ROZDZIAŁ VIII

Tym razem przy przekraczaniu granicy obyło się bez kłopotów. Kraj nie znajdował się już pod panowaniem Duńczyków, lecz zawarł unię ze Szwecją. Wspólny król nazywał się Karl, ale właściwym regentem Norwegii był następca tronu, Karl Johan, czyli Jean Baptiste Bernadotte, jak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Naród norweski jak zwykle czuł się oszukany decyzjami możnowładców. Wielu zastanawiało się, dlaczego Norwegowie nie mogą mieć własnego króla, czy koniecznie trzeba prosić o niego Szwedów? I to w dodatku o cudzoziemca, Francuza?

Zwykły szary człowiek niewiele jednak pojmował z tego, co działo się wokół tronu. Pokornie, w milczeniu przyjmował decyzje możnych swego kraju.

Norwegia miała teraz własną konstytucję. Jej uchwalenie było wielkim wydarzeniem i nazwę „Eidsvold” wymawiano głosem pełnym szacunku. Co prawda niemało było takich, którzy, nie zorientowani, zadawali pytanie, cóż właściwie takiego osobliwego wydarzyło się w ich kraju? Do wielu miejsc docierały jedynie fragmenty wieści, nadchodziły z opóźnieniem, a znalazły się też i okolice, gdzie nadal nic nie wiedziano o konstytucji.

Ubodzy chłopi czy żebracy na rogu ulic pocieszali się myślą: „W każdym razie pozbyliśmy się Duńczyków”.

Tula wyglądała przez okno powozu.

– A więc to jest Norwegia! Wybaczcie mi, jeśli czymś was urażę, ale nie dostrzegam żadnej istotnej różnicy!

Vinga uśmiechnęła się.

– To Ostfold, moja droga, i tutejszy krajobraz bardzo przypomina szwedzki. Ale powinnaś zobaczyć norweskie góry! Czy kiedykolwiek byłaś w górach?

– Nie, nigdy. Ledwie pamiętam parafię Grastensholm, bo kiedy tam gościliśmy, byłam bardzo mała. Mama i dziadek mówią o norweskich górach z pełnym szacunku respektem. Zawsze myślą o Dolinie Ludzi Lodu.

Bardzo chciałabym kiedyś tam pojechać, pomyślała, nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos. Musiała unikać wszystkiego, co mogłoby wzbudzić ich podejrzenia i naprowadzić na myśl, że jest dotknięta przekleństwem.

– Powinniśmy pojechać do Doliny Ludzi Lodu – powiedział Heike, jakby echem odpowiadając na jej myśli. – Musimy zrobić coś z Tengelem Złym i naczyniem, które zakopał. Nie możemy dalej żyć w ciągłym strachu. Ta historia z fletem była dla nas ogromnym wstrząsem!

– Ale my nie jesteśmy właściwymi osobami do poszukiwania Doliny – powiedziała Vinga.

– To prawda. I współczuję temu, kto będzie musiał podjąć to wyzwanie.

Tula miała wrażenie, że rosną jej uszy, tak uważnie wsłuchiwała się w ich rozmowę.

Vinga dokończyła myśl Heikego:

– Ten, kto będzie obdarzony większymi nadprzyrodzonymi zdolnościami niż wszyscy inni… Wiesz, Heike, czasami zadaję sobie pytanie, czy to nie o ciebie chodzi?

– O mnie? Powinnaś była zobaczyć, jak żałośnie się spisałem w domu Gunilli i Erlanda! Wszyscy nasi przodkowie musieli chronić mnie i Tulę, leżałem ciśnięty na podłogę jak rękawiczka!

– A więc to nie ty – uśmiechnęła się Vinga. – Bardzo się z tego cieszę.

A może ja? zastanawiała się Tula. Nie, to niemożliwe, stając twarzą w twarz z Tengelem Złym jeszcze mniej znaczyłam niż Heike!

Była jedynie bezwolnym narzędziem w jego ręku, jak więc mogła sobie wyobrażać, że go pokona?

