— Chyba czas na mnie — westchnęła Michelle Henke, już w mundurze z dystynkcjami kapitana i naszywką w kształcie podkowy na lewym ramieniu, na której wyszyto nazwę jej nowego okrętu.
Od munduru i włosów odbijały wręcz — bo powiedzieć, że kontrastowały z nim, byłoby za mało — biały beret dowódcy okrętu i cztery złote paski niepełnego kapitana. Honor żałowała, że nie mogła jej zgodnie ze zwyczajem dać swoich, ale nigdy nie była niepełnym kapitanem — przeskoczyła ten stopień, gdy została awansowana z komandora na kapitana z listy. Henke prezentowała się lepiej niż doskonale — wyglądała po prostu właściwie.
— Obawiam się że tak. — Honor poprawiła jej białobłękitną baretkę CGM na lewej piersi. — Cieszę się, Mike. Żal mi się z tobą rozstawać, miałam nadzieję, że więcej czasu spędzimy razem, ale cieszę się, że dostałaś okręt. Naprawdę na niego zasługujesz.
— Kiedy zjawiłaś się na okręcie, powiedziałam ci, że nie zadowoli mnie nic niżej krążownika, no nie? — Henke uśmiechnęła się. — Powinnaś już wiedzieć, że zawsze stawiam na swoim.
— I tym razem także. Odprowadzę cię na pokład hangarowy.
Henke skinęła głową, a Honor odebrała od Jamesa MacGuinessa Nimitza i posadziła go sobie na ramieniu. Twarz Maca pozostała bez wyrazu, ale mrugnął porozumiewawczo, dając jej znać, że wszystko jest przygotowane. Odpowiedziała ledwie dostrzegalnym ruchem głowy i wyszła w ślad za Henke z kabiny.
Minęły wartę z Korpusu pilnującą drzwi do kajuty kapitańskiej i skierowały się do windy. Korytarz był pusty, jak zwykle zresztą, ale Honor zauważyła, że Henke rozgląda się nieznacznie, i stłumiła śmiech. Wszyscy oficerowie krążownika wzięli udział w pożegnalnej kolacji poprzedniego wieczora, ale podobnie jak tradycją było, że dowódca przekazywał dystynkcje swemu zastępcy, gdy ten został kapitanem, podobnie tradycją stało się „przypadkowe” napotkanie przez schodzącego z okrętu pierwszego oficera pozostałych starszych oficerów, którzy życzyli mu powodzenia na nowym okręcie albo na nowym stanowisku.
A tymczasem na korytarzu nie było żywego ducha i widać było, że Henke poczuła się nieswojo. Już chciała się odezwać, ale zmieniła zdanie w ostatnim momencie i bez słowa wsiadła do windy. Honor poszła w jej ślady, wybrała punkt docelowy trasy i winda ruszyła. Drogę wypełniła im niezobowiązująca rozmowa o wszystkim i o niczym, ale Honor udało się w znacznej mierze poprawić humor Mike, nim dotarły na pokład hangarowy numer 3. Podróż trwała długo, bo był on najbardziej oddalony od kwater oficerskich, ale chwilowo był także jedynym sprawnym na okręcie. Rozległ się wreszcie ostrzegawczy sygnał, drzwi otworzyły się i Honor dała znak Henke, by wysiadła. Mike skłoniła się głęboko, wyszła z windy i zamarła, gdy rozległy się pierwsze dźwięki marsza Saganami płynące ze wszystkich głośników na pokładzie.
Odwróciła się, wytrzeszczając oczy, a ponad dźwięk hymnu Royal Manticoran Navy wybił się nawykły do rozkazywania głos:
— Preeezentuj broń!
Warta honorowa Korpusu wykonała rozkaz wydany przez kapitan Tyler, która zasalutowała szpadą. Pułkownik Ramirez i major Hibson byli obecni, ale stali nieco z boku idealnie wyrównanych szeregów w galowych zielonoczarnych mundurach. Dalej zaś widać było podwójny szereg oficerów i członków załogi w czarno-złotych galowych uniformach, wyprężonych w postawie zasadniczej, prowadzący prosto do śluzy.
Henke odwróciła się do Honor z błyskiem w oczach.
— To twoja sprawka! — oznajmiła oskarżycielsko, korzystając z faktu, że zagłusza ją muzyka. — A ja dałam się nabrać!
