Rozdział XLII

Posąg wzbudzał w Honor takie same uczucia jak poprzednio. Górował nad szerokimi schodami prowadzącymi z placu i zdominował neoklasyczny portyk Siedziby Patronów. I tym razem nie mogła go zignorować, ponieważ występowała jako Champion Protektora i musiała stać u jego boku, w cieniu swej podobizny, z Mieczem Stanu w dłoniach. I wyglądać odpowiednio dostojnie i poważnie podczas oficjalnego powitania Królowej Manticore przez patronów.

I nie miała cienia wątpliwości, że nie wywiera nawet w połowie takiego wrażenia jak jej przerośnięty sobowtór z brązu.

Miła była natomiast świadomość, że opanowanych zwykle mieszczuchów z Graysona ogarnął taki entuzjazm, że tym razem wyjątkowo nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Niemiła była pewność, że całe to zamieszanie musi prowadzić wszystkie zainteresowane służby obu państw do ciężkiego rozstroju nerwowego. Wiedziała, jak nieszczęśliwy był LaFollet, ponieważ protokół uniemożliwił mu zajęcie właściwego miejsca za plecami Honor. Podobnie zresztą major Rice nie mógł stać za Protektorem, a pułkownik Shemais nie mogła towarzyszyć Królowej otoczonej dyplomatami i doradcami, nie wspominając o ojcach miasta Austin, gdy ta przeszła z samochodu do wejścia. Cała droga usłana była kwiatami, a od wiwatów szyby się trzęsły.

Naturalnie ochrona znalazła sposoby, żeby sobie to powetować. Wszystkie budynki, których fasady wychodziły na plac Patronów, obsadzone zostały przez jednostki specjalne planetarnej służby bezpieczeństwa i Queen’s Own. Na każdym dachu znajdował się minimum jeden zespół złożony ze snajpera z karabinkiem plazmowym, strzelca z przenośną wyrzutnią rakiet przeciwlotniczych i trzeciego uzbrojonego w karabin pulsacyjny. W powietrzu unosiły się myśliwce, system obrony antyrakietowej został postawiony w stan najwyższej gotowości, a w kilku strategicznie usytuowanych budynkach czekali w pogotowiu Marines w zbrojach i z ciężką bronią wsparcia.

Wszystko to było sensowne, ale jak Honor podejrzewała — niepotrzebne. Czego, ma się rozumieć, nigdy głośno nie powiedziała. Zabójstwo było czymś sprzecznym z graysońską naturą, o czym dobitnie świadczyła reakcja opinii publicznej na wieść o próbie zabicia jej samej podjętej przez patrona Burdette, w wyniku której zginął wielebny Hanks. Ta sama próba dowiodła jednakże, że zdarzają się wyjątki, toteż lepiej było podjąć przesadne środki ostrożności, niż potem żałować. Tym bardziej że w grę wchodziły głowy dwóch państw, więc okazja była wyjątkowa.

Pomysł wydawał się absurdalny, gdy patrzyło się na wiwatujący tłum szczelnie wypełniający olbrzymi plac. Musiało tam być ze czterdzieści-pięćdziesiąt tysięcy ludzi tłoczących się, by na własne oczy zobaczyć Protektora i jego zagraniczną sojuszniczkę. Byli tu, choć mogli wygodnie i lepiej obejrzeć wszystko w domach, jako że całą uroczystość transmitowano na żywo. Grayson bowiem zawsze czuł, że ma wobec Elżbiety III specjalny dług. I to wobec niej personalnie, nie wobec rządu Gwiezdnego Królestwa. Dług za okręty, które uratowały planetę przed zniszczeniem z rąk fanatyków, za pożyczki i pomoc technologiczną, dzięki którym unowocześniono przemysł i poprawiono warunki życia. A teraz doszedł do tego jeszcze szereg zwycięstw, które przetrąciły w końcu kręgosłup Ludowej Marynarki.

Wojna była praktycznie wygrana — pierwszy raz zawodowcy i dziennikarze byli co do tego zgodni. Tak też uważała opinia publiczna Sojuszu i sama Honor. Czuła dziwną dumę za każdym razem, gdy pomyślała o roli, jaką odegrały w operacji „Buttercup” Alice Truman i jej załogi. A także dowódca 8. Floty i wszyscy, których znała, a którzy brali w niej udział. Żałowała, że jej tam nie ma, ale nie wszystko było możliwe, a przynajmniej miała pewność, że Alice i Hamish Alexander nie popełnią żadnych błędów w dowodzeniu.

Dzięki temu zaś, że nie była na froncie, mogła ocenić reakcję opinii publicznej, a to było coś, co mogło się w przyszłości przydać, i to bardzo.

