ROZDZIAŁ VII

Nastał wieczór.

Tristan delikatnie zapukał do drzwi apartamentów księżnej Hildegardy. Otworzyła mu pokojówka.

– Jak się miewają? – zapytał cicho.

– Księżniczka Marina śpi – odparła niechętnie dziewczyna. – A jej książęca mość potrzebuje teraz odpoczynku.

– No, cóż, nie będę więc przeszkadzał. Proszę tylko pozdrowić ode mnie księżnę!

– Czy to Tristan? – dobiegł z sypialni głos Hildegardy. – Wejdź, proszę!

Naburmuszona pokojówka niechętnie ustąpiła mu z drogi.

Jakże często zdarza się, że służący zachowują się bardziej wyniośle i impertynencko od swoich państwa, pomyślał zrezygnowany, przechodząc do sypialni.

Marina, śpiąca w szerokim łożu z baldachimem, sprawiała wrażenie jeszcze mniejszej, niż była w rzeczywistości. Księżna Hildegarda na wpół leżała na szezlongu pod oknem, owinięta w pled i wsparta na wielu poduszkach. W komnacie płonęło tylko kilka łojowych świec.

Kiedy Tristan wkroczył do pokoju, zmusiła się do uśmiechu i wskazała krzesło obok siebie. Podziękował i przeprosił za tak późne odwiedziny w sypialni dam.

– Miałam nadzieję, że przyjdziesz, Tristanie. – W głosie Hildegardy brzmiało echo nie kończącego się pasma cierpień. – Wszyscy ludzie odczuwają czasem ogromną potrzebę porozumienia się z kimś, kto jest od nich silniejszy. Dlatego wielcy dowódcy tak często nieoczekiwanie przejawiają silną wiarę w Boga.

Kiwnął głową.

– To musiał być najtrudniejszy dzień waszego życia, księżno.

– Tak, choć muszę przyznać, że wiele z nich było trudnych. Czy miałbyś ochotę na kieliszek wina, Tristanie?

– Tylko jeśli wy, księżno, napijecie się razem ze mną.

– Chyba nie powinnam pić teraz wina?

– To prawda. Zapomnijmy więc o nim. Ale pozwólcie mi przez jakiś czas służyć wam mym silnym ramieniem.

Uśmiechnęła się z wyraźnym trudem.

– Tylko w przenośni, Tristanie, tylko w przenośni…

– Nic innego nie miałem na myśli, księżno – uśmiechnął się w odpowiedzi.

W blasku świec dostrzegł, jak mocno odbiły się na jej twarzy tragiczne wydarzenia tego dnia. Ale zauważał w jej obliczu piękno: widział je już wcześniej, nawet wtedy gdy twarz zdeformowana była opuchlizną. Obrzęk zniknął, ale Tristan miał świadomość, że będzie powracał raz po raz. Podejrzewał bowiem, że księżna niedomaga na serce, a przy tego rodzaju chorobie często występuje puchlina. Czegoś przecież nauczył się od swych znających się na leczeniu krewniaków.

W oczach większości ludzi księżna Hildegarda na pewno nie była pięknością. Tylko Tristan i może jeszcze kilka osób odkryło, jak bardzo jest delikatna i pociągająca. Urok tkwił w jej łagodnych, mądrych oczach, w cieple uśmiechu i pełnych gracji ruchach.

Upływające lata i przewlekła choroba nie były łaskawe dla Hildegardy. Postarzała się za wcześnie, przynajmniej zewnętrznie. Włosy przerzedziły się, na twarzy pokazało się sporo zmarszczek.

To jednak tylko drobiazgi, na które Tristan nie zwracał uwagi, bo nie jej wygląd go pociągał.

Zastanawiał się, ile księżna wie o przeżyciach swej małej córeczki i jak wiele sam powinien jej powiedzieć.

– Co macie teraz zamiar uczynić, księżno? – zapytał cicho.

Powoli przeniosła wzrok na niego.

– Nie wiem, Tristanie – rzekła bezradnie. – Naprawdę nie wiem.

– Powrócicie do domu, do Riesenstein?

– Do domu? – zadrżała. – Riesenstein nigdy nie było moim domem. Nie czułam się tam mile widziana, a etykieta była zarazem surowa i nieobyczajna, jeśli pojmujesz ten paradoks, Tristanie.

– Tak, tak. Powierzchowny blichtr ukrywający wewnętrzne plugastwo.

– Właśnie! Nie, nie chcę wracać do Riesenstein. Marinie także nie było tam dobrze. A mój rodzinny kraj wchłonęło imperium tureckie. Tutaj, na królewskim dworze, także nie możemy zostać teraz, po śmierci Jochuma.

Wiele wskazywało na to, że mimo wszystko dręczy ją myśl o śmierci męża. Skuliła się bardziej w sobie, jakby pragnąc skryć się przed bezdusznym światem. Ze zgonem księcia Jochuma łączyły się ból, wstyd i upokorzenie. Taki żałosny koniec!

Drgnęli, słysząc zduszony krzyk. Marina we śnie rzucała się niespokojnie, jakby starała się od czegoś uwolnić.

