ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

– Cześć, Babciu, to ja.

– Och, moja ptaszyną Zoey! Wszystko w porządku, kochanie?

Uśmiechnęłam się do słuchawki i otarłam łzy.

– Tak, Babciu, w porządku. Po prostu zatęskniłam za tobą.

– Ptaszynko, ja też się stęskniłam za tobą. – Zamilkła na chwilę, po czym zapytała: – Czy Mama dzwoniła do ciebie?

– Nie.

Babcia westchnęła.

– Wiesz, kochanie, może ona nie chce ci przeszkadzać, kiedy adaptujesz się do nowego życia. Powiedziałam jej, że rozmawiałam z Neferet, która mi wyjaśniła, że teraz codziennie bardzo dużo będzie się działo w twoim życiu.

– Dziękuję, Babciu, ale myślę, że to nie dlatego ona do mnie nie zadzwoniła.

– Może próbowała, tylko nie słyszałaś. Ja dzwoniłam wczoraj do ciebie, ale zgłosiła się tylko poczta głosowa.

Poczułam ukłucie winy. Nawet nie sprawdzałam, czy mi ktoś nie zostawił wiadomości.

– Zapomniałam naładować telefon. Zostawiłam go w pokoju. Przepraszam, Babciu, że się do mnie nie mogłaś dodzwonić. – Aby poprawić jej samopoczucie, a także aby skończyć już z tym tematem, dodałam: – - Sprawdzę, jak wrócę do pokoju, czy nie ma zostawionych dla mnie wiadomości. Może Mama dzwoniła.

– Właśnie, kochanie, może dzwoniła do ciebie. A teraz powiedz mi, jak ci tam jest?

– Dobrze. To znaczy, jest wiele rzeczy, które mi się podobają. Lekcje są fajne. O, Babciu, chodzę na szermierkę i na lekcje jazdy konnej.

– Cudownie! Pamiętam, jak lubiłaś jeździć na Króliku.

– Mam też swojego kota!

– Och, ptaszyno, tak się cieszę. Zawsze lubiłaś koty. Czy z kimś już się zaprzyjaźniłaś?

– Tak, moja współmieszkanka, Stevie Rae, jest świetna. I już zdążyłam polubić jej przyjaciół.

– Skoro wszystko tak dobrze się układa, to skąd te łzy?

Zapomniałam, że przed Babcią nic się nie ukryje.

– To dlatego, że… ciężko jest przejść przez niektóre rzeczy związane z Przemianą.

– Ale dajesz sobie radę, prawda? – W jej głosie słychać było zatroskanie. – Jak tam twoja głowa?

– Z głową wszystko w porządku, nie o to chodzi, ale… – Zamilkłam, nie wiedząc, jak to wszystko powiedzieć, chociaż miałam nieprzepartą ochotę wyznać jej wszystko. Poza tym bałam się, bałam się, że przestanie mnie kochać. Tak jak Mama, która przestała mnie kochać albo swoją miłość prze lała na swojego męża co w pewnym sensie jest nawet gorsze, niż gdyby przestała mnie kochać. Co j a zrobię, jeśli i Babcia odwróci się ode mnie?

– Zoey, ptaszynko, wiesz przecież, że mnie możesz po wiedzieć wszystko – powiedziała łagodnie.

– Ale to takie trudne, Babciu… – Zagryzłam wargi, żeby się nie rozpłakać.

– Trochę ci ułatwię. Cokolwiek mi powiesz, nigdy nie przestanę cię kochać. Jestem twoją babcią dziś, będę jutro i za rok. Będę twój ą babcią nawet wtedy, gdy dołączę do swoich przodków w świecie duchów, ale stamtąd nadal cię będę kochała, moja mała ptaszyno.

– Wypiłam krew i ona mi smakowała – wyrzuciłam z siebie to wyznanie.

Babcia odpowiedziała bez wahania:

– Przecież to właśnie robią wampiry, prawda?

– Tak, ale ja nie jestem wampirem. Dopiero od kilku dni jestem adeptką.

– Zoey, ty jesteś wyjątkowa. Zawsze byłaś wyjątkowa. Dlaczego teraz miałoby się to zmienić?

