Ślubu Anette i Mikaela nie można zaliczyć do udanych.
To prawda, że zewnętrzna oprawa była odpowiednio uroczysta i wytworna, mimo iż całą ceremonię starano się uprościć do minimum, ponieważ Mikael następnego ranka miał wyruszyć na wojaczkę. Na zamek przybył katolicki ksiądz jako że Anette stanowczo nie chciała się zgodzić, by zaślubiny odbyły się w protestanckim kościele, „takim bezbożnym miejscu”. Podobnie jak większość Ludzi Lodu Mikael nie żywił szczególnie gorących uczuć religijnych, było mu więc obojętne, kto połączy ich węzłem małżeńskim. Jeśli Anette życzyła sobie, by Mikael był katolikiem, to z powodzeniem mógł nim zostać. Uważał, że nie ma o co robić hałasu.
Niewielką kaplicę pięknie przybrano charakterystycznymi dla pory roku kwiatami, na uroczystość przybyło wielu dworzan. Obiad wydany na tę okoliczność był naprawdę wspaniały.
Jednak niepewność i uczucie, że coś się bezpowrotnie traci, sprawiły, że dla dwojga głównych bohaterów nie była to uroczystość radosna. Oczywiście leżało w zwyczaju, iż dzieci dostosowywały się do życzeń rodziców, gdy chodziło o wybór towarzysza życia, i żadne z nich także się nie sprzeciwiało ale w tym wypadku wszystko potoczyło się za szybko, młodzi nie zdążyli się nawzajem poznać, nic nie wiedzieli o wzajemnych uczuciach. Mikael poruszał się jak w transie, usiłował wmawiać sobie, że to nie on, że to ktoś inny klęczy przed ołtarzem i uroczyście przyrzeka kochać na dobre i na złe.
W głębi duszy był przecież siedemnastolatkiem, przerażonym chłopcem, o czym wszyscy wydawali się zapominać.
Anette również czuła się głęboko nieszczęśliwa. Z wielu przeróżnych powodów. Starała się zachowywać wyniośle, ale bardzo jej się nie podobało, że Mikael jest taki przestraszony i nieobecny duchem. Czy jednak stan jego uczuć nie jest przypadkiem korzystny dla niej? Dlaczego więc jest taka rozdrażniona? Nie potrafiłaby określić, co właściwie do niego czuje. Był przystojnym młodym mężczyzną, ale czy wygląd mówi coś o jego osobowości? Życzliwy, dobrze wychowany – to wszystko, co o nim wiedziała.
Ale przecież był mężczyzną! Wieprzem, wedle słów jej świętej pamięci matki.
Gdyby tylko wiedziała, co on myśli o niej!
Powiedział, że pragnął jej od dawna. Anette nie była tego wcale pewna. Czy chciał jej wyłącznie dlatego, by móc zaspokoić swe dzikie żądze? Czy też ze względu na jej świetne pochodzenie i bogactwo?
A może powiedział „tak”, ponieważ czuł się przyparty do muru?
Wszystko jedno, czym się kierował, ona i tak nie mogła pozbyć się przygniatającego uczucia rozpaczy i beznadziejności. I… zawodu?
Zastanawiała się, czy inne młode pary, zawierające małżeństwa zgodnie z umową, odczuwają podobnie. O czym myślą w tak ważnym dniu swego życia? Czy są pełne oczekiwania, nastawione, by dać swej drugiej połowie jak najwięcej szczęścia? Czy też myślą o materialnych zaletach swego związku? Czy może o… o nocy poślubnej? Z nieznajomą osobą?
Anette wiedziała, co należy do jej obowiązków, była gotowa na poświęcenie. Matka dokładnie ją pouczyła. W noc poślubną nie wolno się niczemu sprzeciwiać, grzeszni mężczyźni mają wówczas prawo wykorzystać swe żony. Anette musi być przygotowana na to, by cierpieć w milczeniu. Ale potem… Potem to ona będzie decydować!
Anette poczuła nagle, że jej dłonie zrobiły się lepkie od potu. Na myśl o czekającej ją nocy z niepewności i strachu kręciło się jej w głowie.
