ROZDZIAŁ XI

– No i jak? – zapytała Tula podniecona, kiedy zatrzymali się w lesie, Eskil obciął jej włosy, a ona przebrała się w jego stare chłopięce ubranie.

Eskil postąpił parę kroków do tyłu i unosząc głowę taksował sylwetkę dziewczyny.

– Całkiem nieźle – orzekł zamyślony. – Jeśli nie będziesz tak dumnie wypinać piersi, możesz z powodzeniem uchodzić za chłopca. Przez ten rok twoja twarz nabrała wyrazu, masz proste, regularne rysy, gęste, jasnobrązowe brwi. Byłaś piękna jako dziewczyna, ale jako chłopak jesteś prześliczna! Musisz teraz wystrzegać się dziewcząt, by nie wplątać się w jakieś kłopotliwe sytuacje. A najbardziej uważaj na kobiety dojrzałe, one potrafią być diablo natrętne!

– Mówisz tak z własnego doświadczenia?

– Może…

– A to dopiero ciekawe! Która to?!

– O nie, ja nie lubię plotek.

– Ależ, Eskilu, przecież już wyjeżdżam!

Nie dodała: „I nigdy nie wrócę na Grastensholm!” Wywołałoby to tylko burzę protestów, pytań i zbędnych, kłamliwych wyjaśnień.

Poddał się.

– Dobrze, jak chcesz. Ale obiecaj, że nic nie powiesz matce ani ojcu… To żona organisty. Rzuciła się na mnie jak, nie przymierzając, kobyła. Musiałem bronić się rękami i nogami. To najprawdziwsza prawda!

Tula zachichotała.

– Że też nie wykorzystałeś takiej okazji!

– No wiesz! Ona ma co najmniej czterdzieści pięć lat i wygląda jak przejrzała gruszka!

– A na dodatek straszliwie się poci – nie omieszkała dodać Tula. – No, naprawdę uważasz, że dobrze wyglądam? – zakończyła, obracając się dokoła.

– Świetnie! Bardzo ci w tym do twarzy… Ten tyłeczek w obcisłych spodniach… Aż bierze mnie na ciebie ochota, naturalnie jako na dziewczynę w przebraniu, niech ci nie przyjdzie do głowy nic innego. Wcześniej twój widok mnie nie podniecał, ale teraz!

– O, nie – sprzeciwiła się Tula, dodając bezwstydnie: – Taki byłby kłopot ze ściąganiem tych męskich spodni i butów!

Eskil wybałuszył oczy i spiekł raka.

– Ale przecież ja nie mówiłem poważnie!

– Ja też nie – odparła śmiejąc się zaraźliwie. – Jeśli mam już stracić cnotę, nie może to być tak pozbawione dramatyzmu, jak byłoby z tobą.

Jaką cnotę? pomyślała sobie. Oby niebiosa darowały mi moje łgarstwa! Pewnie tam na górze zaczynają już być zmęczeni, tyle mają ze mną roboty.

– Obraziłaś mnie, Tulo – powiedział Eskil, ale widać było, że i jego bawi ta sytuacja. – Do licha, Tulo, powinniśmy byli więcej ze sobą rozmawiać.

– Czy nie wydaje ci się, że jesteśmy w stosunku do siebie bardziej otwarci dlatego, że wkrótce się rozstaniemy?

– Chyba tak. Wcześniej zależało nam na zachowaniu niezależności. Nie chcieliśmy dopuścić, by przypadkiem zrodziła się miłość. Bo przecież jesteśmy jak brat i siostra… To chyba jeszcze gorzej!

– To wszystko prawda – Tula z powagą skinęła głową. – Uważaj na siebie w tym Eldaford.

– Dziękuję! I ty bądź ostrożna w drodze do domu. Mam okropne wyrzuty sumienia, że zostawiam cię samą, ale…

– Właśnie widzę. Nie możesz się już doczekać, kiedy wyruszysz.

– Wcale nie! Ale naprawdę uważaj, z kim przestajesz, pilnuj konia, pieniędzy i swoich rzeczy! Po drogach wałęsa się mnóstwo włóczęgów, a ty wyglądasz na bardzo młodą osobę. Ale na pewno dasz sobie radę!

Lepiej niż ci się wydaje, pomyślała Tula.

Wyjechali z zagajnika. Tula patrzyła, jak zabudowa staje się coraz gęściejsza. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, domy. Eskil pożegnał się i ruszył w swoją stronę. Patrzyła za nim tylko przez chwilę. On zbyt się spieszył, by się oglądać.

