ROZDZIAŁ XXVII

Earl North Hollow siedział zgarbiony w fotelu, blady jak śmierć na urlopie, i ściskał kurczowo szklankę z ziemską whisky. Z ukrytych głośników dobiegała cicha muzyka, lecz on słyszał tylko łomot własnego serca.

Był przerażony. A co gorsza — nie miał pojęcia, co robić.

Upił solidny łyk drogiego trunku, który eksplodował mu w żołądku niczym najgorszy bimber. Zamknął oczy i przesunął zimnym naczyniem po spoconym czole, ledwie mogąc uwierzyć, jak źle się wszystko potoczyło. Ta zdradziecka wesz, Tankersley, dał się zabić zgodnie z planem i tym razem Young miał pewność, że sukę zabolało. I to mocno zabolało. A on tryumfował i rozkoszował się jej bólem jak najsłodszym winem. Wiedział o odlocie HMS Agni i obliczył sobie dokładnie, kiedy wiadomość powinna do niej dotrzeć. Dokładnie w tym czasie świętował zwycięstwo kolacją w „Cosmo” i nocą z Georgią. A potem czekał z radosną niecierpliwością na jej powrót.

Tyle że kiedy wróciła, zaczęły się nieszczęścia.

Do tej pory nie miał pojęcia, jak ta dziwka domyśliła się, że to on wynajął tego kretyna. Nawet niechętne mu media podchodziły do tej części jej konfrontacji z Summervale’em nader ostrożnie, prawdopodobnie z racji olbrzymich odszkodowań, które zasądziłby sąd w przypadku udowodnienia, że bezpodstawnie pomówiono o coś takiego para Królestwa. Ale jej oskarżenia przedostały się, jak się należało spodziewać, do publicznej wiadomości. Kiedy się o tym dowiedział, klął aż powietrze wyło, ale nic nie było w stanie zmienić faktu, że spotkał się z tym niekompetentnym idiotą.

Ktoś musiał ich zobaczyć i przekazał, czy też co bardziej prawdopodobne, sprzedał tę informację któremuś z jej zasranych przydupasów. Wiedział, że osobiste spotkanie z zawodowym zabójcą to ryzyko, ale Georgia twierdziła, że jest najlepszy w swoim fachu, a zebrane materiały potwierdzały jej słowa. A kiedy ma się do czynienia z mistrzem, trzeba grać według jego reguł. Summervale akurat przestrzegał zasady, by na ostatnim spotkaniu, na którym dobijano targu, pojawił się osobiście zleceniodawca. Zgodził się i teraz miał przez to problemy. A przyszłość rysowała się w ciemnych barwach właśnie dlatego, że Harrington wiedziała o nim.

Oglądał pojedynek, na który zresztą czekał niecierpliwie. Żałował, że dziennikarze nie dopadli jej wcześniej — widok bólu i wściekłości na jej twarzy sprawiłby mu ogromną satysfakcję, ale tak radosne oczekiwanie trwało dłużej, co miało swoje dobre strony. Z powodu niemożności przeprowadzenia z nią wywiadu media rozpętały taką burzę spekulacji i łzawych komentarzy, że aż miło było popatrzeć. Zrobiono z niej bohaterkę tragiczną gotową pomścić kochanka, stawić czoła najgroźniejszemu z zawodowych rewolwerowców. A wszystko to w imię miłości! Uśmiał się do łez, oglądając te brednie, bowiem doskonale wiedział, że robią to wyłącznie dla popularności programów: każdy chwyt był dobry, by przyciągnąć widzów. Nim doszło do pojedynku, sprawa stała się tak pasjonująca, że wszystkie większe stacje wysłały na miejsce swoje ekipy i nadawały przekaz na żywo. Nalał więc sobie solidną porcję brandy i usiadł wygodnie przed ekranem, by rozkoszować się zemstą w kolorze.

I zawiódł się srodze.

