Boże, nienawidzę płakać. To takie upokarzające. Przysięgam, że rzadko to robię. Podejrzewam jednak, że w końcu odbił się na mnie stres związany z napaścią nocną. Nie przestałam płakać, dopóki zrozpaczony Jack nie kupił mi jojo w sklepiku u Jimmiego, po drodze na plażę.
To oraz batonik mars sprawiły, że znowu poczułam się sobą, a wkrótce potem skakaliśmy z Jackiem na falach, żartując z turystów i robiąc groszowe zakłady o to, który surfiarz pierwszy spadnie z deski. Bawiliśmy się tak znakomicie, że dopiero kiedy słońce zaczęło zachodzić, przypomniałam sobie, że powinnam odprowadzić chłopca do hotelu.
Nie to, żeby ktoś za nami tęsknił, jak stwierdziliśmy po powrocie. Kiedy odstawiłam Jacka do apartamentu, jego mama wysunęła głowę przez drzwi na taras, gdzie z doktorem Puckiem raczyli się koktajlami i powiedziała:
– Och, to ty, Jack? Pośpiesz się i przebierz do kolacji, dobrze? Umówiliśmy się z Robertsonami. Dziękuję, Susan, i do zobaczenia jutro rano.
Pomachałam i poszłam sobie, szczęśliwa, że udało mi się uniknąć spotkania z Paulem. Po niespodziewanie wstrząsającym popołudniu nie sądziłam, żebym dobrze zniosła konfrontację z Panem Tenisistą Nieskazitelnym.
Ulga okazała się jednak przedwczesna, ponieważ kiedy siedziałam na przednim siedzeniu land rovera, czekając, kiedy Śpiący wyrwie się Caitlin, która musiała pilnie coś z nim przedyskutować akurat wtedy, kiedy odjeżdżaliśmy, ktoś zapukał w zasunięte okno samochodu. Obejrzałam się. Paul. Do tego w krawacie i ciemnoniebieskiej sportowej marynarce.
Wcisnęłam guzik, opuszczając szybę.
– Eee – wybąkałam. – Cześć.
– Cześć. – Uśmiechał się miło. Resztki słonecznego światła wydobywały z jego kręconych brązowych włosów błyski złota. Był naprawdę przystojny. Kelly Prescott zjadłaby go łyżeczką.
– Przypuszczam, że masz już jakieś plany na dzisiejszy wieczór – odezwał się.
Nie miałam, naturalnie, ale powiedziałam szybko:
– Mam.
– Tak myślałem. – Nie przestał się uśmiechać. – A co z jutrzejszym wieczorem?
Posłuchajcie, wiem, że jestem dziwaczką, jasne? Nie musicie mi tego powtarzać. Ten niesamowicie przystojny chłopak chciał się ze mną umówić, a ja myślałam tylko o kimś, kto, spójrzmy prawdzie w oczy, nie żyje. To głupie – głupie, głupie, głupie – odrzucać zaproszenie na randkę z żywym chłopakiem, podczas gdy mężczyzna mojego życia jest martwy.
A jednak dokładnie tak postąpiłam. Powiedziałam:
– Eee, przykro mi, Paul. Na jutro wieczór też mam plany. Nie dbałam o to, czy nie zabrzmiało to fałszywie. Taka jestem pokręcona. Po prostu nie obchodziło mnie to absolutnie nic a nic.
Sądzę jednak, że popełniłam poważny błąd. Sądzę, że pan Paul Slater nie przywykł do tego, żeby dziewczyna odrzucała jego zaproszenie na kolację czy gdziekolwiek. Ponieważ jego odpowiedź brzmiała (już bez miłego, ani też żadnego w ogóle, uśmiechu):
– Cóż, szkoda. Zwłaszcza że teraz chyba będę musiał zawiadomić twoją przełożoną o tym, jak to wyprowadziłaś dzisiaj mojego braciszka poza teren hotelu, nie pytając moich rodziców o zgodę.
Gapiłam się na niego przez otwarte okno. Początkowo nie mogłam zrozumieć, o czym mówi. Potem przypomniałam sobie hotelowy autobus, Towarzystwo Historyczne i plażę.