— Nie moja. Pomysł był załogi. Ja tylko zgodziłam się, by Mac uprzedził ich, że jesteśmy już w drodze.
Henke otworzyła usta, zamknęła je bez słowa, przełknęła ślinę i odwróciła się. Po czym wyprostowała się i paradnym krokiem przemaszerowała do śluzy, przy której komandor Chandler oddała jej honory niczym na defiladzie. Mike odsalutowała równie bezbłędnie i nowa pierwszy oficer HMS Nike wyciągnęła dłoń dokładnie w chwili, gdy umilkła muzyka.
— Gratuluję, kapitan Henke. Będzie nam pani brakowało. W imieniu oficerów i załogi HMS Nike życzę pani dużych szybkości i udanych polowań.
— Dziękuję, komandor Chandler. — Kontralt Henke był głębszy niż zwykle. — Masz dobry okręt i dobrych ludzi, Eve. Opiekuj się nimi. I spróbuj trzymać kapitan z dala od kłopotów.
— Spróbuję, ma’am.
Chandler zasalutowała ponownie i odstąpiła w bok, robiąc przejście do śluzy. Rozległ się gwizd bosmański przysługujący dowódcy okrętu. Henke uścisnęła mocno dłoń Honor i nie oglądając się już, przekroczyła próg.
Pavel Young odwrócił się od okna, słysząc dzwonek. Poprawił kurtkę munduru i nacisnął przycisk otwierający drzwi do swej kwatery. Obecność wartownika z Royal Manticoran Marine Corps w korytarzu tym razem nie była częścią przywilejów należnych kapitanom okrętów. Teraz wartownik pilnował, by Young nie opuścił kwatery, stanowiąc symbol niełaski, a jego całkowicie pozbawiona wyrazu twarz świadczyła o zupełnie jednoznacznej opinii, jaką miał o pilnowanym. Young zacisnął usta, czując silniejszą falę gniewu i upokorzenia na widok antygrawitacyjnego fotela wlatującego z cichym buczeniem do pokoju.
Wypełniający go mężczyzna miał zaledwie dziewięćdziesiąt standardowych lat, czyli nie osiągnął nawet średniego wieku w społeczeństwie powszechnie używającym prolongu, ale istniały granice możliwości medycznych, a cielsko prawie wylewające się z fotela było ich pogwałceniem. Wieloletnie obżarstwo i opilstwo zaowocowały z jednej strony obleśnym wyglądem, z drugiej niemożnością ruchu o własnych siłach i katastrofalnym stanem zdrowia.
Fotel znieruchomiał na środku pomieszczenia i dziesiąty earl North Hollow utkwił w swym najstarszym synu spojrzenie małych, świńskich oczek tonących w fałdach tłuszczu.
— No — wysapał — tym razem się doigrałeś, co?
— Zachowałem się najlepiej, jak uważałem w konkretnych okolicznościach, ojcze — oświadczył sztywno Young.
Góra tłuszczu prychnęła pogardliwie.
— Takie farmazony zachowaj dla sądu! Spierdoliłeś sprawę i nie udawaj, że jest inaczej. Przynajmniej przede mną. A tym bardziej, skoro spodziewasz się, że i tym razem zdołam uratować twoją dupę!
Young z trudem przełknął ślinę. Sądził, że nie może być już bardziej przerażony, ale myśl, że tym razem ojciec nie zdoła mu pomóc, dowiodła, że się mylił.
— Tak już lepiej! — ocenił North Hollow i podleciał do okna. — Nie mogę uwierzyć, że okazałeś się aż tak głupi! Nie dość, że stchórzyłeś, to jeszcze wtedy, kiedy ta dziwka dowodziła! Cholera, mało miałeś przez nią kłopotów. Czego ty, kurwa, używasz zamiast mózgu?!
Podobnie jak jego pierworodny rzadko używał parlamentarnych określeń czy nazwiska, mówiąc o Honor Harrington, ale tym razem pogarda przepełniająca jego głos nie była skierowana pod jej adresem.
Pavel Young przygryzł wargi, czując świeżą falę złości. Wszyscy byli tacy mądrzy, nawet ojciec, a w rzeczywistości nic nie wiedzieli. No bo i skąd mogli wiedzieć, jak się czuje ktoś, kogo okręt jest ruchomym celem dla huraganu ognia rakietowego!
