ROZDZIAŁ XII

W lutym zostali zaproszeni na bal do zamku Frederiksborg. Wtedy Alexander na dobre odłożył kule.

Wahał się, czy powinni iść, lecz Cecylia nalegała.

– Musisz wyjść z domu, Alexandrze – przekonywała. – Chodzisz tylko tu, po majątku, i widujesz jedynie nasze nudne twarze, Wilhelmsena i moją, chyba że ktoś nas przypadkiem odwiedzi. Potrzeba ci rozmowy z ludźmi czującymi podobnie jak ty…

To chyba nie było szczęśliwe wyrażenie. Cecylia zarumieniła się i umilkła.

On jednak udał, że niczego nie zauważył.

– Jesteś za dobra dla mnie, Cecylio – powiedział z uśmiechem. – Ale dobrze, pójdziemy. Bardziej jednak ze względu na ciebie niż na mnie. Tyle się namęczyłaś tej zimy. Będziesz mogła teraz włożyć swoją najpiękniejszą suknię i po raz pierwszy rodowe klejnoty. Diadem, Cecylio, jest tak niezwykły, że bije na głowę klejnoty wszystkich dam dworu. A ty jesteś go naprawdę godna.

No i poszli. Cecylia czuła się jak królowa, gdy lekko wsparta na ramieniu Alexandra wchodziła do zamku. Marszałek głośno zaanonsował ich przybycie, po czym złożyli ceremonialne ukłony przed Jego Wysokością, który wrócił już do domu ze swojej wątpliwej wojennej wyprawy. Szli wolno, więc nie bardzo było widać, że Alexander pociąga nogą, ona zaś rozkoszowała się tym, że wszyscy na nią patrzą.

Była piękna tego wieczoru, piękniejsza, niż zdawała sobie z tego sprawę. Jej lekko skośne oczy błyszczały, a kasztanoworude włosy podkreślały urodę diademu. Zawsze wspaniała cera Cecylii wydawała się jeszcze delikatniejsza w zestawieniu z ciemnoniebieską aksamitną suknią, wielkim koronkowym kołnierzem i kolią z szafirów.

Alexander jeszcze się nie otrząsnął z wrażenia, jakiego doznał, gdy ukazała mu się w domu, w Gabrielshus.

Młoda margrabina miała wielkie powodzenie. Jej mąż, oczywiście, nie tańczył, ale pozwalał jej bawić się ze wszystkimi kawalerami, którzy dwornie o to prosili. Po każdym tańcu wracała do niego z coraz bardziej błyszczącymi oczyma i płonącymi policzkami.

Alexander rozmawiał ze swymi dawnymi przyjaciółmi. Kilku miało, podobnie jak on, skłonności do mężczyzn. I teraz jeden z nich, baron, w tym samym co Alexander wieku, odciągnął go na bok.

– No i jak, Paladin? – zapytał poufale. – Znalazłeś sobie może ostatnio jakiegoś nowego faworyta?

Alexander wodził wzrokiem za Cecylią, która tańczyła powolną, elegancką pawanę z jakimś przystojnym młodym blondynem.

– Nie – odparł krótko.

– Nie? – zdziwił się przyjaciel, przyglądając się obojętnie sosnowym gałązkom ułożonym w miedzianej wazie. – No tak, byłeś przecież tak długo przykuty do łóżka. Odwiedź mnie w najbliższym czasie w moim majątku, dobrze?

Alexander poczuł lekki dreszcz obrzydzenia. Z całą świadomością udał, że źle zrozumiał zaproszenie.

– Dziękuję. Przyjedziemy bardzo chętnie.

Baron najmniejszym nawet grymasem nie dał poznać, jakie to na nim zrobiło wrażenie.

Cecylii opowiadano też dworskie ploteczki. Mówiono, że Kirsten Munk wodzi oczami za jednym z niemieckich oficerów Christiana IV, hrabią Ottonem Ludvigiem von Salm, który ostatniej zimy został mianowany marszałkiem na zamku. Ale to tylko takie pogłoski.

Oficjalnie natomiast zostały potwierdzone zaręczyny najstarszej córki króla, dziewięcioletniej Anny Catheriny z trzydziestodwuletnim hrabią Fransem Rantzau, jednym z jego „kukułczych jaj” w rządzie królestwa. Cecylia widziała go na balu i wcale jej nie zaimponował. Wydał jej się śmiesznym, nadętym snobem, który najbardziej ze wszystkiego podziwia sam siebie.