Hildegarda próbowała się podnieść.

– Nie, wasza książęca mość, ja się nią zajmę – pospieszył z pomocą Tristan.

Podszedł do łoża i zaczął łagodnie przemawiać do walczącej z niewidzialnym przeciwnikiem dziewczynki.

– Już dobrze, Marino, nie ma żadnego niebezpieczeństwa, twoja matka jest tutaj, nic ci nie grozi w jej pokoju. Nikt nie zrobi ci krzywdy.

Mała księżniczka otworzyła oczy i wpatrywała się w niego z przerażeniem. Zaczęła krzyczeć i bić Tristana.

– Nie, nie! Nie wolno wam!

Hildegarda zawołała uspokajająco:

– To tylko Tristan, Marino! Nasz rycerz.

Widać było wyraźnie, że dziewczynka nie obudziła się jeszcze do końca, ale jej rozszerzone strachem oczy z wolna przybierały normalny wyraz. Wargi mocno jej drżały.

– Śpij, dziecino – powiedział Tristan. – Twoja matka i ja będziemy nad tobą czuwać.

Opadła na poduszki i zamknęła oczy. Nasenny środek, zaaplikowany przez nadwornego medyka, jeszcze działał i Tristan mógł wrócić na swoje miejsce w okiennej niszy.

Obydwoje myśleli o tym, że dziewczynka właściwie z nikim nie rozmawiała po swych strasznych przejściach. Te kilka słów, które wypowiedziała, nie były skierowane do nikogo. Zamknęła się sama we własnym świecie nieznanych strachów.

Zniżyli głosy, by nie zakłócić dziecku snu.

Następne pytanie Tristana nie było spowodowane żadnym nagłym impulsem. Sprawiał wrażenie, jakby oczekiwał na taką właśnie odpowiedź, jakiej Hildegarda udzieliła mu na poprzednie pytanie. Na stwierdzenie, że nie ma gdzie się podziać.

Właściwie z tego powodu przyszedł do jej komnat.

– Wasza książęca mość… Czy wolno mi będzie ofiarować wam i waszej córce mój skromny dom na tak długo, jak zechcecie w nim zamieszkać? Gabrielshus wydaje mi się tak rozdzierająco pusty po tym, jak moja rodzina odeszła z tego świata. Uznałbym za wielki honor i jeszcze większą radość, gdybyście obie zechciały potraktować go jak swój dom.

Księżna popatrzyła na niego zamyślona, dodał więc pospiesznie:

– Nie musicie, oczywiście, podejmować natychmiastowej decyzji. Ale bardzo proszę, przemyślcie moją propozycję. I zapewniam, że moi służący należą do zupełnie innego gatunku ludzi niż ci, z którymi wy i wasza córka musiałyście stykać się tutaj. W Gabrielshus spotkacie serdeczność i oddanie. A poza tym chciałbym was stąd zabrać. Jak najszybciej!

Nie wyjaśnił jednak, dlaczego; nie chciał wspominać groźnych Strażników Prawego Tronu.

Hildegarda usiłowała poprawić pled, którym była owinięta, i Tristan natychmiast pospieszył jej z pomocą.

– Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością. – Nie zapomnę o twojej życzliwej propozycji, Tristanie. Zastanowię się nad nią poważnie. – Roześmiała się. – Nikt chyba nic zdrożnego sobie nie pomyśli? Ja nie stanowię żadnego zagrożenia dla twojej sławy, a Marina jest za mała. Ach, gdybyśmy tak spotkali się wcześniej! Nasze życie nie byłoby takie bez sensu, bezdomne. Nie mówię, rzecz jasna, o żadnym konkretnym domu, lecz o jakiejś ostoi, o źdźble nadziei w morzu pustki. – Doskonale rozumiem, jak ciężko musiało być wam obu.

– Samotność, Tristanie. Uczucie, że pod stopami są tylko bezdenne mokradła. A nie można przecież skarżyć się wszystkim naokoło na swego… – ugryzła się w język.

Tristan kiwnął głową. Jego łagodne spojrzenie przepełnione było ciepłem.

– A mimo wszystko odczuwacie żal po nim?

Księżna podniosła wzrok.

– Nie wiem, Tristanie. Dzisiaj były chwile, kiedy naprawdę potrzebna mi była jego obecność. Zaginęła nasza mała córeczka. I ta krew… Naprawdę brakowało mi wtedy Jochuma. Ale jego tu nie było – dokończyła żałośnie.

Tristan nic nie mógł na to odpowiedzieć. Rozumiał jej uczucia. Ich jedyne dziecko znalazło się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a książę Jochum był daleko, pojedynkując się o inną kobietę. Jakim głębokim poniżeniem musiało być to dla Hildegardy! I jak gorzkim! Nie mogła dać ujścia swemu gniewowi, uczuciu zawodu, co, być może, tylko na dobre wyszłoby jej zdrowiu. Zginął w pojedynku, pozostawiając jej obowiązek żałoby, podczas gdy matczyne serce wypełnione było po brzegi lękiem o córkę.