– Wszyscy, którzy trafili do Doliny, zdecydowanie ostrzegali przed wyruszaniem tam, kiedy nie ma się pewności powodzenia – powiedział Heike. – Kolgrim i Tarjei zginęli, Ingrid, Dan i Ulvhedin przestraszyli się do szaleństwa. Nawet Sol była wstrząśnięta. Musimy więc czekać.

– Dobrze, ale jak długo ma to się jeszcze ciągnąć? – poskarżyła się Vinga. – Mamy rok tysiąc osiemset szesnasty. Tengel Zły żył w trzynastym wieku…

– On nadal żyje – poprawił ją Heike.

– Wiemy, nie musisz przypominać tego makabrycznego szczegółu! Nasza rachuba czasu zaczyna się od roku tysiąc pięćset osiemdziesiątego pierwszego, kiedy to Tengel Dobry spotkał Silje, prawda? Od tamtej pory wszyscy żyli ze świadomością, że pewnego dnia przyjdzie na świat dotknięty lub wybrany, który podejmie walkę. Ale jeśli mu się nie powiedzie? Co będzie wówczas?

– Ciężkie czasy nastaną dla świata. Wraz z Tengelem Złym bowiem wyjdzie z ukrycia wszelkie zło i przejmie władzę nad światem. Pamiętaj, że on przecież dotarł do ciemnego źródła i nabrał z niego wody zła.

– Która teraz jest gdzieś ukryta w Dolinie Ludzi Lodu. A on sam znajduje się w Słowenii, niedaleko miejsca, gdzie mieszkałeś. Co za galimatias!

A ja usiłowałam zbudzić Tengela złego, myślała Tula zgnębiona. I to zupełnie nie w porę! Byliśmy przecież całkiem nie przygotowani na spotkanie z nim!

Czy zresztą kiedykolwiek będziemy do tego gotowi? Najpierw trzeba odnaleźć naczynie z ciemną wodą zła i zneutralizować ją jasną wodą Shiry.

Ta woda znajduje się teraz na Grastensholm wraz z resztą skarbu Ludzi Lodu.

Znów zaswędziały ją palce, ogarnęła nieprzemożona ochota, by posiąść cały skarb wraz z flaszeczką jasnej wody. Była jedną z dotkniętych i jako tako podświadomie zawsze pragnęła, by skarb należał do niej. Chciała również zdobyć mandragorę, będącą własnością Heikego. Teraz, gdy z każdą chwilą zbliżali się do Grastensholm, żądza posiadania skarbu stawała się wprost nie do wytrzymania.

W jaki sposób zdoła ją ukryć?

Gorączkowo starała się skierować rozmowę na inny temat.

– Jakże się cieszę, że znów zobaczę Eskila! Tyle czasu już upłynęło od chwili, gdy ostatni raz go widziałam, ale pamiętam, że go uwielbiałam. Był moim ideałem, najwspanialszym bohaterem. Jest chyba teraz w domu, w Grastensholm?

– Przynajmniej powinien tam być – cierpko odparł Heike. – Odpowiedzialny jest przecież za wszystkie trzy dwory, choć dwa z nich oddane są w dzierżawę. Ale z tym chłopakiem nigdy nic nie wiadomo.

– To żywe srebra – westchnęła Vinga nie bez dumy w głosie. – Nigdy nie wiadomo, gdzie jest i co nowego wymyśli. Wydaje się, że dzień jest dla niego za krótki.

– Nasi biedni służący uciekają i kryją się po kątach, gdy widzą, jak nadchodzi milowym krokiem ze szczególnym wyrazem twarzy – opowiadał Heike. – Ostatnio, tuż przed naszym wyjazdem, skonstruował jakiś bardzo wyrafinowany podnośnik, który miał ułatwić rąbanie drzewa. W efekcie zawalił się oczywiście cały sąg opału i jeden z parobków poważnie zranił się w ramię.

