12

Kiedy wszedł do biura, zastał na biurku dwie równe . sterty papierów. Usiadł, sięgnął po nie i wtedy poczuł podmuch arktycznie zimnego, lodowatego powietrza. Płynęło z otworu klimatyzatora, obudowanego teraz przyspawanymi stalowymi prętami. Pulpit sterowniczy był zamknięty na klucz. Ktoś albo stroił sobie żarty, albo był niezwykle sumiennym pracownikiem. Tak czy owak, było zimno. Brion kopnął parę razy w pokrywę urządzenia, aż się wygięła, po czym odgiął ją zupełnie i zajrzał do środka. Odłączył jeden przewód i dotknął nim drugiego. Seria głośnych trzasków i chmura dymu wynagrodziły mu te wysiłki. Sprężarka stęknęła i umilkła.

W drzwiach stal Faussel z plikiem papierów i spoglądał na to z niedowierzaniem.

— Co tam masz? — spytał Brion.

Faussel zdołał zapanować nad swoją twarzą. Położył akta na biurku, układając je na stosach innych dokumentów.

— To raporty o wynikach badań, o które pan prosił. Szczegółowe dane ze wszystkich działów, konkluzje, sugestie i tak dalej.

— A ta druga sterta? — wskazał palcem Brion.

— To korespondencja pozaplanetarna: faktury z kantyny, zapotrzebowania… — odpowiadając wyrównywał brzegi stert. — Dzienne raporty, wykaz chorych…

Urwał, gdy Brion starannie zgarnął raporty do kosza.

— Innymi słowy, biurokracja — rzekł Anvharczyk. — No, to wszystko mamy już z głowy.

Jeden po drugim, raporty o postępach badań szły do kosza w ślad za pierwszą stertą papierów, aż blat biurka został pusty. Nic. Brion spodziewał się tego. Jednak zawsze była jakaś szansa, że któryś ze specjalistów mógł wpaść na jakiś trop. Nie wpadli zbyt byli zajęci specjalizowaniem się.

Niebo na zewnątrz ściemniało. Strażnik przy frontowych drzwiach dostał rozkaz wpuszczenia każdego, kto zapyta o dyrektora. Czekając na kontakt z nyjordzkimi rebeliantami, Brion nie miał nic do roboty. Był poirytowany. Lea przynajmniej robiła coś konkretnego. Postanowił do niej zajrzeć.

Otworzył drzwi laboratorium, szykując się na miłe spotkanie. Opuścił go dobry humor: mikroskop był nakryty pokrowcem, a dziewczyny nie było. „Jest na obiedzie — pomyślał — albo w szpitalu”. Skierował się do szpitala, który znajdował się piętro niżej.

— Oczywiście, że tu jest! — mruknął dr Stine. — A gdzie indziej miałaby być dziewczyna w jej stanie? Dziś już wystarczająco długo była na nogach. Jutro ostatni dzień i jeśli chce pan, żeby zrobiła dla pana coś jeszcze, nim upłynie termin ultimatum, powinien pan dać jej dziś odpocząć. Najlepiej żeby cały personel odpoczął. Przez cały dzisiejszy dzień rozdawałem środki uspokajające jak aspirynę. Wszyscy są wykończeni.

— Temu światu też już niewiele brakuje. Co z Leą?

— Zważywszy na to, co przeszła, jest dobrze. Niech pan wejdzie i sam sprawdzi, jeżeli nie wierzy mi pan na słowo. Mam innych pacjentów, którymi muszę się zajmować.

— Tak bardzo się pan niepokoi, doktorze?

— Oczywiście! Jestem tak samo podatny na słabości ciała jak wy wszyscy. Siedzimy tu na tykającej bombie i to mi się nie podoba. Będę wykonywał swoje obowiązki tak długo, jak zajdzie potrzeba, ale będę także cholernie zadowolony, gdy wylądują tu statki, żeby nas stąd zabrać. Jedyna skóra, o której całość się teraz martwię, to moja własna. A jeśli chce pan poznać publiczną tajemnicę, to reszta personelu myśli to samo. Niech więc pan nie oczekuje zbyt wielkiej efektywności.

— Wcale nie oczekiwałem — powiedział Brion do pleców odchodzącego lekarza.

