ROZDZIAŁ V

Baron Meiden powinien zobaczyć, jak kobiety, zabierając jego nowiusieńki galowy powóz, opuszczały miasto kierując się na południe. Na szczęście przebywał w północnym Trondelag i nic nie widział.

Wspaniały, choć ciężki i nieforemny powóz, w którym brakowało resorów, błyszczący zdobieniami, cały został załadowany żywnością i odzieniem. Matka i córka wydostały ze skrzyń i szaf wszystko, co nie było już potrzebne w pałacu.

Silje siedziała naprzeciw kobiet i spoglądała na kwiaty rosnące na skraju drogi, na bujne łąki, opromienione urodą poranka. Bardzo pragnęła wiedzieć, jakie panie miały plany, one jednak chciały porozmawiać najpierw z Tengelem i oczywiście zobaczyć chłopca.

– Jak dużo wie mały? – zapytała Charlotta z oczami zapuchniętymi po przepłakanej nocy i wciąż drżącymi ze zdenerwowania dłońmi.

Silje świadoma, jak bardzo jej proste, znoszone odzienie nie pasuje do tego dystyngowanego towarzystwa, odpowiedziała z uśmiechem:

– To dość zabawne, ale aż do zeszłego tygodnia ani on, ani Sol nie wiedzieli, że nie są naszymi dziećmi. Są jednak bardzo do siebie niepodobni i Sol zaczęła zastanawiać się nad tym, zwłaszcza że dzieci sąsiadów nazwały ich bękartami. Między innymi dlatego zdecydowaliśmy się powiedzieć im prawdę. No, nie całą prawdę – dodała szybko, widząc reakcję Charlotty. – Jeśli chodzi o Daga, to wie tylko tyle, że jego matka była szlachcianką z wysokiego rodu i utraciła go, gdy był bardzo mały. Jak mały, tego nie mówiłam. Dag dopytywał się, czy matka go teraz szuka; powiedziałam wówczas, że prawdopodobnie zmarła podczas zarazy, a ojciec z pewnością nie żyje. Nie wymieniłam żadnego imienia, mówiłam tylko, że staraliśmy się was odnaleźć; bez powodzenia.

Silje odpowiadała na pytanie spokojnie i wyczerpująco. Równocześnie myślała: gdybym tylko miała jakieś nakrycie głowy, choć mały czepek, który oznaczałby, że jestem zamężną kobietą! Dodałoby mi to nieco dostojeństwa!

Nie lubiła jednak nigdy nosić okrycia głowy, być może dlatego, że tak podobała się Tengelowi. Tkwiła w niej jeszcze odrobina próżności?

– Ile osób wie, że jestem jego matką? – zapytała Charlotta.

– Tylko Tengel i ja. Był jeszcze jeden człowiek, ten, któremu udało się was odszukać dzięki monogramowi i koronie baronowskiej. On jednak nie wiedział, dlaczego chcieliśmy was odnaleźć. Już nie żyje. Był pierwszym z Ludzi Lodu, który zginął, jego dom spłonął na początku.

Znów naszło ją uczucie duszności; z trudem otwierając oczy wyglądała przez okienko.

Kiedy odetchnęła, baronowa zapytała:

– Czy wasz mąż jest sprawny?

Silje popatrzyła na nią pytająco.

– Chodzi mi o pracę.

– O tak, oczywiście. Lubi pracować dla rodziny. Ale tak naprawdę jego specjalnością jest sztuka leczenia. Nie może jednak uprawiać jej otwarcie. Wiecie dlaczego.

– Och, gdyby tylko mógł zrobić coś z moim reumatyzmem! Nikt nie potrafi mi pomóc. Ci głupi balwierze puszczają mi wciąż krew, a ja tracę tylko siły i czuję się okropnie.

– Mój mąż nie stosuje takich zabiegów. Twierdzi, że to bezcelowe.

– To brzmi rozsądnie.

– Tak. Już niedługo będziemy na miejscu.

