ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Sama znalazłam drogę do pracowni literatury. Znajdowała się z drugiej strony gabinetu Neferet. Poczułam się pewniejsza, gdy nie musiałam jak zagubiona pierwszoklasistka pytać o drogę.

– Zoey! Trzymam dla ciebie miejsce! – zawołała Stevie Rae, gdy tylko weszłam do klasy. Siedziała obok Damiena i podekscytowana wręcz podskakiwała na krześle. Uśmiechnęłam się na jej widok, który znów nasunął mi skojarzenie z radosnym szczeniaczkiem. Naprawdę ucieszyłam się, że ją widzę.

– Opowiadaj! Szybko! Jak było na zajęciach z dramatu? Podobały ci się? A profesor Nolan? Polubiłaś ją? Prawdą że jej tatuaż jest odlotowy? Mnie przypomina coś w rodzaju maski.

Damien potrząsnął Stevie Rae za ramię.

– Spoko. Daj jej odpowiedzieć.

– Przepraszam – bąknęła lekko speszona.

– Faktycznie, tatuaże ma niezłe.

– Niezłe?


– Wiesz, byłam trochę rozkojarzona i specjalnie im się nie przyglądałam.

– Co ty mówisz? – Oczy jej się zwęziły. – Czy ktoś ci robił jakieś uwagi na temat twojego Znaku? Słowo daję, ludzie są czasem strasznie niewychowani.

– Nie, nie o to chodzi. A co do Znaku, to Elizabeth Bez Nazwiska powiedziała że jest bombowy. Czułam się rozkojarzona, ponieważ… – Znów oblałam się gorącym rumieńcem. Chciałam ich wypytać o Erika, ale kiedy już przyszło co do czego', nabrałam wątpliwości, czy powinnam im cokolwiek mówić, na przykład o tym, co widziałam w holu.

Damien nadstawił uszu.

– Oho, domyślam się, że zaraz usłyszę smakowite no winki. No, dalej, Zoey, byłaś rozkojarzoną boooo… – Ostatni wyraz wymówił tak, że przypominał wielki znak zapytania.

– No dobrze, już powiem. Właściwie to się sprowadza do dwóch słów: Erik Night.

Stevie Rae opadła szczęką a Damien wykonał głęboki ukłon, ale natychmiast się wyprostował, bo do sali weszła zamaszystym krokiem profesor Pentesilea.

– Później nam dokończysz – szepnęła Stevie Rae.

– Koniecznie – poparł ją niemal bezgłośnie Damien. Uśmiechnęłam się z niewinną minką. Byłam pewna, że przez najbliższą godzinę będą umierali z ciekawości.

Lekcja literatury okazała się ciekawym doświadczeniem. Po pierwsze – klasa wyglądała zupełnie inaczej niż wszystkie, jakie znałam dotychczas. Na ścianach wisiały najprzeróżniejsze plakaty i obrazki, które wyglądały na prawdziwe dzieła sztuki pokrywające każdy centymetr wolnej powierzchni. Z sufitu natomiast zwieszały się wietrzne dzwoneczki i całe mnóstwo kryształków. Nazwisko profesor Pentesilei, na którą wszyscy mówili: profesor P, poznałam na lekcji socjologii wampirów jako imię jednej z najbardziej znaczących Amazonek. Przypominała mi filmową postać (oczywiście z filmów nadawanych na kanale z filmami naukowymi). Miała długie czerwono rude włosy, duże oczy w kolorze orzechów laskowych i zgrabną sylwetkę, na której widok zapewne ślinili się wszyscy chłopcy bez wyjątku, O co nietrudno, jeśli jest się pryszczatym wyrostkiem. Tatuaż w celtyckie wzory, wykonany cienką linią, okalał jej twarz 1 kości policzkowe, które przez to wydawały się bardziej wydatne. Czarne spodnie, które miała na sobie, robiły wraże nie dość kosztownych, a jedwabny bliźniak w kolorze mchu ozdobiony był haftem przedstawiającym tę samą postać bogini, jaką miała na swojej bluzce Neferet. Kiedy o tym pomyślałam, odrywając myśli od Erika, zdałam sobie sprawę, że profesor Nolan miała taki sam wizerunek bogini na kieszonce na piersiach. Zastanawiające…

– Urodziłam się w kwietniu 1902 roku – powiedziała profesor Pentesilea, wyznaniem tym od razu skupiając na sobie uwagę. Bo wyglądała najwyżej na trzydzieści lat. – A zatem w roku 1912 miałam już dziesięć lat, pamiętam więc bardzo dobrze tę tragedię. Czy ktoś wie, o czym mówię?

