Z pewnej wysokości obóz wyjściowy ekspedycji przypominał brzydki, brązowy kwiat. Nieco na wschód od Titantown w ziemi wykwitła poszarpana rana, wyrzucając z siebie Ziemian.
Wydawało się, że ta erupcja nie skończy się nigdy. Cirocco obserwowała z gondoli Gwizdka, jak z ziemi wykwitł niczym grzyb błękitny bąbel żelatyny i opadł na bok. Materiał pakunkowy natychmiast przemienił się w wodę, wypluwając srebrzysty transporter gąsienicowy. Pojazd śmignął przez morze błota, utorował sobie drogę do sześciu podobnych maszyn zaparkowanych obok kompleksu nadymanych kopuł, a potem wyrzucił pięciu pasażerów.
— Ci ludzie mają fason — zauważyła Gaby.
— Na to wygląda. A to tylko grupa rozpoznawcza. Wally na pewno nie zbliży statku na tyle, żeby mu zagroziło przechwycenie.
— Jesteś pewna, że chcesz tam zejść? — spytała Gaby.
— Muszę. Przecież wiesz o tym.
Calvin przyjrzał się i pociągnął nosem.
— Jeżeli jest ci wszystko jedno — powiedział — to ja zostanę tutaj. Zejście na dół mogłoby być dla mnie niebezpieczne.
— Mogę cię ochronić, Calvin.
— To się zobaczy.
Cirocco wzruszyła ramionami.
— Gaby, ty też chciałabyś zostać?
— Pójdę tam, gdzie i ty pójdziesz — powiedziała z prostotą. — Na pewno o tym wiesz. Czy myślisz, że Bill jeszcze tam jest? Mogli go już ewakuować.
— Myślę, że by poczekał. Poza tym muszę zejść na dół, żeby się przyjrzeć temu. — Pokazała na połyskującą stertę metalu o kilometr na zachód od obozu, która tkwiła w osobnym kraterze rozrzuconego piachu. Nie sposób jej było rozpoznać, trudno było nawet przypuszczać, że kiedykolwiek była czymś więcej niż kupą złomu. Były to szczątki „Ringmastera”.
— Bierzmy się za spadochrony — powiedziała Cirocco.
— …i powiada, że właściwie działała w naszym interesie w ciągu całego, rzekomo agresywnego incydentu. Nie mogę wam przedstawić żadnego konkretnego dowodu większości jej stwierdzeń. Takiego dowodu nie ma, z wyjątkiem wniosków, wynikających z obserwacji jej zachowania w odpowiednim czasie. Nie widzę jednak również żadnego dowodu na to, że stanowi ona zagrożenie dla ludzkości teraz czy też, że mogłaby nim być w przyszłości. — Cirocco oparła się w swoim fotelu i sięgała po szklankę z wodą, żałując, iż nie jest to wino. Mówiła bite dwie godziny, z przerwami wyłącznie na dodatkowe uwagi Gaby.
Znajdowali się w pomieszczeniu przykrytym okrągłą kopułą, która służyła jako kwatera główna dowództwa ekspedycji. Miejsca było w sam raz dla siedmiu zgromadzonych tu oficerów, Cirocco, Gaby i Billa. Obie kobiety zostały tu przewiezione zaraz po wylądowaniu. Przedstawiono je oficerom i poproszono o zdanie raportu.
Cirocco miała uczucie, że jest jakoś nie na miejscu. Załoga „Jedności” i Bill byli ubrani w nieskazitelne czerwono-złote mundury. Wprost pachnieli czystością.
Zdaniem Cirocco ich wygląd był zanadto wojskowy. Załoga „Ringmastera” starała się unikać tego sztafażu, unikając wszystkich tytułów z wyjątkiem kapitana. Kiedy wystrzelono „Ringmastera”, NASA usilnie starała się ukryć swój wojskowy rodowód. Ubiegali się o patronat ONZ, chociaż oczywiście udawanie, że wyprawa była czymś więcej niż czysto amerykańskim przedsięwzięciem, było tworzeniem łatwej do rozszyfrowania fikcji.