Jak dobrze było mówić o Tengelu „mój mąż”. Nagle poczuła, jak bardzo są ze sobą związani, również w oczach świata. Czasami przychodziło jej na myśl, że Kościół miałby co nieco do powiedzenia na temat wodza Ludzi Lodu, który udzielał ślubów. Wiedziała jednak, że niewiele było małżeństw prawdziwszych od ich związku.

Zgodnie ze wskazówkami Silje woźnica skręcił z drogi i wjechał w głąb leśną dróżką tak daleko, jak tylko się dało. Kiedy jazda stała się niemożliwa, kobiety wysiadły. Same wzięły wszystkie kosze i skrzynię z żywnością oraz odzieniem i ruszyły dalej w las. Szlachcianki wysoko unosiły nogi i spódnice na widok najmniejszego źdźbła trawy.

Nagle Silje przystanęła. Znalazły się na szczycie niewielkiego wzgórza i spoglądały w dół na małą polanę, na której stał szałas. Po chwili chciała iść dalej, baronowa wstrzymała ją jednak. Damy miały ochotę jeszcze popatrzeć.

Tengel klęczał przed Dagiem zwrócony do przybyłych plecami i pomagał mu napiąć mały łuk. Sol i Liv siedziały na trawie i bawiły się lalką, rozmawiając ze sobą jasnymi, szczebioczącymi głosikami. Tengel wstał i wprawnym ruchem podciągnął chłopcu pończochy, które ciągle mu opadały.

Charlotta i jej matka miały łzy w oczach.

– Cóż za wspaniały mężczyzna! – szepnęła starsza. – Gdyby mój mąż choć jeden jedyny raz okazał tyle miłości naszym dzieciom, wiele bym mu wybaczyła! Macie szczęście, Silje.

– Tak – odparła. – Kocham go i szanuję z każdym mijającym dniem coraz bardziej.

Liv zauważyła je i ruszyła pod górę.

– Mama! – krzyczała, a w ślad za nią w podskokach popędzili Dag i Sol. Zatrzymali się jednak zawstydzeni na widok obcych. Kobiety podeszły bliżej. Charlotta nie spuszczała oczu z chłopca. Nerwowo przełykała ślinę.

– Jakiż on ładny! – szepnęła nieswoim głosem.

– Tak, kocham wszystkie moje wnuki, co do tego nie możecie mieć wątpliwości – mruknęła baronowa. – Nikt jednak nie może nazwać żadnego z Meidenów pięknym. To dziecko jest wyjątkiem. Śliczny chłopiec!

– I wygląda na takiego inteligentnego – dodała Charlotta. Nie mogła się na niego napatrzeć.

– Zbliżcie się i przywitajcie z paniami, dzieci – powie działa Silje z obawą, że źle wypadną. Bała się jednak niepotrzebnie. Dzieci podeszły. Dziewczynki, choć onieśmielone widokiem wytwornych dam, pokłoniły się głęboko, a Dag pochylił się tak nisko, że jego jasna grzywka niemal dotknęła ziemi.

Tego było za wiele dla Charlotty, musiała się odwrócić i wyjąć chusteczkę ze swej wyszywanej torebki.

Baronowa z rosnącym przerażeniem przyglądała się większej dziewczynce. To musiała być Sol, ta naznaczona złym dziedzictwem. Och tak, z pewnością! Wyraźnie widać, że nie jest zwyczajna! Co za oczy! To cudowna, śliczna dziewuszka, lecz…

Druga dziewczynka, Liv, była podobna do matki jak dwie krople wody. Na twarzy baronowej pojawił się ciepły uśmiech, na który nieśmiało odpowiedziały obie małe.

W końcu kobiety podniosły wzrok, by powitać męża Silje. Z ust obydwu wyrwał się stłumiony okrzyk. Cofnęły się instynktownie. Zwierzoczłek, pomyślała Charlotta. Poczuła, że zaczyna drżeć. Żółtawe oczy, kruczoczarne włosy, wydatne usta i te olbrzymie ramiona, których nie można określić jako ludzkie. Najbardziej jednak przerażający był wyraz oczu. Były takie… takie wszechwiedzące! Dokładnie takie jak oczy małej Sol. Nie, żadne z nich dwojga nie było w stanie ukryć swego pochodzenia!

