Honor obserwowała zbliżające się lądowisko, przekonując samą siebie, że w końcu nie jest to jej pierwsza wizyta w królewskim pałacu, więc nie musi się aż tak denerwować. Od czasu, gdy pierwszy raz zjawiła się w pałacu Mount, jej status uległ raczej poważnej zmianie: wówczas była zwykłym oficerem, teraz nie dość, że kapitanem z listy odznaczonym naprawdę wysokimi dowodami uznania za odwagę, to także szlachetnie urodzoną i parem Królestwa. Co nie miało żadnego wpływu na poziom jej zdenerwowania graniczącego z paniką.
Uśmiechnęła się złośliwie i autoironicznie i zerknęła spod oka na swego pierwszego oficera, także zaproszonego do pałacu. Komandor szlachetnie urodzona Michelle Henke wyglądała na całkowicie zrelaksowaną i najprawdopodobniej tak właśnie się czuła, skoro wpadała z wizytą do rodziny. A że dalekiej i potężnej to już szczegół. Siedzący na kolanach Honor Nimitz machnął ogonem i bleeknął cicho, jednocześnie komentując brak powodów do zdenerwowania; odruchowo podrapała go za uszami.
— Nerwy? — Henke uśmiechnęła się nieco złośliwie, ale w jej głosie słychać było jedynie lekkie rozbawienie.
Honor zerknęła na nią spod oka i odpaliła:
— W przeciwieństwie do niektórych spotkania z koronowanymi głowami jeszcze mi nie spowszedniały.
— Dziwne, myślałam, że się już przyzwyczaiłaś — skomentowała ze śmiertelną powagą Henke.
Honor prychnęła, acz zmuszona była przyznać jej rację. Większość oficerów nie dostąpiła w swej karierze zaszczytu otrzymania Królewskiego Podziękowania, zawsze wręczanego i wyrażanego przez monarchę osobiście. Dla niej miał to być czwarty raz, z czego trzeci w ciągu ostatnich pięciu standardowych lat. A i tak była prawie równie przerażona co zaszczycona. Było jednakże jeszcze coś — przy okazji poprzednich dekoracji miała możność poznać królową, która przestała być symbolem, a stała się konkretną osobą. Honor stwierdziła, że jest to ktoś naprawdę zasługujący na lojalność.
Elżbieta III panowała od prawie jedenastu planetarnych lat, czyli ponad osiemnastu lat standardowych — odkąd jej ojciec zginął w wypadku na nartach grawitacyjnych. Była szesnastym władcą pochodzącym w prostej linii od Rogera I, założyciela dynastii Winton, i miała wszystkie najlepsze cechy monarchów z tejże dynastii: mądrość, zdecydowanie i dumę. Miała także niezwykłą charyzmę i olbrzymią wiedzę oraz duże poczucie humoru zaprawione złośliwością. Nie oznaczało to bynajmniej łatwego charakteru — była uparta, a jej cierpliwość nie należała do imponujących. Z tego, co Honor słyszała, jej upór i determinacja były typowe dla urodzonych na planecie Sphinx, choć Jej Królewska Mość przyszła na świat i zawsze mieszkała na Manticore. Wieść niosła, że była pamiętliwa i rachunki potrafiła wyrównać nawet po wielu latach, czerpiąc z tego dużą satysfakcję, przeciwko czemu Honor nic zresztą nie miała. Królowa była dumna i lojalna wobec tych, którzy wiernie służyli Gwiezdnemu Królestwu, i choć niektórzy analitycy uważali, że jej trudny charakter szkodzi delikatnym i długotrwałym manewrom dyplomatycznym, przyznać też musieli, że nadrabiała to niezwykłą energią i żelazną konsekwencją. A opór wobec zaborczych planów Republiki Haven postawiła dawno na pierwszym miejscu.