Królowa wraz z orszakiem rozpoczęła wspinaczkę po ostatniej części schodów, toteż Honor przestała rozmyślać na temat przebiegu wojny, a skupiła się na tym, co obecnie było najważniejsze. Chwilowo miała inne obowiązki i aby się z nich wywiązać, wystąpiła, trzymając Miecz Stanu. Miała powitać swą monarchinię w imieniu swego lennego władcy.


* * *

— Całe szczęście, że nareszcie koniec! — jęknął Benjamin Mayhew, opadając na fotel. W przeciwieństwie do Elżbiety zaraz, gdy tylko było to możliwe, zdjął formalny strój i paradował w wygodnych spodniach oraz koszuli, pozbawionej jednakże krawata. Elżbieta zdjęła jedynie frak, jako że występowała w oficjalnym stroju dworskim Królestwa Manticore. Co znaczyło, że była pierwszą kobietą w historii, która pojawiła się w Sali Patronów w spodniach. Jakoś niestety nikt na ten widok zawału nie dostał, choć co delikatniejsi patroni musieli przeżyć niezły szok.

Teraz uśmiechnęła się do Prestwicka, który podał jej wysoką szklankę schłodzonego napoju.

— Mieszkańcy Graysona wydają się być… nieco podnieceni — zauważyła.

Benjamin parsknął śmiechem.

— Chciałaś powiedzieć, że powariowali? — upewnił się. — I pomyśleć, że komentatorzy INS nazywają ich „pełnymi dumy i rezerwy”! Ciekawe, o mieszkańcach jakiej planety tak naprawdę mówią.

— Trudno im się dziwić — wtrąciła Honor zajmująca trzeci fotel.

Ona i Prestwick byli jedynymi patronami wśród obecnych, choć żadne nie występowało w tej roli — ona była Championem Protektora (i na prośbę Elżbiety księżną Harrington), Prestwick zaś występował jako kanclerz. Kompletu dopełniał Allen Summervale, książę Cromarty oraz szefowie osobistych ochron obecnych.

— ISN właśnie nadało wiadomość o walkach w Nouveau Paris — dodała Honor. — Nie podoba mi się, że taki rzeźnik jak Saint-Just został dyktatorem, ale sposób, w jaki to się stało, wskazuje, że opozycja przeciw władzy Komitetu jest silniejsza, niż można by się spodziewać… Gdyby kto inny przejął tam władzę, byłby to najszybszy sposób zakończenia wojny. Poza tym serwis zawierał odtajnione fragmenty ostatnich raportów earla White Haven.

— Chcesz powiedzieć, że ten entuzjazm nie był wywołany moją elokwencją i siłą osobowości? — spytała uprzejmie Elżbieta.

Wszyscy obecni (poza członkami ochrony) roześmiali się.

— Prawdę mówiąc, sądzę, że wpływ miały oba czynniki — ocenił poważnie Benjamin. — Ta wizyta była genialnym pomysłem. Między innymi dlatego, że część, niewielka, ale zawsze, mieszkańców Graysona nabrała dawno temu przekonania, w którym wygodnie jej było tkwić, że jesteś jedynie figurantką, podczas gdy Królestwem w rzeczywistości rządzi jakiś mężczyzna, bo przecież ktoś tak głupi i frywolny jak kobieta nie jest do tego zdolny. Teraz, kiedy mieli okazję obejrzeć cię i posłuchać, każdy, kto będzie wygłaszał takie opinie, stanie się pośmiewiskiem.

— Moment wizyty także został doskonale wybrany, Wasza Wysokość — dodał Prestwick. — Przybycie Waszej Wysokości i nagły zwrot w wojnie zbiegły się i choć racjonalnie nie ma między nimi związku, emocjonalnie tak to właśnie wygląda. I takie też jest wrażenie mieszkańców i, jak podejrzewam, części patronów.

— Co jest kolejnym gwoździem do trumny twierdzenia, że kobiety nie powinny zajmować się poważnymi sprawami, bo się do tego nie nadają. — Benjamin uśmiechnął się złośliwie. — Katherine i Elaine przypomniały mi o tym przy śniadaniu. Sądzę, że żałują momentami, że nie jestem męskim szowinistą, bo mogłyby wtedy czerpać czystą satysfakcję z tego, że nie miałem racji. Tak, zmuszone są znajdować inne obiekty, ale jakoś nie sprawia im to problemu, a satysfakcję mają porównywalną.

— Wyobrażam sobie — uśmiechnęła się Elżbieta.