Szlachcianki nie mogły wiedzieć, że kiedy Sol się urodziła, nie było w niej nic niezwykłego. Charakterystyczne cechy pojawiły się z czasem. Kiedy spojrzało się na nią przelotnie, nie budziła niepokoju, w każdym razie nie w takim stopniu jak Tengel. Wszystko wskazywało raczej na to, że będzie kiedyś piękną kobietą. Nikt jednak nie mógł długo spoglądać w oczy małej Sol.

Ale ten mężczyzna… Z pewnością nie był brzydki, wprost przeciwnie, ale taki… nieludzki! I to jego właśnie miała za męża ta mała, krucha Silje. Jemu urodziła dziecko. Wydawało się, że to niemożliwe. A jednak pierwsza niekontrolowana myśl, jaka przemknęła przez głowę Charlotty, była pytaniem: jakże by to było kochać się z takim… demonem. Nie, nigdy w życiu nie miałaby odwagi, jednakże jakby wbrew temu rozsądnemu zaprzeczeniu doznała ukłucia żalu i dziwnej tęsknoty, a ciało jej ogarnęła fala gorąca. Ona go nie chciała, o nie, ale że ktoś w ogóle mógł się odważyć! Charlotta zrozumiała, że ten mężczyzna musiał być straszliwie zmysłowy, jeżeli wywarł wrażenie nawet na kobiecie tak wysokiego rodu jak ona.

Silje podeszła do Tengela i otoczyła go ramionami. Stojąc tak nie sięgała mu nawet do szyi. Miłość, która zabłysła w jego oczach, gdy szybko ją przytulił, głęboko wzruszyła i Charlottę, i matkę.

Silje uwolniła się z uścisku.

– Tengelu, zechciej przywitać baronową Meiden i jej córkę Charlottę.

Tengel nie potrafił ukryć zaskoczenia, lecz szybko się opanował i uprzejmie powitał damy.

Nareszcie baronowa odzyskała mowę, choć nie bardzo wiedziała, jak powinna rozmawiać z tą niezwykłą istotą.

– Mamy ze sobą trochę drobiazgów dla dzieci – wyjąkała i rzuciła niepewne spojrzenie na nędzny szałas. – Chciałybyśmy również porozmawiać z wami i waszą czarującą małżonką. Bardzo polubiłyśmy kochaną Silje.

Tengel zupełnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Wszystko spadło na niego tak nagle. A jeżeli one zechcą odebrać im Daga? Nie, chyba nie.

– Oczywiście – odpowiedział powściągliwie.

Na dźwięk jego głębokiego głosu zadrżały, szybko jednak odzyskały równowagę. Zaczęły rozpakowywać to, co ze sobą przyniosły.

Sol pisnęła z uciechy, gdy ujrzała suknię, którą baronowa przyłożyła do niej, chcąc sprawdzić, czy będzie pasowała.

– Wydaje się, że będzie leżała jak ulał – powiedziała szlachcianka. – Zmierz ją, kochanie. Jeżeli będzie dobra, jest twoja.

Sol błyskawicznie rzuciła na ziemię swą starą, podartą sukienkę, z której już dawno wyrosła, i z pośpiechem naciągnęła nową, ozdobioną perełkami. Baronowa pomogła jej.

– Powinny, mnie teraz zobaczyć Mette i Inger – wyrwało się Sol.

Silje z trwogą popatrzyła na Tengela. Poczuła, jak coś ściska ją w gardle. Mette i Inger to dzieci z Doliny Ludzi Lodu. O Boże, jakże to bolało! Dotyk kojącej dłoni Tengela ulżył nieco jej głębokiemu cierpieniu.

W tym czasie Charlotta przymierzyła Dagowi spodnie i kurtkę. Sama możliwość dotykania go, czucia jego ciepłej, żyjącej skóry przy swojej… Z całej siły musiała się powstrzymywać, by nie wziąć synka w objęcia i trzymać tak do końca życia. Nagle spostrzegła małą dziewczynkę, spoglądającą wielkimi oczami na piękne rzeczy, które dostało rodzeństwo.

