12

Na szczęście Tsi-Tsungga przyszedł dzisiaj znacznie wcześniej. Musiał się przecież zająć również jeleniami Siski, a ona karmiła je koło południa.

Kiedy na polance przy drodze do jeleni zobaczył trzy osoby nie dające znaku życia, najpierw przerażony biegał tam i z powrotem i nie wiedząc, co robić, zawodził z cicha. W końcu jednak zdołał się opanować na tyle, by zatelefonować do swego najlepszego przyjaciela, Joriego, i przekazać mu jako tako rozsądną wiadomość. Zaraz potem na polance pojawiły się gondole ze Strażnikami i sanitariuszami.

Tsi siedział na trawie i żuł powoli pyszne kanapki, które Paula przygotowała dla Helgego. Z płaczem pozbierał je z ziemi, nie mając pojęcia, co tu zaszło.

Kiedy czekał, przyszły do niego oba jelenie Siski, więc je również karmił kanapkami z serem i innymi smakołykami.

Matce Helgego, Fridzie, nie można już było pomóc. Miała złamany kręgosłup, a poza tym uderzenie głową o pień drzewa okazało się śmiertelne. Helgego przewieziono do szpitala, Paula natomiast odzyskała przytomność i była w stanie opowiedzieć o ataku Griseldy. Czy też raczej o ataku Fridy na wiedźmę, bo od tego się wszystko zaczęło. Zresztą to bez znaczenia.

Helge przyjmował w szpitalu mnóstwo wizyt. Paula siedziała tam, rzecz jasna, niemal przez cały czas, kiedy jego nowi przyjaciele przychodzili z winogronami, cukierkami i takim mnóstwem kwiatów, że pokój pachniał niczym egzotyczny ogród. Indra przyniosła słodycze i erotyczne pisma. Uważała, że powinien obejrzeć sobie coś budującego, zwłaszcza że czytać nie umiał. Helge pospiesznie wcisnął pisma pod poduszkę i tylko marzył, żeby sobie już wszyscy poszli, bo koniecznie chciał do nich zajrzeć.

Wciąż jeszcze nikt mu nie powiedział o żałosnym końcu matki.


Ram spędził u Indry noc pogrążony we śnie przypominającym letarg. Ona chętnie by zatrzymała go jeszcze, żeby pospał co najmniej dobę, wiedziała jednak, że robiłby jej potem wymówki. Wobec tego przygotowała uwodzicielsko pachnące śniadanie i bardzo delikatnie obudziła gościa.

Wymówki i tak się na nią posypały:

– Dlaczego nie obudziłaś mnie już po godzinie?

– Świat się przecież nie zawalił – odparła spokojnie. – Rok zajął się wszystkim. Sam zobacz! Święte Słońce wciąż świeci i ptaki śpiewają. Nawet im do głowy nie przyjdzie, że zaniedbałeś jakieś obowiązki.

Roześmiał się w końcu i wypędził ją z pokoju, by móc się doprowadzić do porządku.

Kiedy już skończyli śniadanie i Ram zamierzał wyjść, zadzwonił telefon. Indra włączyła wszystkie aparaty, gdy tylko Ram się obudził.

Dzwonił Rok z wiadomością, że Tsi wzywa pomocy z polanki w lesie. Nie, Rok nie wiedział, o co dokładnie chodzi, ale miał wrażenie, że sprawa wygląda poważnie. Indra stała i przyglądała się temu surowemu człowiekowi, który rozmawiał ze swym najbliższym współpracownikiem.

Jak bardzo bym chciała zatrzymać go w swoim domu, myślała. Ale wtedy dzielilibyśmy moje szerokie łoże, już bym nie spała na tej niewygodnej kanapie, wiedząc, że on leży w mojej pościeli. Pragnę tego poczucia bezpieczeństwa, jakie by mnie z pewnością ogarnęło, kiedy on wieczorem pozamykałby na klucz wszystkie drzwi. Pragnę tej intymności, jaka jest udziałem dwojga ludzi rozmawiających przy herbacie, chcę świadomości, że mogę się do niego w każdej chwili przytulić bez obawy, że jakiś Talornin pojawi się zaraz z umoralniającym kazaniem i nas rozdzieli.

