ROZDZIAŁ XIII

Od Alexandra ani znaku życia…

Cecylia dostała natomiast list z domu. Od matki. List był długi, Liv odczuwała potrzebę opisania wszystkiego.

Grastensholm w kwietniu A. D. 1627.

Najdroższa Cecylio!

Tyle się u nas ostatnio wydarzyło, muszę ci to opisać! Brand, najmłodszy syn Arego, postąpił naprawdę źle. Sprowadził na złą drogę córkę bogatego gospodarza, Niklasa Niklassona z Hogtun. Pomyśl, Brand, który ledwie skończył osiemnaście lat! Meta ze wstydu zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim rozmawiać. Zaliczana jest przecież do najpierwszych gospodyń w okolicy, a tu jej własny syn ściąga na rodzinę taką hańbę. Are przyjął to znacznie spokojniej. Nastawił piwo i pędzi gorzałkę na wesele, które ma się odbyć w dzień Valborgi, bo czas nagli, jak sama [Dzień Valborgi – 1 maja. Noc Valborgi w tradycji skandynawskiej odpowiednik nocy Walpurgi, z 30 kwietnia na i maja, kiedy czarownice zbierają się na sabat na górze Blocksberg. (przyp. tłum.)] rozumiesz. Musicie przyjechać na wesele, Tarjei jest w domu, tak że spotkacie i jego. Dla Arego i Mety to wielka pociecha mieć go przy sobie. Jego obecność wnosi tyle spokoju i poczucia bezpieczeństwa, nie uważasz? I Niech Bogu będą dzięki, że Twój mąż jest już zdrowy po tym nieszczęściu! Naprawdę nieodgadnione są wyroki Pana. On nigdy jeszcze u nas nie był. Mam na myśli Twojego męża, oczywiście.

Cecylia gniotła w dłoni chusteczkę do nosa. Żeby Alexander przyjechał? Ale przecież ona nie wie nawet, gdzie on się podziewa!

Wróciła do listu: Naprawdę nie wiem, jak do tego doszło, bo Brand nigdy nie tracił czasu na oglądanie się za dziewczynami, myślę jednak, że to Jesper, syn naszego stajennego, wciągnął go w rozpustę. Ten chłopak ugania się za dziewczynami przez okrągły rok. Poszli pewnie na kawalerkę do Hogtun i Brand, taki nieprzyzwyczajony do dziewczyn, stracił panowanie nad sobą.

Nie wiem, czy ci młodzi naprawdę są sobą zajęci, takie to wszystko dziwne i ojciec panny się złościł! Ale jego żona jest bardzo zadowolona. Córka mogła trafić gorzej, Lipowa Aleja to nie jest złe gospodarstwo. Tylko że dziewczyna jest taka młoda, dopiero siedemnaście lat! Matylda ma na imię. Spotkałaś ją na pewno przed laty.

Jutro jadę do Oslo, żeby kupić materiał na ślubny prezent, który zamierzam im uszyć. Nie, uf, Oslo nazywa się teraz Christiania, i to od trzech lat, ale ja się chyba nigdy tego nie nauczę. Słyszałam zresztą w związku z tym pewną anegdotę o naszym drogim ojcu narodu, królu Christianie IV, którego Ty pewnie widujesz od czasu do czasu. Także trzy lata temu, jak wiesz, król miał założyć Kongsberg, miasto w pobliżu kopalń srebra. Ale był wtedy taki pijany, że gdy miał wskazać, w którym miejscu powinny być wzniesione miejskie budynki, pokazał w odwrotnym kierunku. Tak więc Kongrberg, zamiast leżeć w okolicy zwanej Saggraenden, położone jest w Numedulslagen. Nie wiem, czy to prawdziwa historia, ale na pewno jest zabawna. Dobrze, że mama Silje tego nie słyszy, bo ona zawsze była wielbicielką rodziny królewskiej. Och, jak mi ich brak, mamy i ojca! Nawet nie wiesz, jak to trudno być najstarszym i najbardziej szacownym pokoleniem rodziny. Ja wcale nie uważam, że jestem już stara, jakoś trudno mi w to uwierzyć. A przecież mam już dwóch wspaniałych wnuków, Kolgrima i Mattiasa.

