Honor uniosła głowę znad czytnika, słysząc sygnał intercomu. W drzwiach kuchni pojawił się MacGuiness i skierował w stronę biurka, ale sygnał rozbrzmiał ponownie — tym razem dwutonową kombinacją oznaczającą pilną wiadomość. Honor odsunęła z westchnieniem lekturę i wstała.
— Odbiorę, Mac — powiedziała, ruszając do interkomu.
Nimitz uniósł łeb, ale się nie ruszył ze swej grzędy. Honor nacisnęła klawisz i na ekranie pojawiła się twarz Cardonesa, który zaczął mówić, zanim zdążyła się odezwać.
— Myślę, że mamy pierwszego klienta, ma’am. Niezidentyfikowana jednostka śledzi nas, zbliżając się z dolnej ćwiartki rufowej z prędkością dziewiętnastu tysięcy kilometrów na sekundę i ciągle przyspiesza. Według naszej oceny ma już trzysta g. Jest za nami jeden koma siedem miliona kilometrów i przy tym przyspieszeniu przechwyci nas za około dziewiętnaście minut.
— Dopiero go odkryliście?
— Właśnie, ma’am — Rafe uśmiechnął się drapieżnie. — Żadnych śladów zakłóceń radioelektronicznych: po prostu czekał z wyłączonym napędem i dopiero co go uruchomił.
— Jasne — Honor odpowiedziała mu identycznym uśmiechem. — Jaką ma masę?
— Sądząc po sygnaturze napędu, Jenny ocenia ją na pięćset pięćdziesiąt ton, ma’am.
— Doskonale — potarła odruchowo czubek nosa, a potem kiwnęła głową, podejmując decyzję. — Dobrze, Rafe: ogłoś alarm bojowy. Niech Susan i Scotty przygotują grupy abordażowe. I przekaż, że pierwsza flotylla kutrów startuje na mój rozkaz. Za pięć minut będę na mostku.
— Aye, aye, ma’am!
Klaksony alarmowe zawyły, nim nacisnęła klawisz, kończąc połączenie. Nimitz z łupnięciem wylądował na biurku, a gdy się odwróciła, ujrzała Maca trzymającego jej skafander próżniowy, choć nie miała pojęcia, że w ogóle po niego poszedł. Złapała go, uśmiechnęła się i pobiegła do sypialni, rozpinając po drodze kurtkę munduru. Pozbyła się elementów uniformu, zostawiając je w nieładzie na podłodze, i naciągnęła skafander. Tym razem Mac będzie miał więcej do sprzątania niż zwykle. Kiedy skończyła i wróciła do salonu, MacGuiness zakończył już ubieranie Nimitza w skafander. Złapała treecata i pospieszyła ku prywatnej windzie kapitańskiej.
Wybrała na klawiaturze kombinację oznaczającą mostek i zaczęła analizować to, co wiedziała. Sensory miały rozmaitą czułość, a więc i zasięg, zwłaszcza na frachtowcach. Każdy kapitan chciał mieć jak najlepsze, wiedząc, że będzie poruszał się po tak niebezpiecznym obszarze jak Konfederacja. Oznaczało to, że każdy statek miał w praktyce inny zestaw, ale żadne urządzenie nie było lepsze od operatora, a ci we flocie handlowej nie byli orłami.
Ten, kto ich ścigał, musiał o tym wiedzieć, więc na pewno nie zdziwił go brak reakcji Wayfarera na swoje nagłe pojawienie się. Ale zrobi się podejrzliwy, jeżeli ten brak reakcji potrwa zbyt długo, co oznaczało…
Drzwi windy otworzyły się i Honor wkroczyła na mostek. Obsady uzbrojenia jeszcze nie było na miejscu (załoga nadal nie osiągnęła poziomu wyszkolenia, który uznałaby za zadowalający), ale sekcja taktyczna Jennifer Hughes była obecna w komplecie i monitorowała zbliżanie się niezidentyfikowanej jednostki. Honor spojrzała na chronometr i uśmiechnęła się lekko — w czasie modernizacji zmieniono położenie jej kwatery tak, że znajdowała się pokład poniżej mostka, a prywatna winda była doskonałym pomysłem. Dzięki temu, choć obiecała Cardonesowi, że będzie za pięć minut, była w niespełna trzy.
