ROZDZIAŁ XI

Mikael obudził się nieprzyzwoicie późno. Z początku nie mógł się zorientować, gdzie jest. Niski sufit, zbity z grubych bali, ściany z belek. Bardzo stara, ale przytulna izba…

Dominik już nie spał, przypatrywał się ojcu wyczekująco, trochę onieśmielony.

Dzień dobry – powiedział Mikael niepewnie. Słońce chyba stoi już wysoko.

Buzia chłopca rozjaśniła się w uśmiechu; usiadł na łóżku.

Jakaś pani koniecznie chce się z nami spotkać, ale inni ubłagali, by pozwoliła nam się wyspać. Jest teraz chyba u tego staruszka.

Ten staruszek to ojciec twego dziadka, twój pradziad, Dominiku.

Wiem. On chyba jest bardzo dobry.

– Na pewno. Wstawaj już, nie możemy dopuścić do tego, by ta dama zastała nas w lóżkach. Sprawia wrażenie niezwykle energicznej.

Chwilę później witali się z Cecylią w paradnej izbie.

Cecylia rzeczywiście była kimś wyjątkowym. Miała pięćdziesiąt osiem lat, ale wciąż biła od niej zaraźliwa radość życia. Dominik uznał, że nigdy jeszcze nie widział tak pięknej starej damy. Zaraz pomyślał, że ona nie jest wcale taka stara. Wydawała się… Nie potrafił znaleźć właściwego słowa, ale chodziło mu po głowie: „bezczasowa”.

Mikael myślał podobnie. Trudno mu było powstrzymać łzy, gdy patrzył, jak z oczu Cecylii otwarcie płyną ich strumienie. Uściskała obydwu tak mocno, że zabrakło im tchu.

– Tanered wiele opowiadał o spotkaniu z tobą, Mikaelu – mówiła wzruszona. – Nie mógł o tobie zapomnieć. Jest tutaj teraz, bardzo się ucieszy, gdy znów cię zobaczy.

Pochyliła się nad Dominikiem.

– Czy ktoś widział coś podobnego? Jeszcze jeden o żółtych, kocich oczach dziadka Tengela! To ci dopiero urodzaj! Ciekawe, czy…

– Co takiego? – dopytywał się Mikael.

– O tym możemy porozmawiać później. Jaka to straszna tragedia! Z moim bratem i wujem Arem! Wyruszyliśmy natychmiast po otrzymaniu wiadomości, ale rzecz jasna nie zdążyliśmy na pogrzeb. Gdybym tylko mogła uczynić coś dla wuja Arego! Och, to łoże…

– Jakie łoże?

– To, w którym teraz leży. W nim znaleziono Tengela i Silje, po tym jak Tengel obydwojgu odebrał życie. Twój ojciec Tarjei walczył w nim ze śmiercią, ale musiał ulec. Jego ostatnie słowa dotyczyły ciebie, Mikaelu! Przekażcie mu pozdrowienia i powiedzcie, że go kochałem. Bardzo! I twoja babka, Meta, także umarła w tym samym łożu. No, ale wy chyba jesteście głodni?

Zaiste błyskawicznie potrafiła zmieniać temat!

Mikael poszedł przywitać się z dziadkiem, rozmawiał z nim przez chwilę, bo był to już czas posiłku.

Do stołu nakryto w wielkiej pięknej izbie Matyldy w nowej części domu. Wkrótce zjawili się wszyscy z Grastensholm i Elistrand, teraz bowiem Mikael miał poznać historię Ludzi Lodu i opowiedzieć o swoim życiu. Przyszedł także Tancred; powtórne spotkanie kuzynów było serdeczne i wzruszające. Mikael poznał również Alexandra, bardzo dystyngowanego, sześćdziesięciopięcioletniego pana w nowomodnej długiej peruce z czarnymi lokami, którą wszyscy podziwiali. Jessica była śliczną, budzącą zaufanie dziewczyną, a dzieci, Lena i dwuletni Tristan, natychmiast zniknęły, by dołączyć do pozostałych hasających malców. Tylko Dominik musiał zostać z dorosłymi, zgodnie bowiem ustalono, że on także powinien wysłuchać historii Ludzi Lodu; w jego wypadku było to nadzwyczaj istotne. Inne dzieci znały już, lepiej lub gorzej, tę rodową opowieść.