Och, wybacz, nie powinnam pisać o wnukach Tobie, która nie tak dawno straciłaś upragnione dziecko. Ale co z Tobą…? Nie, nie chciałabym być niedyskretna, ale to już dwa lata minęły, kochanie, więc rozumiesz, że matka zaczyna z niecierpliwością oczekiwać, kiedy znowu zostanie babką. Wybacz mi, Cecylio, jeżeli mieszam się do spraw, które sprawiają Ci przykrość!”

Kochana, taktowna mama! Przez dwa lata nie odezwała się ani słowem! A przecież nie wie nic o tym…

Wczoraj rozmawiałam z Arem. Bardzo go martwi Tarjei. Chłopiec musiał na wojnie przeżyć straszne rzeczy. Zdarza się, że miewa koszmarne sny. Zrywa się z krzykiem, wygląda na to, że śni mu się, iż po zmarłego Tronda przychodzi Pożeracz Trupów. W każdym razie coś takiego, nie bardzo to rozumiem, z tego, co mówi Are, wynika, jakby Tarjei myślał, że Pożeraczem Trupów jest Trond. Jakie to tragiczne! Biedni chłopcy, którzy musieli oglądać śmierć i gwałt w tak młodym wieku!

Twój ojciec bardzo polubił Alexandra. I ja także. Cieszymy się bardzo, że niedługo będziemy mogli zobaczyć Was z Grastensholm. Więc obiecaj mi, Cecylio, że przyjedziecie. Oboje!

Twoja oddana Ci matka”

Cecylię ogarnęła dojmująca tęsknota za domem. Wszystko teraz wydawało jej się takie beznadziejne.

Alexander nie wracał. Cecylia leżała po nocach nie śpiąc, miotała się między tęsknotą, niepokojem, złością a uczuciem zawodu, że nawet jej nie powiedział, co zamierza zrobić.

W końcu jednak dostała znak życia od niego. List. Przyszedł po czternastu dniach jego nieobecności, kiedy już myślała, że niepokój staje się większy niż wstyd, i chciała zacząć rozpytywać o niego pośród przyjaciół i znajomych.

Ku jej zaskoczeniu list datowany był następnego dnia po zniknięciu Alexandra. Więc mimo wszystko chciał jej przekazać jakieś wiadomości! Tylko że na poczcie nie można było w żaden sposób polegać, list musiał po prostu gdzieś leżeć.

Rozrywała przesyłkę niecierpliwie, a zarazem chciała oddalić moment otwarcia, niespokojna, co ona zawiera.

Serce podeszło jej do gardła, gdy zaczęła czytać.

Moja najdroższa, mała dziewczynko!

Co mam Ci powiedzieć, co mam napisać, by wyrazić chaos w mojej duszy?

Przede wszystkim dzięki Ci za dzisiejszą noc! I wybacz mi moją pospieszną ucieczkę, ale ja inaczej nie mogłem.

Musisz rozumieć, że to, co się stało, jest taką samą rewolucją jak ta, którą przeżyłem, kiedy uświadomiłem sobie, że nie jestem taki jak inni.

Owszem, to Cecylia pojmowała.

Sam nie mam pojęcia, jak do tego doszło, Cecylio, naprawdę nie wiedziałem, że mógłbym spełnić akt miłosny z kobietą. I nie sądzę, żeby to kiedykolwiek było możliwe z inną kobietą poza Tobą. Bo Ty jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, tego możesz być pewna.

Gdy Cecylia przeczytała te słowa, na jej wargach pojawił się uśmiech szczęścia.

Byłem tak wstrząśnięty przeżyciem, że musiałem jakoś uporządkować myśli. Nie uważam, bym należał do tych, którzy z łatwością mogą nawiązywać kontakty raz z mężczyznami, raz z kobietami. Teraz jednak znalazłem się jakby w zawieszeniu, między niebem i ziemią, i czuję, że muszę dokonać wyboru. Rozumiesz mnie?