Ale będzie dzielna i wszystko zniesie!
Mikael Lind z Ludzi Lodu siedział obok niej przygnębiony i z miną męczennika przyjmował wszystkie życzenia szczęścia, życzliwe, dodające mu otuchy spojrzenia i wesołe uwagi na temat nocy poślubnej.
Anette i Mikael nie zdążyli porozmawiać i dla niego było to niemal katastrofą. Być może dłuższa rozmowa zdołałaby wprowadzić pewien element przyjaźni i zaufania w ich wzajemne stosunki… Zerknął na nią ukradkiem. Siedziała obok niego bardzo blada i drżącym uśmiechem odpowiadała na wznoszone w górę kielichy, z których pito za ich zdrowie. Nie miała nawet odwagi podnieść wzroku, by napotkać przyjazne spojrzenia. Sprawiała wrażenie, jakby nagle odebrało jej mowę.
Mikael powinien ująć pod stołem jej rękę i uspokajająco uścisnąć. Nie mógł jednak tego uczynić. Między nimi nie istniała żadna nić porozumienia, żadne poczucie łączącej ich więzi. Teraz byli sobie bardziej obcy, niż kiedy spotykali się podczas rozmaitych uroczystości na zamku.
Czy dziś wieczorem powinien zostawić ją samą? Oszczędzić jej psychicznych cierpień, jakie musiała jej sprawiać jego bliskość?
Nie przypuszczał nawet, że wcale nie psychicznego cierpienia obawia się Anette.
Nie myślał dalej. Jeżeli będzie się trzymał od niej z daleka, to tylko pogorszy sytuację. Anette poczuje się osamotniona, opuszczona, poniżona.
Ale jak, na Boga, ma przez to przejść? Przez tę noc, przez to małżeństwo? Przez całe życie?
Nareszcie rozbawieni goście się rozeszli. Marka Christiana ucałowała Mikaela w czoło, życząc powodzenia. To mogło się przydać. Wielki łowczy mocno uścisnął jego dłoń i szepnął coś o świetnej partii. I żeby troszczył się o nią… A potem Mikael i Anette zostali już sami w jej komnatach, w których na razie mieli zamieszkać.
Długo klęczała pod swym obrazem Madonny, zatopiona w modlitwach, których on nie rozumiał. Być może powinien był modlić się wraz z nią, ale gdzieś musiał istnieć kres hipokryzji.
W pokoju zaległa kłopotliwa cisza.
Anette siedziała na brzeżku krzesła, ciągle jeszcze w ślubnej sukni, i bardzo była zajęta oglądaniem koronkowego mankietu, który puścił na szwie. Miała kunsztownie ułożone włosy, przyozdobione sznurkiem perełek i przepięknym welonem, a talię tak wąską, że Mikael pomyślał, iż mógłby objąć ją dłońmi. Ale próbować wcale nie miał ochoty.
On sam stał na środku pokoju, nie wiedząc zupełnie, co robić. Przeszedł kilka kroków i zatrzymał się niezdecydowanie.
Dziewczyna nic nie mówiła.
Niech już będzie po wszystkim, myślała, ale on nie mógł o tym wiedzieć.
Upłynęło jeszcze kilka minut. Mikael zrozumiał, że z jej strony nie nadejdzie żadna pomoc. To on musi zacząć.
Ale jak?
Zły na nią, na swych przybranych rodziców, na siebie samego za to, że tak łatwo dał się złapać w sidła, wybuchnął:
– Cały błąd tkwi w tym, że nie mogliśmy ze sobą porozmawiać!
Jego słowa jakby zawisły w powietrzu. Na długo.
– Tak – szepnęła, mnąc chusteczkę, którą przez cały dzień trzymała w dłoni.
W czym niby miałaby pomóc taka rozmowa? pomyślała. Przecież dobrze wiem, że mężczyznom nie zależy na rozmowie z kobietami. Chcą tylko jednego.
Mikael zrezygnowany opadł na krzesło.
– A więc porozmawiajmy teraz!
Cień wątpliwej ulgi odmalował się na jej kredowobiałej twarzyczce.
