ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Na przegubie nadal czułam mrowienie od pocałunku Erika i nie byłam pewną czy jestem w stanie już mówić, więc ulżyło mi, kiedy zobaczyłam, że w holu wejściowym kręci się tylko kilka dziewcząt, które ledwie na mnie spojrzały, zaabsorbowane oglądaniem programu o amerykańskich top modelkach. Pobiegłam do kuchni, tam zaraz posadziłam Nalę na podłodze, licząc na to, że nie ucieknie, kiedy ja będę sobie przyrządzała kanapkę. Rzeczywiście nie uciekła, chodziła za mną po kuchni niczym pomarańczowy piesek, narzekając na mnie tym swoim dziwnym miaukiem. „Wiem", „rozumiem", powtarzałam co chwila, ponieważ wyobrażałam sobie, że ona beszta mnie za to, że zachowałam się jak idiotką w czym zresztą miała rację. Po zrobieniu kanapki złapałam jeszcze torebkę precelków (faktycznie, tak jak mówiła Stevie Rae, w żadnej szafce nie znalazłam śmieciowego jedzenia), jakieś brunatne picie (nawet nie wiem, co to było, tyle że brunatne i nie niskosłodzone), kotkę i popędziłam na schody.

– Zoey! Tak się martwiłam o ciebie! Opowiedz mi o wszystkim. – - Zwinięta w kłębek na łóżku, z książką w ręku, Stevie Rae najwyraźniej na mnie czekała. Miała na sobie górę od piżamy gęsto zadrukowanej wzorem w kowbojskie kapelusze, do tego bawełniane portki ściągane w pasie tasiemką. Słowo daję, wyglądała na nie więcej niż dwanaście lat.

– Widzisz? – zawołałam wesoło – Wygląda na to, że przybyło nam zwierzątko. – Odwróciłam się bokiem, tak by Stevie Rae mogła zobaczyć Nalę wczepioną w moje biodro.

– Pomóż mi, zanim czegoś nie upuszczę. Jak znam koty, ten egzemplarz będzie stale zrzędzić.

– Jaka milutka! – - wykrzyknęła Stevie Rae, chcąc ją wziąć ode mnie, ale Nala uczepiła się mnie tak mocno, jakby od tego zależało jej życie. Stevie Rae musiała więc zadowolić się wzięciem jedzenia, które położyła na moim nocnym stoliczku.

– Suknię masz bombową!

– Aha, przebrałam się w nią tuż przed uroczystością. – Wtedy sobie przypomniałam, że powinnam ją oddać

Afrodycie. Nie miałam zamiaru zatrzymać tego „prezentu", nawet jeśli Erik był odmiennego zdania. Tak czy owak oddanie sukni stanowiło dobrą okazję do „podziękowania" jej za to, że „zapomniała" powiedzieć mi o krwi. Wiedźma z piekła rodem.

– No więc?… Jak tam było?

Usiadłam na łóżku i dałam Nali precla, którym natychmiast zaczęła się bawić, uganiając się za nim po całej podłodze (przynajmniej przestała burczeć). Odgryzłam kawał kanapki. Owszem, byłam głodną ale też grałam na zwłokę. Nie miałam pewności, co mogę powiedzieć Stevie Rae, a co powinnam przemilczeć. Wstydziłam się mówić o całej tej historii z krwią co zresztą było okropne. Co ona sobie o mnie pomyśli? Czy będzie się mnie bała?

Przełknęłam pierwszy kęs i postanowiłam zwrócić rozmowę na bezpieczniejsze tory.

– Erik Night odprowadził mnie do domu – wyznałam.

– Mów szybko! – Zaczęła podskakiwać na łóżku jak diabełek na sprężynie. – Opowiedz wszystko dokładnie!

– Pocałował mnie – - dodałam, marszcząc znacząco brew.

– Chyba żartujesz! Jak? Gdzie? Dobrze było?

– Pocałował mnie w rękę. – Postanowiłam nie mówić całej prawdy. Nie chciałam wdać się w zawiłe tłumaczenia na temat przegubu, pulsu, krwi i ugryzienia. – - Na dobra noc. Staliśmy tuż przed drzwiami internatu. Owszem, było dobrze! -Posłałam jej uśmiech, choć usta miałam pełne jedzenia.

– Afrodyta musiała się zesrać, widząc, jak ty i Erik wy chodzicie razem z sali rekreacyjnej.