„Jedność” — sama nazwa statku była świadectwem, że narody Ziemi ściślej ze sobą współpracują. Jego wielonarodowa załoga dowodziła, że eksperyment „Ringmastera” silniej związał je w dążeniu do wspólnego celu. Prawdziwy cel zdradzały jednak mundury.
— A więc zalecasz kontynuację pokojowej polityki — powiedział kapitan Svensen. Mówił za pośrednictwem telewizora umieszczonego na składanym stoliku na środku pokoju. Był to, poza krzesłami, jedyny mebel w tym pomieszczeniu.
— To, co możecie stracić, ogranicza się do grupy rozpoznawczej. Spójrz na to w ten sposób, Wally. Gaja wie, że byłby to akt wojny i że następny statek będzie bezzałogowy. Mogłaby to być przecież jedna wielka bomba wodorowa.
Twarz na ekranie zmarszczyła brwi, a później skinęła głową.
— Przepraszam na chwilę — powiedział. — Chcę to omówić z moim sztabem. — Zaczął się odwracać, ale wpół obrotu nagle się zatrzymał.
— A co z tobą, Rocky? Nie powiedziałaś, czy jej wierzysz. Czy twoim zdaniem mówi prawdę?
Cirocco nie wahała się ani przez chwilę.
— Tak. Możesz to przyjąć za pewnik.
Porucznik Striełkow, dowódca grupy na Gai odczekał chwilę, upewniając się, że kapitan skończył, a potem się podniósł. Był przystojnym młodym człowiekiem z nieszczęśliwym podbródkiem i — choć Cirocco trudno było w to uwierzyć — był żołnierzem Armii Radzieckiej. Wyglądał prawie jak dziecko.
— Czy mogę ci coś przynieść? — spytał w doskonałej angielszczyźnie. — Być może jesteś głodna po podróży?
— Jedliśmy przed samym skokiem — powiedziała Cirocco po rosyjsku. — Gdybyś jednak miał odrobinę kawy…
— Właściwie, to nie skończyłaś jeszcze swojego opowiadania — mówił Bill. — Pozostała sprawa powrotu na dół po rozmowie z Bogiem.
— Skoczyłyśmy — powiedziała Cirocco, pociągając łyk kawy.
— Sko…
Wraz z Billem i Gaby siedzieli w „kącie” okrągłego pokoju, na zsuniętych razem krzesłach, a oficerowie „Jedności” cisnęli się wokół telewizora po drugiej stronie. Bill wyglądał dobrze. Chodził o kuli i widać było, że odczuwa ból, stąpając chorą nogą, ale tryskał optymizmem. Lekarz z „Jedności” stwierdził, że może przeprowadzić operację natychmiast po przybyciu na pokład statku i wyraził przekonanie, że Bill odzyska poprzednią sprawność.
— Dlaczego by nie? — spytała Cirocco z bladym uśmiechem. — Targałyśmy te spadochrony całą drogę jako środek bezpieczeństwa, więc dlaczego w końcu nie miałyśmy ich użyć? — Nadal patrzył na nią z szeroko otwartymi ustami. Roześmiała się łagodnie i położyła mu rękę na ramieniu. — W porządku, dość długo myślałyśmy, zanim zdecydowałyśmy się na skok. To naprawdę nie było niebezpieczne. Gaja otworzyła dla nas górną i dolną klapę i wezwała Gwizdka. Przez pierwsze 400 km spadałyśmy swobodnie, a potem wylądowałyśmy na jego grzbiecie. — Wyciągnęła rękę z filiżanką, by oficer dolał jej kawy, a później znowu odwróciła się do Billa.
— Za dużo gadam. A co z tobą. Jak ci szło? — Obawiam się, że to nic ciekawego. Najpierw byłem na leczeniu u Calvina, a później poderwałem małą Tytanie.
— Ile miała lat?