– O czym? Co chcecie wiedzieć?
W Mikaelu nadal jeszcze tkwił gniew.
– Przede wszystkim: czy chcesz, żebym sobie teraz poszedł? Czy dziś w nocy pragniesz zostać sama?
Drgnęła. Tego się nie spodziewała. A czego on pragnie? pomyślała. Jednakże z jego nieprzeniknionej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Czy był zirytowany? Takie właśnie sprawiał wrażenie. Co niewłaściwego uczyniła? Drżała ze strachu.
– Nie, możecie tu zostać – powiedziała bezdźwięcznie.
– Jeżeli chcecie.
Nie odpowiedział na to wprost.
– A więc kontynuujemy rozmowę. Dlaczego przystałaś na ten… ten układ?
Podniosła wzrok, przestraszona tonem jego głosu.
– To chyba jasne! Czy miałam jakiś wybór?
– Dziękuję – z goryczą odparł Mikael.
– Nie, och, nie! Nie to chciałam powiedzieć…
– Rozumiem, nie musisz się usprawiedliwiać. Przecież jedziemy na tym samym wózku.
Te słowa sprawiły, że jej oczy rozszerzyły się, wyglądały teraz jak dwie czarne studnie. Mikael nigdy nie widział kogoś tak zaskoczonego i tak zranionego.
To go wzruszyło. Pochylił się i chciał wziąć ją za ręce, ale natrafił na chusteczkę. Wyrwał ją i cisnął na podłogę z niemym przekleństwem. Anette usiłowała oswobodzić się z uścisku jego dłoni, ale on trzymał ją mocno.
– Anette – powiedział, starając się, by jego głos zabrzmiał przyjaźnie, ale czuł, jak sztuczny jest jego uśmiech. – Anette, jeśli mamy sobie z tym poradzić, to powinniśmy być wobec siebie szczerzy i otwarci.
– Ale powiedzieliście przecież… – szepnęła.
Wiem, co powiedziałem. Że pragnąłem tego od dawna.
– A więc to nie była prawda?
Prawie nie wiedziałem, kim jesteś, miał zamiar powiedzieć, ale kiedy zobaczył, jak skuliła się w oczekiwaniu na słowa, jego serce zmiękło i nie potrafił już zdobyć się na to, by rzucić jej w twarz całą prawdę.
No, w pewnym sensie to była prawda – skłamał i od razu zobaczył, że słowa te sprawiły jej ulgę. Ucieszyło to Mikaela, życzliwie odnoszącego się do wszystkich ludzi. – Miałem swoje marzenia o dziewczynie, z którą przyjdzie mi dzielić życie, kiedyś, w przyszłości. I przyglądałem się tobie, tak przelotnie, myśląc: o, ta mała… To nie jest niemożliwe. Ciekawe, jaka ona jest za fasadą bogobojności, a czasami kokieterii. Bo wiesz, wy, damy dworu, kiedy jesteście w gromadzie, często sprawiacie wrażenie bardzo powierzchownych. Nic więcej do ciebie nie czułem.
Schyliła głowę tak, że welon opadł jej aż na twarz.
– A ty? zapytał Mikael. – Co myślałaś o mnie?
– Ja…
Mów szczerze! Ukrywanie prawdy daleko nas nie zawiedzie.
I on to mówi! Wstyd mu było przed sobą.
Szczerze? pomyślała. Że jesteś potworem w ludzkiej skórze! O chciwych palcach, które wyciągają się po moje biedne ciało, pożądliwie, ohydnie!
Głośno zaś powiedziała:
– Uważałam, że jesteście bardzo przystojnym młodzieńcem.
Czy nie byłam teraz, mimo wszystko, zbyt bezwstydna? Czy to nie zabrzmiało jak zaproszenie?
– Ale nie żywiłaś do mnie żadnych… szczególnych uczuć?
Szczególnych? O co mu chodzi? Nieprzyzwoitych?
Nie, chyba nie, spogląda na nią tak szczerze. Pięknymi oczami. Zbyt pięknymi!
– Nie – szepnęła, niemal umierając ze wstydu.
– Aha, wiemy więc, na czym stoimy. Czy ktoś inny jest drogi twemu sercu?
