ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

– Mam nadzieję, że reszta znajdzie to miejsce – po wiedziałam, rozglądając się wokół, kiedy dotarłyśmy ze Stevie Rae do dużego dębu. – Wczoraj nie było tak ciemno.

– Rzeczywiście, dzisiaj jest dużo chmur na niebie i księżyc nie może się przez nie przebić. Ale się nie martw, Przemiana rewelacyjnie zmienia nasz wzrok, tak że możemy widzieć w nocy całkiem nieźle. Ja chyba widzę równie dobrze jak Nala. – Stevie Rae poskrobała moją kotkę po łepku. Nala zamruczała z zadowoleniem. – Znajdą nas, nie ma obawy.

Oparta o drzewo zaczęłam się martwić. Obiad był smaczny – gotowany kurczak, ryż i młody groszek -jedno trzeba im przyznać: potrafią tu gotować. Wszystko było świetne do momentu, w którym zobaczyłam Erika, jak przechodził koło naszego stolika i powiedział: „Cześć". Tyle właśnie powiedział, nie żadne: „Cześć, Z, nadal mi się podobasz", ale samo: „Cześć, Zoey". I nic więcej. Tylko tyle. Wziął dla siebie porcję i przechodził wraz z kilkoma chłopakami, o których Bliźniaczki powiedziały, że są seksowni. Przyznaję, że nawet ich nie zauważyłam, zbyt byłam zajęta patrzeniem na Erika. Zbliżyli się do naszego stolika, ja podniosłam głowę i uśmiechnęłam się. Na ułamek sekundy nasze oczy się spotkały, po czym on rzekł: „Cześć, Zoey" i poszedł dalej. Wtedy kurczak przestał mi smakować.

– Po prostu go uraziłaś. Bądź dla niego miła, a wtedy on znów będzie chciał się z tobą umówić – powiedziała Stevie Rae, zgadując moje myśli i sprowadzając mnie na ziemię.

– Skąd wiesz, że rozmyślałam o Eriku? – zapytałam. Stevie Rae przestała głaskać Nalę, więc ja natychmiast pod jęłam przerwane pieszczoty, zanim Nala zaczęłaby się uskarżać.

– Bo ja na twoim miejscu właśnie o tym bym myślała.

– Zamiast rozmyślać o jakimś chłopaku, powinnam się raczej zastanawiać, jak utworzę krąg, skoro nigdy przedtem tego nie robiłam, albo nad modłami oczyszczającymi, które też muszę odprawić.

– To nie jest jakiś chłopak, to jest świetny chłopak – sprostowała Stevie Rae, przeciągając samogłoski, co mnie rozśmieszyło.

– Pewnie mówicie o Eriku – odezwał się Damien, wy chodząc z cienia. – Nie martw się. Zauważyłem, jak na ciebie patrzył dzisiaj podczas lunchu. Na pewno znów będzie chciał się z tobą umówić.

– Aha, jemu możesz wierzyć – poparła go Shaunee.

– On jest naszym ekspertem w sprawach penisentiarnych – oświadczyła Erin, kiedy już wszyscy zebraliśmy się pod dębem.

– To prawda – przyznał Damien.

Aby nie rozbolała mnie przez nich głowa, zmieniłam temat.

– Przynieśliście wszystko co trzeba?

– Sam musiałem zmieszać szałwię z lawendą. Tak je związałem, chyba dobrze, co? – powiedział Damien, wy ciągając z rękawa i podając mi solidną wiązkę ziół okręconych z jednego końca grubą nicią.

Natychmiast owionął mnie znajomy słodkawy zapach lawendy.

Idealna – pochwaliłam Damiena. Najwyraźniej mu to ulżyło, bo dodał jeszcze trochę wstydliwie:

– Związałem je kordonkiem, którego używam do haftu krzyżykowego.

– Mówiłam ci, że nie ma co się wstydzić tego, że haftu jesz. To bardzo fajne hobby. W dodatku jesteś w tym naprawdę dobry – powiedziała Stevie Rae.

– Chciałbym, żeby mój tata był tego samego zdania -westchnął Damien.

Zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy usłyszałam smutek w jego głosie.

– Może kiedyś mnie tego nauczysz? Zawsze chciałam umieć haftować – skłamałam i zaraz się ucieszyłam, widząc, jak jego twarz się rozjaśniła.

– Kiedy tylko zechcesz – powiedział.