Wiedziałam dokładnie, o czym ona mówi, ale ja miałam fioła na punkcie historii. A to dlatego, że parę lat temu wydawało mi się, że jestem beznadziejnie zakochana w Leonardzie DiCaprio, więc mama dała mi cały komplet filmów na DVD z jego udziałem. A ten film oglądałam tyle razy, że znam go niemal na pamięć i za każdym razem zalewałam się łzami, kiedy on ześlizgiwał się do morza jak wspaniała figurka lodowa.

Rozejrzałam się wokół. Odniosłam wrażenie, że nikt prócz mnie nie zna odpowiedzi na pytanie profesor Pentesilei, więc westchnęłam i podniosłam do góry rękę.

Profesor Pentesilea uśmiechnęła się i wywołała mnie do odpowiedzi.

– Proszę, panno Redbird.

– W kwietniu 1912 roku zatonął Titanic. Czternastego późnym wieczorem zderzył się z górą lodową a piętnastego, w kilka godzin później, poszedł na dno.

Usłyszałam, jak Damien wciąga ze świstem powietrze, a Stevie Rae westchnęła. O rany, czyżbym dotąd rzeczywi ście zachowywała się jak przygłup, że teraz doznają szoku, gdy uda mi się udzielić poprawnej odpowiedzi?

– Uwielbiam, jak adept, który dopiero do nas przychodzi, coś już wie – powiedziała profesor Pentesilea. – Bardzo dobrze, panno Redbird. Kiedy wydarzyła się ta tragedią mieszkałam w Chicago. Nigdy nie zapomnę, jak na rogach ulic gazeciarze wykrzykiwali nagłówki gazet donoszących

0 tym strasznym wypadku. Tym straszniejszym, że można było uniknąć tylu ofiar. Przepowiadano koniec pewnej ery

1 początek następnej, a także wprowadzenie niezbędnych zmian w prawie morskim. O tym wszystkim będziemy się teraz uczyli, a także o zdarzeniach tej nocy opisanych melodramatycznie w innej bardzo poczytnej powieści Waltera Lorda A Night to Remember. Mimo że Lord nie był wampirem – a wielka szkoda, dodała pod nosem – pozostaję pod nieustannym urokiem tej książki, jego stylu, atmosfery, jaką potrafił oddać. W takim razie: zaczynamy! Proszę osoby, które siedzą na końcu, żeby przyniosły książki dla swojego rzędu. Znajdą je na długim regale pod ścianą z tyłu klasy.

Ekstra! To znacznie ciekawsze niż lektura takiego na przykład Dickensa (kogo w rzeczywistości obchodzą jego bohaterowie?). Usadowiłam się wygodnie z książką na kolanach i zeszytem, gotowa robić notatki. Profesor P zaczęła nam głośno czytać rozdział pierwszy, a muszę przyznać, że była bardzo dobrą lektorką. Mijała właśnie trzecia lekcja na nowym miejscu i każda mi się podobała. Czyżby szkoła wampirów miała być czymś więcej niż nudnym miejscem, do którego chodzi się codziennie z musu i po to, żeby spotkać się z koleżankami? W mojej starej szkole może nie wszystkie lekcje były strasznie nudne, ale na pewno nie uczono tam o Amazonkach ani też nie było lekcji o Titanicu, w dodatku prowadzonej przez nauczycielkę, która żyła w tamtych czasach!

Popatrzyłam po twarzach pozostałych uczniów słuchających lektury. Było nas chyba około piętnastu osób, czyli tyle co na poprzednich lekcjach, wszyscy trzymali na kolanach rozłożone książki i uważnie słuchali.

W pewnej chwili spostrzegłam czyjś rudy kudłaty łeb w ostatnim rzędzie. A więc nie wszyscy uważnie słuchali, pospieszyłam się z tą oceną. Chłopak złożył głowę na rękach splecionych na blacie i spał, posapując. Widziałam to, ponieważ jego bladą usiana piegami twarz zwrócona była w moją stronę. Miał otwarte usta, chyba nawet strużka śliny ściekała mu na brodę. Zastanawiałam się, jak profesor P potraktuje takiego ucznia. Nie wyglądała na nauczycielkę, która pozwoli, by jakiś matoł ucinał sobie drzemkę na jej lekcji, ale czytała dalej, przerywając lekturę jedynie na wtrącenie ciekawych informacji dotyczących realiów życia na początku wieku, co ja akurat uwielbiam. Fascynuje mnie zwłaszcza to, co dotyczy flappers, młodych wyzwolonych kobiet lat dwudziestych (gdybym żyła w tamtych czasach, na pewno byłabym jedną z nich). Dopiero gdy zbliżał się koniec lekcji, tuż przed dzwonkiem, profesor P zadała nam lekturę następnego rozdziału jako pracę domową i pozwoliła rozmawiać ze sobą przyciszonymi głosami. Zachowywała się, jakby właśnie zauważyła śpiącego chłopaka. On tymczasem przebudził się, ukazując twarz z odciśniętym czerwonym kółkiem na czole. Zupełnie nie pasował do tego miejsca jedynie jego Znak dowodził, że jest nasz.