Arego ułożono na sofie, by wedle swego życzenia mógł uczestniczyć w rozmowie. Mikael usadowił się koło niego.

Brand, który potem miał zostać głową rodu, rozpoczął przemowę. Był trzeźwo myślącym, trzymającym się ziemi człowiekiem, nie wdawał się w żadne fantazje, ale i tak Mikael miał wrażenie, że wprowadzano go w świat baśni.

Brand na wstępie wyraził radość z powodu odnalezienia Mikaela. Radość tym większą, mówił, że jako syn Tarjeia miał zostać po nim głową rodu Ludzi Lodu. A po Mikaelu nadejść miała kolej Dominika.

Później opowiedział legendę o Tengelu Złym. Mówił o Dolinie Ludzi Lodu, w której urodziła się Liv i gdzie ojciec Mikaela otrzymał śmiertelny cios z ręki nieszczęśnika Kolgrima. Brand długo opowiadał o Tengelu i Silje, najważniejszych dla wszystkich żyjących przodkach Ludzi Lodu. Mówił o wszelakim dobru, jakie nieśli ze sobą. Nie zataił ciemnych stron w historii rodu. Jeszcze zanim Dominika wysłano do zabawy z innymi dziećmi, opowiedział o żółtych, kocich oczach, które wyróżniały obdarzonych szczególnymi zdolnościami.

– Tak! – przyznał Mikael. – To jasne, że Dominik nie jest zwyczajnym dzieckiem!

– Zauważyliśmy – łagodnie uśmiechnęła się Liv.

Wyprawiono chłopca do rówieśników.

– Teraz dochodzimy do najbardziej bolesnej części historii, Mikaelu.

Opowiedzieli o przekleństwie, o straszliwych skłonnościach, kryjących się wśród dotkniętych nim przedstawicieli rodu. O walce, jaką Tengel Dobry wytoczył złemu dziedzictwu. O Hannie i Grimarze, poddającym mu się z radością, i o Sol, postaci światłej i tragicznej zarazem, w której zło przemieszało się z dobrem. O Trondzie i Kolgrimie, dotkniętych w tak okrutny sposób.

Mikael był przerażony.

– Nie chcecie chyba powiedzieć, że… Dominik…

– Nie – uspokoiła go Cecylia. – Ani Villemo, ani też Niklas. To właśnie jest coś, czego nie możemy zrozumieć. Ale ja mam swoją teorię na ten temat…

– Nie ty jedna – uśmiechnęła się Liv. – Słyszałeś chyba, że w każdym pokoleniu rodzi się jeden o złych skłonnościach? A więc było tak: w waszym pokoleniu nieszczęście dotknęło Gabriellę i Kaleba. Urodziła się im córeczka, wyjątkowo boleśnie napiętnowana przekleństwem. Ale była martwa.

Umilkła. Nagle Are przemówił ze swego miejsca na sofie:

– Gabriello, Kalebie, jest coś, z czym ja i Liv musieliśmy żyć przez wiele, wiele lat: Uważam jednak, że prawda powinna wyjść teraz na jaw.

– Ja też tak uważam wtrąciła Liv. Powiedz to ty, Are!

– Dziecko nie było martwe, Gabriello. Ale też nie był to zdrowy noworodek. Dziecko urodziło się zbyt wcześnie, nie umiało jeszcze oddychać. Być może zdołalibyśmy je uratować długim, mozolnym wysiłkiem. Ale my nie podjęliśmy próby. Nie zabiliśmy go, ale też nie uratowaliśmy mu życia. Po prostu nie zrobiliśmy nic! Znaliśmy bowiem Kolgrima i widzieliśmy, do czego był zdolny. Z dziewczynką było gorzej niż z Kolgrimem. Dużo gorzej.

Zapadła cisza. Gabriella popatrzyła na Kaleba. On kiwnął głową.

– Postąpiliście słusznie, babciu i wuju Are – powiedziała głosem zdradzającym napięcie.

– Wielką ulgę sprawiło nam to wyznanie, uwierzcie – rzekła Liv. – To był bardzo trudny czas dla mnie i dla Arego.

– Wobec tego moja teoria tym bardziej ma rację bytu! – wykrzyknęła Cecylia.

– Tak – zgodziła się Liv. – Bo jeśli jest taka sama jak moja, to… Posłuchajmy zatem!