Wszystko to było istotne, ale dla Honor Królowa przede wszystkim była kobietą, której przysięgała wierność jako oficer i posłuszeństwo jako hrabina. Stanowiła uosobienie Gwiezdnego Królestwa Manticore, lecz nie była symbolem godnym jedynie adoracji, lecz żywą, czasem denerwującą istotą, reprezentującą jednakże to, co zdaniem Honor, było w państwie najważniejsze.
Honor zobowiązana była poświęcić życie w służbie Korony, jeśli zaszłaby takowa potrzeba, i choć nie czuła specjalnej chęci do zostania ofiarą martyrologii czy martwą bohaterką, dużą ulgę sprawiała jej świadomość, że Elizabeth Adrienne Samantha Anette Winton była warta tego, by jej taką przysięgę złożyć.
Kuter opadł bezgłośnie i znieruchomiał dokładnie na wyznaczonym miejscu. Drzwi śluzy otworzyły się i obie kobiety wstały. Honor odruchowo umieściła Nimitza na ramieniu. Zgodnie z tradycją, starszą nawet niż zgoda Królewskiej Marynarki na obecność treecatów na pokładach okrętów, towarzyszyły one zawsze swoim ludziom, gdy ci zostawali wezwani na dwór królewski. Powód był prosty — siedmiu ostatnich władców, w tym także obecnie panująca, zostało wybranych przez treecaty, gdy odwiedzili Sphinxa. Wyglądało to zupełnie tak, jakby treecaty wiedziały o ich wizytach, zdawały sobie sprawę, z kim mają do czynienia, i czekały w zasadzce. Jeden z odwiecznych dowcipów krążących po Sphinxie głosił zresztą, że monarcha podejmował decyzje po konsultacji z treecatem. Honor zawsze kwitowała go uprzejmym uśmiechem, podejrzewając od dawna, że kryje się w nim sporo prawdy. Nimitz nigdy nie ukrywał, czy aprobuje jej postępowanie i decyzje, a wątpiła, by był wyjątkiem.
Stłumiła uśmiech i wysiadła jako pierwsza. Dotychczas pierwsza wysiadałaby Mike, jako że w tych warunkach przywileje wynikające z urodzenia były ważniejsze od rangi, ale teraz Honor jako hrabina miała wyższą pozycję, z czego zdała sobie sprawę dopiero przy tej okazji. Nie była pewna, czy jej się to podoba, ale nic nie mogła poradzić, a poza tym nie miała już czasu na rozważania: warta honorowa sprezentowała broń i zaczął się ceremoniał.
Wartą dowodził wąsaty major, a szkarłatne wypustki przy kołnierzach żołnierzy wskazywały, że oddział należał do Queen’s Own Regiment. Emblematy na rękawach oznaczały zaś, że co do jednego należą do batalionu Copper Walls rekrutującego się z mieszkańców Sphinxa. Sądząc po minie majora, był autentycznie zadowolony, że tym razem nagrodzony ma być ktoś także pochodzący z tej planety.
Honor i Henke odsalutowały, major wyprężył się jak na paradzie i wyrecytował:
— Witam panie. Jestem major Dupre, wasz przewodnik.
I zrobił dwa idealnie precyzyjne kroki w bok, odsłaniając drogę ku wejściu.
— Dziękuję, majorze — odparła Honor, ruszając przodem.
Za plecami miała Mike Henke, a w żołądku stadko motyli.
Spacer trwał dłużej, niż się Honor spodziewała, ale dość późno zdała sobie sprawę, że nie idą trasą znaną jej z poprzednich wizyt i nie kierują się ku gmaszysku mieszczącemu Kancelarię Korony. To jej akurat nie martwiło — architekt, który standardowe stulecie temu zaprojektował tego upiorka, cierpiał na nieuleczalną manię „funkcjonalności”, przez co budynek pasował jak pięść do nosa do starszych, znacznie zgrabniejszych części pałacu. Zmiana trasy spowodowała jednakże ożywienie bandy motylków tłukących się jej po żołądku. Dotąd Królowa przyjmowała ją w Sali Błękitnej, oficjalnej sali tronowej rozmiarów boiska i o tak wysokim sklepieniu, że każdy czuł się tam malutki. Świadomość, że to spotkanie odbędzie się w bardziej kameralnych warunkach, dziwnie ją onieśmielała, choć z drugiej strony nie bardzo wiedziała, skąd jej przyszło do głowy, że nie będzie to spotkanie równie formalne co poprzednie…
Rozmyślania przerwała jej nagła zmiana kierunku marszu — major Dupre skręcił ku najstarszej części pałacu.