Omal nie wybuchnęłam śmiechem. Poważnie. No Jeśli Paul Slater uważa, że najgorszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić, było wpadnięcie w tarapaty z powodu wyprowadzenia dziecka poza teren hotelu bez wiedzy rodziców – najgorszą, która zdarzyła mi się choćby dzisiaj – to się grubo, grubo mylił. Rany boskie, niecałe dwadzieścia cztery godziny temu kobieta nieżyjąca od blisko stu lat trzymała mi nóż na gardle w mojej własnej sypialni. Czy on naprawdę myślał, że reprymenda Caitlin zrobi na mnie wrażenie?
– No, dalej – zachęciłam. – A kiedy jej to powiesz, nie zapomnij dodać, że twój brat po raz pierwszy w życiu świetnie się bawił.
Nacisnęłam guzik, zasuwając okno, ale Paul wsadził rękę do środka, kładąc palce na szybie. Puściłam guzik. Chciałam, żeby sobie poszedł, a nie żeby został kaleką do końca życia.
– Taak – powiedział. – Chciałem cię o coś zapytać. Jack twierdzi, że powiedziałaś mu, że jest medium.
– Mediatorem – sprostowałam, zanim zdołałam się powstrzymać. No, to na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie przez Jacka tej sprawy w tajemnicy, o co go prosiłam. Kiedy ten dzieciak się nauczy, że opowiadanie o tym, jak rozmawia z duchami, nie jest sposobem na pozyskanie przyjaciół?
– Mniejsza o to – mruknął Paul. – Przypuszczam, że żartowanie z kogoś zaburzonego umysłowo jest twoim zdaniem zabawne.
Nie wierzyłam własnym uszom. To było jak scenka z telewizyjnego show.
– Nie uważam, żeby twój brat był zaburzony umysłowo – oznajmiłam.
– Och, naprawdę? – Paul zrobił mądrą minę. – Powiedział ci, że widzi zmarłych, a ty myślisz, że ma równo pod sufitem?
Pokręciłam głową.
– Może Jack widzi zmarłych ludzi, Paul. Nigdy nie wiadomo. Nie można udowodnić, że ich nie widzi.
Och, genialna argumentacja, Suze. Gdzie do diabła jest Śpiący? No, przyjdźże wreszcie. Zabierz mnie stąd.
– Suze. – Paul był wyraźnie rozbawiony – Błagam. Martwi ludzie? Naprawdę w to wierzysz? Naprawdę wierzysz, że mój brat może widzieć zmarłych i jeszcze z nimi rozmawiać?
Słyszałam dziwniejsze rzeczy, pomyślałam. Zerknęłam na Śpiącego. Caitlin uśmiechała się do niego, potrząsając blond grzywą a la Jennifer Aniston. Och, mój Boże, dość tego flirtowania.
Umów się z nim po prostu i to zaraz, żebyśmy mogli wreszcie pojechać do domu…
– Taak, cóż, nie powinnaś go zachęcać – powiedział Paul. – To najgorsze, co można zrobić, zdaniem lekarzy.
– Taak? – Zaczynałam mieć tego stanowczo dość. Co ten Paul Slater wiedział? Tylko dlatego, że jego ojciec zajmuje się chirurgią mózgu czy czymś takim i może sobie pozwolić na tydzień w Hotelu i Kompleksie Golfowym Pebble Beach, nie oznacza, że ma zawsze rację. – Wydaje mi się, że z Jackiem jest wszystko w porządku. Mógłbyś się nawet, Paul, czegoś od niego nauczyć. Ma przynajmniej otwarty umysł.
Paul pokręcił głową z niedowierzaniem.
– O czym ty mówisz, Suze? Wierzysz w duchy? Nareszcie, nareszcie. Śpiący pożegnał się z Caitlin i ruszył w stronę samochodu.
– Owszem – odparłam. – Wierzę. A ty, Paul? Zamrugał zdezorientowany.
– Co ja?
– Wierzysz w duchy?
Jego uniesiona górna warga stanowiła całą odpowiedź. Nie dbając o to, czy go okaleczę, nacisnęłam guzik. Paul zabrał palce w ostatniej chwili. Pewnie sądził, że nie należę do osób, które obcinają bliźnim palce.
No to się pomylił.
Dlaczego chłopcy są tacy trudni? Jeśli nie piją wprost z pudełka albo nie zostawiają podniesionej klapy sedesu, obrażają się śmiertelnie i grożą donosem do kierownika, bo nie chcemy się z nimi umówić. Czy nie przychodzi im do głowy, że to nie jest droga do naszego serca?