— Ile… język, idioto — zaśmiał się — Nauczyłem się śpiewać „goo-goo” i „wa-wa” i „Bill jest głodny”. Bawiłem się świetnie. Potem postanowiłem ruszyć tyłkiem i coś zrobić, skoro nie wzięłaś mnie ze sobą. Zacząłem rozmawiać z Tytaniami o czymś, na czym jako tako się znam, czyli o elektronice. Poznałem miedziane pnącza, bateryjne robaczki i orzechy obwodów scalonych i w krótkim czasie dysponowałem już nadajnikiem i odbiornikiem.
Wyszczerzył zęby, spoglądając na twarz Cirocco.
— A więc to nie jest…
Wzruszył ramionami.
— Zależy, jak na to patrzeć. Ty przez cały czas myślałaś o radiu, za pomocą którego można by nawiązać kontakt z Ziemią. Radia o takim zasięgu nie mogę zbudować. Mój sprzęt nie jest zbyt mocny — mogę rozmawiać tylko z „Jednością” i to tylko wtedy, gdy jest w dogodnym położeniu na orbicie, a sygnał musi się jeszcze przebić przez dach. Ale gdybym nawet zbudował je przed twoim odejściem, i tak byś poszła, prawda? „Jedności” jeszcze tu wtedy nie było, a więc radio byłoby bezużyteczne.
— Tak, myślę, że bym poszła. Miałam jeszcze inne sprawy do załatwienia.
— Słyszałem. — Skrzywił się. — Miałem przez to najgorsze chwile w całej podróży — wyznał. — Zaczynałem już lubić Tytanie, a te ni z tego ni z owego dostały tego błędnego wzroku i poleciały na łąki. Myślałem, że to kolejny atak aniołów, ale żadna nie wróciła. Znalazłem tylko wielką dziurę w ziemi.
— Zauważyłam kilka, kiedy lądowałyśmy — powiedziała Gaby.
— Wracają — powiedział Bill. — Ale nie pamiętają nas.
Cirocco błądziła myślami. Nie przejmowała się Tytaniami.
Wiedziała, że nic złego im się nie zdarzy, a teraz nie będą już musiały walczyć. Jednak zrobiło jej się smutno na myśl, że Piszczałka nie będzie jej pamiętać.
Przyglądała się ludziom z „Jedności”, zastanawiając się, dlaczego nie próbują z nią porozmawiać. Wiedziała, że nie pachnie zbyt pięknie, nie sądziła jednak, by była to prawdziwa przyczyna. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że się po prostu jej boją. Na myśl o tym uśmiechnęła się.
W tym momencie zdała sobie sprawę, że Bill cały czas do niej mówi.
— Przepraszam, nie słuchałam.
— Gaby mówi, że nie opowiedziałaś jeszcze całej historii, że jest jeszcze coś, co powinienem usłyszeć.
— Ach, tak — powiedziała Cirocco, rzucając Gaby gniewne spojrzenie. Ale i tak prędzej czy później musiało to wyjść na jaw.
— Gaja, no… zaoferowała mi posadę, Bill.
— Posadę? — Uniósł brwi, uśmiechając się niepewnie.
— Czarodziejki, tak to nazwała. Ma skłonność do pompatycznych określeń. Chyba byś ją polubił: też jest miłośniczką science fiction.
— Co właściwie miałabyś robić?
Cirocco rozłożyła ręce.
— Nic konkretnego, generalnie pomagać w rozwiązywaniu problemów. Jeżeli gdzieś pojawią się kłopoty, udam się tam i zbadam, co można zrobić. Tu na dole jest trochę — dosłownie — niesfornych krajów. Obiecuje mi ograniczony immunitet, rodzaj warunkowego paszportu opartego na fakcie, że regionalne mózgi pamiętają, jak potraktowała Okeanosa i nie odważą się mnie tknąć, kiedy będę wędrować przez ich tereny.
— I to wszystko? Wygląda na ryzykowną propozycję.
— Bo jest ryzykowna. Zaoferowała mi również szkolenie — mogłaby napełnić moją głowę ogromną ilością wiedzy w taki sam sposób, w jaki nauczyła mnie śpiewać językiem Tytanii. Miałabym jej wsparcie i ubezpieczenie. Żadnych cudów, ale na przykład możliwość sprawienia, że ziemia otworzy się i połknie moich wrogów.
— W to akurat mogę uwierzyć.