— Przepraszam, majorze, ale dokąd dokładnie idziemy? — spytała.
— Do wieży króla Michaela, milady — odparł lekko zaskoczony, że Honor nie wie, gdzie się znajduje.
Honor zerknęła przez ramię na Henke, która odpowiedziała jej tak niewinnym spojrzeniem, jakie Paulowi rzadko się udawało. Honor obrzuciła ją wściekłym wzrokiem i odwróciła głowę ku kamiennej budowli, ku której zmierzali. Jak na cywilizację posługującą się antygrawitacją wieża nie była imponująco wysoka, lecz miała swoisty wdzięk. I nasuwała skojarzenia, tylko Honor nie bardzo była w stanie stwierdzić jakie konkretnie. Gdzieś słyszała czy czytała coś istotnego na jej temat, tylko że nie mogła sobie tego przypomnieć.
Media i rodzina królewska zawarły pewnego rodzaju niepisaną umowę krótko po utworzeniu Królestwa. W zamian za nieograniczony dostęp do informacji o sprawach publicznych ci pierwsi przestrzegali ustawy o tajemnicy państwowej i obronności oraz nie interesowali się życiem prywatnym rodziny panującej. Honor czytała jednakże kiedyś w Landing Times o…
Prawie się potknęła, gdy jej się przypomniało: wieża króla Michaela była prywatnym mieszkaniem królowej Elżbiety, do którego wstęp mieli tylko najbliżsi znajomi i współpracownicy.
Zaczęła odwracać głowę, by spiorunować Henke wzrokiem, ale było już za późno, bowiem znaleźli się przy samym wejściu. Wartownicy sprezentowali broń, drzwi otwarły się i cała trójka z majorem Dupre na czele wkroczyła do wnętrza.
Przewodnik poprowadził ich przestronnym i oświetlonym przez blask słoneczny korytarzem do starej windy, prawdopodobnie będącej w użyciu od czasów zbudowania wieży. Gdy wsiedli, a major nacisnął stosowny guzik, Honor zorientowała się, że urządzenie jest starsze niż sądziła — nie wykorzystywało bowiem kompensatora grawitacyjnego. Nie było to problemem, gdyż nie jechali wysoko, więc przeciążenia były niewielkie, a winda poruszała się miękko. Gdy drzwi się otworzyły, znaleźli się na jednym z wyższych pięter. W korytarzu nie widać było wartowników, więc musiały go monitorować nowoczesne systemy bezpieczeństwa.
Honor z kamienną twarzą pomaszerowała za majorem do zamkniętych drzwi z pociemniałego od starości drewna. Dupre zastukał w nie zdecydowanie, otworzył i oznajmił donośnie:
— Wasza Wysokość, przybyły lady Harrington i komandor Henke.
— Dziękuję, Andre.
Honor przełknęła ślinę i ruszyła po gęstym, rdzawoczerwonym dywanie, rejestrując odruchowo szczegóły bogatego umeblowania i wyposażenia, ale mając uwagę skupioną na dwóch kobietach siedzących w zabytkowych fotelach zwróconych ku drzwiom. Między nimi stał niski stolik, a obok jeszcze dwa fotele.
Nawet gdyby na ramieniu kobiety siedzącej z prawej nie znajdował się treecat, Honor nie mogłaby się pomylić: co prawda gospodyni miała nieporównanie jaśniejszą cerę i inne włosy niż Michelle Henke, ale podobieństwo rysów było większe, niż gdy patrzyło się na obrazy czy hologramy. Może królowa nie była tak ładna, ale w jej rysach było więcej charakteru. Dominującym zaś elementem były oczy — żywe, inteligentne, o głębokim spojrzeniu.
