ROZDZIAŁ IV

Mimo protestów Alexandra Cecylia pojechała do Kopenhagi. Nikt nie pomoże ci skuteczniej niż ja, twierdziła.

Oczywiście rozumiał to, ale miał wiele skrupułów.

– Nie chcę, byś musiała kłamać z mojego powodu.

– Ha! – upierała się Cecylia. – Dla ratowania życia moich najbliższych mogę kłamać jak z nut, lecz mojego sumienia nie dotknie to w najmniejszym nawet stopniu. Pod tym względem jestem bezwstydnie podobna do mojej ciotki Sol. Choć, jak powiadają, ona posuwała się znacznie dalej. Bez mrugnięcia okiem mordowała wszystkich, którzy stawali się niebezpieczni dla kogoś z jej ukochanych.

– Dziękuję – obruszył się Alexander. – Myślę, że do czegoś takiego nie będziesz zmuszona.

W jednej sprawie dał jednak za wygraną: zgodził się, by Cecylia towarzyszyła mu do sądu. Proces miał się odbyć w jednej z sal zamku w Kopenhadze. Zebrało się mnóstwo ludzi, wielu oficerów i szlachty. Sprawa była delikatna i Cecylia uświadomiła sobie, że zanosi się na widowisko w wielkim stylu. Coraz wyraźniej docierała do niej prawda, że Alexander Paladin jest w królestwie ważnym człowiekiem.

Jego Wysokość nie przybył, nie było także Kirsten Munk. Poza tym jednak poznawała wielu wysoko postawionych panów i dam dworu, więc zapewne i król, i jego ukochana małżonka przysłali szpiegów, każde swoich. Zobaczyła Hansa, którego nie widziała od dawna. Rzeczywiście był piękny, może nawet zbyt piękny jak na jej gust. Ubrany z przesadną elegancją, pretensjonalnie ufryzowany, obwieszony połyskliwym złotem, ruchy miał zanadto kobiece, zdaniem Cecylii. Alexander natomiast nie miał w sobie nic kobiecego. Przeciwnie, był tak męski, że to niemal sprawiało ból.

Tamten drugi mężczyzna był starszy, z wyraźną opalenizną na twarzy, jakby przebywał na południu, łysy, jedynie z wianuszkiem włosów wokół głowy i na karku. Jak wielu mężczyzn w średnim wieku był tęgi, figurę miał beczkowatą, pewnie z powodu nadmiernego zamiłowania do piwa. Skórzana kamizelka sterczała na wydatnym brzuchu jak namiot, a nogi w obcisłych spodniach wydawały się śmiesznie chude. Ogromny kołnierz budził w Cecylii lęk. Wyglądało, jakby lada moment miał zadławić swojego właściciela.

Tak jednak wygląda większość mężczyzn w naszych czasach, pomyślała.

Ten człowiek był skończony, został bowiem schwytany na gorącym uczynku. Nic nie mogło go uratować.

Cecylia z całego serca bolała nad jego losem, lecz mimo to nie mogła się powstrzymać, by szeptem nie zapytać Alexandra:

– Jak Hans mógł zdradzić cię dla kogoś takiego?

– Pieniądze – odparł jej nowo upieczony małżonek równie cicho. – Duży zamek w prezencie.

A zatem to człowiek bogaty, pomyślała. W takim razie nie żałuję go tak bardzo. I tu była niekonsekwentna, bo przecież Alexander także do biednych nie należał. Czuła jednak złość do tego obcego mężczyzny, który ściągnął kłopoty na jej męża.

Sprawa związku Hansa i tego obcego została już rozstrzygnięta. Teraz chodziło o Alexandra Paladina, którego tamten chciał pociągnąć za sobą. Alexander wyjaśnił Cecylii, że Hans powoływał się na swój młody wiek i tłumaczył, że został uwiedziony przez tego starszego mężczyznę.

Nie bardzo to piękne zachowanie ze strony przebiegłego młodzieńca, ale chyba głęboko ludzkie.

– Czy chciałbyś ratować Hansa? – zapytała szeptem.

Twarz Alexandra wykrzywił ból.

– Nie mogę tego zrobić. Postaram się jednak uczynić wszystko, by nie zapłacił głową. Przed sądem zachował się bardzo lojalnie wobec mnie. Oświadczył, że co, co opowiadał o mnie przyjacielowi, to były tylko przechwałki.

Chyba powinieneś spojrzeć na rzeczy bardziej trzeźwo, pomyślała Cecylia. Hans stara się teraz rozpaczliwie z tego wydostać, ratuje własną skórę, a nie ciebie.