Dlatego postanowiłem odwiedzić wszystkich moich dawnych przyjaciół, żeby się przekonać, czy coś jeszcze do nich czuję. Hans Barth jest w więzieniu, zresztą myśl o nim wywołuje we mnie tylko obrzydzenie, więc jego mogę pominąć. Chcę jednak zobaczyć znowu mojego przyjaciela Germunda. Właśnie jego, który nic nie wiedział o moich marzeniach. Chcę też odwiedzić przyjaciela, który nawiązał ze mną kontakt na balu we Frederiksborg. I jeszcze paru innych, których z różnych powodów lubię. Uwierz mi, nie mam zamiaru wykraczać poza rozmowy i powszechnie przyjęte formy kontaktów. Chcę po prostu sprawdzić moje uczucia. Muszę wiedzieć!

Okaż mi jeszcze trochę cierpliwości, najdroższa! To taka trudna i taka delikatna sprawa. Czuję się, jakbym chodził po linie rozpiętej nad przepaścią. Nie możesz zapominać, że jeszcze tak niedawno zarzekałem się, że nigdy nie mógłbym żywić żadnych uczuć do kobiety! Nie bądź na mnie zła, Cecylio! Gdybyś zechciała poczekać w Gabrielshur, dopóki nie wrócę – być może doznawszy przedtem upokorzenia – będę ci dozgonnie wdzięczny.

Nie wiedziałem tylko, że tak cudownie jest w ramionach kobiety! Czy, ściślej biorąc: w Twoich ramionach.

Może właśnie tego nieświadomie pragnąłem, kiedy prosiłem Cię, byś pozwoliła sobie pomóc? Nie wiem, ale i na to powinienem teraz znaleźć odpowiedź.

Twój kłopotliwy, lecz oddany małżonek

Alexander.

Cecylia siedziała bez ruchu z listem na kolanach.

Więc jednak chciał się wytłumaczyć, pisząc zaraz po wyjeździe. To nie jego wina, że przez czternaście dni znosiła iście piekielne męki!

Ale czy treść listu ją uspokoiła, było wątpliwe. Więcej niż wątpliwe!

Alexander wrócił już następnego dnia. Cecylia widziała, jak zsiada z konia i jak idzie po schodach. Nad okolicą wiał porywisty wiosenny wiatr.

Mąż podszedł do niej, starając się z jej twarzy odczytać, w jakim jest nastroju.

– Witaj w domu – powiedziała ze ściśniętym gardłem.

– Dziękuję. Dostałaś mój list?

– Wczoraj.

– Wczoraj? – wykrzyknął, a ręka, którą zamierzał otworzyć drzwi przed żoną, zatrzymała się w pół drogi.

– To znaczy, że ty… że nic nie wiedziałaś?

– Nie – odparła tak spokojnie, jak tylko mogła, lecz płacz dławił ją w gardle, a lęk przed jego decyzją palił w piersi.

– O, Cecylio, moja kochana – szepnął zmartwiony. – Czy ty… szukałaś mnie?

– Zamierzałam właśnie wyruszyć w podróż, kiedy przyszedł twój list. Bardzo się niepokoiłam, jak zapewne rozumiesz. I o ciebie, i o twoje… reakcje.

Zobaczył, jak Cecylia pobladła, i wpuścił ją do środka.

– Dzień dobry, Wilhelmsen, znowu jestem w domu. Jak dżin z butelki. Proszę nam przynieść karafkę czegoś dobrego i mocnego! Proszę nakryć w małym pokoiku i zadbać, żeby nam nie przeszkadzano, dobrze?

Gdy Alexander nalał wina do kieliszków i nakłonił Cecylię, żeby trochę wypiła, usiadł wygodnie w swoim ulubionym fotelu, któremu teraz znowu odjęto kółka. Cecylia siedziała w drugim fotelu, który od dawna już wszyscy nazywali „fotelem jej wysokości”. To tutaj zwykli z Alexandrem spędzać długie zimowe wieczory, grając w szachy lub inne gry.

– Cecylio, jest mi strasznie przykro, że dręczyłem cię tak przez dwa tygodnie. Gdybym był wiedział, że nie masz o niczym pojęcia… No, ale teraz musisz się dowiedzieć wszystkiego.

Cecylia zebrała wszystkie siły.