– Wcale nie czuję się wyjątkowa. Czuję się jak idiotka.

– Więc zapamiętaj sobie, co ci teraz powiem. Ty to ty, to się nie zmienia. Jesteś nadal sobą nawet po tym, kiedy zostałaś Naznaczona. Również wtedy, kiedy przechodzisz Przemianę. Wewnątrz pozostajesz ta sama, twoja dusza jest t woj ą duszą. Na zewnątrz możesz wyglądać jak podobna do ciebie nieznajoma osoba, ale jak wejrzysz w głąb siebie, znajdziesz tę samą istotę, którą znasz od szesnastu lat.

– Podobna nieznajoma… – szepnęłam w zadumie. -Skąd wiedziałaś?

– Jesteś moją dziewczynką kochanie. Córką mego ducha. Wcale nie tak trudno zrozumieć, co teraz odczuwasz, bo wystarczy mi sobie wyobrazić, jak ja bym się czuła w podobnej sytuacji.

– Dziękuję, Babciu.


– Bardzo proszę, u-we-tsi-a-ge-ya. Uśmiechnęłam się, słysząc słowo „córka", w języku Czirokezów, które brzmiało pieszczotliwe, magicznie, jakby zostało nadane przez samą boginię.

– Babciu, jest coś jeszcze…

– Powiedz mi, ptaszyno.

– Wydaje mi się, że czuję wszystkie cztery żywioły podczas tworzenia kręgu.

– Jeśli rzeczywiście tak jest, to masz w sobie wielką moc, Zoey. Ale wiedz, że z wielką władzą łączy się wielka odpowiedzialność. Nasza rodzina ma bogatą historię, nasi krewni należeli do Plemiennej Starszyzny, Uzdrawiaczy i Mędrczyń. Pamiętaj, ptaszyno, aby zawsze się zastanowić, zanim zaczniesz działać. Nie na próżno bogini obdarzyła cię wyjątkową mocą. Musisz jej używać rozważnie, działać tak, by zarówno Nyks, jak i nasi przodkowie mogli na ciebie spoglądać z uśmiechem i zadowoleniem.

– Postaram się, Babciu.

– O nic innego cię nie proszę, ptaszyno.

– Jest tu jedna dziewczyna, którą bogini też obdarzyła wielką mocą ale ona jest okropna. Myślę… myślę… -Westchnęłam głęboko i wyrzuciłam z siebie to, co kiełkowało mi w głowie od samego rana: – Wydaje mi się, że jestem od niej silniejsza, i myślę, że może Nyks dlatego mnie Naznaczyła, żebym usunęła tę dziewczynę z zajmowanego przez nią stanowiska. Ale w takim razie będę musiała zająć jej miejsce, a wcale nie wiem, czy jestem na to gotową jeszcze nie teraz. Zresztą może nawet nigdy nie będę.

– Idź za głosem ducha, Zoey. – A po chwili wahania dodała: – - Kochanie, czy pamiętasz naszą oczyszczającą modlitwę?

Myślałam już o tym. Niezliczone razy towarzyszyłam jej w wyprawach nad strumyk płynący za jej domem i przyglądałam się, jak dokonuje rytualnej kąpieli w bieżącej wodzie i odmawia modlitwę oczyszczającą. Nieraz wchodziłam za nią do strumienia i powtarzałam słowa modlitwy. Modlitwa przewijała się przez całe moje dzieciństwo, odmawiało sieją z okazji zmiany pór roku, w podziękowaniu za zbiór lawendy albo gotując się na zimę oraz za każdym razem, kiedy Babcia stawała przed trudną decyzją. A czasami nawet nie znałam powodu, dla którego oczyszczała się i odmawiała modlitwę. Po prostu modlitwa zawsze była obecna.

– Tak – odpowiedziałam. – Pamiętam.

– Czy jest gdzieś w pobliżu szkoły bieżąca woda?

– Nie wiem, Babciu.

– Jeśli nie ma, to postaraj się o coś w rodzaju różdżki z wonnych ziół. Najlepsza byłaby lawenda i szałwia zmieszane ze sobą ale możesz nawet użyć świeżej sośniny, jeśli nie masz nic innego pod ręką. Wiesz, co masz robić, ptaszyno?