Rafe wstał z kapitańskiego fotela. Honor skinęła mu głową i usiadła, umieszczając hełm w prowadnicach. I uaktywniła ekrany oraz klawiatury fotela.
Wayfarer znajdował się dwadzieścia jeden minut świetlnych od gwiazdy klasy G2, czyli słońca systemu Walter odległego od Libau o nieco mniej niż piętnaście lat świetlnych, i poruszał się z prędkością zaledwie jedenastu tysięcy stu siedemdziesięciu pięciu kilometrów na sekundę. Było to wolno nawet jak na frachtowiec, ale pasowało do statku ze zużytymi węzłami napędu i Honor wybrała tę szybkość ze złośliwym wyrachowaniem. Nie chciała, by ktokolwiek przeoczył okazję, a tak niewielka prędkość była odpowiednikiem krwi w śladzie torowym na morzu. I wyglądało na to, że okazała się równie skuteczna — napastnik zbliżył się o dalsze dwieście tysięcy kilometrów, przyspieszając, mimo że miał już przewagę prędkości wynoszącą dziewięćset dziesięć kilometrów na sekundę. To się musiało szybko zmienić, ponieważ, nie chodziło mu o przegonienie, lecz o dogonienie ofiary, ale najwyraźniej spodziewał się, że ta da „pełną naprzód”, gdy zorientuje się, że jest ścigana, i chciał mieć wystarczający zapas prędkości, by szybko rzecz zakończyć.
— Doskonale, Rafe: nie należy sprawiać gościowi zawodu. Maksymalne przyspieszenie! — poleciła.
— Aye, aye, ma’am. Sternik, jeden koma pięćdziesiąt pięć kilometra na sekundę kwadrat!
— Aye, aye, sir… Jest jeden koma pięćdziesiąt pięć kilometra na sekundę kwadrat — zameldował mat O’Halley i Wayfarer skoczył jak obżarta krowa, czyli pomknął z maksymalnym przyspieszeniem.
Było to i tak o połowę mniej niż rozwijała pogoń, ale powinno wystarczyć.
— Kiedy nas przechwyci? — spytała Honor.
— Za dwadzieścia cztery minuty dziewięć sekund, milady — odparł prawie natychmiast John Kanehama.
— Doskonale. Wywołaj go proszę, Fred, i poinformuj, że to statek należący do Królestwa Manticore — poleciła. — Zażądaj, by zaprzestał pościgu.
— Aye, aye, ma’am.
Porucznik Cousins zajął się nadaniem wiadomości, a Honor uważnie obserwowała ekran taktyczny. Znajdowali się w zasięgu rakiet i choć pirat nie powinien chcieć uszkodzić łupu, to…
— Odpalenie rakiety! — odezwała się Jennifer Hughes. — Jedna rakieta zbliża się z przyspieszeniem osiemdziesiąt tysięcy g! Powinna minąć nas z prawej burty w odległości ponad sześćdziesięciu tysięcy kilometrów, ma’am!
— Uprzejmie z jego strony — skwitowała Honor zgryźliwie.
Rakieta eksplodowała na wysokości burty, ale na tyle daleko, by nie był odczuwalny nawet najmniejszy wstrząs. Miała klasyczną nuklearną głowicę, ale jej znaczenie było oczywiste — strzał ostrzegawczy, po którym będą następne, jeśli nie podporządkuje się jego woli. Przez chwilę Honor zastanawiała się, czy nie kontynuować ucieczki, ale nie miała pojęcia, czy kapitan piratów jest rozsądny.
— Odpowiedzieli nam? — zapytała.
— Jeszcze nie, ma’am.
— Rozumiem. Rafe, ostry zwrot na lewą burtę i przestajemy przyspieszać.
— Aye, aye, ma’am.