– A co ze świecami? – zwróciłam się do Bliźniaczek.

– Mówiłam ci, żaden problem – - przypomniała mi Shaunee i otworzyła torebkę, skąd wyjęła żółtą zieloną i niebieską świeczkę obrzędową i w odpowiednich kolorach szklane świeczniki z grubego szkła.

– Najmniejszy – dodała Erin, wyjmując ze swojej torebki czerwoną i fioletową świecę i pasujące do nich szklane pojemniczki.

– Dobrze. Chodźmy tutaj, odsuńmy się trochę od pnia drzewa, ale nie za daleko, żebyśmy pozostali w cieniu gałęzi. – Odeszłam kilka kroków od drzewa, a oni za mną. Popatrzyłam na świece. Co mam robić? Może powinnam… I w tym samym momencie wiedziałam już, co zrobię. Na wet nie zastanawiając się, skąd to wiem, i nie podając w wątpliwość podszeptów intuicji, po prostu się im podda łam. – Każdemu z was dam po jednej świecy. I każdy, tak jak na obchodach Pełni Księżyca Neferet, będzie reprezentował żywioł. Ja będę duchem. – Na te słowa Erin wręczyła mi fioletową świecę. – Ja jestem w środku kręgu. Wy staniecie wokół mnie. – Bez wahania wzięłam czerwoną świecę z rąk Erin i podałam ją Shaunee. – Ty będziesz ogniem.

– Mnie to pasuje. Wszyscy wiedzą jaka jestem gorąca

– odpowiedziała z uśmiechem. Tanecznym krokiem prze niosła się na południową stronę kręgu.

Zieloną świecę podałam Stevie Rae. Ty będziesz ziemią.

– O, zieleń to mój ulubiony kolor! – ucieszyła się i zadowolona stanęła naprzeciwko Shaunee.

– Erin, ty będziesz wodą.

– Dobrze, bo lubię pływać – odpowiedziała Erin i stanęła po zachodniej stronie.

– W takim razie ja zostanę powietrzem – powiedział Damien, biorąc żółtą świecę.

– Tak. I twój żywioł otwiera krąg.

– Chciałbym też otwierać ludzkie umysły – westchnął, zajmując pozycję po wschodniej stronie.

Uśmiechnęłam się do niego serdecznie.

– Aha. To by było dobre.

– Okay. Co teraz? – zapytała Stevie Rae.

– Teraz okadźmy się dymem z różdżki, żebyśmy się oczyścili. – Postawiłam u swych stóp fioletową świecę, żeby się bardziej skupić na różdżce. Nagle uderzyłam się w czoło.

– Do licha! Czy ktoś pamiętał, żeby przynieść zapałki albo zapalniczkę?

– Oczywiście – - odpowiedział Damien, wyciągając z kieszeni zapalniczkę.

– Dziękuję, żywiole powietrza.

– Nie ma o czym mówić, starsza kapłanko.

Nic na to nie odpowiedziałam, ale na dźwięk tych słów poczułam dreszcz na całym ciele.

– Patrzcie, w jaki sposób należy się posługiwać różdżką – - przemówiłam zadowoloną że głos mój nie zdradza podniecenia i brzmi normalnie. Stanęłam przed Damienem, uznałam bowiem, że powinnam zaczynać w miejscu, gdzie jest początek kręgu. Zdając sobie sprawę, że powtarzam słowa Babci, która uczyła mnie tego w dzieciństwie, zaczęłam wyjaśniać przyjaciołom istotę całego procesu.

– Rytualne okadzanie ma na celu oczyszczenie osób, miejsc i przedmiotów z negatywnej energii, złych duchów i różnych wpływów. Odbywa się to przez spalanie różnych świętych roślin i żywic, a następnie trzymanie przedmiotów w dymie albo owiewanie dymem danej osoby czy miejsca. Duch takiej rośliny oczyszcza wszystko, co zostało okadzone jej dymem. – Uśmiechnęłam się do Damiena. – Gotów?

– Potwierdzam – odpowiedział w typowym dla niego stylu.

Uniosłam wiązkę i zapaloną potrzymałam przez chwilę, czekając, aż suche zioła się rozpalą po czym zdmuchnęłam płomień, by został sam żar, z którego zaczął się unosić wonny dym. Następnie omiotłam dymiącą wiązką całą postać Damiena, zaczynając od jego stóp, a kończąc na głowie, dalej tłumacząc pradawny obyczaj:

– Bardzo ważne jest, aby pamiętać o należnym szacunku dla duchów świętych roślin, do których zwracamy się o pomoc, i wyrażeniu go, uznając moc ich działania.