Jaki on jest męski, ten mój Ram. Widocznie muszę mieć słabość do autorytetów, skoro zakochałam się w kimś tak niedostępnym.

Rozmowa Rama dobiegła końca, a Indra pospieszyła sprzątać ze stołu.

– Jadę z tobą – oznajmiła.

– Nie możesz! Nie wiem przecież nawet, o co tam chodzi. Ale dziękuję ci za te najspokojniejsze i najmilsze chwile u ciebie, jakie po raz pierwszy od bardzo dawna przeżyłem. Właśnie to było mi potrzebne.

Indra uśmiechnęła się promiennie. Nic nie szkodzi, że Ram wyszedł nie uścisnąwszy jej. Widocznie wie, co robi.


W kilka godzin później Ram w swoim biurze uderzył pięścią w stół.

– Teraz to już naprawdę dość! Griselda jest w Sadze i dobrze wiemy, co to oznacza – rzekł głosem drżącym z gniewu i obawy. – Teraz ruszamy! Wszyscy! Ci, na których będzie chciała się mścić, wyjadą do Nowej Atlantydy, a ja osobiście dopilnuję, żeby ten potwór się tam za wami nie przemknął. Rok, zabierzesz Indrę, Mirandę, Gondagila, Elenę, Jaskariego, Orianę i Thomasa, a także Tsi. Siska, Bogu dzięki, już tam jest, Sassa również, chociaż akurat jej Griselda zbyt dobrze nie zna. Później będziemy też musieli przewieźć Paulę i Helgego. Ta jędza nie może nikogo z was nawet palcem tknąć. Berengaria i Armas mają towarzyszyć Theresie do zewnętrznego świata, więc oni będą bezpieczni.

– A Jori? – zapytał Rok. – On prosił, byśmy pozwolili mu zostać.

Ram zastanawiał się przez chwilę.

– Wtedy, kiedy Griselda udawała Evelyn, Jori zachowywał się wobec niej przyjaźnie, więc teraz znajduje się chyba poza niebezpieczeństwem. On też dużo wie o sposobach jej powrotów. Kiedy jednak Griselda odkryje, że wszyscy jej „wrogowie” zniknęli, to może, z czystej frustracji, rzucić się na każdego, kto został. Nie, Joriego też wyślij. Natomiast Dolga z farangilem będziemy tutaj potrzebować. Marco sam sobie poradzi, sądzę natomiast, że trzeba by też wysłać Móriego. Bo, jak mówi Sol, on jest potężnym czarnoksiężnikiem, ale tutaj potrzeba czegoś więcej. Nikt żyjący nie ma szans w starciu z Griselda. Jeśli Sol się nie uda, to zawsze mamy inne duchy w odwodzie. Powinno wystarczyć.

– Najważniejsze, żeby odnaleźć tego jej „ducha”?

– Oczywiście! Wyobrażam sobie jednak, że teraz, kiedy wiedźma żyje, będzie to jeszcze trudniejsze. A jak dochodzenie? Dowiedzieliście się czegoś o tym zamordowanym? Kto to jest?

– Nie – odparł Rok. – Nikt nie jest poszukiwany. Ani w mieście nieprzystosowanych, ani w pozostałych częściach królestwa. Ale nie mamy jeszcze wszystkich informacji.

Ram kiwał głową.

– Teraz Sol będzie musiała zebrać siły i cały swój kunszt czarownicy. Nie możemy przecież w nieskończoność trzymać młodzieży w Nowej Atlantydzie. Sol ma niewiele czasu, by zlokalizować i unieszkodliwić Griseldę. Najpierw jednak musi odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się ta jej przeklęta „dusza”.

