Skrzeczący przerywany dźwięk rozbrzmiewał już od dłuższej chwili, gdy Rinah otworzył zaspane oczy. Zamknął je od razu, olśnione jasno rozjarzoną płaszczyzną sufitu. Półprzytomny, siedział przez kilkanaście sekund, czując pod bosymi stopami szorstkość chodnika. Natarczywy dźwięk atakował jego uszy – niecierpliwie, przynaglająco…
Uchylił powieki, by sprawdzić czas i dopiero, stwierdziwszy brak zegarka, przypomniał sobie, gdzie się znajduje.
Brzęczyk zamilkł nagle. Gdzieś spod sufitu rozległ się donośny, Spokojny baryton:
"Ogłasza się stan zagrożenia. Alarm pierwszego stopnia dla wszystkich segmentów. Służby specjalne na stanowiska. Ludność pozostaje w pomieszczeniach mieszkalnych, zajmując miejsca w fotelach. Wprowadza się selektywną blokadę przejść".
Teraz dopiero, oswoiwszy oczy z jasnym światłem, Rinah popatrzył dokoła i ze zdumieniem stwierdził, że wszystkie ściany jego pokoju, a także sąsiednich i dalszych pomieszczeń, są kryształowo przejrzyste. Za szklistymi taflami, jak w wielokrotnym zwierciadlanym odbiciu, trwał powielony ruch, żwawa krzątanina rozbudzonych, na wpół ubranych ludzi, wykonujących prawie równocześnie podobne czynności.
Drzwi rozsunęły się nagle, przez środek pokoju przebiegły trzy postacie, w pośpiechu dociągając zamki kombinezonów. Przeciwległe drzwi otwarły się i zamknęły za nimi bezszelestnie. Rinah patrzył przez chwilę, jak ta trójka, wyróżniająca się pomarańczowym kolorem kombinezonów, dyfunduje poprzez pokoje-akwaria, jakby przenikając przez ich ściany, by zniknąć gdzieś w głębi niekończącego się ciągu szklanych pudełek.
Powoli wstał i nakładając ubranie rozejrzał się po sąsiednich pokojach. Ich mieszkańcy działali jakby według wyuczonego schematu, prawie synchronicznie, bez śladu nerwowości czy podniecenia. Machinalne zapinali zamki kombinezonów, podchodzili do foteli, siadali w nich i nieruchomieli z oczami utkwionymi w jaskrawożółty prostokąt, świecący na szkliwie ściany każdego pokoju.
"Uwaga! Pełna blokada pomieszczeń!" – oznajmił głośnik.
Jakiś mężczyzna, w pośpiechu naciągając pomarańczową bluzę, wpadł do pokoju Rinaha. Drzwi, którymi chciał wyjść, nie otworzyły się przed nim, choć kilkakrotnie uderzył w nie otwartą dłonią.
– A niech to diabli! – warknął i obrócił się na pięcie. – O dziesięć sekund za późno. A ty na co czekasz?
Przybyły spojrzał na Rinaha, stojącego na środku pokoju.
– Jestem tu obcy – powiedział Rinah. – Przyleciałem wczoraj i nie mam pojęcia, co należy robić.
– Siadaj! Prędko, bo lecą punkty karne! – przynaglił go tubylec. – Obcy czy swój, alarm obowiązuje wszystkich.
Rinah zajął pospiesznie miejsce w fotelu. Poczuł, jak uchwyty unieruchamiają jego tułów i głowę. Fotel był przymocowany do podłogi i nie dawał się obracać. Przed oczyma siedzącego migotał barwny prostokąt, mieniący się teraz na przemian żółtym i czerwonym światłem. Kątem oka Rinah dostrzegł, jak nieznajomy siada na drugim fotelu.
– Powinienem teraz być przy stanowisku pomp awaryjnych – westchnął przybysz. – Drugi raz w tym miesiącu trafia mi się taki pech… Mówiłeś, że jesteś obcy?
– Tak. Z Ziemi.
– Jak udało ci się dostać wizę?
– Jestem pisarzem.
– Aa!… To znaczy, robisz reportaż dla waszej telewizji?
– Nie. Chcę napisać książkę o waszym świecie.
– Książkę… Aha, rozumiem. Nagranie foniczne?
– Nie, po prostu książkę, drukowaną na papierze.
– Nie znam się na tym. To jakieś ziemskie specjalności. Tutaj tego nie używamy.
Rinah milczał przez chwilę, obserwując barwny ekran. Pojawiły się na nim kolorowe figury geometryczne, jakieś uproszczone rysunki i symbole.
– Co się właściwie dzieje? – zagadnął sąsiada. Nie mógł przyjrzeć mu się dokładniej, bo uchwyt fotela nie pozwalał na odwrócenie głowy.
– Stan zagrożenia. Trzeba czekać na dalsze instrukcje.