– Nie, och, nie!
– Ja też nie mam nikogo takiego. Musimy więc postarać się, by wszystko ułożyło się jak najlepiej, Anette. Nie jesteśmy pierwszym małżeństwem na świecie, które zostało skojarzone przez osoby stojące z boku.
Zadrżała nieco na dźwięk tych słów, ale wzięła się w garść.
– Tak, ja także o tym myślałam – powiedziała, sepleniąc odrobinę jak dziecko. – Ciekawe, co czuli inni.
– Nareszcie pokazujesz, że umiesz myśleć, że masz jakieś wnętrze. A poza tym jesteś dla mnie wielką niewiadomą, Anette. I proszę cię, mów mi ty, dobrze?
Skinęła głową. Przez cały czas starała się nie patrzeć na jego szerokie ramiona i obrzydliwie pociągające usta.
– Żałujesz? – zapytał Mikael.
Anette poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie. Po długiej chwili lękliwego wahania wyrzuciła z siebie:
– Czy żałuję? Przecież my nie ponosimy za to odpowiedzialności. Ale moje serce drży, bo przecież nie znam was wcale. Chociaż kiedy pomyślę, jak mogłoby się to wszystko potoczyć… – Zebrała się na odwagę. – Wy nie musicie żałować. Wiem, czego oczekuje się ode mnie… dzisiejszej nocy i zgadzam się na to. Musimy oddać się w ręce Matki Bożej. Czy żałujecie? To znaczy, chciałam powiedzieć, żałujesz?
– Nie wiem – odparł Mikael puszczając jej dłonie. Wstał i podszedł do okna. Przed sobą widział wzgórze Brunkeberg, na którym gdzieniegdzie migotały w ciemności światełka. Na Strommen błyskały światła kilku łodzi. Nie wiem, Anette. Masz rację mówiąc, że nie jesteśmy temu winni. Wszystko stało się jak gdyby poza nami. Ale my poddaliśmy się temu oboje. Czy, żałuję? Nie, chyba nie. Zrozum, nigdy dokładnie nie wiedziałem, co chcę zrobić ze swoim życiem. Żyję w świecie jak gdyby pełnym mgły, pozwalam innym kierować sobą, a sam tylko poddaję się. W moim życiu jest coś nie tak, tylko że ja nie wiem, co. Jest mi dobrze, czasem wydaje mi się, że aż za dobrze. Tkwi we mnie jakaś potrzeba walki, zmierzenia się z trudnościami, uczynienia czegoś dla cierpiącego świata, a nawet pragnienie odczucia bólu przed dotarciem do celu, wszystko jedno jaki miałby być. A mnie podaje się wszystko na tacy. Teraz mój przybrany ojciec chce nam podarować wielki dom bez żadnej zasługi z mojej strony. Dom jest zadbany, wszystko układa się świetnie, a ja wcale się do tego nie przyczyniłem. Gabriel chce wyprawić mnie na wojnę. Przetrze mi szlaki, bym mógł szybko awansować. Ja wcale tego nic chcę! Ale czy myślisz, że coś mówię? O, nie! Wzgląd na innych, Anette! Całe moje życie składa się z dostosowywania do życzeń innych. Nikogo nie zranić. Przez kilka lat studiowałem, ale to także przychodziło mi zbyt łatwo. Również na uniwersytecie zauważyłem wpływy, mego opiekuna. Oni chcą mojego dobra, a ja przyjmuję wszystko, co mi ofiarują. Mam bowiem wobec nich dozgonny dług wdzięczności.
Matko! Dopomóż mi, nic z tego nie pojmuję, jestem całkiem zagubiona. On cały czas rozmawia ze mną tak życzliwie, jakbyśmy byli sobie równi! Czego on chce? Kiedy nadejdzie to straszne, to okropne?
– A teraz się ożeniłeś, dlatego że cię o to poprosili – stwierdziła po prostu.