— Dwanaście minut! Dwanaście głupich minut! — wychrypiał grubas. — Wystarczyłoby, żebyś nic nie robił jeszcze tylko przez dwanaście minut, i byłbyś bohaterem jak reszta.
— Podjąłem najlepszą możliwą decyzję w istniejących okolicznościach. — Już mówiąc to, wiedział, że kłamie, a co gorsza, że to słychać.
Nawet teraz robiło mu się zimno na samo wspomnienie tego lodowatego, paraliżującego przerażenia graniczącego z paniką, które wówczas czuł.
— Pierdolisz! Stchórzyłeś i uciekłeś: taka jest prawda — warknął earl, ignorując czerwieniejącą nagle twarz syna, i ciągnął, mówiąc bardziej do siebie niż do niego. — Nie powinienem cię posłać do wojska… wiedziałem, że nie masz jaj i odwagi…
Young wytrzeszczył oczy, niezdolny wykrztusić słowa, a North Hollow westchnął i dodał:
— Tego się już nie zmieni! Przestań się prężyć i siadaj! — Pavel posłusznie wykonał polecenie. — Wiem, chłopcze, że mnie tam nie było. I wiem, że takie rzeczy się przytrafiają. Teraz najważniejsze jest wyciągnięcie cię z opresji. Mam parę haków, ale nie mogę nic zrobić, dopóki nie dowiem się, co dokładnie zaszło. Nie chodzi mi o wersję oficjalną, tylko o to, co myślałeś i co zrobiłeś. Muszę wiedzieć, jak naprawdę było. I nie opowiadaj mi pierdoł, bo tu chodzi o twoją głowę. Ja muszę znać prawdę!
— Rozumiem, ojcze — przyznał cicho Young.
— To dobrze. — Earl North Hollow poklepał go po kolanie i obniżył fotel, aż stanął on na dywanie. — W takim razie wszystko po kolei. Opowiedz mi, co się zdarzyło od chwili przybycia do systemu Hancock. Ocenę sobie podaruj, mnie interesują fakty.
Admirał Eskadry Zielonej Hamish Alexander, trzynasty earl White Haven, przyglądał się zaskoczony swemu młodszemu bratu i następcy siedzącemu po przeciwnej stronie przykrytego śnieżnobiałym obrusem stołu. Gospodarz — admirał sir James Bowie Webster, głównodowodzący Home Fleet, obserwował ich obu z niewesołą miną.
— Nie wierzę! — oznajmił w końcu White Haven.
Przebywał na orbicie Manticore mniej niż cztery godziny, gdy Webster zaprosił go na kolację na pokład swego okrętu flagowego HMS Manticore. Zaproszenie było nie do odrzucenia, a teraz poznał jego powody i czuł się jak ktoś, komu śni się szczególnie paskudny koszmar.
— Wiedziałem, że sytuacja jest zła, ale Caparelli słowem się nie zająknął, że aż tak zła — dodał Hamish.
— Nie wiedzieliśmy, że aż tak się pogorszy, gdy wysyłał ci ostatnie meldunki o sytuacji i rozkaz powrotu. — William Alexander powiedział to prawie przepraszająco. — Był jasne, że straciliśmy Wallace’a i jego ludzi, ale nie wiedzieliśmy, że Zjednoczenie Konserwatywne także przyłączy się do opozycji.
— Cholera, Willie: musimy teraz uderzyć na Haven! Republika rozłazi się na naszych oczach! Zająłem Chelsea bez jednego strzału! Ale jeśli damy im czas na zrobienie porządku… — Hamish nie dokończył, a William wzruszył ramionami.
— Nas nie musisz o tym przekonywać, Hamish — przypomniał łagodnie. — Książę wykorzystuje wszystkie długi wdzięczności i informacje zebrane w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, ale opozycja jak na razie ostro się stawia. Sądzę, że liberałowie sami siebie przekonali, że mają do czynienia z prawdziwymi reformatorami Republiki. Co do postępowców, to wątpię, by Gray Hill czy lady Descroix rozpoznali zdrowy rozsądek, nawet gdyby ich ugryzł, ale przekonali resztę tych durniów, że Haven pozostawione samo sobie ulegnie samodestrukcji.