– Zobacz, Liv – zareagowała szybko. – Mamy też coś dla ciebie.

– Och! – powiedziała Sol, kiedy zobaczyła paradną suknię z ciemnozielonego aksamitu, którą wyjęła Charlotta. – Jaka szkoda, że już nie mam trzech lat!

Charlotta i baronowa roześmiały się. Popłynęły łzy radości, równie szczere jak w wigilię Bożego Narodzenia. Silje, zatroskana, myślała, jak też dzieci będą chodzić w takich wyszukanych strojach.

Damy przyniosły jednak ze sobą również inne, bardziej przydatne na co dzień odzienie. Długo wyjmowały różne szaty, a radość obu stron była coraz większa.

– Mamo – szepnął Dag w stosownej chwili. – Ta pani uściskała mnie i powiedziała „wybacz mi”. Dlaczego?

– Być może wydawało się jej, że ścisnęła cię za mocno lub zadrapała – odpowiedziała szeptem Silje.

Kiedy opadło największe podniecenie, baronowa rozejrzała się dookoła.

– Mieliśmy porozmawiać, ale…

– Tu nie bardzo jest na czym usiąść – z zakłopotaniem uśmiechnął się Tengel. Obydwie kobiety zaczęły pojmować oddanie Silje dla męża. – A w szałasie jest jeszcze gorzej. Zgnilizna i pleśń, i tak nisko, że trzeba się czołgać.

– Dzieci muszą dostać jedzenie – wtrąciła Charlotta, której trudno było zachować swobodę i naturalność w rozmowie z tym mężczyzną. – Czy nie możemy wybrać się na przejażdżkę powozem?

– Tak, to świetny pomysł! – powiedziała baronowa. – Tam możemy porozmawiać.

Mała Liv nie chciała zdjąć odświętnej sukienki. Płakała z żalu. Charlotta rozładowała sytuację, stwierdzając, że jeśli wybierają się w drogę paradnym powozem, to mogą być również w odświętnych strojach.

– Żeby tylko nie chciała spać w tej sukience dziś w nocy – roześmiała się Silje. Tak więc pozwolono dzieciom pozostać w otrzymanych ubraniach.

Wspaniały galowy powóz wzbudził kolejne zachwyty maluchów. Usiadły z przodu przy woźnicy, który oddał im lejce i rozmawiał z Dagiem, pragnącym wiedzieć wszystko o tym pojeździe.

Podczas przygotowań do drogi Silje pomyślała o głodnym mężu. Zdołała przemycić dla niego udko kurczaka i trochę wina. Tengela czekała poważna rozmowa, a głód nie sprzyja rozsądnemu myśleniu. W zamieszaniu szlachcianki zapomniały, że mężczyzna również potrzebuje pożywienia. A może przypuszczały, że czarownicy w ogóle nie jedzą?

Jechali powoli piękną drogą. Na początku obie panie Meiden czuły się nieswojo, starały się patrzeć wszędzie, byle nie na straszliwego demona, który znajdował się tak blisko. W ciasnym powozie dominująca i niezwykła osobowość Tengela wprost je paraliżowała. Kiedy jednak odkryły, że jest równie onieśmielony jak one, szybko wróciły do swego naturalnego sposobu bycia.

– Posłuchajcie teraz – rzekła baronowa. – Charlotta i ja mamy dla was następującą propozycję. Wy zatrzymacie chłopca, a Charlotta będzie blisko niego. Dopóki żyje mój mąż, córka nie wyjawi Dagowi, kim jest, ale potem sprawę tę podejmiemy na nowo. Rozmawiałyśmy o tym wczoraj do późna w nocy i jesteśmy zgodne. Pytanie tylko, czy wam to odpowiada.

– Chwileczkę – powiedział Tengel. – Chciałbym się tylko upewnić, czy nie czujecie się oszukane. Czy jesteście przekonane, że chłopiec jest wasz? Że nie próbujemy was wprowadzić w błąd, by czerpać z tego korzyści?

