśniętego chłopca pod opieką służących, mówiąc mu tylko, że ojciec poważnie zachorował. Wypowiadając te słowa Andreas czuł się jak łajdak, ale żadne lepsze wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. Zabrał Mattiasa i Cecylię do Lipowej Alei. Pozostali mieli przybyć później.

Rodzina Paladinów mieszkała właściwie w Elistrand, ale akurat w tym momencie byli z wizytą u Liv.

Mattias szybko zbadał obu mężczyzn.

– Wuj Are nie żyje.

– To wiemy – odparł Brand. – Lipa się przewróciła. A Mikael?

– Nie wiem. Może jest pogrążony w głębokiej śpiączce, a może umarł. Nie potrafię tego stwierdzić.

– Jak to się mogło stać?

– Podejrzewam, że coś zażył. Spostrzegłem ślady na stole… – Wybiegł z izby i zaraz wrócił, trzymając w dłoni maleńkie pudełeczko z brzozowej kory. – Tu musiało coś być. Spójrzcie, są jakieś resztki. Powąchał. Aha! Wiem już, co to jest!

– Czy potrafisz pomóc?

– Obawiam się, że jest już za późno. Trucizna rozlała się po całym ciele.

– Sprowadzę Niklasa – zdecydował Brand.

Cecylia stała przy łóżku, głośno czyniąc wyrzuty wszystkim, nie oszczędzając również siebie. Z Grastensholm przybyła reszta rodziny, także gnębiona wyrzutami sumienia.

– Opowiedział nam o swych udrękach – głosem pełnym skargi mówiła Liv. Wtedy gdy poszliście ratować Tristana. Mówił o swej żonie, która jest katoliczką, i o tym, że chce dać jej wolność, by umożliwić ponowne zamążpójście. Katolicy nie mogą powtórnie brać ślubu, dopóki pierwszy małżonek żyje. Wcale mnie to wówczas nie zastanowiło! I mówił jeszcze o czymś, co go pochłania!

– Czy powiedział, co to było? – gwałtownie dopytywała się Cecylia.

Liv klęczała u boku swego zmarłego brata, gładząc jego białe czoło, ale mówiła wyłącznie o Mikaelu. Usiłowała opisać jego ataki i to, czemu nie chciał nadać imienia.

– Głupcy – załkała Cecylia. – Wszyscy okazaliśmy się beznadziejnymi głupcami! Wuj Are sam powiedział: „Nie wolno igrać ze zmarłymi”. A ty, Mattiasie, także wspomniałeś o melancholii. I mama zapytała, czy ta kobieta, Magda von Steierhorn, go dotknęła. A my tego nie zrozumieliśmy.

– Czego?

– Nie wiedzieliśmy, czym było owo „to”, o którym opowiedział tylko mamie, Alexandrowi i Brandowi. Gdybym ja to usłyszała, od razu bym odgadła.

– Naprawdę? łagodnie spytała Liv.

– No cóż, być może nie. Łatwo być mądrym po szkodzie.

– A więc co to było?

– Tęsknota za śmiercią, oczywiście. Być może w postaci samej śmierci, może jako obraz Magdy von Steierhorn, a może coś, co było kuszące samo w sobie, tego nigdy się nie dowiemy. To była twoja melancholia, Mattiasie.

Młody lekarz nie był w pełni przekonany.

– Sądzę, że dramatyzujesz, ciotko Cecylio. Nie przypuszczam, żeby w celu rozwiązania tej zagadki należało odwoływać się do zjawisk nadprzyrodzonych. Być może odpowiedź tkwi w samym Mikaelu.

Urwał, gdy do izby wszedł Niklas. Liv natychmiast podprowadziła chłopca do Mikaela.

– Wiele razy Widziałam, jak mój ojciec Tengel Dobry tak czynił. Chodź, Niklasie, połóż dłonie na sercu Mikaela. O, tak! I tak trzymaj! I módl się, by przeżył!

– Ależ ciociu Liv…

– Nie mów, że on nie żyje, nie chcę tego słyszeć! Pomyślcie o Dominiku, który traci ojca! To się nie może stać! I wiem, że Are nigdy nie wybaczyłby Mikaelowi tego, co uczynił. A my… on nie może umrzeć, Niklasie. Rozumiesz?

Zdezorientowany pięciolatek wyglądał na bardzo nieszczęśliwego, ale spełnił polecenie Liv. Sędziwa dama była zbyt zgnębiona, by zastanawiać się, jaki ciężar składa na barki dziecka.

Matylda uwolniła rękę Arego splecioną z dłonią wnuka.

– Czy ciała obydwu są tak samo sztywne? – cicho zapytał Mattias.

– Nie – odparła Matylda. Mikaela nie.

Z piersi wszystkich wyrwało się westchnienie ulgi.

– Teraz przydałyby się nam czarodziejskie mikstury Ludzi Lodu – zawyrokowała Gabriella.

Mattias podniósł wzrok.

– Hildo – rzekł do żony – biegnij ile sił w nogach do Grastenholm i przynieś cały skarb. Wszystkie zioła, wszystko, co znajdziesz! Tu jest klucz od szafki. Ciotka Cecylia Wpadła na świetny pomysł.

Hilda Wyszła.

– Ale czy ty znasz ich tajemnice? – dopytywała się Liv.

