9

Wciąż jeszcze panowała idylla. Nikt nawet nie przeczuwał powrotu Griseldy. Wareg Helge znakomicie się czuł w Królestwie Światła.

Dostał własny dom w mieście Saga i mianowano go dozorcą jeleni olbrzymich, miał wielu przyjaciół jeszcze z czasów ekspedycji. Nadal się z nimi spotykał, zdobył też nowych, Helge bowiem był sympatycznym facetem. Spokojny, godny zaufania.

Jego matka, Frida, natomiast absolutnie nie mogła się tu odnaleźć. Nie było końca wyliczaniu różnych błędów i niedostatków, które wciąż wszystkim wypominała, zawsze wiedziała najlepiej, co i jak powinno być urządzone. Nie, dziękuje, nie chce własnego domu, po co jej dom, skoro może mieszkać u syna? Helge jej potrzebuje, twierdziła, jego nieśmiałe protesty na nic się nie zdały. Co pocznie taki biedny chłopiec w obcym kraju, jeśli jej nie będzie przy nim, jeśli matka nie pomoże mu przeciwstawić się wszystkiemu, co dziwne i niebezpieczne?

Frida miała powody do zmartwienia. Kiedy prosiła syna, by poszedł nazbierać drewna na opał, bo ona akurat źle się czuje, to on twierdził, że w Królestwie Światła drewno jest niepotrzebne. Poprosi go, żeby przyniósł wody, to on odkręca kran i woda sama spływa do jej zlewozmywaka.

Na wszystko, absolutnie na wszystko mieli tutaj radę i Frida nie mogła już wykorzystywać przeciwko synowi swojej rzekomej bezradności. Tutaj każdą rzecz podawano jej jak na tacy. Syn też nie był uzależniony od jej pomocy. Inne zagrożenie stanowiły dziewczyny. Frida zwalczała je z całych sił. Już podczas kwarantanny strzegła Helgego i zanim biedak zdążył zamienić jakieś słowo z przedstawicielką płci pięknej, ona natychmiast zjawiała się przy nim z jakąś wymyśloną wymówką.

Na nic się nie zdało tłumaczenie, że wszystkie młode kobiety są zajęte. Oriana ma Thomasa, Elena Jaskariego, Indra Rama, Berengaria Oko Nocy, Miranda Gondagila, Siska zaś… oj, tu się zaplątał, bo nikt nie wiedział o tajemnicy Siski i Tsi. No trudno, zresztą Siska jest księżniczką i zwyczajny wiking nic dla niej nie znaczy, wyjaśniał Helge pośpiesznie.

Frida jednak nie ustępowała.

„Ram? – krzyczała przejmującym głosem. – To przecież Lemur! Czy ona aż tak nisko upadła, ta kocica o przenikliwym spojrzeniu? Nikt nie może popełniać grzechu z Lemurem, to przecież perwersja! A ta cała tak zwana księżniczka? Czy mój syn nie jest dla niej wystarczająco dobry?”

Frida parskała z obrzydzeniem. „To już raczej przeciwnie, ta dziewczyna pochodzi przecież z takiego prymitywnego środowiska!”

Helge wzdychał zgnębiony.

„Czy ty myślisz, ze ja nie widzę, jak one wszystkie się na ciebie gapią? – skrzeczała nadal swoje Frida. – A poza tym… ta Lenore? Ona nikogo nie ma, czy to nie za nią latasz?”

„Ja za nikim nie latam – odparł Helge spokojnie. – Sama zresztą powiedziałaś, że nikt nie mógłby kochać Lemura”.

Frida nic na to nie odpowiedziała, nadal jednak uprawiała to swoje dręczące szpiegostwo, a już zwłaszcza kiedy przeprowadzili się do Sagi.

Ram obstawał przy tym, że Helge powinien mieć chociaż trochę prywatnego życia, więc Frida musiała się zgodzić na to, że ona i syn będą mieszkać oddzielnie, każde w swoim mieszkaniu, w bardzo przytulnym domu pod lasem. Kiedy jednak postawiła warunek, że to ona zajmie pomieszczenia na dole, Ram wpadł w złość. „Tak, żebyś mogła tkwić przy schodach i nasłuchiwać, co on robi, sprawdzać, czy wymyka się z domu albo czy późno wraca? Przyjmij więc do wiadomości, że to nie jest piętrowy budynek. Każde z was będzie mieszkało w swojej części domu. Każde będzie miało oddzielne wejście”.

„Ale przecież będą wewnątrz jakieś drzwi łączące oba mieszkania?” – wykrzyknęła Frida sfrustrowana. Od tej chwili nienawidziła Rama.

