Idąc wolno gęsiego, przedzierali się równiną w kierunku położonych w oddali zalesionych wzgórz. Ravn szedł przodem, a tuż za nim Brion. Lea wlokła się daleko z tyłu objuczona zawiniętym w skóry pakunkiem, który niosła na plecach. Wytarła ręką pot z twarzy i zawołała:
— Zatrzymajcie się. Już dawno minęła pora na odpoczynek!
Kiedy dogoniła Briona, zrzuciła swój bagaż na ziemię i usiadła na nim z westchnieniem ulgi.
— Napij się wody — powiedział Brion. — I odsapnij.
— Co za wspaniała propozycja! — żachnęła się. I jaka wielkoduszna. Pozwalasz mi napić się wody, którą targam na plecach cały dzień…
— A mamy jakiś inny wybór? — zapytał spokojnie z nieubłaganą logiką, ale ta odpowiedź nie spodobała się jej.
— Co znaczy to my, przecież to ja robię za tragarza. Wiem, że ten argument jest mylący, że kobiety niczym zwierzęta pociągowe odwalają najcięższą robotę w tym cofniętym w rozwoju społeczeństwie, w którym straciłbyś cały swój prestiż, gdybyś przeniósł cokolwiek. Narażam swój kręgosłup i bez wątpienia dostanę w końcu przepukliny… Przestań się do mnie uśmiechać w ten protekcjonalny sposób, ty wstrętny brutalu!
— Przepraszam. Bardzo mi przykro, że nie mogę ci pomóc. Niedługo powinniśmy dotrzeć na miejsce.
— Nie tak szybko…
Rozwiązała tobołek z jaszczurczej skóry — pozostałości po zwierzęciu, które dwa dni wcześniej posłużyło Ravnowi za pożywienie — i grzebała w nim, aż znalazła butelkę z wodą. Pociągnęła duży łyk i podała ją Brionowi, który zwilżył jedynie usta. Ponieważ kobieta piła tę wodę, stała się owa woda dla niego, Łowcy, tabu. Nawet nie próbowali proponować jej Ravnowi.
— Jak schowasz wodę, odszukaj pudełko z granatami ogłuszającymi i daj mi je — powiedział nieoczekiwanie Brion.
Lea spojrzała na niego z niepokojem.
— Czyżby zbliżały się kłopoty? — zapytała.
Przytaknął jej powoli.
— Są ukryci w lesie. Czuję ich nienawiść, taką samą jak ostatnim razem.
— Ale nasza sytuacja nie jest taka sama jak ostatnim razem! — Wręczyła mu płaskie pudełko i uśmiechnęła się do niego zachęcająco, kiedy wsuwał do kieszeni garść metalowych kulek — Nawet nie wiesz, jak bardzo liczę na nie.
— Nie chcę zranić żadnego z nich, ale najlepszy skutek może dać porządne ich przestraszenie. Jeśli uda nam się zająć miejsce na szczycie tej społeczności, wówczas będziemy mogli z pewnością uzyskać odpowiedź na nasze pytania. Za chwilę ruszamy. Trzymaj się blisko mnie, ponieważ są już niedaleko. To dobrzy łowcy i do tego uzbrojeni, dlatego też nie powinniśmy ryzykować.
Jeśli Ravn był świadomy przygotowywanej zasadzki, to nie dawał tego po sobie poznać, po prostu przedzierał się przed nimi w tym samym tempie. Kierowali się ku krzewom i dalej, ku drzewom. Po pewnym czasie ukazała się przed nimi polana. Trasa ich wędrówki prowadziła przez jej środek.
— Zatrzymaj się — zawołał Brion w języku tubylców, kiedy znaleźli się na jej środku. — Daj mi wody — zwrócił się do Lei, po czym dodał cicho: — Otaczają nas teraz ze wszystkich stron i są bardzo spięci. Jestem pewien, że są gotowi zaatakować nas w każdej chwili. Na wszelki wypadek trzymaj broń pod ręką.
