Był jeszcze ktoś, kto naprawdę znajdował się w okropnej sytuacji. To mały Silas Anderson. Nie uczestniczył w wyprawie do Ciemności ani do Gór Czarnych. Mieszkał po prostu w mieście nieprzystosowanych, w obrębie Królestwa Światła. W tym mieście jednak panował bardzo chłodny klimat dla kogoś, kto w żaden sposób nie był podobny do innych mieszkańców.
A tak właśnie było w przypadku Silasa.
Miał siedem lat. Chodził do pierwszej klasy miejscowej szkoły, a to wcale nie było zabawne.
Ostatnia lekcja. Pani stoi nad nim.
– Nie, ty, Silas, naprawdę niczego nie rozumiesz – mówi ze złością. – Prawie całą godzinę tłumaczyłam i pokazywałam na tablicy, a co ty z tego wszystkiego zapisałeś? Trzy pozbawione sensu słowa?
Pani rzuciła zeszyt na pulpit. Dzieci w klasie z trudem powstrzymywały śmiech.
– Patrz na innych! Patrz na Torstena, jak on ślicznie pisze! I tak dużo. Popatrz na prace Mary, tak to powinno wyglądać! Co się z tobą dzieje, Silas? No, na szczęście dzwonek. Wiecie już, co macie zrobić na jutro, w takim razie możecie iść do domu, dziękuję wam za dzisiejszy dzień! Może i ty, Silas, postarasz się odrobić na jutro lekcje, co? Może chociaż raz by ci się udało. Nie, nie odchodź ode mnie, kiedy do ciebie mówię!
Pani szarpie chłopca za ramię i odwraca ku sobie. Nie chce jednak nic mówić na temat wielkiego sińca, który ukazał się na ręce, gdy rękaw podciągnął się w górę. Chociaż na dworze jest ciepło, Silas zawsze ma na sobie koszulę z długimi rękawami albo sweterek. Pani pozwala mu odejść, nie chce już więcej zaprzątać sobie głowy tym niemożliwym chłopakiem.
Silas próbował wymknąć się nie zauważony ze szkoły, ale inni chłopcy go jednak zobaczyli. Pobiegli za nim. Wyrwali mu tornister, rozsypali książki na ziemi. Dzisiaj jednak nie mieli dla niego zbyt wiele czasu. Czekały ich dużo ciekawsze sprawy, więc szybko dali mu spokój.
Z ulgą pozbierał książki, tym razem tak bardzo się nie zniszczyły, i pośpieszył do domu.
Miał nadzieję, że zastanie mamę. W przeciwnym razie będzie musiał ugotować obiad, a na ogół mu się to nie bardzo udawało, żeby nie wiem jak się starał.
Mamy w domu nie było. Poszła gdzieś z jego młodszym rodzeństwem. Trudno, trzeba gotować obiad.
To niełatwa sprawa, kiedy człowiek ledwo sięga brodą do kuchni. Silas oparzył się o rozgrzaną patelnię. Sam opatrzył sobie rękę, z doświadczenia wiedział, gdzie szukać bandaża.
Przy obiedzie ojciec był ponury jak chmura gradowa. Silas zapomniał przygotować sos. To znaczy, pamiętał o tym, ale nie potrafił. Nauczył się gotować ziemniaki i smażył do nich to, co znalazł w lodówce. Ale matka też przeważnie nie była zadowolona z jego osiągnięć. Teraz przy stole syknęła:
– Słuchaj, kiedy do ciebie mówię, chłopcze! Nie schowałeś pościeli, jak cię prosiłam, nie wyjąłeś też prania z pralki, a przypominałam ci o tym rano bardzo wyraźnie. Myślisz wciąż tylko o sobie, jesteś najbardziej leniwym dzieckiem, o jakim słyszałam. Czy jest ktoś bardziej niezdarny i zagapiony niż ty?
Twarz matki poczerwieniała z gniewu, kiedy patrzył jej w oczy. Silas mrugał przerażony, policzki mu płonęły, czuł bolesny ucisk w gardle.