Głośno tego jednak nie powiedziała, skinęła tylko głową. Śmiertelnie się bała, że Alexander mógłby być przesłuchiwany przed nią. Poprosiła pisarza, żeby wolno jej było wcześniej składać zeznania – zapewniła go, że ma do przekazania ważne informacje. Mogła o to prosić, bowiem sędzia znał bardzo dobrze jej ojca, asesora Daga Meidena z Norwegii. Cecylia zdobyła się na odwagę i powołała się na pokrewieństwo. Nie wiedziała jednak, czy jej prośba zostanie wysłuchana.

Jeśli Alexander będzie przesłuchiwany jako pierwszy, na pewno pogrąży się kompletnie. Nie zdobędzie się na krzywoprzysięstwo i z pewnością weźmie na siebie winę za sprowadzenie Hansa na złą drogę.

Nie wolno do tego dopuścić!

Z obawą przysłuchiwała się słowom kolejnych świadków. Niektórzy zeznawali na korzyść Alexandra, mówili, że jest prawdziwym mężczyzną i strategiem wojskowym dużego formatu. Jakby to miało jakieś znaczenie dla sprawy. Inni, choć takich było niewielu, twierdzili, że wielokrotnie zachowywał się podejrzanie. Wielu widziało, że Hans Barth opuszczał rano jego mieszkanie i Cecylia przeklinała arogancję tego młodego człowieka. Całym sercem stała po stronie męża.

W końcu przed sądem pojawiła się jakaś dama dworu, na którą Cecylia nie zwróciła przedtem uwagi, i opowiedziała o wiernej przyjaźni Alexandra i Cecylii, trwającej kilka lat. Cecylia ledwie się powstrzymała, by nie podbiec do niej z podziękowaniami, ale przyrzekła sobie, że w przyszłości będzie jej na wszelkie sposoby okazywać wdzięczność.

Kamerdyner Alexandra wyrażał się o swoim panu ciepło i zaprzeczał stanowczo, by ten miał jakieś nienormalne skłonności. Dopuszczasz się krzywoprzysięstwa, myślała Cecylia. Bo przecież służący musiał wiedzieć. Także on podkreślał długoletnią przyjaźń swego pana z jego świeżo poślubioną małżonką.

Pewien dworzanin króla oświadczył, że poprzedniego ranka był z delegacją w sypialni nowożeńców w Gabrielshus i może zapewnić, iż pani Cecylia była dziewicą, gdy ją do tej sypialni wprowadzono, oraz że małżeństwo zostało tej nocy spełnione. Te słowa miały swoją wagę. I nagle poproszono Cecylię. Przed Alexandrem!

Dzięki ci, dobry Boże, szepnęła, gdy zakłopotana zajmowała miejsce dla świadków. Czy raczej, dzięki ci, dobry pisarzu!

Musiała wyjaśnić, kim jest, złożyła przysięgę z ręką na Biblii i nawet się nie zarumieniła, po czym sędzia zapytał, od jak dawna zna Alexandra Paladina.

– Cztery i pół roku, wasza wielmożność – odparła w nadziei, że sędzia tak właśnie chciałby być tytułowany.

– A od jak dawna margrabia adorował panią?

– Przez cztery i pół roku byliśmy serdecznymi przyjaciółmi i mniej więcej tyle samo czasu trwała jego adoracja, lecz nie umiałabym powiedzieć dokładnie, kiedy to się zaczęło. Takie sprawy dojrzewają na ogół powoli.

– Dlaczego zatem wcześniej nie poprosił pani o rękę?

– Rozmawialiśmy o tym często – kłamała Cecylia w żywe oczy. – Lecz ja chciałam najpierw pojechać do domu, by przygotować na to rodziców i dowiedzieć się, czy wyrażą zgodę, jeśli Alexander, zgodnie z obyczajem poprosi ojca o moją rękę. Właśnie teraz, po raz pierwszy w ciągu tego czasu, byłam w domu. Rodzice przyjęli starania margrabiego Paladina z radością i zgodzili się, by przyjechał prosić o moją rękę. Niestety, nie zdążył tego uczynić. Wojna znalazła się u naszych granic.

Boże święty, ależ ona potrafi kłamać, myślał Alexander z podziwem przemieszanym z lękiem. Walezy o mnie jak lwica!

– Czy to ze względu na wojnę pobraliście się państwo teraz? – zapytał sędzia.

– Oczywiście! Mój mąż wyrusza do Holsztynu już w przyszłym tygodniu i nikt nie wie, kiedy wróci.

– A zatem to nie ze względu na ten proces?