– Jesteśmy całkowicie pewne, że to Meiden – stwierdziła matka. – Silje mówiła, że on jest podobny do Charlotty. Ja powiedziałabym, że to wyjątkowo uszlachetnione wydanie mojej córki. Nie mamy żadnych wątpliwości.

– To dobrze. Możemy zatem rozmawiać dalej.

– Prawdą jest, że Charlotta nigdy nie czuła się dobrze w Trondheim. Posiadamy dwór w prowincji Akershus, miała go dostać jako wiano, gdyby wyszła za mąż. Do dworu należy mniejszy dom, położony obok. Jeżeli zechcecie, mniejszy może być wasz. Charlotta wprowadzi się do dworu wraz ze służbą, a wy zamieszkacie w mniejszym domu. Będziecie odpowiedzialni za uprawę wszystkich pól, które należą do dworu, gdyż córka nie ma żadnego doświadczenia.

Silje i Tengel oniemieli.

– Jak wam się to podoba, panie Tengelu? Czy plotki o Ludziach Lodu krążą po całej Norwegii?

Ocknął się.

– Nie, nie wydaje mi się. Chyba tylko w Trondelag.

– Ale wasz mąż, baron Meiden, cóż on powie na takie rozwiązanie? – zapytała Silje.

– Jeśli chodzi o dwór w Akershus, nie ma nic do powiedzenia. Odziedziczyłam dwór po moim ojcu.

Starali się jak najwięcej zrozumieć z tego, co spadło na nich tak nagle.

– A więc? Co sądzicie o tej propozycji?

Silje i Tengel spoglądali na siebie. Oczy Silje promieniały.

Tengel zwrócił się w stronę dam z szerokim uśmiechem, który całkowicie odmienił jego groźne oblicze.

– Byłbym nierozumny, gdybym nie przyjął takiej propozycji i nie podziękował.

Charlotta odetchnęła z ulgą.

– To my powinnyśmy dziękować – powiedziała baronowa i powróciła do konkretów. – A więc dobrze. Nie chodzi o to, byście mieli wykonywać we dworze niewolniczą pracę. Silje nie bardzo się do tego nadaje; rozumiecie, o co mi chodzi. Wy również nie, jeśli wolno mi mówić wprost. Na razie zostaniecie zarządcą, a potem zobaczymy. Będziecie mieć wielu podległych wam ludzi, a wy sami władzę zwierzchnią. Będziecie samodzielnie podejmować decyzje, które uznacie za słuszne.

Tengel zasłonił twarz dłońmi, ale szybko je opuścił.

– Nie pojmuję tego! Jeszcze wczoraj wszystko było czarniejsze niż czarne. A dzisiaj… Tylko dlatego, że Silje uparła się przy swoim i poszła do Trondheim. Nie znałem jej planów.

– Silje jest silna – powiedziała baronowa zamyślona.

– I to jeszcze jak! – odrzekł Tengel.

Silje zaprotestowała.

– Wcale nie jestem silna. Tak łatwo płaczę.

– Łzy nie mają nic wspólnego ze słabością – powiedział Tengel. – Popłaczesz troszeczkę, a potem zaciskasz zęby i znów zaczynasz działać. Nigdy się nie poddajesz. To miłość daje ci siłę. Miłość do wszystkiego, co żyje, do całego świata.

– Uważam, że to właśnie jest prawdziwa siła – przytaknęła baronowa.

W drodze powrotnej, zanim się rozstali, baronowa poprosiła Tengela o radę na reumatyzm.

– Silje mówiła, że znacie się na sztuce lekarskiej.

– Gdzie umiejscowił się ból? – zapytał Tengel powoli. – W całym ciele?

– Nie, najgorsze są barki i czasami ramiona. Tak bolą, że nie mogę sypiać po nocach.

Zawahał się.

– Jeżeli to tylko ramiona, to mógłbym wam pomóc od razu, pani. Ale…

– O, bardzo proszę!

– Nie wiem – powiedział Tengel onieśmielony. – Mógłbym wam pomóc, ale konieczne jest odsłonięcie ramion. A to chyba nie przystoi.