– Nie, właściwie ja wyszłam pierwszą a on potem mnie dogonił. Poszłam się przejść wokół muru, tam zresztą znalazłam Nalę. – Pogłaskałam kotkę po łepku. Zwinęła się obok mnie w kłębuszek, zamknęła oczy i zaczęła mruczeć. -W gruncie rzeczy wydaje mi się, że to ona mnie znalazła. Wdrapałam się na mur, bo myślałam, że ona potrzebuje po mocy, a potem – pewnie mi nie uwierzysz – zobaczyłam coś, co wyglądało na ducha Elizabeth, a jeszcze później mojego byłego chłopaka ze starej szkoły, Heatha, który pojawił się z moją byłą najlepszą przyjaciółką.

– Co?… Kto?… Powoli. Zacznij od ducha Elizabeth. Potrząsnęłam głową i w zamyśleniu żułam kanapkę.

Nadal jedząc, zaczęłam tłumaczyć.

– To było naprawdę niesamowite i bardzo dziwne. Siedziałam na tym murze i głaskałam Nalę i wtedy coś zwróciło moją uwagę. Spojrzałam na dół i zobaczyłam, że niedaleko mnie stoi jakaś dziewczyna. Popatrzyła na mnie, a oczy miała czerwone i błyszczące, przysięgam, że to była Elizabeth.

– Coś ty! Bałaś się?

– Jeszcze jak! A kiedy mnie zobaczyła, wydała z siebie przeraźliwy krzyk i znikła.

– Ja bym umarła ze strachu.

– Ja też, ale nie miałam czasu, bo zaraz zjawił się Heath z Kaylą.

– Jak to? Jak mogli się tu pokazać?

– Nie, nie tu, nie po naszej stronie, tylko na zewnątrz muru. Musieli usłyszeć, jak usiłuję uspokoić Nalę, która oszalała na widok Elizabeth, bo przybiegli do mnie pędem.

– Nala też j ą widziała? Skinęłam głową.

Stevie Rae wzdrygnęła się.

– W takim razie to musiała być naprawdę ona.

– Jesteś pewną że umarła? – zapytałam, zniżając głos do szeptu. – Czy nie zaszła jakaś pomyłka? Może ona żyje i włóczy się po szkole? – - To brzmiało dość nieprawdopodobnie, ale równie nieprawdopodobnie brzmiała wersja z duchem Elizabeth, który mi się ukazał.

Stevie Rae głośno przełknęła ślinę.

– Ona nie żyje. Widziałam, jak umierała. Wszyscy w klasie widzieli.

Stevie Rae była bliska płaczu, a mnie też ogarniał coraz większy niepokój, więc szybko skierowałam rozmowę na mniej niesamowity temat.

– Może się mylę. Może to była jakaś gówniara z takimi oczami i ogólnie do niej podobna. Było ciemno i zaraz pojawili się tam Heath z Kaylą.

– Czego chcieli?


– Heath powiedział, że przyszedł mnie stąd wyciągnąć. – Przewróciłam oczami. – Masz pojęcie?

– Co oni, zgłupieli?

– Widocznie. A poza tym Kaylą dotąd moja najlepsza przyjaciółka, zachowywała się tak, że nie mam już wątpliwości, że lata za Heathem!

Stevie Rae sapnęła z oburzenia.

– A to zdzira!

– Nie żartuję. W każdym razie powiedziałam im, żeby sobie poszli i więcej nie wracali, czym w końcu byłam przy gnębioną i właśnie wtedy znalazł mnie Erik.

– Ojej! Czy był słodki i romantyczny?

– Coś w tym rodzaju. A, i mówił do mnie Z.


– O!… Takie zdrobnienie to dobry znak. Też mi się tak wydawało.

– I potem odprowadził cię do internatu?

– Tak, powiedział, że powinnam wziąć sobie coś do jedzenia, tyle że jedyne miejsce, gdzie mogę coś dostać, to sala rekreacyjną ale pewnie nie będę chciała tam wracać. – O psia-kostka! Zagalopowałam się. Nie chciałam aż tyle powiedzieć.

– Córy Ciemności były takie okropne? Spojrzałam w szeroko otwarte sarnie oczy Stevie Rae i uznałam, że nie mogę jej opowiedzieć całej historii z krwią. Za wcześnie na to.