– Czy mogło się stać coś groźnego?
– Zawsze może się zdarzyć… coś groźnego. Podczas alarmu trzeba przestrzegać instrukcji niezależnie od tego, co się stało.
Na ekranie ukazała się nagle twarz człowieka w srebrzystym kasku. W prawym górnym rogu obrazu pojawiły się cyfry zegara, pokazujące szóstą pięć.
"Dziś o godzinie piątej czterdzieści siedem służba porządkowa wykryła próbę zbrodniczej dywersji w rejonie zaczepów międzysegmentowych. Przystąpiono do usuwania wykrytych ładunków wybuchowych i kontroli wszystkich zaczepów. Do czasu zakończenia akcji obowiązuje stan zagrożenia pierwszego stopnia. Utrzymuje się pełną blokadę przejść i łączności indywidualnej, pełne oświetlenie i przejrzystość, oraz obowiązek śledzenia komunikatów audiowizualnych".
Twarz z ekranu zniknęła zaraz po wygłoszeniu komunikatu. Znów pojawiły się jakieś figury i symbole, a z głośnika popłynęła poważna, powolna melodia.
– Co to znaczy? – spytał Rinah. – Te ładunki wybuchowe?…
– Nie wiadomo. Może to prawda, a może tylko założenie ćwiczebne. Dowiemy się po odwołaniu alarmu. Jeśli to tylko próbny alarm, to nie potrwa dłużej niż pół godziny/ Skończy się na pogadance szkoleniowej. O, właśnie zaczynają!
Z głośnika zabrzmiał donośny sygnał trąbki, jakby dla dobudzenia sennych widzów unieruchomionych przed ekranami. Obraz ukazywał ruchomy model Paradyzji, zawieszonej na tle gwiazd i majestatycznie obracającej się wokół osi.
"W związku z ogłoszeniem stanu zagrożenia – mówił spiker – przypominamy wszystkim mieszkańcom Paradyzji podstawowe zasady ochrony planety. Wśród zagrożeń, jakie mogą występować, wyróżniamy: zewnętrzne, do których zaliczamy zagrożenia spowodowane zjawiskami naturalnymi i zagrożenia militarne, oraz wewnętrzne, które dzielimy na awarie techniczne i działania dywersyjne.
Skutkiem każdego z wymienionych typów zagrożeń może być, po pierwsze, poważne naruszenie warunków biologicznych we wnętrzu jednego lub wielu segmentów; po drugie, naruszenie mechanicznej więzi międzysegmentowej, co spowodować może unicestwienie naszego świata.
Proszę uważnie prześledzić na modelu różne warianty zdarzeń., powodujących wymienione typy zagrożeń…"
Na ekranie ukazał się schematyczny, animowany rysunek, pokazujący w uproszczeniu konstrukcję sztucznej planety. Rinah znał to zagadnienie dość dokładnie. Przygotowując się do podróży, pilnie studiował podobne schematy i opisy.
"Paradyzja jest sztucznym obiektem kosmicznym, stanowiącym największy we Wszechświecie ośrodek osadnictwa orbitalnego. (Komentarzowi towarzyszyły odpowiednie poglądowe obrazy na ekranie). Zbudowana jest w postaci zespołu dwunastu walcowatych elementów, zwanych segmentami. Każdy walec spojony jest z dwoma Sąsiednimi wzdłuż tworzącej, stykając się z nimi boczna powierzchnią. Wszystkie walce tworzą zamknięty pierścień, przypominający wieniec łożyska tocznego. Cały ten wieniec obraca się wokół osi symetrii, równoległej do osi wszystkich walców i przebiegającej przez geometryczny środek bryły. Inaczej mówiąc, planeta nasza jest zamkniętym łańcuchem złożonym z dwunastu segnientów-ogniw, który można by porównać do łańcucha Galia, lecz o sztywnej konstrukcji połączeń.
Poszczególne segmenty spojone są systemem zaczepów, których wytrzymałość gwarantować musi zrównoważenie potężnej siły odśrodkowej, powstającej w wyniku obrotu całego układu. Obrót ten – jak wiemy – jest niezbędny do zapewnienia sztucznej grawitacji w każdym z segmentów, skierowanej na zewnątrz pierścienia.
Paradyzja jest jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym wytworem sztuki astroinżynierskiej, zaprojektowanym sto lat temu przez twórcę naszej wspaniałej cywilizacji, komandora Cortazara i jego niezrównany zespół specjalistów. Genialna idea, która uratowała naszych przodków i dała początek rozkwitowi naszej społeczności, była powszechnie krytykowana przez ówczesnych Ziemian i osadników z innych, naturalnych planet różnych układów gwiezdnych. Znamy dobrze przyczyny ich niechęci i wręcz wrogości do nas, Paradyzyjczyków.