Tak. Ożeniłem się ze szlachcianką, stojącą dużo wyżej ode mnie. I zdajesz sobie chyba sprawę, Anette, że nie jestem majętny. Mam spadek po matce i jeszcze mniejszy po ojcu, i to mi wystarczy, to już wszystko. Ale pamiętaj: cokolwiek o mnie myślisz, to wiedz, że nie wziąłem cię ze względu na twoje pieniądze.
Anette – Francuzeczka – z natury była spontaniczna i przez moment zapomniała o karcącej dłoni matki.
– Wcale tak nie myślę! – wykrzyknęła impulsywnie. – Sądzę że zrobiłeś to, ponieważ jesteś dobrym, bogobojnym człowiekiem, który pragnie być posłuszny woli swoich dobroczyńców i uratować mnie od nieszczęśliwego losu.
Uniosła się i stanęła teraz przed nim pod oknem z oprawną w ołów szybą. Mikael odwrócił się w jej stronę.
– No tak, chyba tak. To musi być dla ciebie ogromnie poniżające?
– W pewnym sensie tak. Ale nie gorsze niż dla ciebie. Przyjęłam twoją propozycję bez wahania jak tonący, który chwyta się brzytwy.
Umilkła, przerażona swoją śmiałością.
Po raz pierwszy tego dnia Mikael uśmiechnął się szczerze. Ujął jej twarz w dłonie i nie dał poznać po sobie, że poczuł, jak zadrżała.
Nasze szanse są wobec tego wyrównane. Bardzo się z tego cieszę. Gorzej byłoby, gdyby jedno z nas cierpiało z powodu nieszczęśliwej miłości do drugiego. To dopiero byłoby poniżające!
Ona także się uśmiechnęła ostrożnie, zalękniona, i jej drobna, blada twarzyczka nabrała wyrazu delikatności którego nigdy się u niej nie spodziewał.
– Madonna z pewnością nam pomoże.
Mikael rzucił spojrzenie na wizerunek Świętej Dziewicy na ścianie, zastanawiając się, czy także później, w nocy, będzie przy nich obecna. Gorąco pragnął, by Anette pozwoliła mu wynieść obraz.
Znów zwrócili się ku oknu, patrzyli na Brunkeberg, na którym kiedyś było miejsce kaźni. Na Brunkeberg ponad sto lat temu odbyła się także decydująca bitwa, w której Sten Sture walczył z duńskim królem Christianem. Teraz wzgórze zostało częściowo rozkopane. kamienie i żwir przeniesiono do miasta, by utwardzić ulice. U stóp stromych zboczy pojawiło się też sporo domów. Miasto Między mostami, gdzie leżał zamek, stawało się zbyt małe dla ciągle rosnącej liczby mieszkańców. Nieliczne chłopskie zagrody w Norrmalm miały coraz to nowych sąsiadów.
Przez długą chwilę stali w milczeniu, wyglądając przez okno.
Cieszę się, że trochę porozmawialiśmy – cicho powiedział Mikael. – Rozumiesz na pewno, że nie należę do mężów, którzy domagają się tak zwanych swoich praw, nic poza tym nie mając na względzie.
Przerażona kiwnęła głową. Chodziło mu teraz o te okropieństwa. Z wdzięcznością przyjmowała każde odsunięcie tego na później, choć zdecydowana była przetrzymać najgorsze.
Mikael nie śmiał wyznać, jak bezradny czuł się w nowej rzeczywistości.
– Opowiedz mi trochę o sobie, Anette!
Wzruszyła ramionami i skrzywiła się jak dziecko.
– Zrozum – mówił szorstko, pragnąc ukryć swoją niepewność. – Nieczęsto cię widywałem i z tego, co zaobserwowałem, odniosłem wrażenie, że ty…
Urwał w pół słowa. Na usta cisnęło mu się:…jesteś idiotką, która piszczy za każdym razem, gdy przekracza się granice obowiązujących konwencji”. Nie powiedział tego jednak; rozumiał bowiem, jak wrażliwa jest Anette. Zamiast tego stwierdził:
– …trzymasz się w obrębie granic wyznaczonych przez konwenanse i Kościół. kiedy byłaś w towarzystwie innych osób z dworu, słyszałem od ciebie głównie: „ Nie, tak nie można robić! Ach, fuj, tak nie wolno mówić! Nie uchodzi ubierać się w ten sposób! To nie wypada?” O, właśnie! „To nie wypada!” Twoje ulubione powiedzenie.