– Wiesz, jak seksowna, piękna i z klasą była Neferet? Stevie Rae kiwnęła głową.

– No więc w zasadzie Afrodyta robiła to samo co Neferet, ale wyglądała z tym jak kurwiszon.

– Zawsze uważałam, że jest wredna – - powiedziała Stevie Rae, potrząsając głową z niesmakiem.

– Powiedz mi coś więcej na ten temat. – Popatrzyłam na Stevie Rae i nie wytrzymałam. – Wczoraj, zanim Neferet mnie tu przyprowadziła widziałam, jak Afrodyta próbowała zrobić Erikowi laskę.

– Nie mów! Rany, jakie to obrzydliwe! Zaraz, mówisz, że próbowała? O co tu chodzi?

– Powiedział jej, że nie chce, i ją odepchnął. Potem mówił, że w ogóle już jej nie chce.

Stevie Rae zachichotała.

– Założę się, że musiała stracić resztki rozumu. Pamiętam, jak bardzo jej na nim zależało, nawet wtedy gdy mówił do niej „nie".

– Wiesz, może by mi było jej żal, gdyby nie to, że… że… – Nie wiedziałam, jak to ująć.

– Że taka z niej wiedźma z piekła rodem? – podpowie działa usłużnie Stevie Rae.

– Tak, chyba o to chodzi. Ona zawsze się zachowuje tak, jakby miała prawo być złośliwa i wredna, i robić to, co jej się podoba, a każdy powinien jej słuchać, nadskakiwać i akceptować ją bez zastrzeżeń.

Stevie Rae potaknęła.

– W dodatku jej przyjaciółki są takie same.

– Tak, poznałam już tę okropną trójkę.

– Wojowniczą Straszną i Osę?

– Właśnie. Co one sobie myślały, wybierając takie imiona? – zapytałam, opychając się preclami.

– Pewnie dokładnie to samo, co każda po kolei z tego towarzystwa sobie wyobrażała: że są lepsze od pozostałych i nietykalne, bo ich Afrodyta zostanie następną starszą kapłanką.

– Nie sądzę, by Nyks do tego dopuściła – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się dobrze zastanowić.

– Co chcesz przez to powiedzieć? One właściwie już się zakwalifikowały, a Afrodyta przewodzi Córom Ciemności, od kiedy na początku piątego formatowania ujawniły się jej zdolności wizjonerskie.

– Znaczy, że co?

– Miewa wizje, na przykład przyszłych tragicznych zdarzeń – wyjawiła Stevie Rae.

– Myślisz, że je sobie wymyśla?

– Nie, skąd! Jest nawet piekielnie dokładna. Ale wydaje mi się, a Damien i Bliźniaczki są tego samego zdania że ona mówi o tych swoich wizjach tylko wtedy, kiedy wokół niej znajdują się ludzie spoza jej najbliższego otoczenia.

– Zaczekaj, chcesz przez to powiedzieć, że ona wie o jakichś nieszczęściach, które się mają zdarzyć i którym może zapobiec, ale nic nie robi w tym kierunku?

– Właśnie. Tydzień temu podczas lunchu miała wizję, a te jej wiedźmy otoczyły ją wianuszkiem i zaczęły wyprowadzać z jadalni. Gdyby nie to, że Damien był spóźniony, więc biegł do jadalni i wpadł na nie z rozpędu, aż je roztrącił i zobaczył, że Afrodyta jest w transie, nikt by się o niczym nie dowiedział. A wtedy samolot by się rozbił i wszyscy pasażerowie by zginęli.

Precel utkwił mi w gardle. Krztusząc się, zdołałam wyjąkać:

– O do diabła! Samolot pełen ludzi!

– Tak, bo tym razem Damien, widząc, że Afrodyta ma wizję, sprowadził Neferet. Wtedy Afrodyta musiała opowiedzieć swoją wizję, w której samolot spada na ziemię zaraz po starcie. Jej wizje są bardzo wyraźne, opisała ze szczegółami lotnisko i numery samolotu. Neferet zanotowała te wszystkie szczegółowe informacje i skontaktowała się z lotniskiem w Denver. Tam powtórnie sprawdzono samolot i okazało się, że znaleźli jakąś usterkę, której przedtem nie zauważyli. Po wiedzieli, że gdyby go w porę nie naprawili, samolot runąłby na ziemię zaraz po starcie. Aleja wiem cholernie dobrze, że Afrodyta nie pisnęłaby o tym ani słówkiem, gdyby nie została do tego zmuszona. Nie dałam się nabrać na to jej kłamstwo, kiedy później powiedziała, że przyjaciółki wyprowadzały ją z jadalni, ponieważ wiedziały, że chce się widzieć natychmiast z Neferet. Gówno prawda.

