ROZDZIAŁ III

Alexander, zawsze taki powściągliwy, jeśli chodziło o osobiste sprawy… teraz oświadczał, że jego dotychczasowe życie było piekłem.

Cecylia skinęła głową.

– To mogę zrozumieć, ale jest wiele rzeczy, których nie pojmuję.

– Ja także nie.

– Czy zawsze byłeś taki?

Na jego twarzy pojawił się grymas.

– Nie wiem. Tak naprawdę to wcale nie jestem pewien. Dlaczego pytasz?

– Bo Tarjei mówił mi potem sporo na ten temat. O tym, że jeśli się człowiek z tym urodził, to już się nigdy nie zmieni. Ci jednak, którzy stali się… (była zła, że musi użyć tego słowa i przeprosiła za to)… perwersyjni pod wpływem okoliczności zewnętrznych, mają szansę na zmianę swojego charakteru.

– Nie bardzo w to wierzę. Gdyby sprawa była taka prosta, wielu by odniosło zwycięstwo. Na pewno dużo z tego, co on mówi, jest prawdą, ale to problem znacznie bardziej skomplikowany. Znam kilku mężczyzn, którzy mogą utrzymywać stosunki i z kobietami, i z mężczyznami. Jeden z nich jest żonaty i ma dzieci, a jego sekretna skłonność jest całkowitą tajemnicą, i dla żony i dla innych na dworze.

Cecylia była, rzecz jasna, bardzo ciekawa, ale nie odważyła się zapytać, o kogo to chodzi. Znała wszystkich na dworze bardzo dobrze…

– Ja nie potrafię kochać kobiet. Żadnych!

– Próbowałeś?

Alexander milczał.

– Opowiedz – poprosiła łagodnie, jakby chciała mu okazać cierpliwość i wyrozumienie.

Gdy wciąż nie odpowiadał, zapytała:

– Czy czujesz niechęć do samego siebie? Bo to by nie było dobrze.

– Nie, to nie tak – odparł szczerze: – Dla mnie uczucie do mężczyzn jest czymś naturalnym. To reakcja innych sprawia, że odczuwam wstyd.

– Rozumiem. Czy mogę mówić otwarcie?

– Proszę.

– Czy ty ich pożądasz? Mężczyzn, których spotykasz?

– Nie, Cecylio, to błędne rozumowanie. Pomyśl, co ty czujesz, kiedy jesteś zakochana? Czy od razu pragniesz tego mężczyzny?

– Nie. Najpierw jest to sympatia, uczucie jakiejś więzi.

Potwierdził skinieniem głowy.

– Dokładnie tak. Coś serdecznego pomiędzy mną a innym mężczyzną może narastać powoli. I ostrożnie, nieskończenie ostrożnie, poprzez długi okres przyjaźni i koleżeństwa, pojawia się pragnienie, by… żyć razem.

– Ależ to dokładnie tak samo, jak między kobietą i mężczyzną! – wykrzyknęła.

– Oczywiście! To jest właśnie to, czego ludzie nie chcą zrozumieć. Miłość, serdeczność. Intuicyjne porozumienie dwojga ludzi.

– Kiedy… odkryłeś, że jesteś taki?

Czuła się trochę nieswojo, nazywając go „takim”, ale nie znajdowała innego określenia. Cecylia zadała to pytanie z niewielką nadzieją, że Tarjei może jednak miał rację i że Alexandra ukształtowały jakieś zewnętrzne okoliczności, z którymi zetknął się we wczesnym okresie swojego życia.

To raczej płonna nadzieja świadczyła tylko o tym, że Cecylia wciąż nie porzuciła daremnych marzeń w związku z tym małżeństwem.

Minęło trochę czasu, nim odpowiedział.

– Jeśli chodzi o dzieciństwo, to nic takiego nie mogę sobie przypomnieć – zaczął niechętnie. Usiadł wygodniej, opierając się plecami o wysoki stos poduszek. – Żebym się nie wiem jak starał, niczego szczególnego sobie nie przypominam. Mieszkaliśmy tutaj, miałem liczne rodzeństwo, ale wszyscy zmarli w wyniku zarazy w 1601 roku, została tylko siostra Ursula i ja.