Królowa wstała, a Honor przyklęknęła na jedno kolano — dotąd wystarczało, że się ukłoniła, od para Królestwa wymagano jednak formalniejszego dowodu stosunku wasalnego.
— Proszę wstać, damo Honor. — W głosie królowej słychać było rozbawienie, a był to głos niezwykle podobny do głosu Henke. — To prywatna audiencja, formalności zostawmy na inną okazję.
— Uh… tak, Wasza Wysokość.
Honor zarumieniła się, ale zdołała wstać w miarę zgrabnie.
— Tak już lepiej — oceniła Elżbieta III, wyciągając ku niej rękę na powitanie.
Uścisk miała zdecydowany i całkiem silny jak na kobietę tej postury.
Kremowoszary treecat na jej ramieniu przekrzywił łeb i spojrzał na Nimitza jasnozielonymi ślepiami. Był mniejszy i smuklejszy, a na ogonie miał mniej pręg, czyli był także młodszy. Honor poczuła, że między treecatami nastąpiła błyskawiczna i dogłębna wymiana telepatyczna, choć jej treść pozostała dla niej tajemnicą. Trwało to zaledwie kilka sekund, po czym oba skinęły łbami, zaś Nimitz bleeknął cicho i odprężył się.
Spojrzała na gospodynię, a ta uśmiechnęła się lekko.
— Chciałam właśnie przedstawić Nimitzowi Ariela, ale wygląda na to, że on sam był szybszy — wyjaśniła.
Honor poczuła, że opuszcza ją część obaw i niepewności. Królowa puściła jej dłoń i zmierzyła wzrokiem Henke.
— Proszę, proszę: kuzynka Mike!
— Wasza Wysokość!
Henke znacznie naturalniej uścisnęła królewską prawicę.
— Skąd ten urzędowy formalizm, kapitan Henke? — Królowa uniosła brwi.
— Bo… co powiedziałaś?!
Królowa zachichotała.
— Powiedziałam „kapitan”. Nie znasz tego słowa, Mike?
— Oczywiście, że znam, ale…
Henke urwała definitywnie, a Elżbieta wybuchnęła śmiechem.
— Jest to jeden z nielicznych przypadków, kiedy ci odebrało mowę — oceniła po chwili i dodała, zwracając się do Honor: — Ta nagła zmiana zachowania musi być efektem pani wpływu, lady Honor. Pamiętam przynajmniej jedną okazję, kiedy kopnęła mnie w kostkę. A raczej w obie.
— A ty wcześniej wysypałaś mi wiadro piasku na głowę! — obruszyła się Henke. — Mokrego piasku na dodatek! I pamiętam, że mama posłała nas obie spać bez kolacji, co było rażącą niesprawiedliwością, bo to ty zaczęłaś!
Honor z największym trudem zapanowała nad opadającą szczęką, słysząc i ton, i treść. Mike była najstarszą córką młodszej gałęzi rodu i od zawsze obracała się w najwyższych sferach. Honor wiedziała, że bawiła się razem z królową, ale żeby coś takiego…
— Przecież byłam gościem! — odpaliła takim samym tonem królowa, uśmiechając się promiennie. — To ty powinnaś być bardziej uprzejma. Przynajmniej w teorii.
— I byłam, ale wszystko ma swoje granice. Zaraz, nie zmieniajmy tematu! O co chodzi z tym „kapitan”?
— Siadajcie. — Królowa wskazała puste fotele i poczekała, aż goście usiądą, nim sama to zrobiła.
Nimitz natychmiast znalazł się na kolanach Honor, a Ariel spłynął na królewskie z równą gracją.
— Doskonale — pochwaliła gospodyni i wskazała na swą towarzyszkę. — Sądzę, że żadna z was dotąd nie miała okazji spotkać baronowej Morncreek?