Biedna mała Anna Catherina, myślała Cecylia. Czy ona zawsze musi tak źle trafiać?

Dziewczynka także była na balu. Odszukała Cecylię, długo z nią rozmawiała, aż w końcu z dziecinnym zachwytem szepnęła:

– Proszę popatrzeć, tam idzie mój narzeczony. Czyż nie jest piękny?

O tak, był piękny, Cecylia musiała to przyznać. Może nawet nazbyt piękny. Olśniewający!

Dwie młodsze dziewczynki także były na balu, Sofia Elisabeth i Leonora Christina, i zwłaszcza ta ostatnia błagała Cecylię, by do nich wróciła. Ale ona potrząsała głową. Nie, jest potrzebna mężowi, w domu, tłumaczyła. Niezupełnie było to zgodne z prawdą, bo Alexander radził sobie już zupełnie dobrze sam, lecz Cecylia, choć bardzo lubiła dziewczynki, nie chciała wracać do tego ciągłego zamieszania na zamku.

Od tamtej pory Kirsten Munk urodziła jeszcze dwie córki, Hedvig i Christianę. Złośliwi twierdzili, że król stara się, by pani Kirsten wciąż była w ciąży, bo wtedy nie może go zdradzać. W ciągu dwunastu lat swego „małżeństwa” urodziła jedenaścioro dzieci. Ale nie wszystkie z nich dożyły roku.

Następca tronu, urodzony z prawego łoża, dwudziestoczteroletni książę Christian, także wziął udział w balu. W ostatnich latach, gdy ojciec bił się w Niemczech, książę pełnił przez pewien czas obowiązki regenta, lecz jego rządy nie wzbudziły entuzjazmu. Zdaje się, że za najważniejsze swoje obowiązki uważał picie i uwodzenie kobiet. Już w tym wieku dorobił się wyraźnie zaokrąglonego brzucha od nadmiaru piwa.

Bal miał trwać długo w noc, lecz Cecylia nie chciała zanadto męczyć Alexandra, wobec czego wyszli zaraz po tym jak król Christian, wspierany przez dworzan, kołysząc się niczym okręt podczas sztormu, opuścił zebranych.

W powozie Alexander milczał. Cecylia natomiast śmiała się ożywiona i szczebiotała przez całą drogę. Mówiła o balu, o pięknych strojach dam, o dekoracjach.

Kiedy w domu pomagał jej zdjąć podbitą gronostajami aksamitną pelerynę, zapytał:

– Jak ci się rozmawiało z tym młodym Hochsthofenem?

– Z kim?

– Z tym młodym człowiekiem, z którym tańczyłaś tak często.

– Czy ja tańczyłam z kimś szczególnie często? A, no tak, z tym blondynem? Wiesz, on zachowuje się z pewną przesadą, ale w takich sytuacjach wszyscy po trosze tacy są.

– Tak – zgodził się Alexander sucho.

Podano im jeszcze coś lekkiego do picia, lecz Alexander przez cały czas przyglądał jej się w roztargnieniu, jakby się nad czymś zastanawiając.

Następnego dnia zachowywał się tak samo. I następnego…

Piątego dnia wieczorem wybuchnął:

– Czy ty go lubisz? Tego Hochsthofena?

Cecylia zaczęła szukać w pamięci.

– A, tego! Owszem, był bardzo miły. Jak wszyscy zresztą.

Alexander stał i stukał złamanym gęsim piórem w blat stołu. Dopiero co było całe, pomyślała Cecylia. Co się z nim właściwie dzieje? Przeniknął ją dreszcz lęku. Hochsthofen? Nie, tylko nie to! Tego by nie zniosła!

To, co Alexander powiedział teraz, całkiem ją zmroziło.

– Cecylio – rzekł powoli – czy ty nie czujesz się tutaj samotna?

– Czy kiedykolwiek dałam coś takiego do zrozumienia? – odparła spokojnie, lecz pytanie męża sprawiło jej ból.

– Nie, ale… Jesteś młodą, lecz dojrzałą kobietą. Byłoby rzeczą naturalną, gdybyś…

Cecylia długo milczała. Czuła się martwa w środku.

– Chcesz, żebym się wyprowadziła, Alexandrze? Czy to o Hochsthofenie myślisz?

