4. Dzień przed akcją

— Zaraz przygotuję spis propozycji — powiedział Klart, wprowadzając serię poleceń do swojego osobistego terminalu. Spokój, jaki zachowywał świadczył wyraźnie, że żadne zachowanie najbardziej nawet oryginalnego agenta nie było w stanie go zaskoczyć.

Lea jednak nie podzielała tego spokoju.

— Brionie Brandd, każdy, kto mówi coś takiego, musi być stuknięty. Carver, dopilnuj, aby go natychmiast zamknięto!

— Lea ma rację — przytaknął Carver. — Nie możesz poruszać się nieuzbrojony na tak śmiertelnie niebezpiecznej planecie. To byłoby samobójstwo.

— Czyżby? Czy te wszystkie urządzenia i całe to uzbrojenie pomogło tym dwóm ludziom przede mną? Marcill zniknął po prostu bez śladu… Mamy jednak na szczęście wyobrażenie, co się z nim stało. I wiemy dokładnie, co tamten wóz bojowy zrobił z Hartigiem. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko temu, że nie pójdę ich śladem. Myślę o przetrwaniu, a nie o samobójstwie. Zanim się wypowiecie, chciałbym, abyście rozważyli dwa drobne fakty. Pamiętacie, jak zginął Hartig? Tamten wóz bojowy jechał prosto na niego przechwytując i namierzając wysyłane przez niego sygnały radiowe lub lokalizując jego broń. Wykrył go i zniszczył. Nie mylę się?

— Jak na razie, nie — powiedziała Lea. — Czy to pierwszy fakt?

— Tak. Hartig został namierzony i zniszczony. Fakt drugi to zwierzęta. Przypominacie sobie, że Hartig dostrzegł je i opisał zaraz po wylądowaniu. Biegły w oddali, skacząc.

— No i jaki wniosek wynika z tych dwóch informacji? zapytał Carver.

— To oczywiste — powiedziała do niego Lea. Zwierzęta były żywe i mimo to nie były atakowane przez sprzęt bojowy. Hartig natomiast został zabity. Żeby więc tam przetrwać, trzeba zachowywać się jak zwierzę i zbadać sytuację poruszając się na własnych nogach.

— To szaleństwo — jęknął Carver. — Nie mogę na to pozwolić.

— Nie możesz mi zabronić. Twoja odpowiedzialność skończyła się w momencie dostarczenia nas tutaj. Teraz ja kieruję tą akcją. Lea pozostanie na orbicie. Wyląduję sam.

— Cofam, co powiedziałam — odezwała się Lea. To rozsądny plan. W sam raz dla Zwycięzcy Twenties. Dostrzegła nieme pytanie na twarzy Carvera i zaśmiała się. — Widać, że niezbyt dokładnie cię poinformowali, skoro nie wiesz, że Brion jest światowej sławy bohaterem. Jego rodzinna planeta, jedna z najbardziej nie sprzyjających ludziom w Galaktyce, organizuje co roku zawody fizyczno — umysłowe. Dwadzieścia różnych konkurencji, od szermierki, poprzez pisanie wierszy, podnoszenie ciężarów, po szachy. To z pewnością najbardziej wycieńczające zmagania, jakie kiedykolwiek organizowano, wyczerpujący pokaz zdolności zarówno fizycznych, jak i intelektualnych. Zapytaj Briona o szczegóły, a dowiesz się, że jest to nieprawdopodobne wydarzenie sportowe, które po całym roku zmagań wylania jednego jedynego Zwycięzcę. Potrafisz wyobrazić sobie całoroczne zawody sportowe, w których uczestniczą wszyscy mieszkańcy planety? Pomyśl więc, kim musi być ten Zwycięzca! Jeśli nie starczy ci wyobraźni, to popatrz na Briona. On jest jednym z tych Zwycięzców. Bez względu na to, co wywołuje trudności na Selm — II, jest bardzo prawdopodobne, że Brion potrafi je pokonać. I zwyciężyć.

Carver podczłapał do fotela i opadł nań ciężko, upuszczając kulę, która spadła na podłogę.