Dopiero gdy minęła Christianię i skierowała się ku Ostfold, poczuła się naprawdę wolna. Demony z Grastensholm nie mogły już tu dotrzeć. Na razie jedynie Eskil wiedział, że podróżuje sama, mogła więc robić dokładnie to, na co miała ochotę, nie zważając na nikogo. Musiała tylko pamiętać, by dotrzeć do domu w miarę rozsądnym czasie, bo Heike i Vinga zapowiedzieli, że nie zwlekając napiszą do ojca i matki, iż Tula jest już w drodze. Oczywiście w bezpiecznej asyście Eskila.

Jakże by inaczej!

Tęskniła za domem, to jasne! Cieszyła się, że znów zobaczy rodziców, dziadka i obie babcie, całą wielką rodzinę w Backa. No i Tomasa, kochanego, dobrego Tomasa. Jak wspaniale będzie znów z nim porozmawiać!

Ale przedtem… To wprost fantastyczne! Jakie porywające! Będzie mogła popuścić cugli.

Rozumiała teraz, jak musiała czuć się Sol, piękna czarownica sprzed dwustu lat, gdy po raz pierwszy wyrwała się na wolność.

Ale krótkie życie Sol miało okrutny koniec. Tula nie zamierzała postępować tak nieroztropnie. Nie była zresztą nawet w połowie tak piękna jak Sol ani też nie opanowała sztuki czarowania tak świetnie jak tamta.

Oczywiście nie w smak jej było, że Heike i Vinga dowiedzieli się o jej obciążeniu złym dziedzictwem. Teraz jednak byli już daleko. A zatem mogła robić, co jej się żywnie podobało.

Wszystko, co chciała!

Radosne poczucie wolności omal nie rozsadziło piersi dziewczyny. Jej dźwięczny głośny śmiech rozniósł się pod niebem. Przestworza, pola i łąki, cała ziemia… Świat należał do niej!

Pod wieczór dotarła do pierwszej gospody, w której miała nocować sama. Tu właśnie spędziła noc wraz z Heikem i Vingą w drodze na Grastensholm.

Niestety, od razu zaczęły się kłopoty. Nikt nie wątpił w jej płeć. Była bardzo młodym i bardzo pięknym chłopcem, który podróżuje samotnie. Ale jeśli Tula sądziła, że dostanie osobny pokój, to wkrótce odebrano jej te złudzenia. Wszystkie małe izdebki były już zajęte, jeśli więc młody pan chce tu nocować, to musi dzielić pokój z trzema innymi mężczyznami…

W przypływie paniki Tula gorączkowo rozważała, co robić. Jechać dalej? Nie, do miejsca następnego noclegu było daleko. Spać w lesie? Właśnie zaczęło mżyć.

Musiała wypić piwo, którego po części sama sobie nawarzyła. Położyła się spać wcześniej, uprzedzając innych, i kiedy mężczyźni przyszli do izby, udawała, że dawno już zasnęła.

Jakimż językiem mówili! Te niewybredne, grubiańskie komentarze na temat dziewek służących! Trudno się było doszukać subtelnych niedomówień, dotyczących zarówno części ciała, jak też ludzkich potrzeb, tu wszystko zostało nazwane po imieniu.

Zwinięta w kłębek pod pierzyną czerwieniła się raz po raz.

Nareszcie zachrapali. Tula, obawiając się, że nie obudzi się pierwsza, myślała, że nigdy nie uda jej się zasnąć. A i zasnąć się bała.

Jednakże poprzedniej nocy też niewiele spała, więc ku swemu zdumieniu, gdy obudziła się o świcie, zrozumiała, że musiała spać bardzo głęboko.

Która mogła być godzina? Nie miała zielonego pojęcia, ale ostrożnie wysunęła się z łóżka i ubrała. Nie trwało to długo, bo położyła się niemal w pełnym rynsztunku.

Mgliście przypominała sobie, że chyba coś jej się śniło, ale niewiele potrafiła wygrzebać z pamięci. Wielkie, groźne istoty unoszące się w powietrzu, szukały czegoś nic nie widzącymi oczami. Czyżby jej?

Nie, to tylko przepojona strachem świadomość wywołała majaki. Musi wreszcie nauczyć się mocniej trzymać ziemi.

Kiedy zeszła na dół, zorientowała się, że jest bardzo wcześnie. Wszędzie panowała cisza, jadalni jeszcze nie posprzątano po wczorajszej wieczerzy, przez okna wpadał ledwie chłodny poblask, w połowie należący do odchodzącej nocy.