Alexander wpatrywał się w nią uważnie.

– Czy co?

– Co to jest za odpowiedź? Dobrze, wobec tego wprost: chciałbyś mieć tutaj Hochsthofena zamiast mnie?

Alexander wyglądał na ogromnie zaskoczonego.

– Na Boga! Nie! – krzyknął i wyszedł z pokoju tak szybko, jak mu na to pozwalała jego chora noga.

To dziwne zamyślenie jednak trwało. Dni mijały, a on wciąż spoglądał na nią badawczo…

W końcu Cecylia nie wytrzymała. Któregoś wieczora już się mieli kłaść i Alexander jak zawsze zamykał drzwi i okna.

– Alexandrze, powiedz mi, co się z tobą dzieje?

– Co masz na myśli? – zapytał, udając zaskoczenie.

– Od tamtego balu, a minęły już trzy tygodnie, zachowujesz się co najmniej dziwnie! I to ciągłe nawracanie do Hochsthofena!

– Wybacz mi – powiedział. – Ja się po prostu o ciebie martwię, Cecylio.

– O mnie? Dlaczego?

Z trudem wypowiadał słowa:

– Bo żyjesz nienaturalnym życiem, kochanie. Uświadomiłem to sobie dopiero widząc, jak tańczysz z innymi mężczyznami.

Cecylii zrobiło się przykro.

– Żałuję, jeśli zachowywałem się nieodpowiednio. Nie miałam takiego zamiaru.

– Nie, nie, źle mnie zrozumiałaś. Ja myślałem… Uf, nie, nie można rozmawiać o tych sprawach.

– Alexandrze, tylko znowu nie wychodź! Muszę wiedzieć, o co ci chodzi! Denerwuję się tym, jakbym robiła coś złego.

– Ależ nic takiego, droga Cecylio! Mnie chodzi o twoje dobro.

Spojrzała na niego pytająco.

– Czy ty nie rozumiesz, co mam na myśli? – dokończył ostro.

– Nie, naprawdę nie rozumiem.

– Jesteś pełną życia, dojrzałą młodą kobietą…

– To już mówiłeś.

– Tak, ale na Boga, Cecylio, nie możesz tego pojąć? Czy nigdy nie pragnęłaś mężczyzny?

Tak więc te słowa nareszcie padły. Cecylia stała jak sparaliżowana z purpurowoczerwoną twarzą.

Alexander próbował ratować sytuację. Brnął więc dalej i pogrążał się coraz bardziej.

– Myślę, że skoro mogłaś rzucić się w ramiona tego pastora, musiałaś mieć… pewne… no, uczucia?

Cecylia nie była w stanie odpowiedzieć.

On więc nadal rozpaczliwie starał się wytłumaczyć swoje obawy, zdając sobie coraz bardziej sprawę z tego, że porusza się po niezwykle grząskim gruncie, że dotyka spraw delikatnych i kruchych jak szkło.

– Mówiłaś przecież, że go nie kochałaś. Powiedziałaś, że „coś takiego” jest czasami konieczne.

Cecylia opadła bez sił na najbliższy fotel.

– Bardzo bym chciał to wiedzieć – powiedział cicho.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ zależy mi na tym, żeby ci było dobrze.

Rozmawiali w małym pokoju, przylegającym do obu sypialni. Cecylii wzrok się mącił, krew pulsowała jej w głowie, w uszach i w całym ciele.

– Dopóki postępuję dyskretnie jako twoja żona i nie sprawiam kłopotów…

– Nie o tym chciałem rozmawiać, Cecylio. To ciebie mam na myśli, ciebie. Chcę, żebyś czuła się w pełni szczęśliwa tutaj, w Gabrielshus. Zrobiłaś dla mnie tak wiele, ja jestem…

Nagle dotarło do niego to, co przed chwilą powiedziała Cecylia.

– Dopóki postępuję dyskretnie, mówisz? Czy ty… czy ty masz kochanka?

Zmęczenie i udręka brzmiały w głosie Cecylii, gdy odparła:

– Nie, Alexandrze. Jak mogłeś przypuszczać coś takiego?

On wciąż czekał, nie spuszczał wzroku z jej twarzy.

– Zatem dajmy spokój ewentualnemu kochankowi – rzekł po chwili półgłosem. – I wróćmy do punktu wyjścia. Do potrzeb kobiety.