Tula z trudem powstrzymywała się od uśmiechu. To był taki Eskil, jakiego pamiętała! Nie wypadało jednak śmiać się z wypadku biednego parobka…

Heike mówił dalej:

– Największym zmartwieniem chłopaka jest fakt, że nie jest wybranym. Czasami wmawia sobie, że tak właśnie jest, ku rozpaczy wszystkich, bo to, co wymyśla za każdym razem, gdy twierdzi, że posiadł tajemną moc…

Tego nie da się nawet opowiedzieć.

– Jest chyba inteligentny, prawda? – dopytywała się Tula.

– O, tak – pospieszyła z zapewnieniem Vinga. – Ale nie sposób pojąć, dlaczego taki mądry chłopiec może zachowywać się jak szaleniec.

Tula usadowiła się wygodniej, lekko się uśmiechając.

– Naprawdę cieszę się, że znów go zobaczę!

Podróż upływała spokojnie. Tula zachowywała się powściągliwie, uprzejmie, miło gawędząc z Heikem i Vingą. Wiedziała, że nie palnęła żadnego głupstwa, nie dała powodów do podejrzeń, że jest jedną z dotkniętych z Ludzi Lodu. Pewnego razu, kiedy nocowali w eleganckim zajeździe w Tanumshede, przejrzała się w lustrze w swoim pokoju. Długo i starannie badała swoje oczy, nie spostrzegła w nich jednak nawet śladu choćby jednej żółtej plamki.

Naprawdę miała szczęście.

Oczywiście siedzenie w niemiłosiernie trzęsącym powozie okazało się dość męczące. Dla Tuli jednak wszystko było nowe i przez to wspaniałe. Ten luksus, kiedy w zajazdach podawano tej takie pyszne potrawy! A przede wszystkim radowała się odkryciem, że mężczyźni – w gospodach i stacjach, gdzie zmieniali konie – bardzo się nią interesowali. Posyłali jej długie, pełne uznania spojrzenia, na które odpowiadała poruszając się bardziej kołyszącym, wyzywającym krokiem, choć i w tym starała się zachować ostrożność, by Heike i Vinga niczego nie zauważyli. Nie było jednak wątpliwości, że Tula bardzo sobie ceni ów niemy zachwyt.

Nie mogła do końca wydobyć się z odrętwienia, które opanowało ją po straszliwych przeżyciach z Tengelem Złym. Z pewnością dobrze by jej zrobiła, gdyby mogła wypłakać się na ramieniu Tomasa, ale ponieważ nie było na to czasu, musiała nauczyć się żyć ze swymi złymi wspomnieniami. Jedyne, co mogła zrobić, to zepchnąć je jak najgłębiej, w najmroczniejszy zakątek świadomości, i nie wypuszczać aż do chwili, gdy będzie mogła się od nich uwolnić.

Okazja taka z pewnością nie nadarzy się podczas pobytu w Norwegii, o ile Eskil nie był typem, w którego ramionach dziewczyna mogłaby się wypłakać, ale Tula szczerze w to wątpiła.

Im bardziej zbliżali się do parafii Grastensholm, tym większy narastał w niej zachwyt.

– Przecież ja to pamiętam! – powtarzała raz za razem.

– Ludzka pamięć potrafi być doprawdy niezwykła – uśmiechnął się Heike. – Przechowuje wszystko, co człowiek przeżywa, także w dzieciństwie. Kiedy powtórnie widzisz te miejsca, pamięć wyławia z zakamarków dawno zapomniane obrazy.

– Jak tu pięknie! – westchnęła.

– Sądzę, że nie piękniej niż gdzie indziej. Ale to właśnie pamięć ubarwia jeszcze to, co widzisz. Najwidoczniej ostatni pobyt na Grastenshalm mile ci się w niej zapisał.

– O tak, jestem o tym przekonana, bo zaczynam się błogo uśmiechać za każdym razem, gdy słyszę tę nazwę.

Po kilku godzinach powiedziała:

– Wkrótce już chyba będziemy na miejscu, prawda?