Czy taki los powinien spotkać śmiertelnie chorą kobietę, której nade wszystko potrzebny był spokój?

Najtrudniejszy dzień w jej życiu.

Niestety, najgorsze jeszcze było przed nią.

Tristan dostrzegł pytanie w jej oczach na długo, zanim je zadała.

Zerknęła na łóżko i znacznie ściszyła głos. Nie było jednak powodu do obaw. Oddech Mariny był równy, dziewczynka spała mocno.

– Tristanie… Co właściwie jest Marinie? Co naprawdę się wydarzyło? Nikt mi niczego nie wyjaśnił do końca.

– Nikt też na razie tego nie wie – powiedział tak zasmucony, że z trudem dobywał głosu. Możliwie najdelikatniej opowiedział o hrabim Ruckelbergu. – Ten nikczemnik wszystkiemu zaprzecza, a małej księżniczki Mariny na razie nie możemy dręczyć pytaniami. Obawiam się jednak, że nadworny medyk będzie musiał ją później zbadać…

Hildegarda popatrzyła na niego wielkimi, wyrażającymi bezradność oczyma, z których jednocześnie można było wyczytać, że aż nadto dobrze wie, co ma na myśli Tristan.

– Wasza książęca mość, nawet jeśli być może przyjdzie nam obawiać się najgorszego – mówił z wysiłkiem – to mimo wszystko pewną pociechę stanowi fakt, że Marina jest jeszcze dzieckiem. Prawdziwa tragedia nie mogła się wydarzyć.

– Dzieckiem? – Twarz Hildegardy zastygła w bólu. – Jak sądzisz, ile ona ma lat?

– Dziesięć, może dwanaście?

– Trzynaście, wkrótce skończy czternaście, margrabio. I jest fizycznie dojrzała jak na swój wiek, choć zachowała mentalność dziecka,

– Och, mój Boże – szepnął Tristan. – Musimy być dobrej myśli. Przecież ciągle jeszcze nie wiemy, jak daleko posunął się ten niegodziwiec.

Księżna nadal leżała ze wzrokiem utkwionym w mrok nocy.

– Jak mogłam być tak ślepa? Nie zauważyć, jak ogromnie było jej ciężko?

– Byliście bardzo chora, księżno.

– To nie jest żadne wytłumaczenie. Marina po wielekroć prosiła mnie, wręcz niemo błagała spojrzeniem o to, by mogła zostać ze mną. Od tak dawna widziałam jej wypełnione lękiem oczy. Ale bałam się, co na to powie mój małżonek. Tak wiele razy bił dziewczynkę po twarzy…

– I was także, księżno.

– To teraz nieistotne.

– Nieprawda, to bardzo istotne! Bo mała Marina żyła w ciągłym strachu, że to wam mąż wyrządzi krzywdę. A potem, co gorsza, że po was przyjdzie kat, jeśli ona nie będzie posłuszna hrabiemu Ruckelbergowi.

– Czy to możliwe? – cicho szepnęła Hildegarda. – Słyszałam, jak o tym mówiła, ale sądziłam, że sama to wymyśliła. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś może znęcać się nad dzieckiem w tak okrutny sposób.

– Niestety, to prawda. Przybyłem tu z mocnym postanowieniem, by nie dręczyć was zbyt drastycznymi szczegółami, ale wydaje mi się, że jesteście silna i odporna księżno.

– Życie mnie do tego zmusiło – odparła, patrząc mu prosto w oczy. – Wiele lat upłynęło, zanim zdobyłam siłę, którą teraz posiadam. Ciągłe upokorzenia… i ten wysiłek, by wysoko podnosić głowę, uśmiechać się i konwersować u boku Jochuma, podczas gdy ja i wszyscy inni wiedzieli, że zmienia kochanki jak rękawiczki. Ta jego niecierpliwość w stosunku do wystraszonej Mariny… Świadomość, że jeśli stanę w obronie córeczki, on będzie ją bił i kopał. Och, wybacz mi, wiem, że nie należy źle mówić o zmarłych, zwłaszcza zanim spoczną w ziemi, ale jestem tym tak zmęczona i nigdy nie miałam z kim porozmawiać…

Głos jej się załamał, odwróciła głowę.

– I jako zadośćuczynienie za te trudne lata spadła na was ciężka choroba – powiedział Tristan łagodnie. Pragnął objąć ją i utulić, okazać, że ma teraz na świecie przynajmniej jednego przyjaciela. Nie znał jej jednak wystarczająco dobrze. Obawiał się, że mogłaby źle zrozumieć jego ciepły gest lub poczuć się urażona.

– Tak, mnie także dręczyło poczucie krzywdy – przyznała. – Jej Wysokość królowa Charlotta Amalia była mi bardzo przyjazna – dodała z odrobiną smutku. – Ale jakoś nie wypada zwierzać się królowej, nawet jeśli jest się księżną. – Myśli jej były bardzo rozbiegane. – Jestem bardzo wdzięczna, że opowiedziałeś mi wszystko bez ogródek, Tristanie. Nieświadomość bywa najtrudniejsza do zniesienia.