Nadal wstrząsały nim dreszcze, gdy przypomniał sobie co widział. Summervale poruszał się z szybkością i wdziękiem atakującego węża, a suka zdawała się być zmartwiała ze strachu — stała i nie ruszała się. A potem strzeliła, nim Summervale zdążył podnieść broń. Oszołomiony patrzył, jak Summervale zatacza się, bo stało się to tak błyskawicznie, że w pierwszym momencie nie zrozumiał, co się właściwie wydarzyło. Potem jakby w zwolnionym tempie obserwował każdy następny strzał. Po każdym trafieniu, jego słono opłacony zabójca, podskakiwał jak marionetka, a w końcu jego głowa eksplodowała i zwalił się na trawę, martwy nim jej dotknął.

To, co widział, było niemożliwe! I nie mogło się wydarzyć! Przecież kurew jedna była oficerem marynarki i nikt jej nie uczył strzelania z pistoletu — wiedział o tym, bo przeszedł dokładnie to samo szkolenie — a w jej aktach nie było słowa o prywatnych zainteresowaniach bronią. Więc jakim cudem, do cholery, umiała tak dobrze strzelać?

To niepokojące pytanie szybko zostało zapomniane i zastąpione przez czyste przerażenie. Bowiem obraz zmienił się; na ekranie zamiast medyków bez sensu spieszących do leżącego, który już na pierwszy rzut oka nie miał prawa żyć, ukazała się twarz Harrington w dużym zbliżeniu. A na niej widać było jedynie lodowate opanowanie, znacznie gorsze od nienawiści, bo ukierunkowane na osiągnięcie zamierzonego celu. A on znał ten wyraz twarzy — było to niczym spojrzenie w oblicze śmierci.

Strach zatrząsł nim. Dziennikarze wylegli na pole niczym stado ścierwojadów, skupiając się wokół niej i przekrzykując pytaniami. Rozmaitej maści mikrofony znalazły się przed jej twarzą i to mimo wysiłków policji i jej, cholera, nie wiadomo skąd wytrzaśniętych goryli. A suka spokojnie oddała pistolet towarzyszącemu jej pułkownikowi Marines, spojrzała prosto w obiektyw i uniosła dłoń jak jakaś, kurwa, królowa.

Lawina pytań osłabła, potem w ogóle ustała, a jej oczy zdawały się wyskakiwać z holoprojekcji i wpatrywać tylko w niego. Gdy się odezwała, głos miała równie zimny i twardy co oczy.

— Panie i panowie, nie odpowiem na żadne pytanie, ale chcę wygłosić krótkie oświadczenie.

Ktoś próbował wywrzeszczeć pytanie, ale drugie słowo zmieniło się w jęk, gdy sąsiad uciszył go szturchańcem, a ona poczekała spokojnie, aż wśród motłochu dziennikarskiego ponownie zapanuje cisza, a potem zaczęła mówić:

— Denver Summervale zabił kogoś, kogo kochałam. To, co się tu dziś wydarzyło, nie przywróci życia Paulowi Tankersleyowi. Wiem o tym. Nic nie przywróci mu życia. Ale mogę i wymierzę sprawiedliwość człowiekowi, który go zamordował.

Kamera drgnęła, a wśród dziennikarzy rozległ się szmer zdumienia.

— Ależ, lady Harrington — wykrztusił najodważniejszy — kapitan Tankersley zginął w pojedynku, a pani właśnie…

— Wiem, jak zginął — przerwała mu. — Ale Summervale był jedynie narzędziem. Został wynajęty do zabicia konkretnych osób, które były mu całkiem obojętne. Był zabójcą, ale mordercą jest ten, kto go wynajął.

Ktoś gwizdnął, ktoś inny jęknął, a jeszcze ktoś zaklął, przypominając sobie plotki o oskarżeniu, które rzuciła w twarz Summervale’owi. North Hollow był tak przerażony, że nie mógł słowa z siebie wydusić.

