19. Koniec misji

— Jakim prawem wasze dowództwo ma decydować o naszym losie? — zapytał Brion.

Hegedus zrobił poważną minę.

— Brion, wydaje mi się, że wyjaśniłem to już szczegółowo kilka minut temu. Ten kraj jest w stanie wojny. Obowiązuje prawo wojenne. Zostałeś schwytany w strefie wojennej podczas manipulowania przy kluczowym urządzeniu wojskowym. Ciesz się, że jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i nie zastrzeliliśmy cię od ręki.

— A z jakiego powodu trzymacie mnie? — zapytała Lea. — Wasze zbiry obrzuciły mnie granatami, a potem porwały. Czy to właśnie robią cywilizowani ludzie?

— Tak. Przynajmniej, kiedy ktoś szpieguje w strefie wojennej. Proszę, nie kłóćmy się. W tej chwili możecie uważać się za naszych gości. Uprzywilejowanych gości, ponieważ jesteście pierwszymi ludźmi spoza naszej planety, którzy postawili na niej stopę. Mimo iż dzielą nas, Opolean i Gyongyosan, różnice polityczne, w jednej kwestii jesteśmy całkowicie zgodni. Stosujemy bezwzględny zakaz kontaktu z innymi planetami. Zarówno my, jak i oni znaleźliśmy tutaj przystań po ucieczce od wojen, które trwały podczas Upadku. Reszta Galaktyki nie ma nam nic do zaoferowania.

— Te wojny skończyły się tysiące lat temu — powiedział Brion. — Czy wy nie macie przypadkiem paranoi? — Ani trochę. Jesteśmy całkowicie samowystarczalni. Nie potrzebujemy niczego z zewnątrz. Wpływ z zewnątrz mógłby pociągnąć za sobą naciski i zdradzieckie ruchy polityczne, a te z kolei mogłyby zniszczyć nasze szczęśliwe życie. To gra, której nie możemy przegrać. Dlatego prowadzimy politykę ścisłej izolacji. Teraz proszę mi wybaczyć. Sierżancie!

W tej samej chwili, otworzyły się drzwi i do środka wszedł sierżant i trzaskając kopytami zamarł w pozycji zasadniczej. Brion rozpoznał jego surową, wojskową twarz. Człowiek ten dowodził oddziałem, który go schwytał. Hegedus podszedł do drzwi.

— Sierżant zostanie z wami aż do mojego powrotu. Możecie prosić go o wszystko, czego potrzebujecie. Przypuszczam, że jesteście już nieco głodni.

Brion prawie nie zwrócił uwagi, kiedy Hegedus wyszedł, ponieważ napomknięcie o jedzeniu uzmysłowiło mu nagle, jak bardzo był głodny. W ferworze zdarzeń zapomniał o głodzie, lecz teraz dał mu znać o sobie. Czuł głośne burczenie w żołądku.

— Sierżancie, moglibyście zamówić nam coś do jedzenia?

— Tak, proszę pana. Co zamówić?

— Macie steki na tej planecie?

— Nie jesteśmy niecywilizowani. Oczywiście, że mamy. Piwo także…

— Dla dwóch osób, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu — powiedziała Lea. — Na wpół surowe! Mam już dosyć suszonych racji żywnościowych i chciałabym zapomnieć o nich na zawsze.

Sierżant skinął głową i przekazał krótkie polecenie do umieszczonego w hełmie mikrofonu. Brion czuł wydzielanie soków trawiennych w żołądku. Kilka minut, które upłynęło zanim dostarczono jedzenie, wlokło się niczym godziny. Wreszcie wszedł żołnierz z dużą tacą, postawił ją na stole i wyszedł. Brion i Lea natychmiast rzucili się na jedzenie.

— Najlepszy stek, jaki kiedykolwiek jadłem — mruknął Brion odgryzając duży kęs.

— Że nie wspomnę o piwie — westchnęła Lea, odstawiając zroszoną szklankę. — Powinniście organizować wycieczki z wegetariańskich planet do siebie. Niech zobaczą, co to jest dobre jedzenie!

— Tak, proszę pani — odrzekł sierżant patrząc przed siebie z niezmiennie srogą miną.

— Dlaczego nie napije się pan z nami piwa? — zapytał Brion.

— Nie piję podczas służby — odparł beznamiętnym głosem, nie odwracając głowy.

— Czym się pan zajmował, zanim poszedł pan do wojska? — zapytała Lea, skubiąc delikatnie swoją porcję po zaspokojeniu pierwszego głodu. Brion spojrzał na nią z ukosa i skinął nieznacznie głową.

