6

Cień siedział na wieżyczce i wpatrywał się w milczące lasy porastające terytorium Ciemności.

Długa podróż również i jemu dała się we znaki. Był wprawdzie duchem, ale bardzo, bardzo starym duchem, również on się męczył. Również on pragnął odpocząć, ale teraz tylko on mógł czuwać. Shira i Mar, dwa inne duchy na pokładzie J2, miały zszarpane nerwy po długim oczekiwaniu na Oko Nocy w okolicy źródeł. Oni bardziej potrzebowali wytchnienia. Cień nie dokonał niczego tak ważnego jak oni.

Po schodach wszedł cicho Faron, żeby dotrzymać mu towarzystwa.

– Spałem trochę – uśmiechnął się Obcy. – Ale mój mózg jest chyba zbyt pobudzony, by się odprężyć. Nawet we śnie próbowałem doprowadzić wszystkich bezpiecznie do domu.

– Spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność – przytaknął Cień. – To nie jest najlepszy środek nasenny.

– Masz rację! A tutaj spokojnie?

– Chyba nawet za spokojnie. W każdym razie mam czas na myślenie. Faron, chciałbym ci zadać jedno pytanie…

– Oczywiście, mój przyjacielu. Proszę, pytaj;

– Dziękuję. Ale to wymaga dłuższego wstępu.

– Czasu mamy dość.

– Tak. Czy ty znasz moją historię?

– Nie wiem nic ponad to, że byłeś duchem opiekuńczym Dolga, jeszcze zanim przyszedł na świat.

– Moja historia jest jednak znacznie dłuższa. Zaczyna się w czasach, kiedy istniała jeszcze piękna Lemuria. Otóż kiedy nasz świat pogrążał się w morzu, została uratowana niewielka grupa jego mieszkańców. Żeglowaliśmy na okręcie po oceanie światowym, by znaleźć drogę do centrum ziemi.

– Aha – rzekł Faron, jakby coś sobie przypomniał.

Cień popatrzył na niego pytająco, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

– No więc w końcu znaleźliśmy Wrota. My, to znaczy nasz król i kilka innych wysoko postawionych osób. Ja byłem jedynie wojownikiem.

– Zaczekaj, to musiało się dziać przed tysiącami lat?

– Tak właśnie było. Minęło tak wiele lat, że już dawno przestałem je liczyć. Powiedz mi, zastanawiałem się nad tym często podczas tej podróży, który z nas dwóch jest starszy? Pozostali, jak na przykład Dolg ze swymi trzystu latami, są jeszcze właściwie dziećmi.

– Teraz widzę, że tobie przypada pierwszeństwo – uśmiechnął się Faron. – Ale Freki też nie jest młodzieńcem. Ani Tich.

– Masz rację! I Tich, i ja przeżyliśmy wiele tysięcy lat. Prawdopodobnie jesteśmy rówieśnikami, jeśli można porównywać.

Obaj roześmiali się krótko.

Cień kontynuował swoją opowieść.

– I właśnie tamtego dnia popełniłem największe głupstwo w życiu. Nagle ogarnęła mnie panika i nie byłem w stanie przekroczyć Wrót do nieznanego. Pozostałem na ziemi. Miałem tego później gorzko żałować. Byłem przecież ostatnim Lemuryjczykiem. W końcu zresztą umarłem, po wiecznych poszukiwaniach Wrót, których nigdy nie odnalazłem. Zostałem pośród ludzi jako duch, który nie może zaznać spokoju.

Faron w zamyśleniu kiwał głową.

– To wy ukryliście święte kamienie oraz Święte Słońce? Po czym wziąłeś pod opiekę syna czarnoksiężnika, Dolga, i pomogłeś mu, by ten chłopiec o czystym sercu odnalazł wszystkie trzy skarby?

– Zgadza się. Od chwili kiedy on się urodził, moje życie znowu nabrało sensu. No, jeśli to można nazwać życiem, należę przecież do duchów.

– Oczywiście, że to jest życie – zapewnił Faron stanowczo. – Ale miałeś do mnie jakieś pytanie?