Już chciałam powiedzieć, że to niemożliwe, by Afrodyta i jej wiedźmy mogły świadomie dopuścić do śmierci kilkuset osób, ale przypomniałam sobie, co mówiły w nocy: „Ludzcy mężczyźni są beznadziejni… Powinni wszyscy wyginąć…" i zrozumiałam, że nie było to tylko czcze gadanie, one mówiły poważnie.

– W takim razie dlaczego Afrodyta nie okłamała też Neferet? Mogła na przykład podać nazwę innego lotniska czy przekręcić numery samolotu?

– Nie da się okłamać wampirów, zwłaszcza gdy za dają konkretne pytania. I musisz też pamiętać, że Afrody ta ponad wszystko chce zostać starszą kapłanką. Gdyby do Neferet doszło, jaka jest fałszywa, jej plany mogłyby wziąć w łeb.

– Afrodyta nie ma żadnych predyspozycji, żeby zostać starszą kapłanką. To straszna egoistka, pełna nienawiści, takie same są zresztą jej koleżanki.

– No cóż, ale Neferet tak nie uważa, a poza tym była jej mentorką.

Zamrugałam z niedowierzaniem.

– Żartujesz?! I nie przejrzała na oczy? – To chyba nie możliwe, Neferet jest przecież znacznie mądrzejsza.

Stevie Rae wzruszyła ramionami.

– Przy Neferet ona się zachowuje inaczej.

– Mimo wszystko…

– A ponieważ ma wielkie zdolności wizjonerskie, zna czy to, że Nyks ma wobec niej swoje plany.

– Daj spokój, to diablica z piekła rodem! Musiały się w to wdać jakieś nieczyste siły! Ej, czy nikt nie oglądał Gwiezdnych wojen"? Trudno było uwierzyć, że Ankin Skywalker może wrócić, a jednak… I co się potem stało?

– Ojej, Zoey, to przecież fikcja.

– I co z tego? Wydaje mi się, że to dobre porównanie.

– W takim razie spróbuj przekonać Neferet.

W zamyśleniu żułam kanapkę. Może i powinnam tak zrobić. Neferet jest za mądra na to, aby się nabierać na gierki Afrodyty. Może już się domyśla, że coś jest nie tak z wiedźmami. Może potrzebne jej jeszcze jakieś potwierdzenie.

– Czy ktoś próbował już powiedzieć coś Neferet o Afrodycie?

– O ile wiem, to nie.

– A dlaczego nie?

Stevie Rae zaczęła się niespokojnie wiercić.

– Bo to by chyba wyglądało na plotki. Zresztą co byśmy miały powiedzieć Neferet? Że wydaje nam się, że Afrodyta może ukrywać swoje wizje, ale nie mamy dowodów poza tym, że to straszna małpa? – - Stevie Rae potrząsnęła głową. – - Nie, nie sądzę, by to coś dało. Poza tym gdyby jakimś cudem dała nam wiarę, co by zrobiła? Przecież nie może jej wyrzucić ze szkoły, by Afrodyta zakaszlała się na śmierć gdzieś pod płotem. Nadal tu zostanie ze swoją bandą wiedźm i chłopakami, którzy zrobią dla niej wszystko, jeśli tylko kiwnie na nich paluszkiem. Nie, myślę, że nie warto tego zaczynać.

Stevie Rae miała swoją rację, ale bardzo mi się to nie podobało.

Wszystko może się zmienić, jeśli jakaś adeptka o większym autorytecie i sile zajmie jej miejsce jako przewodniczącej Cór Ciemności.

Natychmiast dźgnęło mnie poczucie winy, a żeby odwrócić od siebie uwagę, pociągnęłam wielki łyk napoju. Co ja sobie wyobrażam? Przecież nie zależy mi na władzy. Nie zamierzałam zostać starszą kapłanką ani dawać się wciągać w beznadziejną wojnę z Afrodytą i połową szkoły (w dodatku lepszą połową!). Zależało mi tylko na tym, by znaleźć miejsce dla siebie w nowym życiu, miejsce, w którym czułabym się jak w domu, gdzie nie byłabym outsiderem i czułabym się u siebie, tak jak cała reszta.