Cecylia wstrząsnęła się, nieprzyjemnie dotknięta. Pragnęła być teraz zupełnie gdzie indziej.

On jednak nie znał miłosierdzia. Czekał na odpowiedź.

– No, a nawet gdyby? Gdybym miała czasami takie pragnienia, to co? – syknęła ze złością. – Jak mógłbyś temu zaradzić?

Zwlekał przez chwilę.

– Mógłbym ci pomóc – szepnął wreszcie.

Tego było Cecylii za wiele. Zerwała się z fotela i uciekła do swojego pokoju. Stała tam potem długo, drżąc na całym ciele.

Nie zauważyła, że Alexander wszedł za nią, dopóki nie usłyszała jego głosu.

Czy rozumiesz teraz, dlaczego aż trzy tygodnie się zastanawiałem, zanim odważyłem się zadać ci to pytanie?

Cecylia kiwnęła głową.

On zaś z pewnym wahaniem próbował mówić dalej:

– Ty podejrzewałaś…

– Aleksandrze, to mnie tak zawstydza!

– Pytania nie powinny cię zawstydzać, kochanie.

– Ale czy ty naprawdę wierzyłeś, że ja… na balu… miałam ochotę na któregoś z tych mężczyzn?

– Nie wierzyłem w to. Ja się tego bałem.

– Och, Alexandrze, myślałam, że lepiej mnie znasz!

– Zapomniałem o tym, co powiedziałaś, kiedy bałaś się, że umrę – wyjaśnił cicho.

– Szczerze pragnę, żebyś o tym zapomniał. Ty jednak mimo wszystko zaproponowałeś, że mi pomożesz. Jak? W jaki sposób?

– Nie wdawajmy się w szczegóły. Chciałbym tylko wiedzieć: masz jakieś problemy?

Cecylia głośno przełknęła ślinę, wahała się długo, a potem kiwnęła w milczeniu i zawstydzona schyliła głowę.

– Jakie? Jak to odczuwasz?

– Alexandrze, próbujesz wedrzeć się w moje najbardziej intymne sprawy! Zbyt wiele mnie to kosztuje.

– Nie, moja kochana, to nie tak. Jeśli mam ci pomóc, to muszę wiedzieć, czego pragniesz. Ja nie znam uczuć kobiet. Nie rozumiem ich potrzeb ani pragnień. Nie wiem, co im sprawia przyjemność.

Cecylia głośno odetchnęła, jakby chciała powiedzieć coś na ten temat, ale powstrzymała się.

– Nie, nie mogę! Nie chcę obnażać się przed mężczyzną, który czuje odrazę do kobiet.

– Nie do ciebie, Cecylio. Dla mnie jesteś jak przyjaciel, jak towarzysz. A przyjaciół staramy się rozumieć, prawda? Chcemy ich osłaniać, chronić przed kłopotami.

– Owszem – zgodziła się ledwo dosłyszalnie.

– No więc – ponaglał, gdy milczała zbyt długo.

Cecylia toczyła ze sobą zaciekłą walkę. Zaciskała kurczowo dłonie na swojej nocnej koszuli. Znowu głośno przełknęła ślinę.

– Nocami. Kiedy już idziemy spać…

– Tak? – Jego głos był niezmiennie pełen życzliwości.

– Wtedy ogarnia mnie tęsknota, taka pustka…

Alexander milczał. Stał nieco z boku, więc nie musiała patrzeć mu w oczy.

– Tęsknię wtedy… – szepnęła znowu.

– Tak, ale jak to odczuwasz?

Cecylia ukryła twarz w dłoniach.

– Nie zadawaj głupich pytań! Moje ciało płonie. Czy to tak trudno zrozumieć?

Ostrożnie położył jej ręce na ramionach.

– Chodź, Cecylio.

Wciąż stała z twarzą ukrytą w dłoniach, więc delikatnie zaniósł ją do łóżka. Cecylia nie miała odwagi otworzyć oczu, czuła jedynie, że położył się obok.

– Kochanie, powiedz, co chcesz, żebym robił.

– Ja nie mogę, nie potrafię!

Alexander ostrożnie dotknął jej dekoltu i rozwiązał tasiemki koszuli.

– Więc tylko daj znać, czy jest ci dobrze.

– Alexandrze, nie! Nie chcę, żebyś poczuł do mnie wstręt!