– Okadzić się, zaczynając od stóp, potem wzdłuż całe go ciała, z przodu i z tyłu – wyrecytowałam, jakbym była na powrót małą dziewczynką którą Babcia uczy ludowych obyczajów. – Potem mam zwrócić się na wschód i odmówić modlitwę oczyszczającą.

– Dobrze. Widzę, że pamiętasz. Poproś boginię, żeby ci pomogła. Na pewno cię wysłucha. Czy mogłabyś zrobić to jutro przed wschodem słońca?

– Chyba tak.

– Ja też odprawię modlitewny rytuał i dołączę swój babciny głos, prosząc boginię, by cię prowadziła.

Poczułam się znacznie lepiej. Babcia nigdy się nie myliła w tych sprawach. Jeśli ona uważała, że wszystko się uda to na pewno wszystko się uda.

– Obiecuję, że przed świtem odmówię modlitwę oczyszczającą.

– Dobrze, ptaszyno. A teraz ją stara kobietą powinnam cię zostawić. Chyba masz akurat lekcje, prawda?

– Tak, właśnie idę na zajęcia teatralne. Ale wiesz, Babciu, ty nigdy nie będziesz stara.

– Dopóki słyszę twój młodzieńczy głos, to nie, ptaszyno. Kocham cię, u-we-tsi-a-ge-ya.

– Ja też cię kocham, Babciu.

Po rozmowie z Babcią kamień spadł mi z serca. Nadal z wielkim niepokojem spoglądałam w przyszłość i wcale tak strasznie mi nie zależało na utrąceniu Afrodyty. A już nie wspomnę o tym, że nie miałam zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać.

Miałam jednak pewien plan. „Plan" to może zbyt dużo powiedziane, ale przynajmniej jakiś punkt zaczepienia. Najpierw więc dopełnię obrzędu z modlitwą oczyszczenia a potem… Potem zobaczę, co zrobię.

Tak, to zadziała. Przynajmniej tak sobie powtarzałam podczas porannych lekcji. Zanim nastała pora lunchu, wiedziałam już, jakie miejsce obiorę na swoje modły: przy murze pod drzewem, gdzie znalazłam Nalę. Wymyśliłam to, stojąc za Bliźniaczkami w kolejce po sałatkę. Drzewa, szczególnie dęby, dla Czirokezów były obiektami świętymi, więc pewnie dokonałam słusznego wyboru. Poza tym było to miejsce odosobnione, a zarazem łatwo dostępne. Owszem, tam właśnie Heath z Kayląmnie znaleźli, ale przecież tym razem nie będę siedziała na murze, a zresztą nie wyobrażałam sobie Heatha pojawiającego się gdzieś o świcie przez dwa dni pod rząd, wszystko jedno, czy został nacechowany czy nie. Ten chłopak potrafi spać do drugiej po południu, nawet latem. I to codziennie. Musiał mieć dwa budziki i matkę wrzeszczącą mu nad uchem, żeby się obudził i poszedł do szkoły. Na pewno nie mógłby po raz drugi wstać przed świtem. Chyba przez kilka miesięcy będzie dochodził do siebie po wczorajszym. Albo nie, raczej wymknął się z domu, by spotkać się z Kay (a dla niej wymknięcie się z domu nigdy nie przedstawiało żadnych trudności, jej rodzice nie mieli o niczym pojęcia) i razem spędzili całą noc. A to oznacza, że nie pójdą do szkoły i przez następne dwa dni będą udawali chorych, żeby zostać w domu i odespać nocne szaleństwa. W każdym razie to już nie moje zmartwienie.

– Nie uważasz, że miniaturowe kolby kukurydzy są trochę przerażające? Jest coś niepokojącego w ich miniaturowych kształtach.

Podskoczyłam, omal nie wypuszczając z ręki łyżki z wiejskim sosem do misy z białym płynem, i zobaczyłam nad sobą roześmiane niebieskie oczy Erika.