– Ten proces jest dla mnie czymś zgoła niepojętym – powiedziała Cecylia gniewnie. – Nie rozumiem oskarżeń, jakimi obciąża się Alexandra, podobnie jak nie rozumiałam plotek, które docierały do mnie od dłuższego czasu. Sąd musiał zostać wprowadzony w błąd przez kogoś, kto źle życzy mojemu mężowi. Może jakaś obrażona kobieta lub coś w tym rodzaju…

Wśród dam dworu dały się słyszeć tłumione chichoty. Widocznie próba uwiedzenia margrabiego, podjęta przez Kirsten Munk, była powszechnie znana. Nie wszyscy byli zachwyceni panią Kirsten. W rzeczywistości ta zarozumiała, żądna rozrywek i podziwu osoba miała bardzo niewielu przyjaciół.

Choć Cecylia nie zdawała sobie z tego sprawy, była teraz Sol, walczącą o bliskiego człowieka. Miała w sobie dużo więcej z Sol, niż przypuszczała, i Alexander zdumiony przyglądał się swojej żonie, jak bardzo się zmieniła składając te zeznania. Stała wyprostowana, dumna i pewna siebie, z roziskrzonym wzrokiem. Nigdy nie widział jej tak piękną jak teraz. Ciemne, miedzianorude włosy połyskujące w świetle płynącym z okien, rumieńce na policzkach, skóra jak płatki kwiatu. Chwilami, gdy wydymała wargi niczym prychająca kotka, ukazywały się zęby. Wyglądała dokładnie tak, jak o sobie opowiadała podczas ich nocy poślubnej.

Wszyscy na sali mogli zobaczyć, jaka jest wspaniała.

Niestety, nie dało się też stłumić tych mniej szlachetnych cech Sol. Niemal przeraziło ją przemożne pragnienie, by je wszystkie odsłonić, dać im ujście w jakichś nieprzystojnych słowach, i musiała bardzo się powstrzymywać, by tego nie zrobić. Przede wszystkim chciałaby pogrążyć Hansa, pragnęła tego z nienawiścią, której głębi nie pojmowała. A potem wszystkich tych sprawiedliwych, którzy z przyjemnością roztrząsają skandaliczny temat w nadziei na upadek Alexandra.

Pisarz sądowy zaczął z innej strony:

– Czy pani zna Hansa Bartha?

– Oczywiście, to nasz dobry przyjaciel.

– I wie pani, że ów Hans Barth nocował nie raz u margrabiego?

– Naturalnie! Ja robiłam to także.

Sala wstrzymała dech, a we wzroku Alexandra pojawił się niepokój. Nie rozumiał, do czego Cecylia zmierza.

Sędzia stuknął młotkiem i zwracając się do zgromadzenia, powiedział:

– Pozwolę sobie przypomnieć, że dopiero co zaświadczono nam, iż cześć pani margrabiny wolna jest od jakichkolwiek podejrzeń.

Znowu spojrzał na Cecylię.

– Może zechciałaby pani wyjaśnić sądowi te nocne wizyty?

– Chętnie, wasza wielmożność. Mój mąż jest zagorzałym szachistą, a pan sędzia z pewnością wie, że partia szachów może się przeciągać. Alexander podczas gry traci poczucie czasu i miejsca, a przecież nie do mnie ani nie do Hansa należało przypominanie, że zrobiło się późno albo że narażamy naszą opinię czy też że po prostu trzeba iść spać.

Z całego serca pragnęła, by Hans grał w szachy! W tym zamieszaniu zapomniała zapytać.

– Czy pani także gra, margrabino? – zapytał zdumiony pisarz.

– Tak.

Sędzia zwrócił się teraz do Alexandra.

– Czy to prawda?

Margrabia wstał.

– Moja małżonka ma niezwykle bystry umysł, wasza wielmożność. Jest dużo trudniejszym przeciwnikiem niż Hans Barth, który jest zdolny, lecz nic ponadto.

Cecylia popatrzyła na Alexandra, by stwierdzić, czy jego słowa to chęć zemsty na Hansie albo czy nie kłamie. Lecz Alexander spokojnie patrzył sędziemu w oczy. Zapewne mówił prawdę, nie chciał przecież kłamać przed sądem.

W porządku. Zatem Hans gra w szachy. Rzuciła pospieszne spojrzenie w jego stronę. Wyglądało na to, że nie bardzo mu w smak zostać pokonanym przez kobietę na szachowym froncie. Hura, hura, pomyślała ze złośliwą satysfakcją.

Sędzia mruczał pod nosem:

– Niegłupi pomysł, nauczyć małżonkę gry w szachy!

– Ona umiała już wcześniej, wasza wielmożność. Ojciec ją nauczył.

Twarz sędziego rozjaśniła się radośnie.

– A, mój przyjaciel, Dag Meiden! Tak, jego umysłowi też niczego zarzucić nie można!