– Nie czuję wstrętu, kochanie. Ty jesteś piękna, a mnie bardzo interesuje, jak przeżywają to kobiety. Nic o tym nie wiem.

Cecylia zdobyła się na cichutkie pytanie:

– A ty sam… ty nie czujesz nic?

– Oczywiście, że nie! Ale w żadnym razie nie wolno ci sądzić, że sprawia mi to przykrość! Powiedzmy, że powoduje mną ciekawość. Nie, to złe słowo. Zainteresowanie przyjaciela, to już lepiej. Czy jest ci przyjemnie? pytał szeptem.

Wsunął rękę pod jej koszulę i delikatnie dotykał palcami piersi.

– Nie mogę kłamać – jęknęła udręczona. – Przecież sam czujesz, jaka napięta zrobiła się skóra.

– Tak, to bardzo ciekawe, że piersi mogą zmieniać kształt. Kulać się jakby, robić się twarde. Dlaczego?

– Może dlatego, że chciałyby… Nie, Alexandrze, to zbyt krępujące! Skończmy z tym, dopóki cała zabawa jest jeszcze przyjemna.

– Chciałyby, żeby je całować? – dokończył Alexander. – Tego nie wiedziałem.

Rozpiął koszulę do końca. Zaczął całować jedną pierś, ssać ją leciutko.

Cecylia drżała.

– Nie, nie chcę tego dłużej!

– Ale czy coś teraz czujesz?

– Proszę cię!

– Cecylio, ja nie chcę, żebyś leżała tu po nocach i cierpiała dlatego, że związałaś się z takim odmieńcem jak ja. Byłaś dla mnie taka dobra przez cały czas mojej choroby, uczyń mi teraz tę radość i pozwól mi być dobrym dla ciebie.

Cecylia jęknęła znowu.

On bez uprzedzenia położył rękę na jej łonie. Czuła przez materiał koszuli, że ten dotyk ją pali. Cała jej wrażliwość skupiła się teraz w tym jednym miejscu. Nie mogła powstrzymać ledwo dostrzegalnego ruchu w kierunku jego dłoni.

– Nie – prosiła udręczona. – Wracaj do siebie, Alexandrze, błagam cię, nie zniosę więcej takiego wstydu. Proszę cię! Odejdź!

Alexander zdławił westchnienie i odsunął rękę.

– Jak chcesz, kochanie. Wybacz mi, jeśli zachowałem się natrętnie. Nie chciałem sprawić ci bólu.

Wyszedł, zamykając starannie drzwi. Zostawił Cecylię pogrążoną w straszliwym uczuciowym chaosie. Rzucała się na łóżku, tłukła pięścią w poduszkę, jęczała cicho, a serce jej krwawiło.

O, Alexandrze, ty potworze! – skarżyła się.

Potem usiadła, spuściła nogi z łóżka i siedziała tak długo. Gryzła palce, zaciskała nogi.

– Och, kochany – szeptała do siebie – ja tego nie wytrzymam, nie wytrzymam! Jak wiele można od człowieka wymagać?

W końcu stłumiła wstyd, zeskoczyła z łóżka i przerażona tym, co robi, zapukała do pokoju Alexandra.

– Wejdź – powiedział.

Otworzyła drzwi. Alexander leżał w łóżku, obok stała zapalona świeca. Cecylia zatrzymała się nieśmiało w progu. On bez słowa przesunął się, żeby jej zrobić miejsce, i podniósł kołdrę.

Cecylia zamknęła na moment oczy i zdecydowanie podeszła do łóżka. Położyła się obok męża tak szybka, jakby nie była pewna, czy się nie rozmyśli.

Alexander zgasił świecę. Jego ręka znowu dotknęła jej ciała, a ona przyjęła to z cichym, jakby przepraszającym westchnieniem.

Dłoń Alexandra błądziła po całkiem dla niego obcych okolicach. Ostrożnie, nieskończenie ostrożnie przesuwała się ku górze po udach, delikatnie drażniła ich wewnętrzną stronę i Cecylii zdawało się, że własne podniecenie ją zadławi. Dłoń znowu zbliżała się do centrum, powolutku, badawczo…

Nie mógł nie zauważyć, że Cecylia drgnęła.

– Gdzie? – szepnął.

Ona odwróciła głowę, zawstydzona tym, co czuje.

– Cecylio, jesteśmy mężem i żoną!