W ciszy, która nagle zapadła, rozległ się lodowaty, wyraźny głos Harrington:

— Oskarżam earla North Hollow o wynajęcie Denver’a Summervale’a i zlecenie mu zabicia Paula Tankersleya i mnie. W tej kolejności. — Uśmiechnęła się i North Hollow poczuł, że krew mu się ścina. — Jak tylko okaże się to możliwe, oskarżę earla osobiście. Życzę państwu udanego dnia.

Książę Cromarty jęknął, mimo że oglądał relację z przebiegu pojedynku już po raz drugi. Kiedy wreszcie wyglądało na to, że kryzys minął i sytuacja zaczęła się uspokajać, musiało się wydarzyć coś takiego. Telefony już się urywały: dzwonili wszyscy przywódcy partii opozycyjnych, domagając się z zadziwiającą jednomyślnością, by zareagował na skandaliczne potwarze wygłaszane przez kapitan Harrington. Jakby mógł coś zrobić! Swoją drogą, była niespełna rozumu — nie wiedziała, co się z nią stanie po takim oskarżeniu?!

Wyłączył holoprojekcję i ukrył twarz w dłoniach. Tak na dobrą sprawę powinien być jej wdzięczny za jedno — uwolniła go od Denvera. Jedyne, co poczuł na wieść o jego śmierci i co nadal czuł, to przeogromna ulga. Rzadko kiedy komuś źle życzył, ale Denver naprawdę zasłużył na śmierć i to już dawno. Fakt, że należał do jego rodziny, nie był miły z politycznego punktu widzenia, ale nie stanowił też poważnego problemu dla rządu. O takich jak on nikt nie chciał zbyt głośno mówić i to z rozmaitych powodów.

Najistotniejsze było co innego — jaka będzie reakcja earla North Hollow. Generalnie rzecz biorąc, Young był durniem, ale miał wystarczająco dużo sprytu i instynktu, by starać się chwilowo zostać kimś, z kim należy się liczyć. Jego rodzina, jeśli chodzi o męską część, od wielu pokoleń składała się z dobrze urodzonych i bogatych prymitywów o mentalności zbirów i nieodpartych ciągotach do wykorzystywania władzy. Young był głupszy i bardziej arogancki (choć trudno było w to uwierzyć) od nie opłakiwanego tatusia. Natomiast ambicją, jeśli go nie przewyższał, to na pewno mu dorównywał. Wdał się w tę skomplikowaną rozgrywkę z odwagą płynącą z głębokiej ignorancji oraz bezwzględnością powodowaną brakiem jakichkolwiek zasad. Jak dotąd instynkt godny człowieka z rynsztoka służył mu nieźle — zaskoczył znacznie od siebie bezwzględniejszych i bardziej doświadczonych polityków, stając się nagle w Izbie głosem rozsądku i świetlanym wzorem, człowiekiem gotowym dla dobra ojczyzny, będącej w kryzysowej sytuacji, zjednoczyć lordów. I to mimo faktu, że rząd zezwolił flocie tak paskudnie z nim postąpić. Ot, pomnikowa postać. Prawda była taka, że ambicja go zniszczy i to w krótkim czasie, ale jak dotąd grał wybraną rolę doskonale. A to jedynie pogarszało sprawę.

Książę wyprostował się nagle, tknięty nową myślą. W sytuacji Younga najlogiczniejsze było jak najszybsze wystąpienie z pozwem o zniesławienie, potwarz, oszczerstwo czy co tam chciał. Ponieważ prawo zabraniało pojedynków między procesującymi się stronami, byłby bezpieczny.

Dziwne, że tego nie zrobił… wyglądało na to, iż nie mógł. A to z kolei oznaczało, że Harrington ma rację i Young rzeczywiście wynajął Denvera… a ona miała na to dowód!