Nic to, pomyślała Tula. Zarobię wiele godzin, jeśli natychmiast wyruszę w drogę.

Zapłaciła z góry już wczoraj, także za śniadanie, uznała więc, że może uszczknąć parę plasterków szynki i trochę chleba z kuchennego stołu. Poszła do stajni, nakarmiła i napoiła konia przed całym dniem jazdy, i wyruszyła. Kiedy wyjeżdżała, szarość świtu oznajmiała, że naprawdę już dnieje, choć gospoda jeszcze się nie obudziła.

Dostała swoją pierwszą nauczkę: podróżowanie w chłopięcym przebraniu dawało dużo większe bezpieczeństwo, ale w zamian pozbawiało pewnych szczególnych uprawnień.

Tego dnia Tula pokonała szmat drogi. Traktowała swą podróż niemal jak pochód triumfalny i bezgranicznie wprost się radowała. Małe dziewczynki na jej widok przystawały na skraju drogi, kłaniały się nisko, z podziwem zerkając na podróżującego konno młodzieńca. Młode panny i starsze niewiasty posyłały jej wymowne spojrzenia i zaczepne, wręcz wyzywające propozycje, a ona odpowiadała takim samym frywolnym tonem. Strzegła się jednak przed tym, by nie ulec prowokacyjnym zaproszeniom i nie zsiąść z konia na chwilę pogawędki.

Nigdy nie przypuszczała, że kobiety mogą być tak bezwstydne! Nareszcie się o tym przekonała!

Zdarzało się, że od czasu do czasu ktoś się do niej przyłączał, i bawiło ją, jak łatwo dają się oszukać mężczyźni. Chłopi, wędrowni rzemieślnicy, służący… Wszyscy brali ją za młodego chłopaka, który być może potrzebował ich ochrony przed rozbójnikami. Niektórzy sądzili, że nie ma więcej niż trzynaście lat. Czuła się wtedy dotknięta do żywego, ale tłumaczyła sobie, że to prawdopodobnie z powodu jej jasnego, wysokiego głosu.

Nauczyła się rozwiązywać kłopoty z miejscem do spania w przydrożnych zajazdach i nie musiała nocować w dużych męskich salach. Raz tylko, gdy przyszło jej dzielić pokój z szaleńczo przystojnym młodzieńcem, miała wrażenie, że wstąpił w nią zły duch, i pomyślała sobie: a dlaczego nie? Dobrze by jej teraz zrobił krótki, pikantny romans. W jej żyłach płynęła przecież gorąca krew, charakterystyczna dla dotkniętych kobiet z rodu Ludzi Lodu.

Młodzieniec jednak przez cały wieczór opowiadał farmazony o ukochanej pani swego serca, z którą miał się spotkać następnego dnia, i Tula stwierdziła po namyśle, że nie jest wart zamieszania, jakie niechybnie by powstało, gdyby zdradziła, kim jest naprawdę.

W innym zajeździe gruba karczmarka, która przez cały wieczór słała jej pełne obietnic spojrzenia, w środku nocy napadła ją w łóżku. Przytłoczyła dziewczynę swoim ciężarem, obsypała zaślinionymi pocałunkami, szepcząc gorąco „mój słodki chłopczyku”. Obleśna zalotnica gwałtem usiłowała wedrzeć się pod kołdrę, ale ponieważ sama na niej leżała, sprawiało jej to spore trudności.

Zapach przetrawionego piwa unosił się wokół niczym kłęby pary.

Tuli pozostawało tylko jedno. Uderzyła w krzyk. Przed zaspanymi gośćmi, którzy się zewsząd zbiegli, udała, że we śnie dręczył ją koszmar. Karczmarka musiała pospiesznie się wycofać, a Tula, ogromnie wzburzona, opuściła zajazd mimo bardzo późnej pory.

Nie zdradziła jednak swej tajemnicy.

Chociaż nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą, znów zaczęła po trosze zabawiać się czarodziejskimi sztuczkami. Było to takie kuszące, podróżowała przecież sama, a od tak dawna nie mogła wypróbować swych talentów. Niezwykłe zdolności wykorzystała po raz pierwszy, gdy ujrzała owcę, która jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności utknęła w dziurze w płocie. Tula pospiesznie odmówiła kilka drobnych zaklęć i owca była wolna. Poświęciła też trochę czasu na opatrzenie ran zwierzęcia. Towarzyszyło jej przy tym sporo obserwatorów z najbliższej wioski i dziewczyna usłyszała wiele pochlebnych słów o szlachetności, niezwykłej dla młodego chłopca.