– Jakie jest działanie lawendy i szałwi? – - zapytała Stevie Rae.

Nie przerywając okadzania dymem ciała Damiena odpowiedziałam na pytanie Stevie Rae:

– W tradycyjnych obrzędach bardzo często używa się białej szałwi. Odgania ona negatywne wpływy, energie i złe duchy. Pustynna szałwia w zasadzie ma takie same działa nie, ale ja wolę białą bo ma słodszy zapach. – Doszłam już do głowy Damiena, więc uśmiechnęłam się znów do niego i pochwaliłam go: – Dokonałeś właściwego wyboru.

– Czasami wydaje mi się, że mógłbym być dobrym medium – powiedział Damien.

Erin i Shaunee chrząknęły znacząco, ale obydwoje nie zwróciliśmy na to uwagi.

– Dobrze. Teraz obróć się w drugą stronę, to okadzę ci plecy – powiedziałam. Kiedy zrobił, co mu poleciłam, mogłam ciągnąć swój wywód: ~ Moja babcia zawsze używa lawendy do swoich różdżek. Oczywiście częściowo dlatego, że ma pole lawendowe.

– Sprytnie – powiedziała z uznaniem Stevie Rae.

– Tak, to niesamowite miejsce – przyznałam i uśmiechnęłam się do niej, nie przestając zajmować się Damienem.

– Inny powód, dla którego używa lawendy, to jej kojące działanie, przywracanie otoczeniu równowagi, wytwarzanie pokojowej atmosfery. Lawenda przyciąga też dobre duchy i energię. – - Poklepałam Damiena po ramieniu, żeby się odwrócił. – - Koniec – - powiedziałam mu i przeszłam do Shaunee, która reprezentowała żywioł ognia, i zaczęłam ją okadzać.

– Dobre duchy? – zapytała Stevie Rae trochę przestraszona. – Nie wiedziałam, że będziemy przywoływać do naszego kręgu jeszcze coś poza żywiołami.

– Och, proszę cię, Stevie Rae – nastroszyła się na nią Shaunee. – Nie możesz być wampirem i jednocześnie bać się duchów.

To nawet głupio brzmi – poparła j ą Erin. Rzuciłam okiem na Stevie Rae i nasze spojrzenia na moment się spotkały. Obie pomyślałyśmy o spotkaniu domniemanego ducha Elizabeth, ale żadna z nas nie miała ochoty rozmawiać na ten temat.

– Jeszcze nie jestem wampirem, tylko zaledwie adeptką więc mam prawo bać się duchów.

– Czekaj, przecież Zoey mówi o czirokeskich duchach. A one pewnie nie będą zwracały uwagi na obrzędy odprawiane przez bandę młodocianych wampirskich adeptów, w czterech piątych pochodzenia innego niż rdzennie amerykańskie, którego jedyną reprezentantką jest Jej Kapłańska Wysokość Czirokezką – powiedział Damien.

Kiedy skończyłam z Shaunee, podeszłam do Erin.

– Nie sądzę, by miało to istotne znaczenie, skoro po zostajemy w zewnętrznym świecie – - mówiłam, czując instynktownie, że mam rację. ~ Myślę, że liczą się nasze intencje. W naszym przypadku wygląda to tak: Afrodyta i jej grupa to świetnie prezentujące się, najbardziej utalentowane dziewczyny w całej szkole, a Córy Ciemności powinny być elitarnym klubem. Tymczasem dla nas są wiedźmami z piekła rodem i w rzeczywistości to rozwydrzone dziewuchy, które upokarzają innych i z tego czerpią satysfakcję.

– Ciekawe, jak Erik czuje się w ich gronie? Czy jest mu wszystko jedno, jaką rolę odgrywa, czy też jest bardziej z nimi związany, co sugerowała Afrodyta?

– Albo dziewczyny, które w jakiś sposób zostały nakłonione, by wstąpić do tej organizacji, i chcąc nie chcąc jadana tym samym wózku – dodała Erin.