Z żonami Protektora polubiły się bardzo szybko, na Rachel zaś głębokie wrażenie wywarło odkrycie, że Ariel jest znacznie młodszy od Hippera. I że lepiej opanował język migowy, podobnie jak Honor Mayhewowie przyzwyczajali się do tego, że z treecatami można rozmawiać, co dawało się szczególnie odczuć przy obiedzie. Tyle że przy ich stole siedział jeden treecat, obecnie dwa, doliczając Ariela, a w Harrington House, gdy obecni byli Nimitz i Samantha, zasiadało ich trzynaście. I wszystkie łącznie z młodymi okazały się pyskate nad podziw, toteż obserwując, jak równocześnie sygnalizują, i to z rozmaitą wprawą, Honor czuła się czasami jak na zlocie wiatraków albo we wnętrzu staromodnego silnika spalinowego.

Nimitz leżący na oparciu jej fotela bleeknął radośnie, czując jej emocje.

— Jestem tego pewien — zgodził się Protektor. — Niemniej jednak Henry ma rację: dzięki temu przyjazdowi konserwatyści są w pełnym odwrocie. Nawet kampania reklamowa Muellera nie powstrzymała spadku notowań opozycji w sondażach. A jego mina, gdy wręczał wam kamienie pamięci, warta była naprawdę duże pieniądze!

I uśmiechnął się z pełną satysfakcją.

— Wiem — przyznała Elżbieta, ale bez takiej satysfakcji, a widząc jego pytające spojrzenie, wzruszyła ramionami i wyjaśniła: — Jest w nim coś, co mi nie daje spokoju. Arielowi zresztą też.

Słysząc swoje imię, siedzący na jej kolanach treecat uniósł głowę i spojrzał na nią szmaragdowymi oczyma.

Pułkownik Shemais chrząknęła znacząco.

— Przepraszam, Wasza Wysokość, ale co wam nie daje spokoju? — spytała, gdy Królowa zwróciła się ku niej. — W Queen’s Own już od dawna poważnie traktujemy opinie treecatów na temat rozmaitych osób. Chciałabym wiedzieć, co zwróciło uwagę Ariela.

— W tym właśnie problem, że oboje tego nie wiemy — wyjaśniła Królowa. — Gdybyśmy byli czegoś pewni, sama już bym ci o tym powiedziała. Rozmawiałam o tym z Arielem, gdy Benjamin się przebierał, i on też nie potrafi dokładniej określić, o co chodzi. Mueller jest zdenerwowany i zły, i przerażony. Czegoś się okropnie boi, ale nie jest to bezpośrednio związane ze mną. Ja też tam gdzieś jestem, ale bardziej jako dodatek. Ariel nie wyczuł niczego, co by sugerowało, że Mueller stanowi zagrożenie dla mnie. Okazuje się, że treecaty wcale nie są tak wszechwiedzące, jak sobie wyobrażaliśmy. Ariel potrafi wyczuć emocje, a nawet poszczególne myśli, jeśli są one silne, jeśli ten ktoś właśnie o tym myśli.

I spojrzała pytająco na Honor.

— Z Nimitzem jest tak samo — przyznała Honor i zmarszczyła brwi.

Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale teraz uświadomiła sobie, że Mueller zadał sobie sporo trudu, by jej unikać. Robił to tak, by nie rzucało się w oczy, ale konsekwentnie. Zupełnie jakby ktoś powiedział mu, do czego zdolne są treecaty, a do czego nie.

— W naszym przypadku jest trochę łatwiej, ale także muszą to być silne i sprecyzowane emocje. Inaczej albo odbiera mętlik, albo nie jest w stanie połączyć emocji z konkretnymi myślami.

— Hmm… — mruknął Benjamin, zastanawiając się intensywnie, po czym wzruszył ramionami i powiedział: — Mogę się domyślić całej serii powodów, dla których czuje się nieswojo w twojej obecności, Elżbieto, czy w twojej, Honor. Natomiast nie wiem, czego się boi… Chyba że twoja wizyta stanowi poważne zagrożenie dla jakichś jego planów. Już i tak w mniej niż tydzień zniweczyłaś mu całkiem ładnie zaplanowaną akcję propagandową, w którą opozycja wpakowała sporą kwotę gotówki.

— Nie wiem… Ariel mówi, że on jest przerażony, a nie tylko zirytowany czy zdenerwowany — powiedziała niepewnie Elżbieta.

— Przepraszam, Wasza Wysokość — odezwał się major Rice. — Być może zdołał wkur…

Urwał w połowie, spojrzał kolejno na Elżbietę, Honor i Shemais i poczerwieniał.