— Pieprzenie! — White Haven odstawił filiżankę tak energicznie, że kawa wylała się z niej na podstawek. — Czy nikt z nich nie zna historii, do cholery?!
— A po co? — warknął poirytowany William. — Znajomość historii nie jest niezbędna, by być w parlamencie, a poza tym nie jest ani modna, ani istotna.
— Idioci! — ocenił z uczuciem Hamish i wstał.
Zapadła chwila ciszy. White Haven obszedł szybkim krokiem kabinę i dopiero potem się odezwał:
— To podręcznikowa sytuacja: rząd Republiki od dziesięcioleci był potencjalnym zagrożeniem, które w końcu musiało stać się faktem, ale Komitet Bezpieczeństwa Publicznego to coś jeszcze gorszego. Prawda, nie propagandowe bzdury, jest taka, że są z nich tacy sami reformatorzy jak z przywódców Zjednoczenia Konserwatywnego, tylko że do tego są bezwzględni i energiczni. Wywiad informuje o rozstrzelaniu ponad dziesięciu admirałów! Jeżeli nie rozbijemy ich, nim skończą u siebie porządki i umocnią swą władzę, to będziemy mieli do czynienia z czymś znacznie bardziej niebezpiecznym niż Harris i jego banda.
— Przynajmniej odstrzelą większość doświadczonych dowódców.
Słowa Williama nie brzmiały przekonująco nawet w jego własnych uszach.
White Haven, słysząc to pobożne życzenie, prychnął pogardliwie.
— Nigdy nie doczytałeś do końca wykładu o Napoleonie, co? — spytał retorycznie i wyjaśnił ze złośliwym uśmieszkiem. — Napoleon stworzył armię, która podbiła większość Europy, awansując poruczników i sierżantów na generałów i pułkowników. W tych czasach popularne było powiedzenie, że każdy żołnierz nosi buławę marszałkowską w plecaku, bo faktycznie każdy mógł awansować z racji zasług, a nie rodowych koligacji. Najpierw co prawda trzeba było wyrżnąć arystokrację, ale to już było zmartwienie arystokracji. Przenosząc to na obecne warunki: legislaturzyści przestali istnieć w dosłownym sensie tego słowa. Fakt, nowe władze wiele tracą, zabijając starych oficerów, ale równocześnie dają realną szansę dostania się na sam szczyt wszystkim, dla których dotąd ta droga była zamknięta. A ostatnie, czego nam trzeba, to Ludowa Marynarka dowodzona przez oficerów, którym zależy na zwycięstwie z osobistych powodów.
— A do tego należy dodać jeszcze jeden, kto wie czy nie najważniejszy czynnik motywacyjny — wtrącił Webster. — Zwykły ludzki strach. Jak to dawniej mawiano: wróć z tarczą albo na tarczy. Nie ma wątpliwości, że każdego, kto przegra, czeka los Parnella i że nowy reżim nie będzie z tego robił tajemnicy. Niech to! Parnell był wrogiem i nienawidziłem systemu, dla którego walczył, ale, do cholery, zasługiwał na lepszy koniec!
— Zasługiwał! — zgodził się White Haven, siadając ciężko na swoim krześle. — I był dobry, Jim. Lepszy niż sądziłem. Miałem go jak na strzelnicy w Yeltsinie, a on nie miał pojęcia, że tam jestem, ani nie wiedział, czym dysponuję, dopóki nie zacząłem strzelać. A mimo to zdołał uciec z prawie połową okrętów. A potem jego własne władze rozstrzelały go „za zdradę”!
Westchnął ciężko, upił łyk kawy, uważając, by nie poplamić munduru, i dopiero gdy odstawił filiżankę, spytał:
— No dobra, Willie: obaj z Jimem rozumiemy problemy rządu, ale czego właściwie po mnie oczekujesz? Wszyscy wiedzą, że popieram politykę centrystów i to nie dlatego, że mój młodszy brat jest w rządzie. I prawdę mówiąc, wątpię, czy jestem w stanie przekonać do swych racji kogoś z tych durniów, z którymi nie udało się tobie czy księciu.
— Obawiam się, że chodzi o twoje talenty dyplomatyczne — wyjaśnił z pewną niechęcią William. — I obawiam się również, że zostaniesz zaangażowany w całą sprawę bardziej niż sądzisz.
— Ja?! A to niby dlaczego?