Baronowa walczyła ze sobą.

– Ależ droga mamo – powiedziała Charlotta. – Chodziłaś przecież z gołymi ramionami na bale!

– Tak, ale to było w czasach mej młodości. Moja skóra nie jest już młoda i piękna jak dawniej. A tu, w powozie, wydaje mi się to w pewnym sensie… nieprzyzwoite.

Silje wiedziała, o co jej chodzi. Odurzająca męskość Tengela zawsze działała w ten sposób.

Tengel czekał. Nie chciał naciskać. Od czasu gdy szlachetna dama wyjawiła swą propozycję, głowę miał pełną planów. Myślał o tym, jak mało zna się na gospodarstwie; lękiem napawał go fakt, że podjął się czegoś, czego nie potrafi. Jakże jednak miał nie przyjąć takiej propozycji? Jego rodzina była uratowana, on i Sol wyjadą z niebezpiecznego Trondelag, znów będą mieć swój własny dom, starczy pożywienia dla Silje i dzieci…

Damy zadawały mu wiele pytań. Badały, co wiedział o prowadzeniu gospodarstwa, o zabudowaniach gospodarczych, o hodowli zwierząt, o uprawach. Dopytywały się, jakie gatunki powinny być sadzone po sobie, aby ziemia nie stała się jałowa. Odpowiadał tak dobrze jak tylko potrafił i nie tracił nadziei, że będą zadowolone z jego niepełnej wiedzy.

Charlotta usiłowała przekonać matkę, by zaufała Tengelowi.

– Czy warto cierpieć na bezsenność i skazywać się na takie męki? Wystarczy przecież tylko trochę zsunąć suknię, możemy zaciągnąć zasłony.

– A ja wyjdę – powiedziała Silje. – Jeżeli moja obecność stoi na przeszkodzie.

– Nie – powiedziała baronowa, nagle zdecydowana. – Zrobię to.

Tengel skinął głową.

– Odwróćcie się do mnie plecami, pani. Jeżeli siądziecie tam…

– Czy zdążymy, zanim powóz stanie?

– Tak, to jeszcze daleko.

Zaciągnięto zasłony i baronowa obnażyła swe białe, piegowate ciało.

Tengel uśmiechnął się.

– Nie macie się czego wstydzić, jaśnie pani. Wasza skóra wcale nie jest stara. Jest miękka i jędrna.

Zachichotała zawstydzona, przyjmując komplement jak młoda dziewczyna. Kiedy jednak Tengel położył wielkie, silne dłonie na jej ramionach, krzyknęła. Tego się nie spodziewała.

– Bardzo proszę, siedźcie spokojnie – powiedział Tengel głosem niemal hipnotyzera. – Rozluźnijcie się, jeszcze…jeszcze…

W powozie panowała cisza. Charlotta patrzyła oczyma szeroko otwartymi ze zdumienia.

– Och, robi mi się gorąco! – powiedziała matka. – Jak cudownie!

– Prawda? – rzekła Silje. – Ciepło promieniuje na całe ciało.

– Tak, nigdy jeszcze nie doświadczyłam czegoś podobnego.

Zamknęła oczy z uczuciem ulgi i odprężenia na pograniczu rozkoszy.

Tengel obmacał jej stawy barkowe. Poprosił, by wyciągnęła przed siebie dłonie, co okazało się zbyt trudne, jako że baronowa kurczowo starała się przytrzymać suknię na chudym łonie. W końcu jednak z pomocą Charlotty udało jej się wyprostować ręce, a jednocześnie pozostać w zgodzie z wyznawanymi przez siebie zasadami przyzwoitości.