– Niestety nie – westchnął Mattias. Nie było nikogo, kto mógłby mnie ich nauczyć.

– Postaram się pomóc. Na tyle, na ile potrafię – obiecała Liv.

– Ja także – dodała Cecylia. – Tarjei sporo mi pokazał.

Liv, przerażona własnymi słowami, rzekła:

– Pierwszy raz w życiu pragnęłabym być czarownicą Hanną. Ona na pewno umiałaby zaradzić nieszczęściu!

Młode kobiety zajęły się Arem, choć łzy bezustannie zalewały im oczy. Starzec był sercem Lipowej Alei, ukochanym przez wszystkich. Choć śmierć nie nastąpiła niespodziewanie, ból po jego stracie był ogromny. Nikt nie chciał uwierzyć, że opuścił swój dwór już na zawsze.

– Ale teraz trzeba koniecznie wynieść stąd to łóżko – podniesionym głosem zarządziła Cecylia. – Dość nieszczęść już się na nim wydarzyło!

– Nie wpadaj w histerię, Cecylio – surowo zwróciła się do córki Liv. – Pokaż mi choć jeden dom, W którym nikt nie umarł w swoim łóżku! I pomyśl też, ile dobra miało tu miejsca, ile miłości, czułości i troski. Are urodził się na tym łożu, i jeden z jego synów, nie pamiętam już, który. I mały Niklas także!

Cecylia uspokoiła się.

– Przyznaję, że zareagowałam zbyt gwałtownie. Ale jednego trzeba stąd zabrać. Którego?

Przeniesiemy Mikaela do jego pokoju. Tam jest jaśniej – orzekł Mattias. – Ruszajcie, chłopcy. A potem życzę sobie, żeby została ze mną tylko ciotka Cecylia, babcia i mały Niklas.

– Zaraz przyjdę – powiedziała Liv. Chciałabym jeszcze pożegnać się z Arem.

Kiedy w chwilę później weszła do paradnej izby, zastała tam Alexandra, przeglądającego jakieś papiery.

Podniósł wzrok na teściową.

– Mikael zaczął przepisywać na czysto, to co mu opowiedzieliśmy – rzekł zdumiony. Nie zaszedł daleko, ale, dobry Boże, on pisze wprost fantastycznie! Posłuchaj tylko początku: Niczym najczystszy ton płynący ze strun harfy dotarła do moich uszu opowieść o losach Ludzi Lodu… I tak jest dalej, przez cały czas równie pięknie. On jest poetą, mamo!

Liv uśmiechnęła się do zięcia.

Może dlatego nie mógł odnaleźć swego miejsca? Z moją matką Silje było podobnie. Zbłąkana, niepewna aż do czasu, gdy pozwolono jej zająć się sztuką. A Mikael…? Może zbyt późno odkrył swe powołanie? Nie, nie może być za późno! Och, Alexandrze, tak się cieszę, że jesteś tu teraz! Zrozum zaczerpnęła tchu, by móc mówić dalej. – Tak ciężko jest zostać samą. Wszyscy moi rówieśnicy odchodzą. Are i ja mieliśmy tyle ze sobą wspólnego. Mogliśmy rozmawiać i rozmawiać. Teraz zostaliśmy tylko my dwoje, ty i ja, Alexandrze, urodzeni jeszcze w zeszłym stuleciu. Oby Bóg sprawił, byś żył jeszcze długo! Cecylia cię potrzebuje i twoje dzieci. I ja także.

– Rozumiem, mamo – powiedział ciepło. – Zawsze możesz na mnie liczyć.

– Dziękuję! Wiesz, miałam nadzieję, że nie doświadczę już więcej tragedii. Ostatnie lata były takie spokojne. A nagle spadło na nas tyle nieszczęść. Najpierw Tarald… Alexandrze, żadna matka ani ojciec nie pragnie przeżyć własnych dzieci.

– Tak, to święta prawda.

– I teraz Are… i jeszcze Mikael. Jak my to zniesiemy, Alexandrze?

Nie znalazł odpowiedzi.

Przygładziła włosy i usiadła obok niego na sofie. Zrezygnowana, opuściła ręce na kolana. Smutny, delikatny uśmiech pojawił się na pobladłych wargach.

– Tak wiele ostatnio rozmawialiśmy, Are i ja. On wiedział, że umrze, ale się nie bał. Mówił, że tęskni już do Mety. Are nigdy nie był głęboko wierzący, ale miał pewność, że po śmierci spotyka się tych, których się kochało. I nikogo więcej. Jeśli w ogóle istnieje jakaś sprawiedliwość, powiadał, to uniknie się ponownego spotkania z tymi, których nie darzyło się sympatią. Wierzył więc w istnienie swoistego raju. Określał to jako inny stan.

Alexander pokiwał głową.

– Tak, naprawdę pragnął już śmierci – ciągnęła Liv. – Jedyne, co go powstrzymywało, to myśl o zaginionym Mikaelu. Teraz osiągnął więc szczęście. Rozmawialiśmy kiedyś o tym, jak bogate było nasze życie pomimo wszystkich smutków. I tak się cieszył, że znów zobaczy Tarjeia i Tronda. I ojca, i matkę. Daga i małą Sunnivę, i Kolgrima, Charlottę i Jacoba. I przede wszystkim Sol. Och, Boże, jak wielu z naszego rodu już odeszło, Alexandrze!