W milczeniu ujęła jego dłoń i pokierowała nią.

Och, musiał zauważyć, jak bardzo jest przygotowana!

– Wydaje mi się to takie trudne – szepnęła.- To, że ty nie jesteś ze mną.

– Ale to mi sprawia przyjemność, kochanie. W przeciwnym razie bym o to nie prosił. Nie robił tego. W jakimś sensie jest to miłe także dla mnie.

Cecylia zacisnęła wargi, zrozpaczona.

– Nie zapominaj, że pragnąłem tego od trzech tygodni – dodał Alexander. – Kiedy zobaczyłem cię w towarzystwie innych mężczyzn, zrozumiałem, czym to grozi. A nie chciałbym widzieć cię w ich ramionach.

Jego słowa przenikały ją jak płomień. Jeśli to nie jest zazdrość, to w każdym razie niewiele brakuje.

– Nie zniósłbym myśli o tobie z którymś z nich w intymnej sytuacji – szepnął.

O, co za słodkie słowa dla spragnionej duszy!

– Nie stawiaj oporu, Cecylio. Poddaj się! Chcę cię doprowadzić do końca. Proszę cię…

Pieścił ją tak czule i delikatnie, że nie była już w stanie opierać się dłużej. Zmysły wzięły górę. Objęła go, całowała jego ramiona, boleśnie zagryzała wargi, gdy wprowadzał ją w największe uniesienie.

Potem leżała zmęczona, zasłaniając rękami rozpaloną twarz.

– Byłaś wspaniała, Cecylio – powiedział czule. – Boże, ile w tobie jest ognia! Chciałabyś zostać tu u mnie na noc?

– Nie – mruknęła niewyraźnie i wysunęła się z łóżka. Chwiejnym krokiem powlokła się do swego pokoju, zatrzasnęła za sobą drzwi i położyła się. Długo leżała, drżąc jak w febrze, zanim wreszcie nadszedł sen.

Trudno jej było następnego ranka spotkać się z Alexandrem. Odwlekała to jak mogła. Myła włosy i układała je, śniadanie zjadła w swoim pokoju. W końcu jednak zabrakło jej pretekstów.

Alexander czekał na nią w pięknym salonie, gdzie wszystko było tak jak dawniej, zanim Cecylia zamieszkała w zamku. Nie chciała zmieniać stylu ani przerabiać niczego wedle własnego gustu. W innych pokojach wprowadzała pewne zmiany, dyskretne, ale ważne. Zawsze jednak pytała Alexandra o radę i nie robiła niczego bez jego zgody.

– Dzień dobry – bąknęła i miała zamiar szybko przejść do drugiego pokoju, ale mąż chwycił ją za rękę.

– Cecylio, nie masz sobie nic do zarzucenia – powiedział szeptem, bo w hallu kręciła się pokojówka. – Chyba że masz coś do zarzucenia mnie. Gniewasz się na mnie?

Potrząsnęła głową.

– Nie, tylko na siebie.

– A to dlaczego?

– Bo nie potrafiłam zachować się godnie.

W jego oczach pojawił się uśmiech.

– Bywają chwile, kiedy godne zachowanie wydaje się śmieszne. Czy mogę mieć do ciebie prośbę?

– Jaką? – zapytała z najgorszymi przeczuciami.

– Daj mi znać, kiedy będę ci znowu potrzebny.

Patrzyła na niego oszołomiona.

– Chciałbyś powtarzać tę upokarzającą grę?

– Nie widzę w tym nic upokarzającego. Dla mnie to było wspaniałe przeżycie! Powiesz mi?

– Powiem – mruknęła, żeby przerwać rozmowę, i pospiesznie wyszła.

Wieczorem zagrali w szachy. To przywróciło Cecylii zachwianą równowagę, znowu mogła się śmiać i zachowywać naturalnie. Poprzysięgła sobie zapomnieć, że tamto wszystko kiedykolwiek się stało.

Ale tego się zapomnieć nie dało. Dnie mijały jakoś łatwiej, bo wtedy, jak wszystkie panie dużych majątków, miała mnóstwo zajęć, w snach jednak czuła przy sobie obecność Alexandra, jego delikatne ręce, ciepłą skórę… A w marzeniach na jawie, wieczorami, widziała siebie, jak wchodzi przez jego drzwi, i z gwałtownym biciem serca wspominała wyraz jego oczu wtedy, w jego pokoju, kiedy pojął, że rozpalił w niej ogień.