No to mamy nareszcie pointę, pomyślała Cecylia zadowolona. Także Alexander sprawiał wrażenie uspokojonego i usiadł. Dygresja szachowa była zakończona.

– Margrabino Paladin – rzekł pisarz. – Teraz mam bardziej osobiste pytanie. Czy pani kiedykolwiek zauważyła jakieś nienormalne skłonności u swego męża?

– Nigdy!

– jest pani tego pewna?

Cecylia uśmiechnęła się nieśmiało.

– Absolutnie, wasza wielmożność. Raczej wręcz przeciwnie. Alexander wielokrotnie przed ślubem dawał dowody swojej niecierpliwości.

Skąd, na Boga, brały się u niej takie niedyskretne słowa? Sama była tym w najwyższym stopniu zaskoczona i nie miała odwagi spojrzeć Alexandrowi w oczy.

Sala jednak uśmiechała się ze zrozumieniem.

– Czy zauważyła pani jakieś nienaturalne skłonności u Hansa Bartha?

Tak, oczywiście, pomyślała Cecylia, lecz nie odsłoniła maski.

– Ja… nie znam go tak dobrze… ale… Nie. Często rozmawialiśmy ze sobą wszyscy troje, niekiedy bywały to nawet bardzo gorące dyskusje. Nigdy jednak żadne takie rzeczy, o jakich głosiły plotki, nie były wspominane.

Sędzia nie miał już więcej pytań. Pozwolono jej odejść, a sąd zarządził krótką przerwę w celu rozważenia sprawy.

W czasie przerwy Cecylia nie podeszła do Alexandra, lecz on przesłał jej z drugiej strony sali delikatny, dodający odwagi uśmiech, na który odpowiedziała tym samym.

Śmiertelnie bała się chwili, w której Alexander będzie musiał składać wyjaśnienia. Wtedy wszystko może przepaść. Och, jakiż on jest nierozumny, czy naprawdę nie mógłby skłamać w obronie życia? Lecz Alexander tego nie potrafił. Był zbyt prostolinijny, by fałszywie przysięgać, biorąc Boga na świadka.

Sędzia i jego ludzie wrócili wcześniej niż oczekiwano. No, zaraz się to wszystko skończy, pomyślała Cecylia.

Sąd nawet nie siadał, wszyscy stali obok swoich miejsc.

– Jesteśmy zgodni co do tego, że po zeznaniach margrabiny, Cecylii Paladin, nie ma już żadnych powodów, by przedłużać ten przypominający farsę proces. Uważamy, że oskarżenie było podstępnym atakiem na jednego z najszlachetniejszych ludzi Danii… Alexandrze Paladin, jest pan wolnym człowiekiem i może pan swobodnie stąd wyjść dzięki licznym świadkom, którzy przekonali nas o pańskiej niewinności, a przede wszystkim dzięki słowom pańskiej małżonki.

Wszystko to działo się w czasach, kiedy jeszcze nie zabraniano żonom świadczyć przeciw lub w obronie własnych mężów.

W tym miejscu Hans mógłby zaprotestować gwałtownie przeciwko wyrokowi, lecz tego nie zrobił. Wystrzegał się, by przy okazji nie wrzucać kamieni do własnego ogródka!

– Co się zaś tyczy Hansa Bartha…

Cecylia nie interesowała się losem Hansa. Wybiegła z sali, pragnąc jak najszybciej spotkać Alexandra.

Minęło jednak sporo czasu, nim on także wyszedł, i to ją zabolało. Najwyraźniej chciał usłyszeć, jaki wyrok wydano na jego byłego przyjaciela.

W końcu się pokazał.

– Dziękuję ci, Cecylio! Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować. I Hans dzięki tobie uniknął kary śmierci. Zostanie, oczywiście, umieszczony w więzieniu i będzie karany, to znaczy chłostany, ale uratowałaś mu życie. Jestem taki szczęśliwy!

Cecylia zdusiła w gardle długą litanię brzydkich słów. To o los Alexandra walczyła i tylko z konieczności mówiła dobrze także o Hansie.

Alexander nie musiał się tak cieszyć z tego powodu.

Cecylia wróciła do pracy we Frederiksborg, ponieważ nadal była damą dworu. Jednak każdego wieczora powóz zabierał ją i odwoził do Gabrielshus. Siadywali chętnie oboje z Alexandrem nad jakąś grą lub rozmawiali, lecz łoża nie dzielili.

Pewnego razu zapytała, czy widział Hansa po procesie.

