44.

Ta wstrętna sprawa z Capistrano oraz generalne obrzydzenie do turystów tego typu, który właśnie mi się trafił, spowodowały, że wpadłem w otchłań rozpaczy.

Niespiesznie skakaliśmy z epoki w epokę, ale me serce znajdowało się zupełnie kiedy indziej. W połowie drugiego tygodnia, kiedy dotarliśmy do 1204 roku, wiedziałem już, że zrobię coś, co mnie zniszczy.

Jąkając się wygłosiłem zwyczajową pogadankę.

— Odradza się duch dawnych krzyżowców — mówiłem, krzywiąc się na Bilba, który znów pieścił pannę Pistil, i krzywiąc się na Sauerabenda, który najwyraźniej śnił na jawie o niemal nie istniejących piersiach Palmyry Gostaman. — Jerozolima, którą krzyżowcy zdobyli przed wiekiem, znów jest w rękach Saracenów, różne ła cińskie dynastie nadal jednak kontrolują większość wybrzeża Ziemi Świętej. Arabowie walczą obecnie między sobą. Papież Innocenty III od 1199 wzywa do zorganizowania nowej krucjaty.

Opowiedziałem, jak różnie różni baroni zareagowali na wezwanie papieża.

Opowiedziałem, jak krzyżowcy nie chcieli już używać tradycyjnej drogi lądowej przez całą Europę i przez Azję Mniejszą do Syrii. Opowiedziałem, jak wybrali podróż trasą morską do jednego z palestyńskich portów.

Opowiedziałem, jak w roku 1202 zwrócili się do Wenecji, największej potęgi morskiej ówczesnej Europy, z prośbą o dostarczenie środków transportu.

Podałem im warunki, na jakich ówczesny doża wenecki, stary cwaniak Enrico Dandolo, zgodził się dostarczyć im statki.

— Dandolo — mówiłem — zawarł z krzyżowcami umowę na transport czterech tysięcy pięciuset rycerzy wraz z ich końmi, dziewięciu tysięcy giermków i dwudziestu tysięcy piechoty wraz z zapasami na dziewięć miesięcy. Zaoferował również eskortę konwoju: pięćdziesiąt uzbrojonych galer. Cenę wyznaczył na osiemdziesiąt pięć tysięcy srebrnych marek, czyli na nasze pieniądze około dwudziestu milionów dolarów. Zażądał także połowy terytoriów lub łupów zdobytych przez krzyżowców w walce.

Opowiedziałem im, jak krzyżowcy przystali na te ciężkie warunki pewni, że bez problemu oszukają ślepego starca.

Opowiedziałem im, jak to ślepy starzec, mając krzyżowców w Wenecji, skąd nie mieli gdzie się ruszyć, złapał ich za gardło i wydusił zapłatę co do grosza.

Opowiedziałem im, jak ten godny najwyższego podziwu szatan przejął kontrolę nad krucjatą i w Wielki Poniedziałek roku wyruszył na czele floty krzyżowców… floty, której celem nie była Ziemia Święta, lecz Konstantynopol.

— Bizancjum — wyjaśniłem — było wielkim konkurentem Wenecji w handlu morskim. Dandolo nie dałby złamanego grosza za Jerozolimę, ale bardzo pragnie kontrolować Konstantynopol.

Następnie wyjaśniłem istniejącą wówczas w cesarstwie sytuację dynastyczną. Dynastia Komnenów kiepsko skończyła. Gdy w roku 1180 zmarł Manuel I, na tron wstąpił jego młody syn Aleksy II, zamordowany wkrótce przez niemoralnego kuzyna swego ojca, Andronika. Równie wyrafinowany, co zdeprawowany Andronik zamordowany został z kolei, w szczególnie nieprzyjemny sposób, przez tłum, po kilku zaledwie latach okrutnych rządów i w roku kolejnym cesarzem został Izaak Angelos, starszy, niezdarny wnuk Aleksego I z żeńskiej linii. Izaak rządził, niekompetentnie i chaotycznie, przez lat dziesięć, kiedy to zdetronizował go, oślepił i wtrącił do więzienia jego własny brat, który przybrał imię Aleksego III.