White Haven spojrzał pytająco na Webstera. Ten wzruszył wymownie ramionami i obaj skupili uwagę na młodszym Alexandrze.
— Ano ty — westchnął William. — A to dlatego, że wiem coś, czego nie powinienem. Otóż wyznaczono skład sądu na proces Younga.
— Najwyższy czas! — ucieszył się Hamish i zamilkł, bo coś w głosie brata zaczęło go niepokoić.
Przyglądający mu się ponuro William przytaknął.
— Znalazłeś się w składzie tego sądu, Hamish — potwierdził. — Gorzej: jesteś jego przewodniczącym!
— O cholera! — jęknął Webster.
White Haven milczał przez długą chwilę, spoglądając z głębokim namysłem na brata, a gdy w końcu się odezwał, mówił niezwykle wolno i wyraźnie.
— Jestem gotów zrobić wiele dla Allena Summervale’a, Willie, ale istnieją jakieś granice. Możesz mu powiedzieć, że skoro znalazłem się w składzie sądu, to wydam wyrok na podstawie przedstawionych dowodów i tylko na tej podstawie, nawet jeśli oskarżonym będzie takie gówno jak Young.
— I nikt nie spodziewa się, że postąpisz inaczej! — warknął William, po czym uspokoił się z widocznym trudem. — Przepraszam, Hamish, ale to wszystko… widzisz, to nie o to chodzi. Nie chcemy w żaden sposób wpływać na twoją decyzję w sprawie Younga, ale ostatnią rzeczą, która jest nam i tobie potrzebna, to to, żebyś poszedł na tę rozprawę nie uświadomiony.
— Że co proszę?
— Wiem, że procedura wyboru sędziów ma zapobiec faworyzowaniu jakiegokolwiek stanowiska przez sąd — i jak dotąd idealnie się sprawdzała. Ale tym razem efekt trzeciego losowania — pierwsze dwa trzeba było unieważnić z uwagi na to, gdzie znajdowali się wybrani — jest taki, że gorszy nie może być. Oprócz ciebie wybrani zostali: Sonja Hemphill, Rex Jurgens i Antoinette Lemaitre.
— O kurwa! — jęknął cichutko Webster, a White Haven wytrzeszczył z niedowierzaniem oczy, niezdolny wykrztusić słowa.
— A pozostała dwójka? — spytał wreszcie po długim jak wieczność milczeniu.
— Thor Simengaard i admirał Kuzak.
— Hm… — White Haven założył nogę na nogę i potarł czoło. — Theodosia Kuzak to zwierzę całkowicie apolityczne. Będą ją interesowały tylko i wyłącznie dowody… Simengaard jest większą niewiadomą, ale jeśli będzie się kierował uprzedzeniami, to wystąpi przeciw Youngowi. Fakt, nie znam dowodów, ba: oficjalnie nie wiem nawet, jakie są zarzuty, ale wątpię, by z jakichkolwiek przyczyn Simengaard chciał wybielać Younga. To nie w jego stylu…
— Czyli zostaje tamtych troje — dodał William. — A North Hollow robi co może, by uratować pierworodnego. Wątpię, żebym się mylił, choć chciałbym, żeby tak było… Sądzę, że wymusi na swojej partii pozostanie w opozycji do czasu ogłoszenia wyroku. A być może obejmie to także liberałów i postępowców. Nie dość, że ci durnie mogą uznać to za okazję do obalenia rządu mimo poparcia Korony dla jego polityki, to jeszcze to ścierwo, z tego co słyszałem, ma kompromitujące materiały na temat wielu parlamentarzystów. Nie zawaha się użyć szantażu, by uratować syna…
— On naprawdę jest taki mocny? — spytał Webster.
— Jim! Po tylu latach jako Pierwszy Lord Przestrzeni powinieneś to wiedzieć! — jęknął William. — O tym, że decyduje za swoją partię, wiedzą wszyscy. A na temat tego, ilu się boi tej kupy tłuszczu, krąży dość plotek, by było w nich sporo prawdy. Zaś co do tego, że użyje wszystkich sposobów, nie zważając na konsekwencje, nie ma cienia wątpliwości, bo istnieje dlań tylko jedna ważniejsza rzecz od życia syna: jego własne życie. Reszta jest bez znaczenia.
