Do końca wycieczki byłem bardzo kiepskim kurierem. Ponurym, milczącym, zakochanym i niepewnym, gdzie i kiedy się znajduje. Pokazałem mym ludziom wszystkie standardowe wydarzenia, zdobycie miasta przez Wenecjan w 1204, podbój turecki w 1453, ale mechanicznie, bez serca. Może nie obchodziło ich, że dostają minimum opłaconej usługi, a może w ogóle się w tym nie zorientowali? Może uważali, że wszystkiemu winna jest bezustannie sprawiająca jakieś kłopoty Marge Hefferin? Lepiej czy gorzej, ale przeprowadziłem ich wycieczkę i bezpiecznie dostarczyłem w naszą teraźniejszość 2059 roku.
Znów miałem przerwę, a w duszy płonął mi ogień pożądania.
Co mam teraz robić? Skoczyć w 1105? Przyjąć ofertę Metaxasa, pozwolić, by przedstawił mnie Pulcherii?
Pomyślałem o tym i aż mnie odrzuciło.
Zasady Patrolu Czasowego wyraźnie zakazują jakiejkolwiek fraternizacji między kurierami (czy też, szerzej, osobami podróżującymi w czasie) a zwykłymi, żyjącymi pod prądem ludźmi. Z ludźmi z przeszłości wolno nam nawiązywać wyłącznie niezobowiązujące, przypadkowe kontakty. Wolno nam kupić torbę oliwek, spytać o drogę do Hagia Sophii i tak dalej. Nie ma mowy o przyjaźniach, nie ma mowy o filozoficznych dyskusjach, nie ma mowy o stosunkach seksualnych z obywatelami minionych epok.
A już zwłaszcza w przypadku przodków.
Tabu kazirodztwa jako takie niezbyt mnie obchodziło; jak wszystkie inne tabu sporo straciło ostatnio na wartości i choć wahałbym się przed pójściem do łóżka z matką lub siostrą, nie widziałem żadnego racjonalnego powodu, by nie pójść do łóżka z Pulcheria. Może i powstrzymywały mnie przed tym jakieś resztki rodzinnego purytanizmu, doskonale zdawałem sobie jednak sprawę, że w momencie kiedy Pulcheria znajdzie się w zasięgu ręki, nie pozostanie po nich ani śladu.
Przed podjęciem zdecydowanych działań skutecznie powstrzymywał mnie jednak uniwersalny środek na wstrzymanie, czyli strach przed karą. Gdyby Patrol przyłapał mnie w łóżku z praprapra… babcią, z pewnością straciłbym pracę, prawdopodobnie trafiłbym do więzienia, a może zostałbym nawet zagrożony karą pierwszego stopnia za przestępstwo czasowe, na podstawie uzasadnionego domniemania, że pragnąłem zostać swym własnym przodkiem. Ta możliwość doprawdy mnie przerażała.
Jakim cudem miałoby udać się im mnie złapać? Istniały przeróżne możliwości.
1. Zdobywam zaproszenie do Pulcherii. Jakimś cudem udaje mi się zostać z nią sam na sam. Sięgam po nią, ona krzyczy, goryle rodziny łapią mnie na gorącym uczynku i skazują na śmierć. Nie zgłaszam się po przerwie. Patrol badający okoliczności mego zniknięcia odkrywa, co się stało, ratuje mnie, po czym wnosi skargę o dokonanie przestępstwa czasowego.
2. Zdobywam zaproszenie i tak dalej. Uwodzę Pulcherię. W momencie wspólnego orgazmu do sypialni wpada mąż z mieczem w dłoni. Reszta jak wyżej.
3. Zakochujemy się w sobie z Pulcheria do tego stopnia, że decydujemy się skoczyć w jakiś daleki punkt przeszłości, powiedzmy do roku 400 p. n. e. albo 1600, dokądkolwiek. Żyjemy sobie długo i szczęśliwie, póki nie łapie nas Patrol, nie dostarcza do odpowiedniego momentu w roku 1105 i nie wnosi oskarżenia o przestępstwo czasowe.