– Jestem tego samego zdania. Dlatego niczego nie ukrywałem.

– Dziękuję ci za szczerość! Co my zrobimy z Mariną, Tristanie?

Z dumą i radością stwierdził, że księżna naprawdę mu ufa.

Wahał się z odpowiedzią. W zamku panowała cisza. Pokojówka odeszła, prawdopodobnie oburzona faktem, że wdowa w żałobie przyjmuje wizytę mężczyzny, i to w dniu śmierci męża. Świece wypaliły się, niedługo już miały zgasnąć, ale żadne z nich nie uczyniło ruchu, by je wymienić. Za oknem niebo przybrało piękną granatową barwę, a na jego tle czernią rysowały się dachy kopenhaskich domów. Kopenhaga, miasto, w którym czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo. Strażnicy…

Tristan odczuwał intymną bliskość z pokrewną duszą, wiedział, że i ona przy nim czuje się bezpieczna. Z całego serca pragnął zająć się księżną i jej nieszczęśliwą córką.

Nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć, zagryzł wargi.

– Sądzę, że powinniśmy zwrócić się do nadwornego medyka z prośbą, by zbadał ją jak najprędzej. Jeśli tylko dziewczynka da się namówić. Nadworny medyk jest chyba uczciwym człowiekiem i uważam, że nie ma potrzeby mieszać w to innych doktorów.

Hildegarda kiwnęła głową na znak, że się zgadza.

– Ale jak zdołamy zaleczyć ranę, którą ma na duszy?

– Spróbujemy kurować ją miłością.

Jakże radowało ją, że powiedział „my”.

– Tak – potwierdziła. – Miłością. I damy jej poczucie bezpieczeństwa. O ile w ogóle wie, co znaczą te słowa. Moje biedne, nieszczęśliwe dziecko!

Hildegarda walczyła ze łzami.

– Czy pragniecie zostać sama, pani? – cicho zapytał Tristan.

W tej samej chwili poczuł jej dłoń na ramieniu.

– Nie, bardzo proszę, zostań ze mną, jeśli masz na to dość sił, Tristanie. Tak bardzo potrzebuję kogoś, kto mnie zrozumie!

Spojrzał jej w oczy ciepło i życzliwie.

– Mam teraz tylko jeden jedyny cel w życiu – cicho powiedziała Hildegarda. – Pomóc mojej córce, być dla niej oparciem we wszystkim, żyć tylko dla niej.

Słowa te wymówiła z niezwykłą żarliwością.

Przez kilka chwil siedzieli w milczeniu. Tristan wstał i podszedł do łóżka. Przyjrzał się śpiącej dziewczynce, jej powiekom spuchniętym od płaczu, i serce ścisnęło mu się z żalu. Delikatnie pogładził ją po policzku.

Nie powinien był tego robić. Marina natychmiast drgnęła, jakby ją uderzono, szybko więc cofnął rękę. Na szczęście nie obudziła się.

Niech Bóg pomoże temu biednemu dziecku, pomyślał wstrząśnięty. Jak ułoży się jej przyszłość?

Powrócił na swoje miejsce.

– Myślałam o twojej propozycji, Tristanie – powiedziała księżna. – I im dłużej się nad nią zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się atrakcyjna. Byłaby to dla nas zbawcza przystań w pierwszym trudnym okresie. Miałabym czas, by zastanowić się nad przyszłością. Powiedziałeś też coś, co bardzo do mnie przemówiło. My, ludzie, tak bardzo chcielibyśmy się do czegoś przydać, a nie żyć wyłącznie na łasce innych. Wierzę, że ty także nas potrzebujesz. Mówiłeś wszak, że w Gabrielshus czujesz się samotny?

Tristan rozjaśnił się.

– Bardzo pragnąłbym, by był tam ktoś, z kim mógłbym porozmawiać, dzielić z nim troski, wspierać i pomagać. Ktoś, kogo lubię i z kim odczuwam duchową więź.

Na jej zmęczonej twarzy ukazał się uśmiech.

– Twoje słowa ogrzały moje serce, Tristanie. – W oczach księżnej pojawił się wyraz rozmarzenia. – Będę więc miała czas zastanowić się nad losem Mariny i swoim własnym.

Zapadła cisza. Oboje przeczuwali, że przed Hildegardą nie było żadnej przyszłości.

Tristan przerwał smutne milczenie.

– Czy pozwolicie, abym mógł służyć wam pomocą we wszystkich sprawach związanych z pogrzebem waszego męża?

– O, tak, naprawdę zechciałbyś? – zapytała. – To takie przykre i smutne zajmować się tym w pojedynkę. Prawdopodobnie trumnę trzeba będzie odesłać do domu, do Riesenstein.

– Dopilnuję tego. Ale uważam, że nie powinniście narażać się na wysiłek związany z długą jazdą do Riesenstein.

– Tak, to prawda… Nie mam na to siły.

Wiedział, że nie chodzi jej wcale o trudy podróży.