Wayfarer przestał zwiększać prędkość, a Honor wybrała na klawiaturze interkomu połączenie z flagowym okrętem I. Flotylli Kutrów. Na ekranie pojawiła się komandor Jacquelyn Harmon — ciemnowłosa, ciemnooka kobieta o sardonicznym poczuciu humoru i charakterze pilota myśliwskiego z okresu poprzedzającego loty kosmiczne. Obie cechy były stosowne u kogoś dowodzącego flotyllą jajek z młotkami. To jej pomysłem było ochrzczenie kutrów, którymi dowodziła, imionami dwunastu apostołów, zaczynając od własnego, który odtąd nazywał się HMS Peter.
— Jesteś gotowa, Jackie? — spytała Honor.
— I chętna, ma’am! — Harmon uśmiechnęła się niczym głodna hexapuma.
— Tylko pamiętaj, że jeśli się da, macie brać ich żywych.
— Będziemy pamiętać, ma’am.
— Doskonale. Startuj, kiedy uznasz za stosowne po wyłączeniu osłony burtowej, ale trzymaj się blisko.
— Aye, aye, ma’am.
Honor przerwała połączenie i poleciła Hughes:
— Proszę wyłączyć prawoburtową osłonę.
— Aye, aye, ma’am… prawoburtowa osłona wyłączona, ma’am.
Osłona prawej burty zniknęła, a sekundy później sześć kutrów napędzanych jedynie konwencjonalnymi silnikami manewrowymi wyprysnęło przez drzwi ładunkowe. Błyskawicznie oddaliły się poza ekran frachtowca i włączyły własne napędy. I znieruchomiały osłaniane kadłubem i ekranem większej jednostki przed sensorami przeciwnika.
Ten tymczasem gwałtownie wytracał prędkość, ale i tak musiał wyprzedzić ofiarę o dobre sto czterdzieści tysięcy kilometrów, nim relatywnie zdoła się zatrzymać. Jego prędkość w chwili mijania będzie jednak na tyle niewielka, że abordaż nie powinien być trudny. Naturalnie kiedy przyjdzie co do czego, piraci mogą być nieco zaskoczeni tym, kto przeprowadzi abordaż czyjego statku.
— Mam wystarczające odczyty pasywnych sensorów do wykonania planu ogniowego Alfa, ma’am — zameldowała Hughes. — Namiar stały i uaktualniany, dodatkowo jest też na wizualnym. Zaraz będzie pani miała obraz na ekranie.
Rzeczywiście, na ekranie wizualnym pojawił się obraz lecącego rufą do przodu napastnika. Był mniejszy od standardowego niszczyciela, toteż nie mógł być ciężko uzbrojony, ale miał klasyczny kształt kadłuba okrętu wojennego, co oznaczało, że posiada uzbrojenie pościgowe, którego połowa wymierzona była w tej chwili w jej okręt. Honor sprawdziła obliczenia Kanehamy i zgodziła się z nimi całkowicie — nie było sensu dopuszczać przeciwnika na tyle blisko, by mógł przestrzelić jej osłony burtowe. Zwłaszcza kiedy miał tak idealny cel jak jego nieosłonięta niczym rufa.
— Na mój rozkaz, Jenny — powiedziała cicho i uaktywniła moduł łączności. — Nieznana jednostka, tu krążownik pomocniczy Królewskiej Marynarki Wayfarer! Natychmiast wyłączyć napędy albo zostaniecie zniszczeni! Pal!
Burta Wayfarera rozbłysła ogniem — osiem graserów obramowało cel, a w ślad za nimi dziesięć rakiet eksplodowało wokół niego. Były to klasyczne głowice nuklearne, ale eksplodowały w odległości ledwie tysiąca kilometrów od burt, przekazując całkowicie jednoznaczną wiadomość. Żeby nikomu nic głupiego nie przyszło do głowy, sześć kutrów wypadło zza osłony kadłuba, biorąc pirata natychmiast na cel maksymalnymi wiązkami radarów i lidarów. Siła sygnałów zagotowała mu farbę na kadłubie. Nikt na jego pokładzie nie mógł mieć cienia wątpliwości, co oznacza próba oporu. I nie miał.