W pokoju Lei panował mrok, rozjaśniany tylko blaskiem zaglądającego przez okno disańskiego księżyca. Brion wszedł i zamknął za sobą drzwi. Cicho podszedł do łóżka. Lea mocno spała, oddychała spokojnie i regularnie. Całonocny sen zrobi jej równie dobrze jak najlepsze lekarstwa.

Wiedział, że powinien odejść, lecz usiadł na krześle stojącym u wezgłowia łóżka. Strażnicy wiedzieli, dokąd poszedł — tutaj mógł czekać równie dobrze jak gdzie indziej.

To była krótka, skradziona chwila spokoju w tym świecie stojącym na krawędzi przepaści. Był za nią wdzięczny losowi. W blasku księżyca wszystko wyglądało łagodniej. Przetarł oczy. Czuł, jak opuszcza go napięcie. Delikatne światło wygładzało twarz Lei, młodą i piękną, uderzająco kontrastującą z tym wszystkim, co widział na tej okropnej planecie. Ręka wystawała jej spod pościeli. Wiedziony dziwnym odruchem, wziął ją w dłonie. Spoglądając przez okno na rozpościerającą się w oddali pustynię, pozwolił sobie na chwilę odprężenia, na moment zapominając, że za niecałe dwa dni zniknie tu wszelkie życie.

Spojrzawszy na Leę dostrzegł, że ma otwarte oczy. Od jak dawna nie spała? Z nagłym poczuciem winy szybko puścił jej dłoń.

— Szef troszczy się o zdrowie swojego personelu, dbając, żeby do porannego kieratu przystąpił w dobrej formie? zapytała.

Uwaga była z rodzaju tych, jakie często wypowiadała na statku, chociaż teraz nie brzmiała tak szorstko. Uśmiechnęła się. To jednak przypomniało mu o jej poczuciu wyższości względem wieśniaków z zapadłych kątów galaktyki. Tutaj mógł sobie być dyrektorem, lecz na prastarej Ziemi byłby tylko jeszcze jednym gapiowatym kmiotkiem.

— Jak się czujesz? — zapytał, zdając sobie sprawę z trywialności tych słów, zanim jeszcze skończył je wypowiadać.

— Strasznie. Do rana umrę. Podaj mi jakiś owoc z tej tacy, dobrze? Zastanawiam się, skąd się tu wzięły świeże owoce. To zapewne dar dla klasy pracującej od uśmiechniętych, planetarnych morderców z Nyjordu.

Wzięła podane przez Briona jabłko i ugryzła z apetytem.

— Czy myślałeś kiedyś o tym, żeby polecieć na Ziemię? Brion drgnął. Trafiła zbyt blisko tego, o czym właśnie myślał, ale to z pewnością był przypadek.

— Nigdy — odparł. — Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie brałem pod uwagę możliwości opuszczenia Anvharu. Zawody tak absorbują, że kiedy bierze się w nich udział, to trudno sobie wyobrazić, iż w ogóle istnieje coś poza nimi.

— Oszczędź mi przemowy o Zawodach — poprosiła. Nasłuchawszy się Ihjela i ciebie, wiem o nich więcej niż bym chciała. A co z samym Anvharem? Czy macie tam wielkie miasta — państwa jak na Ziemi?

— Nic podobnego. Jak na swoje rozmiary, Anvhar ma bardzo małą populację. Żadnych wielkich miast. Myślę, że najgęściej zaludnionymi terenami są te wokół szkół i zakładów przetwórczych.

— Macie jakichś egzobiologów? — spytała Lea z odwieczną kobiecą zdolnością do kierowania każdej rozmowy na tematy osobiste.

— Na uniwersytetach zapewne tak, chociaż nic o tym nie wiem. I musisz zrozumieć, że kiedy mówię: „żadnych dużych miast”, to oznacza to również: „żadnych małych miast”. Nie mamy czegoś takiego. Sądzę, że podstawowym tworem społecznym jest rodzina i krąg jej znajomych. Znajomi są niezwykle ważni, gdyż rodzina szybko się rozpada, jeszcze kiedy dzieci są stosunkowo małe. Zapewne to coś w genach, wszyscy lubimy samotność. Myślę, że można to nazwać naszym przyzwyczajeniem.

