Czwartego dnia zauważono lekką poprawę. Zanim nadszedł wieczór, oddech Mikaela stał się już wyraźny.
Nikt nie wiedział, co mu pomogło. Czarodziejski wywar czy dłonie Niklasa, modlitwy Anette, a może własna odporność? Najważniejsze, że miał teraz szanse na przeżycie. Niklasa zwolniono z obowiązków, dziękując mu bardzo serdecznie za wytrwałość.
Piątego dnia odprowadzono Arego na miejsce wiecznego spoczynku. Anette poszła na pogrzeb zamiast Mikaela, domyślała się bowiem, że takie byłoby jego pragnienie.
Zdumiewała ją ta rodzina, poczucie więzi i przyjaźni łączące wszystkich jej członków. Nagle zapragnęła być jedną z nich. Słusznie przypuszczała, że owo poczucie więzi jest wrodzone i że Mikael musiał je odczuwać. Bardzo brakowało mu rodziny i między innymi to właśnie było przyczyną jego bezdennej samotności.
I jak ona mogła zrekompensować mu brak rodziny.
Nie, nie może o tym teraz myśleć. Musi jeszcze poczekać.
Dominik również poszedł na pogrzeb. W nim także tkwiło owo poczucie więzi rodzinnej, może ono właśnie kazało mu jak najrychlej przybyć tu wraz z ojcem? Chłopiec przecież tak bardzo nalegał na wyjazd.
Anette poznała już dobrze cała rodzinę, wiedziała, kto jest z kim spokrewniony. Nie czuła żalu do Cecylii, od której usłyszała tyle gorzkich słów prawdy. Cecylia także chętnie z nią rozmawiała i już jej nie łajała, lecz snuła długie opowieści o dzieciach i wnukach. Cecylia okazała Anette ogromne zaufanie, zdradzając tajemnicę skłonności Alexandra, uznała bowiem, że dobrze to zrobi zagubionej dziewczynie. Anette była wstrząśnięta. Świat okazał się o wiele większy i bardziej skomplikowany, niż jej się wydawało. Zrozumiała, że nie dość jest wyznaczyć sobie i trzymać się kurczowo jednej drogi, jak uczyła matka. Istniało również coś, co nazywano tolerancją.
Liv stała nad grobem, po raz ostatni żegnając się z bratem. Nie mogła zebrać myśli, niepokoiło ją coś, co rozgrywało się w pobliżu.
Znała przyczynę swego niepokoju. To pewni siebie mężczyźni ze Svartskogen, którzy przyglądali się jej spode łba, z zapiekłą złością.
Czy ich nienawiść nigdy nie będzie miała końca? Przecież Dag uczynił dla nich tak wiele!
To stara historia. Dag zmuszony był ukarać ich ojca za kazirodztwo. Ojca ścięto, a zaniedbana zagroda poszła pod młotek. To nie Dag zawinił, taki koniec był nieuchronny, ale synowie obwiniali sędziego, mimo że Dag uczynił wszystko, by zapewnić bezdomnej rodzinie nowe warunki życia. Dał im niewielką zagrodę należącą do Grastensholm, wysoko na wzgórzu, zwaną Svartskogen. Ale rodowa posiadłość, którą stracili, była o wiele większa. Leżała w sąsiedniej wiosce i ludzie ze Svartskogen nigdy nie przestali nazywać jej swoją. A sędziemu Meidenowi jeszcze pokażą…
Obecnie żył tylko jeden z synów straconego. Stał na cmentarzu i obserwował rodzinę oczami, w których wciąż płonęła żądza zemsty. Nigdy jednak nie posunął się dalej, poprzestawał na pogróżkach.
Gorzej sprawy miały się z jego synem, który również był na pogrzebie wraz z dwojgiem dzieci: dziesięcio i dwunastoletnim. Tego syna Liv naprawdę się bała! Wydawało się, że rodzina karmi się nienawiścią, bezustannie podsycaną jak wieczny ogień. Cała czwórka sprawiała wrażenie dzikich i niezłomnych w swym zacietrzewieniu, kiedy tak stali, niby odprowadzając gospodarza do grobu. Gospodarza, którego nienawidzili.
Arego, dobrego Arego!
Liv zadrżała i usiłowała o nich zapomnieć.
Po drodze z kościoła do domu Anette usłyszała od Branda od dawna wyczekiwane, upragnione słowa:
– Czy zechcesz pomóc Matyldzie i Liv podczas stypy? Przyjmiesz gości i zadbasz, by nie zapomniano o nikim? Wiesz, że jesteś teraz jedną z nas?
Słowa te bardzo pokrzepiły jej zbolałe serce, wzruszona odpowiedziała tylko skinieniem głowy.
Wspominała ten moment, kiedy pierwszy raz uzmysłowiła sobie, że naprawdę kocha Mikaela. Było to podczas jego długiego pobytu w domu tuż przed wyjazdem na wojnę z Danią.
Byli w Sztokholmie, znaleźli się w tłumie na rynku Kornhamn i on starał się utorować im drogę wśród kupujących przy kramach. Na moment straciła go z oczu, poczuła się opuszczona i bezradna. On niebawem wrócił, uśmiechnął się do niej przyjaźnie, kojąco, a wtedy poczuła, jak ogarnia ją spokój i radość. Należał do niej, miała silnego mężczyznę, któremu mogła ufać, i serce na widok znajomej twarzy zaczęło uderzać mocniej.