– Księżno, sądzę, że potrzebny wam teraz odpoczynek. Jutro możemy dokończyć naszą rozmowę.

– Tak. Ale, Tristanie…

– Słucham?

– Nawet nie mam odwagi myśleć, co by się wydarzyło, gdybyśmy cię teraz nie spotkały.

Uśmiechnął się lekko, ze smutkiem. Tak uważała: był dla nich ostatnią deską ratunku.

I cieszył się, że księżna tak sądziła.

Zbadanie Mariny okazało się niemożliwe. Dziewczynka drżała ze strachu, gdy tylko jakikolwiek mężczyzna usiłował się do niej zbliżyć. W końcu nie pozostało im nic innego, jak tylko odurzyć ją alkoholem. Czuli się jak przestępcy, upijając dziewczynkę, ale za wszelką cenę należało ją zbadać. Innego wyjścia nie widzieli.

Kiedy było już po wszystkim, medyk odbył rozmowę z Tristanem, księżną Hildegardą i komendantem zamku.

Niestety, potwierdziły się najgorsze podejrzenia: Marina została zhańbiona.

Słysząc słowa medyka Hildegarda straszliwie pobladła i ciężko opadła na krzesło. Komendant zacisnął zęby, a potem powiedział: „pójdzie pod topór”.

Zgodził się z nim nawet łagodny Tristan.

– Człowiek nie potrafi zmienić swoich skłonności i nie za to należy Ruckelberga obwiniać. Można jednak je pohamować, a hrabia nawet się o to nie starał. Wystawił dziewczynkę na okrutną próbę, grożąc, że kat przyjdzie po jej matkę, jeśli nie będzie „grzeczna” lub komukolwiek piśnie choć słówko. W ten sposób zasiał także nieufność między matką i córką, mówiąc o przestępstwie, którego rzekomo dopuściła się księżna. Nie, to wszystko jest tak ohydne, tak plugawe, że nie potrafię mu wybaczyć. Nigdy!

– Nie wolno nam także zapominać o pozostałych dwóch dziewczynkach – dodał komendant. – One także cierpiały z jego powodu.

– Dużo o nich myślę. Postaramy się coś dla nich zrobić. A one zapewne nie były pierwszymi ofiarami hrabiego.

– Zatem rozprawimy się z nim krótko i szybko? – zapytał komendant z nadzieją w głosie.

– Nie do mnie należy decyzja. Na szczęście – mruknął doktor.

Hildegarda nie była w stanie brać udziału w rozmowie. Czuła, jak żelazna pętla zaciska się jej wokół serca, odbierając wszelkie siły. Tego skurczu obawiała się w samotne noce, kiedy leżąc z otwartymi oczyma i niespokojnie oddychając wsłuchiwała się w rytm własnego serca. Teraz ucisk zdawał się silniejszy niż zwykle, przed oczami kłębiły się jej czarne chmury, a w uszach dudniło.

Nie wolno mi umierać, myślała przerażona. Nie teraz, jeszcze nie teraz! Moja mała córeczka mnie potrzebuje. Boże, bądź miłosierny, pozwól mi żyć na tyle długo, bym przekonała się, że Marina jest w bezpiecznych rękach, że poradziła sobie z tym straszliwym…

Usłyszała obok siebie jakiś przyjazny głos, poczuła dłoń, która delikatnie gładziła ją po policzku. Otworzyła oczy i spojrzała w twarz Tristanowi, klęczącemu obok niej i usiłującemu odwrócić uwagę od okrutnej rzeczywistości.

Nadworny medyk i komendant przyglądali się niezwykłej parze w zamyśleniu, niemal uradowani. To wspaniale, że księżna ma się na kim oprzeć, myśleli. A jeszcze lepiej, że to młody, przystojny mężczyzna. Zasłużyła na odrobinę szczęścia w swoim smutnym życiu.

Ci dwaj mężczyźni, żyjąc pośród dworskich intryg, potrafili zachować pełnię człowieczeństwa, oprzeć się światu kokieterii, próżności i pustki.

Wiele dni upłynęło, zanim wszelkie trudności związane z pogrzebem księcia i wysłaniem jego trumny do Riesenstein zostały przezwyciężone. Tristan dał Hildegardzie i Marinie odpowiednia dużo czasu, by doszły do siebie po wstrząsających zdarzeniach i wypoczęły. Później zabrał je do Gabrielshus.

Podróżowali dwoma powozami, bowiem Hildegarda miała wiele bagażu. Tristan był bardzo szczęśliwy, ogromnie radowała go myśl, że wkrótce będzie mógł pokazać drogim gościom swój piękny dom i że nareszcie ktoś w nim zamieszka. Kiedy został sam, znacznie zmniejszył liczbę służących. Teraz znów zawezwał wszystkich i lśniąco czysty Gabrielshus oczekiwał na przyjęcie dostojnych gości.

Marina od czasu straszliwych wydarzeń nie wymówiła prawie ani słowa. Żyła we własnym zamkniętym świecie, obarczona brzemieniem hańby, o której nie zdołała zapomnieć.