— Pewnie tak — powiedziała ostrożnie, gryząc jabłko. — Jeśli posuniecie się w tym odrobinę za daleko, to będziecie mieli zerową populację. We wszystkim potrzebny jest umiar.

— Jasne, że tak. Potrzebna jest też jakaś uznana forma związku między mężczyzną a kobietą albo całkowita swoboda seksualna. My, na Anvharze, kładziemy nacisk na odpowiedzialność osobistą i to wydaje się rozwiązaniem tego problemu. Gdybyśmy nie potrafili traktować… tych spraw w sposób dojrzały, nie moglibyśmy żyć tak, jak żyjemy. Jednostki łączą się ze sobą przypadkowo lub w sposób zaplanowany, a wobec tego umiar musi być wypadkową emocji i…

— Gubię się w tym — przerwała Lea. — Albo jestem jeszcze otępiała po lekach, albo nagle zacząłeś mówić szyfrem. Wiesz co, za każdym razem, kiedy tak mówisz, mam wrażenie, że próbujesz coś ukryć. Na Occama, wyrażaj się jasno! Połącz dwie takie hipotetyczne jednostki i powiedz, co się stanie.

Brion wziął głęboki oddech. Znalazł się na niebezpiecznych wodach, i to daleko od brzegu.

— No… weźmy na przykład kawalera, takiego jak ja. Lubię narciarstwo biegowe, mieszkam w wielkim domu, który nasza rodzina postawiła na skraju Broken Hills. Latem pilnuję stada drumtumów, ale po uboju mam całą zimę dla siebie. Dużo jeździłem na nartach, gdy trenowałem do Twenties. Czasem bywam u znajomych. Oni wpadają do mnie. Na Anvharze domów jest niewiele i są bardzo oddalone od siebie. Nie mamy nawet zamków w drzwiach. Okazujemy i przyjmujemy gościnność bez żadnych zobowiązań. Ktokolwiek przybędzie, mężczyzna… kobieta… w grupie czy samotnie…

— Zaczynam rozumieć. Na tej twojej lodowej planecie życie musi być piekielnie nudne dla samotnej dziewczyny. Pewnie musi ciągle siedzieć w domu.

— Tylko jeśli sama tego chce. W przeciwnym razie może iść gdziekolwiek i będzie wszędzie mile widziana. Myślę, że w innych częściach galaktyki to już wyszło z mody — a na Ziemi budziłoby śmiech, ale na Anvharze platoniczna, bezinteresowna przyjaźń między mężczyzną a kobietą jest rzeczą powszechnie akceptowaną.

— To wydaje się przeraźliwie nudne. Jeżeli jesteście takimi chłodnymi, utrzymującymi dystans przyjaciółmi, to jak robicie dzieci?

Brion poczuł, że się czerwieni. Nie wiedział, czy Lea z niego nie kpi.

— W ten sam cholerny sposób jak wszędzie! Jednak nie jest to tylko czynność instynktowna jak u pary królików, które przypadkiem spotkały się pod jednym krzakiem. To kobieta okazuje mężczyźnie, czy interesuje ją małżeństwo.

— Czy wasze kobiety interesuje wyłącznie małżeństwo? — Małżeństwo… czy coś innego. To zależy od dziewczyny. Na Anvharze mamy szczególne problemy. Zapewne zdarza się to na każdej planecie, na której ludzka rasa uległa znaczniejszym zmianom. Nie wszystkie związki są płodne i liczba poronień jest znaczna. Wiele dzieci rodzi się w wyniku sztucznego zapłodnienia. To w porządku, jeżeli nie można mieć dziecka w zwykły sposób. Jednak większość kobiet odczuwa emocjonalną potrzebę urodzenia dziecka swojemu mężowi. I jest tylko jeden sposób, aby sprawdzić, czy to możliwe.

Lea szeroko otworzyła oczy.

— Sugerujesz, że wasze dziewczyny sprawdzają, czy mężczyzna może zostać ojcem, zanim rozważą możliwość małżeństwa?

— Oczywiście. Inaczej Anvhar wyludniłby się już przed wiekami. Tak więc to kobieta dokonuje wyboru. Jeżeli interesuje się mężczyzną, mówi mu to. Jeśli nie jest zainteresowana, mężczyźnie nawet nie przyjdzie do głowy, by coś sugerować. To zupełnie inaczej niż na innych planetach, ale u nas, na Anvharae, tak właśnie jest. I dobrze się to sprawdza, a to dla nas najważniejsze.