— Wierzę ci — powiedział. — Ale to niczego nie zmienia. Jak powiedzieliście jednak, od tej chwili odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzy, spada na was. Masz rację, ja jestem już poza tą sprawą. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to życzyć wam szczęścia. Klart dopilnuje, żebyście otrzymali wszystko, co może wam być potrzebne.

— Oto spis propozycji — powiedział Klart, odrywając kartkę papieru z drukarki i wręczając im.

Lea chwyciła ją pierwsza, zanim Brion zdążył wyciągnąć rękę.

— Ponieważ ja będę krążyć na orbicie w lądowniku podczas twojego pobytu na powierzchni planety, zajęcie się Wyposażeniem należy do mnie. Idź poćwiczyć pompki lub weź trochę anabolików. Zrób po prostu to, co zawsze robisz przed walką, a ja zajmę się sprawą.

— Zazwyczaj odpoczywam — odparł Brion. — Przygotowuję się psychicznie na to, co mnie czeka.

— No to idź i odpocznij. Przed złożeniem zamówienia dam ci ostateczną listę do akceptacji.

— Nie musisz tego robić. Zostawiam ten kłopot tobie i ekspertom. Po prostu przypilnuj, żeby wszystko było w komplecie. Będę wprawdzie potrzebował trochę specjalnego sprzętu, ale tym zajmę się sam. Teraz potrzebuję jedynie szczegółowej kopii raportu zwiadu planetarnego. I miejsca, w którym mógłbym zapoznać się z nim w spokoju.

— Macie przydzielone kajuty — powiedział do niego Klart. — W terminalu znajdziesz potrzebne informacje.

— Świetnie. Jak szybko otrzymamy sprzęt?

— Za dwie, maksimum trzy godziny.

— My potrzebujemy dziesięciu godzin. Chcę się najpierw przespać — ponownie spojrzał na odległą Planetę. Gdy tylko odpoczniemy i zostaniemy wyposażeni, będę chciał wsiąść do naszego lądownika i zejść na niższą orbitę, aby przyjrzeć się powierzchni planety z mniejszej odległości. Chciałbym wiedzieć dokładnie, jakiego rodzaju zwierzęta widział Hartig.


Brion spał głębokim snem, lecz gdy Lea otworzyła drzwi, natychmiast się obudził. Zawahała się i zamrugała nieprzywykłymi do ciemności oczami.

— Wejdź — zawołał do niej. — Zaraz zapalę światło.

— Zawsze śpisz w ubraniu? — zapytała. — I w butach?

— To nazywa się wchodzeniem w rolę. — Wziął dużą szklankę wody z podajnika i wypił. — Będę żył w tym ubraniu przez kilka dni. Moje ciało i mój refleks będą moją główną bronią. Zabiorę ze sobą także nóż. Przemyślałem to dokładnie i uważam, że jego wartość w obronie jest warta ryzyka, jakie się z tym wiąże.

— Jaki nóż… i jakie ryzyko? Nie rozumiem.

— Nóż wykonany z minerału. Będzie jedynym wyjątkiem, jedyną rzeczą częściowo nienaturalnego pochodzenia. To ubranie jest wykonane z naturalnych włókien, a guziki z kości. Buty zrobione są ze zwierzęcej skóry i sklejone. Nie mam na sobie nic z metalu ani ze sztucznych włókien.

— Nawet plomb w zębach? — zapytała, uśmiechając się.

— Nawet. — Brion był niezwykle poważny. — Wszystkie metalowe wypełnienia zostały usunięte i zastąpione ceramicznymi. Im bardziej będę przypominał zwykłe zwierzę, tym bardziej będę bezpieczny. Z tego właśnie powodu ten nóż jest świadomym ryzykiem, jakie podejmuję. — Obrócił się, aby mogła zobaczyć skórzaną pochwę zawieszoną z boku na pasie. Wyjął z niej długi, przezroczysty przedmiot i dał jej do obejrzenia.

— Wygląda jak szkło. Czy to właśnie to? Zaprzeczył ruchem głowy.

— Nie, to plastal. Specjalna postać krzemu, która przypomina pod pewnymi względami szkło, lecz jest od niego stukrotnie wytrzymalsza, ponieważ jej cząsteczki zostały tak uporządkowane, aby powstał jeden duży kryształ. Jest praktycznie niełamliwy, a jego ostrze nigdy się nie tępi. Ponieważ jest to krzem, powinien być traktowany jako piasek przez każdy detektor. Dlatego właśnie decyduję się na ryzyko zabrania go ze sobą.