Po dokładnym obejrzeniu stawów i kostek dłoni powiedział:

– Ten rodzaj reumatyzmu, jaki macie, łaskawa pani, nie jest najgorszy. Siedzieliście tylko zbyt wiele w przeciągach. Noście zawsze wełniany szal na ramionach! Nie wolno wam już ich odsłaniać. Sprawdźcie, czy nie ciągnie gdzieś w okolicy waszego łoża, i starajcie się nie przechładzać ramion nocą. Nie noście jednak na nich zbyt wiele, by nie było wam niewygodnie. Być może czasami zbyt mocno naprężaliście mięśnie. To powoduje bóle, które umiejscawiają się w karku i barkach. Jeżeli jednak dopilnujecie wszystkiego i będziecie uważać, sądzę, że ból minie. Dostaniecie ode mnie maść do smarowania. Chętnie przeprowadziłbym jeszcze kilka zabiegów, ale i ten powinien na trochę wystarczyć.

Odsunął ręce. Baronowa Meiden westchnęła z żalem.

– Och, to było cudowne! – powiedziała naciągając suknię. – Teraz muszę wam wynagrodzić…

Tengelowi pociemniały oczy.

– Ten dzień był tak nierzeczywisty jak sen. Proszę, nie róbcie mi teraz przykrości, jaśnie pani!

– Ależ oczywiście, wybaczcie mi moją bezmyślność. Czy mogę jednak polecić wam… O nie, tak się nie da. Jesteście przecież ścigani, a w dodatku się przeprowadzacie. Szkoda! Przyjadę do was tak szybko, jak tylko będę mogła.

Zabrzmiało to dwuznacznie, jakby baronowa oczekiwała rychłej śmierci męża.

– Ależ mamo! – powiedziała Charlotte ostro, choć z niewyraźnym uśmiechem. Musicie wybaczyć mojej matce. Gdybyście tylko wiedzieli, jak bardzo byłyśmy tyranizowane przez wszystkie lata, zrozumielibyście. Jesteśmy na miejscu.

– Ta maść… – przypomniała baronowa Tengelowi, kiedy wysiadał z powozu.

– A tak, oczywiście! Sol! Pobiegnij i przynieś…

Mruknął coś do dziewczynki.

Popatrzyła na niego i cicho odpowiedziała:

– Na reumatyzm? Dobrze, ale ja mam…

Głos przycichł, zamienił się w szept, przeznaczony tylko dla uszu Tengela.

Długo ze sobą rozmawiali, w końcu Sol skinęła głową i pobiegła.

– Lepiej, żeby ona poszła – wyjaśnił Tengel. – Mnie ciągle jeszcze boli noga.

Obie panie Meiden nie mogły się nadziwić zaufaniu, jakim obdarzał swą siedmioletnią siostrzenicę, powierzając jej wybór medykamentów. Nic jednak nie powiedziały.

Baronowa dostała maść i po ułożeniu planów na najbliższe dni elegancki pojazd zniknął wśród wierzb i krzewów czeremchy, kierując się ku Trondheim.

Baronowa dotrzymała słowa. Benedykt wyszedł z więzienia, a Abelone musiała opuścić dwór. Silje wraz z rodziną zdążyła przed wyjazdem na południe odwiedzić staruszków. Parobka, który od razu powrócił na służbę do Benedykta, wysłano do leśnego szałasu, by ich sprowadził. Stary malarz chciał koniecznie zobaczyć się z nimi i podziękować za ocalenie.

Jednakże dla Dyrego syna Alva i pozostałych buntowników nikt nie mógł niczego zrobić. Benedykt opowiedział o tragicznym końcu buntu, który właściwie od samego początku skazany był na niepowodzenie. Sam widział, jak prowadzono z więzienia mężczyzn na plac, na którym mieli zostać zgładzeni. W tym dniu znów odnowił mu się wrzód żołądka, wyjaśnił. Nie dodał jednak, że wrzód był spowodowany piciem nadmiernych ilości gorzałki.

Kiedy Silje wysiadła z wozu na starym, kochanym dziedzińcu, którego nie widziała od pięciu lat, poczuła, jak ściska ją w gardle. A kiedy czarno odziana Greta, mała i skurczona, wyszła na schody, wyciągając do niej ramiona, łzy popłynęły po twarzy Silje.