Honor przyjrzała się uważnie następczyni sir Edwarda Janaceka na stanowisku Pierwszego Lorda Admiralicji, zła na siebie, że nie rozpoznała jej wcześniej. Całkowicie niespodziewany, nieformalny charakter spotkania był bez wątpienia tego powodem, ale powinna jednak zachować większą trzeźwość umysłu. Zorientowała się, że wszyscy obecni czekają na jej reakcję, i zmobilizowała się.
— Nie, Wasza Wysokość — powiedziała. — Nigdy nie miałam tego zaszczytu.
— Mam nadzieję, że gdy skończymy, nadal będzie to pani uważała za zaszczyt, kapitan Harrington — powiedziała dziwnie gorzko królowa i dodała naturalniejszym tonem: — Mike, sądzę, że pozwolę lady Morncreek wyjaśnić wszystko po kolei. Francine?
— Naturalnie, Wasza Wysokość. Komandor Henke, pomimo niekonwencjonalnego i nieco przedwczesnego sposobu wyrażania się Jej Królewska Wysokość miała właściwie rację. Dziś po południu awansuje pani na kapitana.
Na wpisanie na listę będzie pani musiała jeszcze trochę poczekać, ale z tego co wiem, nie potrwa to zbyt długo. Otrzyma pani także przydział na dowódcę lekkiego krążownika HMS Agni. Moje gratulacje, kapitan Henke.
Mike przyjrzała się jej uważnie i niespodziewanie przeniosła wzrok na królową.
— To twój pomysł, Beth? — spytała prawie oskarżycielsko.
— Obwiniać możesz jedynie lady Honor, Mike. Wiem, że nienawidzisz wykorzystywania rodzinnych wpływów, ale w tej sytuacji byłoby to zbędne marnotrawstwo. Sama wiesz, że Królewska Marynarka ma zwyczaj awansować zastępców dowódców, którzy wyróżnili się w walce. Tak przynajmniej poinformowała mnie lady Morncreek. Naturalnie, jeśli naprawdę nie chcesz, pewnie uda mi się nakłonić Admiralicję do zrobienia wyjątku…
— Ani mi się waż!
— Sądziłam, że tak właśnie zareagujesz. — Królowa pokiwała głową. — Jak ci się wytłumaczy, że nie wchodzi w grę protekcja, nepotyzm i inne układy, naturalnie.
Henke przyjrzała się jej średnio życzliwie, po czym ponownie spojrzała na baronową.
— Dziękuję, milady — powiedziała poważnie.
— Teraz pani kolej, damo Honor. — Chwilę milczenia przerwał głos królowej i Honor odruchowo się wyprostowała. — Formalności wraz z zasłużonym podziękowaniem zostawimy na późniejszą uroczystość w Sali Błękitnej. Teraz chciałam tylko pani powiedzieć, że zdecydowałam się również mianować panią pełnym pułkownikiem Royal Manticoran Marine Corps.
Honor została równie zaskoczona jak przed chwilą Henke, choć z nieco innych powodów. Mianowanie na pułkownika Korpusu było tradycyjnym zwyczajem wyrażania przez monarchę specjalnej aprobaty kapitanowi zbyt młodemu stażem, by mógł zostać awansowany na stopień flagowy. Nie zwiększało to w niczym autorytetu takiego oficera, ale stanowiło niepodważalny dowód królewskiej łaski i dodawało pensję pułkownikowską do miesięcznych dochodów.
— Dziękuję, Wasza Wysokość — wykrztusiła.
Królowa potrząsnęła głową.
— Nie mnie należą się podziękowania — powiedziała poważnie. — Ale pani samej. Uczciwie zapracowała pani na tę nagrodę, kapitan Harrington.
Honor zaczerwieniła się, a królowa pokiwała głową, jakby spodziewała się właśnie takiej reakcji. A potem usiadła wygodniej i westchnęła ciężko.