Alexander sprawiał wrażenie, że robi to samo. Odetchnął głęboko i zaczął:

– Najpierw pojechałem do Germunda, jak ci pisałem, i spędziłem w jego i jego małżonki pięknym domu cztery dni, żeby zdobyć całkowitą pewność. Ale nie czułem nic, umarło. A jak wiesz, to było najsilniejsze uczucie w moim życiu. – Uśmiechnął się. – Wszystko, co czułem, patrząc na ich rodzinne szczęście, to była dojmująca tęsknota, żeby wrócić do domu, do ciebie.

Cecylia zdobyła się na niepewny, trochę krzywy uśmiech. Ale przecież czekało ją jeszcze tyle wyznań.

Alexander znowu wstał.

– Nie, zbyt jestem wzburzony, by siedzieć spokojnie! Mimo wszystko trwałem przy swoim postanowieniu odbycia całej planowanej podróży. Odwiedziłem trzech dawnych przyjaciół, Cecylio, i miałem wyraźne propozycje, nawet daleko posunięte. Jakaś dłoń delikatnie położona na moim ramieniu, jakieś serdeczne pogłaskanie po plecach…

Zamilkł.

– No i…? – zapytała Cecylia po chwili.

Alexander podszedł do niej, podniósł ją z fotela i objął. Był prawie o głowę od niej wyższy i nieprawdopodobnie pociągający.

– Najdroższa, czy mogę zostać z tobą? Mimo wszystko, co musiałaś z mojego powodu wycierpieć? Należę do ciebie. Tylko pamiętaj, Cecylio, że nie wiem niczego o przyszłości. Nie wierzę, żeby coś takiego było możliwe, ale przecież może się pojawić jakiś mężczyzna, który znowu wzbudzi we mnie inne uczucia.

Cecylia odpowiadała powoli:

– Ani jeden żonaty mężczyzna, zresztą kobieta także nie, niezależnie od tego, jak zostali ukształtowani, nie mogą zagwarantować, że nie zakochają się w kimś innym.

– To prawda, lecz w moim przypadku sprawy wyglądają gorzej. Byłoby to dużo trudniejsze dla ciebie, raniło głębiej.

Ona skinęła głową.

– A gdyby coś takiego się stało, to co wówczas?

– Nic. Stłumię w sobie te uczucia i zostanę z tobą, rzecz jasna.

– Tego bym nie chciała za nic. Czy myślisz, że to możliwe?

– Nie. Jestem w stu procentach pewien, że to się nie może zdarzyć.

– Jak możesz być taki pewny?

– Ponieważ przydarzyło mi się coś całkiem nowego.

– Masz na myśli to, co się stało ostatnio?

– Nie. Coś dużo silniejszego, wszechogarniającego.

– Co takiego, Alexandrze?

On długo patrzył jej w oczy, a potem przyciągnął ją czule do siebie i pocałował. Długi, namiętny pocałunek powiedział więcej niż wszelkie wyjaśnienia.

Mimo to, gdy ich usta w końcu się rozdzieliły, przygarnął ją jeszcze mocniej do siebie i szepnął, głęboko poruszony:

– Ja cię kocham, Cecylio. Właściwie kocham cię już od dawna i brakowało nam tylko fizycznej więzi. Miłości zmysłowej. I ta miłość, którą żywię dla ciebie, jest znacznie silniejsza i prawdziwsza niż wszystko, co czułem przedtem.

Cecylia uśmiechała się, a z oczu płynęły jej łzy.

– Ja chyba nie muszę mówić, co czuję do ciebie?

– Owszem, powiedz!

– Był taki krótki moment, kiedy moja miłość do ciebie prawie zgasła. Zanim zdołałam zaakceptować twoją postawę. Ale tak naprawdę kochałam cię, oczywiście, zawsze, od czasu gdy… No, w każdym razie prawie od początku.

– Najdroższa, najdroższa Cecylio! Ile zła ci wyrządziłem!

– Zawsze było mi z tobą dobrze, wiesz przecież. Wchodziłam w to małżeństwo z otwartymi oczyma. A że czasami wymagało ono ode mnie wiele siły i odwagi, to ani twoja, ani moja wina. Jest tylko jedna rzecz, której nie pojmuję – powiedziała, przytulając się do niego jeszcze bardziej.

– Co takiego?

– Nie, to zbyt trudne, żeby pytać.

– Chyba się mnie nie boisz?

– Nie, ale mnie to krępuje.