Ze złością przeklęła wtedy pod nosem. Za często zdarzało jej się zapominać, że ma wyobrażać chłopca. Pewnego pięknego dnia zdradzi się przez zwykłe roztargnienie. Niestety, była tego pewna.

Innym razem odmówiła kilka zaklęć nad hałaśliwą gromadą mężczyzn, zbyt długo okupujących miejsce w jadalni kolejnej gospody. Mężczyznom nagle zaczęło się bardzo spieszyć, nie starczyło im nawet czasu, by zapłacić za posiłek. Rozwścieczony karczmarz wypadł za nimi na dziedziniec, żądając należności, groził przy tym nawet lensmanem. Tula w głębi ducha chichotała bezgłośnie, ale miejsce przy stole nareszcie było wolne, dla niej i dla innych oczekujących już długo podróżnych.

Na pogodę jednak nic nie mogła poradzić. Niebo stale było zachmurzone, pojedyncze promyki słońca, które zdarzało się oglądać, mogła policzyć na palcach jednej ręki. Szczęśliwie nie dręczyła jej uporczywa mżawka, deszcz zwykle padał krótko i nie dawał się we znaki.

Oczywiście dokładnie zbadała zawartość skórzanego woreczka, który przy odjeździe wręczył jej Heike. Zamierzała jednak oszczędzać specyfików, nie miało sensu marnowanie ich dla ludzi przypadkowo spotkanych w drodze.

Heike uprzedzał, że to czarodziejskie środki. „Korzystając z nich powinnaś wykazać nadzwyczajną ostrożność i używać bardzo rozsądnie”, upominał.

Jasne, że będzie rozsądna! Tula leciutko uśmiechała się do siebie, układając plany.

Ale do ich realizacji było jeszcze daleko.

Chcąc wypróbować swój talent na grupce mężczyzn i kobiet, która szła przed nią, szepnęła parę słów o żabach…

Zaraz też pięcioro ludzi zaczęło poruszać się dziwnymi skokami, złączywszy razem nogi! Tula zaśmiewała się do rozpuku, niemal zapominając o zdjęciu zaklęcia, umożliwiającego im powrót do normalnego, ludzkiego sposobu poruszania. Na szczęście przypomniała sobie o tym zanim ich minęła.

Biednych wędrowców ta przygoda całkiem wytrąciła z równowagi. Ze wzburzeniem, w podnieceniu rozprawiali o tym, co im się przytrafiło. Szczęśliwie nie zwrócili uwagi na przejeżdżającego obok nich młodzieńca na koniu.

Kilka dni później, bogatsza o wiele nowych doświadczeń, Tula wjechała do Kungalv, miasta, w którym mieszkał krewny pani Madsen, cierpiący na podagrę.

Dla Tuli obietnica była obietnicą. Przyrzekła, że zajrzy do chorego, nie pozostawało jej więc nic innego, jak dotrzeć do celu.

Siostrzeniec pani Madsen, Efraim, okazał się bardzo dostojnym i możnym człowiekiem – przynajmniej we własnych oczach. Opowiadał, że cieszy się ogromnym poważaniem w Kungalv, ale Tula nigdy nie dowiedziała się, czym tak naprawdę się zajmował. Miało to coś wspólnego z jakąś formą pośrednictwa, ale według niej wszystko wyglądało na jedno wielkie oszustwo, pachniało zdradą i korupcją zarazem. Ale Efraim był w istocie bogaty, co nieustannie sam podkreślał.

W trakcie zabiegu siedział w fotelu, a gdy Tula zajmowała się spuchniętym i obolałym stawem jego palucha, przyglądał się jej badawczo.

– Z listu mej ciotki wywnioskowałem, że przyjechać do mnie miała dziewczyna.

Ratunku! Tuli nie przyszło do głowy, że ciotka mogła napisać do siostrzeńca.

– Tak, miała na myśli moją kuzynkę – odparła bez wahania. – Podróżujemy razem, ale dzisiaj źle się poczuła, przyszedłem więc zamiast niej. Oboje uczyliśmy się pielęgnacji chorych. Mam nadzieję, że to w niczym panu nie przeszkadza?

– O nie – skrzywił się Efraim. – Nie znoszę uczonych panien. Nie, mój chłopcze, bardzo się cieszę, że to ty przyszedłeś. Masz takie delikatne ręce.

– Dziękuję za miłe słowa! Czy tylko ta noga boli?

– Tak. Cudownie by było, gdybyś jeszcze trochę mógł ją pomasować.