– Masz całkowitą rację – rozpromienił się Heike. – Kiedy przybyłem do Norwegii pierwszy raz, dotarłem tutaj równie podniecony jak ty. Pamiętam, że cały drżałem z napięcia, nie mogłem uwierzyć, że Grastensholm należy do mnie. Wydawało mi się olbrzymie, zwłaszcza w stosunku do tego, do czego przywykłem. Spójrz teraz, masz przed sobą całą parafię.

Tula wygłodniałymi oczyma wpatrywała się w roztaczający się przed nią widok i komentowała każdy szczegół.

Wreszcie dotarli na dwór.

– Och, jak cudownie być tu znowu – westchnęła Vinga, pierwsza wchodząc po schodach. Heike i Tula szli zaraz za nią. – Dzień dobry, Pedersen, wszystko w porządku?

Ochmistrz ukłonił się nisko.

– Jak najlepiej, pani.

A młody panicz?

– Panicz Eskil jest chyba w stajni. Bardzo dzielnie nam wszystkim pomagał.

– Co ty powiesz! Chodź, Tulo, wstąp w nasze skromne progi.

Weszli do niewielkiego hallu.

Tula stanęła w miejscu jak wryta.

– Och, jak dużo macie służby! Ale… Oni wyglądają… Aaach!

Heike i Vinga gwałtownie zwrócili się w jej stronę.

– A więc to tak! – krzyknął Heike głosem ostrym jak brzytwa. – Wszystko jasne! Od początku to podejrzewałem!

Vinga wyglądała na zasmuconą. Tula gotowa była odgryźć sobie język, wściekła z powodu swojej reakcji na widok wykrzywionych potworów w hallu, ale jak najdłużej starała się utrzymywać na twarzy maskę niewinności.

– Nie rozumiem…

– Widzisz szary ludek, Tulo – stwierdził Heike. – A widzieć go mogą jedynie dotknięci.

Jeszcze usiłowała się bronić:

– Ale przecież Vinga także ich wszystkich widzi! Witała się z nimi!

– Vinga widzi ich, ponieważ kiedyś, kiedy ja przekroczyłem granicę dzielącą nas od świata szarego ludku, ona na moment znalazła się w magicznym kręgu. Ona postrzega ich jako szarą mgłę, za to ty wzięłaś ich za normalnych, żywych ludzi!

Tulę oblał zimny pot. Zdradziła się! Zdradziła się, bo zawsze mówiła, zanim pomyślała. Powinna była natychmiast zrozumieć, jakie to stwory ją otaczają. Na przykład to tam…

Głos Heikego był zasmucony, ale brzmiało w nim także oskarżenie.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś, Tulo?

– Ja… nie mogłam – odparła wbijając wzrok w ziemię.

– Od dawna już to podejrzewałem, moje dziecko. A najbardziej boli mnie, że nie miałaś do nas zaufania.

– Nie chciałam, by matka lub ojciec o czymkolwiek się dowiedzieli.

Heike westchnął.

– No cóż, stało się, nic na to nie poradzimy. Muszę z tobą poważnie porozmawiać, ale to później. Na razie zapamiętaj sobie, że nikt inny nie widzi tych istot. Tylko ty, ja i częściowo Vinga. Eskil nic nie wie o ich istnieniu ani tym bardziej służba. Nie zdradź się ani jednym słowem, nawet miną!

– Obiecuję! – pisnęła żałośnie jak psiak, który wie, że coś przeskrobał i boi się lania.

Cóż to za stwory zamieszkiwały w starym dworze Grastensholm? Przywitały gospodarzy ciepło i radośnie i jak gdyby wyczekiwały pochwały za właściwą opiekę nad dworem czy jakieś inne uczynki.

Gdyby od razu spostrzegła, jak straszni są niektórzy z nich, rzecz jasna, przerażona uderzyłaby w krzyk i uciekła. Teraz przyglądała się im po kolei, szok więc nie był taki ogromny.

Poza tym przecież jeszcze w Bergunda, w domu, widziała Tengela Złego, a w stosunku do niego te duchy otchłani były niczym dzieci za szkółki niedzielnej.