Webster pokiwał głową na znak zgody, nie kryjąc obrzydzenia.
— Jak uważasz, Willie: jak się za to zabierze? — spytał Hamish.
— Dokładnie jeszcze nie wiemy. W tej chwili domaga się, by odstąpiono od postawienia Younga przed sądem, ale musi zdawać sobie sprawę, że to mu się nie uda. Jej Wysokość zupełnie jasno przedstawiła swoje stanowisko, a liczy się z nim bardzo wiele osób niezależnie od tego, czy są z opozycji czy nie. Jego doradcą jest Janacek i to nas martwi, bo choć to stary reakcjonista i kawał upartego gnoja, to zna się na wewnętrznych mechanizmach funkcjonowania Królewskiej Marynarki tak jak North Hollow na zakulisowych gierkach parlamentarnych. I wie, jak je wykorzystać. Uważam, że teraz ustala jedynie wyjściową pozycję do targów, ale podejrzewam, że wspólnie wykombinują coś skuteczniejszego. Możesz być tego pewien.
— I ja mam być przewodniczącym sądu? — upewnił się White Haven. — Cudownie.
— I ty masz być przewodniczącym — potwierdził William. — Nie zazdroszczę ci i nawet nie będę próbował sugerować, jak powinieneś postąpić. Nie chodzi o to, że usiłowałbyś urwać mi za to głowę, ale o to, że nikt w tej chwili nie wie wystarczająco dużo, by móc radzić cokolwiek sensownego. Zanosi się jednak na jedną z najgorszych przepychanek, jakie pamiętam, i nic nie wskazuje na to, że sytuacja się poprawi. A musisz mieć świadomość, że ten przeciwnik wyznaje zasadę „wszystkie chwyty dozwolone”.
— „Przepychanka” to zgrabny eufemizm na określenie tej chamskiej bójki w gównie, która już się zaczęła. — Hamish z namysłem studiował noski swoich wyglansowanych do połysku butów. — Wychodzi na to, że dosięgnęła mnie sprawiedliwość dziejowa. Widać na to zasłużyłem.
Pozostali spojrzeli nań zaskoczeni, nie rozumiejąc nic z ostatniej wypowiedzi.
— Mógłbyś to może wyjaśnić? — zaproponował Webster.
— Przecież to ja zaproponowałem wysłanie na stację Hancock Sarnowa i Harrington jako jego kapitana flagowego.
— Mnie też się spodobał ten pomysł. A biorąc pod uwagę przebieg wydarzeń, całe szczęście, żeśmy ich tam wysłali.
— Prawda. Ale gdybym nie wpadł na ten pomysł, nie byłoby tego całego pasztetu. A propos: jak Sarnow się czuje?
— Wygląda gorzej niż źle, ale lekarze są zadowoleni — odparł Webster. — Stracił obie nogi tuż pod kolanami i odniósł poważne obrażenia wewnętrzne, ale twierdzą, że dobrze reaguje na leki i na proces przyspieszonego leczenia. Prawdę mówiąc, niczego podobnego nie zauważyłem, ale lekarze o tym zapewniają. Naturalnie potrwa to wiele miesięcy, ale ponoć mają mu całkowicie zregenerować nogi.
— Dobrze, że się nadaje do regeneracji — mruknął White Haven. Przez kilka następnych sekund nikt nie przerywał milczenia. — Dobra, Willi, zostałem ostrzeżony. Powiedz księciu, że zrobię co będę mógł, by ograniczyć polityczne reperkusje procesu, ale jeżeli wina zostanie udowodniona, nie ma takiej możliwości, żebym Younga uniewinnił. Jeśli to pogorszy sytuację polityczną, będzie mi przykro, ale nic na to nie poradzę.
— Wiem o tym, uparciuchu — uśmiechnął się smętnie William. — Wiedziałem, zanim się tu zjawiłem, że tak właśnie powiesz.
— Ja myślę, że wiedziałeś. — White Haven spojrzał na chronometr i wstał. — No dobra, jestem ostrzeżony, a teraz choć szkoda mi opuścić tak szacowne osobistości, panowie wybaczą; od prawie czterech miesięcy nie widziałem Emily, a w White Haven niedługo zacznie świtać. Pozwolicie, że się pożegnam…
— Odprowadzę cię na pokład hangarowy — zaproponował Webster.