– Ależ oczywiście!

– Mmm – wzdychał Efraim z rozkoszą. – I jeszcze trochę wyżej, bardzo proszę!

Tula, masując białą owłosioną nogę, wyjaśniała, w jaki sposób powinien przyjmować lekarstwo, które przywiozła ze sobą. Jednocześnie ostrzegła, że kuracji w żaden sposób nie wolno łączyć z piciem alkoholu w jakiejkolwiek formie. Jeśli więc w trakcie leczenia powstrzyma się od tego rodzaju rozkoszy, z pewnością wkrótce dostrzeże rezultaty.

Efraim znów się skrzywił. Najwyraźniej informacja nie okazała się przyjemna.

– Czy ta kuracja jest naprawdę konieczna?

– Tak, jeśli chce się pan pozbyć swych dolegliwości.

– Nie zaszkodzi chyba, jeśli wypiję szklaneczkę albo dwie?

Tula wyprostowała się i powiedziała surowo:

– Kieliszek portwajnu może oznaczać dla pana koniec, który tak czy inaczej nastąpi, jeśli nie podda się pan kuracji.

Wiedziała, że postępuje paskudnie, ale jej słowa nie były tylko i wyłącznie kłamstwem. Widziała już wielu mężczyzn, którzy zapili się na śmierć, znajdując tysiące usprawiedliwień dla swego nałogu.

Wykorzystując oszołomienie, wywołane jej słowami, ciągnęła:

– Wie pan chyba, że ta choroba powodowana jest nadużywaniem mocnych trunków, a przede wszystkim portwajnu. Ale bitwa na razie jeszcze nie jest przegrana. Proszę przynajmniej spróbować; powiedzmy, miesiąc… Jeśli w tym czasie kuracja okaże się nieskuteczna…

Przerwał jej:

– Dobrze już, dobrze. Będę ją stosował, ale nadal nie jestem pewien, czy dobrze wiem, co mam robić. Czy mógłbyś zostać tu dziś wieczorem i powtórzyć zabieg? Możesz też u mnie przenocować i wyruszyć w dalszą podróż jutro rano.

– Bardzo jestem wdzięczny za tę propozycję. Z radością pomogę panu wieczorem.

Wytrzeszczonymi oczami śledził każdy jej ruch. Doprawdy, ależ go interesuje medycyna, pomyślała Tula.

Efraim zaprosił ją na wystawny obiad. Zwracając się do niej, posługiwał się zwrotem „mój mały mignon”. Tula nie mogła pojąć, dlaczego tak ją nazywa. Wszystko wskazywało jednak na to, że dopisywał mu znakomity humor. Chodząc zacierał ręce ze źle skrywanym zapałem, cały czas się przy tym pocił. Większość dnia spędził na załatwianiu interesów, a Tula w tym czasie przechadzała się po jego wspaniałym domostwie, choć służba, nie wiedzieć czemu, krzywo na nią patrzyła.

Kiedy wrócił do domu, zjedli kolację, podczas której Efraim jowialnie poklepywał Tulę po ręce i przyciskał kolano do jej nóg.

Czyżby wiedział, że jestem dziewczyną? pomyślała przestraszona, ale nic na to nie wskazywało, traktował ją bardzo przyjaźnie. Wkrótce pozwolił służącym udać się na spoczynek.

– Jeśli zechcesz poczekać tu chwilę, mały mignon, przebiorę się tylko wygodniej do zabiegu – powiedział.

Tula skinęła głową i czekała.

Efraim powrócił, ubrany jedynie w długą, nocną koszulę, obszerną niczym cyrkowy namiot.

Ułożył swe długie, białe nogi na stołku i poprosił Tulę, by zaczęła je masować, tym razem obydwie.

Posłuchała, choć nie bardzo wierzyła, by akurat ta część kuracji miała jakiekolwiek znaczenie, ale Heike wbił jej do głowy, że jeśli pacjent jest zdania, że coś mu pomaga, nie należy się z nim spierać. Dobre samopoczucie jest już połową drogi do wyzdrowienia.

– Trochę wyżej – poprosił Efraim. – I jeszcze odrobinę. Usiądź tu koło mnie. O, tak… – Klepnął Tulę po ramieniu. Głaskał ramiona i plecy. Coraz ciężej oddychał…

Wzniesienie pod koszulą, co do którego nie można było się pomylić… Wyraźnie zarysowujący się czubek… Sapiący oddech, bijące od niego pożądanie…

Cóż to, na miłość boską, miało znaczyć? Przecież miał ją traktować jak chłopca! Czyżby jednak ją przejrzał?