Nie mogła mu jednak o tym powiedzieć! Zamiast tego spędziła cały wieczór przed obrazem Madonny, modląc się o odpuszczenie grzesznych myśli.
Och, Mikaelu, dlaczego nie prowadziła mnie gwiazda twojej miłości bliźniego w miejsce nieufności i pogardy zaszczepionej przez matkę?
Nad Mikaelem czuwała jedna ze służących z Grastensholm, gdyż wszyscy z Lipowej Alei pragnęli być w kościele i uczestniczyć w pogrzebie. Mikael doszedł już do siebie na tyle, że można mu było podawać płynne pokarmy.
Ale wciąż był taki słaby!
Kiedy wrócili z kościoła na stypę, Anette pobiegła prosto do niego i podziękowała dziewce za czuwanie. Usiadła przy łóżku męża i mocno ujęła go za rękę. I wtedy właśnie poczuła słaby, słabiutki uścisk jego palców. Jeden jedyny.
– Mikaelu – szepnęła wzruszona. – Zostanę z tobą. Na zawsze!
Tego wieczoru obudził się i popatrzył na nią przytomniej.
Chciała wybiec i wykrzyczeć wszystkim swoją radość, ale została tam gdzie była, trzymając jego dłoń w swojej.
Mikael usiłował coś jej powiedzieć.
– Anette – szepnął ledwie słyszalnie. – Czy… przyjechałaś… żeby… zabrać Dominika?
– Nie, Mikaelu, nie! – odparła gorąco. – Przyjechałam tu do ciebie!
– A więc… to prawda… co słyszałem. Nie sen.
Tym razem więcej już nie zdołał powiedzieć. Ale kiedy przymknął oczy, na wargach pojawił się delikatny uśmiech.
Anette pochyliła się i ucałowała męża prosto w usta. Ostrożnie, jakby, to było coś zakazanego. Ale zrobiła to jeszcze raz, spokojnie, z miłością. Mikael uśmiechnął się znowu.
Następnego dnia Anette przygarnęła syna do siebie i mocno go uściskała.
– ojciec będzie żył – szepnęła.
– Czy cieszysz się z tego, mamo? – z powagą zapytał Dominik.
– Oczywiście że się cieszę, wiesz przecież o tym!
– Nie, nie wiedziałem – cicho odpowiedział chłopczyk. – Ojciec także nie wiedział.
Anette poczuła ukłucie w sercu. Obaj jej chłopcy obserwowali ją, wyczekując na znak, że zależy jej na mężu. A ona…
Jakiego bystrego ma syna!
– Teraz ojciec już o tym wie. Będziemy, dla niego dobrzy, Dominiku. Tak, ty zawsze byłeś, a ja… Nie pomyślałam, żeby okazać mu…
Urwała, nie potrafiła dokończyć zdania.
– Czy mogę iść do niego? – zapytał chłopczyk.
– Tak, prosił o to.
Dominik wszedł do ojca. Przerażony jego bladą twarzą, od której odbijały się ciemne oczy, przystanął w progu.
– Podejdź tutaj, Dominiku – szepnął Mikael schrypniętym głosem.
Chłopiec zbliżył się do ojca.
Mikael wyciągnął rękę. Dominik ujął ją z wahaniem.
– Synku – powiedział Mikael z wysiłkiem. – Mama chce, byśmy wrócili do Szwecji. Ja najchętniej zostałbym tutaj…
– Ja także.
– Wiem. Tacy jesteśmy. Ale urodziliśmy się z chęcią czynienia dobra dla innych. Obiecałem więc mamie, że pojedziemy z powrotem, kiedy już będę zdrowy. I Troll na pewno zastanawia się, gdzie my, wszyscy się podziewamy.
– O właśnie, Troll – rozjaśnił się chłopiec. – Najlepiej, jak wrócimy do domu. Ale może będziemy mogli jeszcze kiedyś tu przyjechać?
– Tak często, jak tylko to będzie możliwe, Dominiku! Bo tu są nasze korzenie, nasz ród. Masz jakichś przyjaciół?
– Tak. Niklas, Villemo i ja zawsze bawimy się razem, i inne dzieci czasem też. Oni uważają, że ja jestem duży, ojcze! I że tyle umiem!
Mikael uśmiechnął się.
– Ja też tak sądzę.
– Czy oni będą mogli przyjechać do nas w odwiedziny na Morby?
– Koniecznie, cała rodzina, kiedy tylko zechcą!
Zamknął oczy. Nie miał już więcej sił.
– Dominiku – szepnął po chwili. – Wybacz mi to, co zrobiłem. To nie ja, to zła siła, która mną zawładnęła.
– Czy ta zła siła nadal istnieje?
– Nie wiem. Nie zauważyłem jej teraz, ale nie jestem pewien.
Dominik położył mu rączkę na czole.
– Myślę, że już odeszła. Nie jesteś już taki smutny, ojcze.
– To prawda. Odzyskałem chęć życia. Tak wiele osób mi w tym pomogło. Ty, twoja matka. Mattias, Cecylia, cały ród, który przyjął nas tak ciepło. Sądzę jednak, że najwięcej zawdzięczam Niklasowi. Wiesz, synku, kiedy leżałem nieprzytomny, czułem jego dłonie na sercu. Może to niemądre tak mówić, ale wydaje mi się, że ciepło jego dłoni odegnało śmiertelne zimno z mego ciała.
