ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY

Neferet wynurzyła się z cienia i spiesznie weszła na balkon, by jak najszybciej znaleźć się przy Eriku, który podtrzymywał Heatha. Od razu przytknęła dłoń do policzka Erika i obejrzała krwawe pręgi na jego ramionach, skutki walki w obronie Heatha, kiedy na próżno próbował odciągnąć od niego duchy. Gdy odejmowała ręce od ran, widziałam gołym okiem, jak krew natychmiast na nich zastyga. Erik odetchnął z ulgą, jakby ból od razu ustąpił.

– To się zagoi. Kiedy wrócimy do szkoły, przyjdź do szpitalika to dam ci jakiś balsam, który sprawi, że skaleczenia nie będą tak piekły. – Poklepała go po policzkach, które natychmiast nabrały kolorów. – Wykazałeś się odwagą wampirskiego wojownika, kiedy stanąłeś w obronie tego chłopca. Jestem z ciebie dumną Eriku Night, bogini też.

Z przyjemnością słuchałam tych pochwał, ja też byłam z niego dumna. Kiedy posłyszałam szmer pełen aprobaty, uświadomiłam sobie, że wrócili na miejsce Synowie i Córy Ciemności i teraz tłoczą się przy schodach na balkon. Od jak dawna patrzyli na nas? Neferet skupiła teraz swój ą uwagę na moim eks, a ja zapomniałam o całym świecie. Uniosła rozdartą nogawkę jego dżinsów, by obejrzeć dokładniej zranione miejsca na nogach i rękach. Następnie ujęła w obie dłonie jego nieruchomą twarz i zamknęła oczy. Patrzyłam, jak jego ciało najpierw sztywnieje, potem zaczyna się wić w konwulsjach, a w końcu Heath westchnął z ulgą, tak samo jak Erik, i odprężył się. Po chwili wyglądał, jakby spał spokojnie, a nie walczył ze śmiercią, jak chwilę przedtem. Neferet, nadal klęcząc przy nim, powiedziała:

– Wyjdzie z tego. Nie będzie pamiętał niczego, co się zdarzyło tej nocy, tyle tylko, że pijany zgubił się, próbując odnaleźć swoją byłą dziewczynę. – Mówiąc to, popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.

– Dziękuję – wyszeptałam.

Neferet lekko skinęła głową w moją stronę, zanim przeszła do Afrodyty.

– Jestem w równym jak ty stopniu odpowiedzialna za to, co tu dzisiaj się stało. Od lat widzę twój egoizm, ale patrzyłam na to przez palce, gdyż wydawało mi się, że minie ci z wiekiem i pomocą bogini. Myliłam się jednak. – Głos Neferet brzmiał teraz władczo i kategorycznie. – Afrodyto, oficjalnie zwalniam cię z obowiązków przewodniczącej Cór i Synów Ciemności. Przestajesz też przygotowywać się do roli kapłanki. Od tej chwili jesteś zwykłą adeptką, nikim więcej. – Jednym zręcznym ruchem sięgnęła po srebrny naszyjnik wysadzany granatami, który dyndał między piersiami Afrodyty, i zerwała go z jej szyi.

Afrodyta nie wydała z siebie żadnego dźwięku, ale zbladła jak papier i patrzyła bez mrugnięcia okiem prosto w twarz Neferet.

Starsza kapłanka odwróciła się do niej plecami i podeszła do mnie.

– Zoey Redbird, wiedziałam, że jesteś kimś wyjątkowym, od kiedy z łaski Nyks przewidziałam, że zostaniesz Naznaczona. – - Uśmiechnięta ujęła mnie pod brodę, pod nosząc mi głowę, by móc lepiej obejrzeć nowe elementy, jakie przybyły do mojego Znaku. Odgarnęła mi na bok włosy, tak by zobaczyć tatuaż na mojej szyi, ramionach i plecach.

Usłyszałam, jak Synowie i Córy Ciemności jęknęli zdumieni widokiem tych niezwykłych elementów Znaku. – Nadzwyczajne, naprawdę niezwykłe – - podziwiała Neferet. – Dzisiejszej nocy udowodniłaś mądrość bogini, która cię obdarzyła szczególnymi darami. Dzięki temu, a także dzięki swojemu zaangażowaniu i mądrości zasłużyłaś na to, by przewodzić Córom i Synom Ciemności oraz by uczyć się na starszą kapłankę.