– No właśnie, musiałem jednak zrobić ten wstęp. Otóż przez cały czas w Królestwie Światła zastanawiałem się, co się mogło stać z moim królem i pozostałymi Lemuryjczykami. Czy oni kiedykolwiek dotarli do Królestwa Światła? Czy może później pomarli? Chociaż szukałem nieustannie, nigdy nie natrafiłem na ślad żadnego z nich.

– Mogłeś był zapytać.

– Pytałem. Pytałem Rama, który wie chyba najwięcej o wszystkich mieszkańcach, a już zwłaszcza o Lemuryjczykach. Ale on nie umiał mi nic powiedzieć.

– No tak, to nie takie znowu dziwne. Ja znam ich losy. Talornin również je znał, ale nie przyszło ci chyba nigdy do głowy, żeby pytać właśnie jego?

– Talornin był zawsze pełen rezerwy. Właściwie nawet arogancki.

– Tak, to prawda. No cóż, twoi panowie, którym wówczas służyłeś jako wojownik, pochodzili z bardzo wysokiego rodu. Byli to niezwykle szlachetni ludzie i w Królestwie Światła zostali umieszczeni w części należącej do Obcych. Przebywają tam po dziś dzień.

Olbrzym wpatrywał się w niego oniemiały. Tysiące pytań cisnęło mu się do głowy.

Olbrzym? W porównaniu z Faronem nawet Cień wydawał się niewielki.

Obcy uśmiechał się.

– Chcę ci też powiedzieć, że Ram jest krewnym twojego króla. Tylko nic o tym nie wie.

Gdyby Cień już nie siedział, to z pewnością teraz opadłby bezwładnie na jakieś krzesło.

W jego oczach pojawiło się błaganie. Faron natychmiast się wszystkiego domyślił.

– Zapytam, czy nie zechcieliby wyjść z ukrycia i przywitać się z tobą. To chyba mogliby zrobić.

Właściwie Cień myślał o zupełnie innym zakończeniu, ale najwyraźniej teraz przestało to być aktualne. Podziękował Faronowi gorąco i podniecony oczekiwał spotkania z dawnymi przyjaciółmi z czasów tak odległych, że nawet on sam już prawie o nich zapomniał.


Wszyscy się pobudzili z wyjątkiem dwunastu byłych więźniów i Oka Nocy, który sprawiał wrażenie, że będzie spał jeszcze bardzo, bardzo długo.

J2 przedzierał się naprzód przez leśne bezdroża. W pewnym momencie znaleźli się na szczycie dość stromego wzniesienia i Tich bardzo ostrożnie sprowadzał pojazd w dół. Mimo intensywnych badań nie udało im się stwierdzić, w którym miejscu Ciemności właśnie się znajdują.

Aż…

Powietrze przesycone popiołem i ziemią oraz wszelkim świństwem z Gór Czarnych docierało do miejsc, przez które podróżowali. Nagle jednak, kiedy już znaleźli się u podnóża wzniesienia i przez chwilę jechali po stosunkowo płaskim podłożu, wymijając zręcznie drzewa i strome skały, Siska krzyknęła głośno:

– Och, przecież to mój las!

Natychmiast znalazła się w centrum zainteresowania.

– Patrzcie tam! To jest ten mały strumyk, w którym się schroniłam tak, że mogłam przejść wewnątrz góry i przedostać się na waszą stronę. Muszę was jednak zmartwić, znaleźliśmy się w ślepym zaułku. Stąd nie ma żadnej drogi wiodącej do Królestwa Światła. Tylko ta jedna, którą ja przebyłam, ale przecież J2 nie przeciśnie się przez górską szczelinę!

Indra poczuła się tak, jakby ją coś bardzo ciężkiego przygniatało do ziemi.

– Chcesz powiedzieć… chcesz powiedzieć, że jedyna droga stąd prowadzi z powrotem do Gór Czarnych.

– Niestety, to jedyna droga – odparła Siska ponuro.

– Nigdy nie wrócimy do domu – szepnęła Shira.

– No nie, dziewczyny, przestańcie! – zawołał Ram stanowczo. – Takie czarnowidztwo nam nie pomoże! Przypomnijcie sobie wiadomości od Kiro i Sol. Czyż oni nie dotarli do osady sąsiadującej ze wsią Siski? Gdyby sąsiedzi wiedzieli o rodzinnej wsi Siski, to by musiało oznaczać, że między obiema osadami jest jakieś przejście.