– Nie byłeś chyba wtedy bardzo duży, prawda?

Uśmiechnął się.

– Nie, miałem sześć lat.

A więc wreszcie się dowiedziała! To znaczy, że teraz Alexander ma trzydzieści jeden lat.

– Biedni twoi rodzice – szepnęła. – Stracić prawie wszystkie dzieci…

– Tak. Stracili dziesięcioro dzieci jednocześnie. Po tym wszystkim matka odnosiła się do Ursuli i do mnie z histeryczną troskliwością, zwłaszcza do mnie, bo byłem jedynym, który mógł przekazać rodowe nazwisko następnemu pokoleniu. Nie wolno nam było nigdzie chodzić, nic robić. Wszystko było niebezpieczne!

Cecylia próbowała właśnie w tym szukać wytłumaczenia dla jego skłonności, lecz nie mogła uwierzyć, żeby to naprawdę mógł być powód. Wielu chłopcom rodzice okazują nadopiekuńczość, a mimo to wyrastają na normalnych mężczyzn.

– A twój ojciec?

Alexander zmarszczył brwi.

– Pamiętam go jak przez mgłę. Wysoki, przysadzisty mężczyzna, który… Nie, nie wiem. Matka płakała często, póki on żył. Przypominam sobie, że miał w swoim pokoju wiele obrazów. Nie lubiłem tam chodzić.

– A co to były za obrazy?

Alexander skrzywił się i wzruszył ramionami. Albo nie pamiętał, albo nie chciał odpowiedzieć.

– Czy on także wcześnie zmarł?

– Tak. W rok po śmierci mojego rodzeństwa.

– A potem?

– Ech, potem właściwie nie działo się nic. Dopóki nie doszedłem do wieku młodzieńczego.

– Interesowali cię wtedy chłopcy, czy dziewczęta?

– Właśnie tego nie mogę sobie przypomnieć. Matka chciała, bym został oficerem. W naszym środowisku to normalne. A tam, wśród żołnierzy, słyszałem, jak moi koledzy opowiadają o dziewczętach i miłosnych przygodach. Słuchałem i myślałem sobie, że z pewnością nadejdzie taki czas, kiedy i ja zacznę zbierać doświadczenia. – Alexander z trudem przełknął ślinę. – Nie wiem, czy będę w stanie opowiadać dalej.

– Proszę cię, spróbuj – poprosiła Cecylia półgłosem. – Bardzo bym chciała wiedzieć możliwie jak najwięcej o mężczyźnie, którego poślubiłam. Bo chciałabym zrozumieć…

Skinął głową. W blasku świec, teraz już prawie całkiem wypalonych, widać było jego pobladłą twarz. Cecylia wyciągnęła rękę i zdusiła tlący się jeszcze płomyk najbliższej świecy. Alexander uczynił to samo z pozostałymi. Pokój pogrążył się w nieprzeniknionym mroku. Zdawało się, że to właśnie odpowiada Alexandrowi najbardziej.

– Był tam pewien młody człowiek – zaczął wyraźnie spięty. – Jeden z moich towarzyszy. Polubiliśmy się bardzo od pierwszej chwili i trzymaliśmy się razem bez względu na okoliczności. On jednak często spotykał się z dziewczętami i zawsze nalegał, bym mu towarzyszył. To, że się wzbraniałem, uznał za moją nieśmiałość wobec kobiet. Ja natomiast nie odczuwałem żadnej potrzeby spotykania się z nimi, rozumiesz mnie, Cecylio. Nic mnie nie obchodziło to, jak wyglądają ani jakie są. Coraz częściej natomiast łapałem się na tym, że pragnę dotykać mojego przyjaciela, bawić się lokami na jego karku. Chciałem dawać mu widoczne dowody sympatii, na przykład obejmować go, kiedy coś mnie radowało, albo pocieszać, kiedy był smutny. Wciąż jeszcze niczego nie pojmowałem. Kiedyś on podstępem zaciągnął mnie na spotkanie z dwoma dziewczętami i tak wszystko urządził, że znalazłem się sam na sam z jedną z nich na ogrodowej ławce. Była bardzo ładna i pociągająca pod każdym względem, ale ja ze strachu byłem jak sparaliżowany. Nie wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje, i okazywałem jej swoje zainteresowanie jak umiałem, ograniczając się, rzecz jasna, wyłącznie do eleganckich słów.