Zmarszczył brwi, powoli pocierając je opuszkami złączonych palców. Jeśli tak było, a nie miał żadnych wątpliwości, że Young był zdolny do podobnego zachowania, ba: nawet idealnie ono doń pasowało, to w żaden sposób nie mógł wystąpić na drogę sądową. Bo wówczas wystarczyło, by Harrington przedstawiła dowód, a nikt nie wchodziłby w szczegóły i nie dociekał na przykład, skąd go ma. Zostałaby uniewinniona. A Young mógłby się na zawsze pożegnać z karierą polityczną czy też z posiadaniem jakichkolwiek wpływów w polityce.

W takim razie rodziło się pytanie, co mógł zrobić. Bo groźba była jak najbardziej realna — Harrington zamierzała wyzwać go na pojedynek, a zaskakująca skuteczność, z jaką rozstrzelała Denvera, uznawanego za najlepszego rewolwerowca, jednoznacznie dowodziła, że jeśli będzie go miała w zasięgu strzału, to go zabije. A będzie go miała, ledwie znajdzie się wystarczająco blisko niego, by go wyzwać.

Teraz należało się zastanowić, czy Young mógł odmówić honorowego załatwienia sprawy. To, że był tchórzem, dla którego honor był jedynie pustym słowem, nie ulegało wątpliwości, ale pokazanie tego całemu Królestwu byłoby równoznaczne z końcem kariery i wpływów politycznych, podobnie jak udowodnienie, że jest mordercą. Przed dzisiejszym pojedynkiem mógł mieć nadzieję na przeżycie spotkania z Harrington, zwłaszcza gdyby odbywało się według Kodeksu Dreyfusa.

Po tej transmisji stało się jasne, że nie ma na to cienia szansy. Najbardziej przerażające było nie to, że Honor pięć razy trafiła Denvera, ale sposób, w jaki to zrobiła. To nie był pojedynek, lecz egzekucja, a Denver został pośmiertnie zdeklasowany. Trafiła go tyle razy nie dlatego, że musiała, lecz dlatego, że chciała.

I jeżeli kiedykolwiek doprowadzi Younga na ten kawałek trawnika, zrobi z nim dokładnie to samo.

Premier nie pamiętał, kiedy ostatni raz bał się kogoś fizycznie; Honor Harrington nie napełniała go strachem — napełniała go przerażeniem. Wątpił, by ktokolwiek, kto choć raz obejrzał to nagranie, będzie kiedykolwiek w stanie zapomnieć widok całkowitego braku wyrazu jej twarzy w chwili, gdy rozstrzeliwała przeciwnika. A jeżeli królewski oficer w ten sam sposób odstrzeli para Królestwa…

Wstrząsnął się na samą myśl i sięgnął po moduł łączności. Istniała tylko jedna osoba zdolna zapobiec katastrofie, toteż wybrał jej osobisty numer i cierpliwie poczekał, aż na ekranie pojawi się operator w liberii.

— Pałac Mount Royal, czym mogę… o, dobry wieczór, książę Cromarty.

— Dobry wieczór, Kevin. Muszę rozmawiać z Jej Wysokością.

— Moment, milordzie. — Operator sprawdził coś na ekranie komputera. — Przykro mi, ale udziela audiencji prywatnej ambasadorowi Zanzibaru.

— Rozumiem — Cromarty odchylił się na oparcie fotela i spytał po namyśle: — Kiedy będzie wolna?

— Obawiam się, że nieprędko, milordzie. — Operator urwał, widząc minę rozmówcy: w końcu królowa nie wybierała półgłówków na operatorów swej prywatnej linii. — Proszę wybaczyć, czy to coś naprawdę pilnego? Nowy kryzys?

— Nie wiem — przyznał ku własnemu zaskoczeniu Cromarty i położył dłonie na blacie biurka. — Z pewnością może się w niego przerodzić i to szybko. Sądzę… powiedz Jej Wysokości, że muszę z nią rozmawiać najszybciej jak to tylko możliwe.