Przypomniałam sobie dreszcz, jaki mnie przeszywał podczas tworzenia obu kręgów i jak żywioły zdawały się wnikać w moje ciało, a także jak siłą musiałam się powstrzymywać przed tym, by nie dołączyć do Afrodyty podczas kierowania uroczystością w kręgu.

– Stevie Rae, powiedz, czy coś czujesz podczas przed stawienia w kręgu? – zapytałam nieoczekiwanie.

– Co miałabym czuć?

– No, na przykład kiedy przywołuje się ogień. Czy jest ci wtedy gorąco?

– Nie. Wiesz, lubię to całe przedstawienie w kręgu, czasami kiedy Neferet się modli, czuję, że jakaś energia przenika krąg, ale nic poza tym.

– Nigdy nie czułaś powiewu wiatru albo zapachu wody i deszczu, kiedy przywołuje się powietrze czy wodę, albo trawy pod stopami, kiedy przywołuje się ziemię?

– Nie, wcale. Tylko starsze kapłanki z wyjątkową wrażliwością na odczuwanie żywiołów mogą… – - Przerwała i popatrzyła na mnie okrągłymi ze zdumienia oczami. -Chcesz powiedzieć, że ty to odczuwałaś? Któryś z żywiołów?

– Może… – odpowiedziałam, skręcając się z zażenowania.

– Może! – pisnęła. – Zoey, czy ty masz pojęcie, co to znaczy?

Potrząsnęłam głową.

– Akurat w zeszłym tygodniu na socjologii uczyłyśmy się o najsławniejszych wampirach, będących starszymi kapłankami. Od stuleci nie było kapłanki, która by odczuwała wszystkie cztery żywioły.

– Pięć – sprostowałam zgnębiona.

– Wszystkie pięć! Czułaś też nadejście ducha? Tak, chyba tak.

– Zoey, to niesamowite! Chyba nie było jeszcze starszej kapłanki, która by odczuwała wszystkie pięć żywiołów.

– Wskazała na mój Znak. – Popatrz na swój Znak. Mówi, że jesteś inna, i rzeczywiście tak jest.

– Stevie Rae, czy na razie może to zostać między nami? Żeby nawet Damien czy Bliźniaczki o tym nie wiedzieli? Chciałabym sama to sobie przemyśleć. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko.

– Ależ, Zoey, ja…

– Poza tym może się mylę – przerwałam j ej. -Co by było, gdyby się okazało, że to tylko moja wyobraźnia i nerwy, ponieważ nigdy przedtem nie brałam udziału w tych obrzędach? Wyobrażasz sobie, jak bym się czuła, gdybym najpierw oświadczyła że jestem pierwszą w historii adeptką która odbiera wszystkie żywioły, a potem musiałabym to od wołać, boby wyszło na jaw, że to nerwy?

Stevie Rae przygryzała policzek.

– Bo j a wiem?… – powiedziała wreszcie. – Wydaj e mi się, że powinnaś o tym komuś powiedzieć.

– Aha, ale pomyśl, jak by Afrodyta ze swoją zgrają triumfowała, gdyby się okazało, że to była tylko gra mojej wyobraźni.

– O rany, rzeczywiście, masz rację – przyznała pobladła Stevie Rae. – To by było okropne. Nie powiem nikomu, dopóki nie będziesz gotowa. Obiecuję.

Jej reakcja coś mi nasunęła.

– Ej, powiedz, co ci zrobiła Afrodyta?

Stevie Rae spuściła wzrok i skuliła się, jakby ją nagle przejął zimny dreszcz.

– Zaprosiła mnie na obchody. Byłam tu dopiero od miesiąca i jakoś mi imponowało, że wiodąca grupa zaprasza mnie do siebie. – Potrząsnęła głową nadal nie patrząc mi w oczy. – To głupie z mojej strony, ale jeszcze nikogo dobrze nie znałam, poza tym myślałam, że może się zaprzyjaźnimy, więc poszłam. Ale one nie chciały, żebym była jedną z nich. Byłam im potrzebna tylko jako… dawca krwi na ich uroczystość. Nawet mówiły o mnie „lodówka", tak jakbym nie miała dla nich żadnego znaczenia, jakby chodziło im tylko o moją krew. Kiedy zaczęłam płakać, śmiały się i wyrzuciły mnie stamtąd. Tak spotkałam Damiena, Erin i Shaunee. Trzymali się razem i zobaczyli, jak wybiegam z sali rekreacyjnej, więc poszli za mną i powiedzieli, żebym się nie martwiła. Od tej pory są moimi przyjaciółmi. – Wreszcie spojrzała na mnie.