— Od początku jestem w wojsku.

— A reszta pana rodziny? Także służy w wojsku czy pracuje w fabrykach?

Pytanie wydawało się niewinne, ale sierżant nie dał się podejść. Posłał Lei groźne, znaczące spojrzenie, po czym na powrót skierował wzrok na przeciwległą ścianę.

— Żadnych rozmów podczas pełnienia służby. Koniec rozmowy. Ale Lea nie dawała się łatwo zniechęcić.

— W porządku. A czy może pan powiedzieć nam coś na temat tej wojny? Kierujecie nią, czy może tylko obserwujecie i czekacie na rozstrzygnięcie?

— To tajemnica wojskowa. Mogę jedynie powiedzieć, że wszyscy na Arao obserwują ją. Przez cały dzień można ją oglądać w telewizji, cieszy się ogromną popularnością. Ludzie zakładają się o wynik poszczególnych potyczek. To bardzo podniecające.

— Nie wątpię, że tak jest — mruknął Brion. Zaraz, co to było takiego, co czytał w jednej z historycznych książek o chlebie i igrzyskach? — Proszę mi powiedzieć, jeśli to nie jest tajemnica wojskowa, czy oba kraje istniejące na tej planecie używają do przenoszenia się na Selm — II tego samego odbiornika TMD? Tego, przy którym mnie schwytano?

Sierżant spojrzał na niego chłodnym, przenikliwym wzrokiem i po chwili zastanowienia powiedział:

— To nie jest tajemnica. Oba kraje używają tego samego odbiornika. Odpowiednia kontrola umożliwia jednakowe rozbrojenie obu stron za każdym razem.

— Co powstrzymuje jedną stronę, to znaczy przeciwnika, od zaczajenia się po tamtej stronie?

— Prawo, proszę pana. Każdy, kto ogląda telewizję, wie o tym. Specjalne, kodowane sygnały radiowe zapobiegają używaniu broni w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od boi Delta. Zneutralizowana strefa wojenna.

— Teraz rozumiem — powiedział Brion. — Idąc wąwozem w kierunku boi, natknąłem się na czołg z urwaną gąsienicą. Poza tym był całkowicie sprawny. Celował do mnie ze swoich dział, ale ani razu nie strzelił. Czy to był efekt działania tych urządzeń?

— Prawdopodobnie, proszę pana. Nic nie jest w stanie oddać strzału w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. — Czy kiedykolwiek chciał pan, aby ta wojna się skończyła, dzięki czemu…

— Dosyć pytań! — warknął głośno i szorstko sierżant. Oznaczało to oczywiście koniec rozmowy. W milczeniu kończyli posiłek, kiedy wrócił Hegedus. Sierżant odmeldował się, odwrócił i wyszedł.

— Mam nadzieję, że smakowało wam…

— Dosyć tego! — głos Briona był równie zdecydowany, jak głos sierżanta. — Dosyć tych miłych słówek. Mów pan, jak wygląda sytuacja!

Hegedus wydłużył krótką chwilę niepewności, przechodząc w milczeniu na drugą stronę pomieszczenia, aby usiąść na krześle. Skrzyżowawszy nogi i wygładziwszy fałdy spodni, powiedział:

— Przynoszę wam dobre wiadomości, nie jesteśmy niesprawiedliwymi ludźmi. Nie mamy zwyczaju zabijania posłańców przynoszących złe wiadomości. Zadecydowano, że zostaniecie niezwłocznie odesłani na Sełm — II. Natychmiast po powrocie otrzymacie całe swoje wyposażenie. Pojazd sztabowy zawiezie was na równinę, gdzie będziecie mogli sprowadzić swój statek. To będzie nasz jedyny działający pojazd, dlatego też nie macie się czego obawiać. Po waszym odlocie on również zostanie unieruchomiony. Boja Delta zostanie zniszczona, jak tylko przeniesiecie się na Selm — II. W ten sposób wszelki kontakt z tą planetą zostanie zerwany. Na zawsze.

— Pozwalacie nam odejść… tak po prostu? — Lea wydawała się zaskoczona To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała.

— Dlaczego by nie? Powiedziałem przecież, że jesteśmy humanitarni. Spełnialiście tylko swoje obowiązki… tak jak my swoje. Nie zamierzaliście nam szkodzić i nie będziecie mogli tego zrobić w przyszłości.