Tę chwilę idealnego niemal szczęścia mąciła jedna wstydliwa myśl: jak mogłam choć przez chwilę wątpić, że nie ze wszystkim można się udać do Neferet?

– Wracaj do szkoły. Ja zostanę i dopilnuję wszystkiego, co tutaj powinno być zrobione – powiedziała do mnie Neferet. Uściskała mnie i szepnęła mi do ucha: ~ Taka jestem z ciebie dumna, Zoey Redbird. – Następnie popchnęła mnie lekko w stronę moich przyjaciół. – Powitajcie swoją nową przewodniczącą- powiedziała.

Damien, Stevie Rae, Shaunee i Erin wiedli prym w owacjach. A potem wszyscy mnie otoczyli i niemal znieśli z balkonu wśród okrzyków, śmiechu i gratulacji. Uśmiechałam się i pozdrawiałam swoich nowych „przyjaciół", ale nie dałam się łatwo zwieść. Nie sposób było zapomnieć, że dopiero co godzili się ze wszystkim, co mówiła Afrodyta.

Bez wątpienia trzeba to będzie zmienić. A to trochę potrwa.

Doszliśmy do mostku i przypomniałam sobie, że do moich nowych obowiązków należy dbanie o to, by w ciszy mijać najbliższe sąsiedztwo szkoły, więc gestem wskazałam, żeby kolejno przechodzić grupkami. Kiedy jednak Damien, Stevie Rae i Bliźniaczki skierowali się w tę stronę, zatrzymałam ich:

– Nie, wy pójdziecie ze mną.

Uśmiechnięci od ucha do ucha stali skupieni wokół mnie. Mój wzrok napotkał spojrzenie Stevie Rae.

– Nie powinnaś była zgłaszać się na ochotnika w charakterze ich lodówki. Wiem przecież, jak się tego bałaś.

– Słysząc przyganę w moim głosie, Stevie Rae przestała się uśmiechać.

– Ale gdybym tego nie zrobiła, nie wiedzielibyśmy, gdzie będą się odbywać uroczystości. A tak mogłam wysłać Damienowi SMS-em dzięki czemu mogli tu przyjść. Wiedzieliśmy, że będziemy ci potrzebni.

Podniosłam rękę, by przestała mówić, lecz wyglądała, jakby była bliska płaczu. Uśmiechnęłam się do niej wyrozumiale.

– Nie dałaś mi skończyć. Chciałam powiedzieć, że nie powinnaś była tego robić, ale cieszę się, że to zrobiłaś! -Uścisnęłam ją i przez łzy popatrzyłam na pozostałą trójkę.

– Dziękuję wam. Bardzo się cieszę, że wszyscy byliście przy mnie.

– Tak właśnie postępują przyjaciele – - wyjaśnił Damien.

– Aha – zgodziła się Shaunee.

– Dokładnie tak – powiedziała Erin.

I wszyscy razem, grupowo, zamknęli mnie w mocnym uścisku, co mi się niezmiernie podobało.

– Ej, a ja mogę się dołączyć?

Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego w pobliżu Erika

– Jasne, oczywiście, że możesz – rozpromienił się Damien.

Stevie Rae rozchichotała się tak, że nie mogła się opanować, a Shaunee westchnęła i powiedziała:

– Daj spokój, Damien, to nie twoja drużyna, pamiętasz?

Wtedy Erin wypchnęła mnie ze środka zgromadzenia wprost w ramiona Erika.

– Uściskaj go, to on przecież ratował dziś twojego chłopaka – przypomniała.

– Mojego byłego chłopaka – sprostowałam, padając w objęcia Eriką odurzona nie tylko zapachem krwi, który jeszcze od niego się czuło, ale także tym, że wziął mnie w objęcia. Jakby tego nie było dość, pocałował mnie tak moc no, że myślałam, iż mi głowa odpadnie.

– No, no – usłyszałam głos Shaunee.

– Zróbcie im więcej miejsca! – dodała Erin. Damien zaczął się śmiać, a ja półprzytomna wysunęłam się z objęć Erika.

– Umieram z głodu – wyznała Stevie Rae. – Mowa o lodówce zawsze sprawia, że chce mi się jeść.