– A ty, matko? Czy boisz się śmierci?

– Nie. Czy to naprawdę śmierci samej w sobie człowiek się boi? Czy aby nie chcemy raczej pożyć trochę dłużej? Popatrzeć, co się dzieje? Śmiem twierdzić, że tak jak Are tęsknię za moim Dagiem i wszystkimi bliskimi. Z wiekiem nieubłaganie nadciąga samotność.

Alexander zadumany przeglądał papiery na stole.

– Mikael nosił w sobie tę samotność już od kołyski.

– Tak. Oby Mattiasowi się powiodło! Wówczas będziemy mogli pokazać Mikaelowi, jak wiele ma powodów, aby żyć! O, nadchodzi Hilda ze skarbem Ludzi Lodu. Muszę iść i pomóc im. Życz nam powodzenia, Alexandrze!

– Z całego serca!

Jeszcze długo spoglądał za nią, choć zniknęła w pokoju Mikaela. Wszyscy pozostali zgromadzili się wokół Arego, przygotowując się do czuwania. Tylko Brand w inny sposób dał ujście smutkowi. Poszedł w aleję, by wyrąbać zwaloną lipę. Alexander podążył za nim.

Jeszcze jedna została, pomyślał. Jedna jedyna lipa z ośmiu zaklętych przez Tengela.

Miał nadzieję, że długo postoi. Nikt w rodzinie nie mógł się obejść bez Liv, a już najbardziej żona Alexandra, Cecylia. Bezustannie niepokoiła się stanem zdrowia matki. Trudniej było jej dlatego, że mieszkała w innym kraju. Starali się więc jak najczęściej odwiedzać Norwegię – nie tylko w związku z tragicznymi wydarzeniami.

Śmierć jedynego brata, Taralda, ciężka była do zniesienia dla Cecylii. Tylko Alexander wiedział, jak ciężka, bo nie obnosiła się ze swoim bólem.

I nikt nie śmiał wyznać Aremu, że Tarald musiał zapłacić życiem za próbę uratowania go spod walącego się świerka. Wiedzieli, że Are i tak nie przeżyje, uważali więc, że nie ma potrzeby dręczyć starca. Pozdrówcie Taralda i podziękujcie mu, powiedział Are. Obiecali, że tak uczynią, mówili, że Tarald leży w Grastensholm trochę potłuczony, ale to nic poważnego. Are umarł więc nieświadom, że mimowolnie stał się przyczyną zgonu siostrzeńca. Nie wiedział też, że ukochany wnuk Mikael zdecydował się umrzeć razem z nim.

Are umarł szczęśliwy, ale Liv nie zasłużyła sobie na te wszystkie smutki, myślał Alexander.

Wierzył jednak, że odczuwała swego rodzaju dumę, iż Tarald usiłował ocalić życie wuja. Tarald nigdy nie był bohaterem, cechowała go przeciętność. W ostatniej chwili życia dokonał ofiarnego czynu.

Brand zatrudnił margrabiego Alexandra Paladina przy wynoszeniu gałęzi. Margrabia nie miał nic przeciwko temu. Każde zajęcie było dobre, jeśli pomagało odpędzić smutne myśli.

W pokoju Mikaela nerwowymi, szybkimi ruchami rozkładano na stole zawartość sporego worka. Nie było czasu do stracenia.

– Wielkie nieba – zafrasowała się Cecylia. – Jak my się w tym wszystkim połapiemy?

– Tu są formuły odparł Mattias. Starałem się je odszyfrować, ale nie zaszedłem daleko.

– Ja też studiowałam je kiedyś z ojcem – wtrąciła Liv. – I Sol wiele o nich rozprawiała. Na pewno coś jeszcze pamiętam.

Nagle z ust Cecylii wyrwał się nerwowy chichot, całkiem nie na miejscu.

– Naprawdę zachowali coś takiego? Niewiele mocy już w nim chyba pozostało!

– Ależ, Cecylio! – upomniała ją matka. – Należał do powieszonego mordercy. Sol mi mówiła, że to ze zbiorów Hanny.

– Na co to się może komu przydać?

– Na bezpłodność. Teraz nie jest nam potrzebny. Odłóż tę ohydę na bok i nie wpatruj się z takim zainteresowaniem, bezwstydnico!

Cecylia była tak głęboko poruszona losem Mikaela, że musiała jakoś dać upust nerwom. W końcu jednak wzięła się w garść.

– Odtrutka, tego nam potrzeba. Ale jeśli ją znajdziemy, to w jaki sposób zdołamy mu ją podać?

Z tyłu za nimi skarżył się Niklas:

– Już nie mogę, tak mnie bolą ręce!

– Wytrzymaj jeszcze trochę, tak cię proszę – błagała Liv. – Bądź grzecznym chłopcem, zaraz coś tu znajdziemy.

Mattias był do tego stopnia przejęty, że bez sensu przekładał zawartość worka z miejsca na miejsce.

– Wiem, że coś tu musi być…

Liv oznajmiła:

– Hanna i Sol miały swoje metody. Czarną magię w czystej postaci z krwią smoka i popiołem z ogona klaczy. Ale nie tego szukamy.