— A teraz, skoro usłyszałyście już, moje panie, dobre wieści, pora na te mniej miłe — uprzedziła kwaśno.
Henke zesztywniała, Nimitz zastrzygł uszami, a królowa przez następnych kilka długich sekund milczała. Po czym wzruszyła ramionami i spytała:
— Co pani wie o sytuacji w Izbie Lordów, lady Honor?
— Niewiele, Wasza Wysokość — odparła ostrożnie zapytana i widząc uniesione brwi królowej, dodała, tłumiąc chęć, by także wzruszyć ramionami. — Jestem w układzie planetarnym Manticore od czternastu godzin, a w dodatku niespecjalnie interesuję się polityką. Prawdę mówiąc, nie lubię polityki ani polityków.
— Czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę pani doświadczenia — zgodziła się niespodziewanie Elżbieta III. — Obawiam się też, że to, co się teraz dzieje, nie zmieni pani opinii na lepszą. Niestety, znajduje się pani w samym centrum poważnego kryzysu politycznego i uważam, iż niezbędne jest, by dokładnie rozumiała pani, co się dzieje.
— Jestem w centrum kryzysu, ma’am? — wyrwało się Honor.
— Jest pani, choć absolutnie nie z własnej winy czy woli. Proszę posłuchać. — Królowa założyła nogę na nogę, pogłaskała Ariela i dopiero gdy uporządkowała myśli, zaczęła mówić.
— Problem w tym, że Izba Lordów zdecydowała się zirytować mnie niepomiernie. W tej chwili wszystkie wchodzące w skład opozycji partie zjednoczyły się, co im się niezwykle rzadko zdarza, przeciwko Lojalistom i Centrystom, co spowodowało, że rząd nie ma większości w tej izbie. A to z kolei oznacza, że cała nasza polityka zagraniczna będzie tkwić w martwym punkcie, dopóki książę Cromarty nie przekupi, nie przebłaga czy nie przestraszy wystarczającej liczby lordów, by głosowali tak, jak chce rząd. Jestem pewna, że nie muszę tłumaczyć pani, co to oznacza w kategoriach czysto militarnych i jakie może mieć znaczenie dla dalszego przebiegu wojny.
— Rzeczywiście, Wasza Królewska Mość nie musi mi tego tłumaczyć. — W głosie Honor słychać było przede wszystkim zaskoczenie, ale także i obrzydzenie.
Królowa uśmiechnęła się ze zrozumieniem, acz był to przelotny uśmiech — zaraz spoważniała i mówiła spokojnie dalej.
— Muszę mieć większość w Izbie Lordów i to jak najszybciej. Chwilowo w Republice panuje chaos, ale nie potrwa on długo, a dopóki opozycja blokuje formalne wypowiedzenie wojny, nie możemy wykorzystać tej sytuacji. A znaczny wpływ na upór części jej członków mają niestety pogłoski o postawieniu przed sądem wojennym lorda Younga.
Honor odchyliła się na oparcie fotela — wyraz zaskoczenia dotąd dominujący na jej twarzy zaczai ustępować zrozumieniu.
— Zbyt wielu z nich nie lubi pani, kapitan Harrington — powiedziała cicho królowa. — To nie pani wina. Przebieg pani służby w pełni uzasadnia nazwanie pani nadzwyczajnym oficerem Royal Manticoran Navy. Wiem też, że pani popularność w Izbie Gmin znacznie przekracza pani niepopularność w Izbie Lordów… mówiąc krótko, jest pani bohaterem narodowym, żeby rzecz nazwać po imieniu. I podejrzewam, że jest to równocześnie główny powód, dla którego jest pani solą w oku przywódców opozycyjnych partii — pani sukcesy podkreślają ich błędy i nieudolności. Zaczęło się od systemu Basilisk, a w systemie Yeltsin zrobiła pani z nich durniów, na co w pełni zasłużyli, ale to w tej chwili niczego nie zmienia…
Honor zaczęła żałować, że nie utłukła wówczas Reginalda Housemana na miejscu, albo choć go porządnie nie połamała. Wtedy przynajmniej liberałowie, wśród których rodzinka Housemanów miała duże wpływy, mieliby faktycznie powód, by jej nie cierpieć.