— Potwierdzam! Wayfarer, zgadzamy się! — zawył przerażony głos z głośników. — Poddajemy się! Tylko nie strzelajcie! Na miłość boską nie strzelajcie!!
— Przygotować się do przyjęcia na pokład grupy abordażowej — poleciła chłodno Honor. — Jakakolwiek próba oporu zakończy się zniszczeniem waszego okrętu. Czy to jasne?
— Tak! Tak!!
— To dobrze — skwitowała tym samym zimnym tonem i zakończyła połączenie.
Po czym usiadła wygodniej, uśmiechnęła się do Cardonesa i spytała normalnym głosem:
— Cóż, było to szybkie i miłe, no nie?
— Szybkie dla wszystkich, miłe tylko dla nas, ma’am — odparł z szerokim uśmiechem.
— I tak powinno być. Doskonała robota, Jenny. Wszyscy spisaliście się wspaniale — pochwaliła ich. Odpowiedziały jej zadowolone uśmiechy obsady mostka. — Rafe, przekaż Susan i Scotty’emu, że mogą startować. Kutry będą miały oko na naszą zdobycz w czasie manewrów.
— Aye, aye, ma’am.
Honor wstała, przeciągnęła się i wzięła Nimitza na ręce.
— Sądzę, że sam możesz dokończyć, pierwszy — oznajmiła na użytek obsady mostka — wracam do doskonałej książki. Poproś major Hibson, by dowódcę tego tam przyprowadziła do mojej kabiny, kiedy skończy upychać resztę załogi w naszym areszcie pokładowym.
— Aye, aye, ma’am. Damy sobie radę — zapewnił Rafe, nadal radośnie uśmiechnięty.
— Doskonale — odparła i skierowała się do swojej windy.
Kapitan pirackiego okrętu był niewysokim, krępym mężczyzną, który kiedyś był muskularny, ale dawno temu stał się po prostu tłusty. Jego nalana twarz była szara i przerażona, gdy major Susan Hibson wprowadziła go do salonu Honor. Nie był skuty, co nie miało najmniejszego znaczenia, podobnie jak i to, że był dwa razy cięższy od drobnej Hibson. Jedynie samobójca ryzykowałby starcie wręcz z Susan Hibson, a w więźniu nie pozostał ślad odwagi czy chęci do walki. Tym niemniej LaFollet stał nieco z boku fotela, na którym siedziała Honor, gotów do akcji — nie spuszczał zimnych oczu z więźnia, a prawą dłoń opierał na rękojeści pulsera wymownym gestem. Honor zaś drapała Nimitza za uszami i przyglądała się więźniowi z taką lodowatą pogardą, że natychmiast zrezygnował z próby stanięcia na baczność. Wyglądał patetycznie i żałośnie. Honor pozwoliła, by cisza trwała długo, nim odezwała się zimno:
— Niespodzianka, prawda?
Dzięki Nimitzowi czuła przerażenie tamtego. Treecat wyszczerzył kły i prychnął pogardliwie.
— Zostaliście złapani na akcie piractwa przez Royal Manticoran Navy — poinformowała go rzeczowo. — Jako kapitan Królewskiego Okrętu zgodnie z międzyplanetarnym prawem mogę zarządzić egzekucję każdego z was, więc radzę oszczędzić sobie nieprzemyślanych kłamstw, które mogą mnie rozgniewać.
Więzień drgnął, a Hibson, choć na jej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, dosłownie zaczęła promieniować pełną aprobatą dla jej zachowania. Honor poczekała, aż więzień przytaknie nerwowym ruchem głowy, i usiadła prosto.
— Dobrze. Obecna tu pani major będzie miała parę pytań i sugeruję doradzić załodze, by odpowiadała na nie zgodnie z prawdą. Pamiętajcie, że mamy nienaruszoną zawartość waszych komputerów pokładowych i banku danych. Porównamy uzyskane odpowiedzi z zawartymi tam danymi i jeśli się okaże, że to, co ktoś z was powiedział, będzie się różniło od tej zawartości, będę bardzo niezadowolona.
Więzień ponownie kiwnął głową i nerwowo przełknął ślinę.
— Proszę zabrać mi toto sprzed oczu, majorze — poleciła z odrazą Honor.