– Nie, oszalałaś? Po pierwsze, on jest dobrze strzeżony w jakimś nieznanym zamku lub twierdzy albo w więzieniu. Po drugie, to przecież on zerwał naszą przyjaźń, a po trzecie wreszcie, byłoby z mojej strony niewybaczalną głupotą szukanie kontaktu z nim i narażanie się na nowe podejrzenia.

– Ale chciałbyś go widzieć?

– Nie. Wczoraj w nocy leżałem, nie śpiąc, i zastanawiałem się. Uświadomiłem sobie, jak mało on mnie już obchodzi. Podczas procesu, gdy zobaczyłem go po dłuższej przerwie, doznałem wrażenia, że jest wprost niesmaczny. Strojna lalka!

Cecylia skinęła głową. Ona też tak uważała.

– Bardzo mi było trudno łączyć go z tobą – przyznała. Nigdy bym się nie spodziewała po tobie takiego gustu.

– W czasie kiedy go znałem, był bardziej męski – odparł Alexander krótko. – Widocznie on się umie zmieniać zależnie od okoliczności.

– Tak myślę – potwierdziła Cecylia.

Królewskie dzieci dorastały. Najsilniejszą osobowością wśród nich była czteroletnia Leonora Christina. Najnieszczęśliwszą najstarsza, Anna Catherina, prześladowana przez matkę z powodu podobieństwa do królewskiego ojca. Pozostałe dziewczynki i jedyny wśród rodzeństwa chłopiec byli zarozumiali i bardzo nieprzyjemni dla podwładnych. Uczyła ich tego matka, Kirsten Munk, i babka Ellen Marsvin. To zresztą babka była ich prawdziwą opiekunką i wychowawczynią w okresie dzieciństwa. Najtrudniej było sobie poradzić z sześcioletnią Sofą Elisabeth. Nieopanowana i zazdrosna, często przejawiała niebezpieczną gwałtowność. Prezentowała niebywały zbiór złych cech i zatruwała życie wszystkim niańkom, podobnie jak w przyszłości miała zatruwać życie swemu mężowi, Christianowi von Pentz.

Uznawane oficjalnie królewskie dzieci, dziedziców tronu z małżeństwa Christiana IV z Anną Katriną Brandenburską, Cecylia widywała rzadko albo wcale. Prawie nigdy nie znajdowały się w tym samym miejscu, co dzieci pani Kirsten. Wielu ludzi zresztą stawiało pad znakiem zapytania legalność małżeństwa króla z Kirsten Munk. Formalnego błogosławieństwa nigdy nie otrzymali, lecz on nazywał ją zawsze swoją drogą małżonką i twierdził, że jest jego legalną żoną. Ona widocznie nie do końca podzielała ten pogląd, bo swoje dzieci nazywała bękartami.

Cecylia miała słabość do króla Christiana. Można było powiedzieć o nim wiele złego, lecz nikt nie mógł zaprzeczyć, że swoim najbliższym okazywał serdeczną troskę. Zawsze bardzo się zajmował dziećmi, dbał o nie, musiały mieć to co najlepsze. Wobec Kirsten Munk zachowywał się zawsze bardzo lojalnie i, mimo wszystko, był do niej szczerze przywiązany. Natomiast ona nie mogła mu wybaczyć, że ich pierwszą córkę ochrzcił imieniem Anna Catherina po swojej zmarłej pierwszej żonie. Nienawiść do tego dziecka w tym miała swój początek.

Wychowaniem dzieci zajmowała się głównie bardzo surowa ochmistrzyni i Cecylia nie raz musiała pocieszać zwłaszcza dwie swoje protegowane, gdy upominano je ostro lub bito. Leonorę Christinę, bo miała własne zdanie w wielu sprawach, Annę Catherinę dlatego, że była pyskata. Kirsten Munk pojawiała się od czasu do czasu, bardziej z obowiązku niż z miłości, a gdy po procesie zobaczyła Cecylię, która w sprawie Alexandra Paladina odniosła zwycięstwo na wszystkich frontach, swoje niezadowolenie i urażoną pychę wyładowywała na niewinnych dzieciach. Nieopanowana, poszturchiwała każde, które weszło jej w drogę, i gdy opuszczała pokój, wszystkie dzieci płakały chórem.

Okazało się, że na realizację wojennych planów potrzeba więcej czasu. Możni królestwa nie chcieli wspierać króla w jego zapale do walki, wobec czego Alexander nie wyruszył do Holsztynu tak szybko, jak się spodziewano. Pewnego wieczora powitał Cecylię w hallu siedziby w Gabrielshus słowami:

– Przyjechała dzisiaj moja siostra. Życzy sobie cię widzieć.

Jego twarz nie wyrażała niczego i już samo to było dostatecznie wymowne.

– Boże, miej mnie w opiece – mruknęła Cecylia. – Pomóż mi, Alexandrze!