– A więc – z ożywieniem podjęła Cecylia – urodziło się naprawdę dotknięte przekleństwem dziecko. Nie miało jednak szansy przeżycia. Zamiast tego, w ramach, powiedziałabym: kompensacji, nie chcę używać słowa „zemsta”, bo sądzę, że jest zupełnie nie na miejscu, zamiast tego, niezwykłe zdolności, jakie niesie za sobą dziedzictwo, zostały rozdzielone pomiędzy troje innych dzieci z tego samego pokolenia.

– To brzmi jak czyste szaleństwo – orzekł Andreas. – Ale coś w tym jest.

– Nie sądzę jednak, by w którymś z tej trójki tkwiło zło – wtrąciła Irja.

– Wcale tak nie uważamy – rzekła Liv. – Zło skupiła się w pierwszym dziecku. To było widać wyraźnie, zrozumielibyście to, gdybyście znali Hannę. A dziewczynka to była wypisz wymaluj czarownica Hanna. Nie, nasi malcy są obdarzeni innymi zdolnościami, które niesie ze sobą dziedzictwo. Nabrałam pewności, kiedy ujrzałam Dominika. On dopełnia całości obrazu.

– W jaki sposób? – dopytywał się Mikael.

Wyjaśnił Mattias:

– Na to ja mogę odpowiedzieć. jak już słyszałeś, to ja właśnie jestem odpowiedzialny za tajemniczy skarb Ludzi Lodu, zbiór leczniczych ziół, magiczne formuły i środki niezbędne do czarowania. Moim obowiązkiem jest, gdy nadejdzie czas, wyznaczyć dziedzica skarbu. Nic prostszego: dostanie go Niklas, syn Andreasa. On ma w dłoniach moc.

Liv przytaknęła ruchem głowy.

– Tę samą leczącą moc, którą posiadał mój ojciec Tengel. U Niklasa jeszcze nie zdążyła się w pełni rozwinąć.

– A Villemo? – zapytał Mikael.

Gabriella westchnęła z leciutkim uśmiechem.

– Ona otrzymała w darze dzikość, niezłomność, poruszające świat umiłowanie życia.

– Tak – przyświadczyła Liv. – Jak dobrze rozpoznaję żywiołową radość życia Sol! I do pewnego stopnia Cecylii.

– A teraz zjawia się Dominik, doskonale wyczuwający nastrój i myśli innych ludzi. To świetnie pasuje do całości. Opowiedz nam o Dominiku, Mikaelu!

Chętnie, ale najpierw pytanie. kto mieszkał dawniej w izbie, w której spaliśmy?

– Dlaczego pytasz? – Liv była zaniepokojona.

Chłopiec rozmawiał z kimś przez sen dzisiaj w nocy. To nie było zwykłe senne mamrotanie, brzmiało jak prawdziwa rozmowa. Śmiał się, sprawiał wrażenie, jakby żartował.

Po chwili ciszy, jaka zapadła wśród zebranych, rozległ się szept Liv:

– Sol! To był pokój Sol i mój, kiedy dorastałyśmy. A więc jest tutaj znowu, to już nie pierwszy raz!

– Jej duch nadal żyje, Mikaelu! – oświadczyła Cecylia ze łzami w oczach. – Nie można jej zobaczyć, lecz Alexander i ja czuliśmy kiedyś w lesie jej obecność.

– Hilda i ja również – potwierdził Mattias. – Jak łobuzerski śmiech niosący się z wiatrem.

– I Kolgrim w jakiś sposób się z nią kontaktował – dorzucił Kaleb. – Nic dziwnego, był przecież jej prawdziwym wnukiem i na dodatek jednym z dotkniętych. Dominik nie musi się bać Sol: Ona nie chce zrobić mu nic złego.

– Wiem, nie wydawał się wcale przestraszony – uśmiechnął się Mikael. – Już raczej szczęśliwy.

Liv wytarła chusteczką nos.

– Żaden człowiek na świecie nie kochał swej rodziny tak mocno jak Sol. To całkiem zrozumiałe, że pojawia się tutaj znów. Była prawdziwą czarownicą i obiecała Aremu, że wróci w innej, lepszej postaci, jak się wyraziła. Wiele z niej dostrzegam u Cecylii.

– Tak – przyznała Cecylia. – Mam w sobie dużo z Sol. Zauważyłam to już dawno.

– Ja także – zaśmiał się Alexander. – Ja także, moja najmilsza wiedźmo.