Problem polega na tym, że oni nadal będą to robili, dopóki głupie dziewczyny, jak Kelly Prescott, będą się z nimi umawiały, nie zważając na ich wady.
Siedziałam naburmuszona przez całą drogę do domu. Nawet Śpiącego to zastanowiło.
– Co z tobą? – zainteresował się.
– Ten głupi Paul Slater wścieka się, bo nie chciałam z nim wyjść – powiedziałam, jakkolwiek zazwyczaj trzymam się zasady nie dzielenia się osobistymi sprawami z żadnym z przyrodnich braci, z wyjątkiem, niekiedy, Profesora, a to tylko dlatego, że jego IQ znacznie przewyższa moje. – Groził, że doniesie Caitlin, że wyprowadziłam jego młodszego brata poza teren hotelu bez pozwolenia rodziców, co zrobiłam, ale tylko po to, żeby go zabrać na plażę. – Oraz do Towarzystwa Historycznego, ale o tym nie wspomniałam.
Śpiący na to:
– Poważnie? To podłe. Nie martw się. Załatwię to z Caitlin, jeśli chcesz.
Byłam zaszokowana. Powiedziałam mu o tym, bo byłam strasznie zdołowana. Nie spodziewałam się z jego strony żadnej pomocy.
– Naprawdę? Zrobisz to?
– Pewnie – odparł Śpiący, wzruszając ramionami. – Spotykam się z nią jutro wieczorem, jak skończę rozwozić pizzę. – Śpiący jest w dzień ratownikiem, a w nocy pracuje w pizzerii. Początkowo oszczędzał na camaro. Teraz oszczędza na mieszkanie, bo w college'u, do którego się wybiera, nie ma akademika, a Andy nie chce płacić za jego pokój, o ile nie poprawi stopni.
Nie mogłam się otrząsnąć ze zdumienia. Powiedziałam „dzięki”. Na nic więcej nie byłam w stanie się zdobyć.
– A co, tak poza tym, jest z tym Paulem Slaterem nie tak? – zapytał Śpiący. – Myślałem, że to twój typ. No wiesz, inteligentny i w ogóle.
– Z nim wszystko w porządku – wymamrotałam, bawiąc się pasem bezpieczeństwa. – Ja… tylko mnie się właściwie podoba ktoś inny.
Śpiący uniósł brwi.
– Och? Ktoś, kogo znam? Odparłam krótko: – Nie.
– Nie wiem, Suze. Sprawdź mnie. Między pizzerią a szkołą poznałem prawie wszystkich.
– Z całą pewnością nie znasz tego chłopaka. Śpiący zmarszczył brwi.
– Dlaczego? Czy to jakiś gangster?
Wzniosłam oczy do góry. Śpiący niemal od pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy, jest przekonany, że należę do gangu. Poważnie. Jakby członkowie gangu nosili rzeczy firmy Diesel. Jasne.
– Czy on mieszka w Dolinie? – dopytywał się Śpiący. – Suze, mówię ci, jeśli dowiem się, że chodzisz z gangsterem z Doliny…
– Boże – krzyknęłam. – Przestaniesz? On nie jest w gangu. Ja też nie! I nie mieszka w Dolinie. Nie znasz go, rozumiesz? Po prostu zapomnij o tej rozmowie.
Rozumiecie? Rozumiecie, na czym to polega? Rozumiecie, dlaczego między mną a Jesse'em nigdy nic nie wypali? Bo nie mogę go wyciągnąć i powiedzieć: „Oto on, chłopak, który mi się podoba i wcale nie jest w gangu, i nie mieszka w Dolinie”.
Muszę się nauczyć trzymać gębę na kłódkę, tak samo jak Jack.
W domu poinformowano nas, że kolacja nie jest jeszcze gotowa. A to dlatego, że Andy tkwi po pas w dziurze, którą razem z Przyćmionym wykopali na podwórzu. Podeszłam bliżej i popatrzyłam w dół, ssąc kciuk. Dziwnie się czułam, zaglądając tam. Prawie tak nieprzyjemnie jak na myśl o pójściu do łóżka za parę godzin, wiedząc, że Maria prawdopodobnie się zjawi.
I o tym, że teraz, wiedząc, że jej nie posłuchałam, pokaleczy mi nie tylko dziąsła.