– O, jakieś drobne zaklęcie z pewnością by nie zaszkodziło – orzekła Cecylia.

– Od tego trzymajmy się z daleka – ostro zaprotestowała Liv. Sol mogła to robić, bo miała ku temu zdolności, ale nic a nic by nie pomogło, gdybyśmy my spróbowali. Ja czy ty albo Mattias.

– No, nareszcie, jest przepis, o którym myślałem! – powiedział z ulgą Mattias.

Liv wzięła z jego rąk cieniutki płatek brzozowej kory pokrytej dziwnymi znakami.

– Niestety, nie widzę już dobrze. Co tu jest napisane?

– Mleko od czarnej krowy… – odczytał z wysiłkiem Mattias.

– Nie zważajcie na kolor! Przynieście mleko.

– Niech będzie jak jest napisane. Jak czarna, to czarna – zadecydowała Cecylia. – Nie macie takiej krowy w oborze?

– Tak, ale…

Cecylia nie chciała słuchać żadnych sprzeciwów. Zakomenderowała:

– Niklasie, niech ci odpoczną ręce, pobiegnij i poproś dziewkę, żeby udoiła odrobinę mleka od tej czarnej krowy. I tylko od niej! Powiedz, że tu chodzi o życie.

O tym wiedzą już wszyscy – mruknęła Liv. – Dalej, Mattiasie!

– Odrobina smoczej krwi…

No i jak, mamy w stajni jakiegoś smoka? – drwiąco zapytała Cecylia.

Liv, która wiedziała, że córka w ten sposób walczy z rozpaczą, tym razem już jej nie zganiła. Spokojnie wyjaśniła:

– To zioło, Cecylio.

Ruchliwe dłonie Mattiasa przeszukiwały już skórzane woreczki i pudełeczka z kory.

– Dopiero je widziałem… O, jest!

– Odłóż na bok. Dalej!

– Odrobina smoły…

– Na Boga! To już przesada! Czy to ma sens? Wlewanie w Mikaela takich świństw? – protestowała Cecylia.

Zawołała jednak Andreasa, prosząc, by przyniósł nieco smoły z wozowni.

– Dobrze, teraz jest jeszcze kilka ziół, mam je wszystkie tutaj. Węgle ogniska palonego o zmierzchu…

– Nie, tego nie mamy… Chociaż… Ależ tak, mamy! – wykrzyknęła Liv. Czy nie palono ogniska w Lipowej Alei kilka wieczorów temu? Tam na wzgórzu.

– Wszystko należy wymieszać ze szklanką wódki.

– To najrozsądniejsze jak do tej pory – orzekła Cecylia. – Ale mleko z wódką? Cóż, próbowałam już lepszych trunków.

Rozesłano ludzi po wszystkie niezbędne składniki.

– Nie podoba mi się ta smoła – powiedział Mattias.

– Czy nie możemy jej opuścić?

– Weź tylko ociupinę, setną część kropli – poradziła Cecylia.

Niklas znów był przy Mikaelu, ciepłem dłoni ogrzewał jego serce. Wszystkie inne dzieci przebywały na Grastensholm pod opieką Gabrielli. Kaleb był z dorosłymi w Lipowej Alei.

Wywar wkrótce był gotów. Cuchnął obrzydliwie.

Rozpoczął się bardzo trudny proces wlewania w nieprzytomnego Mikaela wstrętnej mikstury, w której działanie nikt tak naprawdę nie wierzył. Ale była to ostatnia nikła szansa.

Mattiasowi towarzyszyły tylko Liv, Cecylia i oczywiście mały Niklas, który był niezastąpiony.

Pozostali przebywali w paradnej izbie, przygnębieni własną bezradnością.

Nagle stojąca przy oknie Irja oznajmiła:

– Jakiś powóz nadjeżdża aleją!

– Dobrze, że zdążyłem uprzątnąć drzewo – stwierdził Brand.

– Ale przecież nie pora teraz na przyjmowanie gości – zmartwiła się Matylda. Musimy poprosić, żeby przyjechali kiedy indziej.

– To nie jest powóz z wioski – orzekł Andreas, stając obok Irji. – Zbyt mocno zakurzony, na pewno jedzie z daleka.

– Wyjdź im na spotkanie, Andreasie – polecił mu ojciec. – Powiedz, że to nieodpowiedni czas na wizyty.

Andreas opuścił izbę, spełniając wolę ojca. Przez okno ujrzeli, jak rozmawia z woźnicą. Z powozu wysiadła młoda dama, której pomagali służący.

Andreas zwrócił się do niej. Spostrzegli, że bardzo dwornie się jej pokłonił, a potem, delikatnie ujmując za rękę, poprowadził w kierunku domu.

– Któż to taki? – dziwiła się Matylda.

Weszli do środka. Młoda ciemnowłosa dama stanęła w drzwiach, onieśmielona na widok takiego zgromadzenia.

– Anette Lind z Ludzi Lodu powiedział krótko Andreas.

– Och, Boże – szepnęła Jessica.

– Czy jest tutaj mój mąż? – zapytała niepewnie Anette. – I mój syn?

Głos Kaleba zabrzmiał ostro:

– Dominik jest bezpieczny, w sąsiednim dworze. Mikael odebrał sobie życie.