„Nie, nie ma żadnych drzwi. Aby się z nim skontaktować, będziesz musiała iść dookoła albo korzystać z domofonu. Poza tym zadbałem, żeby sypialnia Helgego nie przylegała do twojego mieszkania”.

Wtedy Frida odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę, wściekła z wielu powodów. Przede wszystkie, dlatego, że Ram tak paskudnie o niej myśli, a w dodatku jego podejrzenia są uzasadnione, Teraz czuła się naprawdę tak, jakby miała związane ręce i nogi.

Naturalnie, dzwoniła do drzwi Helgego czy trzeba, czy nie trzeba. Bo niestety, ze swoich okien nie mogła widzieć, czy syn wychodzi, prosto od jego furtki ulica skręcała do centrum. Z tego to powodu Frida o mało nie zwariowała, dopóki nie wpadła na pomysł, że przecież może siedzieć w ogrodzie i stamtąd go szpiegować. Była tak zajęta pilnowaniem syna, że nie miała czasu nawet się zastanowić, jak w tym ogrodzie jest pięknie, nie mówiąc już o tym, by coś w nim zrobić, zasadzić nowe rośliny, wypielić grządki czy coś w tym rodzaju. Czuła, że posłuszny dotychczas, milczący syn zaczyna jej się wymykać z rąk i ta myśl dręczyła ją dzień i noc.

Ciągle miała do niego jakieś interesy. Pewnego razu Ram przyszedł do Helgego, a wtedy Frida przybiegła z prośbą o pomoc, bo skaleczyła się w palec (Tak naprawdę sama go sobie rozcięła, bo chciała mieć wymówkę).

– Czy musisz zawracać Helgemu głowę takim zadrapaniem? – powiedział Ram złośliwie. – A poza tym dwa domy dalej jest ośrodek zdrowia.

– Ale ja przy okazji chciałam zabrać jego rzeczy do prania – odparła najeżona.

– Ja już wysłałem pranie – wyjaśnił Helge z miną psa, którego przed chwilą przyłapano na jakiejś psocie. – Dzisiaj rano przyszli z pralni, powiedzieli, że odniosą wszystko wieczorem.

Frida wpadła w złość.

– Nie powinieneś oddawać osobistych rzeczy jakimś obcym, którzy pojęcia nie mają o tym, jak je się pierze, Mogą zniszczyć materiał i…

– Przedwczoraj też prali i zrobili to bardzo dobrze – odparł syn przepraszająco. – Sama zobacz!

Pokazywał jej koszule i kilka ręczników, które świeżo wyprasowane leżały równiutko w szafie. Tak pięknie Frida nigdy nie prała, poczuła się teraz zapędzona w kozi róg.

– Ale to z pewnością mnóstwo kosztuje!

– Nic nie kosztuje – odparł Ram.

Frida wydała z siebie przeciągły pisk.

– Ale co ja mam w takim razie robić? Skoro nie mogę prać, nie mogę sprzątać, nie mogę palić w piecach…

– Wracaj do domu i zacznij robić sweterki na drutach dla swoich wnuków – zaproponował Ram chłodno. – Poza tym możesz dostać pracę w pralni.

Ostatniego zdania zdawała się nie słyszeć. Znowu zapłonęła gniewem.

– Wnuki? Helge nie ma czasu na żadne wnuki, on będzie musiał zająć się na starość swoją drogą matką…

– Miałem na myśli inne twoje wnuki – przerwał Ram spokojnie.

– Ale one zostały przecież w Ciemności. Nie mogę tam pojechać.

– A zajmowałaś się nimi w czasach, kiedy mieszkałaś z nimi? Poza tym kto ci kazał rzucać wszystko i jechać tutaj za Helgem?

– To się stało tak szybko…

Po raz pierwszy Helge postawił się swojej matce.

– Nigdy się nie przejmowałaś ani moim rodzeństwem, ani ich dziećmi.

– Ależ robiłam to! Tylko że powinni rozumieć, że musiałam się zajmować tobą, bo byłeś sam i w ogóle.

– A czy to czasem nie twoja wina, że on był sam? – zapytał Ram cicho.

Frida bez słowa wymaszerowała z pokoju.

Helge był bardzo zdenerwowany, przepraszającym wzrokiem patrzył na Rama, który myślał: Może ona nie jest wiedźmą, ale to na pewno straszna jędza. Prawdziwa Baba-Jaga!