On uśmiechnął się cierpko.

– Dasz sobie radę, na pewno. To mnie Ursula nie lubi.

Może przenieść to uczucie także na mnie, pomyślała Cecylia z lękiem.

Niepewnym krokiem, na chwiejnych nogach, weszła do salonu.

Hrabina Ursula Horn była starsza od brata. Wyprostowana jak struna, miała podobnie jak on ciemne, gładko zaczesane włosy. Oczy jednak miała brązowoszare i, kiedy badawczo przyglądała się wchodzącej Cecylii, lodowato zimne. Nos Ursuli, w przeciwieństwie do nosa Alexandra, był lekko garbaty i bardzo arystokratyczny, usta surowo zaciśnięte i pomalowane jaskrawoczerwoną szminką. Cecylia po prostu się jej bała. Wiedziała, że Ursula Horn jest wdową po niemieckim arystokracie, który zginął w bitwie morskiej, i że w oczach służby tu, w Gabrielshus, na dźwięk jej imienia pojawiał się jakiś dziwny błysk.

Młoda norweska dama z szacunkiem pochyliła głowę przed swoją starszą i z wyższego niż ona rodu szwagierką, co zostało przyjęte lekkim skinieniem głowy.

Alexander bezszelestnie wszedł za Cecylią i teraz położył jej ręce na ramionach. Taka poufałość między nimi zdarzała się niezwykle rzadko.

– To jest Cecylia, Ursulo.

Siostra sprawiała wrażenie, że go nie słyszy.

– Co panią skłoniło, żeby wyjść za mąż za tego bastarda? – zapytała Cecylię ostro. – Pieniądze? Czy znakomity tytuł?

– Miłość – odparła Cecylia, która zapłonęła teraz niczym lont, lecz zdołała mimo wszystko zachować spokojny ton.

– Nie wmawiaj mi takich rzeczy! No, zresztą dobrze. I tak wkrótce odkryję prawdziwy powód. Magdelone! – zawołała na pokojówkę. – Czy ta oszustka przejęła zarządzanie domem?

Magdelone dygnęła.

– Nie, wasza wielmożność. Ale my wszyscy bardzo się już do pani Cecylii przywiązaliśmy.

– Hm – mruknęła Ursula, choć nie wiadomo co miała na myśli. – Pani jest guwernantką dzieci Jego Wysokości z Hrsten Munk, jak słyszę?

Imię Kirsten Munk wymawiała tak, jakby miała zamiar splunąć. Przynajmniej w jednym jesteśmy zgodne, pomyślała Cecylia.

– Tak, to prawda – powiedziała.

– To bardzo dobrze. Bo na posiadanie własnych dzieci raczej nie powinna pani liczyć.

– Mamy nadzieję, że będzie inaczej – odparł Alexander, ściskając lekko ramię Cecylii.

– Nie bądź śmieszny! – syknęła Ursula, nie patrząc na niego. – Nie rozmawiam z kimś, kto naraził rodowe nazwisko na wstyd w tak obrzydliwy sposób. Nie będziecie mieli żadnych dzieci i dobrze o tym wiecie. Oboje.

Tym razem jednak dziedzictwo Sol znowu ożywiło Cecylię.

– Zrobimy w tej sprawie wszystko, co będzie trzeba – rzuciła najbardziej niekulturalnym tonem Ludzi Lodu.

Szwagierka wbiła w nią wzrok, po czym ze złością obróciła się na pięcie.

– Nie lubię, jak mi się kłamie w żywe oczy – syknęła, opuszczając salon. – Nie wiem, co za grę prowadzicie, ale jedno wiem na pewno: mój nieszczęsny brat o wypaczonych uczuciach, ze swymi wstrętnymi żądzami, nigdy nie pójdzie do łóżka z kobietą.

Cecylia stała z gardłem ściśniętym gniewem i rozczarowaniem. Dopiero łagodny głos Alexandra przywrócił jej znowu odwagę.

– Niech ci nie będzie przykro, Cecylio! Ona nie ma pojęcia o naszej serdecznej przyjaźni.

– Dziękuję – szepnęła, próbując się uśmiechnąć. – Chciałabym jednak, by twoja siostra mnie akceptowała.

– To przyjdzie, kochanie. Ja się tak cieszę, że jesteś ze mną, Cecylio, i taki jestem do ciebie przywiązany. Z każdym dniem, który mija, mój szacunek dla ciebie rośnie. Lepszej towarzyszki życia nie mógłbym pragnąć.

– Byłam chyba trochę niegrzeczna – powiedziała w zamyśleniu.