Cecylia uszczypnęła go i zachichotali, jakby byli parą nowożeńców.

– A teraz kolej na ciebie, Mikaelu – zarządził Andreas, – Opowiedz o swoim życiu i o Dominiku!

– Tak, za chwilę. Ale czy możemy być całkiem pewni, że nasze dzieci nie mają w sobie zła, które przynosi dziedzictwo?

– Myślisz n Trondzie? – cicho zapytał Brand.

Mikael skinął głową.

– Tak, Trond! – westchnął Are. – Tego nie spodziewał się nikt. Taki miły, dobry chłopiec! I nagle zło uderzyło.

Ojciec o tym wiedział stwierdziła Liv. – Dostrzegał pewne oznaki, ale nic nie mógł zrobić.

– To czarodziejski skarb spowodował wybuch zła u Tronda – powiedział Brand. Żądza zdobycia skarbu doprowadziła także i Kolgrima do ostateczności. Mattiasie, bądź czujny! Wszyscy musimy być ostrożni! Nie wspominajcie o nim ani słowem innym dzieciom. Nigdy nie można być niczego pewnym!

– Zgadzam się – przytaknęła Gabriella. Wiem, że w Villemo nie ma nawet cienia zła, ale w Trondzie nie było go także.

– Ja też tak sądzę – potwierdził Mikael. – Po tym, co usłyszałem, uważam, że niebezpieczeństwo tkwi w informacji, kto otrzyma skarb. Nie wspomnę nic Dominikowi.

– To dobrze – odezwał się Andreas. – Dzieci wiedzą oczywiście, że skarb istnieje, nigdy, jednak nie słyszały, że po Mattiasie odziedziczy go Niklas. – Uśmiechnął się z czułością. – To piękne dzieci, cała trójka o żółtych oczach! I na pewno nie ma w nich zła.

Liv i Are wymienili spojrzenia. W obydwojgu tkwił ten sam niepokój. Nie byli do końca przekonani co do jednego z trojga. Zauważyli pewne oznaki…

Oznaki, które mogły rozwinąć się w obu kierunkach. W głębi duszy oboje modlili się, by obrały ten właściwy.

Are oderwał się od swych myśli.

– Opowiedz nam teraz swoją historię, Mikaelu.

Rozsiedli się wygodniej. Matylda przyniosła więcej piwa i nalała do kubków. Mikael zaczął snuć opowieść:

– Zawsze byłem samotny. Moje osamotnienie bierze się z głębi mnie samego i nie poradzą mu żadne przyjaźnie. Po prostu we mnie tkwi.

Are zadumał się.

– Tarjei także miał w sobie coś podobnego, choć u niego nie było to aż tak wyraźne.

Aremu z trudem przychodziło mówienie. Oddychał ciężko, z wysiłkiem. Ale umysł miał jasny, chociaż plecy i klatkę piersiową tak okaleczone, że nie mógł się poruszyć.

– Jak już wspomniałem wczoraj, miałem bardzo burzliwe dzieciństwo – ciągnął Mikael. – Często przenoszono mnie z miejsca na miejsce, dopóki Marka Christiana nie poślubiła Gabriela Oxenstierny. Wówczas zamieszkałem u nich. Nie wiedziałem, kim pragnę zostać. Właściwie nie wiem tego do dziś. Usiłowałem studiować jak mój ojciec Tarjei, ale to także mi nie odpowiadało. Nie tam było moje miejsce. Niestety, tak nieszczęśliwie się złożyło, że mąż Marki Christiany jest oficerem i dla niego czymś najbardziej naturalnym na świecie jest służba wojskowa. Uznał, że i dla mnie będzie najwłaściwsza. Nie potrafiłem mu odmówić, zawsze bowiem starałem się nikomu nie wyrządzić przykrości.

– Ach, tak, należysz więc do TYCH z Ludzi Lodu! – wykrzyknęła Cecylia. – Biedny chłopiec!

Mikael uśmiechnął się. Miał wrażenie, że Cecylia z kolei nie jest z tych, którzy łatwo się poddają.

Zauważyli, że Mikael co jakiś czas wygląda przez okno.

– Niepokoisz się o dzieci? – zapytała Matylda, wstając.

– Tak – uśmiechnął się przepraszająco. – Zastanawiałem się, jak sobie radzi Dominik.

Matylda i Cecylia wyjrzały przez okno.

