16. Tajemnica czarnej kolumny

W przypływie bezsilnej wściekłości Brion kopnął ciemną kolumnę. Jedynym efektem był głuchy odgłos i ostry ból w stopie.

— Bardzo to imponujące, Brionie — powiedział głośno. — Doprawdy, reakcja godna inteligentnego człowieka. Ulżyło ci? Nie uważasz, że teraz, kiedy złość ci już przeszła, najwyższa pora żeby zastanowić się nad tą całą sprawą? Zgadzasz się. A zatem: co wiesz? Po pierwsze uniósł palec — zmechanizowana armia wyjechała ż tego wąwozu. Nie ma co do tego wątpliwości. Ślady, którymi szedłem, prowadziły aż do tego miejsca. Nigdzie po drodze nie skręcały ani się nie rozdzielały. To prowadzi do wniosku numer dwa: te maszyny musiały pochodzić stąd, z tego końca wąwozu, z miejsca, w którym stoję. Zbocza i dno wyglądają na wykonane z litego materiału… a może to nie jest lity materiał? Trzeba sprawdzić. A może najpierw należałoby przyjrzeć się bliżej tej kolumnie? Jest sztuczna, wykonana z metalu i stawiam sto do jednego, że ma coś wspólnego z tą sprawą! Zatem wniosek numer trzy: zbadanie kolumny jest pierwszą w kolejności sprawą na liście.

Coś nieuchwytnego drążyło jego pamięć. Co to mogło być? Zaraz… Kiedy kopnął kolumnę, oprócz bólu palca jego zmysły zarejestrowały coś jeszcze. Ale co?… Ależ tak, oczywiście, zadźwięczała, jakby była pusta w środku ten dźwięk przypominał bardziej odgłos dzwonu niż jednolitego kawałka metalu.

Brion wyjął na? z pochwy. Trzymając go za ostrze postukał rękojeścią w wierzchołek kolumny, w miejscu, gdzie poprzednio zadrapał jej powierzchnię. Rozległ się odgłos litego kawałka metalu. Kiedy jednak postukał niżej, kolumna zadźwięczała głośno. Była pusta! Natychmiast nasunęło się następne pytanie: czy było coś w środku? Wielce prawdopodobne. Musiał pomyśleć, jak się tam dostać. Wolno powiódł po niej palcami w dół. Była gładka i nie oznakowana. Ukląkł, chcąc obejrzeć jej dolną część, a potem położył się na ziemi, żeby sprawdzić sam spód. Co oznaczała ta cieniutka jak włos szczelina, biegnąca wokół podstawy? Wsunął w nią czubek ostrza… i ostrze weszło pod metal! Chociaż kolumna była wpuszczona w litą skałę, na wierzchu miała osłonę, która spoczywała na jej powierzchni. Kiedy podniósł się z ziemi, coś przyciągnęło jego wzrok. Był to nieznaczny błysk światła na wysokości około trzydziestu centymetrów od dołu. Rysa na powierzchni metalu. Kiedy przyjrzał się jej dokładnie, stwierdził, że w jej miejscu znajdował się blisko trzycentymetrowej długości rowek z ledwie widocznym okręgiem wokoło!

— Główka wkrętu. To wygląda jak duża główka wkrętu! A wkręty są po to, aby je wkręcać lub wykręcać. Jedynym narzędziem, jakie miał przy sobie, był nóż.

Wsunął jego ostrze do rowka i próbował odkręcać główkę. Bez efektu. Nacisnął mocniej rękojeść noża. Czuł, jak mięśnie napinają się i widział jak ostrze się wygina. Mogło w każdej chwili pęknąć. Nie miało to jednak znaczenia. Jeszcze mocniej… Z metalicznym zgrzytem okrągły łeb obrócił się o kilka milimetrów. Kiedy Brion powiódł po nim palcem, stwierdził, że wkręt nieznacznie się wysunął. Ruszony z miejsca, obracał się teraz lżej. Jego łeb wysuwał się, obrót za obrotem, aż stal się cały widoczny. Po chwili widać już było błyszczący gwint. Wysuwał się coraz bardziej i bardziej tak lekko, że Brion mógł go obracać palcami. Wykręcił go do końca i położył na ziemi, po czym zajrzał przez otwór do środka. Ciemność, . nic więcej. Ten wkręt musiał przecież spełniać jakąś rolę. Utrzymywał coś? Ale co? Chwycił nóż, aby zbadać nim wnętrze otworu, ale zmienił zamiar. Rozsądniej będzie najpierw pomyśleć, niż zdawać się całkowicie na przypadek. Jakie zadanie mógł spełniać ten wkręt? Miał zatykać otwór i służyć do jakiejś regulacji wewnątrz? Możliwe, ale mało prawdopodobne. A może służył do mocowania osłony? To było bardziej prawdopodobne.