Ani Benedykt, ani Maria nie byli w stanie powitać ich na zewnątrz. Maria musiała leżeć w łożu, choć tego dnia wyjątkowo pozwolono jej być razem z nimi w paradnej izbie, a Benedykt siedział w najwygodniejszym krześle, lecz nie mógł wstać.

– Przeciekam – wyjaśnił. – Tak czasami bywa ze starcami.

Straszliwie się postarzał. Przygarbił się, zmalał, cały się trząsł, a jego głos nie był już taki wesoły jak dawniej. Nos Benedykta zdradzał, że malarz brał udział w niezliczonych pijatykach, a jego włosy były cienkie i postrzępione jak zniszczona szczotka do zamiatania.

Przez chwilę Silje obawiała się, że radość z ponownego spotkania okaże się zbyt dużym przeżyciem dla staruszków. Wszyscy jednak byli bardzo szczęśliwi. Pół dnia zajęło im opowiadanie minionych wydarzeń i podziwianie dzieci.

W pewnym momencie Silje zdradziła, jak bardzo pragnie ujrzeć króla.

– Och, moje dziecko – westchnął Benedykt. – Spóźniłaś się. Król Fryderyk II był w Norwegii w zeszłym roku i pewnie już tu nie wróci. Powiadają, że cierpi na tę samą słabość co ja: pije nieco więcej niż należy, i że to zbyt wcześnie zaprowadzi go do grobu. Moim zdaniem to nonsens. Szklaneczka wina nigdy jeszcze nie odebrała nikomu życia.

Cóż, jedna może nie, pomyślała Silje z czułą ironią.

A więc król w końcu zadbał o to, by wybrać się do Norwegii. A ona była w tym czasie w górskiej dolinie. Co prawda nawet gdyby żyła w normalnym świecie, nie miałaby większych szans, by go ujrzeć, ale kto wie, bywają szczęśliwe zbiegi okoliczności.

Benedykt pragnął, by Silje wraz z rodziną zamieszkała w jego dworze jak dawniej. Musiał jednak przyznać, że Ludzie Lodu byli niby cierń w boku Trondelag. Musieli zachowywać się bardzo dyskretnie i odejść jak najdalej stąd, zanim ktokolwiek zdąży ich odkryć.

Wszyscy rozumieli, że nie należy przedłużać pożegnania. Wiedzieli, że tym razem rozstają się na zawsze, i nie mieli siły na gwałtowne wybuchy uczuć. Czwórka staruszków była tak bezgranicznie wdzięczna za możliwość spędzenia ostatnich lat życia w domu i we dworze, że nazwała baronową Meiden dobrą wróżką i przesłała jej najgorętsze pozdrowienia i podziękowania.

O zmroku parobek odwiózł rodzinę z powrotem do szałasu, gdzie bezpiecznie mogli przetrwać dni dzielące ich od wyjazdu. Podczas jazdy nikt nic nie mówił, dzieci spały, a Silje i Tengel pogrążeni byli we własnych myślach.

Pomimo świtającej nadziei na szczęśliwą przyszłość nad głową Tengela wisiała czarna chmura: dziecko, którego oczekiwali. Teraz, tuż przed męczącą podróżą, niczego nie mógł zrobić. Nie wolno mu było narażać Silje na poronienie, które z pewnością pozbawiłoby ją sił i radości życia, tak bardzo w tym czasie potrzebnej. Musiał zaczekać, aż dojadą na miejsce, i tam próbować ją przekonać.

Wiedział jednak, że to na nic się nie zda. Łatwiej będzie potajemnie podać jej proszek mniej więcej tego samego rodzaju, jaki dała jej Hanna, by przyspieszyć poród. Wtedy jednak nie odważył się tego zrobić. A i recepty Hanny zawsze były silniejsze i bardziej tajemnicze.

Mógłby podać proszek Silje, kiedy zajadą na miejsce. Naturalne będzie wydawać się poronienie po tak długiej podróży…

Tengel westchnął. Nie podobały mu się te plany. Nie chciał oszukiwać młodej żony, sam także pragnął mieć jeszcze jedno dziecko. Ale życie Silje było ważniejsze niż cokolwiek innego. Dla nich wszystkich.

Загрузка...