— Nie interweniowałam, gdy udzielono pani reprymendy — spokojny głos królowej wyrwał ją z rozmyślań — ponieważ z zasady kierowanie RMN pozostawiam Admiralicji, a poza tym prywatnie uważam, że postąpiła pani źle, bo zrobiła to przy świadkach. Z drugiej strony całkowicie panią rozumiem i również prywatnie, nie jako królowa, żałuję, że mu pani mocniej nie przyłożyła. Proszę nie czuć się winna i nie uważać, że problem w Izbie Lordów to pani dzieło, bo to nie pani go stworzyła. Ale po spoliczkowaniu Housemana stała się pani wrogiem publicznym dla liberałów, teraz zaś także dla konserwatystów, którzy zrobią wszystko, by uratować nic niewartą skórę Younga. Zbyt wielu tych nadętych idiotów pani nie lubi, a ojciec Younga i jego poplecznicy wygrywają tę emocjonalną reakcję na swoją korzyść.
Umilkła. Cisza zaczęła się przeciągać. Honor milczała tak długo, jak zdołała, po czym odchrząknęła i spytała:
— Co mogę zrobić, Wasza Wysokość?
— Zrozumieć, co się dzieje — odparła po prostu królowa i widząc jej minę, dodała szybko: — Nie! Nie mam najmniejszego zamiaru rezygnować z procesu tego tchórza! Natomiast obawiam się, że może on jeszcze bardziej pogłębić obecny kryzys polityczny.
Widząc wyraz twarzy Honor, skinęła na baronową Morncreek. Ta pochyliła się nad stolikiem, przyglądając się gościowi z uwagą, i zaczęła mówić:
— Sytuacja wygląda następująco, kapitan Harrington: Admiralicja wyznaczyła już skład sądu, przed którym stanie kapitan Young oskarżony o wszystkie zarzuty rekomendowane przez sąd oficerski i poparte przez admirała Parksa. Oficjalnie nie mam na ten temat zdania aż do chwili ogłoszenia wyroku, ale ponieważ nie mam też żadnego wpływu na jego treść, mogę pani powiedzieć, że po zapoznaniu się z materiałem dowodowym uważam, że jest winny wszystkich postawionych mu zarzutów. Problem polega na tym, że oznacza to wyrok śmierci, a earl North Hollow stanie na uszach, by uratować życie syna. Jest to stary i doświadczony parlamentarzysta mający dużą władzę i choć prywatnie go nie cierpię, nie należy go lekceważyć, o czym najlepiej świadczy fakt, iż sama wzmianka o możliwości procesu spowodowała przejście jego partii do opozycji. Obawiam się też, że konserwatyści spróbują wykorzystać proces jako broń propagandową przeciwko rządowi. Już podnieśli wrzask, a sytuacja może się tylko pogorszyć, gdy zarzuty zostaną oficjalnie ogłoszone. I jeszcze coś: choć nie mogę powiedzieć, kto wchodzi w skład sądu, jestem prawie pewna, że na werdykt będzie miała duży wpływ sytuacja w Izbie Lordów… i vice versa. Rozumie mnie pani?
Honor skinęła głową, zaczynając rozumieć, że Young po raz kolejny ma szansę wymigać się od odpowiedzialności. Przyglądała się twarzy baronowej z taką uwagą, że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z własnej pełnej oburzenia i obrzydzenia miny.