– Ja też tak myślę.
– A mówiąc o śmiertelnym zimnie mam na myśli nie tylko to spowodowane przeze mnie samego.
– Wiem, ojcze, chodzi ci o tę złą moc?
– Tak. Zetknąłem się kiedyś z duchem. Dotknął mnie. Duchy starają się przyciągnąć do siebie żywych.
Dominik nie był w pełni przekonany.
– Być może. Ale myślę, że to ty sam… Nie, nie wiem, co mówię.
– Tak, Dominiku, na pewno masz rację. To tchórzostwo obwiniać ducha. Wydawało mi się, że zawadzam. Nic nie umiałem, nikomu nie byłem potrzebny. kiedyś uratowała mnie samotność Trolla. Później ty potrzebowałeś ojca. Ale jeszcze później, kiedy zrozumiałem, że… Nie ma o czym mówić, to już minęło.
Nie chciał wspominać, że Anette wolała Henri'ego w roli ojca swego syna. Po co niepotrzebnie mącić umysł dziecka.
Nagle od strony drzwi rozległ się głos.
– Masz bardzo inteligentnego syna – powiedziała Cecylia, która stała tam już od dłuższej chwili wraz z Mattiasem i Anette. – Dominik uważa, choć jest za mały, by znać to słowo, że nosisz w sobie tęsknotę za śmiercią. To ona właśnie, a nie żadne duchy dręczyła cię przez cały czas.
– Nie, nie tęsknota za śmiercią – zaprotestował Mattias. – To także nieodpowiednie określenie. Chodzi raczej o strach przed życiem.
Mikael przyglądał się im w skupieniu. Po chwili przytaknął ruchem głowy.
– Obydwoje macie rację. I nie zapominajcie jednak, że spotkałem Magdę von Steierhorn i ona naznaczyła mnie swym piętnem.
– Czy jesteś o tym absolutnie przekonany. – cicho zapytał Mattias.
– Oczywiście, ja…
– Poczekaj chwilę, Mikaelu! Masz gościa. Tancred wrócił z Akershus i przywiózł ze sobą szwedzkiego podoficera. On ma ci wiele do powiedzenia.
Mikael przyglądał się im pytająco. Cecylia podeszła do drzwi i przywołała kogoś gestem ręki. Wszedł Tanered, prowadząc za sobą mężczyznę w szwedzkim mundurze.
– Sven! – wykrzyknął Mikael słabym głosem. – Co ty tu robisz?
– To długa historia, porozmawiamy o tym później. Teraz usłyszysz, co przeżyłem na dworze w Inflantach. To powinno cię zainteresować.
Pozostali milczeli z wyczekiwaniem.
– A zatem pojechaliśmy tam, jak sobie życzyłeś, by sprawdzić, czy wszystko jest zgodnie z prawem. Pozornie wydawało się w porządku, prawowity właściciel odzyskał swoje dobra, a my dopilnowaliśmy, by rodziną oszustów zajęły się odpowiednie władze i wymierzyły im stosowną karę. A kiedy rozmawialiśmy z poszczególnymi członkami rodziny, pojawiła się jeszcze pewna dama.
– Co takiego? Piękna, jakby bez wieku dama o bladej twarzy, spowita w czerń?
– Dokładnie ta sama!
– I ty ją widziałeś?
Sven uśmiechnął się.
– Wszyscy ją widzieli. To była ciotka właściciela, do której tak naprawdę należał dwór. Jej bratanek zarządzał nim w jej imieniu. Oszuści nie chcieli z nią rozmawiać. Byli śmiertelnymi wrogami i zamierzali uwięzić także i ją. Nie udało im się jednak, była sprytniejsza.
– Ale… to się nie zgadza! Widziałem przecież ślady! A raczej nie widziałem jej śladów na śniegu! To był duch!
– Długo się nad tym zastanawialiśmy – powiedział Tancred. – I w związku z tym chciałem ci zadać pytanie: czy idąc w kierunku bramy szliście obok siebie?
Mikael zawahał się.
– Nie… nie pamiętam. Już wiem! Bez wątpienia ona szła za mną.
Cecylia pokiwała głową.
– A wiesz dlaczego, Mikaelu? Bo to była elegancka dama w cienkich trzewiczkach. Nie chciała wchodzić w głęboki śnieg. Wolała iść po twoich śladach. W ten sam sposób wróciła do domu; ja na jej miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Była drobna lekka, nie zostawiała wyraźnych śladów, prawda? Według mnie tak właśnie było.
Mikael oniemiał. Myślał i myślał. A więc Magda von Steierhorn…? To mogło się zgadzać, mogło…
– Nie – oświadczył. – Jeśli to nie był duch, to jak wyjaśnicie moje późniejsze wizje? Gęstniejącą mgłę, która robiła się coraz ciemniejsza, aż wreszcie zmusiła mnie, bym szukał śmierci? Bo „to” było właśnie owym cudownym, z dawna wyczekiwanym zgaśnięciem.
– Zrozumieliśmy – powiedziała Cecylia.