– Elliott, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała zza biurka profesor P.

– Tak?

– Elliott, wiesz, że z literatury będziesz miał niedostateczny. Co gorszą nie zdasz swojego życiowego egzaminu. Wampiry mężczyźni mają być silni, ambitni, wyjątkowi. Przez całe pokolenia byli wojownikami stającymi w naszej obronie. Jak ty sobie wyobrażasz, że przejdziesz Przemianę, która cię uczyni dzielniejszym od ludzkich mężczyzn, skoro nawet nie stać cię na to, żeby uważać na lekcji, tylko ją przesypiasz?

Wzruszył ramionami, które bynajmniej nie wydawały się silne.

Jej spojrzenie stwardniało.

– Dam ci ostatnią szansę odrobienia pały, którą dosta jesz za swoje zachowanie na dzisiejszej lekcji. Napiszesz wy pracowanie na temat jakiegoś wydarzenia, które na początku lat dwudziestych okazało się dla Ameryki ważne. Masz ter min do jutra.

Bez słowa chłopak odwrócił się i zamierzał wrócić na miejsce.

– Elliott. – Głos profesor P teraz brzmiał złowrogo, nie podobny do tonu, jakim czytała nam tekst. Czuło się bijącą od niej siłę, tak że zaczęłam się zastanawiać, czy ona w ogóle potrzebuje jakiejkolwiek męskiej opieki. Dzieciak zatrzymał się i odwrócił do niej. – Jeszcze nie pozwoliłam ci odejść. Co postanowiłeś w kwestii napisania na jutro wypracowania, by odrobić dzisiejszą ocenę niedostateczną?

Chłopak stał i nie odzywał się.

– Oczekuję odpowiedzi, Elliott. I to niezwłocznej!

– Jej rozkazujący ton przeszył powietrze, aż poczułam, jak przechodzą mnie ciarki.

Ale na nim najwyraźniej nie wywarło to najmniejszego wrażenia, bo znów wzruszył ramionami i odpowiedział:

– Pewnie tego nie zrobię.

– Taką odpowiedzią sam wystawiasz sobie świadectwo, i to złe świadectwo. Sprawiasz też zawód swojemu mentorowi.

Chłopak znów wzruszył ramionami, zaczął bezmyślnie dłubać w nosie i odpowiedział niedbale:

– Smok wie, że ja już taki jestem.

Rozległ się dźwięk dzwonka i profesor P z nieskrywanym niesmakiem na twarzy wskazała mu ruchem głowy, że może odejść. Damien, Stevie Rae i ja wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia kiedy Elliott nagle przepchał się obok nas, poruszając się nawet dość szybko jak na takiego ślimaka. Odepchnął Damiena, który wysforował się przed nas. Damien jęknął i zaczął trochę kuleć.

– Spadaj, pierdolony pedale – warknął chłopak, odpychając go, by wyjść pierwszy.

– Powinno się nieźle wpieprzyć temu dupkowi, to by miał nauczkę – zaperzyła się Stevie Rae, doganiając Damie na.

Potrząsnął głową.

– Daj spokój. On ma inne, znacznie większe zmartwienia.

– Na przykład takie, że ma kuku pod sufitem – powiedziałam, widząc, jak już przepchał się na koniec korytarza. Nawet włosy miał nieładne.

– Kuku pod sufitem? – zaśmiał się Damien, biorąc pod rękę mnie z jednej strony, a z drugiej Stevie Rae i prowadząc nas niczym postaci z Czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu. – To mi się podoba u naszej Zoey – powiedział.

– Jej podejście do wulgaryzmów.

– Kuku nie jest wulgarnym określeniem – zaczęłam się bronić.

– On to właśnie ma na myśli, koteczku – roześmiała się Stevie Rae.

– Aha – zawtórowałam jej rozluźniona, bo naprawdę bardzo, ale to bardzo mi się podobało, że Damien powiedział o mnie „nasza Zoey". To znaczy, że tu jest moje miejsce, tu jest mój dom.

Загрузка...