– Ona na to zasłużyła – uśmiechnął się Alexander. – A poza tym bardzo lubię u ciebie te cechy dzikiej kotki. To takie odmienne od całej twojej natury, zastanawiam się, skąd się to bierze.

Cecylia-Sol uśmiechnęła się łagodnie i tajemniczo.

Gorąco pragnęła zabrać Alexandra da Norwegii, przedstawić go rodzinie. Rozkaz wymarszu mógł jednak nadejść dosłownie każdego dnia i Alexandrowi nie wolno było opuszczać kraju.

Trwał karnawał i król chciał się zabawić, oderwać się czasami od związanych z wojennymi planami niepokojów. Byli więc na kilku balach. Kiedyś, w dużym towarzystwie, Cecylia znalazła się wśród nie znanych jej osób, ale miała wrażenie, że czuje na sobie wzrok Alexandra. Rozejrzała się wokół i rzeczywiście z drugiego końca sali uśmiechał się do niej i zaraz, choć był zaangażowany w rozmowę z jakimiś panami, pospieszył jej na spotkanie. Nie z obowiązku, lecz dlatego, że tęsknił do niej i dobrze się czuł w jej towarzystwie. Podkreślał to zresztą często.

Na jednym z tych balów zdarzyło się, że ktoś nagle zawołał radośnie: Alexander! Odwrócili się i Cecylię zaskoczyła reakcja męża. Twarz mu zbladła, a ręka spoczywająca na oparciu krzesła zacisnęła się tak mocno, że końce palców zbielały.

Zobaczyli przed sobą młodą parę i to właśnie mężczyzna wołał, a teraz zbliżał się do nich rozpromieniony.

– Alexandrze, cóż za spotkanie, nie widziałem cię od tylu lat! Czy to twoja żona? A to moja. Naprawdę, umiemy wybierać najpiękniejsze!

Cecylia zauważyła, że Alexander przez dłuższą chwilę nie wiedział co zrobić. W końcu jednak zapanował nad sytuacją.

– Cecylio, to jest Germund, o którym ci tyle opowiadałem. Twój najlepszy przyjaciel z czasów młodości. Germundzie, to jest Cecylia, moja żona, jak słusznie się domyśliłeś.

– A to jest Thyra, moja małżonka. Pani Cecylio, proszę mi wierzyć, że bardzo mi brakowało Alexandra! Byliśmy naprawdę nierozłączni. Dopóki on po prostu nie zniknął, nie przeniósł się do innego regimentu. Bardzo mnie to wtedy zabolało, Alexandrze. Strasznie za tobą tęskniłem!

Alexander uśmiechał się zażenowany.

– Szybko zacząłem tego żałować, Germundzie, ale było za późno.

Usiedli wszyscy w jakimś cichym kącie i długo rozmawiali. Cecylia uznała, że Germund jest niezwykle sympatyczny, a jego żona bardzo miła, choć trochę zanadto konwencjonalna, by przypaść do gustu komuś z Ludzi Lodu. Germund był niewielkiego wzrostu, krępy, szybki w replikach, bardzo zadowolony i pełen życia. Może niezbyt urodziwy, lecz czarujący. Alexander bardzo się ożywił i potworne napięcie, jakie nim owładnęło na widok starego przyjaciela, wkrótce zniknęło.

Po tym wieczorze jednak w jego wzroku pojawił się jakiś niepokój. Sprawiał wrażenie udręczonego, był roztargniony i zdarzało się, że na pytania Cecylii odpowiadał gniewnie.

W końcu zdobyła się na odwagę.

– O co chodzi, Alexandrze? – zapytała w czasie późnego obiadu. – Czy myślisz o ostatnim balu?

Alexander przymknął oczy, rozdrażniony, jakby chciał jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała do nie swoich spraw, ale nie pozwolił sobie na to.

– Może – odparł zdławionym głosem i skupił się na krojeniu mięsa.

– To o niego chodzi, prawda?

– O niego – bąknął.

– Czy chciałbyś go znowu spotkać?

– Cecylio, już ci przecież powiedziałem: ja nie pożądam nikogo dla samego tylko pożądania. Ale to spotkanie otworzyło stare rany! Widziałaś, że on jest szczęśliwy w małżeństwie, zresztą nigdy nie miał najmniejszego pojęcia o mojej słabości.

– Czy moglibyśmy ich tutaj zaprosić?

– Po co? Ja nie byłbym w stanie jeszcze raz przejść przez tę udrękę. I narażać ciebie na takie upokorzenie. Nie, nie chcę tego robić.

– On był twoją jedyną prawdziwą miłością, czyż nie?

– Życzyłbym sobie czasem, żebyś nie była taka spostrzegawcza – powiedział prawie ze złością. – Ale masz rację.