– Mikaelu – nie ustępował Mattias – czy ty nie rozumiesz, że masz w sobie skłonność do samozniszczenia, do samozagłady? Przez cały czas uciekasz od życia, od wszelkich trudności. Uginasz się pod wolą innych, bo tak jest najwygodniej, nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. I to prawda, że natknąłeś się w życiu na prawdziwe trudności, temu nikt nie zaprzecza. Dzieciństwo bez rodziców, nieszczęśliwe małżeństwo, zajęcie, w którym nie umiesz się odnaleźć. Posłużyłeś się Magdą von Steierhorn jako pretekstem, usprawiedliwiającym twoją chęć ucieczki od wszystkiego.
Mikael był bardzo zgnębiony.
– Czy to naprawdę jest aż tak żałosne? To… to tchórzostwo!
– Nie nazwałabym tchórzostwem stawiania dobra innych na pierwszym miejscu – ciepło powiedziała Cecylia. – Ale teraz jesteś pewnie zmęczony. Już sobie idziemy. Zastanów się nad tym wszystkim i zacznij życie od nowa, Mikaelu!
Anette odezwała się do syna:
– Tak, teraz pozwólmy ojcu odpocząć, Dominiku.
Ojciec tak bardzo się omylił. Kiedy wydobrzeje, będziemy mieli tyle do omówienia. Tak wiele muszę się od niego nauczyć.
Zanim wyprowadziła chłopca, jeszcze uśmiechnęła się do męża.
Mikael długo leżał, myśląc o tym uśmiechu. Kryło się w nim wiele. Prośba o wybaczenie i zrozumienie. Obietnica. I… tak, był tego pewien: nieśmiała miłość.
Zostali w Norwegii niemal przez cały letni miesiąc. Mikael potrzebował czasu. Opuściły go wszystkie fizyczne i psychiczne siły i musiał je teraz odzyskać, jakby urodzić się na nowo.
Ale mgły, strasznej pustej przestrzeni, nigdy więcej już nie widział.
Dominik przeżywał wielkie dni. Bawił się w Lipowej Alei, na Grastensholm i Elistrand wraz z piątką kuzynów i kuzynek: Leną, równolatką, pięcioletnimi Niklasem i Irmelin, czteroletnią Villemo i małym Tristanem. Nigdy wcześniej samotny, nadgorliwie chroniony Dominik nie był taki szczęśliwy i radosny.
Anette jeszcze raz zmyto głowę. Tym razem uczynił to Alexander. Poszło o wiarę w Mikaela jako pisarza.
Wpatrywała się w niego z przerażeniem i odrazą w oczach.
– Skald? Poeta? Mikael? Przecież oni żyją na łasce innych. Nie są lepsi od kuglarzy. Nie, takiego wstydu nie zniosę!
Alexander uniósł się gniewem.
– A kto daje nam piękno? Kto zdobi, rzeźbi, tworzy wszystkie te cuda, które masz w domu? Kto opisuje nasz świat tak pięknie w słowach i dźwiękach? Kto sprawia ci radość i wzrusza do łez, kiedy odczuwasz potrzebę wysunięcia nosa poza ciasny, szary horyzont codzienności? Tak, to oni, artyści; kuglarze, jak wolisz! Jak sądzisz, czym różni się pałac od stodoły? Właśnie wyszukanym rękodziełem, urodą materii, kunsztownie obrobionym drewnem i metalem. Gdyby na świecie nie było ludzi zajmujących się sztuką, otaczałaby nas jednostajna szarość i smutek. A teraz chodź ze mną! – Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę hallu. – Przyjrzyj się tym portretom! Namalowała je prababka Mikaela, Silje. Ja także dostałem namalowaną przez nią tapetę, która teraz zdobi ścianę w Gabrielshus i budzi najwyższe uznanie wszystkich, począwszy od królów i królowych. Moja teściowa, Liv, którą poznałaś tutaj, jest bardzo zdolną malarką, ale nie śmie już dotknąć pędzla, ponieważ pewien człowiek o równie negatywnym nastawieniu jak twoje odebrał jej całą radość tworzenia. W rodzie Oxenstiernów, który tak bardzo poważasz, są skaldzi piszący w tajemnicy, wiem o tym. Nie mają odwagi przyznać się do tego. Czy ty nigdy nie czytasz książek?
– Ależ tak, naturalnie! Odebrałam bardzo staranne wychowanie.
– A więc czytać książki jest elegancko? Ale pisać nie. Spójrz, mam tu zapiski Mikaela, to, co zdążył przygotować, zanim usiłował pozbawić się życia właśnie dlatego, że nie mógł odnaleźć swego miejsca na ziemi. Przeczytaj to, a później nazwij go kuglarzem! Kuglarze zresztą też nie zasługują na pogardę!
Anette aż się trzęsła. Miała wielki szacunek dla książęcego potomka, Alexandra Paladina. I dostać od niego taką burę…
Posłusznie, mimo że do oczu napłynęły jej łzy, zasiadła do czytania.
Tego samego wieczoru przybyła do Alexandra na Elistrand. Oddała mu kartki.
Mikael znalazł swoje miejsce w życiu – rzekła poważnie. – Będę go wspierać we wszystkim.
Alexander przygarnął ją do siebie, uradowany.