– No, proszę cię. Powinniśmy być wobec siebie szczerzy i otwarci. Myślę, że to konieczne, jeśli mamy do końca zasypać przepaść, która nas dzieliła.

– Ale to zbyt trudne! Zbyt osobiste!

– Chcę wiedzieć, Cecylio! Będę niewypowiedzianie szczęśliwy, jeśli okażesz mi zaufanie.

Ona ukryła twarz na jego ramieniu i zebrała się na odwagę.

– No dobrze. Jak ci się udało tak nagle… przyjść do mnie?

– To nie było nagle, Cecylio. Już kiedy po raz drugi byliśmy ze sobą, czułem, zdawało mi się, że byłbym w stanie to zrobić. Tylko nie mogłem w to uwierzyć. Twoje pożądanie, twoja uroda i twoje ciało doprowadziły mnie w końcu do takiego podniecenia, że przekroczyło wszelkie granice. Najdroższa, to wszystko dokonało się samo z siebie. To mnie całkowicie zaskoczyło.

Cecylia stała w milczeniu, zarumieniona.

Alexander powiedział łagodnie:

– To wszystko sprawiło, że się cofnąłem, znalazłem się znowu tam gdzie byłem, zanim nie zostałem wypaczony przez innych.

– Tak – przyznała cicho. – Zawsze wierzyłam, że jesteś właśnie taki. Wierzyłam, że od początku byłeś, że tak powiem, normalny. Myślę jednak, Alexandrze, że te trudne lata były dla mnie pożyteczne. Nauczyły mnie tolerancji. Zrozumienia dla odmienności. Zobaczyłam świat waszymi oczyma, poznałam nienawiść, głupotę i niechęć otoczenia i zrozumiałam waszą bezsilność.

– Masz rację, Cecylio. Ja jestem wyjątkiem. Niewielu jest takich, którzy mogą się zmienić. Nie wolno nam zapominać, że większość z nich na zawsze z tym pozostanie, że muszą żyć ze swoimi uczuciami. Jedynym ratunkiem dla nich jest zaakceptować siebie. W przeciwnym razie życie ich przemieni się w piekło wstydu i poczucia winy.

Cecylia skinęła głową na znak, że rozumie.

– Czy przeprowadzisz się teraz do mnie, najdroższa? Moje łóżko jest takie wielkie.

– Przeprowadzę się – przytaknęła. – Ale bardzo bym chciała zachować tę małą sypialnię jako mój pokój, bo jest taki ładny i mam tam wszystkie swoje rzeczy.

– Naturalnie! No, ale Wilhelmsen zrobi wielkie oczy!

– On? Chciałabym zobaczyć coś, co sprawi, że Wilhelmsen się zdziwi! Ale wiesz, co myślę?

– Nie.

– Myślę, że on się ucieszy.

– O tak, jestem tego pewien. Bo on bardzo cię ceni.

– Nas oboje ceni. O, Alexandrze, byłabym zapomniała! Mama pisała i prosi, żebyśmy przyjechali na ślub mojego kuzyna. Bardzo prosi nas oboje.

– Kto się żeni? Tarjei?

– Nie, jego młodszy brat, Brand.

– Spotkałem go przecież. Ale czy on nie jest jeszcze za młody?

Cecylia uśmiechnęła się trochę skrępowana.

– I u Ludzi Lodu, i u Meideinów jest chyba w zwyczaju korzystać z małżeńskich rozkoszy przed ślubem.

– A, rozumiem! – roześmiał się. – A zresztą, skoro uznano, że jest wystarczająco dorosły, by pójść na wojnę i być może zginąć, powinno mu się także pozwolić kochać. Co najwyraźniej potrafi. Kiedy wesele?

– Och, kochany, pojedziesz ze mną? Do Grastensholm i Lipowej Alei, i do wszystkich tych cudownych miejsc, które tak bym ci chciała pokazać? I nie znasz jeszcze Taralda, mojego brata, ani Irji. Ani małego Miattiasa. Tu jest list, czytaj sam!

Rozumiał norweski język Liv bez kłopotów. Ale też trzeba pamiętać, że Liv pobierała nauki u wspanialej nauczycielki, swojej ukochanej ciotki Charlotty Meiden, która później została jej teściową.

– Dzień Valborgi? – rzekł Alexander. – No, to rzeczywiście musimy się spieszyć!