4…
Potrafiłem wymyślić jeszcze wiele scenariuszy, z których wszystkie kończyły się tak samo. Oparłem się więc wszelkim pokusom spędzenia przerwy w roku 1105, w poszukiwaniu Pulcherii. W zamian za to, by zadośćuczynić memu ponuremu nastrojowi, skoczyłem w czas, w którym spełniało się każde niezdrowe pragnienie, czyli w czas czarnej śmierci.
Tylko najdziwniejsi, Najbardziej niezwykli lub najbardziej zboczeni ludzie płacili za wycieczkę w czas epidemii; innymi słowy, na taką wyprawę trzeba zapisywać się w długiej kolejce. Jako kurier mający akurat wolne wyrzuciłem jednak z kolejki kogoś płacącego żywą gotówką i załapałem się wraz z najbliższą grupą.
Obsługujemy cztery regularne trasy czarnej śmierci. Jedna zaczyna się na Krymie w 1347 roku i ukazuje postępy zarazy w Azji. Najważniejszym jej momentem jest oblężenie Kaffy, genueńskiego portu na wybrzeżu Morza Czarnego, przez Dżanibega, chana Złotej Ordy. Ludzie Dżanibega umierali na dżumę i katapultami wrzucali sczerniałe zwłoki do twierdzy przeciwnika, by zarazić Genueńczyków. Ta rozrywka wymaga co najmniej rocznej rezerwacji.
Genueńczycy ponieśli zarazę dalej na zachód, w rejon Morza Śródziemnego. Druga Wycieczka obejmuje Włochy jesienią roku 1347 i ukazuje rozprzestrzenianie się zarazy na Europę; jej uczestnicy są między innymi świadkami palenia Żydów, których oskarżano o powodujące chorobę zatruwanie studni. Trzecia ukazuje Francję roku 1348, czwarta zaś Anglię roku 1349.
Biuro rezerwacji znalazło mi miejsce na czwartą z wycieczek, czyli Anglię. W południe kapsuła przetransportowała mnie do Londynu, gdzie na dwie godziny przed skokiem dołączyłem do grupy. Naszym kurierem był wysoki, wychudzony mężczyzna nazwiskiem Riley, charakteryzujący się krzaczastymi brwiami i zepsutymi zębami. Sprawiał wrażenie dziwaka, czego oczywiście należy się spodziewać po przewodnikach wycieczek w te szczególne czasy. Powitał mnie przyjaźnie, choć bynajmniej nie wesoło i zaraz załatwił mi odpowiedni kombinezon.
W zasadzie niczym nie różnił się on od kombinezonów kosmicznych, może oprócz czarnego koloru. Każdy wyposażony był w standardowy czternastodniowy wymiennik powietrza, jeść mieliśmy przez rurkę, odchody zaś wydalać w mocno kłopotliwy i żenujący sposób. Zakładano, oczywiście, że każdy z nas będzie hermetycznie odizolowany od środowiska. Turystom powtarzano, że jeśli rozepną kombinezony, choćby na dziesięć sekund, pozostawi się ich na zawsze w tej epoce i choć był to ewidentny blef, nie znamy wypadku, by ktoś zmusił Służbę do wyłożenia kart.
Zaraza to jedna z niewielu tras operujących z i do wyznaczonego punktu. Nikt nie chce, by powracające grupy materializowały się gdzie popadnie, roznosząc bakterie i wirusy na kombinezonach, Służba Czasowa oznaczyła więc czerwoną farbą miejsce skoku w danej epoce dla każdej z czterech tras. Gotowa do powrotu grupa udaje się do właściwego jej punktu i dopiero z niego skacze z prądem. W ten sposób materializuje się zawsze wewnątrz hermetycznie zamkniętej kopuły; funkcjonariusze zabierają turystom kombinezony, po czym spryskują ich odpowiednimi środkami i dopiero potem pozwalają wrócić w szczęśliwy, zdrowy świat 2059 roku.
— Wkrótce zobaczycie coś — powiedział uroczyście Riley — co nie jest rekonstrukcją, co nie jest symulacją, co nie jest przybliżonym obrazem wydarzeń. Wkrótce zobaczycie zdarzenia prawdziwe, nie przesadzone przez scenarzystę.
Skoczyliśmy pod prąd.