Lea patrzyła w milczeniu, jak Brion chowa ostrożnie swój nóż, wygina palce w łuk i przeciąga się jak kot. Widziała mięśnie poruszające się pod ubraniem — była świadoma drzemiącej w nim siły, która była czymś więcej niż tylko siłą fizyczną.

— Czuję, że może ci się udać — powiedziała. Wątpię, aby ktokolwiek inny mógł tego dokonać, przynajmniej nie w tej Galaktyce. Oczywiście nadal uważam, że jest to szalone przedsięwzięcie, ale zgadzam się, że daje ono największe szanse ustalenia, co dzieje się tam w dole.

Jego ruchy były niezwykle szybkie. Ciągle jeszcze nie mogła się do tego przyzwyczaić. Objął ją, zanim zauważyła, że się poruszył. Siła jego ramion wywoływała wrażenie, że pod warstwą ciała znajduje się stal. Pocałował ją szybko i cofnął się.

— Dziękuję. Z twoim zrozumieniem i wiarą jestem teraz lepiej przygotowany do Wypełnienia tego zadania. Do roboty zatem:


Ich odlotowi nie towarzyszyła żadna ceremonia. Podczas gdy Lea sprawdzała wykaz ładunku, Brion rozmawiał z pierwszym oficerem nawigacyjnym, który następnie obliczył dla nich i, wprowadził do komputera pokładowego lądownika parametry kilku orbit. Kiedy wszystkie przygotowania dobiegły końca i wszystko jeszcze raz sprawdzono, zamknęli luk. Po otrzymaniu od nich sygnału gotowości, komputer uruchomił program, który odłączył ich od statku — matki i zapoczątkował swobodne spadanie. Dysze manewrowe obróciły lądownik. Następnie włączyły się główne silniki, które miały dostarczyć ich na planowaną orbitę. Selm — II rosła z każdą chwilą na ekranie.

— Jesteś przestraszona — powiedział Brion, przykrywając swoją mocną ręką jej drobną, zimną dłoń.

— Nie trzeba zdolności empatycznych, aby to stwierdzić — powiedziała drżącym głosem przysuwając się do niego. — To zadanie może wygląda prosto na papierze, ale im bliżej jesteśmy tej planety bez powrotu, tym bardziej staję się niespokojna. Dwóch świetnych facetów, fachowców od nawiązywania kontaktów, zostało tam zabitych. To samo może równie dobrze przytrafić się nam. .

— Nie sądzę. Jesteśmy znacznie lepiej od nich przygotowani. I to właśnie dzięki ich poświęceniu, które dostarczyło nam informacji niezbędnych do przetrwania. Ale teraz nie pora na te rozważania. Musisz się odprężyć i oszczędzać siły na później, kiedy będą potrzebne. Teraz trzeba zejść na odpowiednio niską orbitę i obejrzeć szczegółowo powierzchnię, potem poszukamy miejsca do lądowania. Do tego czasu nic nam nie grozi.

Nagle włączył się komputer zadając kłam jego słowom.

— Obserwuję jakiś pojazd atmosferyczny. Trajektoria jego lotu przebiega pod nami. Pokazać na ekranie?

— Tak.

Na ekranie ukazała się maleńka kropeczka, która poruszała się powoli z lewej strony na prawą.

— Powiększ obraz.

Ruchoma kropka zaczęła rosnąć, przybierając postać metalicznej strzały z odchylonymi do tyłu skrzydłami.

— Z jaką leci prędkością? — zapytał Brion. W odpowiedzi na ekranie ukazały się dane, które głośno odczytał — 2,6 Macha. To samolot naddźwiękowy, produkt wysoko rozwiniętej technologicznie kultury. Przy tej prędkości ma. ograniczony zapas paliwa. Jeśli uda nam się śledzić jego lot do końca, będziemy mogli zobaczyć, gdzie wyląduje…

— I przy okazji zyskać szansę odkrycia, co się dzieje na tej planecie — dokończyła za niego Lea.

— Tak jest.