– Wiem, że tak będzie, Anette. Zdaję sobie sprawę, że tobie także nie jest łatwo. Wszystko, czego nauczyłaś się w dzieciństwie, zostało postawione na głowie. Czy pozwolisz, że porozmawiam jutro z twoim mężem na temat jego pisarstwa?
Skinęła głową wtuloną w jego kurtkę, nie mogąc odpowiedzieć inaczej.
Alexander powiedział więc Mikaelowi, że powinien dalej rozwijać swój talent. Pisać o Ludziach Lodu, o wszystkim, co mu leży na sercu.
Mikaela uradowały pochwały i czas swojej rekonwalescencji wykorzystał na zebranie jeszcze bardziej szczegółowych informacji o życiu wszystkich członków rodziny. Mikael pisał i pisał, cyzelowal i poprawiał, aż wieczorami bolała go ręka. Kiedy nie mieli już nic więcej do opowiadania, zaczął pracować nad powieścią będącą wytworem jego własnej fantazji. Z dumą odczytywał na głos wybrane fragmenty, a oczy mu płonęły na dźwięk pochwał. Był bowiem zadziwiająco dobry w tym, co robił. Mattias nie protestował przeciw nadzwyczajnemu zużyciu papieru, po cichu zamawiał więcej drogocennego materiału.
Dla rodziny w Norwegii nastały nie najlepsze czasy. Ciężkie lata w całym królestwie bardzo uszczupliły zapasy. Gospodarze usiłowali także wspomagać zagrody należące do majątku Grastensholm, a Mattias ani trochę nie wzbogacił się swoją pracą, miał na to zbyt czułe serce.
W takiej sytuacji dobrze było mieć w rodzinie Alexandra Paladina. Chociaż nikt nie mówił nic wprost, sam zorientował się, jak sprawy stoją, a może Gabriella szepnęła coś ojcu w największej tajemnicy. W każdym razie zaofiarował bardzo potrzebne wsparcie, czerpiąc z ogromnej fortuny Gabrielshus.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, a Liv rzuciła się zięciowi na szyję.
Mikael powoli wracał do życia. Kiedy tylko pozwalała na to pogoda, Anette zabierała go na przechadzkę po uroczej okolicy. Z początku sił starczało mu tylko na niewielką rundkę wokół Lipowej Alei, z czasem wędrówki stawały się coraz dłuższe.
Ciągle jeszcze nie odbyli decydującej rozmowy, w której mieli wyjaśnić sobie wzajemne uczucia. Anette jednak, troszcząc się o Mikaela, okazywała mu, jak wiele dla niej znaczy.
Właściwie do pokonania została jeszcze jedna jedyna bariera.
Nieoceniona Cecylia doskonale wiedziała, na czym polegają ich trudności. Pewnego dnia wprawiła Mikaela w osłupienie.
– Upij ją Mikaelu – rzekła. – Inaczej nigdy nie dojdziesz do ładu z jej życiem uczuciowym.
Był wstrząśnięty. Cecylia więc usiłowała go przekonać.
– Anette musi przełamać wszelkie swoje opory, a ty nigdy nie zdołasz tego sprawić z twoją przesadną delikatnością.
– Czy chcesz, żebym wziął ją gwałtem?
– Nie, wykluczone! To najgorsze, co mogłoby się zdarzyć. Ale upij ją na tyle, by była lekko oszołomiona. Wiem, co mówię. Być może to nie za pięknie, ale ja innego wyjścia nie widzę. A to powinno poskutkować…
Wkrótce duńska część rodziny wyjechała, a zaraz potem i szwedzka uznała, że najwyższy czas wyruszyć w drogę powrotną.
W jeden z ostatnich dni spędzonych w Lipowej Alei Anette powiedziała:
– Mikaelu… Dominik bawi się z dziećmi. A w domu mamy tak mało okazji, żeby pobyć sam na sam. Czy nie możemy wybrać się na ostatni spacer, tylko porozmawiać?
Na jej twarzy dostrzec można było dobrze znany lęk. O, nie, Anette, pomyślał. Ja mam zupełnie inne plany.
– Bardzo chętnie. Może poprosimy Kaleba, by pożyczył nam swoją łódź? zaproponował. – Wybierzemy się na przejażdżkę po jeziorze.
Cokolwiek zdumiona Anette przemyślała tę propozycję. Wyprawa łodzią nie była tym, co sobie wymarzyła, ale dlaczego nie? W łódce była względnie bezpieczna.
Nie, ale cóż to za myśli? Czy nigdy nie wyzbędzie się swoich oporów?
Niestety, na to właśnie się zanosiło.
Naturalnie pozwolono im wziąć łódź i wkrótce byli już na jeziorze nie opodal kościoła.
Ile w Mikaelu galanterii! Zabrał ze sobą wino i ciastka i hojnie ją częstował, kiedy wiosłując powoli przesuwali się w głąb jeziora. Anette zaczynała czuć się cudownie lekko.
Dzień był ciepły, ale nie przejrzysty. Wilgotna mgiełka unosiła się nad okolicą, by wkrótce niezauważenie przemienić się w gęstą mgłę. Nagle Anette i Mikael zostali otoczeni szarobiałą kopułą, za ścianami której nie mogli dostrzec niczego. Woda przybrała barwę mgły, zatarły się wszelkie kontury, a ich głosy nie brzmiały już tak dźwięcznie, nie odpowiadało im żadne echo. Woda i welon z mgły zlały się w jedno.