Tristan często zastanawiał się nad tym, w jaki sposób dotrzeć do dziewczynki. Jak sprawić, by zrozumiała, że nie ma w tym jej winy, by zapomniała o tragicznych wydarzeniach i zaczęła życie od nowa.

Widok pięknej fasady Gabrielshus i niezliczonych rabat kwiatowych zdobiących park, teraz co prawda jesiennie ubogich, wprawił księżną w zachwyt. Z jeszcze większym podziwem spotkało się wnętrze.

– Jakież wyjątkowo piękne meble! – mówiła. – I te wszystkie cudowne drobiazgi, których tu pełno!

– To mój dziad Alexander Paladin nadał temu domowi jego obecny charakter – odparł Tristan skromnie. – Ale większość sprzętów pochodzi od jego przodków z książęcego domu Schwarzburgów.

– Ależ, Tristanie – uradowała się Hildegarda. – To znaczy, że jesteśmy niemal równi stanem.

– No, chyba nie całkiem – uśmiechnął się. – Wy macie zapewne wielu szlachetnych przodków, prawda?

– Nie więcej niż trzydziestu dwóch.

– „Nie więcej” – roześmiał się. – Ja mam tylko czterech. Moi rodzice byli szlachetnie urodzeni, ale babka Cecylia, matka mego ojca…

– Czy wkraczamy w historię Ludzi Lodu? – zapytała domyślnie.

– Tak. I wiecie, księżno, tak naprawdę to jestem bardzo dumny z domieszki tej krwi. Jest w niej coś szczególnego.

Mówiąc o przodkach Tristan nawiązał do starego sposobu obliczania „szlachetności”. Jeśli miało się szlachetnie urodzonych rodziców, dawało to dwóch antenatów. Kiedy i dziadkowie byli wysokiego rodu, mówiono o czterech antenatach. Szlachectwo pradziadków dawało ośmiu. Trzydziestu dwóch antenatów Hildegardy to liczba budząca najwyższy szacunek.

Marina chodziła po domu na paluszkach i rozglądała się dokoła.

– Czy będziemy tu mieszkać, mamo? – zapytała bezdźwięcznym głosem.

– Tak. Na razie.

– I Tristan także?

– Przez większość czasu.

Marina kiwnęła głową. Z jej oczu wyczytali, że takie rozwiązanie przypadło jej do gustu, a w każdym razie skłonna była je przyjąć.

Obydwoje odetchnęli z ulgą.

Troska jednak ich nie opuszczała. Marina myła się nienormalnie często, jakby usiłowała coś z siebie spłukać. Czasami obserwowali, jak z obrzydzeniem wpatruje się w swoje dłonie, jak gdyby dotknęła nimi czegoś wstrętnego, lepkiego i w panice usiłowała to wytrzeć. Nie chciała przeglądać się w lustrze ani dotykać własnego ciała, wiele więc kłopotów sprawiało ubieranie jej i rozbieranie, odmawiała bowiem wykonywania tego samodzielnie.

Z radością jednak mogli stwierdzić, że w Gabrielshus miała ochotę pozostać.

Ochmistrz podał Tristanowi list.

– Przyszedł kilka dni temu, jaśnie panie.

– Dziękuję!

Obejrzał list z zewnątrz.

– Z Norwegii? Od… Och, Boże, chyba kura pazurem to nabazgrała. Nie mógł napisać tego nikt inny poza moją szaloną kuzynką Villemo. Nie znam nikogo, kto zasiadając do listu pragnie za wszelką cenę jak najszybciej skończyć pisanie i w efekcie tekst jest całkiem nieczytelny. Ale co ona robi w Norwegii? Słyszałem, że wraz z mężem Dominikiem miała zająć się odszukaniem nieznanego potomka Ludzi Lodu. Ale to było już rok temu! Cóż ona, na miłość boską, robi tam do tej pory?

Księżna Hildegarda wybuchnęła śmiechem.

– Widzę, że zżera cię ciekawość, Tristanie, uważam więc, że powinieneś przeczytać list. My w tym czasie zdejmiemy wierzchnie okrycia.

– Dziękuję! Mosgaard, czy możecie dopilnować, by damom podano coś do picia w małym saloniku?

Tristan przeprosił panie i otworzył list.

W istocie był to list od Villemo, dosyć krótki.

Elistrand, późnym latem 1696 roku

Mój drogi, nadzwyczajny kuzynie!

Ile to lat upłynęło od czasu, gdy widzieliśmy się po raz ostatni? Niestety, nie mogę sobie już tego przypomnieć.

Posłuchaj teraz! Mamy pewien kłopot. Znaleźliśmy nieznanego potomka Ludzi Lodu! I teraz nie wiemy za bardzo, co z nim zrobić! Naprawdę przysparza nam wielu trosk, dlatego uznaliśmy, że należy zwołać naradę rodzinną. Najwyższy już na nią czas!

