ROZDZIAŁ XVI

Po godzinie ból głowy ustąpił, powietrze znów było czyste, drzwi odblokowały się, a ściany odzyskały przejrzystość.

"Nieudany eksperyment to także cenna informacja – pomyślał Rinah. – Oni tu rzeczywiście mają coś ważnego do ukrycia przed przybyszami… a może nawet przed mieszkańcami tej planety. Coś w tym jest! Lars musiał zdobyć jakiś dowód, jakieś potwierdzenie swych hipotez i przypłacił to życiem. Trzeba postępować ostrożniej".

Jeśli jednak ktoś ukrywa pewne własności fizyczne tego świata przed jego mieszkańcami, to musi tu istnieć jakiś podział na tych wtajemniczonych i ogół, nieświadomy prawdziwej sytuacji. Rzeczywisty obraz sztucznej planety musiał różnić się znacznie od tego, który przedstawiano jej mieszkańcom, jeśli ktoś tu uniemożliwiał proste pomiary fizyczne.

"To chyba pierwszy przypadek w dziejach ludzkości – pomyślał Rinah, zwijając kabel mikrofonu. – Znane są fakty fałszowania historii dla otumanienia społeczeństwa. Ale żeby fałszować fizykę?"

Jeśli System uniemożliwiał tak proste doświadczenie, jak pomiar przyspieszenia odśrodkowego, będącego w wirującym układzie odpowiednikiem przyspieszenia grawitacyjnego, to trudno nawet marzyć o przeprowadzeniu bardziej wymyślnych eksperymentów, takich jak na przykład swobodne spadanie przedmiotu w szybie windy, doświadczenie Foucaulta czy doświadczenia z żyroskopem. Przyjmując za fakt brak siły Coriolisa wewnątrz Paradyzji, można było bez trudu zrozumieć prawie wszystko: od podziału wnętrza na piętra i komórki mieszkalne, poprzez utrudnienia w poruszaniu się po segmentach, aż do owej ścisłej inwigilacji każdego z osobna i surowego traktowania wszelkich podejrzanych informacji przekazywanych sobie nawzajem przez ludzi…

Tylko że przyjęcie takich wniosków do wiadomości napawało przerażeniem i zgrozą. Wynikało z nich bowiem, że poza racjonalistycznie i sprawiedliwie działającym Systemem Zabezpieczeń, widzianym przez Paradyzyjczyków jako jedyna siła sprawcza, decydująca o ich losie i podejmująca działania konieczne do zapewnienia ludności maksymalnego bezpieczeństwa, istnieje jeszcze inna, nadrzędna, nieznana siła, której podlega sam System.

Jednym słowem, zachodziło uzasadnione podejrzenie, a właściwie – dla Rinaha przynajmniej – pewność, że oprócz konserwatorów i operatorów, rekrutujących się spośród obywateli Paradyzji, cała machina porządkująca ten świat posiada jeszcze… właścicieli.

To bezpieczeństwu ich właśnie, a nie mieszkańców "sztucznej planety", służyć miał złożony i kosztowny System Zabezpieczeń. To ich interesów chronić musiały satelitarne wyrzutnie rakietowe, układy śledzenia i ostrzegania…

Wszystko to wynikało z poszlak, których prawdziwość należało udowodnić. Dowód taki postawiłby na głowie całą sprawę Paradyzji…

"Ale… czy w jakimkolwiek stopniu odmieniłoby to los jej mieszkańców? – zastanowił się Rinah w tym miejscu swoich rozważań. – Czy świadomość totalnej mistyfikacji, którą dla nich spreparowano, wyzwoli w nich odruchy buntu, czy tylko… przerażenia i przygnębienia? Czy w ogóle ma dla nich jakiekolwiek praktyczne znaczenie wiedza o ich prawdziwej sytuacji?"

Po powrocie ze spóźnionego śniadania Rinah zastał w swoim pokoju brodatego mężczyznę, w którym rozpoznał wczorajszego rozmówcę z video.

– Zmieniłeś miejsce zamieszkania? – spytał Rinah ostrożnie.

– Mam prawo poruszać się po całym segmencie. Zostałem właśnie etatowym poetą, między innymi dzięki wierszom, które znasz. Jestem tu zatem prawie że służbowo… Możemy porozmawiać o literaturze, o poezji… – powiedział Nikor uśmiechając się ironicznie.

– Gratuluję! Wiersze bardzo mi się podobały.

– Rozumiesz moją poezję?

– Lepiej niż ty sam.

– Bywa i tak. Poeta nie musi sam siebie rozumieć, byle przekazał coś odbiorcy swych utworów…

– Tak. Odbiorca sam odnajduje to, co dźwięczy w strofach, nie dopowiedziane. Na tym polega poezja…

– Zwłaszcza paradyzyjska! – Nikor skrzywił się po swojemu. – Pewien przypadkowo spotkany facet, w drodze na dół, cytował mi trochę prozy. Ale proza to coś zupełnie innego niż poezja. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodziło. To był zresztą jakiś urman.

– Urman?

– No, "urojenia maniakalne"… Wieźli go do wariatów.

– Na dół?

– Jak zwykle urmanów… To był prawdziwy wariat. Gadał i gadał, a potem pluł pestkami od śliwek.

– Pestkami? I cóż z tego?

– Nic. Po prostu, spadały na podłogę. Wokoło cisza i bezruch, a on tfu, tfu, tymi pestkami…

– Zdumiewające! – Rinah z trudem powstrzymał się od żywszej reakcji. – Zupełny wariat! Co się z nim stało?

– Pojęcia nie mam. To było dziesięć lat temu – powiedział Nikor, wstając z fotela.

– Wpadnij jeszcze kiedyś! – zaprosił go Rinah, ściskając podaną dłoń.

Obaj wiedzieli, że nie należy kusić losu. Każde niepotrzebne słowo mogło zwrócić uwagę Centrali na niewinny dialog prozaika z poetą. Najważniejsze zostało powiedziane. Rinah nie był pewien, czy jego gość w pełni rozumie znaczenie informacji, którą przekazał. Widocznie jednak zdawał sobie sprawę z jej ważności.

Dla Rinaha była to wiadomość potwierdzająca ostatecznie hipotezę Larsa Beniga. W Paradyzji nie występuje siła Coriolisa.

Benig nie mógł zapewne stwierdzić tego bezpośrednio, lecz natrafił widocznie na inne zjawiska pośrednio ten fakt dokumentujące. Nazwiska "Coriolis" użył jako symbolu, nawiązującego do mechanicznej charakterystyki obiektu. "Brak siły Coriolisa" jednoznacznie określał, czym nie może być Paradyzja…

Lars znał prawdę, nim wywieziono go w nieznanym kierunku, Pestka była ostatecznym tego dowodem…

Загрузка...