Dzięki Orianie Helge poznał pewną samotną panią imieniem Paula. Była to ta sama Paula, która niegdyś w zewnętrznym świecie wyobrażała sobie, że jest prawdziwą czarownicą, i która została zabrana do Królestwa Światła razem z Orianą. Ta ostatnia dawno już wybaczyła Pauli, że kiedyś pożyczyła sobie jej bardziej egzotyczne imię, Oriana, i przez to o mało nie spowodowała śmierci pięknej Włoszki. Obie panie spotykały się od czasu do czasu, chociaż nie miały zbyt wiele wspólnych zainteresowań. Pauli nie dopisywało szczęście, jeśli chodzi o przyjaźnie, była trochę osamotniona i żyła na uboczu. Ale oczywiście, czuła się znakomicie w swoim nowym kraju. Za nic nie zamieniłaby tego na życie w zewnętrznym świecie!

Choć to może dziwne, Paula uznała, że długonogi Helge z potężnym podbródkiem jest niezmiernie przystojnym mężczyzną. Helge też lubił nieco pulchne kształty Pauli. Rozmawiało im się razem znakomicie i jakoś tak się składało, że w ostatnich czasach zaczęli bardzo często „przypadkowo na siebie wpadać”, kiedy ona na przykład szła do pracy albo on wracał od swoich jeleni olbrzymich. Coś by się może rozwinęło między tymi dwiema samotnymi duszami, gdyby mieli do tego prawo. Ale wszechobecna Frida zobaczyła ich wkrótce, jak zupełnie niewinnie rozmawiają na rynku w Sadze. Po tym rozpętało się prawdziwe piekło.

Frida zastawiła na Helgego przemyślną pułapkę, zainstalowała mianowicie dzwonek, który dzwonił w jej mieszkaniu za każdym razem, gdy syn wychodził z domu. Dowiedziała się też dokładnie, kim jest Paula, i nie ustawała w krytyce. „Jakie okropne ubrania nosi ta straszna kobieta! To naprawdę nie wypada, ubierać się w takie jaskrawe kolory, kiedy się ma tyle lat co ona. Ona jest zdecydowanie dla ciebie za stara”. I dalej: „Czy ona się wybiera na karnawał? Mogę cię zapewnić, że farbuje włosy! Czy ty nie widzisz, że to rozpustnica? A jakie ma wielkie, paskudne stopy”.

Dzień i noc musiał Helge słuchać takich szyderczych uwag. Ale to nie koniec. Frida wybrała się do miejsca pracy Pauli i narobiła tam plotek. W końcu troskliwa mamusia postanowiła zaatakować bezpośrednio. I zrobiłaby to na pewno, gdyby ktoś inny jej nie uprzedził.

Uwagę na Helgego zwróciła Griselda. Ona też uważała, że jest szaleńczo przystojny,

Helge był nowym mieszkańcem Królestwa Światła, pojęcia nie miał o strasznej wiedźmie. Uznała więc, że może mu się ukazać jako kobieta, czas naglił, ziemia zaczynała jej się palić pod stopami, nie chciała czekać, aż będzie mogła usunąć z drogi wszystkie kłopotliwe konkurentki.

Odkryła, rzecz jasna, istnienie Pauli. To wprawdzie był jakiś problem, ale zupełnie niewielki, tę dziewczynę będzie można unicestwić jednym ciosem.

Griselda nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że ma dużo bardziej kłopotliwą „rywalkę”. Nic nie wiedziała o Fridzie, matce Helgego, ulepionej niemal z tej samej gliny co i ona.

Zanosiło się na walkę taką, że pierze się posypie!

Griselda nie wiedziała też, że do ataku szykuje się Sol ukryta za kulisami.

Gdy wkroczy, wtedy nie tylko pierze poleci. To będzie walka na śmierć i życie, niech no tylko się ta okropna Griselda gdzieś pojawi. Sol ostrzyła swoje noże, miała szczerą nadzieję, że będzie mogła stanąć twarzą w twarz z tamtą kobietą.

Teraz, kiedy Sol otrzymała od szlachetnych kamieni potwierdzenie, że jest tyle samo warta, co inni ludzie, gotowa była na najbardziej nawet szalone czyny.

Rozprawi się ze wszystkimi. Ze wszystkimi, którzy grożą jej przyjaciołom i krewnym. W takiej sytuacji nie zrezygnuje z żadnej metody. Jej zdaniem cel uświęca środki. Dlaczego miałaby się ograniczać i zachowywać jak grzeczna dziewczynka w starciu z takim potworem jak Griselda?

Albo jak ta, która zagraża przyjaciółce Sol, księżnej? Czyż człowiek nie może stosować nieco mniej szlachetnych metod, jeśli ma powstrzymać kroczące po trupach baby?

Sol była pewna, że kamienie akceptują jej metody.

Загрузка...