— To odwrotnie niż na Ziemi — powiedziała Lea, upuszczając ogryzek jabłka do popielniczki i starannie oblizując końce palców. — Podejrzewam, że wy, Anvharczycy, uznalibyście Ziemię za siedlisko galaktycznej rozpusty. Krańcowe przeciwieństwo waszego systemu i też się sprawdza. Jest nas zbyt wielu, żeby mogło być dobrze. Kontrola urodzeń przyszła zbyt późno i do dziś ma przeciwników, jeżeli możesz to sobie wyobrazić. Jest tam po prostu zbyt wiele archaicznych religii i poronionych idei od dawna uświęconych zwyczajem. Nasz świat jest przeludniony. Mężczyźni, kobiety, dzieci… Gdziekolwiek spojrzysz, kłębi się tłum. I wszyscy dojrzali fizycznie zdają się być pochłonięci „wielką grą w miłość”. Mężczyzna jest zawsze stroną aktywną, ale nie fizycznie, przynajmniej nie zawsze, a kobiety przyjmują najbezwstydniejsze pochlebstwa za rzecz normalną. Na przyjęciach zawsze czujesz na szyi kilka gorących, namiętnych oddechów. Dziewczyna musi mieć dobrze naostrzone obcasy szpilek.

— Musi mieć co?

— To takie wyrażenie, Brion. Oznacza, że przez cały czas musisz walczyć, jeżeli nie chcesz, żeby porwał cię prąd.

— Brzmi to dość… — Brion szukał odpowiedniejszego słowa, ale nie znalazł — …odstręczająco.

— Z twojego punktu widzenia. Obawiam się, że my tak się do tego przyzwyczaiłyśmy, że uważamy to za rzecz oczywistą. Socjologicznie biorąc…

Urwała i spojrzała na sztywno wyprostowanego Briona. Nagłe szeroko otworzyła oczy, a jej usta ułożyły się do nie wypowiedzianego: och.

— Jestem głupia — stwierdziła. — Wcale nie mówiłeś ogólnikowo! Miałeś na myśli coś konkretnego. Mnie!

— Proszę, Lea, musisz zrozumieć…

— Przecież rozumiem! — roześmiała się. — Przez cały ten czas, kiedy myślałam, że jesteś zimną i pozbawioną serca bryłą lodu, ty starałeś się być miły. Po prostu zachowywałeś się w dobrym, anvharskim stylu, czekając na jakiś znak z mojej strony.

Gdyby nie to, że mając więcej rozsądku ode mnie uświadomiłeś sobie, że coś jest nie tak, nadal gralibyśmy według różnych reguł. A ja sądziłam, że jesteś zimnokrwistym zwolennikiem celibatu.

Wyciągnęła rękę i pogładziła jego włosy. Od bardzo dawna miała na to ochotę.

— Musiałem — rzekł, próbując nie zwracać uwagi na lekki dotyk jej dłoni. — Ponieważ jesteś mi tak droga, nie mogłem zrobić niczego, co mogłoby cię obrazić. Na przykład narzucać się ze swoimi zalotami. W końcu zacząłem się zastanawiać, co może tu być zniewagą, ponieważ nic nie wiedziałem o zasadach obowiązujących na twojej planecie.

— No, teraz już wiesz — powiedziała bardzo cicho. Mężczyzna jest stroną aktywną. Teraz, kiedy to zrozumiałam, myślę, że wasze zwyczaje podobają mi się znacznie bardziej. Jednak nadal nie jestem pewna reguł. Wyjaśniam, że tak, Brion, bardzo cię lubię. Jesteś najwspanialszym, jakiego spotkałam w życiu, mężczyzną w kształcie wielkiej, barczystej bryły lodu. To nie czas i miejsce, aby dyskutować o małżeństwie, ale z pewnością chciałabym…

Wziął ją w ramiona i przytulił. Jej ręce objęły go, a wargi odszukały w ciemnościach jego usta.

— Delikatnie… — szepnęła. — Łatwo mnie posiniaczyć…

Загрузка...