— Oczywiście, milordzie. Poczeka pan?

— Tak.

Operator zniknął z ekranu zastąpiony godłem Gwiezdnego Królestwa Manticore, a Cromarty zabijał czas, bębniąc palcami po biurku. Niektórzy premierzy robili co mogli, by stać się maksymalnie niepopularni dla swych władców, przeszkadzając im przy każdej okazji duperelami, które mogły poczekać. Ponieważ zdawał sobie z tego sprawę, od początku uważał, by nie przerywać królewskich zajęć, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Miało to znaczny wpływ na to, że dobrze im się współpracowało, a królowa odbierała połączenia od niego z minimalnym możliwym opóźnieniem. Teraz odetchnął, gdy jej twarz po mniej niż pięciu minutach pojawiła się na ekranie.

— Allen — powitała go bez zbędnych uprzejmości.

— Wasza Wysokość.

— Mam nadzieję, że to rzeczywiście coś ważnego, bo ambasador jest zdenerwowany informacją o wycofaniu z Zanzibaru stacjonującej tam dotąd naszej eskadry. Uspokojenie go okazuje się trudniejsze, niż sądziłam.

— Przepraszam, Wasza Królewska Mość, ale sądzę, że możemy mieć sytuację.

— Jaką „sytuację”? — spytała ostrzej. — Wiesz, że nie lubię, gdy używasz tego określenia, Allen!

— Przepraszam, ale obawiam się, że znowu jest trafne. Czy Wasza Wysokość oglądała jakiekolwiek wiadomości w ciągu ostatniej godziny?

— Nie, audiencja rozpoczęła się wcześniej. Co się stało?

— Lady Harrington właśnie zastrzeliła mojego kuzyna Denvera — widząc jej reakcję, Cromarty dodał pospiesznie: — Nie wzruszyło mnie to, nie ma obawy. A raczej wzruszyło, ale nie to, że zginął: zawsze był parszywą owcą przysparzającą rodzinie jedynie problemów. I jak Wasza Wysokość wie, robił to z przyjemnością.

— Wiem — przyznała cicho i przygryzła lekko dolną wargę. — Wiedziałam, że mają się pojedynkować, naturalnie. Sądzę, że wszyscy o tym wiedzieli. Przyznaję, że jestem równie uradowana co zaskoczona tym, że zwyciężyła.

— Wygląda na to, że wszyscy martwiliśmy się tym razem o niewłaściwą osobę, Wasza Wysokość — oświadczył rzeczowo Cromarty. — Trafiła go cztery razy, nim zaczął padać, a dobiła piątą kulą w głowę.

Królowa gwizdnęła bezgłośnie, nie kryjąc zaskoczenia.

— To akurat nie jest problemem — dodał. — Media transmitowały wszystko na żywo, a obecne były chyba wszystkie stacje i już zdążyły co bardziej krwawe fragmenty powtórzyć. Podobnie jak oświadczenie lady Harrington.

— Oświadczenie?

— Tak, Wasza Wysokość. Formalnie oskarżyła earla North Hollow, że wynajął Denvera do zabicia Tankersleya… i jej.

— Mój Boże! — westchnęła królowa.

Cromarty poczuł coś na kształt masochistycznej satysfakcji, widząc jej zaskoczenie. Obserwował jej twarz i czekał cierpliwie, aż zakończy proces myślowy. Zajęło jej około trzydziestu sekund przeanalizowanie wszystkich możliwych konsekwencji, które sam rozważył już wcześniej, po czym uniosła głowę i spojrzała na niego ze wzmożoną uwagą.

— A wynajął?