Obserwowany samolot przechylił się na jeden bok i gwałtownie zanurkował. W tej samej chwili odezwał się komputer.

— Widoczny na ekranie samolot wysyła cyfrowy sygnał radiowy. Nagrywam go.

Obraz samolotu na ekranie zniknął nagle w płomieniach wybuchu.

— Co wywołało tę eksplozję? — zapytał Brion.

— Rakieta ziemia — powietrze. Namierzyłem ją tuż przed eksplozją.

Brion pokiwał ponuro głową.

— Samolot musiał wykryć ją takie i dlatego właśnie próbował wykonać ten manewr.

— A ten przekaz radiowy… czy jest możliwe, że wysłała go jego załoga?

— Oczywiście! Jeśli to był samolot zwiadowczy, to był tam zapewne w jakimś celu. Kiedy odpalono do niego rakietę, próbował wykonać unik przekazując jednocześnie informacje do swojej bazy. I jeśli się nie mylę… właśnie nadchodzi odpowiedź. — Brion wskazał na niewielki obiekt, który ukazał się nagle na ekranie. Rakieta balistyczna. Najprawdopodobniej jest skierowana na tę wyrzutnię rakiet. Ta wojna wciąż tam trwa. Tak więc znamy już dwa miejsca, których lepiej unikać.

— Cel rakiety balistycznej, to znaczy miejsce, w którym właśnie doszło do tej efektownej eksplozji i miejsce, z którego ją wystrzelono?

— Zgadza się. Dopóki nie wiemy co się dzieje na tej planecie, lepiej trzymać się jak najdalej od miejsc, w których toczy się wojna. Spróbujmy może teraz odszukać zwierzęta, które widział Hartig. Myślę, że nie popełnimy błędu, przypuszczając, że unikają one miejsc walk i ruchomego sprzętu. Uciekły, kiedy wylądował statek Hartiga, toteż prawdopodobnie trzymają się z dala od wszelkich urządzeń.

Na wschodnim brzegu gigantycznego jeziora, nazwanego przez nich Jeziorem Centralnym, znaleźli miejsce, którego szukali. Cała trawiasta równina, ciągnąca się od podnóża gór do brzegu jeziora, upstrzona była ruchomymi kropkami. Ustawiony na maksymalne zbliżenie teleskop elektronowy pozwalał stwierdzić, że były to jakieś trawożeme zwierzęta. Położenie tego stada, jak również pozostałych zwierząt pasących się wzdłuż brzegu, zostało zarejestrowane. Były tam także drapieżniki. Domyślili się tego, kiedy zauważyli uciekającą w panice grupę zwierząt ściganych przez większych i szybszych prześladowców. W czasie tej obserwacji nie dostrzegli najmniejszego śladu jakiejkolwiek cywilizacji.

— To jest miejsce, w którym chciałbym spaść — powiedział Brion. — Na tej równinie, gdzie pasą się te wszystkie stada.

— Co masz na myśli mówiąc spaść? Czyżbyś nie zamierzał lądować w lądowniku?

— Nie. To ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić. Widziałaś, co się stało z samolotem. Nie chcę, aby nas namierzono i poczęstowano rakietą. Musimy obliczyć trajektorię balistyczną, która zapewni nam wejście w atmosferę we właściwym miejscu.

— Nie będzie cię bolało, kiedy będziesz płonął trąc o powietrze podczas spadania?

Brion uśmiechnął się.

— Doceniam twoją troskę. Będę miał na sobie grawitator, który zmniejszy prędkość spadania. Usunąłem ponadto wszystkie zbędne metalowe części z kombinezonu ciśnieniowego. Nawet butlę z tlenem zamieniłem na plastikową. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zostanę wykryty przez radar naziemny, zwłaszcza że miejsce, które wybraliśmy, jest chyba wolne od tego typu urządzeń. Jak tylko wyląduję, pozbędę się grawitatora razem z całym wyposażeniem kosmicznym.

— Zostaniesz sam, zdany tylko na siebie!

— Dlaczego? Będę przecież w kontakcie z tobą.

— Jak to? Czyżbyś wymyślił, plastikowe radio? — zamierzony żart nie wyszedł jej, gdyż w jej głosie wyczuwało się zmartwienie.

