ROZDZIAŁ XXIV

Margaret Fuchien obserwująca z galerii dziobowego pokładu hangarowego RMMS Artemis cumowanie kutra dla VIP-ów nie czuła się szczęśliwą kobietą. Stan ten nie należał do częstych, gdyż z zasady wszyscy na statku starali się, by nie czuła się nieszczęśliwa, jako że była jego kapitanem. Była też rozsądnym i doświadczonym oficerem, czego należało się spodziewać po pierwszym po Bogu na jednym z najlepszych liniowców pasażerskich Gwiezdnego Królestwa Manticore. Ciężko zapracowała na to stanowisko i przyzwyczajona była robić wszystko po swojemu — był to w końcu przywilej stopnia. Problem polegał na tym, że mężczyzna i kobieta, którzy znajdowali się na tym kutrze, nie byli tylko parą najlepszych pasażerów — to oni właśnie podpisywali jej wypłaty, a co gorsza byli właścicielami jej statku.

Nie żeby miała coś przeciwko obojgu Hauptmanom, ale na trasie sileziańskiej latała od ponad pięciu standardowych lat i nie musiała czytać najnowszych biuletynów Admiralicji, by wiedzieć, że sytuacja w tym obszarze pogarsza się z miesiąca na miesiąc. I dlatego świadomość, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo obojga żyjących szefów kartelu będzie spoczywała na niej przez cały rejs do tego raju piratów, skutecznie psuła jej humor.

Cumowanie zostało zakończone i Klaus Hauptman stanął na pokładzie — liniowce pasażerskie nie miały strefy nieważkości, całe pokłady hangarowe objęte były polem grawitacyjnym okrętu, co znacznie zwiększało koszty, ale i komfort pasażerów. No i zapobiegało konieczności sprzątania korytarzy z zawartości żołądków każdej partii przybywających na pokład gniazdowników planetarnych. Hauptman dotarł do wylotu korytarza na galerię, poczekał na córkę i wspólnie z nią podszedł do czekającej Fuchien.

— Pani kapitan — powitał ją, wyciągając dłoń.

— Panie Hauptman… panno Hauptman, witam na pokładzie Artemis — zdołała wypowiedzieć to bez jednego zgrzytnięcia zębami, z czego była naprawdę dumna.

Z wylotu korytarza wyłonił się jeszcze jeden gość — Ludmilla Adams. Spotkały się przy okazji poprzedniej podróży Hauptmana, toteż wymieniły teraz ukłony i uśmiechy. Adams zbyt dobrze panowała nad swą twarzą, by dało się z niej coś odczytać, ale wyraz jej oczu sprawił Fuchien sporą satysfakcję. Nie tylko ona była nieszczęśliwa z powodu obecności Hauptmanów na pokładzie Artemis.

— Poleciłam przygotować dla państwa apartament właściciela — poinformowała ich Margaret. — Mamy sporo miejsc wolnych, więc można to zmienić, gdybyście mieli państwo takie życzenie.

Hauptman skwitował jej ostrzeżenie krótkim uśmiechem. Kiedy pierwszy raz poinformował ją o swych planach, wyraziła obiekcje znacznie dokładniej i dosadniej. I trudno było nie przyznać jej racji — liczba pasażerów spadała przez ostatnie pół roku, aż osiągnęła poziom, przy którym Artemis i Athena przestały przynosić dochody, a jeszcze nie zaczęły przynosić strat. Naturalnie oba liniowce były kosztowne w utrzymaniu z uwagi na liczne załogi i duże zużycie energii: Artemis miała ledwie milion ton i trzykrotnie liczniejszą załogę niż Bonaventure. W większości składała się z byłego personelu Królewskiej Marynarki obsadzającego stanowiska ogniowe i inne bojowe przydziały. Aby przynosić dochód, statek musiał odbywać rejs, mając wykorzystanych co najmniej dwie trzecie miejsc.

Normalnie nie było to problemem, biorąc pod uwagę bezpieczeństwo gwarantowane tak przez jego prędkość, jak i uzbrojenie, ale obecnie sytuacja na obszarze Konfederacji tak się pogorszyła, że przestało to wystarczać. Dlatego też komentarz dotyczący małej liczby pasażerów był ostatnim ostrzeżeniem, jakie Fuchien mogła wystosować, choć nie liczyła, by odniosło ono skutek. Hauptman był uparty i skoro już zdecydował zaryzykować własne bezpieczeństwo, to było prawie pewne, że tak właśnie zrobi.

A ponieważ o córce w pierwszej rozmowie nic nie wspominał, fakt, że jednak mu towarzyszyła, mógł oznaczać tylko jedno — była równie jak on uparta i w tym konkretnym przypadku, równie głupia. Fuchien nie wiedziała, po co konkretnie Hauptman wybierał się do Konfederacji, ale nie znała rozsądnego powodu, który uzasadniałby takie ryzyko. W kwestii uporu i rozsądku Stacey Klaus zgodziłby się z nią całkowicie, gdyby znał jej opinię, lecz podobnie jak ona nie był w stanie nic na to poradzić.