Niezłomna wola pokoleń sprawiła, że idea Sztucznej Planety Nowego Rodzaju została wcielona w życie, stała się faktem. Jest to dziś solą w oku całej reszty zaludnionego Kosmosu. Wielu jest takich – na Ziemi i gdzie indziej – których marzeniem jest zniszczenie Paradyzji i zawładnięcie bogactwami planety Tartar. Dlatego musimy być czujni i nieufni. Planeta nasza, zbudowana wedle genialnego planu konstrukcyjnego, przez wieki opierać się może wszelkim naturalnym czynnikom destrukcyjnym. Niestraszne jej deszcze meteorów i kosmiczne promieniowania, lodowata próżnia i gorące promienie naszej gwiazdy. Jednak istnieją środki techniczne, które – pozostając w dyspozycji złych, przewrotnych sił destrukcji i przemocy – mogłyby spowodować zagładę Paradyzji wraz ze stu pięćdziesięcioma milionami jej mieszkańców. Wiemy o tym my i wiedzą nasi przeciwnicy. Wśród tych ostatnich znajdują się i tacy, którzy nie zawahaliby się dokonać tej zbrodni.
Musimy wszyscy pamiętać, w jak niezwykłych, jedynych w swoim rodzaju warunkach egzystuje nasze społeczeństwo: od próżni kosmicznej oddziela nas gruba i trwała – lecz przecież nie niezniszczalna – powłoka zewnętrzna. Paradyzja krąży po orbicie wokół Tartaru i każde wytrącenie jej z normalnego toru może grozić katastrofą, upadkiem na Tartar lub ucieczką w nieskończoność; najgroźniejszym jednak z możliwych – a zarazem najbardziej prawdopodobnym zagrożeniem jest rozerwanie pierścienia segmentów, choćby w jednym tylko z dwunastu połączeń. Spowodowałoby to nieuchronne, natychmiastowe rozerwanie wieńca, rozłamanie go na pojedyncze elementy i rozpad Paradyzji na dwanaście niezależnych części rozbiegających się w różne strony Kosmosu, pozbawionych sztucznej grawitacji, wytrąconych z tartaryjskiej orbity, pędzących ku zagładzie – każdy z osobna, by spłonąć w ogniu gwiazdy, rozbić się o powierzchnię Tartaru lub ulecieć w przestrzeń".
Obraz na ekranie ukazywał w animacji tę apokaliptyczną wizję, a głos spikera, odpowiednio modulowany, potęgował nastrój grozy. Rinah wyobraził sobie, że mogłoby to się zdarzyć podczas jego pobytu w Paradyzji i poczuł niemiły dreszcz przerażenia. Teraz już nie dziwił się ostrożności i nieufności, z jaką traktowano tu obcych. Jeśli nawet przesadą jest twierdzenie, że współczesna Ziemia planuje zniszczyć Paradyzję, to przecież wystarczyłby jeden szaleniec z termonuklearną głowica…
"Należy więc zawsze pamiętać, że Paradyzja istnieć może tylko jako całość i każde naruszenie więzi mechanicznej, spajającej poszczególne jej segmenty, byłoby zgubne dla wszystkich jej obywateli. Dbałość o bezpieczeństwo jest podstawowym obowiązkiem każdego Paradyzyjczyka. Nie należy przy tym zapominać, że oprócz zewnętrznych zagrożeń istnieją także wewnętrzne. Każdy może być dywersantem, pragnącym zagrozić naszemu najlepszemu ze światów – światu zbudowanemu przez ludzi dla ludzi, planecie zaprojektowanej w każdym szczególe dla optymalnego zaspokajania potrzeb jej mieszkańców".
Na ekranie pojawiły się znowu barwne piktogramy. Rinah poczuł, że jego głowa uwolniona została z uścisku chwytaka. Spojrzał w stronę sąsiedniego fotela. Tubylec – mężczyzna w średnim wieku, grubawy i czerwony na twarzy, chrapał w najlepsze. Głośnik zabrzęczał krótkim, urywanym sygnałem. Człowiek na fotelu zbudził się, spojrzał wkoło nieprzytomnym wzrokiem.
– Spałem?! – wykrzyknął ze zgrozą i wyrzutem. – Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
– Skąd mogłem wiedzieć?… Patrzyłem na ekran. Dla mnie była to dość interesująca pogadanka.
– Tfu, do stu diabłów! – zaklął tubylec. – Dodatkowe punkty karne za zamykanie oczu!
Głośnik obwieścił odwołanie alarmu i zdjęcie blokady przejść. Fotele uwolniły siedzących na nich ludzi, na ekranie ukazała się twarz lektora, zapowiadającego wiadomości poranne.
– Co za fatalny dzień! Co najmniej trzy dziesiąte do tyłu… Kiedy ja to odrobię? – jęknął człowiek w pomarańczowym kombinezonie.