W tym momencie zadzwonił telefon. Moja przyjaciółka Cee Cee chciała się dowiedzieć, czy przyłączę się do niej i Adama McTavisha w Coffee Clutch, żeby napić się mrożonej herbaty i oplotkować znajomych. Zgodziłam się natychmiast, bo dawno ich nie widziałam. Cee Cee odbywała letnią praktykę w „Carmelowej Sosnowej Szyszce” (to nazwa miejscowej gazety, możecie to sobie wyobrazić?), a Adam spędził większość lata w domu u dziadków. W chwili gdy usłyszałam jej głos, uświadomiłam sobie, jak mi jej brakowało i jak fajnie byłoby opowiedzieć jej o podłym Paulu Slaterze i jego sztuczkach.
Potem jednak, oczywiście, pomyślałam, że musiałabym jej opowiedzieć o młodszym bracie Paula, o tym, że rozmawia z umarłymi. Cee Cee nie jest typem osoby, która wierzy w duchy czy w cokolwiek, czego nie może zobaczyć na własne oczy. To czyni jej naukę w szkole katolickiej nieco problematyczną, zwłaszcza wobec ciągłych kazań siostry Ernestyny na temat wiary i Ducha Świętego.
Ale co tam. Zawsze to lepiej, niż siedzieć w domu i gapić się w głęboki dół.
Pobiegłam na górę, zrzuciłam mundurek i włożyłam jedną ze zgrabnych sukienek z Gapa, której nie miałam jeszcze okazji włożyć, ponieważ przez całe lato chodziłam w obrzydliwych szortach khaki. Ani znaku Jesse'a, ale to mi akurat odpowiadało, bo i tak nie wiedziałabym, co mu powiedzieć. Miałam poczucie winy, ponieważ przeczytałam jego listy, ale jednocześnie cieszyłam się, bo dowiedziałam się o jego siostrach i różnych sprawach związanych z ranczo i dzięki temu stał mi się w pewien sposób jeszcze bliższy.
Tylko ta bliskość miała w sobie coś fałszywego, bo on nie wiedział, że ja wiem. A gdyby chciał, żebym wiedziała, to nie sądzicie, że by mi powiedział? Ale on nigdy nie mówi o sobie. Zawsze natomiast chętnie rozmawia o takich sprawach, jak powstanie Trzeciej Rzeszy i jak to się stało, że jako kraj pozwoliliśmy spokojnie zagazować sześć milionów Żydów, zamiast coś w tej sprawie zrobić?
Wiecie. Takie rzeczy.
Otóż niektóre kwestie, które Jesse miałby ochotę ze mną przedyskutować, są trudne do wyjaśnienia. Wolałabym porozmawiać o jego siostrach. Na przykład, czy mieszkanie pod jednym dachem z trzema dziewczynami było dla niego takim samym wyzwaniem, jak dla mnie mieszkanie z trzema chłopakami? Przypuszczam, że nie, choćby ze względu na odwrotność tej sytuacji z sedesem. Czy wtedy w ogóle były sedesy? Czy też chodzili do takich paskudnych budek na zewnątrz jak w Domku na prerii?
Boże, nic dziwnego, że Maria była w takim paskudnym nastroju.
To i do tego ta sprawa z życiem po śmierci.
Tak czy inaczej, mama i Andy pozwolili mi iść na kolację z przyjaciółmi, bo w domu nie było niczego do jedzenia. Posiłki rodzinne i tak nie były już takie fajne bez Profesora. Zdziwiłam się, jak bardzo mi go brakuje. Nie mogłam się doczekać, kiedy wróci do domu. To jedyny z moich braci, który nie doprowadza mnie do pasji.
Mimo że nie mogłam opowiedzieć Cee Cee o Paulu, i tak dobrze się bawiłam. Miło było zobaczyć ją i Adama, który spośród wszystkich chłopców, jakich znam, zachowuje się najmniej po chłopięcemu, chociaż wcale nie jest gejem i złości się na wszelką wzmiankę o tym. Podobnie jak Cee Cee, która kocha się w Adamie od początku świata. Żywiłam wielkie nadzieje, że Adam odwzajemni jej uczucia, ale teraz odniosłam wrażenie, że temperatura tychże raczej spadła.