— Nie mam dowodów ani potwierdzających, ani obalających to oskarżenie, Wasza Wysokość. Jest to naturalnie możliwe, tym bardziej że Young nie podał jej do sądu pod zarzutem oszczerstwa. A prywatnie bardzo wątpię, by lady Harrington oskarżyła go, nie mając jakiegokolwiek dowodu na potwierdzenie swoich słów.

Królowa przytaknęła, pocierając policzek kciukiem.

— Jeżeli ma dowód, to będzie działać — powiedziała bardziej do siebie niż do niego, nie przestając jednak patrzeć na premiera. — Zresztą nigdy nie zawiadomiłaby mediów, gdyby nie planowała go zabić… Jeżeli to zrobi, jakie będą straty?

Ostatnie zdanie powiedziała głośniej, wyraźnie kierując je do rozmówcy.

— Duże, Wasza Wysokość. Może nawet bardzo duże. A jeśli zabije go w ten sam sposób co Denvera, to mogą być katastrofalne. — Wstrząsnął nim dreszcz na samo wspomnienie. — Nie radzę oglądać pojedynku, Wasza Wysokość. Sam żałuję, że to zrobiłem. Jeśli odstrzeli go w podobny sposób, opozycja dostanie szału. Kryzys może być gorszy niż walka o wypowiedzenie wojny. Jakie konkretnie będą straty i co możemy na to poradzić? Najprawdopodobniej stracimy poparcie Zjednoczenia Konserwatywnego, ale przeciągnęliśmy na swoją stronę tylu postępowców, że powinno się to zrównoważyć, tym bardziej, że „Nowi” są przynajmniej obecnie w naszym zespole. Liberałowie prawie na pewno dołączą do konserwatystów i będą chcieli jej głowy, ale nawet jeśli im ją damy, prawdopodobnie jeszcze głębiej wejdą w opozycję. Jeżeli im jej nie damy, to dołączą do nich postępowcy. Przyjmując nawet najoptymistyczniejszy wariant, muszę stwierdzić, że ucierpimy poważnie, Wasza Wysokość.

— Ale nadal będziemy mieli większość?

— Jeżeli damy im głowę Harrington, to tak. A raczej sądzę że tak, bo pewien być nie mogę. W tej chwili zresztą nawet nie podejmuję się przewidzieć reakcji Izby Gmin. Harrington od czasu placówki Basilisk jest dla nich kimś w rodzaju świętej patronki, ale… — Cromarty wzruszył wymownie ramionami.

Królowa zmarszczyła z namysłem brwi. Pozwolił jej myśleć przez kilkanaście sekund, nim delikatnie odchrząknął i powiedział:

— Widzę tylko jedno optymalne rozwiązanie, Wasza Wysokość.

— Tak? — zdziwiła się z uśmiechem całkowicie pozbawionym wesołości. — To jesteś lepszy, bo ja nie widzę żadnego.

— Tak się składa, że wiem, iż earl White Haven rozkazał lady Harrington nie wyzywać earla North Hollow i…

— Rozkazał jej? — Twarz królowej stężała, a w oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. — Rozkazał, powiadasz?

— Tak, Wasza Wysokość, i…

— I złamał w ten sposób prawo! — warknęła. — Gdyby North Hollow był czynnym oficerem, White Haven miałby prawo wydać taki rozkaz, a tak postąpił całkowicie bezprawnie i dama Honor będzie miała pełne prawo pozwać go do sądu!

— Zdaję sobie z tego sprawę, Wasza Wysokość. — Cromarty powstrzymał się w ostatniej chwili przed otarciem spotniałego nagle czoła; rozpoznawał objawy, a rozłoszczona Elżbieta III nie należała do osób, z którymi chciałby mieć do czynienia. — Jestem przekonany, że powodowała nim troska o nią i jej karierę. I choć bez wątpienia posunął się za daleko, jego troska jest jak najbardziej uzasadniona.

— A Hamish Alexander zawsze miał skłonność do ignorowania przepisów, gdy był przekonany, że ma rację — dodała królowa pozbawionym emocji głosem.