– Teraz wiemy przynajmniej, jak wiedźma wygląda. Ma rude włosy i jest dorosła. Helge mówi, że to dojrzała kobieta, liczy sobie około trzydziestu pięciu lat. Zaraz zbiorę młodzież i przewiozę wszystkich gondolą do Nowej Atlantydy. Griselda w żaden sposób nie odkryje, co się z nimi stało.

Ram wyglądał przez okno.

– Chciałbym porozmawiać z Dolgiem i z Markiem. Może oni doradzą, jak ją odnaleźć. Jak ją wykurzyć z kryjówki, zanim zdąży zamordować więcej osób. Na razie ma na swoim koncie trzy, i to jest o trzy za dużo.

Żaden nie wypowiedział głośno tego, o czym obaj myśleli: Śmierć Fridy nie jest specjalnie wielką stratą. O takich sprawach się nie mówi.

Ram był zdenerwowany i pewnie się nie uspokoi, dopóki zagrożeni, a przede wszystkim Indra, nie znajdą się w bezpiecznym miejscu. Strażnicy robili, co mogli, by jak najprędzej zebrać całą gromadkę, i w końcu wyruszyli w drogę w dwóch dużych gondolach. Najpierw jednak Ram przesłuchał wszystkich po kolei, aby mieć absolutną pewność, że każdy jest naprawdę tym, za kogo się podaje, a nie podstępną wiedźmą w przebraniu. Indra nie mogła się powstrzymać od swoich złośliwości, kiedy ją badano, i Ram musiał się uśmiechnąć. Griselda nie dała się dotychczas poznać jako osoba obdarzona poczuciem humoru.

Indra tymczasem zaproponowała:

– A czy ja nie mogłabym zostać jako przynęta? Potrafiłabym tak ją udręczyć, że będzie miała dość.

– Dziękuję, o żadnej przynęcie nie może być mowy – przerwał jej Ram, zdjęty grozą na samą myśl o spotkaniu Indry z wiedźmą. – W każdym razie przynęta nie będzie miała na imię Indra!

– A ty? – przypomniała mu zatroskana. – Ciebie też Griselda musi nienawidzić.

– Na pewno tak jest, Ale przecież ja nadzoruję poszukiwania.

– Dbaj więc o siebie – szepnęła Indra i z rozpaczą ścisnęła jego dłoń. – Czyli, jak to mówią Szwedzi: „Idź do domu i zajmuj się sobą! I on poszedł do domu i zajmował się sobą”.

Ram patrzył na odlatujące gondole z uczuciem ulgi, lecz także żalu.

Potem odwrócił się i ze zdziwieniem potrząsał głową. Młody Tsi był niebywale podniecony tym, że leci do Nowej Atlantydy. Ciekawe dlaczego?

Myślał z niechęcią o tym, jak zachowa się Griselda, kiedy stwierdzi, że wszyscy jej wrogowie zniknęli.

Z wyjątkiem niego, oczywiście. I… Och, nie, jak mógł zapomnieć? Madragowie!

To przecież Madragowie zbudowali machinę śmierci, czyli Juggernauta. To znaczy machinę śmierci jedynie w rozumieniu Griseldy. Ram natychmiast wydał polecenie, by Madragów umieszczono w bezpiecznym miejscu.

Również inni mieszkańcy Królestwa Światła byli na łąkach wtedy, kiedy Griselda została zmiażdżona. Kilku Strażników, weterynarze i laboranci a także Lenore.

Ram nie przypuszczał jednak, by Griselda zwróciła na nich baczniejszą uwagę.

Większość najbardziej narażonych na jej ciosy znalazła się już poza krajem. A to najważniejsze.

Teraz trzeba się jak najprędzej skontaktować z Sol.

Propozycja Indry w sprawie przynęty padła na podatny grunt. Sol znakomicie się do tego nadaje.

Ale gdzie ona się podziała? Teraz, kiedy tak bardzo jest mu potrzebna, nie można jej znaleźć.

Загрузка...