Z ust Anette wydobył się stłumiony krzyk. W jednej chwili bardzo pobladła. Matylda natychmiast podstawiła jej krzesło i cicho, ale surowo upomniała Kaleba:

– Jak możesz! Do Anette zaś powiedziała: – Jeszcze żyje. Obok w pokoju robią co mogą. Ale nie mamy zbyt wielkich nadziei.

Czy, mogę go zobaczyć? – szepnęła Anette. – Bardzo proszę!

– Jeśli nie będziecie wpadać w histerię. Trzeba zachować ciszę i spokój.

Anette skinęła głową. Matylda otworzyła przed nią drzwi.

Młoda Francuzka zmrużyła oczy od blasku wielu palących się łojowych świec. W jej stronę odwróciło się troje ludzi: dama, od której biła pewność siebie, po części wrodzona, a po części nabyta poprzez przebywanie w bardzo dystyngowanym towarzystwie, i młody mężczyzna o najcudowniejszych oczach, jakie Anette kiedykolwiek widziała. Płynęła z nich taka dobroć, że nagle odczuła pragnienie wypłakania w jego ramionach całej rozpaczy i strachu. Trzecią osobą była wiekowa dama o dostojnych ruchach.

Anette patrzyła na mężczyznę leżącego w łóżku. Obok niego siedział chłopczyk o oczach takich jak Dominika i trzymał dłonie na piersiach chorego.

Mikael nie przedstawiał sobą pięknego widoku. Wlanie czegokolwiek do ust nieprzytomnego jest prawie niemożliwe, może nawet okazać się śmiertelnie niebezpieczne. Większość czarnobrązowego czarodziejskiego wywaru znalazła się na szyi i brodzie Mikaela oraz na pościeli. Cecylia w lot pojęła, kim jest nowo przybyła, i usiłowała pospiesznie doprowadzić chorego do porządku.

– Och, Mikaelu ledwie słyszalnie szepnęła Anette.

Jej wzrok padł na stół. Jęknęła głośno i szybko się przeżegnała.

– Święta Mario, Matko Boża!

Czaszka niemowlęcia, zasuszone nietoperze, wyschnięta dłoń ludzka i inne dziwne rzeczy musiały wzbudzić przerażenie w głęboko wierzącej osobie.

Ależ wy nie możecie… To przecież…

– Niestety, w tej sytuacji trzeba próbować wszystkiego – przerwała jej Cecylia. Co wy, łaskawa pani, zrobilibyście na naszym miejscu?

Modliłabym się do najświętszej Madonny.

– Czy ona do tej pory nie umiała pomóc Mikaelowi?

– Mikael nie wyznawał, niestety, właściwej wiary. Ale Matka Boża zawsze stała po mojej stronie.

Przeciwko Mikaelowi? pomyślała Cecylia. Głośno zaś powiedziała:

– No cóż, módlcie się zatem do Matki Boskiej! Potrzebujemy wszelkich mocy, by przywrócić go do życia.

Anette potraktowała zalecenie Cecylii dosłownie. Padła na kolana przy łóżku Mikaela, ujęła jego bezwładną rękę w złożone dłonie i zaczęła odmawiać po łacinie długie, monotonne modlitwy.

Mimowolnie Cecylia poczuła, że ogarnia ją wzruszenie.

Zajęli się własnymi sprawami, zaczęli uprzątać pomieszczenie. Serce Mattiasa także ścisnęło się z żalu, gdy patrzył na żałosną postać na klęczkach, wycierającą na przemian to oczy, to nos. kiedy schował skarb, położył Anette dłoń na ramieniu.

Popatrzyła na niego, zapłakana, zapuchnięta.

– Tak się spieszyłam – pisnęła swoim łamanym szwedzkim. – Spieszyłam się jak mogłam. A jednak nie zdążyłam wyprzedzić nieszczęścia.

– A więc wiedzieliście o tym?

– Zostawił list. Usiłowała przełknąć łzy. Wszystko opacznie zrozumiał.

Liv przemówiła do niej łagodnie:

– Mikael sam nam powiedział, że to nie z powodu waszego małżeństwa. Cierpiał na dotkliwą melancholię. Zła siła zdobyła nad nim władzę. Dotknęła go zatracona dusza.

Anette spojrzała na nich pytająco. Nic nie mogła pojąć.

Cecylia nie była tak delikatna jak matka.

– Całkiem bez winy nie jesteście.

– Cecylio, nie teraz – ostrzegła Liv cicho.

Anette spuściła głowę.

– Macie rację – szepnęła do Cecylii. Ciężar mej winy przytłacza mnie do ziemi.

Cecylia delikatnie objęła jej ramiona.

– Módl się dalej, dziecino! To w każdym razie nie zaszkodzi. Kto wie, może nawet pomoże?

To było naprawdę dużo jak na Cecylię.

Anette badawczo spojrzała na Niklasa.

Liv wyjaśniła:

– To jeden z potomków Ludzi Lodu, obdarzony pewną szczególną zdolnością. Ma na imię Niklas i jest kuzynem Dominika. Jeśli ktoś może uratować Mikaela, to tylko on. W jego rękach jest lecząca siła.

Anette przeżegnała się.