– O, cześć – odezwałam się. – Przestraszyłeś mnie. Chyba zaskakiwanie cię wejdzie mi w zwyczaj.

Zachichotałam nerwowo, pamiętając, że Bliźniaczki pil nie obserwuj ą każdy nasz ruch.

– Widzę, że wyzdrowiałaś od wczoraj.

– Tak, bez trudu. Nic mi nie jest. I tym razem mówię prawdę.

– Słyszałem, że wstępujesz do Cór Ciemności. Shaunee i Erin wciągnęły głośno powietrze i wstrzymały oddech. Obie jednocześnie.

– Aha.

– To dobrze. Tej grupie przyda się trochę świeżej krwi.

– Mówisz o nich: „ta grupa", jakbyś do niej nie należał. A przecież jesteś Synem Ciemności, prawda?

– Tak, ale to nie to samo co być Córą Ciemności. My jesteśmy dla ozdoby. Trochę na odwrót niż u ludzi. Wszyscy chłopcy wiedzą że jesteśmy tam po to, by dobrze się prezentować i zabawiać Afrodytę.

Spojrzałam na niego, ale w jego oczach wyczytałam coś całkiem przeciwnego.

– Nadal się tym zajmujesz? Zabawianiem Afrodyty?

– Już nie, mówiłem ci o tym wczoraj, co jest jedną z przyczyn, dla których nie uważam się za członka tej grupy. Wydaje mi się, że dawno by mnie już oficjalnie wykopały, gdyby nie ta mała rólka, którą odgrywam.

– Mówisz: „mała", a w Los Angeles i na Broadwayu już się tobą interesują.

– Owszem, mówię „mała". – Uśmiechnął się szeroko.

– Bo to nie jest coś poważnego. Granie jest udawaniem. Ja nie odgrywam siebie. – Nachylił się do mnie i szepnął mi do ucha: – Naprawdę jestem czubkiem.

– Daj spokój. Czy ta kwestia w czymś ci pomaga? Rzucił mi spojrzenie z udawaną obrazą.

– Kwestia? Nie, Z, to żadna kwestia. Mogę udowodnić.

– Aha, już to widzę.

– Udowodnię ci. Przyjdź do mnie, zobaczysz mój ulubiony film na DVD.

– A czego to może dowodzić?

– To Gwiezdne wojny w oryginalnej wersji. Znam całą ścieżkę dialogową tego filmu. – - Przysunął się bliżej do mnie i znów szepnął mi do ucha: – - Mogę odegrać nawet rolę Chewbaki.

Roześmiałam się.

– Miałeś rację. Wariat z ciebie.

– Mówiłem ci.

Doszliśmy razem do końca lady baru sałatkowego, po czym Erik towarzyszył mi aż do stolika, przy którym siedzieli już Damien, Stevie Rae i Bliźniaczki. Bez żenady gapili się na nas.

– Więc spotkasz się ze mną… dziś wieczorem? Niemal słyszałam, jak cała czwórka wstrzymała oddech.

– Chciałabym, ale… dziś nie mogę. Zaplanowałam już… coś innego.

– Trudno. W takim razie… może kiedy indziej. Cześć.

– Kiwnął wszystkim głową na pożegnanie i odszedł. Usiadłam. Teraz gapili się na mnie.

– O co chodzi? – zapytałam.

– Kompletnie zwariowałaś – orzekła Shaunee.

– Pomyślałam dokładnie to samo – zgodziła się z nią Erin.

– Mam nadzieję, że masz jakiś naprawdę poważny po wód, że go odtrąciłaś – powiedziała Stevie Rae. ~ Było widać, że go ranisz.

– Jak myślisz, będę mógł go pocieszyć? – zapytał Damien, nadal patrząc tęsknym wzrokiem za Erikiem.

– Przestań – powiedziała Erin.

– On nie gra w twojej drużynie – uzupełniła Shaunee.

– Cicho! – włączyła się Stevie Rae. Spojrzała mi pro sto w oczy. – Dlaczego mu odmówiłaś? Co może być ważniejszego niż randka z nim?

– Pozbycie się Afrodyty – odpowiedziałam po prostu.

Загрузка...