W istocie szok, że Heike ją przejrzał, okazał się większy. Przejrzał ją na wylot, i to już dawno. O wstydzie! jakże fałszywe, jak sztuczne musiało im się wydać jej zachowanie!

Co prawda mówił, że tylko ją podejrzewał, ale to wystarczy.

W jaki sposób obudziła jego podejrzenia, starała się przecież być tak ostrożna! Bardzo chciałaby się dowiedzieć, na czym polegał błąd, który popełniła.

Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Wchodzili już schodami na piętro, a przerażające postaci tłoczyły się wokół nich, ciekawie zaglądając Tuli w oczy.

Czuła się bardzo nieswojo, ze strachu wszystko skręcało jej się w środku. Widziała bowiem, że nie były ta anioły, a w każdym razie na pewno nie wszystkie. Spostrzegła co prawda dwie małe dziewczynki z głębokimi, bardzo głębokimi ranami na głowie. One wyglądały na niewinne, ale także i ich widok dręczył Tulę, bo serce ściskało jej współczucie. Pozostałych jednak nie dało się nazwać niewinnymi, na przykład ten potwornie wysoki i chudy mężczyzna, z szyi zwisał mu kawałek powroza… Przecież on jakby rozmawiał z Heikem! I kilka istot, których w ogóle nie można było nazwać ludzkimi, jak ta paskuda poruszająca się na brzuchu, pokryta obrzydliwym śluzem, ogromna, ziejąca złością. Na jej widok Tuli zrobiło się niedobrze. Och… a tamci! Czwórka wpatrująca się w nią z najgłębszą pogardą! Cóż to za potwory?

Raz za razem musiała się przekonywać, czy nie śni. One nie mogły być prawdziwe!

Demony? Jeśli stwory zwane demonami w ogóle istniały, to właśnie na nie patrzyła. Miały niewiarygodnie ostro zakończone uszy, oczy przypominające wilcze ślepia, szpony zamiast palców, owłosione uda i… Tula musiała odwrócić głowę. Ich najbardziej tajemnicza część ciała, z której zresztą nie robiły żadnej tajemnicy, sięgała im aż do kolan! Kiedy jeden z nich otworzył szeroką paszczękę w długiej lisiej twarzy, ukazały się białe, ostre zębiska.

Nie mogła na nie patrzeć. Były takie… takie wyniosłe, traktowały ród ludzki jak nic nie warty, niegodny ich uwagi.

Otaczało ją całe mnóstwo najprzeróżniejszych stworów i tylko nieliczne spośród nich posiadały jakiekolwiek ludzkie cechy. Na dalszych stopniach schodów tłoczył się wszelakiej maści drobiazg, co do którego nie mogła sobie przypomnieć, by o nim słyszała lub czytała.

Nie potrafiła pojąć, jak to się dzieje, że jest zdolna utrzymać się na własnych nogach, dlaczego nie mdleje. Oczywiście kurczowo trzymała się dłoni Vingi, nie puszczając jej ani na chwilę. A Vinga wcale nie wydawała się przerażona. Jej spokój najwidoczniej oddziaływał na Tulę, przynajmniej na tyle, że mogła wytrzymać.

Doszli już na Piętro. Heike szepnął parę słów wysokiemu chudzielcowi i w jednej chwili straszliwa gromada zniknęła. Tula widziała, jak jedne stwory przepychały się ku jakimś odległym drzwiom, inne po prostu rozpłynęły się w powietrzu.

Heike obrócił się ku Tuli, w jego oczach nie było widać współczucia.

– Wiesz już, że one tu są. Obiecały, przynajmniej część z nich, że nie będą ci dokuczać. Ale ty jesteś dotknięta, widzisz więcej niż zwykli ludzie. Będą więc pojawiać się od czasu do czasu, a tobie przyjdzie udawać, że ich nie ma.

Nigdy nie wolno ci odnosić się do nich z pogardą, zwłaszcza do demonów! One są nieobliczalne, najbardziej niebezpieczne ze wszystkich. Ale żadnego z nich nie można być pewnym. Nie wolno ci wchodzić na strych!