– Racja, chodźmy coś zjeść – zarządziłam. Przyjaciele byli już na mostku, kiedy usłyszałam, jak Shaunee spiera się z Damienem, czy wezmą pizzę czy może raczej kanapki.

– Nie masz nic przeciwko temu, żebym ci towarzyszył? – zapytał Erik.

– Nie, już się do tego przyzwyczaiłam – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy i uśmiechając się do niego.

Kiedy szliśmy przez mostek, usłyszałam dochodzące z oddali przeciągłe niecierpliwe miauknięcie.

– Idźcie, zaraz was dogonię ~ powiedziałam i wróciłam w ciemne zarośla na skraju trawnika Philbrooka. -Nala? Kici, kici… – nawoływałam. No i oczywiście wiecznie narzekająca futrzana kulka wybiegła z krzaków, ani na chwilę nie przestając się uskarżać. Nachyliłam się, wzięłam ją na ręce i natychmiast usłyszałam, jak mruczy. – No co ty, niemądra dziewczynko, kto ci kazał biec za mną taki kawał drogi? Wiemy przecież, że nie lubisz dalekich wycieczek. Nie dość ci było jak na jedną noc? – robiłam jej ciche wymówki. Zanim jednak doszłam z powrotem do mostku, Afrodyta wychynęła z cienia i zastąpiła mi drogę.

– Może dzisiaj wygrałaś, ale to nie koniec – oświadczyła.

Zaczynałam jej mieć serdecznie dość.

– Nie usiłowałam niczego wygrać, jak powiadasz, próbowałam jedynie zrobić to, co uważałam za słuszne.

– Myślisz, że ci się udało? – Co chwila omiatała wzrokiem drogę do balkonu i z powrotem, jak gdyby ktoś j ą śledził. – Nie masz pojęcia co tu się naprawdę wydarzyło. Po prostu posłużono się tobą, tak jak nami wszystkimi. Jesteśmy jedynie marionetkami, ot co. – Dłonią przetarła ze złością twarz, wtedy zauważyłam, że płacze.

– Afrodyto, przecież między nami wcale tak nie musi być – powiedziałam łagodnie.

– Właśnie że musi! – odgryzła się. ~ Takie są nasze role, które musimy grać. Zobaczysz… Przekonasz się… – To mówiąc, zaczęła się oddalać.

Nagle niedawne wspomnienie wynurzyło się z mojej pamięci. Wspomnienie Afrodyty, kiedy miała wizję. Tak wyraźnie, jakby odgrywało się to znów przed moimi oczyma, usłyszałam raz jeszcze jej słowa: Są martwi. Nie, nie… To niemożliwe! Nie w porządku! Nienaturalne! Nie rozumiem… Nie… Ty… Ty wiesz. Jak odbity echem jej przeraźliwy krzyk znów zabrzmiał mi w uszach. Pomyślałam o Elizabeth… o Elliotcie… Coś w tym musiało być, że właśnie mnie się ukazali. Zbyt wiele z tego, co mówiła, nabierało sensu.

– Zaczekaj, Afrodyto! – - zawołałam. Obejrzała się przez ramię. – Ta wizja, którą miałaś dziś w gabinecie Neferet, właściwie czego dotyczyła? Wolno pokręciła głową.

To zaledwie początek. Będzie znacznie gorzej. – Odwróciła się i nagle zawahała. Drogę zastąpiła jej piątka moich przyjaciół.

– W porządku – uspokoiłam ich. – Niech idzie w spokoju.

Shaunee i Erin rozstąpiły się. Afrodyta uniosła głowę, odrzuciła do tyłu grzywę i przeszła obok nich, jakby była panią świata. Patrzyłam, czując skurcz w żołądku, jak mija mostek i znika. Afrodyta wiedziała coś więcej o Elizabeth i Elliotcie. Zamierzałam się dowiedzieć, co to takiego jest.

– Hej – sprowadziła mnie na ziemię Stevie Rae. Spojrzałam na swoją współmieszkankę i jednocześnie nową najlepszą przyjaciółkę.

– Cokolwiek się zdarzy, razem stawimy temu czoła. Poczułam, jak ucisk w żołądku zelżał.

– Chodźmy – powiedziałam.

Wracaliśmy razem do domu – ja i moi przyjaciele.

Загрузка...