— Wzięłam tę robotę, Bill.
— Tak właśnie pomyślałem.
Spuścił wzrok na swoje dłonie, a kiedy po chwili ponownie na nią spojrzał, w jego oczach tkwił wyraz ogromnego zmęczenia.
— Wiesz, w tobie rzeczywiście jest coś więcej — powiedział z nutą goryczy, ale przyjął nowiny lepiej, niż oczekiwała Cirocco. — Wygląda to na robotę, która może ci przemówić do wyobraźni. Lewa ręka Boga. — Potrząsnął głową. — Cholera, to jest rzeczywiście niezwykłe miejsce. Możesz go nie polubić. Ja przestałem je lubić, kiedy znikły wszystkie Tytanie. Rocky, to mną wstrząsnęło. W rzeczywistości wyglądało to tak, jakby ktoś zabrał zabawki, bo się znudził. Skąd wiesz, że nie staniesz się jedną z jej zabawek? Dotąd byłaś panią siebie, ale czy myślisz, że tak pozostanie?
— Naprawdę nie wiem. Po prostu nie mogłabym teraz wrócić na Ziemię, do roboty za biurkiem albo objazdowych wykładów. Widzieliście emerytowanych astronautów. Mogłabym najwyżej załapać robotę w zarządzie jakiejś dużej korporacji. — Roześmiała się, a Bill lekko się uśmiechnął.
— To właśnie mam zamiar zrobić — powiedział. — Chociaż mam nadzieję objąć wydział badań. Nie boję się porzucenia kosmosu. Wiesz, że wracam, prawda?
Cirocco kiwnęła głową.
— Domyśliłam się po twoim nowym mundurze.
Zaśmiał się niewesoło. Patrzyli na siebie przez chwilę, aż wreszcie Cirocco ujęła jego dłoń. Uśmiechnął się krzywo, pochylił i pocałował ją lekko w policzek.
— Powodzenia — powiedział.
— Tobie też, Bill.
Po drugiej stronie pokoju Striełkow odchrząknął.
— Kapitanie Jones, kapitan Svensen chciałby z wami rozmawiać.
— Tak, Wally?
— Rocky, wysłaliśmy twój raport na Ziemię. Będzie musiał być poddany analizie, a więc przez kilka dni nie zapadną żadne ostateczne decyzje. Z naszej strony dodaliśmy własne zalecenia, więc nie sądzę, żeby były jakieś problemy. Spodziewam się podniesienia obozu do rangi misji kulturalnej i ambasady ONZ. Zaoferowałbym ci funkcję ambasadora, ale zabraliśmy kogoś na wypadek, gdyby nasze negocjacje się powiodły. Poza tym, spodziewam się, że pilno ci do powrotu.
Gaby i Cirocco wybuchnęły śmiechem, a Bill zawtórował im po krótkiej chwili.
— Wybacz, Wally. Nie palę się do powrotu. Nie wracam z wami, a poza tym i tak nie mogłabym przyjąć tej pracy.
— Dlaczego?
— Sprzeczność interesów.
Wiedziała, że to nie będzie takie proste i w istocie nie było.
Złożyła formalną rezygnację, wyjaśniła jej powody kapitanowi Svensonowi, a następnie cierpliwie wysłuchała jego wygłoszonej apodyktycznym tonem tyrady na temat konieczności powrotu jej i Calvina.
— Doktor mówi, że można go wyleczyć. Billowi można przywrócić pamięć i można też najpewniej wyleczyć Gaby z jej fobii.
— Nie wątpię, że Calvina da się wyleczyć, ale on jest przecież szczęśliwy tam, gdzie jest. Gaby już się wyleczyła. Ale jakie masz plany wobec April? Co możesz dla niej zrobić?
— Miałem nadzieję, że przed powrotem na statek będziesz mogła namówić ją do powrotu. Jestem pewien…
— Nie wiesz, o czym mówisz. Nie wracam i właściwie na tym sprawę należałoby zamknąć. Miło się z tobą rozmawiało. — Odwróciła się na pięcie i wielkimi krokami wyszła z pokoju. Nikt nie próbował jej zatrzymać.