– O niczym takim nie słyszałam – odparła Siska. – Nie zapominajcie, że ja prowadziłam szczególne życie. Wiedziałam wszystko o stosunkach między ludźmi, nigdy jednak nie wychodziłam poza święty szałas. Moja ucieczka była pierwszą wyprawą w życiu.

– Więc nie utrzymywaliście kontaktów z innymi osadami?

– Nie. Wystarczaliśmy sobie sami.

Podczas tej rozmowy Tich wolno prowadził pojazd przez wysokopienny las. Ponury, niebywale mroczny las.

– Och – jęknęła Siska. – Widzę moją wieś! Stop, Tich, nagle tak strasznie zatęskniłam za domem! Pozwólcie mi odwiedzić osadę!

Tich zahamował. W oddali między drzewami widać było światło ogniska i w mroku majaczyły zarysy domostw.

– Nie jestem pewien, czy powinnaś – bąknął Madrag. – Ostatnio chcieli cię przecież zabić.

Rozejrzał się za Ramem czy kimś innym, z kim mógłby się naradzić, ale i Marco, i Faron, i Dolg razem z Ramem zajmowali się wychudzonymi więźniami. Wstrząsy pojazdu dawały się tym biedakom mocno we znaki.

Siska była pełna zapału.

– Chciałabym tylko przywitać się z moim ojcem, wodzem. Powiedzieć mu, że niedługo zostanie dziadkiem. Może udałoby się zdobyć trochę żywności. Owoców albo czegoś takiego…

Tich kiwał w zamyśleniu głową. To prawda, dobrze byłoby dostać coś do jedzenia, wszyscy są strasznie głodni.

Siska powiedziała:

– Nie, Tsi, ty nie możesz mi towarzyszyć, oni by nie wiedzieli, kim jesteś. Są tak prymitywni, że na pewno chcieliby cię zamordować.

– Ale przecież ktoś musi z tobą iść – upierał się Tsi. – Nie możesz spotkać się z nimi sama.

Siska miała wypieki na policzkach, podejrzewała, że kierownictwo ekspedycji nie pozwoli jej na taką ryzykowną wyprawę. Rozejrzała się wokół. Wszyscy tutaj są tacy niezwykli, zbyt egzotyczni jak na jej przesądnych krewniaków. Jedyne osoby, które mogłaby tam pokazać, to Indra i Oko Nocy, ale on wciąż śpi, a Indra jest tylko młodą dziewczyną.

– Czy Mar i Cień nie mogliby mi towarzyszyć, pozostając niewidzialnymi?

– Owszem, bardzo chętnie – zgodził się Cień. – Zastanów się tylko, Sisko, czy naprawdę musisz to zrobić?

– Pozwólcie mi! Ja już się ich nie boję. Nie boję się nawet tego przebrzydłego Lesa ani innych mężczyzn. Bardzo chętnie zaniosłabym swoim współplemieńcom jedno słońce, ale chyba nie mamy takiego, które można by im ofiarować?

– Jeszcze nie możemy tego zrobić – odparł Tich. – Wszystkie tutejsze osady muszą otrzymać światło równocześnie, a ich mieszkańcy najpierw muszą wypić eliksir.

Siska rozumiała, dlaczego tak musi być.

Z wielkimi oporami pozwolili jej pójść. Biegła lekkim krokiem po miękkim mchu w lesie swego dzieciństwa. Ona, której w czasach, kiedy tu mieszkała, nie pozwalano się bawić.

Marco stanął w drzwiach pojazdu i patrzył w ślad za nią. Nadeszli też Ram i Faron, Tich wyjaśnił pośpiesznie, co się stało.

– Czyście wy powariowali? – zapytał Marco wstrząśnięty. – Nie wolno jej tego robić! Siska! – wołał za odchodzącą. – Wracaj!

Ona jednak odwróciła tylko głowę i pomachała mu wesoło. Była już tak daleko, że nie musiała się liczyć z poglądami innych.

– Cień i Mar idą z nią – powiedziała Indra uspokajająco.

– Nie o to mi chodzi – odparł Marco ponuro.

Загрузка...