– Cud boski! Święty…

– No, cóż – odparła Cecylia szyderczo. – Ten mały święty potrafi wyczyniać iście diabelskie psikusy.

Anette jednak już trzymała kurczowo rączki Niklasa w dłoniach.

– Uratuj go, Niklasie! Błagam cię! On tak wiele dla mnie znaczy!

Pięciolatek był bardzo zawstydzony. Anette natychmiast opuściła ręce.

– Nie będę ci przeszkadzała w modlitwach, nawet jeśli są protestanckie. Będziemy modlić się razem, ty i ja.

Niklas uznał, że obca dama mówi dziwnie, ale skinął głową. Modlitwy? Przecież on się nie modli!

W pokoju zaległa cisza, przerywana tylko szeptami Anette.

– Wyjdę na chwilę odpocząć – cicho powiedziała Liv.

Pokiwali głowami, wyrażając zgodę.

Mattias i Cecylia usiedli, byli już bardzo wyczerpani.

Po chwili zorientowali się, że mały Niklas zasypia. Do tej pory naprawdę sprawował się bardzo dzielnie. Ułożyli chłopca przy boku Mikaela z jednym ramieniem na jego piersi. Niklas zasnął natychmiast.

Anette rozbolały kolana, wstała więc i siadła przy Mattiasie i Cecylii.

– Jak sądzicie? – zapytała cicho drżącym głosem. – Czy on przeżyje?

– Tego nie wie nikt – odparł Mattias równie cicho. – Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, i teraz pozostaje nam tylko czekać. Ale on ciągle jeszcze żyje i w każdym razie nie słabnie.

– O, Boże, jak to się mogło stać?

Mattias opowiedział o śmierci dziadka i o tym, jak znaleziono ich obu, trzymających się za ręce.

– Och, mój biedny Mikaelu! Czy… czy wy dwoje jesteście z nim blisko spokrewnieni?

– Nieszczególnie. Ta starsza dama, która właśnie wyszła, jest siostrą jego dziada, ojca ojca. To baronowa Meiden. A to jej córka margrabina Cecylia Paladin. Ja jestem wnukiem starszej damy. Baron Mattias Meiden, lekarz.

Baron? Margrabina? A ona za nic miała rodowód Mikaela!

Jak wszyscy szlachetnie urodzeni, Anette była bardzo skrupulatna w odróżnianiu szlachty od pospólstwa. Przystała na małżeństwo z Mikaelem, wiedziała bowiem, że jego matka, z domu Breuberg, była spokrewniona z wysoko urodzoną Marką Christianą. Ale że również w rodzie jego ojca istnieją takie tytuły… Tego się nie spodziewała.

Odczuwała teraz głęboki wstyd, że zawsze z góry traktowała pochodzenie Mikaela. Kręciła też nosem nad dobrze utrzymaną, ale, ach, jakże skromną Lipową Aleją. Mógł przynajmniej pochodzić z pobliskiego Grastensholm.

O, żonie Mikaela nie było teraz wcale łatwo. A miały nadejść jeszcze trudniejsze chwile!

Anette nie opuszczała Mikaela. Z trudem zmuszono ją, by wychodziła od niego przynajmniej na czas posiłków. Nocowała tam nawet, śpiąc na siedząco w fotelu.

Następnego dnia zobaczyła się z Dominikiem, który przybył do Lipowej Alei. Chłopiec nadal wiedział tylko, że ojciec jest poważnie chory. Mały był tak wzburzony i zasmucony, że Anette musiała długo i cierpliwie przekonywać go, że wszystko będzie dobrze.

Niklasowi pozwolono spędzać jakiś czas z dziećmi, ale Anette pragnęła mieć go przy Mikaelu jak najdłużej. Bywało, że chłopiec się niecierpliwił i bardzo narzekał.

Trzeciego dnia po południu przybyła Cecylia, by dotrzymać Anette towarzystwa. Wszyscy po kolei siedzieli wraz z nią, czuwając przy łożu chorego. Mattias przychodził kilkanaście razy dziennie, on przecież, jako medyk, czuł się najbardziej odpowiedzialny za życie Mikaela.

– Jak się czujesz? – zapytała Cecylia przyjaźnie. – Musisz być śmiertelnie zmęczona.

Anette usiadła przy niej, wdzięczna za współczucie.

– Nie miałam czasu, by o tym myśleć.

Chętnie przebywała w towarzystwie Cecylii. Nie ze względu na jej tytuł margrabiny; naprawdę ją polubiła. Cecylia była sympatyczna, otwarta i szczera.

Tego dnia okazała się bardziej szczera, niż pragnęłaby tego Anette, i może nie całkiem tak sympatyczna jak zwykle.

Zaczęła sama Anette:

– Och, gdyby tylko mi się zwierzył!

Cecylia popatrzyła na nią zamyślona.

– A czy dałaś mu kiedykolwiek poznać, że pragniesz mu pomóc? Czy przypadkiem nie było całkiem przeciwnie? Starałaś się nie zauważać jego dziwnego zachowania, nie widzieć przygnębienia? On zdecydował się na ten krok częściowo ze względu na ciebie. Chciał, abyś odzyskała wolność i mogła poślubić innego.

Jej słowa wbijały się w sumienie Anette jak ostre sztylety.

– To nieprawda! Przecież ja kochałam Mikaela!