– Właśnie. – Wzdrygnęłam się w duchu. Cóż, nie jest to odpowiednia pora, by marzyć o Eriku. Skończyłam okadza nie Erin i podeszłam do Stevie Rae. – Naprawdę uważam, że duchy moich przodków słyszą nas, i tak samo uważam, że lawenda i szałwia działają na naszą korzyść, ale również jestem przekonaną Stevie Rae, że nie masz żadnych powodów, by się bać. Bo przywołujemy je nie po to, by pomogły nam wykopać Afrodytę, chociaż ona ponad wszelką wątpliwość na to zasługuje. Na pewno nie przyjdą tu żadne duchy, których mogłybyśmy się bać – zapewniłam Stevie Rae stanowczym tonem, po czym podałam jej różdżkę i powiedziałam: -A teraz ty zrobisz to samo dla mnie. – Stevie Rae zaczęła naśladować wszystkie moje gesty, a ja wreszcie wyluzowałam się zanurzona w słodkim aromacie dymu, który mnie otaczał.

– Nie poprosimy ich, by pomogły nam wykopać Afrodytę? – zapytała Shaunee wyraźnie zawiedziona.

– Nie. 'Oczyszczamy się po to, by poprosić Nyks o po prowadzenie nas. Nie chcę pobić Afrodyty. – Przypomniałam sobie, jakie to było przyjemne uczucie, kiedy ją ode pchnęłam i jej nagadałam. – Owszem, nie przeczę, może to sprawiać przyjemność, ale nie rozwiązuje problemu Cór Ciemności.

Kiedy Stevie Rae skończyła mnie okadzać, wzięłam od niej różdżkę i dokładnie wytarłam o trawę, po czym wróciłam do kręgu, gdzie Nala zwinęła się w kłębuszek tuż przy świecy ducha. Popatrzyłam po twarzach swoich przyjaciół.

– Nie lubimy Afrodyty, to prawda, ale uważam, że to ważne, abyśmy się nie skupiali na negatywach, jak na przy kład danie jej kopa w dupę czy wyrzucenie z grona Cór Ciemności. Ona by tak zrobiła na naszym miejscu. Ale my chcemy działać sprawiedliwie. Nie szukać zemsty, tylko sprawiedliwości. My jesteśmy od niej inni i jeżeli uda nam się zająć jej miejsce, to grupa Cór Ciemności będzie też inna.

– I dlatego ty będziesz starszą kapłanką a ja i Erin tylko przybocznymi, choć bardzo atrakcyjnymi. Bo my jesteśmy płytkie i chciałybyśmy przede wszystkim urwać jej tę wyfiokowaną główkę – przyznała Shaunee, a Erin kiwnęła potakująco.

– Wyłącznie pozytywne myśli, bardzo was proszę -napomniał je zdecydowanie Damien. – Jesteśmy w trakcie rytualnego oczyszczania.

Zanim Shaunee zdążyła cokolwiek więcej zrobić, niż wbić spojrzenie w Damiena, Stevie Rae zapiszczała:

– Dobra! Ja mam same pozytywne myśli, na przykład jak to będzie fajnie, kiedy Zoey zostanie szefową Cór Ciemności.

– Świetny pomysł, Stevie Rae – pochwalił j ą Damien. – To samo sobie pomyślałem.

– I ja bym się cieszyła – dodała Erin. – Piotruś Pan jest po mojej stronie, Bliźniaczko – zawołała do Shaunee, która jeszcze warczała na Damiena. – - Wiecie, że zawsze jestem za pomyślnymi rozwiązaniami. A byłoby cholernie miło, gdyby Zoey dowodziła Córami Ciemności, a w przyszłości została prawdziwą starszą kapłanką.

Prawdziwą starszą kapłanką… Nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle, że na te słowa zrobiło mi się trochę słabo. Znowu. Z westchnieniem zapaliłam fioletową świecę.

– Gotowi? – spytałam całą czwórkę.

– Gotowi – odpowiedzieli chórem.

– Dobrze, w takim razie unieście świece.

Bez wahania (co znaczy również, że nie pozostawiłam sobie czasu na to, by stchórzyć) podeszłam ze świecą do Damiena. Nie byłam tak doświadczona i zręczna jak Neferet ani uwodzicielska i pewna siebie jak Afrodyta. Byłam sobą, Zoey, znaj oma nieznajomą, która zmieniła się ze zwyczajnej uczennicy w niezwykłą wampirską adeptkę. Zaczerpnęłam powietrza do płuc. Jak mówiła Babcia: jedyne, co mogłam zrobić, to starać się ze wszystkich sił.