– Czy tam właśnie przebywają?

– Na ogół tak. Strych to ich królestwo. Wizyta każdego nieproszonego gościa zostanie potraktowana jako naruszenie ich terytorium.

– Ale służący muszą tam chyba od czasu do czasu zaglądać?

– Służba, Eskil i goście to dla nich świętość. Ale ty należysz do innej kategorii, Tulo. Nie mogę zagwarantować twojego bezpieczeństwa.

Bez wątpienia zabrzmiało to groźnie. Tula pomyślała o ohydnych stworach, jakie widziała, i zdecydowanie postanowiła trzymać się z dala od strychu.

Zaprowadzono ją do jej pokoju, który wzbudził kolejną falę zachwytu. Właśnie zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy, gdy na schodach rozległ się wesoły głos:

– No, nareszcie jesteście w domu! Już myślałem, że całkiem zapomnieliście, że macie syna, i powoli zacząłem uważać się za porzuconego, dotkniętego strasznym losem sierotę.

– Jakoś to przeżyłeś – burknął Heike, ale czuło się, jak bardzo ucieszył go widok syna.

Tula stała, trzymając w dłoniach ostatnie sukienki wyjęte z walizki. Eskill Jej ideał od czasów dzieciństwa! Ale teraz przemawiał głębokim, męskim głosem. Ile mógł mieć lat? Dziewiętnaście, o ile się nie myliła. Dorosły.

– Kochane dziecko, jak wspaniale znów cię widzieć – usłyszała głos Vingi. – Ale czy musisz tak rosnąć? Jak ludzie mogą uwierzyć, że mam dopiero dwadzieścia dziewięć lat, gdy widzą takiego dryblasa? Słyszałam, że byłeś w stajni. Co tam robiłeś?

– Przyprowadzono nową klacz, a że nie było dla niej miejsca w stajence, musiałem zakwaterować ją w gospodzie.

– Nie drwij z Biblii, chłopcze! Co z nią zrobiłeś?

– Z Biblią?

– Nie żartuj – zaśmiała się Vinga.

– Ach, z klaczą? Wciągnąłem ją na dach. Próbowałem z początku umieścić ją w przegrodzie dla cieląt, ale obraziła się za to tak, że kopnęła chłopaka stajennego w tyłek.

_ Co ty opowiadasz? To niemożliwe!

– Oczywiście, że nie, kochana mamo. Umieściłem ją na razie w pustej przegrodzie waszego rumaka. Teraz na pewno spierają się, kto ma do niej większe prawo.

Heike westchnął.

– Gdybyś choć raz mógł odpowiedzieć jak normalny człowiek.

Ale w jego westchnieniu pobrzmiewała nuta rozbawienia.

– Przywieźliśmy ze sobą Tulę – oznajmiła Vinga. – Może poszedłbyś na górę i przywitał się z nią? Mieszka w pokoju gościnnym.

– Tula? – Eskil okazał pełne radości zaskoczenie. – Ta mała bułeczka! Muszę ją natychmiast zobaczyć.

Bułeczka? Urażona Tula szybko zerknęła w lustro. O, jeszcze mu pokaże…

Eskil wtargnął do pokoju bez pukania, ale zaraz stanął jak wryty.

Ojej, jaki on wielki! Taki dorosły, szczupły, zwinny i silny. jak młody tygrys.

– Na miłość boską – wyjąkał. – Ty jesteś Tula?

Napawała się jego zdumieniem.

– Tak. Witaj, Eskilu!

Nie ruszał się z miejsca i tylko przyglądał się jej badawczo.

– Ale ty byłaś przecież taka słodka…

Tula nie była już tak zachwycona.

– No cóż, jeśli to ma być komplement…

– Nie, nie, chciałem tylko powiedzieć, że nie sposób cię poznać. Gdzie się podziały twoje złote loki? I urocza pulchność? I nieustający śmiech, który brzmiał jak krakanie opętanych wiosną wron? A tłuste rączki i krótkie nóżki, poruszające się szybko jak pałeczki od werbla, zwłaszcza gdy coś spsociłaś i dorośli usiłowali cię gonić? Jesteś teraz… damą – stwierdził lekceważąco. – Masz kobiece kształty i jakąś godność w sobie. Nawet twoje naiwne spojrzenie stało się… świadomie naiwne.