Po raz pierwszy rumieniec okrasił jej policzki.
– Teraz jesteś złośliwy!
– I na pewno nie wypada tak mówić, prawda?
– Tak, z całą pewnością nie wypada!
Ale jej usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Mikael także się uśmiechnął.
– Nie ma chyba nic złego w tym, że zna się zasady dobrego wychowania – starała się bronić. Cały czas myślała o matce, jak cień nie odstępującej jej ani na krok.
Mikael nie odpowiedział wprost.
– A mimo wszystko zgodziłaś się na to małżeństwo – rzucił wyzywająco.
– Sądziłam, że to już sobie wyjaśniliśmy.
– No tak, chyba tak.
Przez chwilę milczeli. Mikael spoglądał na nią wyczekująco.
– Na pewno jestem tradycjonalistką – przyznała. – Lubię uporządkowane życie. Stałe normy, których mogę się trzymać, takie jak religia czy moje dobre wychowanie. Staliśmy przecież o wiele wyżej niż inni w naszym małym miasteczku. Moja matka we wszystkim była taka dokładna. Kiedy byłam mała, biła mnie linijką po plecach za każdy bardziej spontaniczny gest. Musiałam nosić sztywne suknie, udrapowane na biodrach, z wysokimi kołnierzami. Och, jakże one mnie cisnęły i uwierały, prawie miałam od nich rany. Ale nauczyłam się dyscypliny choć właściwie byłam żywym dzieckiem.
Tak, to potrafił sobie nawet wyobrazić, wspominając chichot, jaki zazwyczaj rozbrzmiewał wśród dziewcząt na zamku.
– Matka była silna – powiedziała rozmarzona. – Miała niezłomną wolę. Była…
Nie znalazła odpowiednich słów, ale Mikael potrafił je sobie dopowiedzieć. Byłaś gnębiona i tresowana, pomyślał, ale nie śmiał powiedzieć tego głośno, gdyż dla Anette matka była niemal świętą.
Kiedy dziewczyna już raz zaczęła, mówiła chętnie. Mikael zastanawiał się, czy nie powinien niedostrzegalnie podprowadzić jej bliżej łóżka, ale zrezygnował. Nadal bardzo obawiał się tego, co podświadomie uznawał za najcięższą próbę w tym chaosie nieoczekiwanych obowiązków.
Stali więc dalej: on oparty o parapet i patrzący na nią; ona z dłońmi na futrynie okiennej i wzrokiem utkwionym w Strommen.
– Ojca prawie nie pamiętam – opowiadała Anette. – Wcześnie zmarł i matka została ze mną sama. Była silną kobietą, zrozumiałam to później. Sama zarządzała zamkiem i miasteczkiem. Kiedy parę lat temu zmarła, jeden z jej krewnych został wyznaczony na mego opiekuna. Ale ja byłam wtedy w Sztokholmie, bo krewniak mego ojca, Jacob de la Gardie, który był u nas z wizytą, zabrał mnie do Szwecji. Wolałam zostać tutaj, bo dużo bardziej go lubiłam. Mój opiekun już wtedy wpadł w gniew, ale wuj Jacob był marszałkiem koronnym i robił co chciał, a ja prosiłam i błagałam, by nie odsyłał mnie do tego okropnego człowieka. A teraz wuj Jacob umarł i zostałam całkiem sama. Gdyby nie Najświętsza Panienka, która czuwa nade mną, sczezłabym.
Sczezłabym? Cóż to za słowo? pomyślał Mikael.
Mówiła bez tchu, zdyszana, jak wszystkie młode dziewczęta na dworze. Wydawało się, że niemal przeprasza, iż musi mówić o rzeczach tak poważnych.
– Ale przecież twój zamek? Całe miasteczko?
– Zamek nie jest mój. Żadna kobieta nie może go odziedziczyć. Stał się własnością trzyletniego chłopca z bocznej linii rodu.
– Nie przeszedł na twego opiekuna?