Mimo wszystko doznała szoku, gdy w jakieś trzy tygodnie później ocknęła się z półsnu i stwierdziła, że Alexander siedzi na jej łóżku. Na nocnym stoliku płonęła świeca, to on musiał ją zapalić.

– Nie przyszłaś do mnie więcej – uśmiechnął się czule i trochę niepewnie.

– Nie, ja…

– Nie potrzebowałaś mnie?

Odwróciła się gwałtownie, bo nie chciała, żeby wyczytał odpowiedź w jej wzroku.

– Mogę? – zrobił ruch wskazujący, że chce się przy niej położyć.

Skinęła głową.

– Proszę bardzo – szepnęła.

– Więc od czasu, kiedy ostatnio byłem u ciebie, nie zapragnęłaś mężczyzny? – zapytał.

Tym razem odparła głośno:

– Alexandrze, bądź tak dobry i nie męcz mnie. Sam znasz odpowiedź aż za dobrze!

– Nie, nie znam. Czekałem na ciebie co wieczór, bo to było wspaniałe przeżycie… Widzieć, jak się powoli rozpalasz, od ciemnoczerwonego żaru do oślepiającego płomienia. Ale ty nie przyszłaś. Jestem smutny i zawiedziony, myślę, że się na mnie gniewasz.

– Nie gniewam się, Alexandrze – powiedziała z udręką w głosie. – Wprost przeciwnie! Ale to nierówna gra. Ty jesteś zimnym, cynicznym obserwatorem, a ja muszę odsłaniać moje najgłębsze odczucia.

– Na Boga, Cecylio, ja nie jestem cyniczny! Jak możesz tak myśleć? Pozwól mi jeszcze raz przeżyć tę radość, bym mógł ci pomóc.

Oparła głowę na jego piersi.

– Cecylio, najdroższa, to ja powinienem się wstydzić z powodu mojej niedoskonałości. A ty jesteś taka piękna, ciepła, żywa w swoim pożądaniu. Czy ono teraz wygasło?

Nie odpowiedziała.

Czułe, delikatne ręce męża znowu dotykały jej ciała. Tym razem Cecylia nie stawiała oporu, bo tak strasznie tęskniła, by móc to przeżyć jeszcze raz. Przywarła do jego dłoni, przyciskała kolana do jego biodra w boleśnie powolnych, niemal spazmatycznych ruchach. Ciało było napięte do ostateczności. Alexander widział, co się z nią dzieje, i starał się doprowadzić jej rozkosz do szczytu. Tym razem doznania były tak gwałtowne, że oczy Alexandra rozszerzały się ze zdumienia. Cecylia często sprawiała wrażenie osoby niemal chłodnej, choć bywała też impulsywna i ożywiona.

Uniesienie osiągnęło maksimum i opadło.

By znowu nie ogarnął jej wstyd, Alexander objął ją mocno i powiedział głosem, którego sam nie poznawał:

– Dziękuję, kochanie! Czy chcesz, żebym został z tobą na noc?

Znowu potrząsnęła głową, trwała przez chwilę bez ruchu w jego ramionach, a potem dała znak, żeby poszedł.

Pocałował ją w czoło i wstał.

On pewnie nie rozumie, dlaczego nie chcę, żeby został, myślała. Nie podejrzewa nawet, jak trudno jest się powstrzymać od drobnych czułości i spontanicznych pieszczot, od wszystkiego, co świadczy o głębokim, wiernym oddaniu, o miłości.

Mimo to była mu wdzięczna. Dawał jej jednak jakąś pociechę, wszystko, co był w stanie dać.

Zaledwie dwa wieczory później zaskoczyła go, stając w drzwiach z dużym świecznikiem w ręce.

– Mogę wejść? – zapytała drżącym głosem.

– Cecylio, oczywiście, proszę!

Wślizgnęła się do łóżka i szepnęła:

– Teraz pomyślisz pewnie, że moje potrzeby w tej dziedzinie są zbyt wielkie.

Potarł jej policzek czubkiem nosa.

– Ja już wczorajszego wieczora musiałem się powstrzymywać, żeby do ciebie nie pójść. Dzisiaj byłem już prawie zdecydowany, że pójdę. Dzięki, że to ty przyszłaś. Cieszy mnie to bardziej, niż mogę wyrazić.