Sapnął:

– Mój mały mignon…

Mignon? Gdzie ona słyszała to wyrażenie? Czytała? W związku z francuskim dworem królewskim?

Pokazał, by masowała mu teraz tłuste uda.

Wrażliwe zmysły Tuli wyczuwały dziwną, jakby zgęstniałą atmosferę w pokoju. Atmosferę… Omal nie parsknęła śmiechem, ale w porę się powstrzymała. Atmosferę… chuci?

Cóż za idiotyczne określenie!

– Cudne ręce! Takie miękkie, takie delikatne – jęknął.

A może chciałby, żeby przesunęła je jeszcze wyżej? Na to wyglądało, bo kręcił się i wił w Fotelu, jakby za wszelką cenę chciał się zbliżyć.

W okolicach wzgórka na koszuli pojawiła się mokra plama.

Tuli zabłysły oczy, jakby znów wstąpił w nią diabeł. Ciekawe, co dalej? Cóż za frapująca przygoda!

Czy się odważy?

– Może pan życzy sobie, bym… pomasował jeszcze trochę wyżej?

Dłoń Efraima natychmiast przykryła rękę Tuli i pokierowała nią.

– Tak! tak!

Jęk zachwytu.

Co tu się wyprawia! Tula była tak rozbawiona, że musiała spuścić głowę, by ukryć śmiech. Efraim, ciężko dysząc napierał teraz całym ciałem. Próbował wstać z fotela.

Ledwie był w stanie wymawiać słowa:

– Odwróć się, chłopcze! Pochyl do przodu! Ściągnij spodnie, szybko, ja nie mogę… tak długo czekać…

Mignon!

Tulę ze zdumienia oblał zimny pot, kiedy nareszcie przypomniała sobie, co czytała.

Mignon to chłopiec, młodziutki ulubieniec, zabawka francuskich szlachciców o odmiennych upodobaniach seksualnych.

Alexander Paladin! Jak mogła zapomnieć o długiej historii jego nieszczęśliwej namiętności, zanim w jego życiu pojawiła się Cecylia?

A Tula była przecież dziewczyną! Efraim wpadłby we wściekłość, gdyby to odkrył! Trzeba coś wymyślić, i to jak najszybciej!

– Zaraz, już, zaraz – uspokajała, kiedy próbował ją odwrócić. Nie wypuszczając z rąk gorącej męskości, nie takiej wcale znów dużej, szeptała monotonne, usypiająco czarodziejskie zaklęcia.

– Muszę się napatrzeć na tę wspaniałość – wyjaśniła, co zadowoliło go tak bardzo, że się rozluźnił i z powrotem opadł na fotel.

– Ach, jakie to rozkoszne – mruknął, przymykając oczy.

Tula czarowała, nuciła osobliwą, tajemniczą pieśń, aż wreszcie członek w jej dłoni zwiądł, znów stał się mały i miękki.

Efraim spał. Tula naciągnęła mu koszulę na nogi, położyła lekarstwo na stoliku i po cichu wymknęła się z pokoju.

– Tak będzie najmiłosierniej – szepnęła już przy drzwiach. – Dla obu stron.

Nie pozostawało jej nic innego, jak nocą wyprawić się w drogę. Pod tym dachem zostać nie mogła.

Noc jednak była piękna i ciepła. Kiedy znalazła się już poza Kungalv, na trakcie prowadzącym na południe, zboczyła z drogi i wjechawszy na porośnięte lasem zbocze, ułożyła się do snu na ziemi, owinięta w końską derkę.

Lepiej być wypoczętym, gdy ma się przed sobą taki szmat drogi. Przede wszystkim myślała jednak o koniu, któremu także należał się odpoczynek.

Zasypiała, czując gorycz w ustach. Przygoda, jaka ją spotkała w domu Efraima, głębiej zapadła jej w duszę, niż chciała się do tego przyznać.

A potem znów była w drodze. Podążała teraz wzdłuż rzeki Gota, wierzyła, że dotrze do Goteborga przed wieczorem.

Tego ranka poznała Mickego, żartownisia i zawadiakę. Nagle po prostu przy niej był, jechał obok.

– Cześć – powiedział.

– Witaj – odparła Tula z uśmiechem, bo wyglądał na miłego. Był młody, z oczu biła mu wesołość, miał ładną twarz, okoloną grzywą splątanych ciemnobrązowych włosów. Wyglądało na to, że albo trąba powietrzna porządnie potargała mu czuprynę, albo że nigdy nie widziała ona grzebienia. Strój jego wcale nie był skromny, ale dość zaniedbany – ani całkiem czysty, ani pocerowany.