Hibson spojrzała na więźnia i wskazała kciukiem przez ramię na drzwi. Posłusznie odwrócił się i wyczłapał z kabiny. Hibson poszła za nim, a cisza trwała jeszcze przez dobrą chwilę po ich wyjściu.
Przerwał ją LaFollet. Chrząknął.
— Wolno spytać, co zamierza pani z nimi zrobić, milady? — spytał.
— Co? — Honor spojrzała nań lekko zdezorientowana, po czym uśmiechnęła się. — Nie zamierzam wysłać ich za burtę bez skafandrów, jeśli o to ci chodzi. Chyba że odkryjemy w ich dorobku coś naprawdę ohydnego.
— Nie sądziłem, by miała pani ten zamiar. To co w takim razie pani zrobi?
— Cóż — obróciła się z fotelem i wskazała mu drugi. — Przekażę ich najbliższemu przedstawicielowi lokalnych władz Konfederacji. W tym systemie nie ma bazy floty, ale jest posterunek celny, więc na pewno jest i areszt.
— A ich okręt?
— Zniszczymy go po dokładnym przeszukaniu. To jedyny sposób — poza wybiciem ich od ręki — by mieć pewność, że go nie odzyskają.
— Odzyskają? Jakim cudem, skoro wyda ich pani władzom, milady?
— Oj, Andrew, Andrew. — Honor pokiwała głową z rozczuleniem. — Taki duży, a taki naiwny… dziewięć szans na dziesięć, że gubernator wypuści ich, gdy tylko odlecimy. Władze i administracja Konfederacji to jedno śmierdzące szambo łapowników i kombinatorów. Nie zdziwiłabym się, gdyby ta kupa tłuszczu miała jakiś cichy układ z gubernatorem systemu. Nie miej takiej ogłupiałej miny, bo to prawda. Samą mnie to zaskoczyło, kiedy byłam tu pierwszy raz, ale jak złapałam drugi raz tę samą bandę niedługo po odstawieniu jej władzom, przestałam mieć złudzenia. Gubernator osobiście zapewnił mnie, że zostanie wymierzona sprawiedliwość, a dwa miesiące później złapałam ich plądrujących imperialny frachtowiec. Mieli już nowy okręt…
— Słodki Boże! — mruknął LaFollet i otrząsnął się jak pies wychodzący z wody.
— Dlatego chciałam tego typka przestraszyć. Jeśli gubernator go wypuści i da nowy okręt, chcę, żeby się pocił za każdym razem, gdy kogoś zaatakuje. I dlatego też nim go oddamy, on i jego załoga usłyszą jeszcze jedną nowinę.
— Jaką, milady?
— Że właśnie wykorzystali swoją szansę na przeżycie. Jeśli złapię ich drugi raz, każdy wyleci przez śluzę ze strzałką z pulsera w głowie — odparła rzeczowo i LaFollet nie wątpił, że dotrzyma słowa.
W kabinie zapadła chwila ciszy, przerwana pytaniem Honor:
— Zaskoczyłam cię?
Kiwnął głową.
— Cóż, nie jest to coś, co chciałabym robić, ale mam zlikwidować piractwo w tej okolicy i nie będę się dziesięć razy uganiała za tą samą bandą, tym bardziej, że oni już wiedzą, jak wyglądamy. Poza tym piraci to złodzieje i mordercy… Ta banda, o której przed chwilą ci mówiłam… gdy ich złapałam drugi raz, właśnie zamordowali dziewiętnaście osób. Dziewiętnastu ludzi, których jedyną „winą” było posiadanie czegoś, co tamci chcieli mieć. Gdybym wykonała wyrok za pierwszym razem, gdy ich złapałam, te dziewiętnaście osób by żyło… — potrząsnęła głową, przyglądając mu się zimnymi jak przestrzeń oczyma. — Dam władzom szansę, by uporały się z własnymi śmieciami. To sprzedajne gnojki, ale to ich system i należy im się odrobina zaufania. A może ten gubernator jest akurat uczciwy… ale będzie miał tylko jedną szansę, by to udowodnić.