– Czy nadal czujesz do niego… słabość?

Wydął górną wargę w charakterystycznym dla siebie grymasie.

– Nie mam pojęcia. I właśnie dlatego najchętniej uniknąłbym kontaktów z nim. Nie chciałbym odkryć, że nadal pragnę… być blisko niego.

– Więc nie odczuwałeś niczego takiego, gdy go wtedy spotkaliśmy?

– Nie. Tylko ból z powodu tego, co kiedyś miało miejsce.

– Ale teraz jesteś taki roztargniony.

– Czy to dziwne? Boję się, jestem śmiertelnie przerażony!

Cecylia nie powiedziała nie więcej. Po prostu nie wiedziała, jakie jest wyjście z takiej sytuacji.

Tego wieczora jednak kładła się do łóżka z bolesnym uciskiem w gardle. Leżała długo wpatrując się w sufit, ale nie mogła uporządkować myśli.

Od czasu do czasu ogarniało ją pragnienie, by mieć nieco mniej skomplikowanego męża.

Ursula obserwowała ich bacznie. Wiedziała bardzo dobrze, że mają oddzielne sypialnie. Alexander dbał jednak o to, by zostawiać w pokoju Cecylii jakieś swoje osobiste rzeczy, ona zaś sypiała raz po jednej stronie łoża, raz po drugiej, by sprawiać wrażenie, że mąż odwiedza ją w nocy. I atmosfera między nimi zawsze była poufała, pełna oddania. Ursula nie znajdowała niczego, co mogłoby potwierdzić jej podejrzenia.

Większość królewskich dzieci przeprowadziła się z powrotem do Dalom Kloster, do babki, Ellen Marsvin. Mała Elisabeth Augusta nie była jednak całkiem zdrowa i została we Frederiksborg, a ponieważ Cecylia mieszkała w pobliżu, to ona opiekowała się dziewczynką i uczyła ją.

Pewnego ranka, pod koniec marca, Ursula zeszła na dół i zastała Cecylię siedzącą przy śniadaniu, bladą i zmęczoną, z obrzydzeniem spoglądającą na jedzenie.

– Czy nie miałaś już dawno temu odjechać do Frederiksborg?

– Posłałam gońca z wiadomością, że dzisiaj nie mogę przyjechać.

– Jesteś chora? – zapytała Ursula, która na tyle już zaakceptowała swoją bratową, że zwracała się do niej po imieniu.

Cecylia zawsze umiała trochę kłamać, kiedy istniała taka potrzeba. Pod tym względem była prawdziwą Sol.

– Alexander uważa, że spodziewam się dziecka, ale ja sama nie mam odwagi w to uwierzyć.

Ursula stanęła jak wryta.

– Nonsens! – krzyknęła w końcu. – Ty nie możesz być w ciąży!

Cecylia nie była w stanie odpowiedzieć. Naprawdę czuła się źle.

– A kto w takim razie jest ojcem tego dziecka? – Ursula cięła jak nożem.

Na te słowa Cecylia wstała. Świadomie szła niepewnym krokiem, lecz głos miała stanowczy. Teraz musiała się zdobyć na duże kłamstwo, ale to także potrafiła, gdy było trzeba.

– To niewiarygodne oszczerstwo! Przede wszystkim wobec Alexandra.

Hrabina Horn zrozumiała, że posunęła się za daleko. Musiała spuścić oczy pod wściekłym spojrzeniem Cecylii, po czym pospiesznie wyszła z jadalni, lecz jej wyprostowane plecy świadczyły, że nie zamierza dać za wygraną.

I wreszcie, w kwietniu, przyszedł rozkaz. Wszystkie wojska zaciężne oraz nieliczne oddziały duńskie mają się stawić w Holsztynie.

Alexander nie miał wiele czasu, by się pożegnać z naprawdę głęboko wstrząśniętą Cecylią. Eskorta niecierpliwiła się przed bramą zamku, gdy oni biegali po pokojach i w największym pośpiechu próbowali zgromadzić wszystko, co powinien ze sobą zabrać.

W końcu dosiadł konia. Cecylia nerwowo przełykała ślinę i ukradkiem wycierała zdradzieckie łzy.

– Chyba lepiej, że tak się to odbywa – powiedział do niej serdecznie.

– Nie, Alexandrze, nie! – zawołała.

– No dobrze, już dobrze. Napiszę, jak tylko będę mógł. – Uśmiechnął się smutno. – Daj nam ślicznego małego dzidziusia, Cecylio!

I odjechał.

Cecylia wciąż stała i patrzyła w ślad za oddalającym się oddziałem. W piersi czuła bolesną pustkę.

Загрузка...