14

Sol rzeczywiście przebywała w innych okolicach. Miała przecież jeszcze jedno zadanie.

Poszła do ratusza, do wydziału, w którym pracowała Lenore. Cały czas, rzecz jasna, Sol pozostawała niewidzialna.

Wiedziała, że Erling po parę razy dziennie wynajdywał sobie jakieś interesy, żeby tylko wejść do biura Lenore. Właściwie był to cały zespół biur, z barierkami oddzielającymi pomieszczenia dla interesantów od miejsc wyższych i niższych urzędników. Lenore, przynajmniej we własnym mniemaniu, należała do wyższych.

No, moja dobra kobieto, teraz dostaniesz tak, że poczujesz! I Erling też poczuje, myślała Sol podniecona. Mężczyzna nie może się bezkarnie zachowywać jak stary kocur. Księżna Theresa jest moją ulubienicą, a ja dla przyjaciół zrobię wszystko. Z tego mnie znano w tym krótkim czasie, jaki dostałam na Ziemi. Byłam szalona, źle sobie poczynałam, narobiłam mnóstwo głupstw, ale rodzinę zawsze stawiałam najwyżej. I wiesz co, ty przeklęta jędzo tam przy biurku? Czarnoksiężnika i jego najbliższych traktuję jako własną rodzinę! Chociaż tak naprawdę wcale nie jesteśmy spokrewnieni.

Uważnie przyglądała się Lenore. To istotnie wyrafinowana piękność, ale twarz ma martwą jak lalka. Jest świadoma każdego swego ruchu. Każde słowo, każda mina świadczy o tym, że pani nieustannie myśli o sobie, o tym jak się zachowuje. Ani jeden kosmyk włosów nie mógł pozostawać poza kontrolą. Paznokcie pomalowane złotym lakierem, biały strój nieskazitelny. Mogła się uśmiechać do mężczyzn, którzy przyszli załatwić jakąś sprawę, ale nigdy uśmiech nie docierał do oczu. Może obawiała się zmarszczek? Kobiety traktowała z lodowatym chłodem lub z porażającą obojętnością.

Do diabła, nic dziwnego, że Ram wybrał obdarzoną poczuciem humoru Indrę, chociaż nie ma doskonałych rysów twarzy. Mimo to dzięki żywości usposobienia była na swój sposób ładniejsza od tej Galatei przy biurku. Galatea to, jak wiadomo, posąg kobiety wyrzeźbiony przez Pigmaliona. Posąg był tak oślepiająco piękny, że artysta zakochał się w nim i dzięki temu rzeźba ożyła.

Co do Lenore, to Sol miała poważne wątpliwości, by miało to kiedykolwiek nastąpić. Ktoś, kto jest do tego stopnia zafascynowany własną urodą, niewiele ma do ofiarowania innym.

Sol czekała.

Wkrótce przyszedł Erling z jedną ze swoich krótkich wizyt.

Lenore stała pogrążona w obojętnej rozmowie z koleżanką.

Znakomicie!

Sol przymknęła oczy i szeptała w duchu czarodziejskie zaklęcia.

Potem przeniknęła do umysłu Lenore, opanowała jej myśli i skłoniła ją, by zaczęła wypowiadać je głośno. Żeby wypowiadała słowa, które krążyły w jej głowie. Nie były to myśli podsunięte przez Sol, nie, sama Lenore tak właśnie widziała świat. Sol jedynie stłumiła poczucie przyzwoitości tej pięknej kobiety.

Lenore rzuciła Erlingowi obojętne spojrzenie. Myśli przekształciły się w słowa, pojawiły się na wargach, a ona nie zrobiła nic, by je powstrzymać. Było dla niej czymś całkowicie naturalnym, że je wypowiada.

Jasno i wyraźnie, pełnym niechęci tonem mówiła do koleżanki:

– O, znowu przyszedł ten mój natrętny wielbiciel. Oczywiście, ma prawo się we mnie kochać, wszyscy to robią, ale czy widziałaś kiedyś coś równie beznadziejnego? Stoi jak baran i wodzi za mną oczyma. Mogłabym się założyć, że ma mokro w spodniach.

– Lenore, coś ty! – syknęła przerażona koleżanka. – On przecież wszystko słyszy!