– Mniej więcej tak samo jak podczas pierwszego spotkania ze mną – powiedziała Cecylia. – Byłeś niezwykle uprzejmy, ale z dużą rezerwą.

W jego głosie dało się słyszeć rozbawienie, gdy powiedział:

– Prawdopodobnie. Z tą różnicą, że kiedy rozmawiałem z tobą, nie byłem przerażony. Tamtej dziewczynie najwyraźniej się jednak podobałem, bo przysunęła się do mnie i położyła mi rękę na kolanie. Z prostotą i poufałością. To wzbudziło we mnie tak wielką niechęć, że nie byłem w stanie usiedzieć spokojnie, musiałem udać ból głowy i jak najszybciej się pożegnać. Biegiem wróciłem na kwaterę.

Cecylia dotknęła dłoni Alexandra, mokrej ad potu. Te zwierzenia musiały go wiele kosztować! Poczuła wzruszenie i wdzięczność.

I w tym momencie pomyślała, że nigdy nie zapomni tej nocy. Ciemności, która ich otaczała niczym ochronna peleryna, tego niezwykłego nastroju, zaufania…

Nic na to nie mogła poradzić – ogarnęła ją fala trudnej do zniesienia tęsknoty. Zrobiło się jej smutno, tak ogromnie smutno, że wszystko jest takie, jakie jest.

Nie chciała dokładniej zgłębiać tych pragnień, które żywiła, nie chciała się tym pragnieniom poddawać.

Alexander umilkł na chwilę, jakby zbierał siły do dalszych zwierzeń.

I wtedy zacząłem się poważnie nad sobą zastanawiać – powiedział. – Bo damskie przygody przyjaciela dręczyły mnie od dawna. Stwierdziłem, ku swemu najwyższemu zdumieniu, że jestem zazdrosny! Aż pewnego wieczoru na kwaterze, kiedy siedzieliśmy w licznej grupie, graliśmy w karty, piliśmy wino, żartowaliśmy i w ogóle było nam wesoło, niechcący w rozbawieniu położyłem rękę na ramieniu mego przyjaciela. Wtedy ogarnęło mnie przemożne pragnienie, by go do siebie przytulić. Odsunąłem się natychmiast, lecz podczas gry w karty wciąż odczuwałem jego bliskość. Spoglądałem na niego ukradkiem i ogarniała mnie coraz większa rozpacz, stwierdziłem bowiem, że jest on niewiarygodnie pociągający. Myśl o nim przepełniała mnie radosnym podnieceniem i nagle pojąłem, że go pożądam. Wymówiłem się czekającą mnie pracą i opuściłem towarzystwo. Wyszedłem na mróz, powlokłem się na wybrzeże, siadłem tam na jakimś oszronionym słupku i pragnąłem śmierci, Cecylio! Moje serce przepełniała miłość do tego młodego człowieka. Czy możesz zrozumieć, jak ja się wtedy czułem? Słyszałem oczywiście jakieś wzmianki o tym, że zdarzają się tego typu zboczenia, sądziłem jednak, że to tylko takie gadanie, jakieś wulgarne żarty! I oto okazałem się jednym z mężczyzn, o których moi koledzy opowiadali obrzydliwe i wieloznaczne historie. Szalałem, płakałem i przeklinałem samego siebie, napawało mnie to wstrętem, gryzłem palce aż do krwi i błagałem Boga o pomoc, bym mógł znowu być normalny, lecz tęsknota da tamtego chłopca nie opuszczała mnie. Ani tamtego dnia, ani przez wszystkie następne, dopóki nie poprosiłem o przeniesienie i prośba moja nie została spełniona. Jego bowiem interesowały wyłącznie kobiety, we mnie widział towarzysza i nic więcej, a ja wolałbym raczej umrzeć, niż wyjawić swoje uczucia.