— A co będzie, jeśli spróbujemy? — zapytała. Jeśli powiemy innym w Galaktyce o was? Zaczną tu przylatywać…

Hegedus uśmiechnął się chłodno. Brion pokręcił przecząco głową i powiedział:

— Nie, to nie będzie takie proste… ani możliwe. W tej Galaktyce są miliony, może nawet miliardy gwiazd. Jak znaleźć ten układ planetarny? Nie mamy żadnej wskazówki. Ani przez chwilę nie widzieliśmy tutejszego słońca, toteż nie mamy nawet pojęcia, jakiego jest typu. Ani w którym kierunku leży. Mamy pecha Kiedy boja Delta będzie zniszczona, wszelki kontakt z Arao zostanie zerwany. Na zawsze. Chyba, że oni sami zechcą go z nami nawiązać.

— Nawet o tym nie myślcie. To, co mówisz, to wszystko prawda. Nie chcemy waszego wtrącania się i nigdy się na to nie zgodzimy. Oficjalnie puściłem w niepamięć wasze wywrotowe gadanie, ale wiem, co czujecie. Wasza dobroczynna Fundacja nie będzie nam wsadzała tutaj swojego nosa, aby zmienić nasze szczęśliwe życie. Podburzać ludzi i siać zamieszanie! Lubimy nasz styl życia i nie mamy zamiaru zmieniać czegokolwiek. No, pora ruszać w drogę. Im mniej o nas będziecie wiedzieli, tym będziemy szczęśliwsi. Sierżancie!

— Tak jest! — odpowiedział sierżant, otwierając drzwi w tej samej chwili.

— Weźcie swój oddział i bezzwłocznie odstawcie tych dwoje do miejsca translokacji. Pilnujcie, aby z nikim nie rozmawiali.

— Rozkaz! .

Oddział składał się z ośmiu ludzi doskonale uzbrojonych i wyposażonych. Weszli do pomieszczenia głośno tupiąc nogami i poszczękując sprzętem. Na wykrzyczany rozkaz sierżanta stanęli w szyku z gotowymi do strzału karabinami. Lea z trudem panowała nad sobą — to tupanie i wrzaski, cały ten wojskowy nonsens był nie na jej nerwy.

— Mordercze szaleństwo! Jesteście najgłupszymi…

— Milczeć! — warknął sierżant wskazując na drzwi. Na instynktowny ruch Briona w jego kierunku wyciągnął pistolet i skierował go na niego. — Słuchajcie rozkazów, a nic wam się nie stanie. Naprzód marsz!

Nie mieli wyboru. Brion trzymał Leę za rękę. Czuł jej drżenie i wiedział, że to ze złości, a nie ze strachu. Odczuwał to samo. Był sfrustrowany. Miał ochotę spróbować coś zrobić… ale wiedział, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Musieli wrócić na Selm — II. Żywi lub martwi. To wojenne szaleństwo będzie trwało dopóty, dopóki surowce tej planety nie zostaną wyczerpane.

Szli wzdłuż długiego korytarza. Słychać było dudnienie ich kroków. Przed nimi szło czterech żołnierzy i czterech za nimi, zaś strzegący wszystkiego sierżant na końcu w odległości jednego kroku.

— Gdyby tylko było coś, co moglibyśmy zrobić — powiedziała Lea.

— Nie możemy nic zrobić. Przestań o tym myśleć. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Wojna na Selm — II zakończyła się, jej mieszkańcy zostaną objęci opieką.

— Ale co z ludźmi na tej planecie? Czy ich życie ma być tłamszone przez tę bezużyteczną wojnę…

— Dosyć tego gadania — wrzasnął sierżant tak głośno i z tak bliska, że aż zabolały ich uszy. — Ja tu jestem od mówienia. Patrzeć przed siebie. Maszerować!

Po chwili odezwał się znowu. Szeptem, który był tak cichy, że ledwie był słyszalny na tle odgłosu kroków.

— Domyślacie się chyba, że nie wszyscy jesteśmy tacy jak Hegedus. Jest generałem. Nie powiedział wam tego. W naszej armii jest ponad sześć tysięcy generałów. Dostają o wiele więcej forsy nii sierżanci. Nie obracajcie się, bo będzie po nas! Tamto pomieszczenie jest na podsłuchu. Słyszałem wszystko, co w nim mówili. Na tym korytarzu nie ma podsłuchu. Zostało nam niewiele czasu. Ludzie tacy jak ja mają do wyboru tylko wojsko lub fabrykę. Nigdy nie widzimy mięsa. Ten stek, który jedliście był z generalskiego przydziału. Zeszliśmy na dno. Może wy będziecie mogli nam pomóc. Opowiedzcie wszystkim o nas. Powiedzcie im, że potrzebujemy pomocy. Bardzo.