— Aleksy III rządzi nadal — ciągnąłem — a Izaak Angelos nadal siedzi w więzieniu. Syn Izaaka jednak, również Aleksy, zbiegł z miasta i na miejsce wygnania wybrał sobie Wenecję. Obiecał Dandolowi ogromne pieniądze za przywrócenie ojca na tron. Tak więc Dandolo udaje się do Konstantynopola, by obalić Aleksego III i zastąpić go marionetką w swych dłoniach, Izaakiem.

Nie pojmowali nic z tego skomplikowanego dynastycznego wywodu. Nie szkodzi. Zrozumieją, kiedy zobaczą wszystko na własne oczy.

Pokazałem im czwartą krucjatę przybywającą do Konstantynopola pod koniec kwietnia 1203 roku. Obejrzeli Dandola, kierującego zdobyciem Scutari, przedmieścia po azjatyckiej stronie Bosforu. Widzieli też przygotowania do obrony portu: nie tylko stojącą u wejścia do niego wielką wieżę, nie tylko zagradzający je słynny żelazny łańcuch, lecz także dwadzieścia bizantyńskich galer. Specjalnie zwróciłem uwagę turystów na atak weneckich żeglarzy, którzy zdobyli bizantyńskie galery abordażem, podczas gdy jeden ze statków Dandola, wyposażony w ogromne stalowe nożyce, przeciął łańcuch, otwierając Złoty Róg atakującym. Widzieli, jak ten dziewięćdziesięcioletni starzec prowadzi atak na szańce Konstantynopola.

— Nigdy dotąd atakujący nie dostali się za mury — wyjaśniłem.

Stojąc z dala, jako część wiwatującego tłumu obserwowaliśmy Dandola wyprowadzającego z lochów Izaaka Angelosa i koronującego go na cesarza Bizancjum wraz z synem, w stylu przysługującym Aleksemu IV.

— Aleksy IV — powiedziałem — zaprosił krzyżowców do spędzenia zimy w Konstantynopolu na jego koszt. W tym czasie miano przygotować plan ataku na Ziemię Świętą. Oferta złożona została zbyt pospiesznie i stała się gwoździem do trumny cesarza.

Skoczyliśmy z prądem do wiosny 1204 roku.

— Aleksy IV — rozpocząłem — właśnie odkrył, że utrzymanie tysięcy krzyżowców rujnuje finanse cesarstwa. Powiedział Dandolowi, że nie ma już pieniędzy i nie jest w stanie dłużej pokrywać wydatków wyprawy. Doprowadziło to do gwałtownej kłótni, w trakcie której w mieście rozpoczęły się pożary. Nikt nie wie, kto je wzniecił, ale Aleksy podejrzewa Wenecjan. Rozkazał podpalić sześć starych okrętów, dryfujących teraz na wenecką flotę.

Widzieliśmy płonące statki. Widzieliśmy, jak Wenecjanie długimi hakami odepchnęli je od swych statków, i widzieliśmy, jak w mieście wybucha bunt, jak jego obywatele oskarżają Aleksego IV, że jest marionetką w ręku Wenecjan, i skazują go na śmierć.

— Stary Izaak Angelos umiera w kilka dni później — powiedziałem. — Bizantyńczycy odnajdują zięcia wygnanego cesarza Aleksego III i wynoszą go na tron jako Aleksego V. Zięć ów należy do słynnej rodziny Dukasów. Dandolo utracił obu swych marionetkowych cesarzy. Jest wściekły. Wenecjanie wraz z krzyżowcami decydują się na podbój Konstantynopola. Postanawiają rządzić nim bezpośrednio.