— No cóż — ocenił — przynajmniej nie będzie tłoku w jadalni.

— Nie będzie — potwierdziła Margaret. — Zaprowadzę was do kwater, zanim wrócę na mostek, jeśli nie macie państwo nic przeciwko temu.


* * *

— To żart, prawda? — jęknął sir Thomas Caparelli.

— Obawiam się, że nie, sir — Patricia Givens rozwiała jego złudzenia. — Dowiedziałam się tego dopiero dziś rano.

— Cholera! — westchnął z uczuciem, łapiąc się za głowę gestem, który widziało w jego wykonaniu naprawdę niewiele osób.

Według danych wywiadu sprzed dwóch dni straty poniesione przez marynarkę handlową były znacznie wyższe niż wówczas, gdy wysyłał tam Grupę Wydzieloną 1037, i jako Pierwszy Lord Przestrzeni miał dość zmartwień z tego choćby powodu. Naprawdę nie potrzebował dodatkowych, wynikających z głupiej fanaberii najbogatszego obywatela Królestwa, który nie wiedzieć po co, leci w samo oko cyklonu i to na dodatek ze swym jedynym dzieckiem.

— Powstrzymać go nie możemy. — Givens uprzedziła jego pytanie. — Jeśli osoba prywatna dobrowolnie i świadomie ryzykuje własnym życiem, lecąc w niebezpieczny rejon nie ogłoszony jednak strefą działań wojennych, to ma do tego prawo. Możemy jedynie zatrzymać Artemis.

— Nie możemy — westchnął ciężko Caparelli. — Jeżeli zaczniemy wstrzymywać odloty liniowców kursujących na tej trasie jako zbyt niebezpieczne, zaraz zaczną się pytania, dlaczego nie wstrzymujemy także odlotów frachtowców, albo co gorsza armatorzy sami wstrzymają ich loty. A przecież oficjalnie nie podam jako powodu, troski o życie Hauptmanów! Żebym jeszcze, cholera, miał pewność, że go zabiją, ale mogą go wziąć żywego, a o ekonomicznych skutkach takiego okupu wolę nie myśleć…

Caparelli przez długą chwilę wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ścianę, potem się ocknął i wybrał długi szereg cyfr. Po mniej niż minucie ekran jego komputera ożył i ukazała się na nim twarz porucznika Royal Manticoran Navy.

— Naczelne Dowództwo Systemowe, porucznik Vale.

— Tu admirał Caparelli, proszę przełączyć mnie na kapitana Helperna.

— Aye, aye, sir.

Twarz porucznika zniknęła zastąpiona przez starszego masywnego oficera.

— W czym mogę pomóc, sir? — spytał uprzejmie kapitan Helpern.

— RMMS Artemis odlatuje za jedenaście godzin do Konfederacji Sileziańskiej z Klausem i Stacey Hauptmanami na pokładzie — poinformował go Caparelli i dodał, widząc minę dowódcy: — Nie możemy ich zatrzymać, a nie muszę panu mówić, co by się stało, gdyby dostali się w ręce piratów. Jedyne co możemy zrobić, to przydzielić im ochronę. Zdoła pan znaleźć na czas jakiś niszczyciel albo lekki krążownik?

— Moment, sir, sprawdzę… — Helpern pochylił się nad komputerem i po jakichś trzydziestu sekundach uniósł głowę. — Najbliższy lekki krążownik będzie wolny za dwadzieścia pięć godzin, sir. HMS Amaterasu, sir.

— Hmm. — Caparelli potarł brodę i po namyśle potrząsnął głową. — Nie da się opóźnić odlotu o czternaście godzin, bo wszyscy od razu domyślą się powodu, a to ma wyglądać na przypadkową zbieżność tras i pory odlotu. Inaczej ludzie i media zaczną pytać, jakim cudem nagle znaleźliśmy eskortę dla jednego statku, od miesięcy nie mogąc zapewnić jej wszystkim innym. Nie wiem jak kto, ale ja nie chciałbym wyjaśniać publicznie, że niektórzy poddani Korony są ważniejsi od innych.

— Ja też nie, sir. W takim razie pozostaje tylko niszczyciel. HMS Hawkwing kończy uzupełnianie zapasów na stacji Hephaestus i ma odcumować za trzynaście godzin. Ma przydział na placówkę Basilisk, ale jeśli polecę komandorowi Usherowi przyspieszyć załadunek, powinien zmieścić się w przybliżonym czasie odlotu Artemis.