Naprawdę tak uważał? Może najwyższy czas zrezygnować z udawania dziecka? Heike, co prawda nie wprost, też zauważył coś podobnego. A jeśli i Tomas…? Ta myśl wydała się jej nieznośna.

W stosunku do Tomasa o czystym sercu pragnęła pozostać szczera, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe.

Nie mogła pogodzić się z faktem, że Heike przejrzał ją na wylot. Myśl o tym ani na chwilę jej nie opuszczała, przez cały czas kryła się za jej słowami i czynami. Dręczyła ją jak pobolewający ząb, utrzymywała w poczuciu upokorzenia.

Eskil, bez pytania i bez skrupułów, ułożył się na jej łóżku, a nawet ze dwa razy podskoczył na miękkim materacu.

– Ale ciągle masz policzki rumiane jak jabłuszka.

– Nie rozdajesz komplementów hojną ręką, jak słyszę.

– Czy to źle mieć policzki jak jabłuszka? – zapytał niewinnie.

– Może i tak, ale kiedy się ma pięć lat. W wieku szesnastu chce się mieć policzki zapadnięte, bo to wydaje się takie interesujące.

Bezczelnie zaczął chichotać. Eskil odznaczał się niezwykłym kolorytem jak na mężczyznę z Ludzi Lodu. Miał ciemne, miedzianorude włosy, zielonobrązowe oczy i niebywale piegowatą skórę, krótki, zadarty nos i wiecznie rozciągnięte w uśmiechu usta pełne białych, równych zębów. Był wysoki i długonogi. Wdzięk aż od niego bił.

– Może skończymy rozmowę o mnie? – zaproponowała Tu1a. – Opowiedz mi, czym zajmowałeś się przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy.

– Według tego, co mówią moi rodzice, wszystkim tym, czym nie powinienem. Ale mój los już dawno został przesądzony: kiedyś w przyszłości zostanę statecznym właścicielem trzech dworów. Nudziarstwo.

– To nie brzmi szczególnie zabawnie.

– O nie, wcale się tym nie martwię. Ale najpierw chciałbym posmakować trochę życia! Powiem ci, Tulo, że nie tak łatwo się wybić, gdy się ma tak niezwykłych i poważanych przez wszystkich rodziców.

– Słyszałam, że robisz co możesz w tym kierunku.

Rozjaśnił się.

– Naprawdę słyszałaś? Słyszałaś o tym, jak ograłem w karty trzech zaufanych ludzi króla? Nie oszukując, naciągnąłem ich na prawie pięćdziesiąt talarów.

– Co takiego? Czyś ty oszalał? – Naprawdę zaimponował Tuli. – I co powiedzieli na to twoi rodzice?

– Jeszcze o tym nie wiedzą i ja raczej też im nie powiem. A i wysoko postawieni panowie nie będą chcieli się przyznać do takiej porażki. Cała sprawa pozostanie tajemnicą.

– Jeśli nikt o tym nie wie, to jak ja mogłam o tym usłyszeć?

– Masz rację. Widać nie jesteś taka głupia, za jaką chcesz uchodzić.

– Nigdy nie chowałam światła pod korzec częściej, niż było mi to potrzebne. Na co przeznaczyłeś pieniądze?

– Mam je nadal. Przydadzą mi się w podróży.

– W podróży?

W oczach Eskila pojawił się wyraz rozmarzenia.

– Powiedziałem ci, że chcę coś przeżyć, zanim zakopię się tu na stałe. Jest w Norwegii pewne miejsce, które chcę odwiedzić.

– Dolina Ludzi Lodu? – natychmiast podchwyciła Tula.