Kolejna grupa turystów miała teraz szansę obejrzeć walki, które wybuchły ósmego kwietnia. Płomienie, rzeź, gwałty, Aleksy V ucieka, napastnicy plądrują miasto. Trzynasty kwietnia, Hagia Sophia: krzyżowcy demolują chór z jego słynnymi dwunastoma srebrnymi kolumnami, rozbierają ołtarz, kradną czterdzieści kielichów i dziesiątki srebrnych kandelabrów. Kradną także Ewangelię, krzyże i tkaninę ołtarzową oraz czterdzieści szczerozłotych kadzielnic. Bonifacy z Montferrat, przywódca krucjaty, zdobywa cesarski pałac. Dandolo rozkazuje zdjąć z niego cztery konie z brązu, które cesarz Konstantyn przywiózł z Egiptu dziewięćset lat wcześniej; przetransportuje je do Wenecji i umieści nad wejściem do katedry Świętego Marka, gdzie pozostają po dziś dzień. Towarzyszący krzyżowcom księża gorączkowo szukają relikwii. Znajdują dwa kawałki Świętego Krzyża, ostrze Świętej Włóczni, gwoździe, którymi przebito ciało Chrystusa, i wiele innych, podobnych obiektów, które Bizantyńczycy otaczali najwyższą czcią.

Skoczyliśmy do połowy maja, pozostawiając za sobą sceny gwałtu i rabunku.

— Zostanie wybrany nowy cesarz Bizancjum — opowiadałem. Nie będzie nim jednak Bizantyńczyk, lecz Frank, łacinnik. Zwycięzcy wybierają księcia Baldwina Flandryjskiego. Zobaczymy procesję koronacyjną.

Czekaliśmy przed Hagia Sophia. W środku Baldwin Flandryjski zakładał płaszcz pokryty klejnotami, haftowany w orły, wziął berło i złote jabłko, ukląkł przed ołtarzem, został pobłogosławiony, objął tron.

— Wychodzi — powiedziałem.

Na białym koniu, w stroju lśniącym jakby stanął w płomieniach, cesarz Baldwin Bizantyński przejechał z katedry do pałacu. Obywatele pod przymusem, cicho i niechętnie witali swego nowego, całkowicie im obcego władcę.

— Większość bizantyńskiej arystokracji uciekła — mówiłem moim podopiecznym, którym już spieszno było do nowych pożarów, mordów, rabunków. — Schronienie znalazła w Azji Mniejszej, w Albanii, Bułgarii i Grecji. Łacinnicy będą rządzili w mieście przez pięćdziesiąt siedem lat, choć rządy samego Baldwina okażą się krótkie. Za dziesięć miesięcy ruszy do bitwy z bizantyńskimi buntownikami, zostanie przez nich pojmany i nie powróci z niewoli.

— A kiedy krzyżowcy ruszą na Jerozolimę? — zainteresowała się Chrystal Haggins.

— Ci? Nigdy. Nie chciało się im. Część pozostała, rządząc państewkami wyszarpanymi z terenów byłego Cesarstwa Bizantyńskiego. Reszta wróciła z łupami zrabowanymi w podbitym mieście.

— Jakie to fascynujące! — zachwyciła się pani Haggins.

Wróciliśmy na kwaterę. Byłem śmiertelnie wręcz zmęczony.

Wykonałem swą pracę, pokazałem im podbój Bizancjum przez łacinników, dokładnie tak, jak obiecywała broszurka reklamowa, i nagle poczułem, że dłużej tych gęb nie zniosę. Zjedliśmy kolację, oni poszli spać — a przynajmniej do łóżek — ja zaś siedziałem przez chwilę w ciemności, słuchając namiętnych jęków panny Pistil i energicznych prychnięć Bilba Gostamana, słuchałem protestów Palmyry, którą, korzystając z ciemności, Conrad Sauerabend gładził po udach, i połykałem łzy wściekłości. Nie miałem wyboru. Poddałem się pokusie, nastawiłem timer i skoczyłem pod prąd. W rok 1105. Do Pulcherii Dukas.

Загрузка...