– Powietrze jest wszędzie wokół nas, więc logiczne, że ten żywioł przyzywam najpierw do naszego kręgu.

Przytknęłam swój ą świecę do żółtej świecy Damiena i natychmiast ukazał się płomień, wściekle filując. Zobaczyłam, jak oczy Damiena robią się wielkie i okrągłe ze zdumienia, kiedy wiatr zaczął owiewać nasze ciała tworząc wokół nas wiry powietrzne, rozwiewając nam włosy i smagając przyjemnie skórę.

– To prawda – szepnął, wpatrując się we mnie. – Rzeczywiście potrafisz ukazywać sobą obecność żywiołów.

– No cóż – odrzekłam – przynajmniej jeden z nich. Zobaczmy, jak będzie z następnym.

Podeszłam do Shaunee. Podniosła skwapliwie swoją świecę i powiedziała:

– Jestem gotowa na przyjęcie ognią niech nadejdzie.

– Ogień, przypomina mi mroźne zimowe wieczory i ciepło bijące od kominka w przytulnej chatce mojej babci. Proszę cię, ogniu, usłysz mnie, przybądź do naszego kręgu.

Zapaliłam czerwoną świecę, której płomień wydawał się znacznie większy i jaśniejszy niż zwykłej świecy obrzędowej. Wokół mnie i Shaunee unosił się żywiczny aromat palącego się drewna i miodowy zapach trzaskającego na kominku ognia.

– Ojej! – wykrzyknęła Shaunee, w której oczach migotały iskierki odbitego płomienia świecy. – Ale odjazd!

To już drugi – usłyszałam szept Damiena. Erin czekała na mnie z szerokim uśmiechem.

– Jestem gotowa przyjąć wodę – powiedziała szybko.

– Woda przynosi ukojenie w czasie upalnych dni w Oklahomie. Woda to oceany, które mam nadzieję kiedyś zobaczyć na własne oczy. Woda sprawią że rośnie lawenda. Proszę, wodo, usłysz mnie, przywołuję cię do naszego kręgu.

Zapaliłam niebieską świecę i natychmiast poczułam chłód na swojej skórze i słony krystaliczny zapach, jaki może się unosić tylko nad brzegiem oceanu, którego nigdy nie widziałam.

– Niesamowite, naprawdę – - powiedziała Erin, wdychając głęboko oceaniczne powietrze.

– W sumie trzy – liczył Damien.

– Ja już się nie boję – wyznała Stevie Rae, kiedy stanęłam przed nią.

– To dobrze – odpowiedziałam i skoncentrowałam myśli na czwartym żywiole, ziemi. – Ziemia nas nosi i ziemia nas otacza. Bez ciebie bylibyśmy niczym. Proszę, ziemio, wysłuchaj mnie, przyzywam cię do kręgu.

Zielona świeca zapaliła się bez trudu i nagle owionął nas intensywny zapach skoszonej świeżej trawy. Usłyszałam też szelest dębowych liści, a gdy podniosłam do góry głowę, zobaczyłam, jak wszystkie konary wyciągnęły się i rozpostarły nad nami, jakby chroniąc nas od wszelkich cierpień.

– Niesłychane! ~ zachłysnęła się zachwycona Stevie

Rae.

– Cztery! – zawołał podekscytowany Damien. Podeszłam szybko na środek kręgu i podniosłam swoją fioletową świecę.

– Ostatni żywioł to ten, który wypełnia wszystkich i wszystko. Sprawią że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, on tchnął w nas życie. Proszę cię, duchu, byś mnie wysłuchał i przybył do naszego kręgu.

Nie do wiary, ale miałam wrażenie, że cztery żywioły otoczyły mnie, tworząc wokół wir, przy czym nie było to ani trochę przerażające. Przeciwnie, czułam, jak przepełnia mnie spokój, a jednocześnie wzbierająca potężna moc, musiałam zaciskać usta, by nie wybuchnąć radosnym śmiechem.

– Patrzcie, co się dzieje z kręgiem! – - zawołał Damien.