– Podzielili się na dwie grupy – zakomunikowała Cecylia. – Lena i Irmelin najwyraźniej się polubiły. Coś mi się widzi, że z obydwu wyrosną świetnie gospodynie. Są tu niedaleko i z ogromną troską zajmują się Tristanem. Właśnie ułożyły go do snu w poidle dla koni. Możemy się tylko cieszyć, że akurat nie ma w nim wody.

– Chyba nic nie zrobią ostatniemu z Paladinów? – zaniepokoił się Alexander.

– Twoje oczko w głowie godzi się na wszystko – zaśmiała się jego żona z nutką drwiny.

– Tristan bez wątpienia ma w sobie zadatki na leniucha – śmiał się Tancred.

– Ale nigdzie nie widzę pozostałych! – zdenerwowała się Matylda. O, są tam! Villemo, Niklas i Dominik wspięli się aż na galerię spichrza i zawzięcie o czymś dyskutują.

– Kociooka trójka podsumowała Cecylia. Najwyraźniej się odnaleźli. Ciekawe, o czym też tak rozprawiają?

Mikael uspokoił się i wszyscy wrócili na miejsca.

Tancred zadał pytanie swoim wesołym głosem:

– Musiałeś już mieć Dominika, kiedy spotkaliśmy się w Bremie, Mikaelu? I nic nie powiedziałeś. Oczywiście jesteś żonaty?

Mikael zawahał się na moment.

– Tak, jestem.

Znów zapadła cisza.

– Uważam, że powinieneś opowiedzieć nam o swoim małżeństwie – spokojnie włączyła się Liv.

– Ja… ja tam nie wrócę. Czy zadbacie o to, by Dominik bezpiecznie dotarł do zamku Morby na północ od Sztokholmu? Anette, moja żona, jest do niego bardzo przywiązana. Chłopiec jest całym jej życiem.

– A ty? – zapytał Are po chwili namysłu. – Czy ty zostaniesz tutaj?

– Nie za długo – odparł Mikael tym samym co uprzednio obojętnym tonem. Muszę jechać dalej.

– Dokąd?

– Mam pewien cel.

Kiedy nie powiedział nic więcej, Cecylia zapytała:

– A więc twoje małżeństwo nie jest szczęśliwe?

Mikael westchnął.

– To małżeństwo z rozsądku, zadecydowali o nim moi przybrani rodzice. A ja byłem im posłuszny. Jak zwykle. – Westchnął jeszcze raz, głębiej. – Z upływem lat zrozumiałem, że myślenie wyłącznie o dobru innych źle się kończy. Jeżeli na wyspie znajdzie się setka ludzi i dziewięćdziesięciu dziewięciu z nich będzie mieć wzgląd na pozostałych, to i tak wygra ten jeden bez skrupułów. Tamci bowiem nie będą w stanie mu się oprzeć, zaprotestować. Wiem o tym dobrze, a mimo wszystko najpierw staram się spełniać życzenia innych.

– Tarjei był taki sam – przyznał Brand. – On także cierpiał dlatego, że nieustannie troszczył się o innych.

– Niech Bóg was obu za to błogosławi – szepnęła Liv. – Rozumiem więc, że tak samo postępowałeś w małżeństwie?

– Jeśli z moich wywodów wynika, że moja żona jest osobą bezwzględną, to nie jest to prawda. Anette utrzymuje wobec mnie dystans, a ja nie chcę się jej narzucać. Z upływem lat, kiedy byłem na wojnie, nauczyłem się kochać tę zbłąkaną owieczkę. Ale jestem jej kulą u nogi. Powinna odzyskać wolność i poślubić tego, kogo kocha.

Zauważył, że wszyscy byli głęboko poruszeni.

– Z twej opowieści nie wynika, by wasze życie miłosne kwitło, Mikaelu – zmartwiła się Cecylia.

Odwrócił się w jej stronę.

– Dwa razy była w pełni moją żoną. Dwa razy w ciągu dziewięciu prawie lat.

– Doprawdy, nic dziwnego, że znalazła sobie kogoś innego – rzekła Cecylia z wrodzoną sobie bezpośredniością. To istny cud, że udało ci się dać życie Dominikowi po tych dwóch marnych razach. W sumie i tak nie najgorzej!

– Cecylio! – zganiła ją matka.

Mikael wcale się nie rozgniewał.