Razem z Gaby przygotowywały się na polu niedaleko obozu, a potem stanęły obok siebie w oczekiwaniu. Trwało to dłużej, niż się spodziewały. Zaczęła się denerwować, spoglądając co chwilę na sfatygowany zegarek Calvina.
Striełkow wypadł z drzwi, wykrzykując rozkazy do grupy mężczyzn, którzy wznosili szopę dla pojazdów. Nagle zatrzymał się jak wryty, dostrzegłszy stojącą nie opodal Cirocco. Zawołał do tamtych, by nie przerywali pracy i zbliżył się do kobiet.
— Przepraszam, kapitanie, ale dowódca Svensen każe cię aresztować. — Było mu przykro, ale rękę trzymał w pobliżu kabury. — Zechcesz udać się ze mną?
— Popatrz tam, Siergiej. — Pokazała coś ponad jego ramieniem.
Zaczął się obracać, a później wyciągnął broń w nagłym przypływie podejrzliwości. Cofnął się i przesunął tak, by obserwować, co się dzieje na zachodzie.
— Gaja, usłysz mnie! — krzyknęła Cirocco. Striełkow rzucił jej nerwowe spojrzenie. Nie czyniąc żadnych groźnych, czy gwałtownych ruchów, wyciągnęła ręce w kierunku Rei, ku miejscu wiatrów i kablowi, na który wspinała się z Gaby.
Z tyłu rozległy się okrzyki.
Kablem schodziła w dół fala, niemal niedostrzegalnie, ale rozpychając go, jak woda rozpycha wąż ogrodowy. Kabel okrył się chmurą pyłu, który stanowiły drzewa wyrywane z korzeniami i wirujące w powietrzu.
Fala sięgnęła ziemi, miejsce wiatrów wydęło się, zadrżało i cisnęło setki odłamków skalnych wysoko w górę.
— Zatkajcie uszy! — wrzasnęła Cirocco.
Nagle rozległ się potężny huk, powalając Gaby na ziemię. Cirocco zachwiała się, ale ustała na nogach, kiedy grzmot bogów przewalał się wokół niej, a fala uderzeniowa rozwiewała z furkotem strzępy jej odzieży. Zaczął dąć wiatr.
— Popatrzcie! — krzyknęła znowu, wyciągając ręce i unosząc je powoli ku niebu. Nikt jej nie słyszał, widzieli jednak, jak setki strug wodnych torowało sobie drogę przez wyschniętą ziemię i przemieniało Hyperion w spowitą mgłą fontannę. Przez gęstniejącą mgłę przebiła się błyskawica, a jej odgłos, przytłumiony przez potężniejący ryk, ciągle jeszcze odbijał się od ścian w oddali.
Długo jeszcze było go słychać, a obserwatorzy nie zrobili w tym czasie najdrobniejszego ruchu. Kiedy znowu zapadła cisza, a ostatnia fontanna zamieniła się w maleńką strużkę, Striełkow nadal siedział tam, gdzie go powaliło, ciągle wpatrzony w kabel i opadający pył.
Cirocco podeszła do niego i pomogła mu się podnieść.
— Powiedz Wally’emu, żeby mnie zostawił w spokoju — powiedziała na odchodnym.
— Bardzo to było zgrabne — powiedziała później Gaby. — Naprawdę bardzo zręczne.
— Wszystko to sztuczki, moja droga.
— Jak się wtedy czułaś?
— Omal się nie zsikałam. Wiesz, można się tego nauczyć. To okropnie podniecające.
— Mam nadzieję, że nie będziesz tego musiała robić zbyt często.
Cirocco w milczeniu kiwnęła głową. To była zamknięta sprawa. Demonstracja, przerażająca przez to, że była spowodowana przez nią, byłaby po prostu niewytłumaczalnym zjawiskiem, gdyby nastąpiła przed pojawieniem się Striełkowa.
W każdym razie, na pewno nie mogła urządzać takich pokazów co pięć czy sześć godzin, mimo że w tej chwili miała ogromną ochotę na jeszcze jeden.