– No i bardzo dobrze! Co on sobie wyobraża, że kim jest? Żałosny człowieczyna. Co on mnie obchodzi, skoro mogłabym mieć Rama, a nawet samego Talornina, gdybym tylko kiwnęła małym palcem. Spójrz na niego! Co on sobą reprezentuje, jeśli nie liczyć tego, że udało mu się zaciągnąć do ołtarza naiwną księżnę? Kompletne zero, nieudacznik!

– Ależ Lenore! – nie przestawała jej mitygować koleżanka. – Czyś ty zwariowała?

W biurze było mnóstwo ludzi, urzędnicy, interesanci… Tylko Sol spostrzegła, że nieoczekiwanie w progu stanął Talornin i także słyszał, co wygaduje Lenore. Błogi uśmiech rozlał się na jej twarzy.

Erling, który ponad wszystko pragnął uciec z tego pomieszczenia, stał jak wryty, nie mogąc się ruszyć. On także znajdował się we władzy niewidzialnej Sol. Zawstydzony i upokorzony musiał słuchać dalej.

Lenore zaś parła do przodu, nawet nie próbując ratować sytuacji, bo akurat w tej chwili uważała swoje zachowanie za właściwe i naturalne.

– A jaki nadęty! Mężczyźni z rodu ludzkiego są najgorszymi na świecie kochankami. Słabi, nie ma w nich nic interesującego. Wydaje im się, że wiedzą, jak się zdobywa kobietę, gdy w rzeczywistości nie mają najmniejszego pojęcia, jak to się robi. Nie wiedzą, jak ją rozpalić, są bardziej niezdarni niż amatorzy. A te ich organy, którymi się tak pysznią! Malutkie, trudno je nawet dostrzec. Wiem, bo sprawdzałam to wiele, wiele lat temu, bez jakiejkolwiek przyjemności. Mowy nie ma, żebym ja, najpiękniejsza w Królestwie Światła, miała się zadać z jakimś takim… komarem!

No, wystarczy, pomyślała Sol. Teraz pozwolimy jej, by zrozumiała, co zrobiła. Bo przecież nie moje myśli tu wygłaszała, to jej własne poglądy. I okazały się dużo bardziej interesujące, niż oczekiwałam.

Ze źle ukrywanym zadowoleniem Sol patrzyła, jak oczy Lenore się rozszerzają, a szczęka opada, kiedy tamta uświadomiła sobie, co powiedziała. Piękna Galatea zaczęła się w popłochu rozglądać dookoła, wszędzie napotykała zaszokowane spojrzenia i nienawidziła ich. Na jej twarzy pojawiły się krwistoczerwone rumieńce.

Ale Talornina za sobą nie widziała. Talornina, swego najbardziej oddanego wielbiciela i najpewniejsze wsparcie.

Nie widziała, że ten wysoki Obcy, który kochał jej matkę, odwrócił się i z nieprzeniknioną twarzą wyszedł z pokoju. Cicho, bez słowa. Ale i tak dość jej było patrzenia na tych wszystkich gapiących się na nią ludzi, z lękiem, ale i ze złośliwą radością w oczach.

O wstydzie! Jakie to gorzkie i trudne do zniesienia!

Równocześnie Erling także ocknął się z odrętwienia i z jękiem zgrozy wypadł z biura.

Bardzo dobrze, pomyślała Sol.

Lenore zasłoniła twarz rękami i wybiegła do pokoju dla wyższych urzędników. Pospiesznie zebrała swoje rzeczy i wściekła opuściła ratusz.

Tego upokorzenia nie da się porównać z niczym. Jest gorsze niż to, co musiała przeżywać, kiedy jej jedyna miłość, Hannagar, pokazał straszną stronę swojej natury i wolał od niej prostą Elję. Gorsze niż tamten dzień, kiedy Ram jasno i wyraźnie zakomunikował jej, że jedyną miłością jego życia jest Indra. Choć Ram, oczywiście, kłamał.

To jest najgorsze ze wszystkiego, bo wystawiła się na pośmiewisko gromady prostaków, którzy nie są godni nawet lizać jej butów. Ujawniła też swoją prawdziwą naturę przed Erlingiem, ale to akurat nie ma wielkiego znaczenia,

Nie do zniesienia jest przede wszystkim to, że naprawdę tak myśli, każde słowo, które wypowiedziała wobec tej hołoty, jest prawdą. Na szczęście wciąż jeszcze ma jednego wiernego wielbiciela, Talornina.

Chociaż… Lenore postanowiła, że zmusi swego niewolnika Rama, by zorganizował jej wyjazd do zewnętrznego świata. Tutaj zostać nie może.