Dojechali akurat na wesele i nic nie mogli na to poradzić, że Alexander był traktowany jako najważniejszy gość. Był osobą zbyt interesującą, by można go nie dostrzegać. Zresztą zajmował też najwyższą pozycję społeczną spośród wszystkich zaproszonych. Przy nim i Tarjei, i asesor, i baronowie Meidenowie musieli się usuwać w cień.

Nawet nieśmiała młoda para ginęła gdzieś za wyniosłą postacią oraz imponującymi tytułami Alexandra Paladina. A ojciec narzeczonej, Niklas Niklasson z Hogtun, gdzie odbywało się wesele, rozpływał się z zadowolenia, że ma takich znakomitych gości przy stole. I w rodzinie!

No, powiedzmy, rodzina i rodzina… Wystarczyło nawet pospiesznie spojrzeć na to pokrewieństwo, żeby widzieć, kto tu jest kim.

Ale młodziutki, rumieniący się i spocony narzeczony został w końcu zaakceptowany.

Matylda, jako typ, była dla dość niekonwencjonalnie traktujących życie Ludzi Lodu całkiem nowym doświadczeniem. Dobra, okrągła, teraz z różnych co prawda powodów, sprawiała wrażenie znakomitej kandydatki na gospodynię. Przygotowanie do tych obowiązków także miała dobre. Przynosiła w posagu osiemdziesiąt ręczników, osiem obrusów, sześć narzut i tak dalej, wszystko własnoręcznie uszyte. Żeby było jak należy. Jeśli więc o to chodzi, świetnie pasowała do Branda, który był trochę przyciężkawy w obejściu.

To zresztą stało się przyczyną złośliwego i niezbyt na miejscu przycinka Cecylii pod adresem kuzyna, wypowiedzianego akurat w momencie, gdy siedzący przy stole na moment umilkli i jej słowa zawisły w ciszy.

– … ty zawsze miałeś za ciężki zadek!

Ogólnie jednak było to bardzo udane wesele, z mnóstwem pijanych mężczyzn gaszących następnego ranka pragnienie w korycie z wodą do pojenia bydła i z pięknymi prezentami dla młodej pary. Jespera, syna stajennego, znaleziono w szerokim małżeńskim łożu Niklasa Niklassona, gdzie jego obecność musiała wzbudzić nie lada popłoch, kiedy czcigodna para udawała się na spoczynek po tak męczącym dniu. Nigdy nie zostało wyjaśnione, czego tam szukał, on zaś był zbyt pijany, żeby cokolwiek pamiętać.

Następnego ranka, zanim goście weselni się pobudzili, Alexander i Cecylia wyszli na spacer. Błądzili powoli po okolicznych polach, szczęśliwi, że są razem. W licznym tłumie znanych i nieznanych ludzi stali się sobie jeszcze bliżsi.

Był piękny, ciepły, wiosenny dzień, wszędzie młoda zielona trawa, jakby przetykana tymi maleńkimi białymi wiosennymi kwiatkami, których nazwy, kiedy o to pytać, nikt nie zna.

Gdy opuszczali Grastensholm, usłyszeli za sobą drobne skradające się kroki. Odwrócili się z życzliwymi uśmiechami, nie dając po sobie poznać, że bardzo by chcieli być sami.

– Kolgrimie, myślałam, że jeszcze śpisz – powiedziała Cecylia.

Chłopiec wślizgnął się pomiędzy nich i wziął oboje za ręce.

Miał teraz sześć lat, a jego twarz stała się po prostu fascynująca. Zwłaszcza te ciemne, niczym u kruka, oczy przyciągały uwagę. Nikt by właściwie nie pomyślał, że to najdziwniejsza istota z rodu Ludzi Lodu, gdyby nie jego barki! Dokładnie jak kiedyś barki Tengela były dziwnie wysokie i sterczące, co sprawiało wrażenie, jakby chłopiec nosił kołnierz chińskiego mandaryna. To te ramiona pozbawiły życia pierwszą bratową Cecylii, Sunnivę. Cecylia wiedziała, że ją może spotkać podobny los, jeśli kiedyś będzie rodzić.

To była bardzo nieprzyjemna myśl.