Kiedy poszedł do łazienki, zapytałam Cee Cee, co jest grane, a ona zaczęła snuć opowieść o tym, jak to prawdopodobnie Adam poznał kogoś w Martha's Wineyard. Muszę stwierdzić, że przyjemnie było dla odmiany posłuchać, jak ktoś inny narzeka. To znaczy, moje życie jest porąbane i w ogóle, ale ja przynajmniej wiem, że Jesse nie używa sobie za moimi plecami z jakąś dziewczyną w znanym kurorcie.
Chyba nie. Kto wie, gdzie znika, kiedy nie ma go w moim pokoju? To mogłaby być, ostatecznie, Martha's Wineyard.
Rozumiecie teraz, dlaczego ten związek nie ma szans?
W każdym razie, z Cee Cee i Adamem nie widzieliśmy się kupę czasu, więc nie brakowało ludzi do obgadania, przede wszystkim Kelly Prescott, toteż kiedy wróciłam do domu, była jedenasta… Późno, skoro miałam następnego dnia stawić się w pracy o ósmej.
A jednak cieszyłam się, że wyszłam, bo to oderwało moje myśli od tego, co, jak podejrzewałam, czekało mnie za parę godzin: kolejna wizyta zachwycającej pani Diego.
Biorąc prysznic, pomyślałam w pewnym momencie, że nie mam powodu ułatwiać życia pannie Marii. Dlaczego miałaby mnie dopaść w moim własnym łóżku?
Nie muszę się na to godzić.
Gasząc światło, odczuwałam pełną satysfakcję. Sądziłam, że zabezpieczyłam się przed wszelkimi sztuczkami w wykonaniu Marii. Pod kołdrą ukryłam arsenał broni, włącznie z siekierą, młotkiem oraz czymś, czego nie potrafiłam nazwać, a co zabrałam z warsztatu Andy'ego, jakimś ostro zakończonym przedmiotem. Ponadto towarzyszył mi Maks. Wiedziałam, że obudzi mnie, jak tylko wyczuje coś nieziemskiego, bo jest bardzo wyczulony na tego typu rzeczy.
A poza tym spałam w pokoju Profesora.
Wiem. Wiem. To tchórzostwo. Dlaczego miałam jednak zostać we własnym łóżku i czekać na nią jak kaczka z przetrąconym skrzydłem, skoro mogłam spać w łóżku Profesora i, być może, zmylić trop? Nie szukam okazji do bójki. Fakt, nie zrobiłam, czego pani sobie życzyła. To mogłoby wskazywać, że jednak szukam. Ale nie aktywnie.
W innych okolicznościach może bym i poszła na grób Marii de Silvy, i wyjaśniła parę spraw na miejscu, ale tym razem było troszeczkę inaczej. Z powodu Jesse'a. Nie pytajcie dlaczego, ale po prostu nie mogłam się zdobyć na to, żeby wytarmosić za kudły jego byłą, co niewątpliwie w przypadku innego ducha bym uczyniła. Nie mogę powiedzieć, żebym była przyzwyczajona do tego, by czekać, aż jakiś duch do mnie przyjdzie…
Ale teraz… Teraz jest inaczej.
W każdym razie, ledwie zakopałam się w pościeli Profesora (świeżo wypranej – nie chciałam ryzykować. Nie wiem, co się dzieje w łóżkach dwunastoletnich chłopców, i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć) i mrugałam w ciemności, przyglądając się dziwnym rzeczom, które Profesor powiesił na suficie modelowi Układu Słonecznego i temu podobnym, kiedy Maks zaczął warczeć.
Zawarczał tak cicho, że z początku go nie usłyszałam. Ponieważ jednak wciągnęłam go do łóżka obok siebie (dużo miejsca to tam nie było, zwłaszcza nie z siekierą, młotkiem i tym czymś ostrym), czułam drżenie wydobywające się z psiej piersi.
Warczenie nasiliło się, a sierść na grzbiecie zjeżyła. Stąd wiedziałam, że albo jest trzęsienie ziemi, albo wizytę złożyła nam dawna miss hrabstwa Salinas.
Usiadłam, chwytając przedmiot z ostrym końcem i trzymając go jak kij bejsbolowy. Rozglądałam się gorączkowo, szepcząc do Maksa:
– Dobry piesek. W porządku, piesku. Wszystko będzie dobrze, piesku.
Sama starałam się w to uwierzyć.
Wtedy właśnie zmaterializowała się przede mną jakaś postać. Zamachnęłam i uderzyłam ostrym przedmiotem z całej siły.