Ogarnął ich niezwykły nastrój. Anette śmiała się, siedząc na dziobie, z suknią uniesioną o kilka cali w obawie przed chlupoczącą na dnie łodzi wodą.
– Jesteśmy sami na świecie – stwierdził Mikael.
Przyglądała się jego mocnym dłoniom zaciśniętym na wiosłach. Taki był wysoki i męski. I głos miał taki głęboki. Nagle znów pochwycił ją dawny strach.
– Tak – szepnęła, rumieniąc się.
– Anette – powiedział czule. – Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi przez cały czas spędzony w Lipowej Alei.
Z francuską impulsywnością wybuchnęła:
– Tak. Ale ty byłeś…
Urwała przerażona.
– Słaby i bezradny? Czy to właśnie chciałaś powiedzieć.
Płonąc ze wstydu spuściła głowę.
– Tu jesteś bezpieczna – uspokoił ją nieco urażony.
– Nie o to mi chodziło, Mikaelu.
Wesołym głosem starał się zmienić przykry temat.
– Czy widzisz, jakie piękne barwy przybrała mgła?
– Barwy? – powtórzyła niemądrze, niczego nie rozumiejąc. Wszystko wokół było przecież mlecznobiałe. No i trochę szare.
– Czy nie widzisz tych pastelowych kolorów? Tam, gdzie słońce pada na drobiny mgły, połyskuje róż. A to, lekko turkusowe, to musi być niebo.
Anette z całych sił wytężała wzrok ale dla niej wszystko było szare. Widocznie trzeba być artystą, by dostrzec coś więcej, uznała.
Czuła się dziwnie lekko i beztrosko. Nie dbała o to, co mówi i robi. Na pewno za przyczyną wina, nie powinna była tyle pić.
Znów wpatrzyła się w jego dłonie. Rozmarzyła się. Patrzyła na mocne barki, na grę mięśni ud ukrytych pod materiałem…
Ten mężczyzna leżał w moich ramionach pomyślała zdumiona. Spoczywał w mych objęciach. Urodziłam jego dziecko. Czy to rzeczywiście możliwe?
Piękne, kochające oczy w wyrazistej twarzy. Jego nieustająca życzliwość pomimo okazywanego przez nią chłodu…
Niewiele myśląc Anette padła na kolana i ukryła twarz na jego piersi.
– Pozwól mi zostać z tobą, najmilszy – płakała. Naucz mnie swej dobroci, swego zrozumienia i miłości! Taka jestem zlodowaciała, Mikaelu.
Przez chwilę siedział, nie wiedząc, co ma robić, po czym odłożył wiosła i podniósł ją, tuląc do siebie. Żadne z nich nie dbało o to, że jej suknia jest mokra. Anette skuliła się tylko, zasłaniając dłońmi twarz, i przycisnęła do niego. Całym jej ciałem wstrząsały dreszcze.
– Najdroższa moja – powiedział najcieplej jak umiał. – Przecież tak cię kocham!
– I ja cię kocham, Mikaelu! Tylko tak bardzo trudno to powiedzieć.
– Ale już to zrobiłaś.
– Tak. To cudowne. Tyle jest rzeczy, za które muszę cię przeprosić!
– Ja także.
Odsłoniła twarz.
– Ty?
– Wiesz o tym dobrze. Czy nie zamknąłem się w mych lękach i przygnębieniu? To także pewna forma egoizmu, choć nieświadoma.
– Ja także nie chciałam zachowywać takiego dystansu, jak to robiłam. Ale tyle we mnie wewnętrznego sprzeciwu.
– Wiem o tym, Anette.
Uniósł do góry jej głowę. Oczy miała spuszczone, policzki pałały.
Znaleźli się w świecie ciszy, tylko we dwoje w niewielkiej łódce. Poza ich światem nie było nic.
Spokojnie, ostrożnie zbliżył usta do jej ust i złożył na nich pocałunek lekki jak tchnienie wiatru. Wyczuł, jak mocno drżą jej wargi. Niby w geście obrony otoczył ją ramionami. Jej dłonie splotły się na jego karku.
Anette odpowiedziała na jego pocałunki! Sama z siebie, z wyraźną przyjemnością.
Z wdzięcznością pomyślał o Cecylii i winie. Uścisnął żonę mocniej, ale nie śmiał posunąć się dalej. Obawiał się, że ją przerazi teraz kiedy była już na dobrej drodze, by dać mu siebie.
Nagle łódź uderzyła o dno z głuchym łoskotem. Anette natychmiast odskoczyła od Mikaela, spłoszona niczym leśne zwierzątko.
– Dobiliśmy do brzegu – szepnął Mikael z wyrażającym miłość uśmiechem.
– Och, tu mogą być jacyś ludzie!
– Niech patrzą! Czyż nie jesteśmy mężem i żoną?
– Tak, ale… To nie wypa… Wybacz mi! Chyba nigdy się nie oduczę!
– Poczekaj sprawdzę, gdzie jesteśmy.
Mikael zeskoczył na niedużą kępkę trawy. W oddali dostrzegł coś jakby grupę jałowców.
Zniknął we mgle. Wkrótce powrócił ze śmiechem na ustach.
– Nie ma się czego bać. Dopłynęliśmy do tej małej wysepki na środku jeziora, wiesz, której? Daleko, daleko od ludzi.