– Nie, on jest krewnym ze strony matki.
– Ach, tak.
Mikael uznał, że to właściwie wspaniale, że jego żona nie posiada żadnego zamku na południu Francji. To oznaczałoby dodatkowy uciążliwy obowiązek.
Chwilami zastanawiał się, czy nie jest po prostu leniwy. Ale nie, nie sądził tak. Powód jego bierności wobec życia musiał tkwić gdzieś indziej – może w smutku, który w sobie nosił…
– Ale wdowa po marszałku koronnym, Ebba Brahe?
I wszystkie jego dzieci? Czy oni nie są dla ciebie oparciem?
Nie, oni mają własne życie. Zajmował się mną tylko wuj Jacob.
– A teraz ja – stwierdził Mikael z pewnym zaskoczeniem, jakby dopiero teraz to dostrzegł.
– Tak – powiedziała i dygnęła przed nim.
Wzruszyło go to, a jednocześnie zawstydziło. I przestraszyło! Pomyślał, że odpowiedzialność za Anette może być wielkim obciążeniem dla niego. Sprawiała wrażenie wymagającej, kapryśnej i przyzwyczajonej do tego, że jest obsługiwana.
– Czy zechcesz teraz… uczynić mi ten honor i opowiedzieć o swoim życiu? – zapytała. Zabrzmiałoby to bardzo pięknie, gdyby nie zakończyła leciutkim chichotem.
Mikael nie zareagował na to, odpowiedział tylko:
– Oczywiście.
I zaczął mówić o swoich losach. O pogmatwanym dzieciństwie, najpierw w Lowenstein u rodziców Marki Christiany. O wojnie trzydziestoletniej, która była dla nich bolesnym dniem codziennym. O tym, jak jego i Markę Christianę odsyłano kolejno od jednego krewniaka do drugiego, aż w końcu znaleźli się pod opieką królewskiego admirała Oxenstierny. O małżeństwie Marki Christiany z jego synem Gabrielem…
– Ona musi być ci bardzo oddana – skonstatowała Anette.
– Marka Christiana to wyjątkowa osoba zgodził się z nią. Bez niej bym zginął.
– Zaczynam rozumieć, że czujesz się jak drzewo pozbawione korzeni – w zamyśleniu powiedziała Anette. – Och, jakie to dziwne przeżycie – dodała impulsywnie – rozmawiać z kimś naprawdę, móc wyrażać swoje myśli. Moje dotychczasowe rozmowy to były niemal wyłącznie plotki, co do tego miałeś rację. Puste, powierzchowne plotki. I pomyśleć, że można rozmawiać z kimś tak… tak głęboko.
No cóż, nie nurkowaliśmy jakoś szczególnie w głąb duszy, pomyślał Mikael. Ale dobre i to. Zbliżyli się do siebie, i to było najważniejsze.
Cały czas jednak nie miał uczucia, że to jego żona! Na myśl, że naprawdę tak jest, zakręciło mu się w głowie. A on, wyobrażając sobie przyszłą towarzyszkę życia, marzył o poczuciu głębokiej wspólnoty, o czułości tak wielkiej, że zdolnej niemal rozsadzić serce…
Teraz miał wrażenie, jakby został spętany ciasnymi, niewidocznymi więzami, z których nigdy nie będzie się mógł uwolnić.
Intuicja podpowiadała mu, że jej doznania są podobne.
Zbyt się różnią, nigdy nie zdołają dotrzeć do siebie.
Myśl o tym, że już dziś w nocy będzie musiał ją obejmować, wydała się nieznośna. Anette była ładną, miłą dziewczyną. Ale, ach, jaką obcą!
Mogą, naturalnie, przesiedzieć całą noc, a później on wyjedzie na jakiś nieokreślony czas. Ale nawet jeśli ona w pierwszej chwili odczuje ulgę, później upokorzenie wryje się w jej duszę na całe życie. Upokorzenie, że mąż odtrącił ją w noc poślubną. To zbyt okrutne, tak postępować nie wolno! Odetchnął głęboko i zebrał się na odwagę.
– Może powinniśmy pójść do łóżka?