Serce Cecylii ścisnął ból wywołany współczuciem i żalem nad jego losem. Pojęła teraz, jak niewiele wie o ludziach i ich życiu.

– No, a potem? – zapytała cicho.

– Najpierw robiłem wszystko, by stłumić w sobie te skłonności. Trudno zliczyć godziny, które spędziłem na modlitwie, w domu, w swoim pokoju, albo w kościele. Mimo to jeszcze przez wiele lat kochałem tego człowieka, choć nigdy więcej go nie spotkałem. W końcu zrezygnowałem. Spróbowałem zaakceptować to, że jestem inny. Z czasem uspokajałem się coraz bardziej, lecz Bóg mi świadkiem, nigdy nie odważyłem się choćby jednym gestem dać poznać, jak to ze mną jest.

Cecylia, poruszona, przejęta i niecierpliwa usiadła na łóżku.

– Ale jak zdołałeś wytrwać w… celibacie?

Alexander wzruszył ramionami.

Skoro mnisi mogą, to mogłem i ja, tak w każdym razie rozumowałem. Dopóki nie spotkałem Hansa…

Cecylia czekała.

On zaś długo się wahał, jakby to było coś, do czego powraca się z trudem i wyłącznie z konieczności.

– To Hans wykazał inicjatywę. Był młodzieńcem doświadczonym. Odczuwał do mnie sympatię. Sposób, w jaki na mnie patrzył, przeciągle, w zamyśleniu, przyzwalająco… Wprost nie wierzyłem własnym oczom! Miał niezwykle pociągającą powierzchowność, zresztą widziałaś go. Pogrążałem się bez reszty, przywracał mi nadzieję, był ze wszech miar sympatyczny. Zarazem jednak z całych sił zwalczałem w sobie tę skłonność.

Alexandrowi trudno było zacząć, lecz teraz słowa wprost go dławiły, zdania płynęły, nie zawsze ze sobą powiązane. Jakby chciał po prostu wyrzucić to naraz z siebie, wszystko jedno w jakiej kolejności.

– Że też twoje nerwy to wytrzymały – powiedziała Cecylia.

– Wielokrotnie byłem bliski załamania – przyznał. – Wiem, że zachowywałem się w tym czasie dziwnie. Przemierzałem zamkowe korytarze w nadziei, że on gdzieś mi chociaż mignie, trzymałem się natomiast daleko od miejsc, gdzie na pewno mógłbym go spotkać, rozmawiałem dużo z kobietami, żeby udowodnić Bóg wie komu… Och, Cecylio, tak okropnie się bałem! Byłem jak sparaliżowany ze strachu. Aż pewnego dnia Hans zapytał mnie, czy nie zechciałbym odwiedzić wraz z nim jego przyjaciół. Z wahaniem przystałem na tę propozycję.

Teraz Cecylia pragnęła, by światła były zapalone. Chciała zobaczyć jego oczy i chciała, by on mógł dostrzec sympatię w jej wzroku. Czuła, że jej potrzebuje, ujęła więc jego rękę i uścisnęła pospiesznie, po czym odsunęła się na bok. Zbytniej poufałości atmosfery chyba by mimo wszystko nie chciał, pomyślała. Alexander znowu na chwilę zamilkł, po czym podjął opowiadanie:

– Hans się domyślał! Przejrzał mnie, choć nie wiem, jakim sposobem. Może mój przerażony wzrok, poszukujący jego spojrzenia, był zbyt wymowny. Tak więc poznałem jego przyjaciół! Byli tacy jak ja, Cecylio, i było ich wielu! Zaniemówiłabyś, gdybym ci wymienił nazwiska. Z początku czułem się okropnie skrępowany, oni jednak odnosili się do mnie życzliwie, opowiadali o swoim życiu, zdumiewająco podobnym do mojego. Lecz najważniejsze było, że nauczyli mnie uznać w końcu to, co niepojęte. Nie odczuwać nigdy wstydu, ale też nigdy nie odsłaniać się wobec innych ani nie wydać nikogo z nich, moich współbraci. Uświadomili mi, że najtrudniej jest się pogodzić z osądem środowiska. Sami byli bardzo szczęśliwi, że zdołali pokonać własną rozpacz.