— Cóż., tak, Wasza Wysokość. Ale przeważnie postępował słusznie i nie sadzę, byśmy w tym przypadku…

— Przestań go bronić! — Królowa zamilkła na dłuższą chwilę, a potem wzruszyła ramionami. — Nie podoba mi się to, co zrobił, i możesz mu to przekazać, ale prawdopodobnie masz rację. To nie moja sprawa, dopóki dama Honor nie zdecyduje się wnieść oskarżenia.

— Tak, Wasza Wysokość. — Cromarty miał nadzieję, że udało mu się ukryć ulgę. — Chciałem jednak powiedzieć, że White Haven miał rację, tak jeśli chodzi o jej karierę, jak i o polityczne straty… Cieszę się, że Wasza Wysokość zgadza się ze mną. Chodzi mi o to, że skoro miał słuszność, a dama Honor najwyraźniej nie przyjęła do wiadomości jego argumentów i nie zamierza posłuchać jego rozkazu, to pomyślałem sobie, że być może…

— Stop! Ani słowa! — Oczy królowej ponownie groźnie błysnęły. — Jeżeli masz zamiar zaproponować, bym jej poleciła nie wyzywać tego tchórza, to nie wysilaj się. Możesz o tym zapomnieć!

— Ależ Wasza Wysokość, konsekwencje…

— Powiedziałam, że tego nie zrobię, Allen.

— Być może gdyby Wasza Wysokość choć z nią porozmawiała… wyjaśniła sytuację i poprosiła tylko, żeby…

— Nie! — przerwała mu zimno i zdecydowanie.

Cromarty natychmiast umilkł — znał ten ton i wiedział, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Królowa jeszcze przez kilka sekund przyglądała mu się ostro, potem jej wzrok złagodniał, a na twarzy pojawił się dziwnie przypominający wstyd wyraz.

— Nie zrobię tego, Allen — powiedziała cicho. — Nie mogę. Jeżeli ją poproszę, prawdopodobnie mnie posłucha, a byłoby to szczytem niesprawiedliwości. Gdybyśmy zrobili to, co do nas należy, Young zostałby skazany za tchórzostwo i rozstrzelany. I cała ta tragedia nie miałaby miejsca.

— Wasza Wysokość wie, że nie mogliśmy.

— Wiem i bynajmniej nie poprawia to mojego samopoczucia. Zawiedliśmy ją oboje, Allen. To przez nas zginął mężczyzna, którego kochała. Tylko i wyłącznie z naszej winy, bo nie zrobiliśmy tego, co powinniśmy. Obywatele tego państwa mają prawo oczekiwać od władz sprawiedliwości, a ktoś taki jak dama Honor podwójnie, bowiem Królestwo ma wobec niej olbrzymi dług wdzięczności. A nie doczekała się jej, bo zabrakło nam odwagi. Nie, Allen. Jeśli jest to jedyny sposób, w jaki może dokończyć to, co my powinniśmy zrobić znacznie wcześniej, to nie będę próbowała jej powstrzymać.

— Wasza Wysokość, proszę… jeśli nie z powodu politycznych konsekwencji, to skutków, jakie to będzie miało dla niej! Nie będziemy w stanie w żaden sposób jej ochronić. Jej kariera legnie w gruzach, a my stracimy jednego z najlepszych kapitanów w dziejach Królewskiej Marynarki.

— Sądzisz, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy? — spytała miękko Królowa.

Cromarty potrząsnął głową.

— Ja też tak myślę. A skoro zdaje sobie z tego sprawę i gotowa jest zapłacić tę cenę, to na pewno nie powiem jej, że nie może czy nie powinna. I ty tego też nie zrobisz! Zabraniam ci wywierać na nią jakikolwiek nacisk w jakikolwiek sposób! I powiedz earlowi White Haven, że ten zakaz także jego obejmuje!

Загрузка...