Jak cudownie było wypowiedzieć te słowa! I wypowiedziała je ona, która nigdy nie śmiała wyrazić swych uczuć wobec obcego olbrzyma, jej męża.

– Dlaczego on nigdy się o tym nie dowiedział? Dlaczego musiał być tak samotny i nie mógł zwierzyć się nawet własnej żonie?

– Nie mogłam – łkała Anette. – Tak bardzo chciałam mu to powiedzieć, ale nie mogłam. Zabroniono mi!

– Kto?

– Kościół.

– Od kiedy to Kościół nie pozwala mówić o miłości?

Anette, myślał Mikael. Najmilsza Anette, słyszę cię. Słyszę wszystko, o czym mówicie, ale nie mogę się poruszyć. Nie mogę nawet unieść powiek.

– Ale Kościół tak właśnie nakazuje – upierała się Anette. – Moja matka…

– Aha! A więc mamy winowajczynię! Co mówiła twoja matka?

– Mówiła, że… Nie, nie mogę tego powiedzieć!

– Musisz się przełamać – nie dawała za wygraną Cecylia. – Drogie dziecko, byłaś absolutnie ostatnią osobą, którą powinien był poślubić Mikael. Mikael, taki nadwrażliwy. Taki delikatny, tak bardzo wyczulony na nastroje ludzi. Tak pełen troski o innych. To go zniszczyło.

Anette ukryła twarz w dłoniach.

Cecylia, choć smutna, była bezlitosna. Ta zasadnicza rozmowa musiała się odbyć, na nic zdałoby się odwlekanie. Anette musiała się przebudzić.

– Jak wypełniałaś obowiązki żony?

– Nigdy mu nie odmawiałam…

– Nie wprost, z tym się zgodzę. Ale Mikael jest bardzo wyczulony nawet na najdrobniejszy gest niechęci. A ile mu z siebie dałaś? Miłość, Anette, to znaczy dawać, nie oczekując niczego w zamian.

Ciotko Cecylio, nie bądź zbyt surowa, myślał Mikael. Ona chce, ale nie jest w stanie się z tym uporać.

– Nie mogłam – szepnęła Anette. – Matka opowiadała tyle wstrętnych rzeczy o mężczyznach.

– Co mówiła?

– Że to… świnie. Wieprze. Kuszą i zwodzą. Ostrzegała mnie, żebym nigdy nie zgadzała się na spełnianie ich zachcianek. My, kobiety, musimy być uległe, by mieć dzieci, ale później nie mamy żadnego obowiązku poddawać się ohydnym żądzom.

Cecylia długo milczała.

– Czy to twoje słowa, czy matki? – wydusiła wreszcie z siebie.

– Matka zawsze tak mówiła. Zawsze. A ona była wspaniałą kobietą. Wiedziała wszystko, potrafiła wszystko, wszyscy zawsze pytali ją o radę. Należy jej wierzyć. To, co mówiła, zawsze było prawdą.

– A twój ojciec?

– Nie, on… Prawie go nie pamiętam. Miał tyle wad.

– Czy uważasz, że Mikael jest wstrętny?

Anette zadrżała.

– Wstrętny? Nie, tylko przerażający.

– Och, nie, moja droga – westchnęła Cecylia. – Nie znam łagodniejszego człowieka na ziemi!

– Tak, ale on jest taki wielki! Wielki i męski. I to takie wstrętne, kiedy jest… jest blisko mnie.

– Dlaczego wstrętne?

– Tego nie mogę powiedzieć.

– Czy jest coś, czemu musisz się opierać?

Anette patrzyła na nią przerażona.

– Coś w tobie, w środku? – ciągnęła nieubłaganie Cecylia.

– Święta Madonno, zbaw mnie od wszelkiego grzechu – modliła się Anette i znów uczyniła znak krzyża.

Anette, Anette, pomyślał Mikael ze smutkiem.

Cecylia zrozumiała, że mocniej przycisnąć dziewczyny już się nie da. Zaatakowała z innej strony.

– Posłuchaj mnie teraz. Nikt nie wie, czy Mikael przeżyje. Ale jeżeli wbrew naszym przypuszczeniom okaże się, że tak, to co wtedy zrobisz?

– Będę go błagać o wybaczenie. Prosić, by dał mi szansę, abyśmy mogli spróbować jeszcze raz, od początku.

Cecylia pokiwała głową.

– A czy chcesz, by przeżył?

Anette znów wybuchnęła płaczem.

– Najbardziej na świecie!

– A jak się sprawy mają z tym drugim?

– Z drugim? Och, z Henrim? Mikael całkiem opacznie to zrozumiał. Jestem cudzoziemką na szwedzkim dworze. I kiedy pojawił się Francuz, byłam uszczęśliwiona, że mogę porozmawiać z rodakiem. Ale żebym miała go poślubić? Być w nim zakochana? Nie, to nie do pomyślenia. Właśnie dlatego, że Henri nie stanowił żadnego zagrożenia, mogłam z nim rozmawiać tak lekko i niewymuszenie. – Anette zaśmiała się ironicznie: Henri jest tak różny od Mikaela!

Cecylia uśmiechnęła się.