Z Gają porozumiewała się zupełnie łatwo: w kieszeni nosiła nasienie radiowe. Bogini nie mogła jednak reagować bardzo szybko. Żeby zrobić coś tak groźnego, jak sztuczka z kablem, potrzebowała wielu godzin przygotowań.
Cirocco wysłała zapotrzebowanie na ten hokus-pokus jeszcze z gondoli Gwizdka, starannie rozważając prawdopodobny przebieg wydarzeń. Od tej chwili był to nerwowy wyścig z czasem, kiedy snuła swoją opowieść i ważyła pytania i odpowiedzi, świadoma sił, które zostały uruchomione w piaście i pod jej stopami. Miała o tyle przewagę, iż mogła określić moment swojej rezygnacji, natomiast komplikowała sprawę trudność oszacowania czasu, jakiego potrzebował Wally Svensen, aby wydać rozkaz jej aresztowania.
Przekonała się w praktyce, że praca Czarodziejki nie będzie łatwa. Z drugiej jednak strony nie zawsze przecież będzie przeprowadzała tak złożone operacje.
Kieszenie miała wypchane różnymi rzeczami, które wzięła jako pomocnicze narzędzia, na wypadek gdyby ten piorunujący pokaz nie zdołał przerazić grupy badawczej. Znalazła je, przetrząsając Hyperion przed ponownym załadowaniem się na Gwizdka i podróżą do obozu wyjściowego. Była tam ośmionoga jaszczurka, która — jeśli ją pocisnąć — potrafiła wypluwać środek uspokajający, a także niezwykły wybór jagód, które podane doustnie działały podobnie. Miała liście i korę, które mogły się zamienić w proszek oślepiający, a w ostateczności wreszcie orzech, który mógł z powodzeniem spełnić rolę granatu ręcznego.
Głowę miała wypełnioną ogromną wiedzą przyrodniczą.
Gdyby na Gai były harcerki, Rocky na pewno zdobyłaby naszywki wszelkich możliwych sprawności. Umiała śpiewać językiem Tytanii, gwizdać do miękkolotów, krakać, ćwierkać, szczebiotać, huczeć i wyć w dwunastu językach, którymi mogła porozumieć się ze stworzeniami, których nawet jeszcze nie spotkała.
Z początku martwiły się z Gaby, że cały ten bagaż wiedzy, który przekazała im Gaja, nie pomieści się w ludzkim mózgu. O dziwo jednak akurat z tym nie było kłopotów. Nie czuły zupełnie żadnej zmiany, ale kiedy potrzebowały jakiejś informacji, po prostu znajdowały ją w głowie, jakby pamiętały ją ze szkoły.
— Chyba czas ruszyć na wzgórza? — poddała Gaby.
— Jeszcze nie. Nie sądzę, żeby Wally sprawiał jakieś trudności, kiedy już oswoi się z tą myślą. Przekonali się, że warto utrzymywać z nami dobre stosunki. Jednak zanim ruszymy, chciałabym rzucić jeszcze na coś okiem.
Przygotowywały się na mocne wrażenia. Chwila była rzeczywiście wzruszająca, nie tak bardzo jednak, jak się obawiały i nie w taki sposób, jakiego oczekiwały. Rozstanie z Billem było o wiele trudniejsze.
Wrak „Ringmastera” leżał w posępnym i cichym miejscu. Chodziły w milczeniu wśród szczątków, rozpoznając różne elementy, częściej jednak znajdując poskręcane strzępy metalu, których pierwotnego przeznaczenia trudno się było domyślić.
Srebrny kadłub połyskiwał matowo w pięknym popołudniowym blasku Hyperiona, częściowo wbity w piaszczysty grunt niczym martwy King Kong. Zryta ziemia zaczęła już porastać trawą. Pnącza wciskały się między potrzaskane kawałki statku. Tam, gdzie kiedyś był pulpit sterowniczy dowódcy, wyrastał teraz pojedynczy żółty kwiat.