— Przepraszam — wykrztusił, odetchnął głęboko i spróbował jeszcze raz. — Chodzi mi o to, że mamy go na oku z wielu powodów i być może okazało się niedawno, że pewni jego wspólnicy są paskudniejsi, niż przypuszczał.

Umilkł i spojrzał pytająco na Benjamina. Ten skinął lekko głową.

— Miałem wieczorem wprowadzić we wszystko księcia Cromarty’ego i pułkownik Shemais — dodał Rice — ale skoro temat Muellera wypłynął teraz, lepiej będzie to zrobić od razu. Otóż od pewnego czasu toczy się śledztwo w związku z pewnymi podejrzanymi działaniami patrona Muellera. Chodzi o sprawy czysto graysońskie, ale podejrzewamy go o parę różnych rzeczy.

Honor prawie wytrzeszczyła oczy — w przeciwieństwie do gości z Królestwa Manticore dokładnie wiedziała, jak wygląda wdrożenie i prowadzenie śledztwa przeciwko patronowi. Nie było to coś, co Benjamin zrobiłby bez głębokiego zastanowienia i konkretnych powodów, bo gdyby okazało się, że było nieuzasadnione, mógłby na tym politycznie ucierpieć. Ze słów Rice’a wynikało, że podjęto tajne działania operacyjne, a to było możliwe tylko, jeśli Protektor zlecił prowadzenie śledztwa przeciwko patronowi podejrzanemu o zdradę. Skoro tak było i trwało ono jakiś czas, wyjaśniałoby to nagłe skoki wściekłości, które Nimitz u niego wyczuwał, gdy rozmowa schodziła na Muellera.

— Jedną z rzeczy, które sprawdzaliśmy, jest to, skąd bierze olbrzymie pieniądze wydawane na kampanię wyborczą — kontynuował Rice. — Mamy dowody, że szły przez niego, lub jeszcze idą, nielegalne fundusze przekazywane poszczególnym kandydatom opozycji. To poważne przestępstwo, ale nie zdrada w myśl konstytucyjnej definicji. Protektor może usunąć patrona podejrzanego o zdradę, chyba że sprzeciwi się temu dwie trzecie Konklawe, natomiast w przypadku wszystkich innych przestępstw potrzebna jest na to zgoda dwóch trzecich, jeśli nie zostały postawione mu konkretne zarzuty. Tego wolelibyśmy uniknąć, choć jeśli nie da się inaczej, wystąpimy o usunięcie. Dlatego szukamy wszystkiego, czego się da. Jeśli chodzi o pieniądze, to nadal nie udało nam się zidentyfikować najważniejszych dostarczycieli gotówki. I podejrzewamy, że niedawno Mueller przekonał się, że to nie on ich kontroluje, jak dotąd sądził. Niestety nasze najlepsze źródło informacji zostało parę miesięcy temu zamknięte, i to raczej definitywnie. Wskazuje to, iż ludzie, o których mowa, są niebezpieczniejsi, niż sądziliśmy, toteż jeśli potencjalnie skutki wizyty Waszej Wysokości są im nie na rękę, mogli go do czegoś zmusić. I to szantażem lub groźbą. Czy to wyjaśniałoby emocje odebrane przez Ariela?

Elżbieta spojrzała na treecata, który usiadł prosto i zasygnalizował energicznie.

— Ariel powiedział: „On jest przerażony jak wiewiórka w czasie polowania”, majorze — przetłumaczyła Królowa.

— Jak miło — ocenił Rice z niewinnym uśmiechem.

— Zmieniając temat, skoro ten możemy uznać za wyjaśniony, chciałem powiedzieć, że zwyczaj dawania kamieni pamięci jest naprawdę piękny, Wasza Miłość — odezwał się milczący dotąd Cromarty, gładząc złotą klatkę, w której znajdował się nieobrobiony kawał rudy żelaza. — Pragnąłbym, by podobny istniał w Królestwie, choć jest to mało prawdopodobne, jako że jesteśmy za bardzo świeckim państwem. Jestem wdzięczny patronowi Muellerowi, że poznałem tę tradycję, niezależnie od tego, jaką świnią by się poza tym okazał.

— Nawet Samuel Mueller czasami się do czegoś przydaje — przyznał niechętnie Protektor. — A zwyczaj jest głęboko zakorzeniony i wszyscy traktujemy go poważnie. I jestem mu winien wdzięczność, bo sam powinienem był o tym pomyśleć. Zwłaszcza teraz, kiedy tylu nowych mieszkańców Graysona oddało życie w tej wojnie.

— Całkowicie się z tobą zgadzam — potwierdziła Elżbieta, odruchowo dotykając delikatnej klatki przyczepionej do paska. — Całkowicie.

Загрузка...