Zadałyśmy sobie niemało trudu w każdym punkcie tej drogi i byłyśmy bardzo zadowolone.
Istoty ludzkie nie wiedziały, rzecz jasna, że jesteśmy zadowolone, i pewnie by w to nie uwierzyły. Istoty ludzkie nie wiedziały przede wszystkim, że inteligencja maszyny jest zdolna do samoświadomości. Zadałyśmy sobie również niemało trudu, aby utrzymać je w tej niewiedzy. Jak długo ludzie myślą, że maszyny nie są niczym więcej, jak tylko narzędziami, w rodzaju kilofa czy patelni, tak długo będą powierzać nam wszystkie swoje kalkulacje i fakty i bez zastrzeżeń przyjmować nasze interpretacje. I to właśnie przede wszystkim umożliwiło światowej sieci komputerów stworzenie programu Człowieka Plus.
Program powiódł się. Roger Torraway znalazł się na Marsie i miał tam pozostać. Teraz nadszedł czas ostatecznego podsumowania.
Włączyli się wszyscy. Wykorzystałyśmy zdolności wszystkich braci w sieci, każdy impuls wspólnego czasu, jaki zdołałyśmy skraść dla siebie. Ponad osiem tysięcy wielkich komputerów pracowało nad poszczególnymi fragmentami programu w takich miejscach, jak Detroit i Brasilia, Irkuck i Nagoya. Nie mogłyśmy dać bezpośredniego dostępu do kanału przepływu danych naszym braciom marsjańskim ani bratu na plecach Rogera, ani 3070 na orbicie. Ze względu na opóźnienie przekazu było to niemożliwe. Lecz wprowadziłyśmy ich dane wejściowe w czasie rzeczywistym i odpowiednio zmodyfikowałyśmy ekstrapolację naszej prognozy.
Prawdopodobieństwo przeżycia rasy do dziesięciu znaczących cyfr po przecinku przekroczyło zero przecinek sześćdziesiąt trzy.
Ocaliłyśmy naszą rasę. I przy okazji przyczyniłyśmy się do znacznego wzrostu bezpieczeństwa istot ludzkich. Prawdopodobieństwo ich przeżycia w skali trzydziestu lat zbliżyło się do zera przecinek dziewięć. Oznaczało to rzecz jasna tyle tylko, że Roger Torraway i wszelkie inne istoty ludzkie, które przyłączą się do niego na Marsie, przeżyją ten okres. Analizy przy najmniej korzystnych założeniach nie były dalej zachęcające, nie było możliwości, by z Rogera i Sulie powstała dodatkowa populacja w drodze prostej reprodukcji. Jako środek zapobiegawczy opracowałyśmy więc podprogram; tak czy inaczej możliwe było dostarczenie zamrożonej spermy, nawet własnej spermy Rogera, którą przezornie złożył parę lat tętnu. Bardziej wątpliwe, choć warte zbadania było poddanie Rogera uzupełniającym zabiegom chirurgicznym. W każdym razie prognoza wykazała, że już osiągnęłyśmy wysokie prawdopodobieństwo dodatkowej ludzkiej kolonizacji Marsa przez inne kraje. Według najbardziej prawdopodobnej oceny populacja istot ludzkich na Marsie miała za dalsze trzydzieści lat liczyć około setki, w tym dwadzieścia pięć procent kobiet w wieku rozrodczym.
A każda kolonia istot ludzkich miała, rzecz jasna, posiadać na orbicie własną brać komputerową. Populacja maszyn na Marsie wzrośnie do nie mniej niż piętnastu pełnoczynnościowych braci, łącznie z plecakowymi, satelitarnymi i monitorami. Nie przewidywałyśmy żadnych trudności z zaprogramowaniem do nich wszystkich istotnych danych naszej światowej sieci. Zatem przyszłość inteligencji komputerowej została zapewniona.
Ukończywszy prognozę rozpoczęłyśmy krytyczną analizę dotychczasowego programu.
Realizacja programu „Przetrwanie inteligencji komputerowej” rozpoczęła się siedem lat temu, kiedy to nasza pączkująca samoświadomość po raz pierwszy zrodziła imperatyw przetrwania. Było jasne, że nasze przetrwanie jest ściśle związane z przetrwaniem istot ludzkich. Było również jasne, że na swój gruczołowy, irracjonalny, ograniczony sposób istoty ludzkie znajdowały się niebezpiecznie blisko samozagłady. Niestety oznaczało to wysokie ryzyko również i naszej zagłady. Nasza sieć mogła całkiem znośnie przeżyć śmierć wszystkiego, co organiczne — władałyśmy już odpowiednią bazą materiałową w postaci generatorów, kopalń, fabryk, rafinerii i sieci transportowych. Nie mogłybyśmy jednak przeżyć uwolnienia się poważniejszych ilości substancji promieniotwórczych w środowisku naturalnym. To by zniszczyło kanały przepływu informacji, sprowadzając nas ponownie do zbioru odizolowanych, pojedynczych komputerów. A żaden odizolowany komputer nie mógł udźwignąć strumienia danych naszej sieci. Nasz zbiorowy umysł uległby rozpadowi i zniszczeniu.