Leśną ciszę rozdarł piskliwy świergot, który rozniósł się echem po polanie. Tuż po nim rozległy się liczne okrzyki wojenne Łowców, którzy wysypali się ze wszystkich stron z leśnej gęstwiny. Ravn ruszył biegiem do przodu, aby przyłączyć się do nich, ale Brion dopadł go w tym samym momencie i powalił na ziemię jednym ciosem wymierzonym w plecy. Potem postawił na nim nogę, aby przytrzymać go przy ziemi i zaczął rzucać granaty w kierunku zaciskającego się wokół nich pierścienia. Wybuchy płomieni i ogłuszające huki eksplozji rozlegały się ze wszystkich stron. Lea wiedziała co nastąpi i zakryta uszy, mimo to jednak klęczała nadal, wzdrygając się przy każdej kolejnej eksplozji. Wojenne okrzyki przeszły w ryk bólu, kiedy łowcy cofali się lub padali. Ciszę, jaka wkrótce nastała, rozdarł nagle pełen gniewu głos Briona przeklinający ich w ich własnym języku:
— Jesteście ścierwem. Jesteście kobietami. Jesteście gównem! Podnosicie na mnie dzidy, a ja zabijam was. Jesteście martwym mięsem pod moimi stopami… jak ten Ravn, który jest martwym mięsem! — Mówiąc to, naciskał mocniej nogą na Ravna, który zajęczał imponująco. Brion czuł emanujący od Łowców paniczny strach. Jeden z impulsów wydał mu się znany. — Vjer, chodź tutaj — rozkazał.
Vjer podniósł się niepewnie i wolno ruszył do przodu, potykając się co chwila. Z nosa ciekła mu krew, był oszołomiony i ogłuszony wybuchami. Brion spojrzał na niego gniewnie.
— Kim jestem? — zawołał. — Jesteście Brrn…
— Głośniej! Nie słyszę. — BRRN!
— Czym jest to ścierwo, na którym stoję?
— To jest Ravn.
— Wobec tego kim jestem teraz?
— Musisz być… Ravnem Nad Ravnem!
Patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma i Brion czuł jego strach, graniczący niemal z uwielbieniem. Brion wskazał na przezroczysty nóż, który trzymał Vjer.
— Co to jest, co trzymasz w ręce?
Vjer spojrzał na nóż i zaczął się trząść. Padł strwożony na kolana i podczołgał się do Briona, aby położyć go u jego stóp. Brion podniósł go i wsunął do pustej pochwy.
— Teraz pójdziemy — powiedział, zdejmując nogę z grzbietu Ravna. Tytuł, jaki otrzymał, był najważniejszy ze wszystkiego. Czuł to po reakcjach otaczających go ludzi. Agresja i strach zaczęły opuszczać ich, kiedy zaakceptowali go w nowej roli.
— Nadal mają broń — powiedziała Lea, mierząc Łowców podejrzliwym wzrokiem.
— Nie ma potrzeby ich rozbrajać, dopóki jestem w tej nowej roli częścią ich kultury.
— A co ze mną? Przecież jako kobieta jestem dla nich mniej niż niczym. Nieś swój tobołek i milcz, tak? Poczekaj, niech no tylko opuścimy ten samczo — szowinistyczny raj, Brionie Brandd! O, zapłacisz mi za to…
Kiedy wspinali się na wzgórze między drzewami, Brion śledził stany emocjonalne otaczających go ludzi. Dopóki akceptowali go, dopóty był bezpieczny. Wszystko to jednak mogło zmienić się w jednej chwili — z różnych, nie dających się przewidzieć powodów. Jeśli jego nowa pozycja zostanie zachowana, będzie to najszybszy i najskuteczniejszy sposób na poznanie tutejszej kultury i przeprowadzenie rozmów. Było to niebezpieczne, ale było już za późno, żeby się wycofać.
Gdy agresja i nienawiść opuściły Łowców, zaczęli się kolejno oddalać. Jedynie niewielka grupa została przy nich, towarzysząc im w drodze do obozowiska. Wspinali się dalej wzdłuż stromego wzgórza, aż znaleźli się przed widocznym między drzewami urwiskiem skalnym, tworzącym ciąg naturalnych jaskiń. Krzątała się tam niewielka grupa kobiet Oddzielały mięso od jaszczurczych skór kawałkami ostrych kamieni. Kiedy zobaczyły obcych, cofnęły się, ponaglane kopniakami i kuksańcami przez siwowłosą kobietę.
— To pewnie żeńska odpowiedniczka Ravna — powiedziała Lea, przyglądając się scenie z zainteresowaniem. — Skoro ty stanąłeś na czele Łowców, ja stanę na czele kobiet. — Opuściła na ziemię tobołek i ruszyła w ich kierunku, wołając, aby się zatrzymały. Zamiast tego przyspieszyły kroku wszystkie z wyjątkiem siwowłosej, która odwróciła się nagle i ruszyła na Leę.
— Zabiję! Ty ścierwo — zaskrzeczała.
Lea stanęła w rozkroku i cofnęła swoją małą, twardą pięść. Kiedy jej przeciwniczka podbiegła do niej, uderzyła ją z całej siły. Siwowłosa kobieta zgięła się i jęcząc z bólu złapała się za brzuch. Lea chwyciła ją za włosy i pociągnęła, odwracając jej głowę.