Miał dwoje młodszego rodzeństwa, ale trudno mu było nawiązać z nimi kontakt. Byli jeszcze mali, więc i mama, i tata bardzo ich kochali. Gdy mama i Silas zostawali sami, też czasem panował miły nastrój, chociaż matka często bywała niezadowolona, bo jej nie słuchał. Takie chwile, kiedy oboje siedzieli przy kuchennym stole i rozmawiali o różnych sprawach, należały do najlepszych w życiu Silasa; wtedy mama naprawdę skupiała się na tym, co on ma do powiedzenia, choć uważała, że mówi bardzo źle jak na siedmioletniego chłopca. Kiedy jednak do domu przychodził ojciec, w oczach mamy pojawiał się jakiś błysk, jak u ściganego zwierzęcia, jakby wciąż się bała, że ojciec zacznie krzyczeć na Silasa, i często prosiła chłopca, by uważnie słuchał, co ojciec do niego mówi i czego od niego chce.
Gdy dochodziło do kłótni, mama stawała się bardzo nerwowa, ale zawsze trzymała stronę ojca.
Silas sądził, że wypełnia polecenia. Ale był tak beznadziejnie zdekoncentrowany, że kiedy później dostawał razy i szturchańce, kiedy wymówki i złe słowa spadały na jego głowę, miał wrażenie, że wszystkie myśli mu jakby wypływały.
Po tym pozbawionym sosu obiedzie w domu nie czekało go nic miłego. Zresztą ostatnio w ogóle nigdy nie bywało tu miło.
Nikt nie zwracał na niego uwagi, poszedł więc i włożył buty do biegania. Chciał wyjść.
Przypadkiem zobaczył swoje odbicie w lustrze. „Nietoperz”, tak go między innymi nazywali koledzy w szkole. Tylko dlatego, że miał takie duże, odstające uszy. Ale w ogóle nie było w nim niczego szczególnego. Chudziutki, jasne, potargane włosy, na czubku głowy zawsze sterczał kogut, niezależnie od tego, jak starannie się czesał. Potarganiec, mówiła mama, wciąż opowiadała historię o tym, jak go uczesała na mokro w dniu, w którym miał być chrzczony. I akurat w momencie, gdy pastor wypowiadał nad nim błogosławieństwa, wysuszone już włosy rozsypały się tak gwałtownie, że pastor musiał się roześmiać, a mama okropnie się wstydziła. Bardzo była wtedy zła na Silasa. Już wówczas, kiedy nie miał nawet pół roku.
Piękny w każdym razie nie jest. Piegowaty, rudoblond. Nigdy nie będzie miał ładnych ciemnych włosów ani opalonej buzi jak inne dzieci. „Jeszcze dwa piegi i będziesz jak Murzyn” drażniły się z nim dziewczynki i chichotały przy tym rozbawione.
Rodzice byli zajęci młodszym rodzeństwem. Silas spokojnie powlókł się do lasu. Chociaż nazywać ten zagajnik lasem, to chyba przesada. Właśnie „zagajnik” to najwłaściwsze słowo. W każdym razie Silas chętnie się tutaj ukrywał. Zabierał ze sobą kawałki chleba i orzechy, karmił wiewiórki i ptaki. Jeśli siedział całkiem spokojnie, to zdarzało się, że wiewiórki podchodziły bardzo blisko i chwytały smakołyki. Już się go nie bały.
Tego popołudnia jednak nie spotkał w lesie żadnych zwierząt. Wiedział dlaczego, przestraszyły się innych dzieci, które poprzedniego dnia z krzykiem biegały po okolicy. Sam musiał się przed nimi ukrywać.
Żadnych małych zwierzątek. Wszędzie pusto. Silas miał wrażenie, jakby utracił jedynych przyjaciół.
Nie jest łatwo być Silasem. Trudno jest tak się starać, żeby wszystkim dogodzić, a mimo to zbierać wymówki i szturchańce.
Trudno myśleć, że pamięta się wszystkie polecenia, a mimo to mnóstwo z nich zapominać.
Czuł się coraz bardziej niechciany. Nikt go nie potrzebuje. Zawsze wszystkim przeszkadza. Silas nie lubił płakać. Czuł jednak bolesny ucisk w piersiach i pieczenie w oczach. Nic nie mógł na to poradzić. Łzy popłynęły po policzkach. Czuł się taki samotny na świecie. Nikt go nie kocha…