– Teraz się zdradziłaś! Dopiero teraz uwierzyłam, że naprawdę kochasz Mikaela. Opowiem ci coś, czego nie wie nikt inny. Coś, co wyjaśni ci, jak ważne jest umieć z siebie dawać. Żyłam kiedyś w podobnym małżeństwie jak teraz Mikael. Ja i Alexander pobraliśmy się z rozsądku. Ale ja go kochałam. Boże mój, jak bardzo go kochałam! Jednak od początku było jasne, że nigdy nie będę mogła okazać mu mojej miłości, on bowiem i tak jej nie przyjmie.

Anette szeroko otworzyła oczy.

Cecylia mówiła dobitnie:

– Czy potrafisz wyobrazić sobie, jak to jest, kiedy rok za rokiem przebywa się z człowiekiem, któremu nie można okazać swojej miłości? Czy możesz zrozumieć, jak to jest, kiedy leży się nocą, a ciało płonie z tęsknoty za jego bliskością?

– Ale dlaczego? Czy był ktoś inny?

– Nie – uśmiechnęła się Cecylia. – Powodu nie mogę ci zdradzić, jest zbyt osobisty. Ale daję ci słowo, często myślałam, by skończyć ze sobą. Siłę dawał mi jedynie fakt, że Alexander mnie potrzebował, został ciężko ranny na wojnie i… W końcu jakoś dotarliśmy do siebie i pokochaliśmy się głęboką, wzajemną miłością. Ale do dziś muszę walczyć, Anette. Nie, Alexander nie jest mi niewierny, to nie w jego stylu, ale nigdy nie mogę być pewna, czy nie odezwą się jego dawne skłonności. Dlatego przez cały czas muszę starać się utrzymać jego zainteresowanie, dawać mu z siebie jak najwięcej, ciałem i duchem. Rozumiesz?

– Skłonności? Nie pojmuję…

– I wcale o to nie chodziło. To coś bardzo osobistego, co dotyczy wyłącznie Alexandra i mnie.

Anette przyglądała się jej wstrząśnięta.

Margrabia? Tak szlachetnie urodzony? Cóż to może być…

– Anette, nie zrozumiałaś ani jednego słowa z tego, co do ciebie mówiłam. Zaczynam teraz pojmować, z czym musiał walczyć Mikael. Alexander mnie kocha i to mi wystarczy. Jesteśmy razem bardzo szczęśliwi.

– Ale… ale…

– Musisz być szczodra, moje dziecko! Wręcz rozrzutna w dawaniu siebie. Okaż Mikaelowi, że go kochasz, że lubisz, kiedy cię dotyka, odrzuć od siebie wszelkie zakazy, daj mu całą siebie, gdy będzie leżał w twoich objęciach!

– Nie! – wykrzyknęła wstrząśnięta Anette. – Tak przecież robią tylko ladacznice!

– Nie. Nie, moja kochana! Jedyne, które tego nie robią, to takie ograniczone, nieczułe i małostkowe kobiety jak… tak, wybacz mi, że to ci powiem: jak twoja matka! I jak na razie ty sama! Co właściwie stało się z twoim ojcem? Czy on był szczęśliwy w małżeństwie z twoją matką?

– Ojciec? On…

Anette zamyśliła się. Poszeptywania, plotki po jego śmierci… Była wtedy taka mała…

Nie uświadamiając sobie, że mówi na głos, powiedziała zagłębiona we wspomnieniach:

– Chodziły słuchy, że ojciec odebrał sobie życie. A matka… triumfowała. Mówiła, że ojciec był słaby…

Kiedy zdała sobie sprawę z tego, co właśnie wyrzekła, poczuła, jak wzbiera w niej gwałtowna fala wstrętu. Jej własna matka! A, ona, Anette, bliska była popełnienia takiego samego, okrutnego, bezlitosnego morderstwa. Na Mikaelu. Mikaelu! krzyknęła w myślach.

– Och, Święta Mario, Matko Boża – odezwała się zduszonym szeptem.

– Tak. – W oczach Cecylii wyczytać można było wielki żal. – Było tak, jak przypuszczałam. Moja droga Anette – mówiła dalej, kładąc dłonie na ramieniu młodej kobiety – masz wielką pociechę w swej wierze. To bardzo piękne, lecz nam tego brakuje. Słuchaj swej Madonny, ale nie pozwól, by błędne opinie twej ziemskiej matki miały na ciebie tak zgubny wpływ. Pilnuj, by religia nie stanowiła muru między tobą a Mikaelem! Katolicyzm, jest hojniejszy, niż miałaś kiedykolwiek okazję się o tym dowiedzieć. Niebiosa z zadowoleniem patrzą, kiedy ludzie się kochają. Także cieleśnie!

Anette odwróciła się do niej jak lunatyczka.

– Skąd wiecie to wszystko o nas? Czy Mikael…?

– Mikael powiedział tylko, że nie potrafisz go kochać. I że z tego powodu wasze pożycie małżeńskie było bardzo, bardzo wstrzemięźliwe, gdyż on nie chciał ci się narzucać.

Anette odwróciła twarz, usiłując ukryć łzy goryczy.

– och, Mikaelu, tak cię proszę – szeptała. – Wróć do mnie!

W tym momencie Mikael zdecydował, że podejmie walkę ze śmiercią.

Po raz pierwszy od dawna zatęsknił za życiem.

Загрузка...