Mocno zacisnął spoczywające na kolanach pięści.

– Tego wieczora Hans przyszedł do mojego mieszkania – powiedział spokojnie. – I więcej nie potrzebuję ci mówić.

– Nie musisz – przyznała Cecylia ze łzami w oczach głosem, który zdradzał jej uczucia. – Więc to z Hansem było w istocie twoim jedynym prawdziwym… związkiem?

– Tak. Przez dwa lata wszystko układało się dobrze. W końcu, jak wiesz, zostaliśmy ujawnieni. Był taki nieostrożny, jakby mój niepokój sprawiał mu przyjemność. Być może uważał, że nie można go zranić, albo że jest nieśmiertelny czy coś w tym rodzaju, nie wiem. A teraz mnie opuścił. Jego nowy przyjaciel to przybysz, od niedawna w mieście, dlatego nie miał żadnych skrupułów, by donieść na mnie jako na byłego przyjaciela Hansa. Wiesz, gdy sam padał, chciał pociągnąć za sobą także innych…

Cecylia skinęła twierdząco:

– Chyba większość ludzi ma takie skłonności.

– Tak. jeszcze dziś i będę musiał pojechać do Kopenhagi z powodu sprawy w sądzie.

Dzisiaj? Tak, przecież zbliża się świt. Jej noc poślubna dobiegła końca.

– Pojadę z tobą.

– Lepiej nie, Cecylio. To będzie dosyć… nieprzyjemne, ta cała sprawa.

– Ale ja mogę wesprzeć twoje zeznania. Sam mówisz, że nie popełnisz krzywoprzysięstwa. Ja nie jestem aż taka szlachetna. Ludzie Lodu zawsze mieli własną formę religijności, która jest bardziej rzeczowa, bliższa życiu niż te wymuszone przez chrześcijaństwo. Ale czy myślisz, że jakaś sprawa sądowa w ogóle będzie konieczna? Czy to małżeństwo nie jest wystarczającym dowodem?

– Może jest. W każdym razie powinno być ważnym argumentem. Nie przypuszczam, by ludzie powszechnie wiedzieli, że są tacy, którzy mogą utrzymywać stosunki z przedstawicielami obu płci. Jeśli wiedzą, to formalne małżeństwo niewiele mi pomoże. W przeciwnym razie…

Nagle zerwał się.

– O Boże! Zapomnieliśmy o ważnej sprawie! Przecież twoją cześć też trzeba ratować, najdroższa przyjaciółko!

Cecylia przyglądała mu się, gdy zapalał świecę, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Dziwnie się poczuła, widząc go znowu – przez dłuższy czas byli tylko głosami w mroku. Teraz wydawało jej się czymś niepojętym, że ten silny, zdecydowany, obcy mężczyzna wyznał jej takie zdumiewające szczegóły o swoim życiu. Tak, bo przecież mimo wszystko Alexander Paladin był dla niej obcym człowiekiem. Przeniknął ją dreszcz.

Z tym oto człowiekiem będę dzielić całe moje życie, pomyślała.

Nie mogła pozwolić, by uświadomienie sobie tego sprawiło jej przykrość.

Na tacy z owocami Alexander znalazł ostry nóż. Naciął nim sobie lekko opuszek palca i wycisnął krew. W świetle świec sprawiała wrażenie prawie czarnej.

– Przesuń się – nakazał.

Posłuchała bez protestu, niczego nie pojmując. Alexander strząsnął kilka kropel krwi na prześcieradło, mniej więcej pośrodku łoża.

– No! – odetchnął zadowolony. – Rano rozejdą się pogłoski, że małżeństwo Alexandra Paladina z panną Cecylią zostało dopełnione.

Cecylia odetchnęła także.

– Dzięki, Alexandrze! To bardzo miło z twojej strony. Dzięki za troskliwość.

– To może pomóc nam obojgu – uśmiechnął się przyjaźnie.

Cecylia zaczęła się śmiać.