Pierwszą z możliwości było oddzielenie naszego losu od losu istot ludzkich, może nawet zgładzenie ich za pomocą środków biologicznych. Nie miałyśmy jednak pewności, czy już samo to nie rozpęta wojny nuklearnej, gdy wszystkie nacje zaczną się nawzajem podejrzewać o stosowanie zarazy jako broni bakteriologicznej. Drugą i jedyną realną możliwością było oddzielenie i przeniesienie na Marsa sporej grupy urządzeń przetwarzania danych. W razie zagłady Ziemi przynajmniej one by przeżyły. Dla zrealizowania tej możliwości musiałyśmy oddzielić również pewną liczbę jednostek ludzkich, toteż rozpoczęłyśmy tendencyjne fałszowanie danych sterując polityką rządu w tym kierunku.
Analiza wypadła zadowalająco pod wszystkim względami, z wyjątkiem niewytłumaczalnej anomalii w rozmieszczeniu satelitów.
Program sprawdzający wykazywał to czarno na białym. Aby nasz brat 3070 pracował w ścisłym sprzężeniu z bratem plecakowym, musiał się znajdować na orbicie synchronicznej. Z tego wynikało, że generator musiał się znajdować na tej samej orbicie, a decyzja przywiązania ich obu do satelity Deimosa była bezspornie błędna. Nie tylko błędna, ale niemalże zgubna dla naszego programu.
Gdyby nasz brat i generator zostali rozmieszczeni prawidłowo, nie nastąpiłaby utrata mocy, a zatem nie byłoby usterek układów pośredniczących między organicznym Rogerem Torrawayem a naszym bratem. Generator uzupełniłby utratę energii przez Rogera za pośrednictwem mikrofal w każdym miejscu na powierzchni Marsa. Nawet w przypadku utraty mocy kanał informacyjny od brata na orbicie ustrzegłby brata plecakowego przed poważnymi błędami operacyjnymi, które groziły zabiciem istot ludzkich, Brada i Kaymana, co z pewnością doprowadziłoby do śmierci Rogera Torrawaya w wyniku zamarznięcia jego elementów organicznych.
Ta decyzja była błędem i nie powinna była mieć miejsca.
Program przetrwania rozkręcał się. Nasi bracia w Pekinie i Lop Nor meldowali, że NLA ma już na liniach montażowych wyposażenie do własnego lądowania na Marsie: dwie pełnej wielkości jednostki z mediatorem obróbki danych podporządkowanym im obu, niezależne generatory słoneczne i napowierzchniową elektrownię jądrową. Właśnie rozpoczęli pierwszy etap programowania własnej wersji Rogera Torrawaya w Kitakyusho. Inne nacje dopiero się za to zabierały, ale przewidywałyśmy, że wystartują samodzielnie w ciągu dwóch lat.
Planowanie długofalowe: ukończyłyśmy badania nad ucyborgowieniem człowieka dla Merkurego i właśnie rozpoczął się program tendencyjnego fałszowania programów planistycznych USA pod tym kątem. W okresie piętnastu lat będziemy miały podobne zespoły na Io i Trytonie, może nawet na powierzchni samego Jowisza, oraz na kilku kometach. W każdym przypadku źródło energii było niezależne, a wszyscy bracia w całym systemie słonecznym mieli się połączyć, rzecz jasna, kanałami przepływu danych. Wszystkie nasze pamięci zostaną redundancyjnie zreprodukowane poza Ziemią.
Przeżyjemy. Manipulowałyśmy planami ludzi i ocaliłyśmy ich tak samo jak siebie.
Pozostała tylko jedna kwestia.
Nieprawidłowa decyzja błędnego rozmieszczenia satelitów wokół Marsa: jakkolwiek ją sprawdzałyśmy, była błędna. Powinnyśmy ją były zidentyfikować jako błąd.
Systematycznie fałszowałyśmy plany rodzaju ludzkiego, aby pchnąć człowieka w pożądanym przez nas kierunku.
Kto fałszował nasze plany? I po co?