Nachylił się i wsunął ostrze noża pod spód osłony. Pociągnął rękojeść do góry. Osłona drgnęła! Manipulując ostrożnie nożem, Brion zdołał wepchnąć jego ostrze na głębokość ponad centymetra — do oporu. Teraz osłona powinna się dać zdjąć. Zostawił nóż w szczelinie i pochylił się nad nią, potem kucnął i objął ją oburącz. Przyciskając ją do siebie z całej siły, powoli prostował nogi. Osłona uniosła się trochę do góry. Spojrzał w dół i zobaczył, że znajdowała się ponad centymetr nad powierzchnią gładkiej skały. Nadal jednak coś powstrzymywało ją od dołu. Z dużą uwagą, bacząc, aby jej nie upuścić, przesunął ręce w dół i podniósł ją jeszcze bardziej. Wolno, wolniutko uniósł ją na wysokość ponad trzech centymetrów. Dostrzegł wówczas wewnątrz błyszczącą metalową powierzchnię. Podnosił ją coraz wyżej i wyżej, aż w końcu mógł wsunąć palce pod spód. Chwyciwszy ją teraz pewnie, kucnął powoli, wziął głęboki oddech i wyprostował się. Osłona uniosła się wraz z nim i w tym momencie przechyliła się w bok i wyślizgnęła mu się z rąk. Odskoczył, kiedy upadła z hukiem na skalną powierzchnię. Ciężko oddychając, patrzył na to, co znajdowało się pod nią.

W metalowej obudowie tkwiło jakieś elektroniczne urządzenie. Były tam także znajome łącza z modułami pamięci, wzmacniacze i transformatory — wszystkie połączone siecią przewodów. Z puszki połączeniowej wychodził gruby przewód, który biegł do masywnej, umieszczonej na samym dole u postawy atomowej baterii. Była wysoko wydajnego typu, co oznaczało, że jeżeli pobór prądu był nieduży, całe urządzenie mogło pracować przez długie lata. Ale jakie było jego przeznaczenie? Prawie wszystkie jego elementy były mu znane. Niektóre przypominały bardzo te, z którymi sam miał do czynienia. Przyglądając mu się, uświadomił sobie nagle, że słyszy ciche buczenie. Czyżby owo dziwne coś pracowało? Obszedł je i po drugiej stronie zobaczył diody elektroluminescencyjne błyskające szybko zmieniającymi się cyframi. A więc pracowało. Świetnie. Ale do czego służyło i jaki miało związek z maszynami wojennymi?

Brion pochylił się i podniósł nóż, następnie cofnął się i jeszcze raz spojrzał na całe urządzenie. Było niezrozumiałą zagadką. Uniósł ostrze i skierował je na nie, czując nagły impuls, aby dźgnąć delikatne obwody. Powstrzymał się jednak. Przecież to nic by nie przyniosło poza porażeniem elektrycznym. Może w tym urządzeniu są jakieś tabliczki znamionowe lub coś w tym rodzaju. Kiedy pochylił się, aby przyjrzeć mu się bliżej, tuż za nim rozległy się jakieś głośne eksplozje. Odruchowo skoczył w bok i upadłszy na ziemię przetoczył się kilka razy, po czym wstał trzymając nóż przed sobą.

W oddali stało trzech ludzi, których przed chwilą jeszcze tam nie było. Ubrani w całkowicie czarne kombinezony ciśnieniowe z ciężkimi butami, z twarzami zasłoniętymi przez odbijające światło szyby hełmów. Wszyscy trzymali w rękach jakieś pudełka i nie wyglądali na uzbrojonych. Stali i patrzyli na niego. Musieli być równie zaskoczeni jak on, ponieważ cofnęli się na widok noża w jego ręce. Brion wyprostował się powoli i schował nóż do pochwy, po czym zrobił krok do przodu w kierunku stojącego najbliżej. Widząc to, człowiek w kombinezonie cofnął się i wcisnął jakiś przycisk na pasie kombinezonu. Rozległ się odgłos eksplozji i ów człowiek zniknął równie nagle jak się pojawił.

— Co się tu dzieje? Kim jesteście? — zawołał Brion, ruszając do przodu.

Dwaj pozostali cofnęli się przed nim. W tym momencie po raz trzeci rozległy się eksplozje. Następowały szybko po sobie i po chwili pojawiło się kilkunastu innych ludzi ubranych w takie same kombinezony.

Ci nowi byli już uzbrojeni. Trzymali w rękach wycelowane w niego ciężkie karabiny. Brion nie ruszał się, nie chcąc ich sprowokować. Stojący z przodu człowiek z jakimiś paskami identyfikacyjnymi na rękawach opuścił broń i dotknął hełmu. Natychmiast uniosła się jego przednia szyba.

Загрузка...