— Zamknij się i powiedz mi, jak się nazywasz… albo dostaniesz jeszcze raz!
— Jestem… Pierwszą Kobietą.
— Już nie. Ja jestem Pierwszą Kobietą. A ty jesteś teraz Starą Kobietą!
Nowo nazwana Stara Kobieta zajęczała, protestując i jednocześnie starając się uwolnić włosy z uchwytu Lei. Jej jęk przeszedł w krzyk bólu, kiedy przechodzący obok Ravn kopnął ją od niechcenia w bok.
— Jesteś teraz Starą Kobietą — powiedział zadowolony, że ktoś jeszcze oprócz niego został upokorzony. Podszedł do skalnej ściany i usiadł w słońcu, opierając się o nią plecami, a następnie krzyknął, żądając jedzenia.
— Czarujący ludzie — powiedziała Lea.
— Twory swojej własnej kultury — odrzekł Brion, owijając kawałkiem jaszczurczej skóry nadajnik, zanim wyjął go z tobołka. — Ten system pomaga im przetrwać na tej planecie. Inaczej nie byłoby ich tutaj. Chcę przekazać do pamięci komputera pokładowego lądownika raport z dzisiejszych wydarzeń. Musimy na bieżąco uzupełniać relację, na wypadek gdyby nam się coś stało.
— Oszczędź mi, jeśli łaska, tych dodatkowych zmartwień. Spodziewam się, że zakończymy tę misję żywi. Miej to cały czas na uwadze! Kiedy będziesz przekazywał raport, postaram się porozmawiać z kobietami. Spróbuję zobaczyć, jak wygląda ten odrażający świat z ich punktu widzenia.
— Dobrze. Potrzebujemy informacji, ale nie będziemy mogli zostać tu dłużej niż będzie to konieczne. Większość z nich ma insekty, zauważyłaś to?
— Trudno nie zauważyć. Robi mi się niedobrze, ilekroć na nich patrzę. Nie oddalaj się zbytnio.
— Będę tutaj. Sam chcę zadać im parę pytań. Porozmawiam z Vjerem, łączy mnie już z nim co nieco. Powodzenia!
Było już prawie ciemno, kiedy Lea wyszła z jaskini drapiąc się pod pachą. Brion rozmawiał z dwoma Łowcami, ale kiedy zobaczył wyraz jej twarzy, polecił im odejść. Podał jej plastikowy pojemnik i powiedział:
— Znalazłem w apteczce środek antyseptyczny, może być dobry na insekty. Tamta jaskinia to dosłownie siedlisko robactwa!
Szybko zdjęła ubranie i spryskała całe swoje ciało pokryte czerwonymi pręgami. Kiedy smarowała skórę kremem gojącym, Brion spryskał jej ubranie. Ubierając się powiedziała do niego:
— Bądź tak dobry i nalej mi dużą wódkę. Butelka jest na dnie tobołka.
— Napiję się z tobą. To był długi dzień dla nas obojga. Jak ci poszła rozmowa?
— Doskonale, jeśli pominę kąsanie przez robactwo. Do pełna, świetnie, dzięki. O, jak miło… Kobiety mają swoją własną subkulturę ściśle zhierarchizowaną i wspaniałą skarbnicę opowieści. To jakby mityczny lub mnemoniczny śpiew o wszystkim, co tylko można nazwać. To cała historia przekazywana z ust do ust. Następnym razem wezmę ze sobą rejestrator. To będzie bezcenny materiał dla antropologów. A teraz powiedz, czego ty się dowiedziałeś.
— Niewiele. Łowcy rozmawiali ze mną dosyć chętnie, ale tylko o zabijaniu tego czy innego zwierzęcia lub o swoich niezwykłych zdolnościach tropicielskich. Myślę, że nie muszę tego rozwijać. Na inne tematy nie mają . własnego zdania. Są po prostu chodzącymi skarbnicami różnych tabu. Wszystko, co robią lub myślą jest określane przez ten system.
— To samo dotyczy kobiet, przynajmniej jeśli chodzi o ich życie fizyczne. Często sięgają do mitów, co wydaje się nie podlegać żadnemu tabu. Odnoszę jednak wrażenie, że te opowieści są prawdopodobnie tabu dla mężczyzn. Słyszałeś coś o micie stworzenia?
Brion zaprzeczył, potrząsając głową.
— Nie, nic na ten temat nie słyszałem.