Natychmiast rumieniec wykwitł na jej policzkach.
Tak. Oczywiście.
Wydawało się, że Anette zaraz uderzy w płacz, podszedł więc do niej i objął dłońmi jej twarz. Uśmiechnął się, by dodać jej odwagi, ale nigdy, jeszcze jego uśmiech nie był tak niepewny.
– Wyjdę, kiedy będziesz się rozbierać – powiedział. – A kiedy będziesz gotowa, może pogasisz świece?
Skinęła głową. Nie wyglądaj, jakbyś szła pod topór, pomyślał i opuścił pokój.
Anette przez chwilę stała nieruchomo, kurczowo zaciskając dłonie, by uspokoić wzburzone nerwy. A więc jednak całe jego piękne przemowy były tylko zasłoną, maskaradą, myślała. Teraz wyszło na jaw jego prawdziwe ja. Krwiożerczy potwór, który rzuci się na nią i zrobi… co? Tego Anette nie wiedziała. Drastyczne uwagi matki na temat tego, do czego zdolni są mężczyźni, wskazywały na coś okropnego, ale niczego nie wyjaśniały. W pogawędkach dam dworu wśród chichotu wyczytać można było podziw połączony ze strachem. Anette była przygotowana na wszystko, począwszy od tego, że wysmaruje ją całą odchodami, a skończywszy na tym, że wbije w nią nóż.
A poza wszystkim była jeszcze jedna tajemnica… Skąd biorą się dzieci? Ona bardzo chciała mieć dziecko.
– Och, Boże, jak mocno pragnęła, by ktoś wyjaśnił jej związek między jednym a drugim! Dlaczego mężczyźni byli tak kuszący? I kim są nierządnice?
Padła na kolana przed Madonną i błagała ją o odwagę i siłę, by móc przetrwać tę noc.
Później on wyjedzie na wojnę. Bogu niech będą dzięki za to!
Kiedy Mikael wrócił, w pokoju było tak ciemno, że po omacku szukał łóżka. Na szczęście zgasiła świece i przed obrazem Madonny. Musiała stoczyć w duszy walkę, ale rozumiał ją. Jej niewinność nie mogła znieść żadnych obserwatorów, ani ziemskich, ani niebieskich.
Anette leżała tuż na brzegu po swojej stronie łóżka. Mikael rozebrał się i, w samej tylko koszuli, wślizgnął się pod kołdrę.
Niech Bóg pomoże nam obojgu, pomodlił się w duchu.
Mikael nie był gruboskórny. Nie pospieszał, czule i troskliwie gładził ją po włosach i czekał, aż jej serce nie będzie się już tak tłukło jak serduszko schwytanego ptaka.
Anette nie przestawała się modlić. Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum… Och, Boże, co on robi, czego on chce? Benedicta tu in mulieribus… Matko, matko! Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym? To wcale nie jest… et benedictus fructus ventri tui, Jesus. Och, nie!
Na chwilę zapomniała o swych modlitwach.
Mikaelowi udało się dopełnić tego, co do niego należało, ale to przeżycie nie należało do miłych. W każdym razie nie dla niej. Wydawała się przerażona, wstrząśnięta i zaskoczona. Tak, właśnie zaskoczona. Chociaż nie stawiała oporu, tego przypieczętowania związku małżeńskiego nie można zaliczyć do udanych. Jego dłonie, które miały ją obejmować, były sztywne, mięśnie tak napięte, że ona nie śmiała go dotknąć. Jej ręce o milimetr unosiły się nad jego ramionami, zacisnęła usta, nie chcąc krzyczeć z bólu. Była zrezygnowana, smutna i tak żałośnie niepewna… Niepewna wszystkiego, a tym bardziej jego.
Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatoribus, nunc et in hora mortis nostrae. Amen. Święta Mario, matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Później Mikael usłyszał, jak Anette płacze, wtulona w poduszkę. wyciągnął rękę i pocieszająco, delikatnie pieścił jej włosy.
Żadne z nich jednak nie było w stanie nic powiedzieć. więcej słów już dla siebie nie mieli.
Byli samotni w swej rozpaczy, oddaleni od siebie o mile.