Zamrugałam, by lepiej widzieć, i w tym momencie zobaczyłam, jak cztery żywioły uspokajają się niczym rozbrykane i przywołane do porządku kociaki, które przysiadły wokół mnie, czekając tylko, by na dany znak wyczyniać następne sztuczki. Uśmiechnęłam się do siebie rozbawiona tym porównaniem, a wtedy zauważyłam jaśniejącą poświatę wokół kręgu i nad głowami całej czwórki. Światło było jasne i czyste, a przy tym lśniło srebrzyście jak księżyc w pełni.

– Czyli pięć – powiedział Damien.

Kurde balans! – - wydałam z siebie okrzyk, jaki nie przystoi starszej kapłance. Cała czwórka wybuchnęła śmiechem typowym dla istot szczęśliwych. Wtedy zrozumiałam, dlaczego Neferet tańczy podczas odprawiania obrzędu. Bo i mnie teraz chciało się śmiać, tańczyć i krzyczeć ze szczęścia. Innym razem, postanowiłam sobie. Tej nocy czekało mnie ważne zadanie.

– Dobrze, a teraz odmówię oczyszczającą modlitwę – zapowiedziałam przyjaciołom. – - Podczas odmawiania modlitwy będę stawała twarzą do kolejnego żywiołu.

– A co my mamy robić? – zapytała Stevie Rae.

– Skupcie się na modlitwie. Uwierzcie, że żywioły zaniosą ją Nyks, a bogini wysłucha jej i pomoże mi w taki sposób, że dowiem się, co powinnam robić – powiedziałam z większą pewnością w głosie niż w głowie.

Po raz wtóry zwróciłam się twarzą na wschód. Damien posłał mi pełen zachęty uśmiech. Zaczęłam recytować pradawną oczyszczającą modlitwę, którą wielokrotnie odmawiałam ze swoją babcią z kilkoma zmianami, jakie postanowiłam wcześniej wprowadzić.


Wielka bogini Nocy, której głos słyszę w wietrze, która tchnie życie w swoje dzieci: usłysz mnie, potrzebuję Twojej siły i mądrości.


Zrobiłam krótką przerwę, po czym zwróciłam się na południe.


Niechaj piękno mnie nie opuszcza, a oczy moje niech zawsze widzą czerwone i purpurowe zachody słońca, które poprzedzają Twe piękne noce. Spraw, by moje ręce szanowały rzeczy, które stworzyłaś, a uszy moje niech będą wyczulone na Twój głos, bym stała się mądra i mogła zrozumieć to, czego uczysz swoich ludzi.


Obróciłam się znów na prawo i dalej mówiłam głosem silniejszym, bo i silniejsza się czułam, dostroiwszy się do rytmu modlitwy.


Pomóż mi zachować spokój i siłą w obliczu tego, co mnie czeka. Niech nauczę się wszystkich lekcji, jakie dla mnie ukryłaś w każdym listku i w każdym kamieniu. Niech myśli moje staną się czyste, a czyny moje skierowane na niesienie pomocy innym. Pomóż mi odnaleźć zdolność współodczuwania, które jednak nie zawładnie mną bez reszty.


Zwróciłam się do Stevie Rae, która miała zaciśnięte powieki, jakby chciała z całej siły się skoncentrować.


Szukam siły nie po to, by stać się mocniejsza od innych, ale by zwalczyć swego najgroźniejszego przeciwnika: własne wątpliwości.


Wróciłam na środek kręgu i tam zakończyłam modlitwę. Po raz pierwszy w życiu poczułam moc słów pradawnej modlitwy, które podążały – w co wierzyłam sercem i duszą – do wysłuchującej mnie bogini.


Spraw, abym zawsze mogła zwrócić się do Ciebie z czystymi rękoma i otwartym spojrzeniem. A kiedy moje życie chylić się będzie ku zachodowi tak, jak zachodzi słońce dnia, moja dusza niech podąży do Ciebie bez wstydu.


Takie było zakończenie i główna myśl czirokeskiej modlitwy, której uczyła mnie moja babcią ale czułam potrzebę dodania jeszcze tych słów: „Nyks, nie wiem, dlaczego mnie Naznaczyłaś i dlaczego obdarzyłaś darem bliskiego związku z żywiołami, i nie muszę tego wiedzieć. Ale o jedno chcę Cię prosić: bym z Twoją pomocą wiedziała co jest słuszne, oraz byś dała mi siłę, żebym to czyniła". Modlitwę zakończyłam słowami, których użyła Neferet na zakończenie swojego obrzędu:

– Bądź pozdrowiona!

Загрузка...