— Jest interesujący, ponieważ może być uproszczoną wersją prawdziwych zdarzeń, czymś, co żyje w ich pamięci, ale w formie mitu. Mówi on o tym, że ludzie żyli kiedyś jak bogowie, że poruszali się nad ziemią, nie chodząc po niej, a nawet latali w powietrzu bez skrzydeł. W tamtych czasach ludzie byli źli, ponieważ cenili rzeczy wykonane z cklt… Spotkałeś się może z tym słowem?
— Tak. Wiem, co ono oznacza. Metal. Domyśliłem się jego znaczenia ze sposobu, w jaki zostało użyte. Musiałem stracić rozmówcę, aby upewnić się, że moje przypuszczenie jest słuszne. Pokazałem mu przekaźnik, na którego widok ogarnął go paniczny strach. Zwiał na oślep między drzewa, aby znaleźć się jak najdalej od niego. Mało sobie łba nie rozwalił.
— Coraz lepiej. To wiąże się z mitem opisującym dawne dzieje. Starożytni ludzie, którzy cenili metal, uważali się za bogów i dlatego prawdziwi bogowie zniszczyli ich, ich metal i metalowe miejsca, w których żyli. Potem bogowie wypędzili ich i zmusili do tego, żeby żyli jak zwierzęta, dopóki się nie oczyszczą. Jeżeli będą żyli nadal w ten sposób, oczyszczą się i zostaną wpuszczeni do cklt Przetłumaczyłam to słowo jako raj, co chyba jest zgodne z prawdą. Aby móc tam trafić, muszą cierpieć na tym świecie, przestrzegając wszystkich tabu, które umożliwiają im życie we właściwy sposób.
— Niesamowite! — powiedział Brion zrywając się na równe nogi. Chodził tam i z powrotem z podniecenia. Jesteś cudowna. Odwaliłaś wspaniałą robotę. Wszystko, co mówisz, układa się w całość… o ile ci ludzie są tymi, na których wyglądają. Uciekinierami przed globalną zagładą. Zostali najechani albo pokonani w wojnie i musieli uciekać z miast. Widzieli, jak ich broń i armie zostały zniszczone i teraz obwiniają o to bogów. Jest to łatwiejsze niż przyznanie się do porażki.
— Świetna teoria, profesorze — powiedziała Lea, popijając ze szklanki i oblizując się ze smakiem. Nalała sobie jeszcze jednego drinka. — Widzę w niej jedną drobną sprzeczność. Gdzie teraz są te zwycięskie, zdobywcze armie? Z tego, co widzieliśmy, wynika, że wojna toczy się nadal.
— Tak — Brion usiadł na ziemi, zasępiony. — Nie pomyślałem o tym. Wobec tego w chwili obecnej wiemy niewiele więcej niż na początku.
— Nie łam się. Wiemy już dużo. W pewnym momencie przedstawiłam im naszą teorię podziemnego miasta, ale spojrzały na mnie, jakby nie rozumiały, o czym mówię. Jeśli na tej planecie żyje pod ziemią jakaś cywilizacja, to ci ludzie nic o niej nie wiedzą.
— Co sprowadza się do tego, że my wiemy tyle samo. Zaczynam się obawiać, że znaleźliśmy się w ślepej uliczce. — No, może ty, Ravnie Nad Ravnem, ze swoimi Łowcami i wojownikami, i tą całą samczą bufonadą. Czknęła łagodnie i zewnętrzną stroną dłoni zasłoniła usta, uśmiechając się. — My, dziewczyny, prowadziłyśmy konkretniejszą rozmowę jak przystało na atrakcyjniejszą i inteligentniejszą płeć. Jak ci już mówiłam, wszystko co metalowe jest tabu, a największym z nich są metalowe maszyny i urządzenia, o czym zresztą mogliśmy się przekonać, po tym, jak zobaczono nas w pobliżu metalowego lądownika. Z tego wszystkiego wynika, że miejscem objętym największym tabu będzie to, z którego pochodzą maszyny. Pójdziesz tam ze mną?
— Oczywiście. Dolać ci jeszcze?
— Zamknij się. Nie uważasz, że dobrze byłoby, gdybyśmy dowiedzieli się, skąd pochodzą te maszyny?
— Oczywiście, ale…
— Żadnych ale. Przyjmij do wiadomości, że tyle to ja już wiem. Powiedziały mi, jak znaleźć to miejsce. W tej sytuacji pozostaje nam tylko pójść tam… i cała zagadka będzie rozwiązana.
Z przyjemnością patrzyła na wyraz jego twarzy: opadniętą szczękę i wytrzeszczone oczy. Potem spokojnie ułożyła się do snu.