Zbliżali się do lipowej alei Silje. Alexander rozmawiał z Kolgrimem i nadziwić się nie mógł, z jaką obojętnością chłopiec odnosi się do swego ojca, Taralda. Irję zdawał się tolerować, dużo natomiast opowiadał o młodszym braciszku Mattiasie. Cecylia miała wrażenie, że to jakaś próba, jakby Kolgrim chciał się dowiedzieć, co oni myślą o jego anielskim bracie.

Cecylia była jedyną osobą w rodzinie, która naprawdę znała Kolgrima i ani przez chwilę nie wierzyła w jego dobrą wolę.

Jeśli będę miała własne dzieci, myślała, to nigdy nie pozwolę im zbliżyć się do mojego dziwnego bratanka. Jej dzieci byłyby szczególnie zagrożone, bo Kolgrim uwielbiał ciotkę i nie życzył sobie żadnych konkurentów do jej łask.

Wyglądało na to, że przeciwko rodzicom swego ojca, Dagowi i Liv, malec nic nie ma. Dobre i to, pocieszała się Cecylia, która rodziców bardzo kochała. Nie przypuszczała też, żeby przyszłe dziecko Branda i Matyldy miało się czego obawiać ze strony Kolgrima. Lecz Mattias…

Dzięki ci, Boże, że dotychczas wszystko między braćmi układa się dobrze, pomyślała, ściskając dłoń chłopca tak mocno, że zdumiony spojrzał na nią badawczo.

Weszli w aleję.

– Tak, teraz zostały już tylko trzy spośród zaczarowanych przez Tengela lip – powiedziała Cecylia. – Mamy ojca i Arego.

– Które to? – zapytał Alexander. Już przedtem słyszał o zaczarowanych lipach.

– Nie wiem, która do kogo należy, ale to są te trzy najstarsze. Największe.

Podeszli do drzew.

– Mam wrażenie, że jedno nie wygląda najlepiej – powiedziała Cecylia z niepokojem w głosie. – Spójrz, co tu leży na ziemi! Gałązki, kora, młode pączki…

– To wiewiórka, zapewniam cię – rzekł Alexander, by ją uspokoić.

– Tak myślisz? Możliwe.

Wiedziała jednak, że nie powinna się dowiadywać, komu ta lipa jest poświęcona…

Po chwili weszli na dziedziniec w Lipowej Alei.

– To jest stary dom, gdzie mieszkali Tengel i Silje – wyjaśniła Cecylia. – Teraz zajmuje go Tarjei. Chodźmy do niego!

– Od dawna ród żyje w tej okolicy? – zapytał Alexander.

– Właściwie nie. Ja, oczywiście, urodziłam się tutaj, w Grastensholm, ale dziadek i babcia sprowadzili się do Lipowej Alei wtedy, kiedy urodził się wuj Are. Był to więc rok 1586. Mama przyszła na świat gdzie indziej.

– A gdzie mieszkali przedtem?

– O, to trochę niesamowita historia. Przez długi czas żyli w pewnej górskiej dolinie w Trondelag. Nazywano ją Doliną Ludzi Lodu, a okoliczni mieszkańcy twierdzili, że była ona gniazdem czarowników i wiedźm.

Kolgrim słuchał nastawiając uszu.

– To tam pierwszy Tengel, zwany Tengelem Złym, miał zaprzedać duszę Diabłu – mówiła dalej Cecylia. – A w każdym razie gdzieś w pobliżu.

– Aha – uśmiechnął się Alexander. – I zakopał w ziemi kociołek z czarodziejskim wywarem, który ma moc przywoływania Złego. Pamiętam, opowiadałaś mi o tym.

– No właśnie. Przez lata spędzone w dolinie babcia Silje pisała dziennik.

– Ciekawe by było przeczytać takie zapiski!

Cecylia uśmiechnęła się.

– Przypuszczam, że byłoby to raczej męczące. Babcia była cudowną istotą, ale brakowało jej wykształcenia. Zapytam mamę, gdzie jest ten dziennik. Ja go zresztą nigdy nie widziałam. Może został wyrzucony?

– To by była szkoda.

Weszli do pustego hallu w Lipowej Alei, a ich kroki odbijały się echem od ścian.