– Przepraszam, może powinnam przedtem ci to opowiedzieć, ale wiedziałam, że z tobą nie będą tego próbować. Ty jesteś silna, a twój Znak intryguje Afrodytę. Poza tym jesteś wystarczająco piękna, żeby zostać jedną z nich.

– Ty tak samo! – zawołałam przejęta do szpiku kości widokiem, jaki natychmiast zarysował mi się w wyobraźni: Stevie Rae wciśnięta w krzesło jak Elliott, j ej krew zmiesza na z winem i pita podczas rytualnych obchodów…

– Nie, ja może jestem niebrzydka, ale nie taka jak one.

– Ja też nie jestem taka jak one – wykrzyknęłam tak głośno, że Nala obudziła się i zaczęła prychać niezadowolona.

– Wiem, nie to miałam na myśli. Chciałam tylko po wiedzieć, że wiedziałam, że one będą chciały, byś do nich przystąpiła więc nie będą próbowały cię wykorzystać w taki sposób.

A jednak udało im się wyprowadzić mnie w pole i z równowagi. Pytanie tylko: dlaczego? Zarazi Już wiem, co one knuły. Erik mówił, że kiedy po raz pierwszy spróbował smaku krwi, była dla niego obrzydliwa do tego stopnia, że wybiegł i natychmiast zwymiotował. Ja byłam tu zaledwie od dwóch dni. Chciały zrobić coś, co by mnie odstraszyło od nich i odstręczyło od ich rytuałów na zawsze.

Wcale nie chciały, żebym należała do Cór Ciemności, ale nie mogły powiedzieć otwarcie Neferet, że mnie nie chcą. Wolały, żebym to ja odmówiła wstąpienia w ich szeregi. Z jakichś nieznanych mi, przypuszczalnie niezbyt szlachetnych powodów apodyktyczna Afrodyta chciała bym trzymała się z daleka od ich organizacji. Tyrani zawsze mnie brzydzili, co oznaczało, niestety, jedno: wiedziałam, co mam zrobić.

Kurczę, będę musiała wstąpić do zgromadzenia Cór Ciemności.

– Zoey, nie jesteś na mnie zła, co? – zapytała niepewnie Stevie Rae.

Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem, starając się otrząsnąć z natłoku różnych myśli.

– Oczywiście, że nie. Miałaś rację, Afrodyta nie zamierzała namówić mnie do oddania im krwi. – Wetknęłam do ust ostatni "kęs kanapki i szybko pogryzłam. – Lecę z nóg. Czy mogłabyś pomóc mi znaleźć dla Nali jakąś skrzynkę, bym mogła położyć się spać?

Stevie Rae rozpromieniona wyskoczyła raźno z łóżka, szczęśliwa, że może coś dla mnie zrobić.

– Zobacz, co mamy! – powiedziała. Dała susa w drugi kąt pokoju, skąd wyciągnęła dużą zieloną paczkę z wielkim napisem: „Felicja – sklep z produktami rolnymi, 2616 S. Harvard, Tulsa". Wytrząsnęła z niej na podłogę kuwetę, miseczki na wodę, suchy pokarm dla kotów z dodatkiem środka przeciw zbijaniu się sierści oraz worek na kocie nieczystości.

– Skąd wiedziałaś?

– Nie wiedziałam. Kiedy wróciłam z kolacji, to już leżało przed naszymi drzwiami. – Sięgnęła jeszcze do wnętrza paczki i wyciągnęła stamtąd kopertę oraz śliczną różową obróżkę ze skóry wysadzaną miniaturowymi srebrnymi guzami.

– Masz, to dla ciebie.

Podała mi kopertę, na której widniało moje imię. Wewnątrz na arkusiku eleganckiej papeterii wypisana ładnym charakterem pisma była tylko jedna linijka:

„Skylar powiedział mi, że ona się pojawi".

U dołu widniał podpis: N.

Загрузка...