— Proszę tak zrobić, kapitanie. I proszę polecić jednemu z poruczników, by skontaktował się z kapitan Fuchien i poinformował ją, że Hawkwing odlatuje do Silesii w ramach rotacji stacjonujących tam okrętów i może towarzyszyć w drodze jej statkowi. Jeśli naturalnie jej to odpowiada.

— Rozumiem, sir. Zaraz się tym zajmę, sir.


* * *

Komandor Gene Usher, dowódca niszczyciela HMS Hawkwing, klął długo i namiętnie po przeczytaniu rozkazu, który właśnie otrzymał. Hawkwing nie był najnowszym ani największym niszczycielem Królewskiej Marynarki, ale Usher był z niego dumny i choć perspektywa półrocznego sterczenia w systemie Basilisk nie była szczytem jego marzeń, to był to jednak przydział bojowy i potrzebny. Placówka Basilisk miała bowiem istotne znaczenie strategiczne i utrzymywanie tam silnej grupy okrętów stało się naturalne po próbie przejęcia systemu przez Ludową Republikę Haven.

Natomiast ochranianie pojedynczego liniowca pasażerskiego tylko dlatego, że na jego pokładzie leciała parka Hauptmanów, nie było zadaniem bojowym, lecz odciąganiem potrzebnego gdzie indziej okrętu od jego wykonywania. Co prawda w rozkazie słowa o tym nie było, ale dołączony manifest pokładowy jednoznacznie wyjaśniał sprawę — miał pilnować tyłka najbogatszego faceta w Królestwie i jego córeczki. Śliczne!

Potwierdził otrzymanie rozkazu, oddał elektrokartę oficerowi łącznościowemu i poinformował ponuro swego oficera astronawigacyjnego:

— Zmiana planów, Jimmy: lecimy do Silesii.

— Dokąd, sir? — zdumiał się porucznik James Sargent. — Ja nawet nie mam aktualnej dyslokacji naszych sił w Konfederacji, sir. A wszystkie uaktualnienia map obejmują Basilisk i Republikę!

— Połącz się z dowództwem Hephaestusa i załaduj nowe mapy i informacje do bazy danych. A potem połącz się z astrogatorem RMMS Artemis i skoordynuj z nimi kurs i resztę. Będziemy się bawić w niańkę.

— Całą drogę do Silesii?

— Całą drogę do miejsca, w które leci, chyba że uda się nam go sprzedać komuś już na terenie Konfederacji, ale tego nie musisz mu mówić. Oficjalnie przypadkiem lecimy w ten sam rejon.

— Pięknie! — mruknął Sargent. — Dobra, skipper: już się za to biorę.

Usher skinął głową i wpatrzył się posępnie w ciemny ekran fotela. Jedyna pociecha, że Artemis mógł rozwinąć przyzwoitą prędkość i nie będzie się musiał wlec w konwoju… A poza tym miał kupę roboty przed odlotem. Musiał przyspieszyć załadunek zapasów, zmienić planowany harmonogram ćwiczeń i rozkazy dotyczące przelotu… na szczęście nie musiał o niczym informować dowódcy placówki Basilisk — to był już obowiązek Admiralicji… Nacisnął guzik interkomu i polecił: — Tu kapitan, połączcie mnie z bosmanem.


* * *

— …tak więc jeśli chcecie mieć towarzystwo, to aż do Sachsen możemy lecieć razem.

— Oczywiście, że chcemy. Dziękuję bardzo, panie poruczniku — odparła kapitan Fuchien, starając się ukryć uśmiech, który jak podejrzewała doprowadziłby rozmówcę do utraty dobrych manier.

Nadal uważała pomysł Hauptmana za głupi, ale eskorta niszczyciela znacznie zmniejszała ryzyko. Wiedziała jednak, jak bardzo niszczyciele potrzebne są gdzie indziej, toteż jasnym dla niej było, skąd się wziął ten „przypadek”, i nie należało niepotrzebnie denerwować rozmówcy.

— Naturalnie dowództwo w drodze należy do komandora Ushera, gdyby wyniknęły jakieś problemy — dodał porucznik.

— Naturalnie — zgodziła się bez oporów.

Było to w końcu normalne, że decydował dowódca eskorty, i choć ona sama nie była przyzwyczajona ani do uczestnictwa w konwojach, ani do bycia eskortowaną, znała zasady. Dzięki szybkości rozwijanej przez Artemis traktowała dotąd takie propozycje jako nieco obraźliwe i całkowicie niepotrzebne, ale tym razem było inaczej.

— Doskonale. W takim razie komandor Usher wkrótce się z panią skontaktuje.

— Jeszcze raz dziękuję, poruczniku. Naprawdę doceniamy waszą propozycję — zapewniła go jeszcze raz Fuchien i poczekała, aż połączenie zostanie zakończone.

Dopiero wtedy rozsiadła się wygodniej i uśmiechnęła szeroko.

Загрузка...