Na końcu korytarza znajdowały się duże drzwi strzeżone przez dwóch żołnierzy. Otworzyły się, gdy się do nich zbliżali.

— Jesteśmy — powiedział szepcący głos. — Brionie Brandd, zanim przejdziemy przez drzwi, obróć się i powiedz coś. Wówczas popchnę cię. Połóż rękę na piersi… teraz!

Brion zrobił krok do przodu, potem jeszcze jeden. Czyżby ten człowiek coś planował? Czy też była to jakaś sadystyczna pułapka zastawiona przez Hegedusa? Byli już krok od drzwi. To mógł być plan mający na celu ich zabicie…

— Zrób to, co mówi — syknęła Lea. — Albo cię nie znam!

— Nie możecie nas tak odesłać — powiedział Brion obracając się na pięcie.

— Stulić pysk! — krzyknął gniewnie sierżant, uderzając ręką Briona w pierś tak mocno, że aż Brion upadł. — Podnieść go! Wciągnąć do środka! Tę kobietę także!

Niezdarne dłonie chwyciły ich i wciągnęły przez próg do dużego pomieszczenia, a następnie cisnęły na chropowatą metalową podłogę. Żołnierze cofnęli się z wycelowanymi w nich karabinami.

— Nałóżcie je — rozkazał sierżant, kiedy podeszli technicy z dwoma masywnymi, czarnymi kombinezonami. Ubierano ich w milczeniu. Na koniec kombinezony zamknięto i opuszczono płyty czołowe hełmów. Kiedy już było po wszystkim, zostawiono ich samych na metalowej podłodze. Brion podniósł rękę na pożegnanie i w tej samej chwili otoczyło ich pole translokatora…


Stali na powierzchni skały w ciepłych promieniach słonecznych. Brion obrócił się, usłyszawszy odgłos eksplozji — to boja Delta zamieniła się w kupkę dymiącego dymu. Ściągnął z siebie kombinezon, po czym pomógł w tym samym Lei.

— Co się stało? — zapytała, kiedy tylko uwolniła głowę z hełmu.

— Dał mi to — powiedział Brion otwierając dłoń; w której trzymał zwinięty kawałek papieru. Rozwinął go powoli i uśmiechnął się, widząc rząd cyfr pisanych w pośpiechu.

— Czy to to, co mam na myśli? — zapytała Lea. — Tak. Współrzędne galaktyczne. Położenie w odniesieniu do centrum nawigacyjnego. Gwiazda, słońce…

— Z planetą Arao krążącą wokół niego! Ludzie z Fundacji mogą mieć niezłą zabawę, projektując dla jej mieszkańców strukturę społeczną, która będzie dla nich trochę bardziej odpowiednia od obecnej.

— Cokolwiek to będzie, będzie to lepsze od tego, co jest. Zgłoszę się na ochotnika na tę akcję. Tej jednej podejmę się z przyjemnością!

— Mów podejmiemy się. Mogą minąć całe łata, zanim dobiegnie końca, lecz bez względu na to obiecuję zachować cierpliwość. Ponieważ po całym tym czekaniu będę mogła zobaczyć minę Hegedusa, kiedy wejdziemy do jego pokoju…


Słońce wisiało nad doliną odbijając promienie od małego pojazdu stojącego nie opodal. Kiedy podeszli do niego, włączył się silnik, który cicho pomrukiwał, czekając, aż wejdą do środka.

— Ostatnia maszyna — powiedział Brion. Kiedy zamknął drzwi pojazd ruszył.

Na siedzeniu obok leżało pudło z całym ich sprzętem. Lea wyjęła z niego przekaźnik radiowy i podała Brionowi. — Ściągnij lądownik. Przekaż mu bezzwłocznie instrukcje, niech czeka na nas, kiedy wyjedziemy stąd. Mam dosyć tej planety… tak jak tamtej!

Kiedy wyjechali z kanionu na trawiastą równinę, ujrzeli stojącą w oddali srebrzystą igłę lądownika. Automatyczny pojazd zatrzymał się, po czym jego silnik zgasł.

Po wielu wiekach niszczenia wojna dobiegła końca.


KONIEC
Загрузка...