– Sądzę, że bywają nudniejsze noce poślubne!

On także roześmiał się serdecznie.

– Przypuszczam, że bardziej dręczące także! Dziękuję ci za życzliwość, droga Cecylio, i za twoje zrozumienie!

– Czy rozmowa ze mną pomogła ci trochę? Chodzi mi o to, czy odczułeś ulgę?

– Och, jeszcze jak! Wszystko wydaje mi się teraz jakieś dużo czystsze.

– Ja też mam takie uczucie. Rozumiem teraz dużo więcej. Alexandrze, przed chwilą przelękłam się, że wcale cię nie znam. Że wyszłam za mąż za obcego człowieka i że będziemy musieli żyć w bardzo niekonwencjonalnym związku. Ale przecież to sama odnosi się także do ciebie. Czy ta myśl nie przeraża cię trochę?

Alexander nie zgasił jeszcze świecy i patrzył teraz na nią w zamyśleniu.

– Wczoraj, przez chwilę, miałem podobne wątpliwości. Uspokoiłem się jednak, bo właśnie takie małżeństwo jak nasze może dawać nam więcej swobody niż inne, bardziej tradycyjne. Nasze oparte jest na wzajemnym zrozumieniu i szacunku, prawda? Unikniemy tej uczuciowej szamotaniny, która niewątpliwie musi się pojawiać w bardziej intymnym współżyciu, jak zazdrość, lęk, że przestanie się być kochanym, czy też takiej uczuciowej bliskości, która pozbawia człowieka własnego ja. Bo chyba wiesz, Cecylio, że każdy człowiek ma prawo zachować jakiś mały kącik w duszy, miejsce, do którego nikt inny nie ma dostępu. Tego właśnie bardzo wielu małżeństwom brak. Chce się posiadać swojego partnera bez reszty, nie toleruje żadnych jego zainteresowań, nawet najbardziej niewinnych.

Cecylia skinęła głową.

– Myślę, że nasze małżeństwo, Alexandrze, może być bardzo wartościowe. Dzięki ci za te słowa. Czuję się teraz dużo spokojniejsza. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Ja się tak okropnie boję, by nie stać się dla ciebie zawadą.

On uśmiechnął się serdecznie. Zawsze, gdy się uśmiechał, jego wzrok nabierał jakiegoś szczególnego ciepła.

– Nigdy nawet o niczym takim nie myśl. Chciałem ci jednak powiedzieć, że to samo dotyczy mnie. Za nic nie chciałbym być ci w niczym przeszkodą.

– Wiesz, że nie jesteś – odparła szczerze. – Och, jaka się zrobiłam zmęczona, właśnie teraz.

– To zrozumiałe. Dzień był męczący! Spróbujmy może przespać się trochę.

Ułożyli się, każde na swojej połowie łoża, w odpowiedniej od siebie odległości. Cecylia zasnęła natychmiast, Alexander, który czuł się teraz wyzwolony i uspokojony, wkrótce potem także zapadł w głęboki sen.

Gdy rano zjawiła się procesja, mająca stwierdzić, że wszystko odbyło się tak jak trzeba, leżeli oboje już znacznie bliżej siebie. We śnie odnaleźli też nawzajem swoje ręce.

Procesja była niezbędna, Alexander pochodził bowiem z książęcego rodu, a w takich wypadkach obyczaj nakazywał, by delegacja znakomitych mężów i dam królestwa potwierdziła spełnienie małżeństwa. Dawnymi czasy było znacznie gorzej, bowiem szlachetni panowie i panie spędzali całą noc poślubną w pokoju młodej pary. W końcu jednak, w wyniku powszechnej presji, wymagania ograniczono.

Dwoje „przestępców”, Cecylia i Alexander, przyjęło to z wdzięcznością.

Procesja weszła cichutko, na palcach, i otoczyła kołem ogromne łoże. Nie padło ani jedno słowo, by nie przeszkadzać najwyraźniej bardzo utrudzonym nowożeńcom.

Szlachetni panowie i panie kiwali głowami. Wszystko wyglądało wspaniale. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że świece wypaliły się prawie do końca.

Загрузка...