– Ja nie pragnę jakiegokolwiek mężczyzny, wiesz o tym – szeptała mu prosto do ucha. – Nikt inny nie mógłby mnie dotykać tak jak ty.

Odsunął włosy z jej skroni, czule i troskliwie.

– A więc tęskniłaś? – zapytał cicho, cichuteńko. – Za moją obecnością?

– Moje ciało gest nabrzmiałe tęsknotą – odparła ledwie dosłyszalnie.

A potem nie mówili już nic. Słychać było tylko przyspieszony oddech Cecylii, gdy Alexander pieścił końcem języka jej szyję, piersi i brzuch.

Jej łono czekało. Czekało na jego dłoń. Pieściła rękami jego plecy, gładziła bliznę, gdy on przesuwał się znowu ku jej twarzy, i nagle poczuła na policzku jego usta. Nigdy jeszcze nie pocałował jej naprawdę, wyjąwszy tamten wymuszony pocałunek na ślubnym przyjęciu, Teraz także tego nie zrobił, czego zresztą nie należało oczekiwać. Pocałunki należą przecież do miłości…

Nagle doznała niemal szoku. Cała krew spłynęła jej w dół brzucha z przejmującym, dziwnie słodkim bólem.

Alexander był w niej!

– Alexander? – wargi same wymówiły jego imię; przyglądała mu się szeroko rozwartymi, zdumionymi oczami.

– Ciii! – szepnął wstrząśnięty. – Nic nie mów!

Wiedziała, jak niewiarygodnie delikatne jest to, co przeżywają. Jedno słowo, jeden nieostrożny ruch mógł zburzyć nastrój, zniszczyć go niczym kruchy lód po pierwszym przymrozku.

Cecylia zauważyła, widziała to w jego oczach, że Alexander jest śmiertelnie przerażony, ogłuszony tym, co się stało. Długo trwał w bezruchu, prawie nie oddychał. A potem zaczął się powolutku poruszać.

Ona nie miała odwagi nawet drgnąć. Serce biło jej głucho. Czuła, że napięcie narasta.

O Boże, nie wolno jej się poruszyć! Musi się powstrzymać, musi!

Lecz Alexander dostrzegał, co się z nią dzieje, znał to przecież. Objął ją, prosząc, by się nie opierała, i wtedy wszystko zawirowało. Cecylia nie panowała już nad niczym, słyszała tylko swój jęk, widziała zmienioną twarz Alexandra. Zdała sobie sprawę, że on za nią podąża, i przestała myśleć.

Przez chwilę leżeli wstrzymując oddechy. Potem Alexander wstał i narzucił szlafrok.

– Wybacz mi – bąknął przepraszająco i pospiesznie wyszedł z pokoju.

Cecylia wciąż leżała bez ruchu.

Jeżeli on teraz wyszedł, żeby zwymiotować, to nigdy mu tego nie daruję, pomyślała.

On jednak niczego takiego nie zrobił. Być może nie przypuszczał, że nawet przez zamknięte drzwi wszystko tak dobrze słychać, bo siedział w małym pokoiku za sypialnią i płakał. Wstrząsał nim głęboki, ciężki, gwałtowny szloch.

Cecylia kuliła się, ogarnięta współczuciem. Najchętniej poszłaby do niego, by mu powiedzieć, że nie jest sam. Ale to przecież on wyszedł, więc widocznie ta chwila samotności jest mu niezbędna.

Cichutko wymknęła się do swojej sypialni i z drżącym sercem nasłuchiwała, co się dzieje u Alexandra. Tam jednak wkrótce wszystko ucichło i nie wiedziała, czy wrócił do pokoju, czy nie.

Następnego ranka w drzwiach jadalni powitał ją Wilhelmsen.

– Jego wysokość nie chciał budzić pani margrabiny. Prosił panią margrabinę pożegnać i powiedzieć, że musiał na jakiś czas wyjechać.

Cecylię ogarnęło uczucie zawodu.

– A kiedy wróci?

– Tego nie powiedział. Zresztą sam nie wiedział, jak sądzę.

– A dokąd pojechał?

– Tego też nie mówił.

– Dziękuję, Wilhelmsenie!

A więc go utraciłam, myślała przeniknięta trudnym do zniesienia bólem. Sen się skończył. To ostatnie przeżycie było dla niego zbyt trudne.

Загрузка...