– Och – odetchnęła z ulgą.
– Nikt nas stąd nie usłyszy, nawet jeśli będziesz krzyczała, że cię gwałcą.
Przeraziła się.
– Czy masz zamiar…
– Oczywiście, że nie. Powiedziałem, że możesz czuć się bezpieczna.
– To zabrzmiało jakby – nudno stwierdziła Anette zdumiona. – To znaczy…
– Nie musisz się tłumaczyć! Dwukrotnie spoczywałem w twoich ramionach, Anette, i za każdym razem czułem, jak wielkim to było dla ciebie cierpieniem. Wydawało mi się wtedy, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem na świecie. Wypełniałaś mnie wstydem. Nigdy nie chcę już tego przeżyć. Naprawdę możesz czuć się bezpieczna.
– Ależ, Mikaelu, ja tak bardzo tego pragnę! Po prostu nie potrafię okazać ci, co czuję.
Pomógł jej przedostać się z łódki na ląd.
– Wspomniałaś kiedyś o tym w rozmowie z Cecylią.
– Słyszałeś? – przeraziła się.
– Tak. Ale nie mogłem się poruszyć. Nie miałem na nic sił. Wspomniałaś, że musiałaś walczyć z czymś w sobie?
Rozłożył swój płaszcz na trawie i poprosił, by usiadła. Z wahaniem przystała. Mikael przysiadł obok niej.
– Mój drogi – powiedziała szybko. Nie mogę chyba rozmawiać ci tym z tobą!
– A z kim miałabyś o tym mówić? Z Henrim?
– O, nie wspominaj go więcej! To po prostu miły człowiek i mój rodak. Nie jest dla mnie nawet jak brat, już raczej jak siostra!
– To zabrzmiało uspokajająco. Ale… Chcesz powiedzieć, że ukrywałaś jakieś pragnienia?
– Kiedy byłam z tobą? Przecież musiałam! Matka nigdy by…
– Twoja matka była kobietą o wypaczonych uczuciach. Zniszczyła nie tylko życie swoje i swego męża, ale także twoje i moje. Zapomnij o wszystkim, czego cię nauczyła, Anette!
– Tak samo mówiła Cecylia. Ale to nie jest takie proste.
– Wiem. Ale mówisz, że mnie kochasz. Spróbuj więc dać mi to, czego pragnę.
– A czego pragniesz?
– Chcę wiedzieć, widzieć i czuć, że lubisz, kiedy jestem z tobą. Za dużo jest żądać, byś czerpała z tego rozkosz, ale postaraj się nie wyglądać jak na torturach, jakby łamano cię kołem!
– Przecież wcale tak nie jest! Ale czy mogę? Czy naprawdę mogę okazać ci swoje uczucia?
– Nic bardziej by mnie nie uszczęśliwiło. Wtedy naprawdę bylibyśmy razem.
– Spróbuję – wydusiła wreszcie. Kiedy indziej. Teraz jesteś jeszcze zbyt słaby.
– Co ty o tym wiesz? Czy jesteś tchórzem, Anette?
– Tak – pisnęła ze wstydem, ale szczerze.
– A więc dobrze, jeśli nie chcesz, poczekamy.
– Nie, nie o to chodzi powiedziała szybko, kiedy zrobił gest, jakby chciał się podnieść. Nie wstał więc, tylko mocno przygarnął ją do siebie. Z premedytacją dolał jej wina. Wypiła z niewinną minką i odstawiła puchar do koszyka.
– Kochana Anette, o tym właśnie chciałaś ze mną dzisiaj rozmawiać, prawda?
– Tak, w pewnym sensie. Ale nie sądziłam, że to będzie takie konkretne, takie jednoznaczne!
– Czy jesteś tego pewna? A może dokładnie tak miało być?
– Nie – omal nie wybuchnęła płaczem. – Już niczego nie jestem pewna. Myślałam, że będziemy rozmawiać o miłości, ale nie o zmysłowej!
– Duchowa miłość jest ogromnie ważna, zgadzam się. Ale czy nie dotarliśmy już do siebie? Tak dobrze się już znamy. Anette, doskonale zdajesz sobie sprawę, na czym polegają nasze trudności!
Tak. Oczywiście. Ale niełatwo jest, Mikaelu, kiedy wszystkie życiowe zasady biorą w łeb.
– Czy chciałabyś nadal się ich trzymać?
– Nie, za nic na świecie! A czego mam się trzymać?
– Trzymaj się mnie – stwierdził po prostu.
Znów ją pocałował, delikatnie ułożył na płaszczu i o nic już nie pytając rozpoczął miłosną grę.
W pewnym momencie szepnęła:
– Ale czy jesteś pewien, że masz dość sił?
Mikael roześmiał się.
– Kiedy idzie o ciebie, jestem zdolny do rzeczy niewiarygodnych.
Anette obiecała sobie, że nie będzie się opierać. Leżała całkiem nieruchomo, przyjmując tylko jego pieszczoty.
Po chwili czuła już tylko przyjemną ociężałość spowodowaną wypitym winem i czymś jeszcze. Zobojętniała na wszystko z wyjątkiem bliskości Mikaela. Nikt nie mógł ich zobaczyć, nikt nie mógł im przeszkodzić i Mikael ją kochał. Chciał, by była swobodna i czuła. Leniwie wyciągnęła w górę ramiona i pozwoliła im opaść powoli na jego plecy. Nie myśl, Anette, powtarzała sobie w duchu. Zapomnij o wszystkim, zapomnij o całym świecie!