– Nie wolno wam zapominać, że głównie nie było mnie w domu.

Are ujął go za rękę.

– Ale zostaniesz tu przez jakiś czas, prawda?

– Tak – uśmiechnął się ze smutkiem do dziadka. – Tak, jeśli będzie mi wolno.

– Możesz zostać tak długo, jak tylko zechcesz – zapewnił go Are.

– Dobrze mi tutaj. Po raz pierwszy mogłem pomówić szczerze o moich kłopotach.

– Mikaelu – wtrąciła się Irja. – Co ci właściwie dolega? Wszyscy widzimy, że jesteś chory.

– Nie wiem, co to jest – wyznał. – Nigdy nie byłem wesołkiem, ale od kilku lat nie opuszcza mnie przygnębienie.

– Czy to ma coś wspólnego z twoim małżeństwem?

– Nie… nie sądzę. Choć ono na pewno nie poprawiło mojego samopoczucia.

– W twoim ciele nie ma żadnej choroby – stwierdził Mattias. – To melancholia.

Melancholia? Znów powraca to okropne słowo. Mikael zdecydował, że wyzna im całą prawdę. Oni go zrozumieją.

– Wszystko zaczęło się, kiedy byłem w Inflantach. Przeżyłem załamanie. Potem nigdy już nie wydobrzałem.

– Co wywołało kryzys? – chciał wiedzieć Mattias, medyk.

Wojna. Żołnierska poniewierka. Osiągnąłem pewną granicę, której za nic nie byłem w stanie przekroczyć.

– Jeśli tak źle ci tam było, nic dziwnego, że nie mogłeś dłużej tego znieść.

Mikael pogrążył się w myślach.

– Ale duchowa słabość, która nie pozwoliła mi już dłużej znosić żołnierskiego znoju, spowodowana była pewnym wydarzeniem, które miało miejsce wcześniej tego krytycznego dnia. Przeżyłem coś, co obudziło we mnie strach. Lęk przed tym, że jestem inny niż wszyscy. Teraz, kiedy tu przybyłem, zrozumiałem, że to krew Ludzi Lodu spłatała mi nieprzyjemnego figla.

– Czy możesz nam to opowiedzieć?

– Był tam stary dwór, wielka posiadłość. I ruiny kościoła…

Opowiadał o tajemniczej kobiecie, która od pierwszego dnia zmuszała go do spełniania przedziwnych żądań. O tym, jak w końcu zorientował się, że była to zmarła przed przeszło dwustu pięćdziesięciu laty żona rycerza, Magda von Steierhorn.

Historia Mikaela była długa, ale nikt nie przerywał mu ani słowem.

Dłoń Arego mocniej zacisnęła się na ramieniu wnuka.

– Dobry Boże, chłopcze! Nie należy igrać ze zmarłymi!

– To samo twierdził staruszek, z którym rozmawiałem. Zmarli mogą sprowadzić na człowieka melancholię, powiedział.

– Czy ona cię dotknęła? – dopytywała się Liv.

Mikael zastanowił się.

– Nie. Chociaż… tak, uczyniła to podczas ostatniego spotkania. Wyciągnęła rękę i… dotknęła mnie. Tutaj, w ramię.

– Jakie to było uczucie?

– Żadne, w ogóle tego nie poczułem. Ale w jej pobliżu zawsze było zimno. Ale czy rzeczywiście jest się czego bać? Sami twierdzicie, że Sol jest tu wszędzie.

– O, to ogromna różnica – wyjaśniła Liv. – Sol nigdy się nie pokazuje, możemy tylko wyczuć jej obecność. I ona chce wyłącznie naszego dobra. A tamta kobieta z Inflant musiała być zła!

– Tak – odparł Mikael zamyślony. – A w każdym razie silna. Musiała mieć niezłomną wolę.

Hildzie przebiegł dreszcz po plecach.

– To musi być naprawdę okropne, to, że, jak opowiadałeś, usiłuje nocą dostać się do ciebie przez okno. I te dłonie błądzące po szybie, wielkie, wpatrujące się oczy… Uf!

Uśmiech Mikaela przerodził się w gorzki grymas.