— Nie pozwolimy mu się z tego wykręcić, lady Honor — dodała Morncreek. — Ale sytuacja przypomina trójskok na polu minowym i musimy podchodzić do niej znacznie ostrożniej niż obiektywnie na to zasługuje. Najważniejsze w tej chwili jest to, by zachowała pani daleko posuniętą ostrożność: media będą na panią polowały, chcąc wycisnąć jakikolwiek komentarz, ledwie opublikujemy oficjalny komunikat o przebiegu bitwy o Hancock. A pani pod żadnym pozorem nie może powiedzieć słowa o procesie, zarzutach czy wydarzeniach, które do niego doprowadziły, bowiem nikt nie wie, jak zostanie to przekazane do publicznej wiadomości. Zdaję sobie sprawę, że jest to olbrzymia niesprawiedliwość, i naprawdę szczerze za nią przepraszam, ale do chwili ogłoszenia wyroku musi pani unikać dziennikarzy.
— Rozumiem, ma’am. — Honor przygryzła wargę, ale po sekundzie wahania zapytała: — Przepraszam, że pytam, ale jak pani sądzi: jaki to wszystko będzie miało wpływ na wyrok?
— Mam nadzieję, że żaden, ale boję się, że nie mam racji. Nie wiem, na jaką taktykę się zdecydują, bo w tej chwili konserwatyści chcą całkowitego odstąpienia od zarzutów, co jest niewykonalne i nie ma prawa się zdarzyć. Dodam też, choć jest to wysoce nieprzepisowe, że mogę pani obiecać, iż Young w żadnym razie nie wróci już do czynnej służby. Niezależnie od wyroku, żaden Pierwszy Lord Admiralicji, nawet Janacek, nie przywróci go do służby, jaki by nie był układ sił politycznych. Natomiast reszta jest zbyt niepewna, bym podjęła się cokolwiek prorokować; byłyby to czyste spekulacje. I to jest główny powód mojej tu dziś obecności: po prostu nie wiem… i jestem też pani winna osobiste wyjaśnienie okoliczności wymuszających na Admiralicji niewłaściwe zachowanie w stosunku do pani osoby!
W jej głosie było zbyt wiele frustracji, by Honor mogła wątpić w uczciwość tych słów, toteż powoli skinęła głową. Obojętność zastąpił gniew połączony z goryczą, gdy zdała sobie sprawę, że być może będzie jeszcze miała nieprzyjemność spotkać się z Youngiem, ale rozumiała sytuację. Te same kołtuńsko-rodzinne siły, które dotąd go ratowały, próbowały dokonać tego ponownie i to w tak dogodnym momencie, że nawet królowa nie była w stanie zagwarantować ich klęski. Miała ochotę rozpłakać się ze złości, ale jedynie ponownie skinęła głową.
— Chcę, żeby pani wiedziała, że naprawdę jest mi przykro — odezwała się Elżbieta III, ze współczuciem spoglądając jej w oczy. — Poinformowałam już tak księcia Cromarty’ego jak i admirał Cordwainer, że życzę sobie i nalegam, by proces objął wszystkie zarzuty w pełnym rozumieniu prawa wojennego. Ale zdaję sobie także sprawę ze swej odpowiedzialności względem Królestwa i po prostu nie mogę pozwolić, by dług wobec jednej osoby, choćby tak olbrzymi jak ten, który państwo ma wobec pani, był ważniejszy od przyszłości Królestwa Manticore. A ta jest zagrożona, jak długo Republika Haven stanowi potęgę militarną.
— Rozumiem… Wasza Wysokość. I proszę nie przepraszać — dodała Honor ze słabym uśmiechem, na który nie miała najmniejszej ochoty, ale było to lepsze niż wysłuchiwanie przeprosin monarchini.
— Dziękuję — powiedziała cicho królowa i dodała zupełnie innym tonem. — Poza tym zamierzam wszystkim pokazać, co sądzę na temat pani poczynań w systemie Hancock. Stąd choćby ten stopień pułkownika Marines. Chciałabym, żeby pani coś jeszcze zrozumiała, damo Honor: gdy w Sali Błękitnej będę pani dziękowała jako królowa Gwiezdnego Królestwa za to, co pani zrobiła w bitwie o Hancock, nie będzie to formalność. I nigdy nie pozwolę sobie zapomnieć, jak wiele jestem pani winna.