– Idź do diabła! zawołała nagle.
Uniósł głowę.
Co…?
– Nic, to tylko moja matka – mruknęła Anette z uśmiechem.
Mikael zrozumiał i dalej ją całował. Czule, namiętnie.
Anette wybuchnęła radosnym, perlistym śmiechem.
– A jeżeli mgła nagle się podniesie?
– To będzie skandal – odrzekł uśmiechając się.
Życie jest cudowne, takie cudowne, myślała Anette. We wspaniałym oszołomieniu szczęściem poczuła, jak uwolnił jej ciało od sukien. A potem wziął w posiadanie. Niemądre wyrażenie, ale właśnie ono przyszło jej do głowy w tej chwili. Była kobietą Mikaela. To jej właśnie chciał, jej, a nie żadnej innej.
Ta myśl napełniała ją jeszcze większą radością.
– Och, Mikaelu, Mikaelu – wyszeptała nieswoim ze wzruszenia głosem.
Od razu zauważyła, że te słowa podniecały go jeszcze bardziej. Czuła, że wypełnia ją całą, i to było wspaniałe, cudowne wprost doznanie. Wzdychając przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
Dzięki, Cecylio, za podpowiedź o winie, pomyślał Mikael. Bez niego nic by z tego nie wyszło. Ale w przyszłości nie będę potrzebować żadnych tego rodzaju sztuczek. Anette już wie, jak bardzo cenię sobie jej swobodę i że moja miłość jest gorąca i czysta.
W nagłym przebłysku jęknął:
– Anette! Mogłem już nie żyć! Nigdy nie doświadczyć… twej nieskrępowanej czułości!
Uścisnęła go mocniej na znak, że zrozumiała.
A później przed oczami pojawiła mu się olśniewająca orgia barw i nie mógł już myśleć.
Dominik dreptał po drodze nie opodal Grastensholm wraz z trojgiem swych towarzyszy zabaw.
Niklas stwierdził:
– W przyszłym roku wszyscy spotkamy się w Gabrielshus w Danii. Tak powiedział wujek Alexander.
– To wspaniale – uśmiechnął się Dominik. – Już do tego tęsknię.
– Ja też – zgodziła się Villemo. – O, nadchodzą te okropne dzieciaki ze Svartskogen! Zawsze wygadują tyle okropieństw. Mówią, że nas kiedyś dopadną i zniszczą całe Grastensholm i Lipową Aleję.
– E, tylko tak gadają – stwierdziła Irmelin.
Dwójka dzieci o pełnych nienawiści oczach przystanęła przed nimi. Byli starsi od całej czwórki i wykorzystali swoją przewagę wieku.
– Smarkacze! – zawołała dziewczynka. – Zgubiliście mamę? I nie płaczecie?
Villemo, która niczego się nie bała, zwłaszcza gdy miała za plecami dwóch starszych, silnych krewniaków, przysunęła swoją kocią buzię do twarzy dziewczynki.
– Dlaczego nie pójdziesz do domu i nie ułożysz się w korycie dla świń? Tam jest twoje miejsce! – zawołała, ujmując się pod boki.
– Villemo, przestań! – Dominik był oburzony. – Tak nie wolno ci do niej mówić. Co ona może poradzić na to, że jest biedna?
– A czyja to wina? – błyskawicznie odgryzła się dziewczynka. – Wasza! Tych cholernie zadzierających nosa ludzi z Grastensholm!
Chłopiec groźnie przysunął się bliżej.
– I macie ze sobą Szweda? Kontaktujecie się z wrogiem? Powiem ojcu!
Wojna już się skończyła – ostro zaprotestował Niklas.
– Zamknij się, żółtooki diable! Każdy widzi, że twoja matka miała konszachty z szatanem!
Irmelin o łagodnych oczach zbliżyła się do niego spokojnie.
– Tak lubisz komuś sprawiać przykrość? – zapytała ze smutkiem.
Rozzłoszczone dzieci ze Svartskogen oniemiały. Irmelin mówiła dalej:
– A może pójdziecie z nami do Grastensholm? Pobawimy się razem? Dostaniecie sok i ciastka…
Zaskoczony chłopiec nie wiedział, jak potraktować tę zagrywkę. Ale siostra okazała się bystrzejsza.
– Myślicie, że chcemy się bawić ze smarkaczami? Idźcie do diabła, wszyscy! – Pociągnęła brata i pobiegli w swoją stronę. Poczekajcie tylko – krzyknęła przez ramię. – Poczekajcie! Ojciec już dobrze wie, co trzeba z wami zrobić!
– Uf! – Dominik poczuł, jak ciarki przebiegły mu po plecach.
– Nie ma się czym przejmować uspokoił go Niklas. – Oni tylko tak gadają.
Villemo patrzyła za nimi roziskrzonymi gniewem oczami.
– Pewnego dnia – mruczała pod nosem – pewnego dnia my, kocioocy, będziemy dorośli. I wtedy dopiero zobaczycie, szczeniaki ze Svartskogen! Wtedy wam pokażemy!