Spodziewała się znaleźć coś, co by jej przypominało poprzednie życie, ale nigdy nie była kolekcjonerem i nie zabrała na pokład zbyt wielu osobistych rzeczy. Nieliczne fotografie zostały pożarte, wraz z dziennikiem pokładowym i kopertą z wycinkami prasowymi. Byłoby miło znaleźć pierścionek, który dostała na zakończenie roku, ale szanse były raczej niewielkie.
W pewnej odległości dostrzegły członka załogi „Jedności”. Grzebał we wnętrzu wraku, celując to tu, to tam obiektywem i robiąc zdjęcia. Cirocco pomyślała, że to pokładowy fotograf, a później zdała sobie sprawę, że tamten posługuje się własnym aparatem, więc musiał to robić dla siebie. Zobaczyła, jak podniósł coś i włożył do kieszeni.
— Przyjedź tu za pięćdziesiąt lat — powiedziała Gaby. — Rozdrapią do tego czasu dokładnie wszystko. — Rozejrzała się badawczo. — Można by tu ustawić stoisko z pamiątkami. Sprzedawać filmy i hot-dogi. Pasowałabyś do tego.
— Nie sądzisz chyba, że do tego dojdzie, prawda?
— Myślę, że to zależy od Gai. Powiedziała, że pozwoli ludziom tu przyjeżdżać, a to oznacza turystykę.
— Ale koszty…
Gaby roześmiała się.
— Ciągle myślisz o dawnych czasach na „Ringmasterze”, kapitanie. Zrobiłyśmy wszystko, co było możliwe, żeby wydostać stąd naszą siódemkę. Bill mówi, że załoga „Jedności” liczy dwustu ludzi. Wyobraź sobie, że miałabyś przed trzydziestu laty wyłączność na filmowanie O’Neil One.
— Byłabym dzisiaj bogata — przyznała Cirocco.
— Jeżeli i tu są możliwości wzbogacenia się, z pewnością ktoś to zrobi. Dlaczego nie miałabyś mianować mnie Ministrem Turystyki i Ochrony Zabytków? Nie jestem pewna, czy spodoba mi się rola ucznia czarnoksiężnika.
Cirocco uśmiechnęła się.
— Rozumiem. Chcesz spróbować utrzymać przekupstwo i nepotyzm na możliwie niskim poziomie?
Gaby zrobiła kolisty ruch ręką, kreśląc przed oczyma obraz przyszłości.
— Widzę to. Tutaj stoisko smażalni — oczywiście klasyczne motywy greckie. Możemy sprzedawać gajaburgery i koktajle mleczne. Reklamy ograniczę do pięćdziesięciu metrów wysokości, podobnie rozmiar neonów. „Obejrzyj anioły! Poczuj oddech Boga! Pokonaj katarakty na Ophion!
Tędy do przejażdżek centaurem, tylko dycha! Nie zapominaj o…”
Zatkało ją, kiedy ziemia zadrżała pod stopami.
— Tylko żartowałam, do cholery! — wrzasnęła ku niebu, a potem spojrzała podejrzliwie na Cirocco, która śmiała się.
Z miejsca, na którym stała Gaby, wynurzyła się ręka. Po chwili z sypkiego piasku wyłoniła się twarz z czubem wielokolorowych włosów.
Uklękły, odkopując Tytanie, która kaszlała i pluła, aż wreszcie zdołała uwolnić tułów i przednie nogi. Znieruchomiała, gromadząc siły, a potem spojrzała ciekawie na obie kobiety.
— Cześć — zaśpiewała Piszczałka. — Kim jesteście?
Gaby zerwała się na równe nogi i wyciągnęła rękę.
— Na pewno nas nie pamiętasz, prawda? — zaśpiewała.
— Coś sobie przypominam. Wydaje mi się, że cię znam. Czy nie poczęstowałaś mnie kiedyś winem?
— Właśnie — zaśpiewała Gaby. — A ty później mi się odwdzięczyłaś.
— Wyłaź stamtąd, Piszczałko — zaśpiewała Cirocco. — Mogłabyś się wykąpać.
— Ciebie też pamiętam. Jak to robicie, że tak długo stoicie na dwóch nogach i się nie przewracacie?
Cirocco roześmiała się.
— Żebym to wiedziała, dziecino.