Erling gnał jak w gorączce do domu. Wstąpił do ekskluzywnego sklepu i uczynił to, co zawsze robili mężowie z nieczystym sumieniem. Bliski amoku nakupił kwiatów i mnóstwo kosztownych drobiazgów dla Theresy.

Co ja zrobiłem? Gdzie ja miałem głowę? myślał zdesperowany. Życie dało mi najwspanialszą kobietę świata, mądrą, szlachetną, wierną towarzyszkę, której każdy by mi pozazdrościł. A ja tymczasem chodzę i gapię się jak głupi na jakąś bezmyślną lalkę, która kocha wyłącznie siebie! Och, Theresa usłyszy dziś wieczorem, jak bardzo ją szanuję i podziwiam!

Nie, to niedokładnie tak. Powiem jej, jak ją kocham! Bo przecież tak właśnie jest. Zostałem jedynie zaślepiony, szczęściem tylko na krótką chwilę. O, Erling, ty idioto, coś ty zrobił?

Ale ja to wszystko naprawię, wszystko ci wynagrodzę. Udowodnię ci, że jestem ciebie wart, ja…

Wszedł do domu.

– Thereso, najdroższa moja! – zawołał.

Kiedy po raz ostatni zwracał się do niej w ten sposób? O, hańbo i wstydzie, jak okropnie się zachowywał.

Ale na jego wołania nikt nie odpowiadał, dom zdawał się pusty.

– Theresa?

Żadnej odpowiedzi

Zobaczył, że na jego biurku leży list.

Zaczął go czytać z narastającym przerażeniem.


Najdroższy!

Kiedy znajdziesz ten list, ja będę już na zewnątrz, w naszym starym świecie. Zanim umrę, chciałabym jeszcze raz zobaczyć Theresenhof.

Nie wrócę już stamtąd, mój ukochany towarzyszu tak długiego życia. Chcę umrzeć w domu. A Tobie życzę szczęścia w nowej miłości. Pragnę, żeby ta kobieta była dla Ciebie dobra, bo obawiam się, że będzie chciała Cię tylko wykorzystać. Wierzę jednak, że wszystko ułoży się jak najlepiej, i dziękuję Ci za nasze wspólne lata, najpiękniejsze, jakie los mi dał.

Heinrich Reuss von Gera również tęskni do naszego dawnego świata. I on także pragnie śmierci. Będę więc miała towarzystwo. Natomiast mała Berengaria i Armas a także Strażnik Tell wrócą do domu. Jeśli będę mogła, to przyślę Ci parę drobiazgów z naszego kochanego Theresenhof.

Żegnaj, moja jedyna miłości! Dbaj o nasze potomstwo, Rafaela i jego żonę, Amalie, i o ich córkę, Berengarię, o Danielle i jej męża, Leonarda, oraz o ich córkę Elenę, naszą wnuczkę. Postaraj się, by dostała swego Jaskariego! Spójrz też czasem łaskawym okiem na moją córkę Tiril i jej liczną rodzinę. Będzie mi ich wszystkich bardzo brakowało, wiem jednak, że w Twoim życiu nie ma już dla mnie miejsca.

Życzę Ci szczęścia we wszystkim.

Twoja oddana małżonka

Theresa


– Nie! – wrzasnął Erling tak, że pusty dom odpowiedział echem. – Nie! Nie! Thereso, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? To przecież ciebie kocham, tylko ciebie! Mój Boże, a teraz już na wszystko za późno!

Płakał, biegając po pokojach w jakiejś szalonej nadziei, że ją znajdzie, że może jeszcze nie odjechała. Wybiegł na dwór, miotał się bez ładu i składu, szukając jakichś śladów, ale wszystko na próżno.

To, co znalazł, było takie dziwne, że chyba nie mogło mieć z Theresą nic wspólnego. Wszedł do zagajnika na tyłach ich domu i wyczuł tam jakiś obrzydliwy smród, już nie dławiący, ale wciąż trudny do zniesienia. Piękny trawnik i sad owocowy sąsiadujące z zagajnikiem zniknęły, w ich miejscu znajdowała się wielka dziura. Erling nie miał pojęcia, co o tym sądzić. Theresy jednak nie było. On sam zniszczył życie i jej, i swoje. Z powodu jakiegoś głupiego, bezsensownego zauroczenia.

Nigdy sobie tego nie wybaczy.

Загрузка...