– Przecież ja nigdy jej nie widziałem, to tylko moja wyobraźnia. Wydaje mi się, że jeżeli nie zasłonię okna, to wtedy ją ujrzę. I chociaż jej tam w rzeczywistości nie ma, mój strach nie jest przez to ani trochę mniejszy. Wyobrażam ją sobie i ta wizja mnie paraliżuje. Wierzcie mi, że to jest gorsze niż jawa: widzieć strachy w wyobraźni. Chorej wyobraźni, to muszę przyznać.

Mattias skinął głową.

– Rozumiemy, jak musisz się czuć.

– Opisz nam swoje ataki – poprosił Brand.

Mikael skrzywił się, zastanawiając się, jak ma sformułować to wszystko, aby go pojęli. Jak opisać ciemność, która chce go pochłonąć, jak nazwać TO. Niełatwo opisać swój strach słowami.

Zanim jednak podjął próbę odpowiedzi, z podwórza dobiegł rozdzierający krzyk.

– Och, mój Boże! – przeraziła się Matylda. Dziewczynki usiłują wykąpać Tristana w tej wielkiej beczce!

– Ależ, Irmelin! – wykrzyknęła Hilda.

– Nie, to na pewno pomysł Leny, znam ją – stwierdziła

– Ratujcie ostatniego margrabiego! – zawołała Cecylia z błyskiem w oku przeznaczonym dla Alexandra, niezmiernie przejmującego się długo wyczekiwanym dziedzicem tytułu i nazwiska Paladin, w straszliwy sposób rozpieszczającego chłopczyka. Ale trzeba przyznać, że nie zaniedbywał przy tym pozostałych wnuków.

Wszyscy młodzi wypadli na podwórze, by ratować oszalałego ze strachu Tristana przez zatonięciem w głębokiej beczce.

W izbie zostało niewiele osób. Mikael, Liv, Alexander i Brand i oczywiście Are.

Opowiedz o swoich atakach – zachęcił Mikaela Alexander.

Łatwiej mu było zwierzyć się starszym, bardziej doświadczonym. Słuchali go w skupieniu i spokoju ale Mikael mógł z ich oczu wyczytać lęk, z każdą chwilą większy, w miarę jak opowieść posuwała się naprzód.

Zakończył, usprawiedliwiając się:

– Mam nadzieję, że tutaj mi się poprawi. Dobrze mi z wami. I kiedyś w końcu następstwa załamania muszą ustąpić.

– Czy wiesz, czym jest owo TO? – zapytał Brand.

– Tak. Sądzę, że wiem. Ale nie mam na to żadnej nazwy. Nie śmiem nazwać tego właściwym imieniem.

Liv położyła rękę na jego dłoni.

– Odegnamy od ciebie złe cienie, Mikaelu. Nie będziesz miał czasu nawet o tym pomyśleć.

– Czy próbowałeś szczerze porozmawiać z żoną? – zapytał Alexander. – To może okazać się cenniejsze, niż przypuszczasz.

– Zdaję sobie z tego sprawę – odparł Mikael. – Ale ona jest bardzo trudna. Odebrała całkiem idiotyczne wychowanie, a poza tym jest fanatyczną katoliczką, co wcale nie ułatwia sprawy, przynajmniej nie w jej wypadku.

Przyglądali mu się w zamyśleniu, w końcu Liv uśmiechnęła się.

– To także jest dziwne w Ludziach Lodu – rozpoczęła, podczas gdy nieobecna przez chwilę część rodziny zaczęła wracać do pokoju i zajmować swoje miejsca. – Nie tylko dotknięci mogą pochwalić się szczególnymi przeżyciami. Cecylia i Tarjei na przykład skontaktowali się kiedyś ze sobą za pomocą przekazywania myśli. A Mikael potrafi dostrzec to, co niewidoczne dla innych.

– Sądzę, że Tarjei również miał wiele ponadnaturalnych cech – zawyrokowała Cecylia. – Na pewno przekazał coś z tego synowi. Tanered i ja także porozumieliśmy się kiedyś na odległość. Jeśli o mnie chodzi, przypuszczam, że to Sol niesie ze sobą owe nadzwyczajne zdolności.

– My, cała reszta, jesteśmy zwyczajni – stwierdził Andreas. – Nudni jak flaki z olejem.

– No, no – uśmiechnęła się Eli. – Czy ktokolwiek z nas narzekał?

Mikael popatrzył na wszystkich zebranych i uczucie szczęścia omal nie rozsadziło mu serca. Był wśród swoich! I jego ukochany Dominik także polubił tę wspaniałą rodzinę.

Загрузка...