Napisałam do Skanii, do Twojej siostry Leny i jej rodziny. Natomiast z ojcem Dominika, Mikaelem, i naszym synem Tengelem możemy porozmawiać, kiedy wrócimy do domu do Szwecji; nie wzywałam więc ich tutaj. Ale Dominik i ja nie ruszymy się z Grastensholm ani na krok, dopóki nie przyjedziecie. Sprawa jest poważna, Tristanie! Ulvhedin – takie jest jego imię – skazany został na karę śmierci, a do egzekucji dopuścić nie możemy. Ożenił się z Elisą z zagrody w lesie, może ją pamiętasz, choć przypuszczam, że raczej nie. Mają syna, Jona. To prawdziwy potomek Ludzi Lodu. Musimy omówić pochodzenie Ulvhedina. Jest ono trochę, powiedzmy, nieoczekiwane.

Przybądź więc natychmiast! Bardzo tęsknimy za naszym domem w Szwecji, ale nie ruszymy się stąd, dopóki nie omówimy wszystkiego z Wami.

Twoja pokorna kuzynka Villemo

– Pokorna? Ona? – roześmiał się Tristan. Złożył list i poszedł do dam.

Hildegarda popatrzyła na niego pytająco.

– Nie, to nic ważnego – powiedział obojętnie.

Jeszcze tego samego dnia otrzymał list od swej siostry Leny. Przepraszała, że nie może jechać do Norwegii, ale Leonora Christina, wdowa po Corfitzu Uldfeldcie, wezwała wszystkie swoje dzieci do klasztoru Maribo, aby ujrzeć je po raz ostatni. Eleonora Sofia, której Lena zawsze towarzyszyła, była bardzo słaba i nie mogła wybrać się w podróż bez Leny. Villemo otrzymała już list z wyjaśnieniem. Jeśli Tristan decydowałby się na wyjazd, siostra chciałaby rychło dostać sprawozdanie.

Kiedy goście Tristana odeszli już do swych dwóch pięknych komnat, w których oczekiwały pokojówki, by dbać o ich wygodę, Tristan zasiadł do pisania odpowiedzi na list Villemo.

Odpisał przyjaźnie, lecz bardzo stanowczo. Muszą mu wybaczyć, ale nie może teraz opuścić Gabrielshus. Jego najbliższa przyjaciółka, księżna Riesenstein, jest umierająca, nie mógł także opuścić jej małej córeczki. Wziął na siebie odpowiedzialność za obie kobiety i nie wolno mu było tak po prostu wyjechać w swoich sprawach. Muszą sami pokonać trudności z nowym potomkiem Ludzi Lodu. On sam nie bardzo rozumie, w czym mógłby pomóc.

Poza tym wkrótce nadejdzie zima, nie czas więc na morskie podróże.

Wysłał list, a wkrótce inne sprawy zaprzątnęły jego myśli.

Tristan był szczęśliwy! Pierwszy raz od wielu lat miał uczucie, że jest dla kogoś ważny. Spędzał w Gabrielshus cały swój wolny czas. On i księżna Hildegarda zostali bardzo bliskimi przyjaciółmi. Rozumieli się nawzajem, często bez słów, ale potrafili też do późna w nocy prowadzić długie rozmowy i nieraz Tristan ze zgrozą przypominał sobie, jak bardzo księżnej potrzeba snu. Ona wówczas zwykle się śmiała, mówiąc, że chciałaby spędzić swój czas jak najlepiej, a to znaczy tyle, co w jego towarzystwie.

Tristan nigdy nie myślał o dzielącej ich różnicy wieku – Hildegarda była od niego starsza prawie o dziesięć lat. Byli przyjaciółmi. A przyjaźni niestraszne są żadne granice, nawet wielkie różnice pokoleń. W towarzystwie Hildegardy Tristan czuł się bezpieczny. Nie musiał obawiać się otwartej ani też zamaskowanej kokieterii lub takich gwałtownych scen, jakich doświadczał, gdy starał się zerwać znajomość z damami.

Mała Marina natomiast trzymała się na uboczu, zawsze sama. Uśmiechała się obojętnie i uprzejmie, kiedy ktoś zwracał się do niej, odpowiadała jak z obowiązku, zachowując wyraźny dystans.

Z jednej strony wydawało się, że dobrze jej w Gabrielshus. Lubiła wędrować po parku, gdzie coraz więcej było zwiędłych liści, chętnie przemawiała do psów Tristana i nigdy nie dawała choćby najmniejszego nawet znaku, że chciałaby wyjechać.

Nadal jednak w jej oczach czaił się mroczny cień strachu, była coraz bardziej zamknięta w sobie. Zraniona na całe życie? zastanawiał się Tristan. Nie, nie chciał dopuszczać takiej myśli. Tak bardzo pragnął dobra dla tego samotnego dziecka, żyjącego jedynie w swym własnym świecie.