— Mam zamiar używać tego — powiedział Brion wyciągając z przytwierdzonej do boku torby wstęgę kolorowego materiału. — Wymyśliłem prosty kod. Kiedy rozłożę te wstęgi na ziemi, będziesz je mogła bez trudu dostrzec z orbity. Zaraz po wylądowaniu, jak tylko się przejaśni, przekażę ci wiadomość. W czasie przemieszczania się będę ci je przekazywał regularnie, żebyś wiedziała na bieżąco, co się dzieje.

— Ale to niebezpieczne…

— Wszystko w tej operacji jest niebezpieczne. Niestety, innego sposobu nie ma. — Odwrócił się na powrót w stronę ekranu i przyjrzawszy mu się dokładnie, stuknął weń palcem w pewnym miejscu. — Tu chcę wylądować. Niedaleko miejsca, w którym równina styka się ze wzgórzami. Pobliski las posłuży mi za kryjówkę. Jeśli wystartuję we właściwym momencie, zacznę spadać w nocy i na ziemi znajdę się o brzasku. Najpierw urządzę sobie kryjówkę, a następnie przystąpię do obserwacji. Jeśli te zwierzęta okażą się tym, na co wyglądają, to znaczy dzikimi, prostymi formami życia, będę mógł przejść do kolejnego etapu obserwacji.

— Co ma nim być?

— Zbliżenie się do jednego z rejonów walki…

— Nie możesz!

— Przykro mi, ale to konieczne. Od stada dzikich zwierząt niewiele można się dowiedzieć na temat sprzętu bojowego. Najbliższe wraki znajdują się w odległości około stu pięćdziesięciu kilometrów od zaplanowanego miejsca mojego lądowania. To zaledwie dwa, trzy dni marszu. Codziennie będę przekazywał podczas marszu wiadomości, zaczynając każdą od znaku X ta regularna forma nie występuje normalnie w przyrodzie, dzięki czemu skaner komputera będzie mógł ją łatwo zlokalizować i ustawić się na niej. Teraz zamierzam się trochę przespać. Obudź mnie, proszę, na godzinę przed odlotem.


Powierzchnia Selm — II ginęła w mroku, kiedy Brion wchodził do śluzy powietrznej. Wszystko, czego będzie potrzebował po wylądowaniu, zostało szczelnie zapakowane w plastikowej torbie w kształcie rury, którą przerzucił sobie przez plecy. Korpus grawitatora spoczywał swobodnie na jego masywnych barkach, solidnie przytwierdzony do jego ciała pasami. Lea patrzyła, jak po raz ostatni sprawdza uprząż opinającą jego kombinezon ciśnieniowy. Dłonie miała zaciśnięte tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Spojrzał na nią i pomachał jej ręką, ale kiedy szykował się do odejścia, zbliżyła się do niego i zapukała w przednią szybę hełmu. Brion odemknął ją i uniósł do góry. Jego twarz wyrażała w takim stopniu spokój, jak jej własne oblicze odbijało zdenerwowanie. — Słucham? — rzucił.

Przez chwilę milczała. Jedynym dźwiękiem, jaki się rozlegał, był syk powietrza dobiegający z otworu wlotowego hełmu. Potem wspięła się na palce i pochyliwszy się do przodu, pocałowała go mocno w usta.

— Chciałam tylko życzyć ci powodzenia. Zobaczymy się wkrótce?

— Oczywiście — uśmiechał się, kiedy zamykał przednią szybę hełmu.

Wszedł do śluzy i zamknął za sobą wewnętrzne wrota. Znajdujący się obok nich wskaźnik zapłonął czerwonym światłem, kiedy otworzyły się drzwi zewnętrzne. Czekał długie minuty wpatrując się w kosmiczną pustkę do chwili, kiedy komputer dał mu znak, że nadszedł właściwy moment: Jak tylko na tablicy kontrolnej zapaliło się zielone światło, wypchnął się do przodu, na zewnątrz statku.

Lea usiadła przed ekranem monitora i obserwowała jego spadające ciało widoczne dzięki blaskowi wydzielanemu przez silniki hamujące aż do chwili, kiedy oddaliło się na tyle, że zniknęło jej z pola widzenia.

Загрузка...