Miał zgrabne, zmysłowe ciało, młode piękne kolana i muskularne ramiona.

Wyraźnie nie mógł okiełznać konia.

– Nie jest jeszcze do mnie przyzwyczajony – oświadczył. – Dopiero co go dostałem. Jedziesz do miasta?

– Tak, do Goteborga, a stamtąd dalej.

– Aha. A dlaczego podróżujesz w chłopięcym przebraniu?

Tula aż podskoczyła w siodle.

– A w co niby miałbym się ubrać? Przecież jestem chłopakiem.

Patrzył na nią, uśmiechając się drwiąco.

– Dlaczego uważasz, że jestem dziewczyną? – zapytała po chwili.

Teraz już śmiał się w głos.

– Miałbym nie poznać dziewczyny? Miałem ich co najmniej setkę!

– Myślisz, że jest się czym chwalić?

– No jasne! Wiesz, radość, jaką daje zdobywanie…

– Świadczy o braku dojrzałości – przerwała mu Tula. – Przez cały czas musisz sobie udowadniać, jaki z ciebie jest mężczyzna.

– Ja tak tego nie widzę. To zabawne patrzeć, jak szybko ulegają. Najlepsze są te, które wymagają najwięcej zachodu. Czy to ze względu na bezpieczeństwo się przebrałaś?

Tula westchnęła z niecierpliwością:

– Ale zapewniam cię…

W końcu uległa jego czarowi.

– A więc dobrze, jestem dziewczyną. I przebrałam się, żeby mężczyźni zostawili mnie w spokoju. – Zaniosła się śmiechem. – Ale niewiele mi to pomogło. Wczoraj trafiłam na kogoś, kto bardzo interesował się młodymi chłopcami.

– W Kungalv? Czyżby to czcigodny Efraim?

– Znasz go? – wyrwało się Tuli.

– Efraima? Oczywiście! Wielokrotnie stawiałem się na jego usługi.

Tula popatrzyła na niego nie bez obrzydzenia.

– Ale powiedziałeś przecież, że lubisz kobiety?

– I co z tego? Jak daje się łatwo zarobić trochę grosza, to trzeba skorzystać z okazji. Ale jak skończyła się historia z tobą? Musiał wpaść we wściekłość!

– Nie, na całe szczęście zasnął, a ja wymknęłam się z domu.

– Nie zorientował się w oszustwie?

– Za dużo wypił – mruknęła Tula, nie chcąc wdawać się w szczegóły. – Jak masz na imię?

– Micke. A ty?

– Tula.

Ukłonił się.

– Bardzo mi miło. Czy będziemy dotrzymywać sobie towarzystwa w drodze do Goteborga?

– Dlaczego nie? Czas nam szybciej upłynie.

Miło się gawędziło z Mickem. Tuli spodobał się jego beztroski sposób pojmowania życia. Zatrzymali się parę razy na popas, na ostatnim postoju Micke próbował ją objąć, ale Tula udaremniła tę próbę. Potrafiła sobie radzić w takich sytuacjach.

Musiała jednak przyznać, że bardzo go polubiła. Dawały też o sobie znać skutki zbyt długiej wstrzemięźliwości. Jeśli więc wieczorem miałby ochotę na coś więcej, być może nie będzie miała nic przeciw temu.

Gdyby tylko nie ta jego brudna szyja! Skóra na głowie zdawała się pokryta jednolitą czarną skorupą. A paznokcie! Odrażające! Nie czuła wcale palącego pragnienia, by ją dotykał. No cóż, zobaczymy jeszcze, na czym stanie.

Według tego, co opowiadał, życie upływało mu beztrosko. Mieszkał gdzieś w tych okolicach, ale tak naprawdę nigdzie dłużej nie zagrzewał miejsca.

Kiedy po południu ruszyli w dalszą drogę, Micke zaczął odzywać się coraz bardziej dwuznacznie. Rozbawiona Tula odpłacała mu tą samą monetą, poczynając sobie coraz śmielej. Podniecało ją to, brudna szyja i paznokcie już tak nie brzydziły. Zwłaszcza że bezpieczna siedziała w siodle…

Ale nie zdradziła, dokąd zmierza w Goteborgu, nie chciała palić wszystkich mostów. Heike zapisał jej adres pacjenta, któremu miała dostarczyć leki, doszła więc do wniosku, że odwiedzi go następnego dnia. Nie chciała zabierać tam Mickego.