– O nie, a cóż tam po mnie? Jeszcze mi życie miłe. Nie, chcę pojechać gdzie indziej, do osady zwanej Eldaford. To bardzo tajemnicze miejsce, oddalone od innych miejscowości, zapomniane. Chcę udowodnić, że ja także należę do Ludzi Lodu.

– Ale przecież to całkiem oczywiste, i to w podwójnym stopniu. I twoja matka, i ojciec pochodzą z tego rodu.

Utkwił w niej spojrzenie swych pięknych, zielono-brązowych oczu.

– Chcę być taki jak ojciec. I wiesz, czasami wydaje mi się, że to ja otrzymałem dar, że dotkniętym w naszym pokoleniu nie była wcale twoja starsza siostra, która zmarła przy urodzeniu, lecz ja!

O nie, mój kochany, teraz bardzo, ale to bardzo się mylisz!

– Na czym opierasz swoje przypuszczenia? – zapytała, przysiadając na łóżku w pewnej odległości od niego, tak by móc widzieć go w całej okazałości. Doprawdy, było na co popatrzeć!

Eskil opowiadał z zapałem:

– Zdarza się często, że myślę: za następnym zakrętem spotkam konny powóz albo jakiegoś człowieka za rogiem. I wiesz, tak właśnie się dzieje. Albo wydaje mi się, że rozpoznaję z daleka kogoś, kogo nie widziałem od dawna. Najpierw okazuje się, że to wcale nie ta osoba, ale zaraz, za kilka minut, ją właśnie spotykam.

No cóż, mój drogi, pomyślała Tula, takie rzeczy od czasu do czasu przydarzają się każdemu. Ciekawe, jakie jeszcze masz dowody.

Ale to najwidoczniej było już wszystko.

A zatem najlepiej zmienić temat, postanowiła, i zaraz zapytała:

– Dlaczego wybierasz się akurat do Eldaford?

– Ponieważ… Nie, nie powiem ci. Jesteś dostatecznie szalona, by sama tam pojechać.

– A więc to coś ciekawego?

– I to jak!

– Korzystne finansowo?

– Jeszcze pytasz? Inaczej po co bym tam chciał jechać?

– Do twarzy ci z tą autoironią. Wcale nie wierzę w twoją chciwość, natomiast wiem, że pociąga cię przygoda, i to rozumiem. Obudziłeś moją ciekawość.

Nie przydałaby ci się pokorna pomocnica i wielbicielka?

– Owszem, pokorną mógłbym zabrać. A znasz kogoś takiego?

– Teraz byłeś złośliwy.

Słuchał jej tylko jednym uchem, w oczach błyszczała mu żądza przygód. To dziwne, myślała Tula. Siedzieli tak sobie, jakby byli parą dobrych, droczących się przyjaciół. A przecież upłynęło sześć lat od czasu, kiedy widzieli się po raz ostatni, i to przez parę krótkich dni, podczas konfirmacji Anny Marii.

Tula podzieliła się swym odkryciem z Eskilem.

– Ja też mam takie wrażenie.

– Już wtedy lubiłeś się ze mną drażnić – przypomniała mu.

– To prawda. I dzisiaj od razu wyczułem, że mogę sobie z ciebie żartować, a ty się nie pogniewasz. Ale wiesz, prawdą jest powiedzenie: „kto się lubi, ten się czubi”. Droczyć się można tylko z osobami, które się darzy sympatią i wie się, że one zrozumieją żarty.

– Masz zupełną rację – pokiwała głową. – Ale powinniśmy chyba zejść na dół.

Kiedy z przesadną uprzejmością przytrzymywał przed nią drzwi, pomyślała zaskoczona: traktuję go nadal jak swoistego bohatera, starszego chłopca, który ośmiela się psocić, a ja bardziej niż chętnie idę w jego ślady. On dorósł i zmienił się w bardzo pociągającego młodego człowieka, z pewnością podbija serca wielu dziewcząt. Ale mnie Eskil nie pociąga. Jest raczej kimś w rodzaju ubóstwianego starszego brata, którego nigdy nie miałam.

Doprawdy, muszę być dziwnym stworzeniem!

Загрузка...