Dotarła do nich wiadomość, że hrabia Ruckelberg nie poniósł zasłużonej kary. „Pieszczoty z dziewczętami to przecież jedna z niewinnych rozrywek szlachciców”, orzekł sędzia, śmiejąc się cynicznie. Ale Ruckelberg opuścił kraj na zawsze; poinformowali o tym Marinę. Usiłowali przekonać ją, że w tym, co się stało, nie ma jej winy. Tłumaczyli, że dorosłym jest to nieobce i kiedy wypływa z miłości, może być nawet piękne. Tragizm jej doświadczenia polegał na tym, że wujek Povl brutalnie wykorzystał ją, jeszcze dziecko. Najważniejsze, by starała się o tym zapomnieć.

Trzepotała wówczas powiekami i spuszczała wzrok, nie odzywając się ani słowem.

Miała jednak odrobinę zaufania do Tristana. Pewnego razu, gdy odwiedził ich wielki, otyły mężczyzna, Marina chwyciła Tristana za rękę i ukryła się za jego plecami jak dziecko biedaków, stające twarzą w twarz ze szlachetnie urodzonymi.

Dało im to iskierkę nadziei. Nie na długo. W kilka tygodni później Hildegarda przyszła do Tristana. Twarz miała spuchniętą od płaczu, na policzkach ślady łez. Było to dla niej tak niezwykłe, iż z miejsca pojął, że musiało zajść coś poważnego.

Poprosił ją, by spoczęła na sofie, a sam przycupnął w drugim jej rogu. Kiedy zobaczył, z jaką ulgą księżna siada, zadrżał. Stan jej zdrowia szybko się pogarszał…

Tristan czekał, ale ona tylko szarpała trzymaną w palcach chusteczkę. Wreszcie podniosła wzrok.

– Marinie każdego ranka robi się niedobrze…

Najpierw nie rozumiał, o czym Hildegarda mówi, wkrótce jednak złowieszcza prawda dotarła do niego.

– Ale… – wyjąkał. – To niemożliwe! Trzynaście lat!

– Skończyła już czternaście. I, o czym już mówiłam, fizycznie dojrzała bardzo wcześnie. Obie jesteśmy południowej krwi.

Siedział jak skamieniały. Poczuł ostry zawrót głowy i drętwienie warg. W myślach nagle pojawiła się dawna historia o Sol. Sol, która uwiodła mężczyznę, mając czternaście lat. I mała Marina. W tym samym wieku. Niewinna. Nic nie rozumiejąca.

– Tristanie, co my zrobimy?

Miał wrażenie, że jej pytanie dociera do niego gdzieś z bardzo daleka, jakby przez ścianę.

– Cóż… Teraz już chyba nic nie możemy zrobić. Moi krewniacy z Ludzi Lodu być może zdołaliby zaradzić nieszczęściu, ale oni mieszkają w Norwegii i chyba żadną miarą nie zdążyliby na czas.

– Nie, jest już za późno. Policzmy… Ten koszmar wydarzył się na początku czerwca. Teraz zaczyna się grudzień. Och, mój drogi, co my poczniemy?

– Musimy się zastanowić, Hildegardo – odparł. Miał teraz pozwolenie, by zwracać się do niej po imieniu.

Nic mądrzejszego nie zdołał wymyślić, bo ostatnia wiadomość wstrząsnęła nim tak, że nie był w stanie opanować drżenia rąk, a język miał jakby całkiem zdrętwiały.

– Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie jej pomóc – powiedziała Hildegarda żałośnie.

– Chyba nie. Czy zechcesz dać mi godzinę do namysłu?

– Naturalnie. Marina i ja będziemy musiały się…

W jej oczach pojawił się wyraźny lęk, a on uśmiechnął się z czułością.

– Nie ma mowy, abyście z tego powodu musiały opuścić Gabrielshus, Hildegardo. Nie jestem bezdusznym ojcem ani panem, który wyrzuca z domu kogoś, komu przydarzyło się nieszczęście. Wprost przeciwnie, uważam, że Marinie należy się całe wsparcie, na jakie nas stać.

– Taki jesteś dobry, Tristanie.

Musnął ustami jej policzek. Pierwszy raz, nigdy wcześniej tego nie robił. Rozeszli się do swoich komnat. Czuł, że Hildegarda odprowadza go wzrokiem wyrażającym ulgę i niewypowiedzianą wdzięczność.

Tristan był bardzo przygnębiony. Teraz naprawdę zaczynają się kłopoty, myślał.

Biedne, biedne dziecko!

W tym samym czasie komendant zamku w Kopenhadze miał naprawdę wiele zajęć. Wzmocniono straże wokół króla. Nikt nie wiedział, czy Jego Wysokość zdaje sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa. Usta komendanta były zamknięte na siedem pieczęci.

Strażnicy Prawego Tronu ostatnio się nie ujawniali. Nadeszła jedynie wiadomość od młodej pary, która wyszła na schadzkę pewnego dnia wieczorem. Młodych przestraszyli trzej wysocy, ciemno ubrani mężczyźni o trupiobladych twarzach, którzy nie spuszczali z nich wzroku, gdy mijali się na ulicy. Młodzi nie umieli powiedzieć, co ich przeraziło. Twierdzili jedynie, że nagle ogarnęło ich pragnienie, by uciec. Uciec stamtąd jak najszybciej.

Загрузка...