Chłopak zaproponował, by jeszcze raz zatrzymali się na popas w małym zagajniku, ale Tula po błyszczących, trochę rozbieganych oczach poznała, do czego zmierza. A ona jeszcze do tego nie dojrzała, w dodatku spostrzegła, że niedawno musiało tu padać. Nie miała najmniejszej ochoty moczyć sobie pleców.

Postanowiła, że stanie się to jeszcze tego wieczoru w Goteborgu, wtedy już na pewno będzie przygotowana.

Wiele lat upłynęło od tamtej pory, od gwałtu. Demony bowiem się nie liczyły. Teraz pragnęła doznać ciepła mężczyzny, innego spełnienia nie potrafiła sobie wyobrazić.

Micke był równie dobry jak każdy inny.

– Czy nigdy nie słyszałeś, co to znaczy „myć się”? – zapytała.

Popatrzył na nią zdumiony.

– Co? Co takiego? O co ci chodzi?

– Nigdy nie przeglądałeś się w lustrze? Nie widziałeś swojej szyi?

– A cóż to z ciebie za czyścioszka?

– Przypadkiem chciałabym, by mężczyzna miał w sobie choć odrobinę delikatności.

– Ach, ach! Cóż za piękne słówka. Nigdy chyba nie spotkałem jeszcze damy z wyższych sfer. Ale… skoro tak nalegasz, to mogę ochlapać szyję. Jeśli tylko tego brakuje ci do szczęścia.

– Dziękuję – powiedziała życzliwie.

Znów postanowił się do niej zbliżyć, pokierował koniem.

– Posłuchaj, przenocujemy dziś razem, prawda?

– To zależy – odparła natychmiast.

– Od czego?

– Od tego, jaki nocleg mi zaproponujesz. Nie przyjmę byle czego.

– Dziwna z ciebie dziewczyna – stwierdził. – Ja cieszę się z bramy lub krzaków, jeśli nie ma nic innego. Ale… zobaczę, co da się zrobić. Jakie lokum zadowoli jej wysokość w spodniach?

Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.

Tuż przed tym, nim dotarli do miasta, ujrzeli stojący na drodze dyliżans pocztowy. Zwrócony był w stronę Goteborga. Tula skorzystała więc z okazji i napisała krótki list do rodziców. Wyjaśniła, że jest już w drodze do domu i że wszystko u niej w porządku, ale upłyną jeszcze kolejne trzy tygodnie, zanim dotrze na miejsce, bo obiecała Heikemu, że najpierw załatwi dla niego pewną sprawę. Poinformowała także, że jest z nią Eskil, nic więc złego nie może się jej przytrafić.

Napisała tak, by zapewnić sobie więcej swobody. Miała ochotę na dalszą przygodę z pociągającym Mickem, o ile oczywiście najpierw go wyszoruje. A może po drodze czeka ją jeszcze więcej interesujących przeżyć? Najlepiej zabezpieczyć się z góry, tak by rodzice nie musieli się denerwować.

Pocztylion przyjął list i obiecał, że zostanie dostarczony we właściwe miejsce.

Teraz jednak nie było już sensu podróżować dalej w chłopięcym przebraniu. Została przecież rozpoznana. Z powodu Mickego miała też ochotę ubrać się bardziej po kobiecemu, wyglądać naprawdę ładnie. Zbyt długo już podróżuje jako chłopak! Odczuwała potrzebę, by znów kogoś kokietować, przeżyć całą tę podniecającą grę, jaka toczy się między mężczyzną a kobietą, kiedy się poznają, kiedy wspólnie zbliżają się ku nieuniknionemu. Micke nada się do tego równie dobrze jak każdy inny, pod warunkiem że doprowadzi go do porządku. Dopnie swego, nawet jeśli będzie zmuszona własnoręcznie go szorować.

Tula, nie bez zdziwienia, zauważyła u siebie skłonność do przestrzegania elementarnych zasad higieny i kultury osobistej. To niewątpliwie wpływ, jaki miała na nią Vinga, piękna, elegancka Vinga. Tula czuła dla niej wielki podziw. Dlatego nie miała ochoty brudzie się w sensie dosłownym. Brudy moralne ani trochę jej nie zrażały, pod tym względem pozostała sobą.

Wkrótce znaleźli się w Goteborgu, wielkim mieście portowym.

– Goteborg! Już jesteśmy! – obwieścił Micke, wymachując rękami na powitanie miasta.

Загрузка...