– Ach, jaki piękny witraż! – zawołał Alexander z podziwem. – To prawdziwy klejnot!

– Tak. Silje dostała go kiedyś, dawno temu, od wybitnego malarza kościołów…

W drzwiach ukazała się jakaś postać.

– Hej! – przywitał ich Tarjei. – Tak wcześnie na nogach?

– To i ty już wytrzeźwiałeś? – zdziwiła się Cecylia. – Mam nadzieję, że cię nie obudziliśmy?

– Nie pijam zbyt dużo – uśmiechnął się Tarjei. – Nie śpię już od dawna. Podziwiasz portrety naszych przodków, Alexandrze? Są znacznie skromniejsze niż portrety twoich antenatów.

– Tego bym nie powiedział – odparł Alexander, przyglądając się, zafascynowany, portretowi Sol.

– To moja babka – oświadczył Kolgrim z dumą. – Ona była czarownicą!

– Nietrudno w to uwierzyć – wzdrygnął się Alexander. – Miała na imię Sol, prawda?

Chłopiec uszczęśliwiony kiwał głową.

– Teraz widzę, że jesteś do niej podobna, Cecylio. Ona była naprawdę piękna, Kolgrimie! Masz z czego być dumny!

Dzięki za ten pośredni komplement, Alexandrze, pomyślała Cecylia.

Kolgrim uznał, że teraz Alexander jest jego ulubieńcem.

– Ona umiała czarować.

– Tak, słyszałem o tym.

– I ja też umiem.

– Nie mów głupstw, Kolgrimie – zaprotestowała niepewnie Cecylia.

Oczy chłopca stały się niemal całkiem żółte.

– Ale ja umiem, umiem i już!

– Ja ci wierzę – zapewnił Alexander pospiesznie. – Cecylia też o tym wie. Ona się tylko z tobą trochę drażni.

Żar w oczach chłopca nieco przygasł.

Alexander szedł wolno wzdłuż ściany z portretami.

– A tu jest Dag, ten blondyn.

Tarjei roześmiał się.

– Niestety, nie zostało już wiele blond włosów na jego głowie.

Serce Cecylii skurczyło się boleśnie. Nie chciała, by jej ukochany ojciec się starzał.

– Aha – mówił dalej Alexander. – A to jest Liv, to widać wyraźnie. A ten ostatni to Are. Twoja babka była naprawdę dobrą malarką, Cecylio.

– Powinieneś zobaczyć jej ścienne malowidła i jej tapety!

Później Alexander rzeczywiście wszystko obejrzał i bardzo pięknie prosił, by móc jedną z tapet zabrać do Gabrielshus. Cecylia obiecała, że porozmawia o tym z dziećmi Silje.

Tarjei zrozumiał jej dyskretny gest i zajął się Kolgrimem tak, że Cecylia i jej mąż mogli w samotności dalej zwiedzać posiadłość. Tarjei obiecał chłopcu, że pokaże mu czarodziejskie sztuczki, a temu Kolgrim nie mógł się oprzeć.

Cecylia i Alexander, uspokojeni, opuścili Lipową Aleję i poszli przez łąki w stronę lasu.

Pogrążeni w rozmowie zapuszczali się coraz dalej i dalej w las. W końcu dotarli do tej jasnej, tajemnej polanki, gdzie Sol tak często przychodziła ze swoim kotem, by czarować. Tam rozłożyli się na trawie, rozkoszując się leśną ciszą, śpiewem ptaków i ciepłymi promieniami słońca.

– Teraz znowu mam to wrażenie – powiedziała Cecylia, wpatrując się w chmury.

Alexander łaskotał ją w czoło źdźbłem trawy.

– Jakie?

– Że już kiedyś tu byłam.

– To chyba możliwe.

– Nie, bo bym przecież pamiętała, zwłaszcza że tak trudno się tu dostać. Dobrze mi tutaj.

– Mnie też. Tu jesteśmy z dala od wszystkiego.

Właśnie w tym miejscu, gdzie Sol miała zwyczaj rozrzucać różne rzeczy, za pomocą których czarowała, a potem odmawiała nad nimi zaklęcia, nasienie Alexandra odnalazło drogę tam, gdzie powinno się było znaleźć, by mogły zostać poczęte nowe pokolenia.

Загрузка...